instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
✶ 1 ✶
Drugim - zaraz po siłowni - miejscem, w którym Valentynka czuła się najlepiej były plaże. Od dziecka kochała plaże. Rodzice nie raz wróżyli jej przez to karierę pływaczki, surferki bądź żeglarki, ona sama nawet przez jakiś czas o tym myślała, jednak ostatecznie zamiast tego wymyśliła sobie straż pożarną i teraz, z perspektywy czasu mocno tego żałowała, bo gdyby nie to, z całą pewnością prowadziłaby teraz piękne, beztroskie życie, niezmącone traumami i silnymi stanami lękowymi. Nie było jednak sensu zastanawiać się, co by było, gdyby dokonała w życiu innych wyborów, skoro i tak nie mogła cofnąć czasu i zmienić przeszłości, bez względu na to jak bardzo by tego chciała.
Odkąd wyszła ze szpitala, rzadko wychodziła na plażę w ciągu dnia - wybierała się tam raczej wieczorami, kiedy ludzi było zdecydowanie mniej a długie spodnie całkowicie zakrywające nogi aż tak rażąco nie rzucały się w oczy. Nie lubiła pokazywać nóg, odkąd zaczęły wyglądać jak zaczerwieniony, stopiony wosk - właśnie takie skojarzenie jako pierwsze przychodziło jej na myśl, kiedy widziała swoje blizny po poparzeniach, a chcąc nie chcąc była zmuszona patrzeć na nie zdecydowanie częściej niż by sobie tego życzyła. Wolała oszczędzić tego widoku przynajmniej innym ludziom, choć akurat w tej chwili żadnych nie było w pobliżu... no, nie licząc jakiegoś nastolatka z papierosem, spacerującego kawałek od niej. Gdyby był bliżej, Tina z pewnością zrobiłaby szybki odwrót, bo przyprawiało ją o ciarki, że papieros się pali i pewnie zaraz znowu zaczęłaby wyobrażać sobie jakieś niestworzone tragedie, ale przy tak dużej odległości jeszcze czuła się bezpiecznie.
J e s z c z e.
Rozłożyła koc na piasku, wyciągnęła z torebki butelkę mrożonej herbaty, położyła się, przymknęła oczy, wsłuchując się w szum wody. Przez chwilę było naprawdę przyjemnie. Dopóki nie ogarnął jej dziwny, irracjonalny niepokój oraz przeczucie że coś jest nie w porządku. Podniosła się z koca, rozejrzała się i serce omal jej nie stanęło...
W pierwszej chwili nie powiązała płonącego śmietnika z chłopakiem z papierosem, choć prawdopodobnie to jego nieuwaga była przyczyną miniaturowego pożaru w drewnianym koszu. To w ogóle nie było dla niej ważne, jej zdolność logicznego myślenia i chłodnej oceny sytuacji spakowała się i wyjechała na wakacje a ona stała jak wryta i nie była w stanie ruszyć się nawet o centyment, mimo, iż wszystko w niej krzyczało, że powinna uciekać.
Spokojnie... tylko spokojnie. To mały pożar, nie zrobi ci krzywdy, po prostu trzymaj się z daleka i tam nie podchodź... bo jak podejdziesz to znów staniesz w płomieniach, będzie boleć jak cholera, nie będziesz mogła się ruszyć i Autumn tym razem ci nie pomoże.
I chuj. Próby opanowania paniki szlag trafił.
- Boże... p-pożar! - Wydawało jej się że krzyczała, ale to co wydobyło się z jej gardła było w rzeczywistości zaledwie ochrypłym szeptem. Zaczęła w popłochu rozglądać się wokół, szukając kogoś, kto w razie potrzeby zostałby na chwilę jej Autumn i ją uratował. Los był dla niej łaskawy, przechodziła tamtędy młoda, jasnowłosa dziewczyna i Valentinę tak bardzo ucieszył jej widok, że w pierwszej chwili zupełnie nie zwróciła uwagi, że i nieznajoma nie wygląda na szczególnie spokojną i opanowaną. - Pali się! - Tym razem jej głos był nienaturalnie podniesiony a sama Tina poczuła, że robi jej się słabo. Spróbowała oddychać głębiej, bardziej równomiernie, ale cholera, skutek był co najwyżej znikomy. Do dupy z takimi technikami uspokajającymi.
A było zostać dłużej na siłowni! Na co mi była ta przeklęta plaża...

