robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea


Prawdę powiedziawszy najchętniej poszedłby od razu do Zagajnika Matki Lucindy, gdy tylko Poppy wyraziła chęć odwiedzenia tego miejsca. Jednak wiedział, że to byłoby głupie posunięcie z jego strony, gdyby nagle wyskoczył w środku nocy z domu i poszedł do strzeżonego miejsca. Co jak co, ale takie ekspedycje wymagały pewnych przygotowań, a przynajmniej tak do nich podchodził Gilbert. Dlatego też już wcześniej zawitał w te rejony, by spokojnie obejrzeć zabezpieczenia chatki. Nooo, niestety tamten wieczór nie poszedł po jego myśli, ale teraz przynajmniej nie szedł sam.
Niechętnie odłożył telefon i poszedł spać, gdy był już umówiony z Poppy na pójście do Zagajnika Matki Lucindy. Co prawda miał zaledwie kilka godzin snu, bo w jego głowie już zaczęły pojawiać się plany, co zabrać ze sobą, co mogliby zobaczyć i w ogóle czuł ten dreszczyk ekscytacji, który zawsze pojawiał się, kiedy wiedział, że niedługo wybierze się na ekspedycję.
Dzień przeznaczył na przygotowanie się i wykonanie drobnych, domowych obowiązków, by potem spokojnie pójść i spędzić czas z Poppy. Na całe szczęście czas mu szybko zleciał, dzięki temu, że zajął się również innymi rzeczami i potem z zadowoleniem zauważył, że już jest dobra pora na wyjście. Podekscytowany jak małe dziecko, zabrał swój plecak ze wszystkimi rzeczami, które przygotował i poszedł w kierunku umówionego miejsca.
Co prawda od Pearl Lagune do Tingaree był kawałek drogi, ale Gilbertowi w ogóle to nie przeszkadzało. Trochę ruchu i świeżego powietrza nie zaszkodzi mu i dzięki temu uspokoi się trochę, bo jak na razie czuł się, jak dziecko w sklepie z zabawkami. To nie było złe, ale wolałby nie popełnić jakiejś gafy, bo był zbyt podekscytowany. Ostatecznie wybierał się z Poppy na zamknięty teren, na którym nie powinno ich być.
Dotarł do sklepu muzycznego i zaczekał chwilę na swoją towarzyszkę w polowaniu na duchy, kryptydy i sprawdzaniu autentyczności miejskich legend. Gdy tylko ją zobaczył, uśmiechnął się i pomachał jej, by zwrócić na siebie uwagę.
- Hej, gotowa? - przywitał się i chociaż starał się być w miarę spokojny, Poppy mogła odnieść wrażenie, jakby miała przed sobą podekscytowane dziecko, które usilnie stara się usiedzieć w jednym miejscu.
Gdy tylko zaczęli iść w stronę Zagajnika Matki Lucindy, Hargreeves zdecydował się na to, żeby opowiedzieć swojej koleżance o tym, jak ostatnio mu wyszła ekspedycja do tegoż miejsca. Tym sposobem Weasley dowiedziała się, jak chłopak musiał uciekać przed bandą nastolatków, o tym, jak chował się na czyimś podwórku i jak potem natrafił na średnio trzeźwą Lyrę, która celowała do niego z "pistoletu" utworzonego z dłoni. Może historia średnio interesująca, a na pewno nie stawiająca Gilberta w niesamowitym, bohaterskim świetle, ale hej! Trzeba również śmiać się z siebie, a poza tym Poppy zawsze mogła go zignorować, jeśli stwierdziłaby, że nie ma ochoty go słuchać, ot.
Duet łowców duchów wreszcie dotarł do owianego złą sławą zagajnika, a Gilbert miał wrażenie, jakby cała atmosfera zmieniła się o 180 stopni. Może to była kwestia legendy, ale chłopak przysiągłby, jakby cała natura ucichła, a powietrze stało się cięższe i gęstsze.
