szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
Dni na otoczonej leśnym runem farmie, upływały na nie tak do końca błogim, lecz wciąż niezwykle odprężających działaniach. Słońce łagodnie wlewało się przez rozchylone żaluzje, a wiatr szumiał coraz donośniej, jak gdyby ktoś lub coś wziął sobie za punkt honoru, by o właściwiej porze przywrócić do życia zgromadzonych w domostwie mieszkańców. Piątkowe popołudnie natomiast biegło rytmem zgoła odmiennym, dalekim od sielskich podrygów lyallowej codzienności. Powrót z restauracji okraszony został serią niewybrednych przekleństw, które to swym bogactwem uszczypliwości wyrażały niechęć do wielkomiejskiego gwaru, ulicznych korków i odurzających spalin. Powoli wyłączył silnik samochodu, po czym wysunął się z pojazdu, uprzednio chwytając w dłonie płócienną torbę z najpotrzebniejszymi zakupami. Słońce powoli chowało się już za horyzont a mężczyzna, przecierając powieki wierzchem dłoni, wydobył z siebie ciche westchnienie. Był zmęczony, a jego myśli desperacko lawirowały między pokaźnym kubkiem ulubionej rozpuszczalnej lury a opadnięciem na miękką sofę umiejscowioną w centralnej części salonu. Tak, więc posyłając ostatnie tego dnia spojrzenie w kierunku tańczącego na wietrze żywopłotu, skierował się w kierunku drzwi wejściowych. Chciał wierzyć, że właśnie tutaj jest jego miejsce na ziemi. Po latach rodzinnej tułaczki pragnął w końcu przywyknąć do tego co niegdyś wzbudzało w nim niepokój. Stabilizacja i rutyna to rzeczy, których bez dwóch zdań nie doświadczył w nadmiarze za dawnych lat. Niedbale zsunął buty, nie bacząc na cienką warstwę błota, którym to były umorusane, cisnął je na ganek. Następnie nastawił czajnik, i runął na kanapę, wsłuchując się w niczym niezmąconą ciszę, do której tak tęskno było mu za każdym razem, gdy wraz ze wschodem słońca opuszczał Carnelian Land. Przymknął oczy, oczekując, aż jego spokój zostanie zakłócony przez tańczący na gazie czajnik. Nie przypuszczał, że nie był tu sam. Czyżby ktoś zrobił użytek, z zapasowego kompletu kluczy, który to po naradzie z rodzeństwem chował w jednej z wyczernionych glinianych donic w tylnej części działki?
Dottie Buchanan
ambitny krab
e.
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
#10

Stabilizacja i rutyna - dwie rzeczy, które idealnie wpisywały się w najskrytsze (w porządku, może nie najskrytsze, skoro opowiadała o nich na prawo i lewo) marzenia Dottie. Uroczy domek otoczony białym płotkiem; zadbany ogródek, w którym mogłaby hodować swoje owoce, warzywa i zioła, kochający mąż, który nie widziałby poza nią świata i na którego czekałaby codziennie ze świeżym obiadem; gromadka dzieci, rozrabiających dokładnie tak samo jak ona i jej rodzeństwo w dzieciństwie. W przeciwieństwie do wielu współczesnych kobiet, nie miała wygórowanych ambicji i nie parła po trupach do przodu, byleby tylko wspiąć się na sam szczyt, kariera i pieniądze nigdy nie były dla niej najważniejsze. Właściwie, chciałoby się rzec, że nie potrzebowała wiele do szczęścia, a jednak mimo tego znajdowała się tak daleko od swojego upragnionego i żyli długo i szczęśliwie. Znowu zaczynała od zera - z nową pracą, nowym domem i złamanym sercem, które wciąż nie zagoiło się po rozwodzie.
I najwyraźniej prawie pustym kontem bankowym, bo mimo tego, że zbliżała się już do trzydziestki, wciąż nie opanowała podstaw budżetu domowego. Halloween i kilka nowych kostiumów (które, notabene, miały w jej domu swoją własną szafę) mocno skrobnęły ją do kieszeni, a przecież jakoś trzeba było przeżyć do kolejnej wypłaty.
W takich właśnie chwilach, gdy całe jej życie zdawało się przypominać kupkę nieszczęścia, zawsze starała się widzieć świat w różowych barwach, bo doskonale wiedziała, że ma coś, na co zawsze może liczyć - rodzinę. I choć zwykle to ona dokarmiała wszystkich domowymi obiadkami i cudownym, czekoladowym ciastem, miała nadzieję, że gdy teraz role się odwrócą, nie pozwolą jej walczyć z krokodylami o pożywienie.