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Brysia
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Chandra czuła, że jak tak dalej pójdzie niedługo zabraknie miejsc w Lorne Bay, w których będzie mogła czuć się względnie bezpieczna. Póki co odpadały mokradła, bo tam miała nieprzyjemność spotkać krwiożercze pijawki. Odpadały też farmy, bo ilekroć w okolicach balowała, dziwnym trafem kończyła w polu - na szczęście ostatnio gubiąc tylko majtki. Plaża też wydawała się skreślona, bo podczas turnieju wędkarskiego, kiedy i ona chciała zakosztować tej niezrozumiałej dla niej frajdy łowienia ryb, meduzy poparzyły jej nogi…
Mimo to, chcąc trochę się ochłodzić, bo przecież od wody całkiem przyjemnie wiało, wybrała się na przechadzkę, mając w planach porobić sobie selfiki, bo ostatnio jej znajoma płakała w mediach społecznościowych jak to tęskni za słońcem i najchętniej to pobyczyłaby się na złocistym piasku. Takie zagrywki były jak woda na młyn dla złośliwości Ginsberg, która od tego czasu niemal codziennie publikowała jakąś godną pozazdroszczenia fotkę, nie zapominając by oznaczyć znajomą.
Szykowała się właśnie, by uchwycić jak najlepszy kadr z sobą w roli głównej, gdy niespodziewanie za jej plecami pojawił się dym. Najpierw maleńka smużka, która z sekundy na sekundę powiększała się, tworząc coraz bardziej zauważalny obłok. Chandra od razu obróciła się, by ocenić jak daleko od niej znajduje się kosz, który nagle zaczął wypuszczać z siebie kłęby dziwnie migotliwego dymu, jakby…
- O nie, nie, nie! To mi się tylko wydaje - pisnęła sama do siebie, przykładając dłonie do twarzy. Uznała, że wariuje! Nie tak dawno temu widziała ognisko i chyba to rzuciło się jej na mózg, skoro teraz wszędzie dostrzega dym, bo jaka była szansa, że coś będzie paliło się na piasku i to o krok od wody?! Bardzo chciała wierzyć, że to jedynie omamy i paranoja, ale gdy poczuła smród, co oznaczało, że kolejny zmysł został poinformowany o spaleniźnie, poczuła jak puls jej przyspiesza i w przeciwieństwie do skamieniałych ze strachu nóg, serce chce wyrwać się z jej klatki piersiowej.
Wiej, wiej ile sił! - podpowiadał rozum, ale ciało, które nagle się spięło, niekoniecznie chciało współpracować, więc Ginsberg z trudem zrobiła krok, później dwa, nerwowo spoglądając na coraz mocniej palące się śmieci. Może to nowoczesna latarnia? Projekt szalonego naukowca, który w ten sposób chciał ozdobić australijską plażę? Tak, to brzmiało bardzo logicznie i Amerykanka byłaby skłonna uwierzyć w podesłane przez wyobraźnię wytłumaczenie, gdyby nie…
Pali się!
Popatrzyła z przestrachem w stronę kobiety, która śmiała sprowadzić na ziemię i uświadomić w tym, w czym wcale Ginsberg nie chciała zostać uświadomiona.
- Zrób coś z tym! Weź to ugaś - krzyknęła w jej stronę. - No rusz się! - poleciła, bo wydawało się Chandrze, że nieznajoma gramoli się jak mucha w smole, a wyobraźnia podpowiadała jej, że ogień jest coraz bliżej i zaraz je dosięgnie… co w rzeczywistości mijało się z prawdą…

Valentina Goldsworthy
chandra ginsberg
◠‿◠
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
Na szczęście Valentina od zawsze zaliczała się raczej do odważnych osób (choć niektórzy pewnie kłóciliby się, czy to jeszcze odwaga czy już głupota) i naprawdę mało co było w stanie wywołać w niej lęk. Z ognia przecież też przez długi czas nic sobie nie robiła... a potem padła jego ofiarą i już przestało być tak wesoło, bo teraz momentalnie się spinała i wchodziła w tryb obronny nawet kiedy ktoś zbyt blisko odpalił głupiego papierosa. Okropnie ją to frustrowało, ale nie potrafiła nic poradzić na to, że nawet najmniejszy płomień przywoływał wspomnienia z tamtej feralnej nocy, kiedy postanowiła podjąć nieco zbyt duże ryzyko i omal nie przypłaciła tego życiem, zyskując ponadto mocne poparzenia na nogach i traumę tak głęboką, że momentami podpadała pod paranoję. No a skoro nawet taka pierdoła jak choćby ten wspomniany zapalony papieros nie działały na nią najlepiej to można sobie tylko wyobrażać, co poczuła w momencie, kiedy uświadomiła sobie że dosłownie kawałek od niej pali się śmietnik.
Była bezsilna i całkowicie bezbronna. Nie potrafiła ani uciec, ani tym bardziej podjąć próby ugaszenia minipożaru, więc jakaś postronna osoba przechodząca przypadkiem i mająca w sobie choć odrobinę empatii wydawała się jedynym wyjściem z tej paskudnej sytuacji. Jej mózg jednak nawet nie dopuścił do siebie opcji, że mogłaby trafić na kogoś, kto będzie przejawiał równie silne pirofobiczne symptomy co ona. Szansa była przecież minimalna!
