aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
:crab: 21 :crab:

Odkąd Chandra przyjechała do Australii, to nie chłopaków, a zakwaterowanie zmieniała jak rękawiczki, ciągle wynajdując przeszkody, które uniemożliwiały jej zagrzanie jednego miejsca na dłużej. Tutejsze motele, okoliczne hotele wciąż nie zaspokajały jej wygórowanych, amerykańskich wymagań, które wręcz z kwatery na kwaterę rosły coraz bardziej, sięgając już niebotycznych, właściwie nie do spełnienia, oczekiwań. Gdzieś w trakcie pobytu w Lorne Bay pojawiła się nawet myśl o wynajęciu domu, ale problemem pojawił się personel (a raczej jego brak), który miałby usługiwać Ginsberg. Dziwnym i niezrozumiałym dla dziewczyny zjawiskiem było to, że nikt nie odpowiedział na jej ogłoszenia, w których jasno i konkretnie nakreśliła sylwetki poszukiwanych pracowników i ich zapłatę. Nie pozostało jej nic innego, jak ponownie się przeprowadzić, licząc, że może tym razem trafi w dziesiątkę (albo chociaż ósemkę), dzięki czemu będzie mogła narzekać na coś innego, niż niewygody dachu nad głową.
Matce Chandry nie był obojętny los córki, która nieraz z płaczem pokazywała jej warunki w jakich przyszło jej egzystować, dlatego też poprosiła asystentkę, by wynalazła w okolicy miejsce, które zadowoli nawet młodą Ginsberg, zaczynała bowiem sądzić, że traktują ją tam niepoważnie ze względu na wiek i dlatego dostaje lokale najniższych standardów. Trochę to trwało, ale w końcu udało się namierzyć pięknie prezentujący się na fotografiach urokliwy pensjonat z tradycjami, który od razu przypadł do gustu rodzicielce Amerykanki. Jako, że pod koniec roku nie było już wolnych terminów, dokonano i opłacono z góry rezerwację pokoju tuż po Nowym Roku - na początek na miesiąc, by Chandra mogła się rozgościć i jeśli dalej będzie jej się tam podobać, to przedłuży pobyt o kolejne tygodnie.
Nic dziwnego, że przebywająca już jakiś czas w Lorne Bay Ginsberg, nie znała tego miejsca, bo od pijawkowej przygody na mokradłach, starannie unikała tej okolicy, spodziewając się, że za zakrętem może czaić się olbrzymi pająk-ludożerca, czy inny gad, który czyhałby jak nie na jej życie, to chociaż na kończyny! O ile jeszcze w załadowanej po brzegi taksówce Ginsberg była podekscytowana perspektywą nowego miejsca, która idealnie wpisywała się w złotą myśl: nowy rok - nowa ja, o tyle gdy zaparkowała przed bramą pensjonatu, entuzjazm trochę jej oklapł. Z zewnątrz budynek nie prezentował się tak okazale, jak sobie to wyobrażała. Nie była pewna, czy był w stanie pomieścić jej ego rzeczy, których przybyło od przyjazdu. Zerknęła na taksówkarza, który zaczął z zapałem opróżniać bagażnik, wyciągając kolejne walizki, które mnożyły się w oczach, zajmując chodnik i trawnik.
- Tu ich nie stawiaj! Nie wiadomo co i kto tu co wydalał. Nie chcę, żeby moje rzeczy śmierdziały nie wiadomo czym albo spaliły się pod wpływem jakiegoś jadu! - warknęła na biednego spoconego faceta, który jakimś cudem dowiózł ją pod Charlotte Guesthouse, a nie wysadził kilka ulic wcześniej, choć miał na to wielką ochotę…
Chandra wyprostowała się, poprawiła ciemne okulary, które miała na nosie i ruszyła w stronę wejścia, ciągnąc za sobą najmniejszą (choć i tak pokaźną) walizkę. Rozglądała się przy tym po podwórku, które zdecydowanie wymagało zadbania, co miała zamiar wytknąć właścicielowi już na wstępie.
I może nawet by to zrobiła, gdyby nie zamknięte drzwi, które napotkała po tym, jak szarpnęła za klamkę, chcąc dostać się do środka budynku.
- Co jest? - zapytała sama siebie, mocniej napierając na drzwi, które nijak nie chciały ustąpić. Na nic zdała się też próba kopnięcia, którą Chandra kilkukrotnie powtórzyła, lecz czując, jak męczy ją to dobijanie, postanowiła odpuścić. - No co za gówno! - skomentowała oburzona, postanawiając przejść się wokół budynku i skoro ktoś nie chciał wpuścić jej drzwiami, może spróbować wejść przez okno…?

