adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
— trzydzieści —


Przechodząc obok domu numer trzydzieści siedem mieszczącego się we Fluorite View przystanął na moment, rozejrzał dookoła — nie chcąc zostać przyłapanym na tej sentymentalnej podróży — i utkwił w końcu wzrok w znanym sobie budynku. Niegdyś białe ściany, z których gdzieniegdzie schodziła farba, a drewno próchniało, mieniły się teraz świeżym, błękitnym blaskiem. Z ogrodu zniknęły stare palmy, a rabaty kwiatowe przysłoniły miejsca w których urządzano co weekend ogniska. Okno najwyższego piętra zostało zamurowane, a inne, nowe, pojawiło się na ścianie, na której przed piętnastoma laty wisiał wybrany przez Bena plakat, przedstawiający Alana Granta w środku niebezpiecznej, zaludnionej dinozaurami dżungli. Po raz pierwszy od dawna myślał o Judy, myślał o Blake i całej tej ich rodzinnej tragedii. A potem usłyszał dźwięk klaksonu i uzmysłowił sobie, że zagradza nowym właścicielom dostęp do podjazdu — odsuwając się jednak w prawo z przepraszającym uśmiechem nie oddalił się, lecz poczekał, aż kobieta mniej więcej jego wieku wysiądzie z auta. I podszedł do niej jak gdyby nic, spóźniając się tym samym do siostry o nieomal pół godziny.
Ktoś już tam mieszka — obwieścił głośno, gdy nogą zamykał za sobą drzwi. Dłonie zajęte miał dwoma papierowymi siatkami z zakupami (ustalili z siostrą, że gotować będą dziś wspólnie, choć pewnie nieznośny Ben prędko miał jej wykazać, że najlepiej będzie, jeśli sam zajmie się przyrządzaniem późnego obiadu), a myśli sprawami, które przywracały do życia minione, utracone lata. — W domu dziadków. Wygląda zupełnie inaczej, widziałaś? Zamurowali okno na poddaszu. To głupie, prawda? — mówił głośno, wyraźnie, by będąca w głębi domu Blake — gdziekolwiek ją poniosło — mogła usłyszeć każde słowo. Nie wiedział czemu tak nim to wstrząsnęło — dziadkowie zapisali na niego dom, to prawda, a budynek przez wiele lat stał pusty i zapomniany, nim Ben dopiero przed kilkoma miesiącami zdecydował się go w końcu sprzedać. A mimo to czuł nieznośne ukłucie żalu wiedząc, że miejsce to pisać będzie już nowe historie, zapominając nie tylko o ich dziadkach, ale i Judith. — Rozmawiałem z kobietą, która go kupiła — zdradził jej, uśmiechając się lekko, gdy w końcu wzrok jego napotkał Blake siedzącą w kuchni. Ustawił na stole przyniesione zakupy i podszedł do niej, by na policzku jej złożyć powitalnego całusa. — Jest całkiem miła, dała mi swój numer i powiedziała, że możemy przyjść go kiedyś obejrzeć. Ponoć w środku nie zmienili wcale tak wiele — czemu począł mieć na tym punkcie jakąś obsesję? Mieli dziś z Blake omówić wiele ważniejszych kwestii, skoro nie widzieli się dość długo, ale nie potrafił zapomnieć obrazu tego niebieskiego domu, który niebieski wcale nie powinien być. Jakże go to oburzało.

Blake Hargrove
Strażak — Lorne Bay Fire Station
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak. Księgowa dla znajomych. Wolontariusz w schronisku. Dwa lata temu zbyt zabawowa - dzisiaj przeciwnie.
  • #12
Trochę zaczęła się już martwić. Od czasu Judy bywała naprawdę przewrażliwiona jeśli chodziło o zdrowie najbliższych, ale tłumaczyła sobie też, że każdy normalny człowiek się martwi kiedy ktoś się spóźnia na umówione spotkanie. No... martwi albo gniewa - zależne jak bardzo się lubi drugą stronę chyba? A jednak brata kochała to zaczęła się martwić dosyć szybko. Dobrze, że swoim chodzeniem wte i wewte nie zrobiła dziury w kuchennej podłodze kiedy wreszcie usłyszała wchodzącego brata - aż musiała usiąść z tej ulgi.