Tak więc tak - biedna Valentynka myślała, że znalazła swoją bohaterkę, a tymczasem młode dziewczę z jakiegoś powodu wcale nie chciało ratować sytuacji, oczekując ponadto, że to właśnie Tina będzie tą, która odwali brudną robotę i zostanie wybawicielką uciśnionych.
Weź to ugaś? Wolne żarty!
Jeszcze rok temu bez zawahania rzuciłaby się gasić płomienie, nawet bez dodatkowej zachęty, bo jeszcze wtedy był to dla niej chleb powszedni; miała na codzień do czynienia z gorszymi pożarami i nie robiły na niej większego wrażenia. Och, jak cholernie dużo zmieniło się od tamtego czasu!
- Z-zapomnij, że j-ja... - Reszta zdania ugrzązła jej w gardle, bo sama myśl o tym, że miałaby się dobrowolnie zbliżyć do tego tworu piekielnego była tak absurdalna i przerażająca że aż nie potrafiło jej to przejść przez usta. Ciarki przechodziły ją na samą myśl, chciała biec, uciec stąd jak najszybciej i jak najdalej, ale nogi miała jak z waty i każdy gwałtowniejszy krok mógł się w tym momencie zakończyć upadkiem. Wtedy to już w ogóle panika osiągnęłaby punkt krytyczny, bo bardzo wątpliwe że w takim stanie potrafiłaby się podnieść, nie mówiąc już o żadnym oddalaniu się na bezpieczną odległość. Nawet nie chciała próbować sobie tego wyobrażać. - Musimy z-zadzwonić p-po pomoc - wydukała, drążącą ręką sięgając do kieszeni spodni po telefon, ale nie potrafiła nawet trafić palcem w odpowiednie klawisze, tak bardzo była roztrzęsiona. Choćby chciała, nie była w stanie zrobić w tej sytuacji absolutnie nic użytecznego - taka z niej była bohaterka od siedmiu boleści. Gdyby potrafiła myśleć w tej chwili o czymś innym niż o zagrożeniu w postaci ognia, zapewne uznałaby samą siebie za godną pożałowania.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Brysia
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
O wiele łatwiej było skupić uwagę na kobiecie i łudzić się, że gorące, rozprzestrzeniające się zagrożenie choć przez chwilę nie istnieje. A okaz, który przyszło Chandrze obserwować wydawał się oderwany od rzeczywistości… jak ona sama. Co do tego sama przed sobą nie chciała się przyznać, ale miała już okazję się przekonać, że ludzie niekoniecznie reagowali tak jak ona i nie tyczyło się to tylko i wyłącznie kwestii pieniędzy i tego, że Ginsberg mogła pozwolić sobie na więcej niż przeciętny śmiertelnik. Dotychczas nie spotkała nikogo, kto podzielałby jej lęk, więc za wszelką cenę próbowała go wyprzeć, zamaskować i odgonić, by nie wyglądać na dziwaczkę, która piszczy na widok zapalonego podgrzewacza, czy głupiej urodzinowej świeczki…
Patrząc na tę kobietę nie była jeszcze pewna, że trafił swój na swego, ale kiedy spojrzała, że nie tylko jej dłonie, ale także i ręce nieznajomej drżą, coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że ogień nie mógł lepiej trafić, wybierając buchanie akurat przy nich! Jak na złość w zasięgu wzroku nie było nikogo innego, kto mógłby ruszyć im na ratunek - o ile w ogóle było przed czym je ratować.
- Jesteś starsza! - palnęła Chandra, jakby wiek był kluczowym wyznacznikiem, to powinien podjąć jakieś działanie w związku z tym pożarem. - Ja nie jestem stąd i nie chcę tu spłonąć przez ciebie - krzyknęła, dodając kolejną kwestię, która wydawała się nie mieć sensu, ale duszący dym pochodzący prawdopodobnie z topiącego się plastiku, zaczynał coraz bardziej drażnić, bo wiatr akurat kierował go w stronę dziewczyn, więc Ginsberg nie szczególnie przywiązywała wagę do słów, które puszczała wraz z nim. Nie kontrolowała też łez, które póki co zaszkliły jej oczy. Pociągnęła nosem, bo przecież nie będzie tu płakać!
I w tym momencie powinna ją zostawić, zadbać o własny jeszcze nie liźnięty płomieniem tyłek, ale skoro nie tylko ona się bała, to czy nie raźniej będzie bać się we dwie?
Zacisnęła powieki i na oślep ruszyła w stronę nieznajomej.
- Nie ma czasu! Nie ma czasu! - popędzała Chandra, zatykając uszy, by nie słyszeć trawiącego śmietnik ognia, który zdawał się z nich kpić, a jego śmiech dodatkowo paraliżował. A może to nie był ogień, a ktoś, kto przyglądał się im z daleka, mając ubaw z ich utrapienia? Ale na to też nie było czasu, bo trzeba było wiać!