W pierwszej kolejności planowała zrobić nalot na lodówkę Lyalla, a jeśli nie na lodówkę, to przynajmniej na samego Lyalla (bo jak wiadomo, z całego jej rodzeństwa gotował najlepiej). Wpuściła się sama do jego domu (jak zawsze), ale kiedy dostrzegła brata na kanapie, od razu postanowiła wziąć go pod włos. W podskokach znalazła się więc przy nim, usiadła obok niego i zupełnie jak wtedy, kiedy jeszcze byli dziećmi, przerzuciła nogi przez jego kolana, zaplotła mu nadgarstki na szyi i spojrzała na niego wzrokiem kota w butach ze Shreka. - Potrzebuję jedzenia, naaakarm mnieee - poprosiła, przytulając go mocno. Bo i doskonale wiedziała, że takiej prośbie to jej brat nie będzie w stanie odmówić.

Lyall Buchanan
sumienny żółwik
.
szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
Wylegując się na wysłużonej kanapie, rozmyślał o czekających na wypełnienie, domowych sprawunkach. Przez zaciśnięte powieki, nie dostrzegał przebijającego się przez żaluzje światła, co choć w nikłym stopniu pozwalało mu się zrelaksować. Gdy święta zbliżały się nieuchronnie, Lyall w żadnym wypadku nie odczuwał tego błogiego nastroju, który z pewnością towarzyszył większości mieszkańców Lorne Bay. Gdy zdecydował się wziąć na swoje barki, organizację rodzinnego ucztowania nocami śnił tylko i wyłącznie o sianku, pasterzu i ganiających po dachu farmy reniferach . Jako że większość swego dzieciństwa rodzina spędziła w stanach, świąteczne tradycje postanowili proporcjonalnie rozdzielić między Australią a Ameryką. A co za tym idzie blichtr i Last Christmas śpiewane, zamiast kolęd miało być na porządku dziennym, podczas ich zbliżającego się świętowania. Całe szczęście zorganizowanie choinki i emioły wziął na siebie Wesley. Nie bardzo wiedział, w prawdzie kto przynosi im w tym roku prezenty. Aniołek, Mikołaj czy też dziadek mróz? Jedno było pewne, z jego antytalentem do pakowania nawet najpiękniejszy ozdobny papier nie był w stanie uratować sytuacji. O granice absurdu otarł się już zresztą, gdy podczas kompletowania prezentów dla kochanego rodzeństwa, natchnął się na odświeżacz powietrza o zapachu mirry. Czego to ludzie nie wymyślą?
-Dottie!- krzyknął, zrywając się na równe nogi, zupełnie nieświadomy tego, że ukochana siostrzyczka już od pewnego czasu niczym szkodnik grasuje po salonie. -Nastraszyłaś mnie.- spojrzał na nią oskarżycielsko, ale oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że nie potrafił się na nią gniewać zbyt długo. Wywrócił, więc tylko oczami, co by nie pomyślała, że naprawdę był tak strachliwy jak przed chwilą deklarował. Była jego oczkiem w głowie, a jej niezdarność i tendencja do wpadania w kłopoty tylko potęgowały ten stan. Każdy ma kogoś, o kogo musi się zamartwiać niezależnie od pory dnia i roku. W przypadku Lyalla była to waśnie młodsza siostra. - Dobrze. Niech będzie, nie patrz tak na mnie. Na słodko czy słono?- westchnął, bo nie było sensu się licytować. Zawsze potrafiła go urobić i opór był w tym momencie bezcelowy. W zasadzie podobało mu się to, że Dottie przychodziła do niego z każdym problemem lub mając gorszy dzień. Mimo że czasem miał serdecznie dosyć robienia za jej niańkę to cieszył się, że wciąż darzy go zaufaniem i wie, że może na nim polegać. -Nie zapytam nawet, czy będziesz nawiedzała mnie w porze obiadowej do czterdziestki, bo dobrze wiemy, jaka byłaby twoja odpowiedź. Powiedz lepiej co u ciebie, nowe kłopoty czy po staremu?- zapytał, przyglądając jej się uważnie. Coś musiało być na rzeczy. Spokój i sielanka w rodzinie Buchanan były praktycznie niemożliwe.
Dottie Buchanan
ambitny krab
e.
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
Popukała się w głowę na jego słowa. Jakie niby nastraszyłaś mnie? I kto to mówi? Doskonale pamiętała, jak Lyall razem z Wesleyem dla hecy opowiadali jej straszne historie jak była mała, a potem musieli przekupywać jak cukierkami kiedy zaczynała płakać, żeby nie doniosła na nich mamie. No i oczywiście przygotować się na to, że w nocy jednemu albo drugiemu wbije się pod kołdrę, bo nie będzie mogła sama zasnąć. Dorastanie z czwórką braci było naprawdę wymagające, zwłaszcza, że Dottie od zawsze lepiej czuła się w towarzystwie chłopców i chętniej ganiała z nimi za piłką, niż bawiła się lalkami z Lauriel i jej koleżankami. Tak czy siak, Lyall teraz opowiadał głupoty, bo przecież grzecznie się zaanonsowała, a nie skradła mu się po całym domu, nie dając się zauważyć!