- Nie byłam ostatnio w tamtej okolicy - odpowiedziała kiedy odnalazł ją w kuchni i się przywitał. Po tym ruszyła się z miejsca by pomóc z rozpakowywaniem zakupów. I tak, kolejki były jednym z powodów, dla których nie dzwoniła czemu brat się spóźnia. Wszak mógł w kolejce stać, a ona zadzwoni jak akurat będzie płacił albo coś podobnego. Wtedy nie podejrzewała, że zatrzymało go zupełnie coś innego. - Zamurowali okno na poddaszu? Fakt. Głupie. Dziwne naprawdę - nawet brwi zmarszczyła co by bratu przyznać rację, że głupota. Pewnie mieli swój pomysł na wystrój, no ale osobiście też ją w środku ukłuło bo sama była przekonana, że ewentualny remont czy wystrój będzie dotyczył jedynie wnętrza - które i tak by bolało, no ale nie mieszkali tam już niestety... Tak czy siak nie spodziewała się, że będą zmieniać takie rzeczy jak murowanie okien. Po chwili jednak uśmiechnęła się ciepło kiedy dotarły do niej słowa o nowej właścicielce domu i o propozycji jaką złożyła Benjaminowi. - To miło z jej strony. Myślisz, że szybko będziemy gotowi zobaczyć te zmiany? - z jednej strony była ciekawa, a z drugiej zmiany czegoś co było dla nich tak ważne, łatwe na pewno nie będą. Co prawda na tą chwilę nie wydawało się aby martwiła się tym wszystkim tak bardzo jak jej brat, ale w przeciwieństwie do niego serio nie była ostatnio w tamtej okolicy. A może specjalnie jej unikała? Lub działała podświadomość... Albo serio nie bywała. Nie znaczyło to jednak, że kiedy już do tego dojdzie to będzie taka spokojna. Potrafiła trzymać takie rzeczy dla siebie - co nie było zawsze na plus - no, ale uczucia posiadała. Dzięki temu lepiej ogarniała oburzenie Bena o np. okno - co szczerze przyznała, że dziwne było i powinno zostać po staremu. Po co ideał zmieniać.

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Rozpakowując torby z zakupionych przed godziną produktów (pozostawał dość niezadowolony, jako że sklep mieszczący się w Lorne Bay nie obfitował w towary najwyższej jakości) myślami wciąż pozostawał przy tamtym budynku, który jawił się nagle jako zupełnie nieznana kraina. Jako miejsce z innego świata, odległego życia, które przeszło mi zasmakować miliony lat temu, a którego to zaledwie okruchy zapadły w jego wspomnieniach. Nie był więc w stanie jakkolwiek skupić się na siostrze, a więc i złożeniu swoistych wyjaśnień i przeprosin — upierając się jednak przy tamtym temacie chyba po prostu pieczołowicie dbał o to, by nie mierzyć się z teraźniejszością. Nieco straszną i przyjemną jednocześnie. — Prawda? — w jego krótkim, przelotnym spojrzeniu dało dostrzec się lekkie iskierki ekscytacji, jakby spodziewające się odkrycia w niedługim czasie największych tajemnic świata. Zdemaskowania jakiejś straszliwie uciążliwej zagadki, kiedy nie było w ów sprawie nic wyjątkowego — dawno już przestali przecież tamto miejsce nazywać domem. — Ta kobieta, to znaczy Sarah, stwierdziła, że wpadała przez nie zła aura — prychnął, kiedy to zwinnym ruchem pozbył się papierowych, pustych już toreb zakupowych. Następnie przemył dłonie w kranie i zabrał się za nastawianie wody na makaron. — No, w zasadzie powiedziała, że moglibyśmy przyjść nawet dzisiaj, jeśli to dla nas ważne. Ale to byłoby trochę głupie, chyba, no wiesz. Sam nie wiem. Myślisz że to głupie? — a może jednak mu zależało. Na tym domu i wspomnieniach. Może też na tym, by wreszcie o tej sprawie porozmawiać, czego od lat unikał. Czuł się jednak teraz, jakby planował najohydniejszy geszeft, wykorzystując biedną i naiwną osobę. Wbił więc wzrok w siostrę, oczekując jej zdania na ten temat. — Uważasz, że popełniłem błąd? Sprzedając go? — cóż jednak innego miał uczynić? On sam go nie chciał, jasne, ale w swym egoizmie nie pomyślał o Blake. Czy sprawił jej przykrość? W minionym czasie tak bardzo zajęty był własnymi sprawami, że niepostrzeżenie pozwolił się im od siebie oddalić, a przecież była jedyną osobą z ich rodziny, na której mu zależało. Celując w nią podłużnym opakowaniem z makaronem uśmiechnął się przepraszająco. — Zmieniłem zdanie, nie musimy go wcale oglądać. A na pewno nie dzisiaj — pogoń za duchami nie mogła przynieść przecież niczego dobrego. Nie, skoro niczego nie mogła zmienić, kiedy to Ben, na przykład, nie miał pojęcia, co się obecnie w życiu Blake dzieje. A to było przecież ważniejsze.

Blake Hargrove
Strażak — Lorne Bay Fire Station
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak. Księgowa dla znajomych. Wolontariusz w schronisku. Dwa lata temu zbyt zabawowa - dzisiaj przeciwnie.
Aktualnie pod tym względem rodzeństwo się dzisiaj różniło. Albowiem to właśnie Blake wolała pozostawać w teraźniejszości niż skupiać się na przeszłości. Naturalnie nie zapominała o niej i lubiła wspominać te lepsze czasy, ale niestety te gorsze również były i właśnie tą część wolała za sobą zostawiać. Teraz była przekonana, że sama na prostą wyszła ładnie i wiedzie się nie najgorzej.