- Nie możemy uciec do wody, bo tam są meduzy. - Ginsberg jęknęła, nie mając zamiaru zaliczać powtórki z rozrywki…
Już była bliska płaczu, bo sytuacja wydawała się beznadziejna, a jej towarzyszka była podobnie rozdygotana jak te wodne żyjątka, których Chandra chciała uniknąć, kiedy wpadła pomysł!
- Zakopmy się, tylko głęboko! - powiedziała i od razu zaczęła rozgarniać dłońmi piasek, na który zaczęły skapywać pojedyncze łzy. Nie wiadomo, czy spowodowane pożarem, czy może faktem, że właśnie rujnuje sobie starannie wykonany manicure…

Valentina Goldsworthy
chandra ginsberg
◠‿◠
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
Valentina też na początku próbowała - nieudolnie bo nieudolnie, ale jednak - udawać, że nie ma z ogniem absolutnie żadnego problemu. Przecież jeszcze tak niedawno pracowała jako strażak... jak by to wyglądało, gdyby teraz umierała ze strachu z powodu zapalonej świeczki czy innej pierdoły? Do niedawna uważała ukrywanie fobii wręcz za kwestię honoru, ale odpuściła sobie próby udawania, kiedy wreszcie dotarło do niej, że jej lęki potrafią przejąć nad nią całkowitą kontrolę i że w takiej sytuacji po prostu nie da się niczego skutecznie udawać, bo człowiek nie jest w stanie myśleć trzeźwo i racjonalnie, będąc o krok od potężnego ataku paniki.
Teraz też niczego nie udawała. Nie była w stanie, nawet jej przez myśl nie przeszło żeby zgrywać dawną bohaterkę i próbować być jak Valentina sprzed roku, która nie bała się prawie niczego, bo w tej chwili bała się jak chuj, takie były fakty i ciężko było się z nimi spierać. Sytuacji nie ratowało absolutnie nic, bo nieznajoma najwyraźniej miała z ogniem równie duży problem, a próżno było szukać tu w tej chwili kogokolwiek innego.
Los najwyraźniej postanowił okrutnie zakpić sobie z nich obu.
Próbowała przetworzyć wszystko, co właśnie wykrzyczała do niej dziewczyna, przeanalizować jej słowa na chłodno i zareagować w jakiś mniej emocjonalny sposób... i chyba nie trzeba dodawać, że to wszystko z zerowym rezultatem, za to z jeszcze większą histerią niż przewidywała.
- Ja już raz płonęłam! - krzyknęła płaczliwie, drżąc spazmatycznie. Wcale nie chciała tego powiedzieć a jeszcze bardziej nie chciała o tym myśleć i przypominać sobie całego tego koszmaru, problem w tym, że to także było czymś, co działo się całkowicie poza jej kontrolą, i chcieć to ona sobie mogła dużo a i tak mimo to wychodziło jak wychodziło. Znienawidzone wspomnienie prześladowało ją nieustannie, wystarczyła choćby najdrobniejsza wzmianka o ogniu, nie mówiąc już o drobnych pożarach które powodowały to, co właśnie można było obejrzeć na załączonym obrazku.
Jak przez mgłę zarejestrowała, że nieznajoma idzie w jej kierunku i mówi do niej o ucieczce. Taaak, ucieczka, musimy uciec. Musimy jak cholera, bo inaczej obie zamienimy się w żywe pochodnie. Tylko dlaczego zamiast uciekać dziewczyna padła na ziemię i zaczęła grzebać w piachu? Traciły przez to czas, każda sekunda była tu cenna a całkowite zakopanie się zajmie im przecież za dużo czasu, to w ogóle nie był dobry pomysł!
- To za długo... - rzuciła, jakby to jedno zdanie wyjaśniało absolutnie wszystko, ale umówmy się, składanie myśli w sensowne i logiczne zdania wykraczało w tej chwili daleko poza jej możliwości. - Nie mamy czasu! M-musimy uciekać! Szybk-ko zanim nas dogoni! - Wyjaśniła najbardziej elokwentnie jak w obecnej sytuacji potrafiła. To diabelstwo rozprzestrzeniało się przecież okropnie szybko, coś o tym wiedziała, więc musiały uciekać, musiały być szybsze bo inaczej koniec i mogiła. - W tamtą stronę! - Wykonała nerwowy zamach ręką w jakieś nieokreślone miejsce przed sobą, które w jej wyobraźni z jakiegoś powodu było nieco bardziej bezpieczne niż to w którym znajdowały się obecnie. Użyła ostatnich nędznych resztek opanowania żeby chwycić nieznajomą za rękę i pociągnąć za sobą, bo chociaż definitywnie skończyła już z zawodowym ratowaniem ludzi to przecież nie pozwoli jej tutaj spłonąć.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Brysia
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
- Co? - bąknęła pod nosem, pytając bardziej siebie niż nieznajomą. - Chyba ze wstydu! - dodała pospiesznie, nie biorąc pod uwagę, że kobieta mówi poważnie. To zdecydowanie nie mieściło się w głowie Chandry i nawet nie chciała kierować myśli w stronę płomieni, które mogłyby objąć człowieka, bo momentalnie robiło jej się słabo.
