robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Noc była idealna, by wyjść i pokręcić się wokół ogrodzonego, starego domu, który wiąże się z legendą miejską o Matce Lucindzie. Gilbert szczerze sobie mówił, że akurat ta opowieść od zawsze sprawiała, że trochę włos jeżył mu się na głowie i pomimo sporej odwagi w sprawdzaniu ile autentyczności kryje się w legendach, to ta przyprawiała go o ciarki. Zapewne wynikało to z elementu dziwnego, niewyjaśnionego morderstwa całej rodziny. Mimo to, nie zamierzał ignorować tej historii, gdyż jakkolwiek, by nie czuł się wystraszony, wciąż był zbyt ciekawski. I, prawdę powiedziawszy, akurat ta legenda wydawała mu się najbardziej warta uwagi.
Dlatego też wreszcie wziął się w garść, by samemu trochę sprawdzić, jak to rzeczywiście z nią wygląda. Oczywiście nie w jeden dzień Rzym zbudowano, więc najpierw postanowił podejść do ogrodzonego domu i sprawdzić, jak wyglądają zabezpieczenia. Zaplanował zrobić to w piątkową noc, bo nie miał jutro porannej zmiany i dodatkowo uznał, że sporo osób będzie imprezować, więc kolejny nastolatek szwendający się ulicami miasta o nieboskich godzinach nie będzie niczym niezwykłym.
Zadowolony, że przy okazji trafiła mu się ładna pogoda, aczkolwiek to było jego najmniejszym zmartwieniem, przygotował się na nocny wypad do opuszczonej chaty. Odpowiednio gotowy wyszedł z domu, kierując się prosto do celu.
Cóż, dobrze sądził, że dzisiaj może być sporo imprez. Idąc przez osiedla, minął parę domów, z których głośno leciała muzyka, a wokół kręciło się sporo ludzi. Gilbert nie zwracał na nich większej uwagi, bardziej skupiony, by sprawnie dostać się do zagajnika owianego złą sławą.
Nie zajęło mu to długo i już po chwili był sam między drzewami. Początkowa odwaga, którą miał, już mu tak lojalnie nie towarzyszyła. Pojawiły się w nim wątpliwości i były coraz większe, gdy ostrożnie zbliżał się do opuszczonej chaty. Mimo tego, że nie planował wchodzić do środka, a jedynie zobaczyć z zewnątrz jak prezentuje się zabezpieczenie tego miejsca, wciąż czuł gęsią skórkę. Nic zresztą dziwnego, biorąc pod uwagę jaka legenda miejska krążyła wokół tego miejsca i jakich wydarzeń ona dotyczyła.
Mimo wszystko udało się Gilbertowi dojść do punktu, w którym widziałby zarys domu i ogrodzenia, oczywiście z pomocą światła. Mimowolnie aż przystanął, rozglądając się czujnie wokół.
I na tym skończyła się jego ekspedycja.
Jego zamysł, że sporo ludzi będzie teraz imprezować, owszem, sprawdził się, ale Gilbert nie uwzględnił pewnej rzeczy - alkohol zmniejsza zdolność krytycznego myślenia i zwiększa częstotliwość podejmowania ryzykownych zachowań. I jak nikt nie przyszedłby tu o zdrowych zmysłach, oprócz wyjątków jak Gilbert, to po procentach mogą znaleźć się śmiałkowie, którzy chcieliby przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście w tym miejscu straszy.
Tym o to sposobem Gilbert trafił na bandę podpitych nastolatków, mniej więcej w jego wieku, którzy głośno rozmawiali między sobą, za nic mając dyskrecję. Hargreeves zamarł, już wystarczająco wystraszony złą sławą tego zagajnika, a teraz dodatkowym źródłem jego spłoszenia były głośne śmiechy, wyraźnie podpitych chłopaków. Niestety nie zgasił latarki w porę i nie miał co liczyć na to, że ktoś go nie zauważy. Nawet jeśli nie zdradził swojej tożsamości, to wciąż światło dało znać, że tu jest i gdzie jest, a że te miejsce miało wyraźny zakaz wstępu, nie dziwił się, że kolejną rzeczą, którą usłyszał od grupki chłopaków było "łapcie go!". Cóż, Gilbert uznał, że logiczniejszym wyborem byłaby ucieczka, ale nie powinien spodziewać się sensownych działań po trochę upitych nastolatkach.