- Zła aura? - powtórzyła pytająco, marszcząc brwi jakby się przesłyszała. Co prawda ogarniała, że wiele osób w różne rzeczy wierzy, no ale... - Nam jakoś nie przeszkadzała ta "zła aura" i na ludzi wyszliśmy - pokręciła głową bo nawet jak nowi lokatorzy mogli sobie urządzać po swojemu to tłumaczenia i tak mieli niecodzienne. No, ale co zrobić, ech... Co nie znaczyło, że nie mogła wesprzeć niedowierzania brata - zwłaszcza jak było to szczere wsparcie bo sama też była zdziwiona sytuacją. - Nie uważam, że to głupie. Ciężko się rozstać z czymś do czego byliśmy przywiązani, ale też nie musimy tego odrzucać w pełni - co znaczyło, że "tak" dla odwiedzenia. Nie powiedziała, że dzisiaj już koniecznie, ale nie zaprzeczyła. Nie mogła tylko wyczuć czy sam Benjamin chce tam iść czy wręcz przeciwnie. Widać było, iż sam ma problem z tego, które wyjście będzie lepsze. Trochę więc się winna czuła, że aż tak pomóc nie może jakby chciała - tak jak przy gotowaniu. Nie żeby była najgorszą kucharką na świecie! Ale fakt faktem częściej jadała na mieście... - Hmm... Tylko jeśli chciałbyś tam mieszkać - przy tym zastanowiła się czy ona by chciała tam mieszkać. Nie była to wcale zła opcja, więc nawet miała swoje wahania acz z drugiej strony istniała obawa, że za dużo wspomnień codziennych mogłoby ją przytłoczyć. Chociaż... eś przez te pytania zaczęła mieć wątpliwości, których wcześniej nie posiadała! - Czemu nie chciałeś tam mieszkać? - zawsze sposób na rozwianie wątpliwości. Może nawet dla nich obojga skoro już o tym mówią. Nie widać było jednak aby miała mu za złe, że wcześniej o niej nie pomyślał. Pewnie jednak głównie była to zasługa jej braku czasu, gdzie mało kiedy miała okazję myśleć o czymś poza pracą - nadgodziny były jej ulubionym "hobby". - Nie musi to być dzisiaj, ale możemy odwiedzić ten dom jakiegoś dnia. Najlepiej zanim przesuną wszystkie okna albo gorzej - szturchnęło go lekko, niby sobie żartując, ale kto wie tych nowych właścicieli? Nie mogli przewidzieć co jeszcze będą chcieli tam zmienić. Zaraz cała konstrukcja będzie obca...
- Chętny do opowiedzenia o swojej kancelarii? - nie miała okazji za wiele słyszeć, a była mega ciekawa. I może to pozwoli trochę bratu odetchnąć po tej drodze wspomnień jaką musiał przebyć?

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Nieczęsto poddawał się podobnej melancholii. Wystarczyła w dodatku niecała godzina, by wspomnienia przeszłości poczynały tak nieznośnie miażdżyć go swą siłą, że naraz zaczynał żałować tych swoich wynurzeń i, jak zwykle, pozwalał im znów odpłynąć. Czasem jednak zdumiewające było odkrycie, że cała ta ich przeszłość była realna. Że nie przyśniła się im tylko, że nie była jednym z kolejnych koszmarów, pośród których Judy pełniła główną rolę. Na co dzień przecież wolał udawać, że nie było jej nigdy.
Wiem, wiem, prawie wybuchnąłem śmiechem, gdy zaczęła o tym mówić — przyznał z rozbawieniem, wspominając pełną powagi twarz kobiety, gdy z tak wielkim oddaniem opowiadała mu o powodach zaistniałych zmian. Naturalnie Benjamin był nazbyt uprzejmym człowiekiem, by pozwalać sobie na tak niegodziwe zachowanie, ale bardzo ciężko było mu w tamtej chwili zachować spokój. Przygotowawszy sobie stanowisko pracy sięgnął po dwie szklanki, do których rozlał zimny sok pomarańczowy. Jedną z nich podał siostrze, uśmiechając się przy tym ciepło — był jej niezwykle wdzięczny za to, że nigdy nie negowała jego pomysłów. Że zawsze była obok, choć on sam niekiedy nie potrafił odwdzięczyć się tym samym. Wraz z upiciem jednego łyku napoju cały ten sielankowy nastrój jednakże na moment się rozmył, a Ben, by nie wskazać przypadkiem targających nim uczuć, odwrócił się do siostry tyłem — pod pretekstem wyciągania czegoś z kuchennej szafki. — Bo wszędzie bym ją widział — odparł bezbarwnie, mając nadzieję, że Blake nie będzie naciskać. Że powoli temu odejść, szanując to, że od czasu śmierci Judith, Benjamin w ogóle nie chciał o niej rozmawiać. — Poza tym sądziłem, że za jakiś czas może wyjadę i nie chciałem się przywiązywać do żadnego miejsca, ale… Teraz znalazłem swój powód, by zostać — dodał już pogodniej, wciskając na usta łobuzerski uśmiech, z którym powrócił już do Blake. Zamierzał jej dzisiaj powiedzieć o Walterze, owszem, ale na wszystko miała nadejść odpowiednia pora. — Tak więc pewnego dnia — powrócił do przerwanej rozmowy, kiwając lekko głową. Pewnego dnia. Czyli nigdy. Tak miało być jednak lepiej, prawda? Dla nich obojga.