Ona na pewno wyolbrzymia! Chce mnie wystraszyć, bo przecież nie widać, żeby miała jakieś blizny. Nie słuchaj jej! Nie słuchaj! - mówiła sobie w duchu, by przypadkiem nie wyjść na zbyt łatwowierną. W końcu nie znała tej osoby, nie wiedziała, czy ktoś nie robi sobie z niej jaj, wysyłając na plażę jakiejś wybitnej aktorki, która miałaby potwierdzić słabość Ginsberg. Jeśli tak by było, to osobiście wręczyłaby jej Oskara, bo grała niezwykle przekonująco!
Amerykanka daleka była od rozsądnych kalkulacji, czy zdążą, czy nie. Piasek, gdy usunęło się wierzchnią warstwę, wydawał się przyjemnie chłodny, w przeciwieństwie do zagrożenia, które nadciągało.
- Dlaczego dziś nie pada? Dlaczego! Dlaczego pada, kiedy ma nie padać, a kiedy powinno, to nie pada! Nie paaadaaa! - jęknęła żałośnie, podnosząc oczy ku niebu, po którym sunęły chmury, bynajmniej nie mając zamiaru rozpłakać się deszczem. Chandrze za to płakanie wychodziło coraz lepiej, ale to wciąż było za mało, by ugasić pożar…
Zamglonym wzrokiem spojrzała w kierunku, gdzie miały uciekać i nawet nie wiedziała kiedy dała się pociągnąć nieznajomej, koślawo stawiając kroki i o mały włos nie potykając się na własnych nogach.
- Nie dam rady! Nogi mi grzęzną! Już nie mogę! - poskarżyła się płaczliwie, czując jakby w ogóle nie posuwały się do przodu; jakby stały na ruchomych schodach, których stopnie uciekają w zupełnie innym kierunku, niż stawiane na nich kroki. Ale nie było tak źle, jak wydawało się Chandrze, bo jakimś cudem, wspólnymi siłami, udało im się odbiec spory kawałek. Amerykanka sapała przy tym jak lokomotywa, a gdy wreszcie stanęły, padła na kolana, nie mając energii na żaden dodatkowy ruch.
- Co to było? - zapytała, łapczywie łapiąc oddech. - Skąd… skąd on… - nie dokończyła, podnosząc wzrok na nieznajomą. Przecież ogień nie bierze się znikąd… - Ty… wtedy… nie mówiłaś serio, co nie? - dodała, choć nie była pewna, czy kobieta skojarzy o co pyta, wszak nie powiedziała, że nawiązuje do tego jej palenia się.

Valentina Goldsworthy
chandra ginsberg
◠‿◠
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
Całkowicie olała uwagę, która padła po jej nie do końca planowanym wyznaniu, rzuconym zupełnie mechanicznie, pod wpływem silnych emocji. Może to i lepiej, że nieznajoma nie wzięła tego na poważnie, przynajmniej nie będzie zadawała niewygodnych pytań, na które Valentina niekoniecznie miałaby ochotę odpowiadać. W tej chwili zresztą nawet nie miała siły się nad tym zastanawiać, bo jej myśli przez cały czas zajęte były zagrożeniem - w jej głowie bardzo mocno realnym. Teraz płonął śmietnik, ale za chwilę to mogła być cała plaża, łącznie z nią samą i nieznajomą, i znów będzie przeżywać ten koszmar od nowa, a ratunku wciąż nie było i bynajmniej nie zanosiło się, że cokolwiek się w tej kwestii zmieni. Nie było co liczyć na cud, cuda się nie zdarzały. Trzeba było u c i e k a ć, jak najszybciej, jak najdalej, póki jeszcze była jakakolwiek szansa na uratowanie się.
Deszcz byłby w tym momencie zbawienny, to prawda, ale o tym też mogły sobie w tej chwili pomarzyć. Gdyby Valentynka wierzyła w siły nadprzyrodzone, pomyślałaby zapewne, że ten straszny pożar to jakaś jebana klątwa, ewentualnie kara za grzechy czy coś w tym stylu... ale chyba nie zrobiła nic złego, a przynajmniej nie na tyle, żeby spotykały ją takie okropne rzeczy!