Tym razem Gilbert nie stał, jak zamrożony, a od razu zaczął uciekać w stronę osiedla, najkrótszą drogą jaką znał. Niesiony adrenaliną i strachem, po prostu gnał przed siebie. Słyszał za sobą krzyki, ale uparcie nie rozglądał się za siebie, by nie spowalniać swojego biegu. Nie przestał uciekać, nawet gdy już całkiem wbiegł do miasta, płuca paliły, serce biło za szybko, a nogi zaczynały mu odmawiać posłuszeństwa. Nie mogąc znaleźć sensownej, legalnej kryjówki, przeskoczył przez płot pierwszego lepszego domu i ukucnął, nasłuchując.
Pomimo że u sąsiadów była głośna impreza, Gilbert słyszał znajome głosy nastolatków, którzy klęli do siebie, że im uciekł. Jeszcze przez chwilę siedział w kuckach, przyklejony do płotu i próbując złapać oddech po szaleńczym biegu. Gdy już był pewny, że jest bezpieczny, odetchnął z ulgą i podziękował sile wyższej, że raz - udało mu się uciec i dwa, że nie wskoczył na czyjąś posesję, która byłaby chroniona lub, na której byłby pies.
Jak widać, głupi ma szczęście.
Zmęczony, ale szczęśliwy, wstał i nienapędzany adrenaliną, mniej zgrabnie wdrapał się na płot, by go przeskoczyć. I najwyraźniej zbyt wcześnie zaczął dziękować losowi, że nic mu się nie stało i że nie został złapany.

Lyra Raynott
ambitny krab
Bojka#6766
sprzedawczyni — sportspower lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła studia z dietetyki, jej kariera gimnastyczki skończyła się po wypadku, więc póki co pracuje w sklepie sportowym, robi sporo głupot i została dziewczyną Rydera.
  • 20.
Uniosła głowę. Grupka nastolatków minęła ją pośpiesznym krokiem, przeklinając pod nosem i przekrzykując się wzajemnie o kimś, kogo nie udało im się złapać. Patrząc na ich stan, Lyra wcale nie była zaskoczona, że ich akcja zakończyła się fiaskiem, choć prawdę mówiąc sama nie była w dużo lepszym, o czym przekonała się chwilę później, gdy robiąc krok przy skraju chodnika, jej noga się ześlizgnęła na szosę, a Lyra zachwiała się, z ogromnym wysiłkiem zachowując równowagę. Pewnie to ciche ojej, które wydostało się z jej ust, zwróciło uwagę nastolatków. Usłyszała za plecami śmiech, więc gdy już stanęła prosto, odwróciła się, pokazując im środkowy palec. Może powinna dwa razy to przemyśleć albo przypomnieć sobie te wszystkie historie o napaściach, gwałtach i innych, ale procenty, krążące w jej żyłach, jednakowo podbijały głupotę i odwagę. Tamci jednak ją zignorowali – może dlatego, że była dziewczyną, a może, bo nie była warta ich uwagi. Lyra tymczasem przykucnęła, żeby zawiązać sznurówkę w swoim bucie.
Była już trochę zmęczona. Głównie tym niespodziewanie długim spacerem. Dopiero niedawno przeniosła się do tej dzielnicy z wcześniej wynajmowanego w Opal Moonlane mieszkania. Wcześniej też wychowywała się poza centrum, ale te kilka miesięcy wystarczyło, by przywykła do pewnych dogodności. Na przykład takich, że kiedy szła na imprezę, bez problemu mogła z niej wrócić pieszo, bo było blisko. W ogóle Raynott powoli przyzwyczajała się do tej nowej rzeczywistości, która ją otaczała. Jasne, że doceniała, że miała teraz do dyspozycji dom z własnym ogrodem, ale wciąż trochę zdarzało jej się tęsknić za mieszkankiem w Opal.
Wychodząc tego wieczoru na miasto, miała doskonały plan na powrót. Na obrzeża Fluorite zamierzała dotrzeć autobusem, bo dalej już nie jeździł, ale trochę się zasiedziała i spóźniła na swój kurs. Kolejny miał być dopiero za godzinę i Lyra w przebłysku niegeniuszu uznała, że nawet pieszo będzie szybciej w domu, niż gdyby miała czekać na ten nieszczęsny autobus. I z pewnością zmieściłaby się w tym czasie, co nie zmieniało faktu, że pokonanie takiej odległości zdążyło ją zmęczyć. A do tego robiła się śpiąca.