Oczywiście! — potwierdził radośnie, wciskając w dłonie siostry deskę do krojenia i jakieś warzywa. — Mamy sporo spraw, głównie z prawa cywilnego, więc nie jest źle. W dodatku przyszło do nas kilku współpracowników o j c a, wyobrażasz sobie? — zaśmiał się, zabierając się za przygotowywanie sosu. Ojciec ich naturalnie przeciwny był całej tej kancelarii, ale ku zdziwieniu Bena, wcale nie usiłował jej pogrążyć. No, jeszcze nie. — Wziąłem też na siebie pierwszą sprawę pro bono i jest niezwykle fascynująca — radość rozbrzmiała w jego głosie, choć zapewne powinien podchodzić do tychże kwestii z większym dystansem. — Chciałbym też żebyś kiedyś wpadła i spojrzała na nasze księgi. Zatrudniliśmy kilka niedoświadczonych osób i ktoś musi ich sprawdzić — poprosił, podnosząc na siostrę spojrzenie.

Blake Hargrove
Strażak — Lorne Bay Fire Station
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak. Księgowa dla znajomych. Wolontariusz w schronisku. Dwa lata temu zbyt zabawowa - dzisiaj przeciwnie.
- Na pewno doceniła Twój spokój. Jeszcze bardziej by doceniła, gdyby wiedziała, że rozmawia z prawnikiem - jakoś tak jak się wydawało, że każdy prawnik to realista twardo po ziemi stąpający. Oczywiście na pewno nie wszystkich, którzy pełnią ten zawód to dotyczyło, ale Blake była przekonana, że spora część prawników po prostu nie buja w obłokach bo muszą się skupiać na twardych dowodach, a nie złych aurach. Za sam sok podziękowała i od razu się napiła bo jednak był to jeden z jej ulubionych smaków. Zauważyła jednak tą zmianę u brata tematem, który może nie powinna poruszać. Z drugiej strony uważała, że nie powinni zapominać - mimo, że sama doskonale wiedziała, iż zajmowanie się czymkolwiek jest o wiele bezpieczniejszym wyjściem niż wspominanie. Szanowała to, że nie chciał o niej rozmawiać, ale miała nadzieję, że czasem się furtki otworzą - nawet jeśli nie dla niej samej.
- A co to za uśmieszek? Nie wygląda jak jeden z tych dumnych panów własnych kancelarii. Jest jakiś taki inny - skoro sam się zaoferował z tym uśmieszkiem to postanowiła nie wiercić tematu o Judy, a zaczepić o to. Czyżby ktoś był? Czy jednak źle odczytała i to jednak o kancelarię chodzi? A może jeszcze o coś innego? Grunt, że temat wydawał się o wiele bardziej pozytywny ze strony Bena, a ona od razu stała się o wiele bardziej ciekawska. Już dawno nie widziała u brata takiego wyrazu, więc nie dziwne!
Trudno było się nie uśmiechać, gdy Benjamin tak ochoczo mówił o własnej kancelarii. Sama była z niego mega dumna i przede wszystkim cieszyła się jego szczęściem. Doskonale wszak pamiętała jaki był przygnębiony, gdy został zwolniony i mimo, że już wtedy pracował nad tym by własną kancelarię mieć to ta niepewność źle na niego działała. A tutaj proszę - udało się! I jak to super na niego wpłynęło. Naprawdę cieszyła się, że to wypaliło i Ben sam sobie teraz mógł szefem być.
- Niemożliwe. Serio? To dopiero musiało podbudować morale! Widać ludzie wiedzą, gdzie teraz jest najlepsza kancelaria w mieście - dodała pewna swego i co do tego miała zero wątpliwości. Chociaż była zdziwiona, że i jacyś klienci ojca przeszli. Oczywiście jej negatywny stosunek do ojca nie zmienił się na przestrzeni lat, więc gdzieś tam z tyłu głowy już się obawiała czy nie będzie chciał Benowi nabruździć, ale... taki teraz brat był szczęśliwy. Szkoda było to psuć podejrzliwością. Może potem. Teraz niech radość tryska. - Możesz o niej rozmawiać czy ze względów bezpieczeństwa lepiej nie? - zapytała z uśmiechem zarażona jego szczęśliwością i wiadomo, że nie będzie o szczegóły pytać by Ben nie trafił swego fachu. - Nie ma problemu. Zawsze chętnie pomogę, a księgi dla mnie to nie problem. Zobaczyłabym też jak to tam od środka wygląda. Daj znać kiedy Ci pasuje. Szef przyjmie moje moje wolne z ogromną radością - sama prawda. Była jedną z tych co w pracy mogli siedzieć niemal non stop bo lubiła mieć co robić. Czasem to trzeba było ją wręcz wrzucać na dni wolne, a teraz mogła je wziąć w dobrym celu, którego żałować nie będzie!

