weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.

[akapit]

SZESNAŚCIE

Decyzja o powrocie w rodzinne strony nie przyszła jej łatwo, a przy okazji wiązała się z kilkoma wyrzeczeniami. Jedynym, czego Gemma nie umiała poświęcić, była praca ze zwierzętami – z lwami, w których towarzystwie odnajdowała się idealnie. Pobliskie zoo nie było miejscem działającym na tych samych zasadach co rezerwat, który pozostawiła za sobą w Kenii, ale miało zapewnić jej namiastkę tego, czego oczekiwała od życia. Odnalazła się w tym miejscu, jednocześnie nie przypuszczając, że mogłaby kiedykolwiek tego pożałować. Pożałowała jednak, kiedy po niespełna trzech latach pracy w placówce doszło do sytuacji, w którą ona nadal nie była w stanie uwierzyć. Nie mieściło jej się w głowie, że jeden z jej przełożonych ugiął się pod nagłym zastrzykiem gotówki i pozwolił na coś, co nie mogło skończyć się dobrze. Kiedy tylko oznajmiono jej, że pod jej opieką na wybieg wprowadzą młodego, znanego jej chłopaka, zaprotestowała. Niejednokrotnie miała okazję obserwować jego nieodpowiedzialne zachowanie, dlatego czuła, po prostu czuła, że doprowadzi to do katastrofy. Niestety, nikt z pracodawców nie chciał jej słuchać. Zachowywali się tak, jakby pieniądze założyły im na oczy klapki i przez to skłonni byli podjąć tak duże ryzyko. Choć Gem nie chciała brać w tym udziału, ostatecznie zgodziła się, ponieważ bała się, do jak wielkich szkód doprowadziłoby wpuszczenie na wybieg tego chłopaka samotnie. Tak czy siak, bez problemów się nie obyło, a gdyby tego było mało, nadziany ojciec nastolatka teraz chciał zemścić się na niewinnym zwierzęciu. Do tego nie mogła dopuścić, dlatego niedługo po tym, jak pierwszy szok minął, postanowiła przystąpić do działania. Zdecydowała się również wezwać posiłki, dlatego z pomocą zwróciła się do Eve. Miała nadzieję, że brunetka będzie wiedziała, co powinny zrobić i, całe szczęście, nie zawiodła się. Nie minęła doba, a one obie zajmowały się zbieraniem podpisów pod wcześniej przygotowaną petycją. Ostatecznie, po całym dniu na nogach, zdecydowały się na odpoczynek w barze. Gdy do niego weszły i zamówiły alkohol, Gemma znalazła wolny stolik i po dobrnięciu do niego, opadła swobodnie na jedno z siedzeń. Wzrokiem przemknęła po pliku kartek, które ze sobą przyniosła. - Nie sądziłam, że uda nam się zebrać aż tyle - przyznała całkiem szczerze. Na to zadanie poświęciły co prawda cały dzień, dziesiątki razy opowiadając ludziom historię, która była źródłem problemu. Wiedziała, że jeśli dotrze to do jej przełożonych, prawdopodobnie straci pracę, ale to jej obecnie nie obchodziło. Liczyło się wyłącznie dobro zwierzęcia. - Wiesz co? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej żałuję, że to nie działa jak w Nairobi. Gdybym tylko miała środki, sama zajęłabym się otworzeniem tu jakiegoś rezerwatu. Nie wyobrażam sobie pracować w miejscu, w którym pieniądze są ważniejsze od zwierząt - przyznała, lekko kręcąc przy tym głową. Dalej nie potrafiła uwierzyć w to, że panujące w zoo wartości nagle wywróciły się do góry nogami.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit

Kiedy jest źle, możesz się z tym przespać, wypić i jakoś przeboleć. Kiedy jest tragicznie, tak aż nie do zniesienia, możesz się zapracowywać na śmierć byleby o tym nie myśleć.
Drugą z opcji wybrała Eve, która mając ogrom swojej pracy zdecydowała się pomóc pani weterynarz. To było znacznie lepsze od zamartwiania się własnymi problemami, których nie dało się rozwiązać w przeciągu godziny lub dwóch dni. Wszystko wymagało czasu a to sprawiało, że czuła się coraz gorzej. Nie miała na to siły, ale była też świetna w udawaniu, że wszystko grało. Nie należała od osób, które narzekają na swoje życie, marudzą lub się żalą. Nie była malkontentem. Wolała pracować i zapomnieć tak, jak to zrobiła dzisiaj tych parę dni temu godząc się na pomoc Fernwell.
- Mówiłam. – Bo na pewno zapewniała, że zbiorą sporo podpisów. – Wystarczyło zajrzeć do miejsc, w których nas znają. – Głównie Eve, bo to ona spędziła tu siedem lat po przerwie związanej z wojskiem. To przez to oraz wyjazd Gem do Nairobi kobiety nie miały okazji bliżej się poznać. Za dzieciaka miały innych znajomych, później wyjechały a teraz pani weterynarz została polecona Eve przez Noel (tak jakoś wyszło w trakcie ustalania relacji z N.). Nie od razu się polubiły, jednak typowy przy początkowej współpracy dystans szybko się rozmył. Paxton powoli zaczynała ufać kobiecie pod względem tego, że odpowiednio zajmie się psami. Nic innego dla Eve nie miało znaczenia. Mogła być wobec niej wredną suką, ale dobre traktowanie zwierząt uważała za cechę nadrzędną.
- Jello też była pomocna – spojrzała pod swoje nogi. Przy krześle odpoczywała suczka (klik), która cały dzień towarzyszyła Eve. Jej widok na pewno rozczulał ludzi i zatrzymywał ich dzieci na nieco dłużej (tak, że musieli wysłuchać Paxton). Na dodatek była to również stała klienta pubu, a raczej mile widziana towarzyszka Paxton, która rzadko kiedy poruszała się bez psa.