Powoli się wyprostowała, planując ruszyć dalej, tym bardziej, że nie miała już aż tak daleko. Popatrzyła w górę i zamrugała kilkukrotnie, aż w końcu przetarła oczy ze zdumienia. Przez głowę przeszło jej nawet, że doświadcza właśnie jakichś pijackich myśli, ale po sekundzie uznała, że to raczej nie to. Nie wiedziała jednak, jak ma wyjaśnić, że kilka metrów od niej, ktoś tkwi na płocie jednej z posesji. Właściwie ta osoba nie siedziała tam bezruchu, tylko chyba próbowała z niego zejść, sądząc po ruchach. Lyra obejrzała się przez ramię. Grupki nastolatków nigdzie już nie było widać. Przed nią tak samo nie było ani jednej osoby, oprócz tej na płocie. I to był moment, w którym pewnie każda trzeźwo myśląca osoba starałaby się po cichu wycofać albo w najgorszym wypadku próbowałaby wezwać pomoc. Szkopuł w tym, że Lyra nie była nawet trzeźwa.
I postanowiła zrobić coś innego, korzystając z tego, że ten ktoś, przełażący przez płot był odwrócony do niej plecami, więc chyba jeszcze nie zwrócił na nią uwagi.
Hej! – zawołała, stając na lekko rozchylonych nogach. Wyciągnęła ręce na wysokości klatki piersiowej i złączyła dłonie, prostując przytknięte do siebie oba palce wskazujące. W ten sposób uformowała „pistolet”. – Stój, bo strzelam! – Próbowała obniżyć trochę własny głos, by brzmieć bardziej męsko, a przede wszystkim groźnie. Może niepotrzebnie, bo przecież ktokolwiek by ją teraz zobaczył, raczej nie nie padłby z przerażenia. Prędzej ze śmiechu.


Gilbert Hargreeves
lyra raynott
Ola
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na całe szczęście ta nieszczęsna grupka nastolatków zignorowała Lyrę. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie Gilbert próbowałby coś zrobić. No, przynajmniej tak sądził. Możliwe, że znowu zamarłby jak spłoszone zwierzę, mając nadzieję, że go nie zobaczą i nie usłyszą. Jednak gdyby zebrał się na odwagę, jego działanie wspomagające Raynott polegałyby na złapanie jej za rękę i pociągnięcie jej, by zacząć uciekać. Kto wie, może mieliby jakieś szanse i nie dopadliby ich?
No niestety Gilbert nie miał tej dziwnej, brawurowej odwagi po ojcu. Owszem, nie bał się wejść do zagajnika owianego złą sławą, ale daleko mu było do wejścia w otwartą konfrontację. Kto wie, może gdyby miał większy kontakt z tatą, a on sam przyłożyłby się bardziej w wychowanie swoich dzieci, to Gilbert byłby bardziej skłonny do brawurowych akcji? Aczkolwiek to wątpliwe, biorąc pod uwagę, że starsze siostry chłopaka już takie były i bez pomocy ojca.
Można się też spierać z tym czy tendencja do narażania swojego zdrowia w konfrontacjach była czymś, co powinno być szanowane. Ostatecznie spokojna natura chłopaka pomogła jego rodzeństwu, gdy ich rodzice się rozwiedli i starał się być opanowaną, stabilną opoką dla swoich sióstr. Miał nadzieję, że mu to wyszło i że wiedziały, że mogą na niego liczyć w każdej chwili. Cóż, inna sprawa, że sam ze sobą nigdy nie przepracował tego wydarzenia i jak to na niego wpłynęło i na razie nie zapowiada się, by zwrócił na to uwagę w najbliższym czasie. Może jego obecny stan nie był najlepszy, ale wciąż znany i na tyle komfortowy, że nie chciał zmierzyć się z skutkami tego doświadczenia.
Heh, akurat w tej kwestii przydałoby mu się więcej odwagi do konfrontacji i to jednej z najtrudniejszej, bo samym z sobą.