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Stawiane na blacie stołu talerze do pasty zadźwięczały ze zgrozą uderzając o siebie, podczas gdy rozbawienie wykrzywiło usta Benjamina. Ciche parsknięcie poprzedziło w dodatku nadciągający ciąg wyjaśnień, choć nie niosło w sobie ani grama złośliwości. — Chciałbym, żebyś kogoś poznała — odparł enigmatycznie, pozwalając na to, by tenże konkretny uśmiech wciąż mu towarzyszył. Był szczęśliwy. W końcu, po tak wielu długich latach, kiedy wyłączne całą tę radość w siebie wmuszał, bo tak było łatwiej — udawać, że wyleczył wszystkie rany zadane im przez rodziców, już we wczesnym dzieciństwie. Mimo wszystko jednak musiał przyznać, że miał sporo szczęścia, skoro nigdy nie zakwestionowano jego orientacji. No, rodzice, zwłaszcza matka, co jakiś czas rzucali kąśliwości dotyczące przybycia na świat choćby jednego wnuka, ale Ben zakładał, że rzecz ta typowa jest dla większości rodzin i odliczających swój czas na tym świecie staruszków. — Normalnie zaproponowałbym jakiś obiad, ale… — to nie była nudna, sztampowa sprawa. Poza tym namówienie Waltera do wspólnego posiłku graniczyło z cudem i należało ów temat z nim omówić, a Benjamin zdecydowanie nie zamierzał robić tego w obecności siostry. — Wiesz, niedługo odbywa się w Cairns promocja jednej książki, może wybrałabyś się tam z nami? — spytał przyjaźnie, przełamując tym samym pewną granicę. Bo zamknąwszy się z powodu Judy pozwolił na to, by jego spotkania z Blake ograniczały się jedynie do spędzania razem czasu w domowym zaciszu — od dawna nie byli nigdzie razem. A wyjście miało to być szczególne. Nie omówił jeszcze tego z Walterem, ale był pewien, że nie będzie temu przeciwny.
Śmiejąc się na usłyszany komplement (wymuszony czy nie, był na nie niezwykle łasy) ściągnął garnek z ognia i po chwili odcedzał już makaron. Zdążył się nieco rozgotować, ale niespecjalnie mu to przeszkadzało — ich babcia podawała zawsze równie paskudny, a jednocześnie taki, przy którym pasty z pięciogwiazdkowych restauracji nie miały szans. — Martwi mnie trochę, że nie jesteśmy na to przygotowani, ale mamy z Gwen plan awaryjny — zaśmiał się, rozdzielając przygotowane jedzenie na talerze. Plan ten naturalnie zakładał ucieczkę pod osłoną nocy na drugi koniec świata, zmienienie imion i nazwisk i upozorowanie swojej śmierci. — Hm, mogę ci powiedzieć, że… w grę wchodzi prawo dziedziczenia ziemi, czyli kolejny żniwo kolonizacji. Yarran chciałby odzyskać tereny, które zostały odebrane jego przodkom. I nie chodzi tutaj o niezliczoną ilość hektarów, tylko żałośnie mały skrawek ziemi — wyjaśnił ogólnikowo, nie ukrywając, że sprawa ta jest dla niego ważna. Nie spodziewał się jedynie, że stanie się kamieniem milowym jego kariery. — Przyszły tydzień ci odpowiada? Czwartek? — spytał, prędko odtwarzając w myślach zapełniony krwistoczerwonymi notatkami kalendarz na nadciągający miesiąc.

Blake Hargrove
Strażak — Lorne Bay Fire Station
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak. Księgowa dla znajomych. Wolontariusz w schronisku. Dwa lata temu zbyt zabawowa - dzisiaj przeciwnie.
Ekscytowała się jak jakaś nastolatka mimo, że nie o nią chodziło, ale jednak w pewnym sensie! Wszak chodziło o Bena i jego tajemnice! Oczywiście, że ta enigmatyczność i uśmieszek podsuwały jej pewne myśli i baaardzo miała nadzieję, że się nie myli. Albowiem widać było, że brat jakiś taki szczęśliwszy się zdawał kiedy właśnie do czegoś zmierzał. A jak padło, że chodzi o poznanie kogoś to nie sposób było się nie uśmiechnąć... jak nadopiekuńcza mama, która poznaje przyszłego męża/żonę swoich dzieci.
- Kogo? Kogo? Może podpowiedź? Mam się przygotować? Jakieś imię czy zdradzisz dopiero jak poznam? Ta osoba zdradzi... Ale czy wytrzymam tyle? - to już samą siebie pytała bo naprawdę była mega ciekawa. Tak dawno nie widziała szczęśliwego Bena, że... że będzie musiała spokój poćwiczyć by nie wyściskać osoby, którą brat chciał jej przedstawić. Naturalnie mogła wszystko źle zrozumieć bo nieporozumienia się zdarzały, ale nie była z tych co robią głupie rzeczy. Znaczy starała się przynajmniej. - Z wielką przyjemnością się z Wami wybiorę - potwierdziła wciąż z uśmiechem. Łagodniejszym, ale z kolejnym plusem. Fakt faktem dawno z Benjaminiem nie wychodzili nigdzie, a teraz wydawało się to szczególne, więc tym bardziej nie mogła się doczekać.