- Nie dało się też nie zauważyć, że przyciągnęłaś męską część podpisujących. – Upiła łyk zamówionego piwa i nim doczekała się odpowiedzi jej uwagę przykuło dwóch mężczyzn wchodzących do baru. Zawołali ją po nazwisku, więc machnęła do nich ręką na znak powitania i niczego więcej nie zrobiła.
- To moi koledzy. Weterani – wyjaśniła, ale jak na dobrych kolegów wypadało nie przyszli od razu ich zaczepić. Niezaproszeni nie będą się nawijać, chociaż po dwóch piwach wypitych przy barze może być różnie. – Czemu wywiało cię aż do Nairobi? – Była ciekawa, co takiego pcha ludzi do wyjazdu w dalekie strony nie licząc tego, że sama pognała za chłopakiem do wojska. To akurat była głupota a Gemma wydawała się bardziej ogarnięta.

Gem Fernwell
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Wiedziała, że w dużej mierze to właśnie znajomości Paxton pomogły im ruszyć z tym wszystkim naprzód. Gemma, odkąd wróciła do miasteczka, trzymała się raczej tego, co wydawało jej się bezpieczne. Odnowiła trochę starych znajomości, ale jeśli w grę wchodziły nowe, obawiała się otworzyć. Był to prawdopodobnie skutek uboczny tego, co przeżyła w Kenii. To właśnie tam była najlepsza wersją siebie, szczęśliwą z powodu tego, że mogła sięgnąć po własne marzenia. Przy okazji nawiązała wiele przyjaźni, głównie z osobami, które były jej podobne. Z osobami, które teraz pozostawały wyłącznie mglistym wspomnieniem, w dodatku dość bolesnym. To coś w niej zmieniło. Sprawiło, iż bała się wpuścić do swojego życia nowe osoby, ponieważ bała się kolejnej straty. Jak widać, jej dawne życie nadal odbijało się w jej głowie głośnym echem, ale nie było nic, co mogłaby zrobić, aby jakoś to zagłuszyć.
Nie oznacza to jednak, że sama nie wniosła do tej akcji nic. Nie, osoby, które korzystały z jej usług, bardzo chętnie podpisały podsunięty im świstek papieru. Część z nich obiecała także przekazać wiadomość swoim znajomym, zatem to, co udało im się dziś osiągnąć, wyglądało pokrzepiająco. - Chyba nawet najbardziej. Kto mógłby odmówić tym pięknym oczom? - zapytała, na końcówce zwracając się bardziej do psa, nad którym się pochyliła i wyciągnęła do niego dłoń. Po tym, jak suczka ją powąchała, Gem lekko podrapała ją za uchem. Zwróciła spojrzenie na Paxton dopiero wtedy, kiedy usłyszała jej późniejszą uwagę i już chciała jej odpowiedzieć, ale rozproszyło ją coś innego. Eve rzeczywiście musiała mieć szerokie grono znajomych. - Sama nie wiem, może było to po prostu przeznaczenie? - rzuciła z przekąsem, tym samym dając jasny sygnał ku temu, że raczej nie wierzyła w takie rzeczy. - Pod koniec studiów załapałam się na wymianę. Sama nie wiem dlaczego wybrałam akurat to miejsce, ale uznałam, że to może być coś ciekawego. Zresztą, zawsze ciekawiło mnie wszystko, co znajdowało się poza Lorne Bay - wyjaśniła, po czym wygodniej oparła się o oparcie swojego krzesełka. - I trafiłam w dziesiątkę. To było naprawdę niesamowite miejsce. Wystarczyło, że przyjechałam do domu, a od razu zrozumiałam, że chcę tam wrócić - wyjaśniła, po czym uśmiechnęła się łagodnie. Te wspomnienia jednocześnie ją rozczulały, ale też przypominały o bólu, który w sobie nosiła. Cofanie się do przeszłości nie zawsze było łatwe. - Ty chyba też sporo czasu spędziłaś poza Lorne? - zapytała, co nieco wiedząc na temat jej przeszłości, ale bez zbędnych szczegółów. Nigdy nie wnikała, ale też nigdy nie miała ku temu okazji, ponieważ do tej pory ich relacja opierała się głównie na współpracy. Był to chyba pierwszy raz, kiedy mogły ciut inaczej ze sobą porozmawiać.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tak. – Przytaknęła, ale nim rozwinęła myśl upiła łyk piwa na zachętę samej sobie, żeby przyznać się do błędów. – Kojarzysz te wszystkie głupio zakochane dziewczyny z liceum, które jak wierne pieski latały za swoimi chłoptasiami, z bólem depilowały się woskiem, codziennie rano przez godzinę dobierały strój, żeby dobrze dla niego wyglądać i okłamywały rodziców, żeby się z nim spotkać, chociaż on tego nie doceniał? – Wcale nie oczekiwała odpowiedzi. Wystarczyło przytaknięcie, bo po chwili Paxton sama dodała: - Byłam taką głupią dziewczyną. – Posłała Gem delikatny uśmiech na znak, że wspomina to teraz z dystansem. Żalem do samej siebie, ale już umiała się z tego śmiać; ze swej głupoty i naiwności. – Tylko, że ja zamiast depilować się woskiem pojechałam za nim do wojska. – Znów uniosła butelkę z piwem, żeby wznieść za to toast. Należała jej się pochwała za poświęcenie! Głupie i idiotyczne, ale poświęcenie. – Od dziewiętnastego roku życia byłam w armii i wróciłam jakieś 7 lat temu. – Mogła od razu tak odpowiedzieć, ale uważała historię z Lorenzo za coś, co było prawdziwe i szczere. Że jeżeli po tej opowieści ktoś uzna ją za dziwną i już nie będzie chciał się kolegować, to niech spada. Taki nieoficjalny test na znajomość, który wprowadzała w życie całkiem nieświadomie, a jednak reakcja na tę historię miała znaczenie. – Ale chyba kojarzę cię z liceum. – Zmrużyła oczy z uwagą przyglądając się Fernwell. – Nosiłaś aparat z niebieskimi gumkami i miałaś przyduży znoszony sweter w słoneczniki? Był uroczy. – Nie miała pewności, czy trafiła, bo nie kojarzyła wielu osób z młodszych roczników, ale niektórzy rzucali się w oczy. Podobnie jak opisała przez Paxton dziewczyna, z której wcale się nie nabijała. Mogło wydawać się inaczej, ale Eve uważała, że sweter naprawdę był uroczy. Powinna kiedyś znaleźć tę dziewczynę i jej to powiedzieć (jakby po latach miało to jakieś znaczenie).