- Też masz wrażenie, jakby wszystko... zamilkło? - spytał ściszonym głosem, zerkając na Poppy, by zobaczyć ewentualne zmiany w jej zachowaniu. Kto wie, może umysł Gilberta stroi sobie z niego żarty?
Im dalej szli, tym bliżej byli tego nieszczęsnego ogrodzenia, które zabezpieczało chatkę. Hargreeves pamiętał, że płot był dobrej jakości i niestety w niej żadnej luki. Jednak teraz nie miał na karku bandy podpitych nastolatków i nie był nocą, więc miał lepszą widoczność. Korzystając z tych dobrodziejstw, podszedł do ogrodzenia i zaczął szukać przejścia.

poppy weasley
ambitny krab
Bojka#6766
instruktorka plastyki — dom kultury
21 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Jest instruktorką plastyki w domu kultury. Jako dziecko straciła rodziców i od tamtego momentu opiekuje się nią ciotka. Nie poszła na uniwerek, próbuje ogarnąć życie miłosne i dorosłość.
/przepraszam, że tyle czekałaś <3

Raz na jakiś czas Poppy potrzebowała przygody. Zazwyczaj w momentach, gdy całe te dramy z Dexterem i Riverem nieco ją przytłaczały i w sumie całkiem zabawne było to, że właśnie zabawę w poszukiwaczy przygód uznawała za skuteczną ucieczkę w celu zrelaksowania się. Ale trochę tak było! Ona i Gilbert poznali się tak jakby przypadkiem. Tak jakby, bo przecież kojarzyli się ze szkoły, ale dopiero zaczęli ze sobą rozmawiać, gdy natknęli się na siebie na forum poświęconym miejskim legendom. Zabawny zbieg okoliczności, który okazał się całkiem istotnym wydarzeniem w ich znajomości.
Gdy tylko ustalili z Gilbertem szczegóły ich wyprawy, Poppy poczęła planowanie – począwszy od tego, co założy i w jakich wygodnych butach pójdzie, aż do etapu zapakowania plecaczka wycieczkowego. Do tego typu wypraw podchodziła raczej rozsądnie, więc zabrała ze sobą scyzoryk, jabłko i butelkę wody, do tego w noc przed dniem wyprawy naładowała telefon i zabrała powerbank na wszelki wypadek. Latarkę miała w telefonie, więc nie zamierzała brać drugiej, podręcznej, bazując na tym, iż ta jedna w telefonie jej w zupełności wystarczy. W sumie też trochę nie mogła się doczekać. Tego typu eskapady traktowała jako hobby, które pozwalało jej na jakiś czas oderwać myśli. Poza tym buzowało jej trochę adrenaliny – w końcu miejsce, które zamierzali odwiedzić nie było miejsce, w którym powinni być. Właściwie zakrawało nawet o powiedzenie, iż nie powinno ich tam być – co tylko jeszcze bardziej zwiększało chęć wycieczki.
Dotarła w umówione miejsce, nie pozwalając sobie na spóźnienie. I gdy tylko dostrzegła Gilberta przyśpieszyła, idąc w jego kierunku. Nawet mu odmachała, a kiedy zjawiła się tuż obok chłopaka, uśmiechnęła się promiennie. – Gotowa – oznajmiła od razu, widząc to jego podekscytowanie i w duchu trochę się z niego śmiejąc, a trochę czując, że ma całkiem podobnie. W końcu ona też czuła podekscytowanie i opanowała ją jakaś dziwna energia. Wstęp za ogrodzenie był surowo zabroniony, co tylko potęgowało motywację do złamania zakazu. Na grupce internetowej czytała wiele przechwałek o tym jak niektórzy ledwo uszli z życiem, uciekając z zagajnika. Poppy nie dowierzała tym wszystkim niepotwierdzonym przechwałkom i szczerze powiedziawszy, wolała na własnej skórze przekonać się czy faktycznie w Zagajniku Matki Lucindy straszy.