- Plany awaryjne zawsze mieć trzeba, więc popieram. Najlepiej jak plany też mają plany bo nawet jak się coś posypie, to któraś opcja da radę - była niezwykle zorganizowana, więc wiedziała co mówi. Lubiła po prostu być przygotowana. Jak na ironię pracowała w miejscu, gdzie zdarzały się różne przypadki i nie wszystko człowiek był gotowy, a mimo to nie zamieniłaby tej pracy na żadną inną. Nie zmieniało to faktu, iż popierała postawę brata - nie wiedząc, że plan awaryjny jak na tyle drastyczny by zahaczał o ucieczkę i zmianę danych. - Brzmi dosyć poważnie. Domyślam się, że nie jest to taka prosta sprawa nawet jakby chodziło o jeden kamień - bo tak właśnie brzmiało, a ona podchodziła poważnie zawsze do spraw Bena. Właściwie do spraw innych ludzi. - Bez problemu załatwię sobie wtedy wolne. Może nawet długi weekend czas sobie zrobić, więc nie obawiaj się, że mnie zakopiesz - poklepała się po "bicepsie" by pokazać, że da radę. Byłby to jej pierwszy taki długi weekend, więc chciała to wykorzystać aby pomóc w kancelarii brata. - A co powiesz na deser po Twoim dziele? Reflektujesz na kawałek tortu? Zostało mi trochę z wczoraj, więc nie taki świeży, ale wciąż dobry - a wizja deseru od razu poprawia smak najgorszych potraw! Acz nie wątpiła w kulinarne zdolności Bena. Z drugiej strony był najbliższą rodziną jaką miała, więc zjadłaby wszystko co by zrobił - na tyle mu ufała.

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Podczas gdy śmiechem podsumowywał ciąg kolejno padających pytań, myśli swoje skierowane miał ku jednej sprawie; czy nie zawsze powinno to wyglądać w ten sposób? Obiad, szczerość i uśmiechy padające bez przerwy, bez całego tego żalu i licznych obaw, bez całej ich przeszłości i związanych z nią przykrych następstw? Dopiero teraz przecież uczyli się z Blake tego, jak rodzeństwo winno się zachowywać, jak mogło się w wielu sprawach postępować. Przed dekadą przecież nie do pomyślenia byłoby to, że mogliby tak beztrosko rozprawiać o tego typu kwestiach, skoro na głowie mieli tylko Judy i jej chorobę. — Na imię mu Walter i — zrobił odpowiednią pauzę i posłał jej groźne spojrzenie — musisz mi obiecać, że nie będziesz się przy nim zachowywać… w ten sposób. Nie przytulaj go, nie ekscytuj się, nie rób z tego wielkiej sprawy — poinstruował ją, łagodniejąc już, bo sam naturalnie mógłby się jej euforią prędko zarazić. Nie chciał jednak, by Walter na tym spotkaniu czuł się jakkolwiek niekomfortowo, a z całą pewnością wmuszałby w siebie nieco więcej tylko po to, by swą powściągliwością nie zranić ani Blake, ani Bena (choć było to przecież niemożliwe). — Jest ordynatorem neurochirurgii i… tylko mnie nie oceniaj — kolejna groźna pauza — ale jest też byłym mężem mojej byłej klientki — wyjawił chcąc, by nie rozdzielały ich żadne sekrety. Ufał Blake i potrzebował jej obecności w swoim życiu, dlatego to, że może w końcu podzielić się z nią całą prawdą — wcześniej nie chcąc skrzywdzić Waltera sprawnie owijał ich związek woalem kłamstw — znaczyło dla niego naprawdę wiele. Jak i to, że zgodziła się wybrać z nimi do Cairns.
W sumie dziwne, że rodzice nie podarowali nam koszulek z tym hasłem — zaśmiał się, bo było to przecież (może jedyną) łączącą ich cechą. Zaradności nauczyli się w końcu już jako dzieci i to wcale nie z przymusu, a upartości ojca. Może i nie sprawdzał się w swojej roli, uciekając przed rodzicielstwem w wir pracy, ale tę jedną zasadę powtarzał im przy byle okazji: bądź przygotowany na wszystko. — Super, zabierzemy cię potem z Gwen na jakiś porządny obiad — odparł z szerokim uśmiechem, nawiązując naturalnie do tego, że przygotowany dziś posiłek nie do końca wyszedł mu tak, jak powinien. — I jasne, czemu nie — zgodził się, choć odkąd spotykał się z Walterem jeszcze bardziej dbał o to, co je. Ale cóż, wyjątki zdarzały się każdemu, prawda. — O, Blake, prawie zapomniałem!— rzekł poruszony, uzmysławiając sobie, że powinien (zapewne) ją o czymś poinformować. — Kojarzysz, że w Lorne co roku odbywa się ten śmieszny wybór miss, prawda? Moja znajoma uczestniczy w organizacji i stanowczo nalegała, żebym wpisał na listę jakąś kandydatkę, więc podałem im twoje imię. Nie gniewasz się, prawda? — kto mógłby się gniewać na Bena, halo. — Powiedziałem im, że jesteś ładna i zdolna, że jak będzie trzeba to zaśpiewasz i w ogóle, ale w tym roku nie będą tego łączyć z żadnym konkursem talentów — wyjaśnił przybierając niewinną minę, mając nadzieję, że wybaczy mu tak śmiałe posunięcie.

Blake Hargrove
Strażak — Lorne Bay Fire Station
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak. Księgowa dla znajomych. Wolontariusz w schronisku. Dwa lata temu zbyt zabawowa - dzisiaj przeciwnie.