Również oparła się nieco wygodniej ledwie na chwilę zerkając w stronę kolegów. Chciała się upewnić, że tym nie przyjdzie do głowy im przeszkodzić. Skoro miała okazję bliżej poznać zatrudnianą panią weterynarz, to zamierzała ją wykorzystać. Tym samym ich współpraca stanie się przyjemniejsza chyba, że jedna uzna drugą za wariatkę; wtedy będą miały problem.
- Skoro tak bardzo tęsknisz za Nairobią, to czemu nie wrócisz? – Wcześniej uznała, że lepiej o to nie pytać, ale ciekawość wygrała. Zrozumie jednak, jeżeli Gem nie zechce poruszać tego tematu. O niektórych rzeczach nie opowiadało się przy pierwszym spotkaniu (a raczej dłuższej rozmowie, która nie uwzględnia biegunki psa lub jego źle rosnących pazurów).
Wysłuchując odpowiedzi Fernwell przyłożyła zimną butelkę do policzka, a potem z lewej strony szyi. Przyjemny chłód na delikatnej skórze sprawiał, że nieco się rozbudziła po jakże intensywnym i długim dniu spędzonym na słońcu.

Gem Fernwell
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Nie takiej historii się spodziewała, dlatego słuchała brunetki z zainteresowaniem. Z własnego doświadczenia wiedziała, że miłość potrafi być zgubna, ale ta szczera potrafiła także otworzyć człowieka na rzeczy, po które sam nie miałby odwagi sięgnąć. Bo owszem, w przypadku Gemmy to pierwszy poważniejszy związek popchnął ją ku temu, aby rozważyć wyjazd w nieznane, co przecież zawsze ją ciekawiło. Przez długie lata marzyła o odkrywaniu świata, ale dopiero pod wpływem swojego ówczesnego partnera dała temu szansę. I nie żałowała. Afryka naprawdę rozbudziła w niej miłość, a później… Później stała się idealnym miejscem, w którym mogłaby wyleczyć złamane serce. - Nazywasz się głupią, ale nie sprawiasz wrażenia, jakbyś tego żałowała - zauważyła, a kącik jej ust powędrował ku górze. Jakaś jej część pragnęła zapytać również o to, co działo się z tym chłopakiem teraz, ale na razie postanowiła sobie darować. Ich znajomość nadal była raczkująca, a wszelkie historie, które dotyczyły wojska, posiadały ryzyko nieszczęśliwego zakończenia. Nie chciała przypadkiem rozdrapać ran, które jeszcze się nie zabliźniły. - Słoneczniki? - powtórzyła po niej, a później lekko zmrużyła oczy, myślami cofając się trochę w czasie. Szkoła średnia miała miejsce piętnaście lat temu, zatem musiała naprawdę wytężyć umysł, aby przywołać w pamięci ówczesne stroje. - Jeśli tak, wtedy chyba jeszcze nie bardzo znałam się na modzie. Zresztą, do tej pory wolę to, co wygodne - stwierdziła, po czym lekko wzruszyła ramionami. Sięgnęła po swój trunek, którym lekko zakręciła w dłoniach, a później upiła kilka drobniejszych łyków. Mimowolnie zastanowiła się nad tym, czy i ona potrafiła przywołać postać Paxton z przeszłości, ale nie była w stanie. Kiedy była młoda, myślała wyłącznie o tym, co znajdowało się poza miasteczkiem. Na tym, co miała na wyciągnięcie ręki, zupełnie się nie skupiała. Teraz natomiast musiała poświęcić chwilę pytaniu, którego się spodziewała, a na które zdecydowanie nie znosiła odpowiadać. - Wiesz, jak to jest, kiedy na kimś bardzo nam zależy? Zawsze mimowolnie idealizuje się taką osobę. Podobnie jest z miejscami. Nairobi ma w sobie wiele cudowności, ale nie mogłabym tam wrócić. Ma w sobie też sporo złego - a Gemma przeżyła tam tyle, iż nie umiała przejść nad tym do porządku dziennego. Kenia w oka mgnieniu z bezpiecznej przystani stała się miejscem, w którym zginęło zbyt dużo jej znajomych. Nie umiała wyobrazić sobie tego, że miałaby na nowo zacząć tam swoje życie. - A ty? Dlaczego odeszłaś z armii? - zapytała, w ten sposób trochę też odbijając piłeczkę. Doszła jednak do wniosku, że skoro rozmawiały ze sobą szczerze, mogła sobie na to pozwolić. Zresztą, mając na uwadze to, jak bardzo Eve w ostatnim czasie jej pomogła, chyba podświadomie chciała się do niej zbliżyć. Nagle stała się jej bardziej ciekawa.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Złamał mi serce – to pewne. – Nie zamierzała tego ukrywać. To była jej pierwsza prawdziwa miłość, której oddała się w pełni. Niestety zawiodła się na całej linii i tego mogła żałować; swej głupoty, bo zaufała komuś, komu nie powinna. Kogo tak naprawdę nie znała, o czym przekonała się parę miesięcy temu, kiedy spotkała Lorenzo. – Jednak nie żałuję zaciągnięcia się do armii. Z początku wiele osób mówiło, że to głupota, ale odnalazłam się tam i mogłam sprzedać wojsku swój patent na wytresowane psy. Z początku nie chcieli o tym słyszeć, ale jak zobaczyli, że Amerykanie mają swoje psiaki, to od razu do mnie przybiegli. – Teraz to ją bawiło, chociaż wtedy wkurzało. Najpierw denerwowała się, bo Australijska armia nie chciała jej słuchać, a potem, że robili to tylko po to aby zmałpować amerykanów. Przyszła koza do woza.