A tu proszę! Zupełnie nie spodziewała się historii, którą uraczył ją Hargreeves. – Kim byli ci ludzie, przed którymi uciekałeś? – spytała z zainteresowaniem, bo ta jedna informacja chyba jej umknęła zupełnie. Kojarzyła pewnie Lyrę, ale o pozostałych nie mogłaby powiedzieć tego samego. A to zainteresowało ją szczególnie, bo być może znała kogoś z tych osób i brała pod uwagę taką możliwość, że ponownie na nich natrafią. Mimo wszystko Poppy wydawała się po tej opowieści ciut zatroskana.
Kiedy wreszcie dotarli do zagajnika, Poppy słyszała przez chwilę tylko dudnienie własnego serca. Powietrze zdawało się tak gęste, że można by je ciąć nożem i Poppy tylko nerwowo się rozejrzała. Szybkim ruchem związała włosy w kucyk, o czym zapomniała wcześniej i zerknęła niepewnie na towarzysza. Skinęła tylko w odpowiedzi głową. Natura trochę sobie z nimi igrała, bo faktycznie Poppy poczuła się jakby jakaś dziwna, mistyczna siła na nich oddziaływała. Podeszła bliżej Gilberta i zsunęła plecak z pleców na ramię, otwierając go. – Mam scyzoryk, ale chyba się nie przyda… tutaj przydałyby się nożyce do metalowej siatki. Chyba, że znajdziemy gdzieś miejsce, w której jest tylko zwykła siatka, wtedy na pewno da radę – powiedziała ze zmarszczeniem czoła i zaczęła iść wzdłuż ogrodzenia. – No, bo górą chyba będzie ciężko – wydała werdykt, spoglądając na zabezpieczenia na ogrodzeniu.
Gilbert Hargreeves
sumienny żółwik
anu
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nadnaturalne tematy pociągają wiele osób, ale Gilbert z przykrością zauważył, że miał problemy znaleźć osoby, które oprócz luźnych pogawędek o nich, byłby również chętne na przygody o takiej tematyce. Jasne, nie każdego musiało to pociągać, nie każdy mógł chcieć aż tak się angażować i nie każdy może mieć wystarczająco dużo odwagi, by chodzić po ciemku po lasach. Mimo wszystko Hargreeves szczerze żałował, że nie udało mu się znaleźć w szkole żadnej chętnej duszy, żeby chociaż spróbować - i tyle. A przecież było to takie coś niecodziennego i oczyszczającego! Owszem, trochę... no, bardziej niż trochę niebezpieczne, ale hej! Chłopakowi jeszcze nic się nie stało w trakcie tych wypraw, więc nie jest najgorzej! A na takich przygodach naprawdę można było się odprężyć, szczególnie od codzienności. I wcale nie trzeba było wierzyć, że nadnaturalne zjawiska występują. Właściwie takie wyprawy można było potraktować jako sprawdzenie na własnej skórze czy rzeczywiście w miejskich legendach tkwi jakieś ziarenko prawdy, a przynajmniej tak do tego podchodził Gilbert.
Na całe szczęście ostatecznie znalazł swoją towarzyszkę w polowaniach na duchy i kryptydy. Hargreeves był trochę zaskoczony, gdy okazało się, że kojarzył Poppy z szkoły i dopiero jak obydwoje ją skończyli, poznali się, ale lepiej późno, niż wcale, prawda?
Szczególnie jeśli Gilbertowi miałby przytrafić się ktoś, kto byłby niezorganizowany. Oczywiście przede wszystkim chodziło o to, żeby dobrze się bawić, ale chłopak ucieszył się, gdy zobaczył, że Weasley przyszła dobrze przygotowana. To oznaczało, że w razie czego może liczyć na nią, a nie tylko na tym, co zabrał ze sobą. Poza tym to było miłe chodzić na wyprawy z kimś kto oprócz tego, że chciał się dobrze bawić, to nie miał do nich całkowicie zlewczego stosunku. Ostatecznie często wchodziło się do miejsc w zakazem wstępu lub takich, w których można było sobie zrobić krzywdę, więc mimo wszystko warto było przygotować się na wszelkie sytuacje.