- Musisz! Musimy uciekać bo inaczej kurwa spłoniemy! - Stawka była wysoka, a Tina zdecydowanie nie chciałaby patrzeć jak biedna dziewczyna się pali. Mimo wciąż trzęsących się dłoni i nóg jak z waty, poczuła nagły przypływ adrenaliny, dzięki któremu udało jej się odciągnąć dziewczynę i odbiec na względnie bezpieczną odległość. Płonący śmietnik wprawdzie wciąż upiornie majaczył na horyzoncie, przyprawiając Valentinę o nieprzyjemne ciarki, ale teraz przynajmniej nie zagrażał jej bezpośrednio. Wciąż jednak była zbyt wstrząśnięta, by pomyśleć o ponownej próbie zadzwonienia po straż. Potrzebowała chwili, żeby się uspokoić i pozbierać myśli.
- Nie wiem. Ale wszechświat musi mnie mocno nienawidzić. - Dalczego takie rzeczy zdarzały się właśnie jej? Czemu spośród wszystkich pieprzonych śmietników w całym Lorne ogniem zajął się akurat ten konkretny? - Zresztą chyba nie tylko mnie... - rzuciła, niby to stwierdzeniem, niby pytaniem, choć teraz już oczywiste dla niej było, że nie była w swojej paranoicznej pirofobii sama.
No a potem padło pytanie, którego tak się obawiała i które niestety zrozumiała aż za dobrze.
Fuck. Jednak uwierzyła.
Tina miała ochotę uciec stąd w tej sekundzie i schować się gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie, zamiast tego jednak dalej stała na tej cholernej plaży, szybko i nerwowo łapiąc oddech, zastanawiając się nad tym prostym pytaniem zdecydowanie dłużej niż powinna.
- Powiedzmy, że zawód strażaka okazał się nienajlepszym życiowym wyborem i jest bardziej niebezpieczny, niż byłam kiedyś skłonna przyznać. Nie polecam - odpowiedziała w końcu dość wymijająco, ale z drugiej strony na tyle jasno, żeby potwierdzić, iż faktycznie nie wymyśliła sobie swojego prawie-spłonięcia żywcem i że ani trochę nie wyolbrzymiała. Nie lubiła o tym rozmawiać, to od samego początku był temat tabu i widać to było nawet w tej chwili, po tym, jak wzrok uciekał jej gdzieś w zupełnie inną stronę a ręka mimowolnie powędrowała do zawieszonego na szyi krzyża ankh i zaczęła nerwowo się nim bawić.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Brysia
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Jeśli miałyby uznawać, że pożar był klątwą, to zdecydowanie Chandra przyczyniła się do jej ściągnięcia. Osób, którym zalazła za skórę i podniosła ciśnienie było naprawdę dużo, nie tylko patrząc na Australię, ale także na jej rodzinny kraj. Pewnie ciężko byłoby zliczyć, ile obrażonych przez nią ludzi, życzyło jej by poszła do diabła albo chociaż smażyła się w piekle… Ogień wydawał się więc samospełniającą się przepowiednią!
Gdyby nie motywująca gadka, a może raczej wizja, że spłonie żywcem, Chandra pewnie padła by na piasek i się rozpłakała, ewentualnie skorzystałaby z ramion nieznajomej, ładując się na jej plecy, by ją poniosła w bezpieczne miejsce, gdzie żaden dym i iskry nie miałyby dostępu. Wątpliwe, by kiedykolwiek powtórzyła ten ucieczkowy wyczyn, bo przebiegnięcie tych kilkunastu (kilkudziesięciu?) metrów kosztowało ją tyle energii, że miała wrażenie, że nie ma siły mrugnąć.
- Może jak jesteśmy razem, to stajemy się bardziej łatwopalne? - zapytała, tworząc jedną z teorii, która w tym momencie wcale nie wydawała jej się taka głupia. Ileż razy słyszało się, że jakieś zwierzę, widząc, że ktoś się go boi jeszcze bardziej szczerzy kły. Może tak było z ogniem? Widząc dwie trzęsące się jak osiki panienki tylko mocniej buchał?
Ginsberg musiała zrobić bardzo głupią minę, która utrzymała się przez kilka sekund, gdy kobieta powiedziała o zawodzie strażaka. W końcu zaśmiała się nerwowo, nie do końca dowierzając słowom towarzyszki.
- Yyy… byłaś strażakiem? - dopytała niepewnie, wciąż gdzieś wplatając w to próbę zaśmiania się, która przypominała bardziej kaszlnięcie, niż oznakę wesołości. - Jak mogłaś być strażakiem skoro… Zaraz, zaraz. Udawałaś? Wtedy czy teraz? Zgrywasz bohaterkę? - Ginsberg zmarszczyła brwi, bo nic jej się tu nie zgadzało. Jak ktoś, kto boi się ognia może iść na PIERWSZY OGIEŃ?! Chyba, że łudziła się, że lęk zwalczy mierzeniem się ze swoim największym strachem… Chandra jakoś wolała nie próbować tego typu terapii.