- Tak mi się wydaje, ale to nie musiałaś być ty. – Mogła się mylić, ale Eve miała dobrą pamięć. Nie kojarzyła wielu rzeczy z wczesnego dzieciństwa, ale później potrafiła wyłapać niektóre twarze lub poszczególne charakteryzujące ich elementy. Miała do tego głowę, ale wiedziała, że nie wszyscy kojarzyli czasy licealne. Wiele osób po prostu wyrzuciło to z pamięci, chociaż myślami czasem wracali do beztroski, która wiązała się z chodzeniem do szkoły. Czasami i Paxton za tym tęskniła.
- Więc tęsknisz i chciałabyś wrócić do tych dobrych rzeczy, ale niekoniecznie napotykając te złe? – dopytywała dalej, bo Gemma sama przyznała, że jak tylko pojawiła się w Lorne to pragnęła polecieć z powrotem do Nairobi. Skąd wzięło się to uczucie, skoro najwyraźniej coś idealizowanego stało się koszmarem? Paxton próbowała to zrozumieć, bo choć sama uwielbiała armię, to już nie widziała tam dla siebie miejsca. Nie powiedziałaby, że chciałaby wróci do armii. Rozważała zaciągnięcie się jako najemniczka do wojny na Ukrainie, ale jej przeszło (całe szczęście).
- Nie odeszłam. – Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. – Przeżyłam atak bombowy. Do tej pory nie wiem jak, ale jestem tutaj i.. cóż, takim osobom zawsze należy się emerytura. – Zwłaszcza, gdy zmagali się oni z PTSD jednocześnie stanowiąc zagrożenie dla siebie oraz otoczenia. – Mogłabym tam wrócić, ale nie czuje się z tym pewnie. Boje się tego i zarazem czuje, że już wystarczająco zrobiłam dla naszej Armii a w zamian cóż.. nic nie dostałam.. – Nie była już nic im winna, chociaż nie wykluczała, że wskoczyłaby w mundur gdyby Australia była poważnie zagrożona. – Nie chce znów stracić ludzi. Za jednym zamachem zmiotło cały mój oddział i nie wyobrażam sobie znów przeżyć coś podobnego. – To powinno wiele wyjaśniać zwłaszcza to, że Eve nie była nic winna Armii. Zbyt dużo straciła, żeby jeszcze raz się poświęcać. – Wybacz, trochę się rozgadałam. – Mogła ograniczyć temat i wszystko wyjaśnić w dwóch zdaniach. – Jeszcze ci tego nie mówiłam, ale uratowałaś mi tyłek. Niewielu weterynarzy chce przyjeżdżać do mnie prywatnie. Długo walczyłam z tutejszą kliniką, ale uparli się, że mam przywozić psy do nich a nie mam taką możliwość i niektóre rzeczy nie wymagają przeprowadzenia ich w sterylnych warunkach. – Zmieniła temat na nieco luźniejszy, ale też ważny. Dla niej osobiście posiadanie weterynarza, który mógł przyjechać i zbadać psy, to świętość i ocalenie. – Naprawdę dziękuję. – Uniosła swoje piwo i uderzyła o szkło Fernwell.

Gem Fernwell
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Słuchała jej, mimowolnie uciekając myślami do swojej pierwszej miłości. Uderzyło w nią to, że ich historie były na swój sposób podobne. Jasne, było w nich sporo istotnych różnic, ale podstawa kręciła się wokół tego samego – obie bowiem oddały swoje serce mężczyźnie, który później je złamał, jednocześnie popychając do podjęcia ważnych, życiowych decyzji. Dla Eve było to zaciągnięcie się do armii, dla Gemmy zaś wyjazd do Afryki, o której od pewnego czasu marzyła. Kiedyś snuła plany, że wyjedzie tam ze swoim ówczesnym partnerem, ale to właśnie jego odejście było tym, co ostatecznie pchnęło ją w ramiona Kenii. Dawno o tym nie myślała, ale odkąd wrócił, jej umysł mimowolnie zapędzał się w jego kierunku. - Czyli doprowadziłaś do jakiegoś przełomu? Imponujesz mi - skwitowała, przy czym warto wspomnieć, że nie było to kłamstwo. Nie chodzi jednak wyłącznie o tę wojskową działalność i zapał do ochrony własnego kraju. Nie, Gemma już pewien czas temu zauważyła, że Eve pełna była pasji, a w tym przekonaniu dodatkowo utwierdziła się, kiedy zaczęła potrzebować jej pomocy. Nie miała wątpliwości względem tego, że to właśnie dzięki brunetce petycja, nad którą pracowały, miała szansę się powieść. Teraz jednak znów pod jej wpływem wróciła do przeszłości. Kiedy kolejne pytanie padło, Gemma wzięła w dłoń szklaneczkę z alkoholem i zakręciła nią w powietrzu. Nim się odezwała, upiła kilka łyków alkoholu. - Tak, tak myślę. Nawet z tych dobrych mogłabym zrezygnować, gdybym miała gwarancję, że wszystko potoczy się inaczej - wyjawiła, po czym lekko wzruszyła ramionami. Nie ulega wątpliwości, że na to nie miała już żadnego wpływu. - Ale podobno nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Pewnie to wszystko miało zaprowadzić mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Szkoda tylko, że to też wcale nie jest kolorowe - przyznała, po czym rzuciła Paxton wymowne spojrzenie. Mówiła oczywiście o niewygodnym położeniu, w którym znalazła się przez własną pracę. Temu też wolałaby przedwcześnie zapobiec, byle tylko zyskać gwarancję, że lew będzie cały. Nie lubiła, kiedy przez czyjąś głupotę cierpieli niewinni. Zwłaszcza zwierzęta, które nie zawsze miały jak się obronić.