- Jakaś banda podpitych nastolatków, ale żadnego z nich nie znałem. Potem trafiłem na... chyba Lyrę? Nie jestem pewien, ale trafiła na mnie, kiedy przeskakiwałem przez płot czyjejś posesji, za którym się ukrywałem i zaczęła do mnie mierzyć z "pistoletu" - przyznał i zaprezentował "broń" z palców. Nie był zbytnio przejęty tym, że został złapany i że uciekał przed jakimiś uczniami. Nie byli wiele młodsi od niego, więc Gilbert nie miałby nad nimi przewagi w postaci tężyzny fizycznej, a w dodatku było ich więcej, na niekorzyść baristy. Jedynie czego żałował to, że nie miał więcej czasu, żeby przyjrzeć się Zagajnikowi Matki Lucindy. Był on wyjątkowo atrakcyjnym miejscem, biorąc pod uwagę historię, która podobna się tam wydarzyła i obecne legendy, które krążą na temat tego domu. A fakt, że był on strzeżony, jedynie rozbudzało wyobraźnię chłopaka i chęci, by się tam dostać. Zresztą nie tylko jego. Oczywiście czytał w internecie o Zagajniku i o różnych doświadczeniach śmiałków. Wiele z nich wyglądały na wyjątkowo mocno przekoloryzowane historie, ale pomimo sceptycyzmu, sam Gilbert był podjarany tym, co może się dzisiaj wydarzyć w opuszczonym domu.
I oczywiście miał nadzieję, że nie skończy się to poważnym uszczerbkiem na zdrowiu.
Cóż, powinien się cieszyć, że nie zwariował po tych wszystkich próbach zapolowania na duchy czy kryptydy i że rzeczywiście w Zagajniku była jakaś gęsta atmosfera, ale z drugiej strony chyba wolałby wyjść na wariata. To, że nie tylko on odczuwał zmianę spowodowało, że jeszcze bardziej umilkł, skupiony. Ignorował trochę mocniej bijące serce.
Nożyc do metalu nie miał, bo nigdy nie były w domu potrzebne, a poza tym, wolał nie brać na wyprawę większych i cięższych przedmiotów. Dlatego skinął głową Poppy na znak, że się z nią zgadza i również zaczął obchodzić ogrodzenie. Oj nie! Nawet wolał nie próbować wchodzić górą! To była gwarancja ładnego pocięcia się. Już był skłonniejszy do próby przekopania się pod ogrodzeniem, aczkolwiek podejrzewał, że te znajduje się głęboko w ziemi.
Hargreeves obchodził uważnie zabezpieczenia, mając nadzieję na znalezienie luki. Ostatecznie nie byli pierwsi, którzy próbowali dostać się do środka, prawda? I z tryumfem zauważył, że od tyłu domu ktoś wcześniej przeciął siatkę, robiąc przejście. Można było je łatwo przeoczyć, bo należało odchylić ogrodzenie.
- Mamy szczęście - zwrócił się do Poppy, z uśmiechem pokazując znalezisko.
Potem pierwszy przeszedł na zakazany teren, mając nadzieję, że nie włączy się żaden ukryty alarm albo coś podobnego. Jednak nic takiego się nie stało - niepokojącą ciszę nie zmącił żaden dźwięk.
Gilbert z koleżeństwo utrzymał odchylone odgrodzenie dla Poppy, rozglądając się uważnie, od której strony chaty znajduje się ich przejście, jeśli mieliby uciekać przed czymś i "ledwo ujść z życiem", jak to lubili opisywać doświadczenie z Zagajnika śmiałkowie, którzy byli przed nimi.