Jake O'Brien
chandra ginsberg
◠‿◠
architekt — współwłaściciel pensjonatu
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Chociaż na ten moment nie planował zatrzymywać się w pensjonacie, który jeszcze do niedawna należał do Charlotte - przyjeżdżając do Lorne Bay wynajął pokój w innym hotelu - stosunkowo szybko zdecydował się na to, aby budynek odwiedzić. Jakby na to nie spojrzeć, według otrzymanych od prawnika informacji, był teraz jego współwłaścicielem. Wypadało zainteresować się nieruchomością, sprawdzić jak wszystko się tutaj prezentuje, zanim podejmie się w jej temacie jakiekolwiek decyzje. Chociaż dłuższy pobyt w miasteczku nie był czymś na co miał ochotę, nie zamierzał się z niczym zanadto śpieszyć. Musiał pewne sprawy przemyśleć, na spokojnie je przeanalizować. Zwłaszcza, że ten nieszczęsny testament nakładał na niego i Indię pewne wymagania.
W chwili kiedy przed pensjonatem zatrzymała się taksówka, zajmował się oględzinami drewnianych schodów, które - przynajmniej w jego opinii - nie były w najlepszym stanie. Nie lepiej prezentowało się zresztą kilka innych rzeczy. Budynek był w raczej kiepskim stanie. Przykro było na to patrzeć, nie napawało to optymizmem. Pogrążony w myślach, nie zorientował się w porę, iż na miejscu zjawiła się osoba trzecia. Od drzwi wejściowych, oczywiście zamkniętych, znajdował się zresztą na tyle daleko, że można go w tej kwestii na spokojnie usprawiedliwić.
- Cholerna rudera. - Mruczał pod nosem, będąc świadom jak dużo może kosztować remont budynku znajdującego się w tym stanie. Następnie ruszył w kierunku kolejnego pomieszczenia, po drodze o mały włos nie przewracając się za sprawą zwiędłej roślinki doniczkowej. Widać nikt nie miał czasu przyjść tu, podlać kwiatków. Bywa i tak. Powstrzymał się przed wyrzuceniem z siebie kolejnej, pospolitej kurwy, po czym schylił się aby podnieść doniczkę. Nie było sensu próbować ratować tego, co się w niej znajdywało. Jedyną sensowną opcją w tym przypadku zdawało się być wyrzucenie tego do śmietnika. Ten zaś, o ile Jake dobrze pamiętał, znajdywał się na tyłach budynku.
Konieczne było więc ruszenie w stronę drzwi prowadzących na taras, pozwalających na dostanie się do ogrodu oraz reszty tego, co tam się znajdywało.
O tym, że nie spodziewał się żadnych osób zainteresowanych zatrzymaniem się w Charlotte Guesthouse, już na samym początku informować musiały zamknięte drzwi. Biorąc jednak pod uwagę, że te nie odstraszyły one Chandry, wnioski musiała wyciągnąć teraz - widząc mężczyznę wychodzącego z zamkniętego budynku, niosącego zwiędłego kwiatka. Wyraźnie zaskoczonego spotkaniem w tym miejscu jakiejkolwiek osoby.
- To teren prywatny. - Poinformował kobietę, zatrzymując się wpół kroku. - Można wiedzieć czego tutaj pani szuka?
Zadając to pytanie, zlustrował dziewczynę uważnym spojrzeniem. Jeśli walizka, którą ta przy sobie miała, nasunęła mu jakiekolwiek wnioski, to nie dał tego po sobie poznać.

Chandra Ginsberg

//sorrki, miałam w tym tygodniu awarię laptopa (zalany) i dopiero dzisiaj odebrałam go z naprawy//
powitalny kokos
Jake O'Brien
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Kiedy już była o krok od wyciągniecia telefonu i pożalenia się mamusi, że kolejna jej miejscówa okazała się klapą - w tym przypadku nawet zamkniętą na cztery spusty, dostrzegła jak w jej kierunku idzie mężczyzna, dzierżąc w dłoniach jakiejś badyle. Nim w ogóle nabrała powietrza w płuca, by obrzucić go setką pytań, nieznajomy wypalił z terenem prywatnym, czym wprowadził Chandrę w lekką konsternację. Rozglądnęła się w prawo i w lewo, następnie uniosła głowę, by spojrzeć na budynek, na którym wisiał szyld o pokojach gościnnych.
- To dobrze, że prywatny. Dbam o swoją prywatność - odpowiedziała, nie dając się zbić z tropu. - Nawet będąc ogrodnikiem, mógłbyś być bardziej przyjazny, bo wiesz, niektórzy mogliby zrezygnować z mieszkania tutaj, obawiając się, że częściej mogliby spotkać takiego buraka - dodała zuchwale, układając dłoń na boku, by zademonstrować swoją wyższość nad tym pachołkiem. Nie miała pojęcia, że rozmawia z właścicielem…
Obróciła się na chwilę, by zerknąć, czy jej bagaże dalej stoją przed bramą. Nie ufała tutejszej społeczności i obawiała się, że wystarczy nieuwagi, by została z niczym. Na szczęście jej dobytek wciąż czekał na umieszczenie go w pięknym, gustownie urządzonym pokoiku z widokiem na plażę, bo w końcu taki z góry jej opłacono i nikt nie poinformował, że miałoby się cokolwiek zmienić…
- Dlaczego główne drzwi są zamknięte? Którędy się tu wchodzi? Przez komin jak Mikołaj? - zapytała z nutką kpiny, bo nurtowała ją ta kwestia, szczególnie, że zaczynało burczeć jej w brzuchu i chciałaby już coś zamówić i skonsumować, najlepiej w swoim pokoju. - Jak już wyrzucisz tego chwasta, to zajmij się moimi walizkami. Mam pokój na piętrze, nie pamiętam numeru - poinformowała, chowając rozsuwaną rączkę bagażu, który dotychczas za sobą wlekła. Następnie otrzepała dłonie, oglądając przy okazji, czy od tego dźwigania nie dorobiła się odcisków. Westchnęła ciężko, widząc drobne zaczerwienienie.
- Długo będziemy tutaj stali? - ponagliła mężczyznę, ruszając w stronę głównego wejścia.

Jake O'Brien
chandra ginsberg
◠‿◠
ODPOWIEDZ