Słuchała jej teraz, jednocześnie czując, jak ogarniało ją to palące wrażenie, że znów dzieliły ze sobą doświadczenia. Gemma może i nie wyjechała na front, nie straciła ludzi, którzy mieli walczyć ramię w ramię z nią, ale ona także poświęciła coś dla Nairobi, a sama nie dostała nic. Mało tego, straciła wszystko – nie tylko zapał do pracy, ale także i ludzi, z którymi się tam związała. Wszyscy zginęli bez celu – przez bezsensowny atak terrorystyczny, których wówczas w tych rejonach Kenii było wiele. Fernwell nie umiała dłużej tam przebywać. Nie umiała udawać, że nic się nie stało, dlatego uciekła. Wyjechała stamtąd, żeby nie musieć już stawiać czoła własnym demonom. Nim jednak zdecydowała się o tym wspomnieć, Eve rozproszyła ją zmianą tematu. I dobrze, Fernwell najwyraźniej nadal nie czuła się gotowa, aby rozdrapywać stare rany. - To nic takiego - przyznała, po czym lekko wzruszyła ramionami. - Mam wrażenie, że niektórzy czasami zapominają o tym, co ważne i na pierwszym miejscu stawiają swoją wygodę - przyznała, po czym lekko wzruszyła ramionami. Wielu lekarzy, nie tylko tych specjalizujących się w weterynarii, miało takie podejście. - Wiesz, przez całe to zamieszanie poważnie zaczynam zastanawiać się nad tym, czy nie powinnam tego rzucić. To znaczy… Sama nie wiem. Wiem, że to wymaga ogromu pieniędzy, ale chciałabym móc zrobić coś, żeby realnie zacząć pomagać zwierzętom. No wiesz, żeby wyciągać je z takich tarapatów, w jakie pakuje je ludzka bezmyślność. Do tej pory myślałam, że pracuję w miejscu, które bierze pod uwagę ich dobro, ale nagle okazało się, że nie. Nie wyobrażam sobie brać w tym udziału - przyznała, po czym znów sięgnęła po alkohol. To, co działo się w pracy, naprawdę ją gnębiło, dlatego pragnęła coś z tym zrobić; coś zmienić. Wiedziała jednak, że nie uda jej się to tak po prostu i sama też najpewniej potrzebowałaby pomocy. Tę jednak wcale nie tak łatwo było zorganizować.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To nic takiego – stwierdziła automatycznie, bo była skromna i dawno nie myślała o sobie w ten sposób. Etap z armią zamknęła za sobą i to dość szczelnie. Jeżeli wracała do tego myślami to tylko do istotnych, ale zarazem złych momentów, jak nagłe zniknięcie Lorenzo albo śmierć oddziału. Zapomniała o tych dobrych rzeczach. O tym co wspaniałego zrobiła dla armii. Jak wielu żołnierzy wyszkoliła by i oni mogli mieć swoje psy i pracowała z jeszcze większą ilością czworonogów. Na początku była dla armii jedynym specjalistą, dopóki nie stworzyła kolejnych, aż powstały specjalne stanowiska w oddziałach. Psy stały się częścią Australijskiej wojska; Eve zapomniała, jak wiele wkładu w to miała jednocześnie nie rezygnując z pracy w terenie. Naprawdę była niesamowita. Czemu jej to umknęło?
- Chyba nigdzie nie jest kolorowo. Takie już jest życie, ale przynajmniej już wiesz, jakimi durniami są twoi szefowie i że w Lorne możesz też liczyć na wsparcie innych osób. – Nie mówiła tylko o sobie, ale także o osobach, które złożyły podpis na petycji. Nawet uderzyła palcem w plik kartek na znak, że to właśnie o nich mówiła. Innym też zależało zwłaszcza, gdy dowiadywali się całej prawdy. Czemu lew miałby cierpieć przez ludzką głupotę? To człowiek zawinił a nie zwierzę żyjące zgodnie ze swoją naturą.
Znowu to robiła. Mówiła o tym, co złego stało się w armii zapominając o rzeczach, które dokonała. Ponownie to zauważyła tylko dzięki Gem i chyba po powrocie do domu będzie musiała zweryfikować swoje wspomnienia. Na nowo zajrzeć do puszki Pandory, którą niegdyś starała się szczelnie zamknąć.
- A jednak to dla mnie bardzo ważne. Jeszcze raz dziękuję. – Okazanie wdzięczności było bardzo ważne. Eve mogłaby to powtórzyć jeszcze parę razy by okazać, jak wielka to dla niej była pomoc. Po tym jak Audrey zrezygnowała z pracy dla niej była w kropce i wcale nie kłamała twierdząc, że Lorne ciężko znaleźć weterynarza gotowego nieco się poświęcić. Nie za darmo.