- Na słono. Ale jakbyś miał ochotę na deser, to też się chętnie poczęstuję - odparła, zaserwowała mu buziaka w policzek i przytuliła go mocno w podzięce. - Mówiłam ci już, że jesteś najlepszym bratem na świecie? - oczywiście, że mówiła. Nawet sprawiła mu kubek z takim napisem na urodziny! Niektóre kobiety szczyciły się tym, że były silne i samowystarczalne, podczas gdy Dottie po prostu potrzebowała silnego mężczyzny w swoim życiu - niezależnie od tego, czy był to jej partner, któryś z braci czy chociażby ukochany tatuś. Pozostawiona sama sobie szybciutko gubiła się w swoim życiu, być może dlatego, że nigdy na dobre nie dorosła i wciąż miała pstro w głowie. - Tylko do następnej wypłaty... albo do jeszcze następnej bo po drodze są święta, mogę nie zdążyć odbić się od dna - obiecała mu, kładąc dłoń na sercu niczym przykładna skautka, którą na szczęście nigdy nie była, bo wtedy musiałaby takiej obietnicy dotrzymać. - Głupio pytasz... ja jestem jakimś magnesem na kłopoty. A czy naprawdę tak dużo chcę od życia? Mąż sztuk jeden, nie zamierzam być zachłanna, nie potrzeba mi więcej. I do tego dziecko sztuk... no więcej, niż jedno. Tyle. A co mam w zamian za to? - zabrała się za wyliczanie na palcach. - Dom, w którym znowu przecieka mi dach i chcą zjeść mnie aligatory. Pracę, której nie do końca rozumiem. Trzech byłych facetów w miejscu pracy. Jedną byłą dziewczynę, która przypadkiem może zabić siebie albo mnie. Jednego byłego męża, któremu zarzygałam buty. Jednego upartego sierżanta, który nie chce nawet na mnie spojrzeć. Jednego bardzo miłego sąsiada, który też nie chce na mnie spojrzeć. O i jednego obcego faceta, którego przypadkiem pocałowałam na ulicy - westchnęła ciężko, zastanawiając się czy nie zapomniała o jakimś ważnym dramacie w swoim życiu, bo komu jak komu ale Lyallowi mówiła o wszystkim, bo wiedziała, że nigdy nie będzie jej oceniał. Może trochę pokrzyczeć i pokręcić nosem, ale ostatecznie i tak znajdzie sposób, żeby wyciągnąć ją z tarapatów. - Powinnam adoptować sobie kota, bo umrę jako stara panna - pociągnęła nosem.


Lyall Buchanan
sumienny żółwik
.
szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
O, tak! Strasznie Dottie niegdyś było jego ukochanym hobby. W końcu, od czego ma się młodsze rodzeństwo? Nie po to ze strachem w oczach odkrył na pchlim targu tabliczkę ouija, by nie zrobić z niej użytku w tak podstępny sposób. Mimo że straszenie siostry wiązało się z nie tak małym ryzykiem, w postaci gniewu rodziców to wciąż uważał, że było warto. Nawet jeśli później musieli posunąć się do wspomnianych już prób przekupstwa, by załagodzić napiętą sytuację na linii przerażona siostra i złośliwi bracia.
-Już się biorę do roboty, a co do deseru to jeszcze muszę to przemyśleć.- westchnął, bo czy to w knajpie, czy poza nią, robota i tak do niego ciągnęła. Kiedy jako dzieciak fantazjował o pracy kucharza, nie przypuszczał, że ta fucha przylgnie do niego po latach do tego stopnia, że będzie eksperymentował w kuchni nawet po godzinach. -Co powiesz na ravioli z grzybami?- zaproponował, gdy w zakamarkach przepastnej lodówki znalazł praktycznie przygotowaną już porcję. Miał ten nawyk robienia potraw na zapas, tak więc jego kuchnia dla wielu stanowiła prawdziwy skarbiec. Trudno było opuścić jej progi z pustym żołądkiem. -Pewnie mówiłaś, ale jak powtórzysz, to jeszcze kilka razy to się nie obrażę.- zaśmiał się w odpowiedzi na pytanie siostry. Z Dottie zawsze świetnie się dogadywali mimo niezaprzeczalnej różnicy charakterów. Lyall w zasadzie już dawno temu przywyknął do tego, że nie do końca rozumie poczynania i logikę, którą kierowała się młodsza Buchanan. Wiedział jednak, że nikt tak jak ona nie wesprze go w trudnej chwili, których w jego życiu było nie tak mało. -Cóż, u ciebie ciekawie jak zawsze.- podsumował. -Na przeciekający dach mógłbym coś zaradzić, a co do reszty to przypadkowe pocałunki bywają ryzykowne.- powiedział dumnie ojciec przypadkowo spłodzonego dziecka. -Koty są całkiem fajne, poza tym ej! Przynajmniej nie pojawiłyby się u ciebie myszy w bonusie z aligatorami.- zaśmiał się po raz kolejny przyglądając się nieco zasępionej Dottie. Chciał dla niej jak najlepiej, ale wiedział, że w kwestii miłosnych rozterek niewiele mógł zdziałać. Mimo że w głębi serca wciąż liczył na to, że małżeństwo siostry nie przeszło jeszcze do historii, to na ten moment naprawdę miał nadzieję na to, że na jej drodze pojawi się w końcu porządny facet. Ktoś z zasadami, troskliwy, wierny i...może bez obrzyganych butów? -Znajdziesz w końcu kogoś odpowiedniego, kogoś, kto nie ucieknie nawet przed aligatorami, Dottie.-dodał, obejmując siostrę ramieniem. Mimo że i w jego życiu więcej było miłosnych upadków niż wzlotów to w tym momencie wszystkie lyallowie bolączki zeszły na dalszy plan.