Jak na razie Gilbert brawurowo uciekł na osiedle zamieszkane przez jego ojca, chowając się za ogrodzeniem czyjegoś domu. Cóż, żałował, że nie udało mu się wykonać swojego planu, ale ostatecznie cieszył się bardziej, że udało mu się uciec przed bandą podpitych nastolatków. Pójdzie w inny dzień do zagajnika, może obierze inną strategię, miejmy nadzieję, że skuteczniejszą. Jak na razie to chciał wrócić do domu, zmęczony wrażeniami, emocjami i ucieczką.
Jednak szybki powrót do Pearl Lagune nie był mu dany, bo może i miał bandę upitych małolatów z głowy, ale gdy tylko przeskoczył płot, usłyszał głos za sobą, która spowodował, że znowu serce zaczęło mu szybciej bić pod wpływem strachu i adrenaliny. Odwrócił się i spojrzał szeroko otworzonymi oczyma na imprezowiczkę, przeklinając w duchu swój życiowy pech, który najwyraźniej dzisiejszego wieczoru w ogóle chciał o sobie przypomnieć.
Hargreeves mógł w tym momencie przypominać jakieś zwierzę złapane w świetle. Niestety taktyka zamarcia, w nadziei, że tak go nikt nie dostrzeże, była z góry spisana na straty, bo stał dosłownie przed dziewczyną, wystraszony jak złodziej złapany na gorącym uczynku. W głowie Gilberta kotłowało się mnóstwo myśli, co powinien teraz zrobić. Próbować uciec? Spróbować udawać, że mieszka tu i próbuje uciec w nocy, bo dostał szlaban od rodziców? Czy może spróbować rozwiązać sytuację dyplomatycznie?
Wielkimi oczyma spojrzał na "pistolet" wycelowany w niego, a potem na poważny wyraz twarzy dziewczyny. To otrzeźwiło Gilberta. Czy ona sobie żartuje, czy serio "będzie strzelać", jak ostrzegała? Powinna wezwać policję, zawołać kogoś, zrobić raban lub uciekać - cokolwiek, tylko nie to, co robi teraz.
Nastolatek zmarszczył brwi w konsternacji i uważniej przyjrzał się dziewczynie stojącej naprzeciwko niego. Zauważył, że ta nie była do końca trzeźwa, aczkolwiek nie potrafił dokładnie określić jak bardzo była podpita. Cóż, na tyle, żeby zaczęła celować w niego "pistoletem" złożonych z dłoni i z powagą grozić mu, że będzie strzelać.
- Okej, nigdzie się nie ruszam - mimo wszystko Gilbert nie zamierzał jej olewać, bo wciąż mogłaby zrobić niezły raban. Nawet dla przekonania podniósł dłonie w geście poddania. - Słuchaj, to nie tak jak myślisz. Goniła mnie banda upitych nastolatków i chowałem się za płotem. Nie jestem włamywaczem - dodał spokojnie na tyle, ile potrafił, biorąc pod uwagę, że wciąż imprezowiczka przed nim mogła wpędzić go w kłopoty. - Spójrz! Nie mam niczego przy sobie, niczego nie ukradłem - dorzucił, by być jeszcze bardziej przekonywujący. Co prawda w kieszeniach jego spodni były drobiazgi potrzebne mu do zagajnika, ale nie zamierzał o nich wspominać. Liczył na to, że dziewczyna jest na tyle podpita, że nie przyjdzie jej do głowy pomysł, że może mieć coś w kieszeniach.
- Po prostu chcę wrócić do domu, okej? - zabrzmiał trochę desperacko, ale nie ma co mu się dziwić. Był zmęczony wrażeniami dzisiejszego wieczoru.

Lyra Raynott
ambitny krab
Bojka#6766
sprzedawczyni — sportspower lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła studia z dietetyki, jej kariera gimnastyczki skończyła się po wypadku, więc póki co pracuje w sklepie sportowym, robi sporo głupot i została dziewczyną Rydera.
Odwaga Lyry w dużej mierze była związana z brakiem myślenia o ewentualnych konsekwencjach. Pewnie szybciej takie cechy odziedziczyła po ojcu, choć też tak naprawdę wychowywała się bez niego, nie był więc jakimś wielkim autorytetem w tej czy innych sprawach. Uczestniczył w jej wychowywaniu z doskoku, więc Lyra różne wzorce chłonęła z innych miejsce. A mimo to mamie zdarzyło się w wielkich emocjach wykrzyczeć jej, że jest taka jak ojciec. Tak samo uparta, bezmyślna i przekonana, ale uciekająca od poważnych problemów, zamiast stawić im czoła. Może to miała po prostu we krwi i to te wszystkie rzeczy złożyły się na to, że nie zrobiła nic z tego, co należałoby w momencie, gdy dostrzegasz kogoś, kto wykrada się z cudzej posesji.