- Nie dziwię ci się, dlatego sama sobie jestem szefem. – Uśmiechnęła się, bo właśnie to lubiła w swojej pracy. Sama o sobie decydowała. Każda decyzja była jej. Dobra czy zła. Wszystko brała na siebie i jedyne na kogo mogła narzekać, to ona sama. Jeżeli coś było nie tak, to poprawiała bez czekania aż łaskawie ktoś się zgodzi. – Nie ukrywam, że brzmi to jak ciężkie zadanie. Myślałaś o dołączeniu do jakiejś fundacji? – To zawsze był dobry pierwszy krok, chociaż z pracy tam nie było kokosów. – Ze swoim doświadczeniem na pewno wszędzie by cię przyjęli. – Nie tylko do pracy jako weterynarz, ale także we wspomnianej fundacji. W takich miejscach potrzebowali ludzi z ogromem wiedzy. – Jesteś inteligentna, masz gadane i wiesz czego chcesz, więc nie mieliby innego wyjścia. – Nic tylko brać z zamkniętymi oczami. Tak przynajmniej uważała Paxton, która akurat oczu nie zamierzała zamykać, bo jedynie straciłaby możliwość spoglądania na zacny obrazek. Nie powie jednak teraz, że kobieta była ładna. Mogłoby to źle zabrzmieć, jakby wygląd miał znaczenie w pracy weterynarza. Nie prawda, chociaż Eve nie narzekała, kiedy Fernwell przychodziła do jej ośrodka. – Masz kogoś, z kim mogłabyś przegadać tę decyzję? Oczywiście należy ona całkowicie do ciebie, ale poznanie zdania bliskich czasami ułatwia sprawę. – Co ona o tym wiedziała? Niewiele. Miała tylko współpracownicę, Sue Ann na emeryturze, która miała surowe podejście do Eve. Jak zła ciocia, ale jednak w dobrym tego słowa znaczeniu. Po prostu o nią dbała i przez to często się nie zgadzały.

Gem Fernwell
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Miała rację. Eve zdecydowanie miała rację. Nie bez powodu istniało przecież powiedzenie, że wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma. Gemma również zdołała się o tym przekonać, w pewnym sensie nawet dość boleśnie, ponieważ z Kenii wyrwana została z bardzo przykrymi wspomnieniami, natomiast przeniesienie tutaj, które miało przynieść jej ukojenie, obecnie również zawodziło. Co gorsze, wydawało się, jakby nie mogła zrobić z tym nic. Czuła się tak, jakby musiała przyjmować do wiadomości to, że życie jest niesprawiedliwe, jednocześnie pozostając na to obojętną. Nie potrafiła tak. Nie umiała siedzieć bezczynnie, kiedy komuś działa się krzywda. W dodatku nie ludziom – zwierzętom, które przecież nie były w stanie zabrać głosu i wyjawić swojej wersji. To właśnie w ich rękach spoczywało zajęcie się tym, aby nie dopuścić do egzekucji lwa. Gemma miała nadzieję, że tego nie uda im się skopać.
Uśmiechnęła się łagodnie, nie drążąc już tematu. Naprawdę nie uważała, aby robiła coś wielkiego, ponieważ zdecydowała się na dojazd do miejsca pracy Eve. Chodziło przecież o zwierzęta, a tym chciała pomagać za wszelką cenę. Nawet, jeżeli czasami wymagało to od niej poświęceń; te przecież i tak nie były gigantyczne. Chwilę później zagryzła dolną wargę, zastanawiając się nad tym, co powiedziała jej Paxton. Moment trwało, nim zdecydowała się odpowiedzieć. - Sama nie wiem - przyznała, po czym lekko pokręciła głową. - Może jestem przewrażliwiona, ale nie masz wrażenia, że w takich miejscach też pełno jest nieodpowiednich ludzi? Dzisiaj wszystko kręci się wokół pieniędzy. Są zbierane, ale znaczna część idzie na pokrywanie wszystkich tych kosztów, które generują charytatywne przyjęcia. Do potrzebujących zwierzaków trafia tego niewiele. Ja po prostu… Potrzebuję miejsca, w którym miałabym poczucie, że ta praca nie idzie na marne. To chyba niemożliwe - przyznała, odkrywając przed nią trochę własnych myśli; może nawet marzeń? Naprawdę chciałaby żyć w świecie, w którym pomoc byłaby wyłącznie pomocą, a nie kryłoby się za tym nic innego. Była jednak na tyle dorosła, na tyle doświadczona życiem, iż wiedziała, że to nie było możliwe. I to cholernie ją frustrowało. - Tak, tak myślę. To znaczy, jeszcze się nad tym zastanowię. Podejmowanie decyzji na gorąco i pod wpływem emocji to nie jest dobry pomysł - zauważyła, jednocześnie dochodząc do wniosku, że to nie było w jej stylu. Przynajmniej nie zawsze, ponieważ zdarzało się, że sama postępowała dość głupio. Były to jednak głównie kwestie uczuciowe, w których nie zawsze dało się zachować rozsądek. Z pracą nie pozwalała sobie na takie wybryki. - W porządku. Wystarczy tego mazgajenia się. Opowiedz mi coś weselszego - poprosiła, a na jej twarzy w końcu wymalował się uśmiech. Miała chyba dość tego ciągłego uginania się pod problemami, dlatego chciała wykorzystać fakt, że teraz przyszły odpocząć w barze. Nie zamierzała co prawda zalać się tu w trupa, ale jeśli już popijała, wolała robić to z uśmiechem na ustach.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Czemu nie? Przecież podałam ci świetny przykład decyzji podjętej pod wpływem emocji. – Udawała, że była w szoku, czemu kobieta nie chce zrobić tego samego. – Chyba mi nie powiesz, że moja wyprawa za chłopakiem aż do wojska była złym pomysłem. – Oho, czyżby miała żal? Skąd! Droczyła się i po dwóch sekundach uśmiechnęła szeroko na znak, że tylko sobie żartowała. Zgadzała się z Fernwell, że decyzje pod wpływem emocji były złe. Sama starała się nie powtarzać tamtych błędów, ale bywały chwile, że nie potrafiła powstrzymać ust przed wypowiedzeniem pewnych słów. Później tego żałowała, wręcz biła głową w ścianę, bo wszystko rujnowała przez brak przemyślenia i z powodu własnego strachu zakorzenionego lata temu
Całe szczęście nie pokazywała tego od razu. Starała się być lepszą wersją siebie i dobrze jej to szło zwłaszcza, że przez pracę nad podpisami na chwilę zapomniała o swoich własnych problemach. To jej było potrzebne, nawet jeśli wiedziała, że później znów dopadnie ją wszystko to co zostawiła za drzwiami baru.