Gdy trochę udało jej się wyrównać oddech, wstała i zaczęła otrzepywać się z piasku, który był… wszędzie, co dodatkowo nie poprawiało jej komfortu. Ukradkiem i tylko przelotnie zerknęła w stronę, skąd nadbiegły. Wydawało jej się, że ktoś pojawił się koło źródła ognia, dlatego szybko odwróciła wzrok, bo nie chciała wiedzieć, co stanie się z tym człowiekiem.

Valentina Goldsworthy
chandra ginsberg
◠‿◠
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
Instynkt ratowania nie tylko siebie ale również innych prawdopodobnie został jej z czasów, kiedy jeszcze robiła to zawodowo i kiedy życie innych ludzi faktycznie zależało właśnie od niej. Różnica polegała na tym, że wtedy potrafiła realnie ocenić sytuację i nie wpadała w panikę z byle powodu, natomiast po tym co przeżyła, każdy najmniejszy płomień wywoływał w niej paraliżujący lęk i sprawiał, że momentalnie zaczynała tracić nad sobą kontrolę - co nieraz wydawało się całkowicie irracjonalne ale mimo wszystko w jakiś sposób uzasadnione, jeśli wziąć pod uwagę głęboką traumę, która pozostała jej po bliższym kontakcie z płomieniami. No cóż, teraz już na szczęście była bezpieczna. Jakimś cudem się udało, choć przez chwilę Valentynka naprawdę widziała już w myślach, jak razem z nieznajomą dziewczyną zaczynają płonąć żywcem.
- Ta, byłam. To był duży błąd. - Z jednej strony nie żałowała, że względu na to, jak wielu ludziom pomogła i jak wiele żyć udało jej się ocalić, ale z drugiej strony, aż za dobrze wiedziała, że gdyby nie to wszystko, to nie musiałaby przechodzić przez całe to piekło, do którego zbliżyła się chyba całkiem dosłownie, bo tam też ponoć było mnóstwo ognia. - Kiedyś się nie bałam... znaczy, na pewno nie tak jak teraz. Ale potem stało się to. - Z tymi słowami lekko podciągnęła nogawkę spodni, odsłaniając niewielki fragment przebarwionej, zdeformowanej skóry - i oczywiście równie szybko go zasłoniła, bo absolutnie nie było czym się chwalić. Wolała jednak to, niż mówienie na głos o tym, że stosunkowo niedawno została ofiarą pożaru i mało nie przypłaciła swojego cholernego bohaterstwa życiem. Już samo myślenie i wracanie do tego okropnego wspomnienia sprawiało, że robiło jej się słabo, więc wątpliwe, że kiedyś płonęłam przeszłoby jej przez gardło drugi raz. Ten pierwszy zresztą powiedziała to bez zastanowienia, niemal mechanicznie, absolutnie przerażona koszmarem w którym się znalazła. Teraz już nawet nie patrzyła na śmietnik, chcąc zapomnieć, że on tam w ogóle jest. Niech się dzieje co chce, ważne że ona i nieznajoma towarzyszka niedoli były bezpieczne. Miała właśnie zaproponować, że może pójdą sobie z tej plaży w cholerę, na przykład na jakąś kawę, albo może na drinka, żeby trochę odreagować to, co się właśnie stało, kiedy nagle o czymś sobie przypomniała.
- Mój koc tam został. I moja herbata. - To drugie byłaby w stanie przeboleć, bo już i tak prawie ją wypiła, ale swój koc lubiła i wolałaby go odzyskać. Z drugiej strony, czy warto aż tak ryzykować? Nie było opcji, że tak po prostu sobie po niego pójdzie, bo przecież kawałek dalej wciąż był o g i e ń, ale zostawiać go na plaży też nie chciała.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Brysia
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Chandra zrobiła kółeczko palcem wokół skroni, bo nieznajoma wydała się jej szalona. Ginsberg nawet dla kasy, dla upragnionej sławy nie dałaby się wkręcić w jakąś rolę związaną z bliskością ognia. Tego się trochę zresztą obawiała planując swoją karierę na wielkim ekranie… W końcu w wielu scenografiach były pochodnie albo chociaż tlące się świeczki, które miały nadawać klimat i to bynajmniej nie grozy, jak postrzegała je Amerykanka. Miała nadzieję, że da się zastąpić ogień sztucznym światłem albo efekty dorobić dopiero komputerowo, bo inaczej nie ma bata, że wystąpi w takiej scenie.