Poza tym Raynott niespecjalnie uczyła się na błędach. A zdążyła już zrobić parę głupot pod wpływem alkoholu. Ba, kilka z nich w ciągu ostatnich miesięcy. Zgubienie kluczy, pocałowanie przyjaciela, choć to akurat koniec końców miało pozytywne konsekwencje, ale i tak dało jej trochę w kość, kiedy jeszcze nie wiedziała, co począć z całą tą sytuacją. I wreszcie to – celowanie z pistoletu, uformowanego z dłoni do nieznajomego, który mógł być groźnym przestępcą! Wprawdzie wydawało jej się to mocno naciągane, szczególnie kiedy osobnik wreszcie z tego płotu zszedł i odwrócił się w jej stronę.
Wyglądał młodo – może na kogoś w jej wieku lub młodszego. I ani trochę nie pasował jej do wizji jakiegoś złodzieja czy nawet mordercy, który próbował wymknąć się z miejsca zbrodni, tylko ona stanęła mu na drodze. I to dosłownie. Tym bardziej, że reakcja chłopaka bardzo się Lyrze spodobała. Wydawało się, że rzeczywiście trochę go postraszyła, tak jej się przynajmniej póki co wydawało. Całkiem możliwe, że gdy już wytrzeźwieje to dotrze do niej absurd tej sytuacji, ale póki co bawiła się naprawdę przednio.
Chyba w przeciwieństwie do niego.
Masz mnie za idiotkę? – prychnęła. – Musiałabym cię przeszukać, żeby mieć pewność. Wiesz, ile jest miejsc w ubraniach, pod ubraniami, w których można byłoby schować różne cenne rzeczy? Wystarczy trochę wyobraźni. – Aż sięgnęła dłonią, by palcem wskazującym postukać się w skroń, jakby chciała powiedzieć trzeba ruszyć głową! Szybko jednak wróciła do poprzedniej pozycji, bo nie mogła tracić czujności. Kto wie, co chłopak by zrobił, gdyby nie trzymała go cały czas na muszce. Jednak to kolejne jego słowa sprawiły, że Lyra straciła trochę animuszu. Czy nie było tak, że każde z nich po prostu chciało wrócić do domu? – No dobra, dobra, zobacz! – Teraz to ona uniosła ręce do góry, pokazując wnętrze dłoni. – To był tylko taki żart, wcale nie mam broni – zaśmiała się, myśląc o tym, jaki jest niemądry, skoro w to uwierzył. – Ale dałeś się nabrać, co? – Lyra nawet nie przypuszczała, że w tym momencie musi wychodzić w jego oczach na totalną wariatkę, która grozi mu bronią, nawet nie będącą prawdziwą (nie będącą żadną tak naprawdę) i do tego jeszcze myśli, że to na poważnie. Niepotrzebnie mieszała kilka różnych rodzajów alkoholu, to nigdy nie kończyło się dla niej dobrze. Tak samo jak nie kończyło się tak dla nikogo, kto to robił.
To czemu cię gonili? – zapytała trochę poniewczasie. Jej nie zaczepiali, więc jakimś pokrętnym sposobem Lyra uznała, że być może nieznajomy czymś się naraził tamtej grupce. A że z natury była ciekawska, to nie mogła zignorować tego tematu.

Gilbert Hargreeves
lyra raynott
Ola
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Heh, czy nie jest to trochę zabawne, że często jej się podobnym do rodzica, którego najbardziej nie ma ciałem lub tylko duchem? Oczywiście nie jest to żadna reguła. Wystarczyłoby spotkać starsze siostry chłopaka, które pomimo często męskiego spojrzenia na świat czy nawet zainteresowań, zdecydowanie nie przypominały charakterami spokojnego dziennikarza. Akurat w tym zakresie Gilbert był chyba najbardziej podobny i, o ironio, miał z nim najmniej kontaktu, jako najmłodszy. Nawet jeśli żadna z jego bliskich mu osób nie robiła takowych porównań, nastolatek szybko je dostrzegł. Czy mu się to podobało? Sam do końca nie był tego pewien. Ojciec kojarzył mu się z opuszczeniem, a nawet porzuceniem na rzecz pracy i dopiero niedawno ich relacje polepszyły się, więc dosyć mocne podobieństwa w charakterze nie były do końca mile widziane. No, ale nic na to nie mógł poradzić i przyjdzie mu zaakceptować pewne fakty. Ostatecznie wiąże się z tym też wiele zalet.