Ogarniała, że aktualnie mogła zachowywać się jak jakaś nastolatka albo fanka słuchająca o swoim idolu, ale po prostu była szalenie ciekawa. Miała wrażenie, że Benjamin wieki nie był szczęśliwy, a teraz wydawało się to zmieniać i naprawdę liczyła, że tak już pozostanie - i że będzie tylko lepiej! Tak, wiedziała jaka jest rzeczywistość, ale to nie znaczyło, że wszystko musi nagle paść. Oby ten Walter stał się ostoją Bena... hm... czy to znaczyło, że miała jakieś wygórowane oczekiwania względem wybranka brata? Powiedziałaby, że nie bo serio chciała go polubić i uznać za odpowiedniego. Musiała pamiętać, iż mimo swej ekscytacji to dalej była siostrą, która też musi mieć oko niewłaściwie sympatie! Za dobrze się wiedziało jak to jest zapaść się w uczuciach i nie dostrzegać znaków ostrzegawczych. Na tą chwilę jednak było widać jej radość, ciekawość i ekscytację bo sam Benjamin wydawał się szczęśliwy. Tak więc musiała poznać tego całego Waltera!
- Ughh... Ja nigdy bym się tak nie zachowała... Skąd wiedziałeś, że chciałabym go przytulić? - zmrużyła podejrzliwie oczy, ale nie jej wina, że serio wpadło jej to do głowy. Co prawda niby nie tuliła się do nieznajomych, ale to była tak radosna nowina, że niestety przez myśl jej to przeszło. - Wooow, ordynatorem? To naprawdę nieźle trafiłeś. Teraz rozumiem czemu nie chcesz bym go uściskała. Trochę nie na miejscu. Ale może kiedyś - wzruszyła niewinnie ramionami, z równie niewinnym uśmiechem. "Kiedyś" nadejdzie! Oczywiście jeśli pan ordynator był odpowiedni, a oboje widać mieli taką nadzieję. Specjalnie się powstrzymała od pędzenia w przyszłość, że jak to Walter wejdzie do rodziny to uściski będą na porządku dziennym. Nie chciała nikogo teraz odstraszać! Będzie tą kulturalną i odpowiedzialną siostrą, która nie będzie się wtrącać... Ale ciekawa była, więc pytania jakieś na ich spotkanie się znajdą. Może powinna wcześniej omówić to z Benem by czegoś nie palnąć, hm. - Czemu miałabym oceniać? To były mąż, prawda? Mają powody najwyraźniej by razem nie być, a on może iść do przodu. Jesteście dorośli... A ile ma lat? - zorientowała się, że nie zapytała o wiek, ale była z góry pewna, iż Walter był pełnoletni. No... inaczej nie byłby w sumie ordynatorem, ale jak już zapytała to chyba nie szkodziło? - Poza tym to i tak lepiej niż chęć umawiania się z kimś komu się życie uratowało, prawda? - w zasadzie zabrzmiało to bardziej jak pytanie retoryczne, które trochę próbowała zagłuszyć od razu pod koniec ze szklanki pijąc.
- Może gdzieś tam leżą takie na dnie szafy - kto wie czy taka prawda nie była. Mogły wszak wyglądać źle lub nieodpowiednio, ale hasłem by pasowało. Nie żeby chciała to sprawdzić. - Nie odmówię. Tylko żeby nie było, że robię dla obiadu - pogroziła mu widelcem bo wiadoma rzecz, że i całkiem za darmo albo dla zwykłego "dzięki" by chętnie Benowi pomogła. Za to następne słowa ją zaskoczyły. Co prawda Walter był informacją dnia i tego nic by nie zepsuło - choćby kometa leciała - ale i tak była zaskoczona. - No kojarzę, ale em... Nie gniewam się. Raczej nie spodziewałam się by miano mnie nominować - i widać było to zdziwienie. Jej ego zawsze było w normalnym poziomie - lub zaniżonym, ale nigdy nadwyraz. Poza tym tak jak wiedziała o istnieniu oczywiście konkursu, tak zawsze wtedy była w pracy, więc nawet nie słuchała wielu informacji o zwyciężczyniach. - Uff... Jak nie ma konkursu talentów to wybaczę. Ale serio uwierzyli w komplementowanie siostry? Nie sądzą, że podkoloryzowałeś? - bo można stronniczym być, więc różnie bywało. Zwłaszcza jak o bliskich chodziło.