- Wpadłaś kiedyś jeszcze na równie głupie pomysły? - zapytała niezbyt grzecznie, niekoniecznie się tym przejmując. - Albo wiesz co? Nie odpowiadaj - dodała szybko, lustrując kobietę wzrokiem, nim ta odsłoniła przed nią blizny. Wtedy szczęka Chandrze opadła. - Jezu! To… to… jest prawdziwe? - Nawet nie wiedziała jak ma określić to, co zobaczyła. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, zaraz jednak przełykając głośno ślinę, bo przecież ona też mogła tak skończyć. Teraz jeszcze bardziej zaczęła bać się ognia!
- Próbowałaś coś z tym zrobić? Operacja plastyczna? Na pewno istnieje opcja jakiegoś przeszczepu skóry albo implantów. Tak nie da się żyć! - stwierdziła, może trochę zbyt przejęta, jakby ta sprawa dotyczyła jej, a nie jakiejś obcej babki, która skoro dobrowolnie lazła w ogień, cóż… prędzej czy później mogła się sparzyć…
- Są w Australii jakieś kliniki? Jak nie, to dam ci namiary na takie ośrodki w Stanach - powiedziała, mając ochotę czym prędzej znaleźć kontakt, który mogłaby jej polecić. Raczej nie wynikało to z dobroci serca, ale z fikołków w żołądku, które pojawiały się, gdy przypominała sobie ten widok, który nie był świetną charakteryzacją, a niechcianą pamiątką na całe życie.
Przejęta bliznami Chandra nie od razu zarejestrowała, co mówi do niej kobieta. Jednak, gdy dotarły do niej jej słowa, od razu pociągnęła ją za rękę, by oddaliły się od miejsca, z którego przybiegły.
- Nie ma mowy, nie wracamy tam. Kupię ci herbatę. I koc. Nawet dwa. Ale tam nie wracamy! - zastrzegła, rozglądając się, czy gdzieś w okolicy nie ma zaparkowanej taksówki, która zawiozłaby je do centrum albo nawet do większego miasta, które mogło oferować większy wybór poszukiwanych przedmiotów.

Valentina Goldsworthy
chandra ginsberg
◠‿◠
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
W przypadku Valentiny wyglądało to wszystko nieco inaczej, bo kiedyś naprawdę miała jedynie minimalne poczucie zagrożenia, nie tylko w kwestii ognia, ale także w każdej innej. Ryzykowała bardzo często i do czasu pamiętnego pożaru wychodziła ze wszystkiego względnie cało, przez co błędnie utwierdzała się w przekonaniu, że tak będzie za każdym jednym razem - teraz natomiast przeklinała swoją głupotę każdego cholernego dnia, chociaż dobrze wiedziała, że było już trochę za późno na takie refleksje. No i tak czy inaczej wcale nie miała zamiaru odpowiadać na pytanie, bo jakaś jej część mimo wszystko uważała, że coś, dzięki czemu uratowała wiele osób nie mogło być rozpatrywane tylko i wyłącznie w kategorii głupoty.
Spodziewała się podobnej reakcji na to, co po pożarze zostało z jej nogi. Większość ludzi reagowała dokładnie tak samo, dlatego nie było opcji, żeby Valentynka kiedykolwiek wyszła z domu z odsłoniętymi nogami. Zdecydowanie wolała uniknąć wszystkich tych współczujących, przerażonych czy zainteresowanych spojrzeń, bo choć była dosyć atencyjna (może nie aż tak bardzo jak kiedyś, ale jednak) to niekoniecznie chciała zwracać na siebie uwagę właśnie w taki sposób.
- Tak, myślałam o tym... będę wdzięczna, dzięki - wydukała. Choć faktycznie zastanawiała się nad tym odkąd tylko wyszła ze szpitala to doskonałe wiedziała, że to i tak jest poza jej zasięgiem, bo zwyczajnie nie było jej na takie rzeczy stać. Już zaczynała mieć problemy z samodzielnym utrzymaniem mieszkania, a gdzie tu mówić o całej reszcie! Pozwoliła sobie jednak przemilczeć ten fakt, bo kłopoty finansowe, których widmo nieuchronne wisiało nad nią od pewnego czasu wcale nie były czymś, czym chciała dzielić się z kimkolwiek, a już na pewno nie z przypadkową, nowo poznaną osobą. Gdyby chciała się komuś wygadać to może w końcu zdecydowałaby się na jakąś terapię. Niewątpliwie by jej się przydało, chociaż nieuchronne wiązało się z kolejnymi dodatkowymi kosztami.
- Dobra, masz rację. - Nie trzeba było długo przekonywać Tiny, że cofanie się po koc jest bardzo złym pomysłem. Nieśmiało zerknęła w tamtą stronę, ale ujrzawszy ogień natychmiast odwróciła wzrok a ostatnie wątpliwości ustąpiły w jednej chwili. Oddalenie się stąd w trybie natychmiastowym było najlepszym, co mogły zrobić.

/zt. x2
ambitny krab
Brysia
ODPOWIEDZ