- Oh, więc teraz odpowiadam za twój dobry humor? – Skoro już poszła w lżejszą nutę, to zamierzała kontynuować. Zaczepki, docinki i żarciki były jej specjalnością zwłaszcza jeśli się wczuje. - Nie dość, że zaczepiam ludzi po mieście błagając ich o podpis, to teraz jeszcze mam robić za błazna. – Westchnęła teatralnie zmęczona. – Niech ci będzie. Znaj moje dobre serce. Wiesz, co najbardziej bawi ludzi? To jakie mam drugie imię. – Zaczynało się bardzo dobrze i Eve pochyliła się w geście konspiracji, jakby nikt inny prócz Gem nie mógł usłyszeć tego jakże pięknego imienia nijak pasującego do jej osoby. – Deborah. – Wyprostowała się czekając na reakcję Fernwell, która na pewno spodziewała się czegoś bardziej kosmicznego albo idiotycznego, jak Tortilla albo Cookie Monster. – Sama przyznaj. To okropne imię. Czy ja ci wyglądam na Deborah? – Ręką wskazała siebie i cały czas się uśmiechała, bo sama uważała to za niedorzeczne i przy tym zabawne. – Jak się chłopaki z oddziału dowiedzieli, to nazywali mnie ciotką Deborah. Kiedy mówili innym, że „ciotka Deborah da wam popalić na szkoleniu z psami” to nie brzmiało tak poważnie, jak miało. Mieli ze mnie bekę, ale mnie uwielbiali. – Pomimo śmierci kolegów z oddziału wspominała to z uśmiechem. Byli dobrymi ludźmi. Czasami tylko debilami, ale z dużymi sercami. – Wiesz, co jeszcze byłoby wesołe? Jakbyś dała się namówić na karaoke. – Wskazała na niewielką scenę z mikrofonem i krzesłem, o który opierała się gitara. W Lucky Lou’s nie potrzebowali oficjalnego ogłoszenia występów. Mieli wieczory dedykowane karaoke, ale Henry w każdej chwili był gotów przygrać coś na gitarze. – Przyda się temu miejscu ktoś, kto nie zaśpiewa jakiegoś smętu. – Nie żeby wiedziała, czy Gem w ogóle śpiewała i czy lubiła wesołe rytmy. Próbowała ją rozruszać sprowokowana słowami o tym, żeby powiedziała coś weselszego. Przyjęła wyzwanie proponując kobiecie coś, co niektórym poprawiało humor.

Gem Fernwell
weterynarz oraz opiekun lwów — cairns zoo
33 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz i opiekunka lwów w Cairns zoo. Przeszło trzy lata temu wróciła z długoletniego pobytu w Kenii, gdzie pracowała ze zwierzętami w Parku Narodowym Nairobi. Aktualnie myśli o założeniu własnej fundacji, a poza tym próbuje zbudować swoją przyszłość z Clayem.
Nie znała jej zbyt dobrze, zatem mogła się naciąć, a jednak z jakiegoś powodu coś od początku podpowiadało jej, że Eve wcale nie zamierzała brać do siebie tamtego komentarza. Zresztą, gdyby nawet, Gemma przecież również mogła pochwalić się podjęciem decyzji, której nie żałowała, a doszła do skutku głównie pod wpływem emocji. To właśnie dlatego, na skutek dość bolesnego rozstania, Fernwell postanowiła na dłuższy czas dać szansę pracy w Kenii. Przez lata czerpała z tego radość, więc gdyby ktoś wówczas zapytał jej o to, czy żałowała, na pewno odpowiedziałaby, że nie. Teraz zresztą również, choć sporym minusem było to, co stało się później. Wyłącznie tego mogła żałować, ale jeśli nie miała na to żadnego wpływu, czy rzeczywiście mogła tak powiedzieć?
Pokiwała lekko głową, choć to nie tak, że zamierzała ją teraz wykorzystywać celem poprawienia sobie humoru. Chciała poznać ją trochę bliżej, ponieważ do niedawna nie miała szansy wykształcić sobie o niej dobrego zdania. Eve wydawała się zamknięta, przez co i Gemma podchodziła do niej z dystansem. Dopiero dziś pojęła, że mogły być dość podobne. Co więcej, odpowiadało jej nie tylko to, jak bardzo Paxton była oddana sprawie, ale również to, jakie miała poczucie humoru. Chyba mogła przyznać, że rzeczywiście zaczynała ją lubić. - Och, daj spokój - odparła, po czym lekko szturchnęła ją w ramię. Gemma na ogół nie zaliczała się do osób szczególnie dotykalskich – ba, raczej stroniła od tak bliskiego kontaktu, ale z jakiegoś powodu poczuła się teraz w jej towarzystwie swobodnie. - Przecież Deborah to wcale nie takie złe imię. Zmieniłabyś zdanie, gdybyś dostała moje - stwierdziła. Nie był to co prawda żaden konkurs, ale i tak uważała, że rozkładała ją w tej kwestii na łopatki. Swojego sekretu nie zdradziła jednak od razu. Uprzednio upiła kilka łyków piwa, które później odstawiła na stolik. - Moja mama postanowiła dać mi na drugie Prudence. Wyobrażasz to sobie? Brzmi tak, jakbym już w dokumentach została skazana na bycie jakąś pruderyjną panną. Którą nie jestem - to ostatnie dodała po chwili zastanowienia, dochodząc do wniosku, że jej słowa mogły zabrzmieć tak, jakby to imię rzeczywiście pasowało do jej charakteru. Nie było tak, choć nie można powiedzieć, aby była też szalenie przebojowa. Znalazła równowagę, przynajmniej tak jej się wydawało. A skoro o byciu mało rozrywkową mowa, to dało o sobie znać, kiedy Eve wspomniała o karaoke. Gem spojrzała na nią wówczas ze szczerym przerażeniem w oczach. - O nie, nie, nie - zaprotestowała, po czym lekko pokręciła głową. Do tego zdecydowanie się nie nadawała. - Nie słyszałaś, jak śpiewam, ale gdybyś słyszała, gwarantuję, że nie chciałabyś skazywać na to tych ludzi - zapewniła, po czym ponownie sięgnęła po swoje piwo. W tym samym czasie spojrzała na psa, który rozłożył się obok nóg właścicielki. - Jak reszta? - zapytała, po czym skinęła głową na suczkę. - Wszystko z nimi dobrze? - zapytała, zaliczając się nie tylko do grona tych weterynarzy, ale przede wszystkim ludzi, którzy przejmowali się losem zwierząt. Nie widziała więc problemu w tym, aby zapytać Eve o psiaki, którymi przecież sama się zajmowała. Domyślała się, że gdyby coś było nie tak, Paxton po prostu by się do niej zgłosiła, ale i to nie powstrzymało jej przed zadaniem tego pytania.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Brzmi jak imię babci. Właściwie jest po mojej babci. – Nie powinna się z niego nabijać, ale od zawsze uważała, że – Deborah – ani trochę nie pasowała do niej. Ani z charakteru ani z wyglądu. Po prostu nie czuła się jego częścią, integralnym elementem, z którym się utożsamiała. Częściowo to przez jego wydźwięk a częściowo, że przez wiele lat wołano na nią po prostu „Paxton” i w sumie większość osób (szczególnie w pracy albo weterani) dalej to robiło. Nic dziwnego, że nie umiała się przestawić ani tym bardziej nie myślała o tym, żeby kiedykolwiek go używać nie licząc przymusu podpisywania się nim w ważnych urzędowych dokumentach.