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Oczywiście, że był szczęśliwy. W sposób prosty i naiwny, wyzbyty jakichkolwiek oczekiwań i deklaracji. Nie potrzebował niczyjej aprobaty, komentarzy czy troski, dlatego też, mimo że do niedawna wadziło mu zachowywanie wszystkiego w sekrecie, nie zamierzał przyspieszać tego etapu, w którym wraz z Walterem w sposób permanentny zespoiliby swoje światy w jeden, wyzbyty większych granic. Może byłby w stanie docenić tę szlachetną misję, jakiej zamierzała oddać się Blake — sam na jej miejscu odznaczałby się z pewnością podobnym dystansem — ale nie istniało jednocześnie nic, co mogłoby wpłynąć na jego związek z Walterem. — Za bardzo się ekscytujesz — odparł złośliwie, myśląc wyłącznie o tym, że to piastowane przez niego stanowisko nie miało dla niego znaczenia. Obdarzył go uczuciami jeszcze wtedy, gdy Wainwright oddawał się przerwie od życia i był wówczas równie atrakcyjny, jak i teraz. — Jesteśmy dorośli — pokiwał głową, uznając, że może faktycznie ta cała przeszłość się nie liczy, a przynajmniej nie powinna liczyć się w sposób dominujący, definiujący cokolwiek. Czy nie ważne było w tym wszystkim to, że udało im się o ten związek zawalczyć, mimo tak niesprzyjających początków? — Czterdzieści jeden. W sumie dwa, w listopadzie będzie mieć urodziny — nostalgiczny uśmiech wkradł się na jego twarz, bo to przecież tak naprawdę wtedy — rok temu — wszystko się rozpoczęło. — Wiesz, mi nie przeszkadza to, że był żonaty. Chodziło mi raczej o to, że byłem jej prawnikiem rozwodowym i że… No wiesz, teraz jest dobrze, ale boję się, że nadejdzie taki dzień, kiedy tamte sprawy nas jakoś rozdzielą — wyznał, poszukując w jej spojrzeniu jakichś słów otuchy; wskazania, że przesadza, że zniekształca to wszystko i poszukuje nieistniejących drzazg, zamiast tkwić po prostu w tym swoim szczęściu. — Komu się… Blake, chcesz mi coś powiedzieć? — rzucił stanowczo, wbijając w nią przenikliwe spojrzenie. Jak dotąd roztrząsali wyłącznie jego życie miłosne, więc nie obraziłby się za podobną dozę szczerości. W końcu też zatopił widelec w przygotowanym posiłku, uznając, że mimo nieprzyjemnego wyglądu smakuje całkiem prawidłowo. — Dlaczego mieliby tak uważać? Ludzie cię kojarzą, Blake. I darzą szczerą sympatią — zaprotestował, kręcąc z dezaprobatą głową. — Myślę, że ktoś i tak by cię nominował — dodał jeszcze z uśmiechem, powracając do spożywanego posiłku.

Blake Hargrove
Strażak — Lorne Bay Fire Station
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak. Księgowa dla znajomych. Wolontariusz w schronisku. Dwa lata temu zbyt zabawowa - dzisiaj przeciwnie.
- Mam wrażenie, że już dawno nie ekscytowałam się Twoimi uczuciami względem kogoś, więc mam wszelkie prawo - odpowiedziała niezwykle wesoło jak na nią. No, ale czy nie mówiła prawdy? Jego własna kancelaria powstała, a teraz jeszcze znalazł miłość - co prawda Blake nie miała pojęcia czy to już etap, że miłość jest sobie wyznawana czy dopiero początki, ale fakt, że chciał wybranka siostrze przedstawić świadczył, że w zamierzeniu to nie takie chwilowe uczucie. Dlatego chciała okazać pełne wsparcie! Trudno się też nie cieszyć widząc szczęście Bena. - Poza tym wiesz. Wyobraź sobie, że mam małe oczekiwania to jak je przewyższy to będę tak podekscytowana, że uścisków nie powstrzymam. A tak jak trochę będę mieć wyższe te oczekiwania to dam radę się powstrzymać i jak zawsze zachowam się jak kulturalna oraz dorosła osoba - w sumie lepiej jak się teraz podekscytuje niżby potem miała zrobić coś głupiego. Z uśmiechem będzie gorzej, ale miała szczery i ciepły, więc to nie powinien być taki problem. - To ktoś tutaj już pewnie myśli o super prezencie. Co lubi? - zapytała już bez tego super energicznego entuzjazmu, a spokojniej i łagodniej bo po prostu była ciekawa. Jeszcze go nie poznała, ale wiedziała, że na pierwszym spotkaniu nie może bombardować milionem pytań. To jakieś zawsze można przelać na brata. - Och... No, ale on wie, że byłeś jej prawnikiem, prawda? To Twoja praca. Poza tym jakbyś był jego prawnikiem to żona mogłaby wywlec potem Waszą relację, że niby nieprofesjonalne i... i mniemam, że jakieś kodeksy na to są - była pewna, ale prawnik z niej żaden. Chciała pokazać, że z drugiej strony mogło być niby to gorzej. Chyba... - A gdyby nie ten rozwód to Wy byście się nie odnaleźli. W jakiś sposób temu pomogłeś - przynajmniej Blake właśnie tak to chciała widzieć. Nie wiedziała jak ta sprawa mogłaby ich kiedyś na powrót dogonić. Mieli to za sobą... prawda?
- Nie ma chyba za bardzo o czym mówić. Jakiś czas temu był karambol. Uratowaliśmy sporo osób. Przy jednej siedziałam dłużej bo był zakleszczony. Przeżył na szczęście... Od tamtej pory wpadamy na siebie częściej. Przy pierwszym "normalnym" spotkaniu chciał się umówić, ale odmówiłam bo nie chciałam by czuł się zobowiązany do odwdzięczenia się - wzruszyła lekko ramionami aczkolwiek gryzła ją ta cała sprawa. I przez te ich wpadanie na siebie serio zaczęła go lubić. Problemem było to, że była przekonana, iż Ezra chciał się jedynie odwdzięczyć, a że to jej praca to nie potrzebowała tego - mimo, że doceniała.
- Dzięki. Powiedzmy, że uwierzę. W każdym razie mam nadzieję, że wygra najlepsza nominowana - dodała znowu z uśmiechem bo nawet jak przegra to dobrze wiedzieć, że z kimś odpowiednim. I tak - wtedy jeszcze nie wiedziała, że będzie się cieszyć ze zwycięstwa swej najlepszej przyjaciółki.

benjamin hargrove
ODPOWIEDZ