Dottie Buchanan
ambitny krab
e.
dyspozytorka — lorne bay police station
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Chodzący chaos, który na domiar złego patrzy na świat przez różowe okulary i wierzy w prawdziwą miłość. Jak kiedyś usiądzie na kanapie i zacznie opowiadać dzieciom, jak poznała ich ojca, to zawstydzi tym samego Teda Mosby'ego.
- Mogę upiec brownie, jeśli masz wszystkie składniki - zaoferowała, by nie nadużywać już tak zupełnie jego gościnności. Sama też uwielbiała gotować, a wcześniej wspomniane czekoladowe ciasto stało się sławne wśród wszystkich. Do tego stopnia, że Dottie była przekonana, iż wszystkie wyznania miłości jakie kiedykolwiek usłyszała od swoich facetów były zasługą tego ciasta. No i Weston pewnie nigdy by jej się nie oświadczył, gdyby nie zamiłowanie do tego słodkiego cuda. Brownie przeszło do legendy również z innych powodów, związanych głównie ze ślubem Dorothy, kiedy to przygotowała je w prezencie na podróż poślubną dla swojego świeżo upieczonego małżonka, dodając do środka sporo specyficznych ziółek, aby ukoić jego niechęć do samolotów (następnego dnia mieli w końcu lecieć na Malediwy. Pech jednak chciał, że ktoś pomylił blaszki i ciasto przypadkiem wylądowało na sali weselnej, gdzie zostało spożyte przez wszystkie ciotki i... no cóż, film ze ślubu Dottie okazał się naprawdę przednią komedią. -Wegańskie? - upewniła się tylko, skoro ostatnio postanowiła trzymać się takiej diety. - Albo wpadniesz w jakiś samozachwyt, a jesteś za stary, żeby dało się cię naprawić - zażartowała, cmokając go czule w policzek, bo choć często przegadywała się ze swoimi braćmi, to za każdym jednym byłaby gotowa wskoczyć w ogień. No i jako ulubienica Lyalla musiała dzielnie strzec swojego miejsca w jego serduchu! - Zapraszam, Odell naprawił już kran, ty też możesz się wykazać - chatka, w której mieszkała powoli się rozpadała, więc spokojnie dla każdego Buchanana znalazłoby się w niej coś do roboty. - Było zaskakująco przyjemnie, wiesz? To znaczy, no ja jestem zagorzałą przeciwniczką całowania się z kimś kogo nie znasz, zwłaszcza, że Cookie nam wyrabia w tym normę za całą rodzinę, ale... no... chyba dawno mnie nikt nie całował, a poza tym był cholernie przystojny i to źle, że mi się podobało? - to raczej nie było pytanie na nerwy jej starszego brata, ale Dottie liczyła, że jak zawsze posłuży jej radą z męskiego punktu widzenia. Zwłaszcza, że jak na nią minęło naprawdę dużo czasu kiedy była singielką i zaczynała jej już ta samotność doskwierać, więc zapewne niewiele brakowało, by zrobiła coś głupiego. - Świetnie, jak nie będziesz wiedział, co sprawić mi na święta, zawsze możesz ogarnąć kota - przynajmniej nie będzie musiała spać sama w łóżku. Skoro najwyraźniej amor uporczywie nie chciał trafić jej kolejną strzałą, trzeba radzić sobie inaczej. - Problem jest taki, że na razie wszyscy uciekają przede mną... aż tak trudno mnie pokochać, Lyall? - zapytała, przytulając się do brata.

Lyall Buchanan
sumienny żółwik
.
ODPOWIEDZ