Hargreeves dyskretnie wziął głębszy wdech i zaczął zbliżać się do opuszczonej chaty, czujnie obserwując otoczenie. Jednak nic podejrzanego na razie się nie działo, aczkolwiek to ani trochę nie uspokajało chłopaka. Ta nienaturalna cisza była niekomfortowa, szczególnie, że miał wrażenie, że im bliżej byli chatki, tym było spokojniej - żadnego świergotu ptaków, szumu liści, trzasku gałązek. Nic. Jakby Zagajnik był jakąś próżnią.
- Myślisz, że drzwi frontowe są otwarte? - spytał szeptem Poppy, zastanawiając się czy i jego głos nie zostanie uciszony przez atmosferę panującą w tym miejscu. Jednak z ulgą usłyszał swoje własne pytanie.
Chłopak podszedł do drzwi, ostrożnie stawiając kroki na schodach, które nieprzyjemnie skrzypiały pod jego ciężarem. Z mocno bijącym sercem i dreszczykiem adrenaliny nacisnął klamkę. Niestety drzwi nie ruszyły się.
- Pożyczysz scyzoryk? - spytał, mając nadzieję, że Poppy nie zdążyła już schować nożyka. Jeśli dziewczyna użyczyła mu wspomnianego przedmiotu, Gilbert spróbował za jego pomocą podważyć zaklapkę w zamku.
Może mu się uda i ma zadatki na włamywacza? Chociaż nie było to coś, czym można się pochwalić...

poppy weasley
ambitny krab
Bojka#6766
instruktorka plastyki — dom kultury
21 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Jest instruktorką plastyki w domu kultury. Jako dziecko straciła rodziców i od tamtego momentu opiekuje się nią ciotka. Nie poszła na uniwerek, próbuje ogarnąć życie miłosne i dorosłość.
/jezuskunazarecki bardzo przepraszam za zwłokę! <3

Niewiele osób o tym wiedziało, ale Poppy miała w sobie gen odkrywcy – ku wielkiej rozpaczy jej cioteczki. W końcu jej rodzice byli badaczami i zginęli na jeden z ekspedycji. I można by pomyśleć, że właśnie przez wydarzenie Poppy odbije się od tego wszystkiego – ale stało się wręcz przeciwnie. Chęć przygody była zbyt silna, tak samo zresztą jak zamiłowanie do lokalnych legend i odwiedzania wszelakich miejsc w miasteczku, w których niekoniecznie powinna się znaleźć. Możliwe, że taki styl życia był niemal uzależniający. Poza tym gdyby ktoś zapytał Poppy czy się nie boi, to odpowiedziałaby znanym cytatem z Króla Lwa, iż kpi sobie z niebezpieczeństwa. Dlatego trafił swój na swego i Poppy szczerze cieszyła się z zawartej z Gilbertem znajomości. Dotychczas jej przyjaciele nie podzielali niezdrowej fascynacji szwendania się po miejscach z legend, które w dodatku nie należały do najbardziej bezpiecznych.
Zawsze była jednak przygotowana – tego jednak nauczyła się jako dzieciak. I pewnie też przez jakiś czas należała do harcerek, dzięki czemu zdążyła nauczyć się tego i owego. Czegoś więcej niż tylko pieczenia ciasteczek na akcje charytatywne. Miała też niezłe oko do map, ale nigdy o tym nie wspominała nie chcąc się wygłupić przed kimś, kto nieco bardziej ogarniał przestrzenie – tak dla przykładu. Nic zatem dziwnego, że wpojono jej, by do wycieczek podchodziła z rozwagą i zdrowym rozsądkiem. Wiedziała, że Gilbert ma podobne podejście i dlatego poniekąd zgodziła się na ten trip – wiedziała, że nie będzie musiała się nikim zajmować, bo przyjdzie jej obcować z kimś równie ogarnięty. A mówiąc szczerze, czasem przebywając z Dexterem i Riverem, miała wrażenie, że mamą bear w tym trio. I to nie zawsze było takie super jakby się mogło wydawać.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, wysłuchując go uważnie. – Dobrze, że udało ci się ukryć ¬– powiedziała z ulgą. No, bo jednak nie życzyła mu, by go ktokolwiek poturbował. Nie życzyła tego nikomu, a już zwłaszcza komuś kogo lubiła. Miała nawet zaproponować, że może mu pokazać parę chwytów z kursu samoobrony, ale stwierdziła, że nie będzie zbytnio się naprzykrzać, zwłaszcza, że być może zaproponowanie czegoś takiego mogłoby zostać źle odebrane. Zresztą, Gilbert nie wyglądał na kogoś, kto by tego potrzebował. Poppy postrzegała go raczej jako sprytną i inteligentną osobą.