Inna sprawa, że charakter jest złożoną kwestią i nie ma co zwalać wszystko na genetykę. Owszem, można odziedziczyć jakieś predyspozycje do pewnych zachowań, ale nie kropla w krople cechy charakteru. Tutaj raczej większą rolę odgrywa wychowanie, środowisko i wiele innych czynników. I mimo tego zdarza się być podobnym do rodzica, którego nie było podczas dorastania, co jest ciekawą kwestią.
I tak, Gilbert i Lyra mogliby przybić sobie piątkę, jeśli chodzi o bycie dosyć podobnym do nieobecnego rodzica. Pytanie tylko czy byliby chętni, by to zrobić, potwierdzając tym samym podobieństwa do osoby, która była nieobecna w ich dorastaniu?
Gilbert zdecydowanie nie wyglądał na przestępcą, a szczególnie w tym momencie, gdy stał wystraszony przed imprezowiczką, która celowała do niego z "pistoletu" uformowanego z dłoni. Oczywiście to nie to było źródłem jego spłoszenia, ale z boku mogło tak wyglądać. Inna sprawa, że sama nieznajoma nie miała groźnego wyglądu, a jej powaga z jaką celowała na nastolatka z "broni" nie poprawiała tego stanu rzeczy. Jak już to wręcz przeciwnie, dodawała komizmu. Zresztą, gdyby ktoś spojrzał teraz na nich z boku mógłby zastanawiać się, co tak właściwie się dzieje lub po prostu mógłby się z nich śmiać. Tak zapewne zrobi Gilbert, gdy już będzie bezpiecznie siedział w swoim pokoju, bez jeszcze ewentualnego ryzyka, że nieznajoma narobi hałasu lub wezwie policje.
Słysząc pytanie imprezowiczki, nic nie mógł poradzić na wymowne spojrzenie na wycelowany w niego "pistolet", ale powstrzymał się przed odpowiedzeniem na pytanie, (które zapewne dla Lyry było retoryczne). Mógłby też dodać, że zamiast normalnie wezwać policję, zrobić hałas, by zwrócić czyjąś uwagę czy nawet uciekać, konfrontuje się z nim. Okej, z Gilberta przeciwnik był żaden. Sam fakt, że jeszcze przed chwilą przypominał jelenia złapanego w świetle reflektorów, a tym światłem była dziewczyna, jasno sugeruje, że nie był typem wojownika. Mimo wszystko wciąż rozsądniej byłoby dla studentki uciec.
- Okej, punkt dla ciebie, ale wciąż niczego nie ukradłem. Jeśli chcesz się upewnić, proszę - miał nadzieję, że jego pewność siebie w tym, że nie ma nic do ukrycia przekona dziewczynę. I tak, mógłby dać się przeszukać, bo miał tylko swoje rzeczy ze sobą, ale wciąż miał nadzieję, że imprezowiczka odpuści i że rzeczywiście go nie przeszuka. Co jak co, ale nie chciał żeby jego przestrzeń była naruszana przez kogoś nieznajomego.
Cóż, może nie była aż tak pijana, skoro wpadła na pomysł, że musiałaby go przeszukać? Jednak wciąż z powagą celowała w niego "pistoletem", więc Gilbert musiał po prostu stwierdzić, że za cholerę nie wie, jak dużo wypiła nieznajoma, a ile z tych działań to kwestia sposobu bycia.
Teraz Gilbert patrzył na nią wielkimi oczyma, ale nie ze strachu, ale z niedowierzania. Cicho obserwował, jak ta przestaje w niego celować i jeszcze śmieje się, że wcale nie miała broni i że się dał nabrać. Co tu dużo mówić, Hargreeves był zbity z tropu.
- Wow, rzeczywiście, masz mnie - przyznał sarkastycznie, czując się wyjątkowo zmęczony. Jednak wyczuł, że jak na razie nie musi przejmować się ewentualnym wkopaniem go w coś, czego nie zrobił, czyli włamanie, więc oparł się o płot i rozluźnił. Może nie powinien tracić czujności, ale Gilbert już serio miał serdecznie dosyć tego wieczoru.