Gwałtownie się zaśmiała i równie szybko zasznurowała usta patrząc na Gem z lekkim przerażeniem, jak dziecko, które zostało przyłapane na psikusie.
- Masz rację. Teraz doceniam swoją Deborah. – Musiała to przyznać. Nie zamierzała kłamać, ale też nie wyolbrzymiała mówią „Jak ty sobie radziłaś z tak dziwacznym imieniem”? Wcale nie było dziwne. Było nietypowe i to sprawiało, że kobieta stawała się oryginalna. Zresztą tak samo, jak ona. Obie mogły wykorzystywać swe oryginalne imiona do podrywów lub zwykłej rozmowy z drugą osobą, która w takich chwilach zazwyczaj się śmiała. Przynajmniej z doświadczenia Paxton.
- Bywam nieufna, więc nie wierzę ci na słowo. – Wydawałoby się, że Eve będzie naciskać w kwestii karaoke, ale nie była taka. Wiedziała, że to indywidualna sprawa a one nie były pijane na tyle, żeby rzeczywiście móc robić sobie jaja i mieć wszystko w dupie. – Ale dziś mam dobre serce i nie będę cię zmuszać. – Mogłaby, ale nie uważa, że to była pora na takie rzeczy. Z drugiej strony im dłużej wpatrywała się w swoją rozmówczynię tym bardziej czuła, że mogłaby się z nią nieco spoufalić. Istniało jednak ryzyko, że przez nadmiar zabawy straci kolejną panią weterynarz i tylko to powstrzymywało ją przed śmielszym postępowaniem wobec Fernwell.
- Apollo ma się świetnie. – To był drugi pies, którego Eve posiadała na własność. Pozostałe były „przejazdem”, czyli w trakcie tresury, więc wymienianie ich z imienia nie miało sensu, bo części już nie było na farmie Paxton. – Chociaż nadal ma tendencje to jedzenia wszystkiego co popadnie. – Przewróciła oczami, bo już nieraz utykało coś mu w gardle, co trzeba było wyciągnąć. Nie wspominając już o osach, które też łapał w pysk a one gryzły go w gardło. Pies odkurzacz.
Popatrzyła w dół na Jello, która grzecznie leżała i nie unosząc łepka rozglądała się po najbliższym otoczeniu niespecjalnie przejmując nowymi osobami wchodzącymi do baru. Dopóki nikt nie podchodził do stolika, nie miała powodów żeby się wyrywać.
- Jestem ci winna przeprosiny – stwierdziła nagle i dopiła swoje piwo do końca. Pożałowała tego, bo teraz nie miała czym się zająć. – Kiedy zaczęłaś u mnie pracować byłam wobec ciebie niemiła i zdystansowana. – Poważna i podważająca kompetencje lekarki tak, jakby ta przyjechała zrobić psom krzywdę a nie im pomóc. – To nie było w porządku i wiedz, że to nic osobistego. – Nie usłyszała żadnych plotek ani nie kumplowała się z jakimś jej exem, byłą przyjaciółką czy gościem, któremu śmiała odmówić buziaka w pubie. – Jestem nieufna zwłaszcza wobec osób, którym powierzam swoje psy. – A je kochała ponad wszystko, więc to oczywiste, że chroniła czworonogi jak tylko mogła. – Co jednak nie oznacza, że zasłużyłaś sobie na takie traktowanie. – Umiała przyznać się do błędu. Była silną kobietą, ale nie głupią (ok, była głupia, ale czasami ogarniała) i wiedziała, kiedy należało przyznać się do błędu. – Dlatego przepraszam – powtórzyła i bez czekania na zgodę od Gem pomachała do Hanka (barmana) na znak, żeby przygotował im jeszcze raz to samo. – Czy to dobry moment, żeby zapytać cię o intymne sprawy? - zapytała nagle i dość tajemniczo, czym mogła zaskoczyć kobietę. Nikt wprost nie zapowiadał intymnych pytań zwłaszcza, że to.. wcale nie było intymne, bo tyczyło się: - Czemu weterynaria? - Zrobiła poważną minę, jakby naprawdę było to coś warte wielkiej tajemnicy, ale zaraz uśmiechnęła się delikatnie na znak, że specjalnie nieco podkoloryzowała zapowiedz tego, co miało nadejść. Pół żartem pół serio.

Gem Fernwell
ODPOWIEDZ