Sam Zagajnik Matki Lucindy był dla niej miejscem kuszącym. I szczerze miała nadzieję, że po odwiedzeniu tego miejsca, jej wyobraźnia pobudzi się na tyle, by mogła później odtworzyć na sztaludze to miejsce. Poza tym bardzo liczyła, że naprawdę znajdą coś wartego uwagi – coś, co będzie miało brzemię kawałka dobrej historii. Nie uważała, by większość powtarzanych historii było prawdziwych – o wiele lepszym rozwiązaniem zatem wydawało jej się sprawdzenie tych wszystkich pogłosek na własnej skórze. Dlatego jej ekscytacja rosła niemal z każdym krokiem, choć ta nieco ostygła, gdy dotarli do ogrodzenia.
Również zaczęła szukać miejsca, przez które mogliby się przekraść. Oczywiście nie oddalając się zbytnio do Gilberta. Nie dostrzegała jednak niczego i już powoli zaczynała obliczać ryzyko, jakie im groziło, gdyby jednak zdecydowali się na wybranie niebezpiecznego przejścia ponad ogrodzeniem, gdy nagle dotarł do niej głos chłopaka. – Cudownie – powiedziała ze szczerą radością i podążyła w jego kierunku, a następnie z jego pomocą przeszła przez odchylone ogrodzenie. Podziękowała szybko i wyprostowała się, rozglądając na boki. Nic nie przykuło jej uwagi na tyle, by do tego podejść. Dlatego również podążyła w kierunku opuszczonej chaty. Słychać było tylko ich oddechy i to trochę niepokoiło Poppy, choć w zasadzie nie mogli spodziewać się niczego innego, prawda? O ile nie zaczną ze sobą rozmawiać, to właśnie cisza miała im niezmiennie towarzyszyć. Dziwne to było uczucie. Zupełnie tak jakby wszystko, co znajdowało się w tej przestrzeni zostało w jakiś empiryczny sposób wygłuszone.
Możliwe. A jeśli nie to myślę, że nie będzie trudne je wyważyć albo podważyć – odpowiedziała również szeptem. Skrzywiła się, gdy do jej uszu dotarło skrzypienie spowodowane jego krokami. W napięciu oczekiwała na choćby drgnięcie drzwi, ale nic takiego się nie stało. Westchnęła tylko, ale będąc przygotowaną na taką ewentualność, bez słowa sprzeciwu podała Gilbertowi scyzoryk. Trzymała więc kciuki, przyglądając się poczynaniom chłopaka i niemal triumfalnie pisnęła, gdy drzwi po chwili ustąpiły.
Weszli do środka – Poppy z bijącym sercem. Nie wiedziała czego się spodziewała, ale to wnętrze, które zastali, wyglądało doprawdy upiornie. Aż ją ciarki przeszły, gdy deski pod jej stopami zaskrzypiały jeszcze głośniej niż te na werandzie i kiedy przez pomieszczenie przebiegł świst towarzyszący podmuchowi zimnego powietrza.
Gilbert Hargreeves
sumienny żółwik
anu
ODPOWIEDZ