- Natknąłem się na nich, gdy mieli wejść do miejsca z zakazem wstępu i chyba woleli się upewnić, że w razie czego ich nie wkopię - odpowiedział na pytanie wymijająco, bo średnio chciał wyznać, że wszedł do zagajnika i był blisko opuszczonej chaty, do której nie można było wchodzić. Cóż, kłamać nie kłamał. Sam zagajnik nie był formalnie zakazany do odwiedzin i widział, jak banda nastolatków kieruje się do zakazanego domu. Miał cichą nadzieję, że tyle wystarczy dziewczynie, aczkolwiek jeśli ta będzie dopytywać, prawdopodobnie wyzna więcej szczegółów, woląc ją udobruchać. Ostatecznie wciąż mogła go zgłosić. Gdyby przyszło mu wyznać więcej szczegółów, postara się odpowiedzieć na jej pytania tak, by sprawiał wrażenie, jakby wcale nie planował sam zrobić coś nielegalnego. On? Popełnienie przestępstwa poprzez wejście do miejsca z zakazem wstępu? Oczywiście, że nie! Gilbert to istny aniołek!
Mimowolnie sięgnął do kieszeni po paczkę szlugów na awaryjne, stresujące sytuację i zapalniczkę. Zanim wyciągnął jednego dla siebie, skierował opakowanie w stronę studentki.
- Chcesz? - zapytał i tak, Gilbert musiał mieć serio dosyć skoro bez większego skrępowania rozmawiał z nieznajomą. Kto wie, może ulga, którą odczuł, że udało mu się uciec bandzie małolatów rozluźniła go bardziej, niż sądził? Szkoda, że przy okazji jedynie o czym teraz marzył to prysznic i łóżko.
Niezależnie od tego czy Lyra zdecydowała się na zapalenie czy nie, Gilbert odpalił swojego, mocno zaciągając się dymem. Dalej nie ruszał się ze swojego miejsca, bo mimo wszystko nieznajoma nie dała mu wyraźnie znać, że nie uznaje go za włamywacza. Mógłby próbować uciec, ale czuł, że jego bieganie nie byłoby tak skuteczne jak wcześniej i dodatkowo mogłoby to zrobić więcej zamieszania, którego wolał uniknąć. Chciałby teraz spokojnie wrócić do domu, ot.
- Czy ty... em, dobrze się czujesz? - zapytał wreszcie, trochę niezręcznie, ale nie chciał pytać wprost ile dziewczyna wypiła. Czuł się średnio komfortowo, gdy o to zagadywał, ale ostatecznie i on był z natury ciekawski, tak jak studentka, która zainteresowała się powodem, dla którego banda nastolatków goniła Gilberta. Tak samo Hargreeves chciał wiedzieć czy brawurowe oraz nierozsądne wycelowanie w niego "z broni" z powagą godną prawdziwej akcji policyjnej było spowodowane stricte ilością procentów we krwi czy też wynikało z sposobu bycia dziewczyny. Mogło to być to i to, ale tego już chłopak nie byłby w stanie stwierdzić, bo najzwyczajniej w świecie nie znał imprezowiczki przed nim.

Lyra Raynott
ambitny krab
Bojka#6766
sprzedawczyni — sportspower lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła studia z dietetyki, jej kariera gimnastyczki skończyła się po wypadku, więc póki co pracuje w sklepie sportowym, robi sporo głupot i została dziewczyną Rydera.
Nieobecność zaskakująco mocno potrafiła odcisnąć piętno na człowieku. Lyra miała raptem pięć lat, kiedy jej rodzice się rozstali i może dlatego podchodziła do tego nieco inaczej niż na przykład jej starszy brat. Tak naprawdę nie miała zbyt wielu wspomnień, związanych z ojcem, bo była trochę zbyt mała. Te wszystkie wspólne momenty, kiedy to uczył ją jazdy na rowerze albo bawił się z nią na dywanie w salonie po prostu zacierały się w jej pamięci. Dlatego Lyrze było z tym wszystkim łatwiej, tak to sobie przynajmniej tłumaczyła. Jasne, tkwiły w niej te pretensje i niezrozumienie albo poczucie, że nowa rodzina okazała się dla ojca lepsza niż ta stara, ale próbowała to w sobie tłumić. Bo mimo wszystko, choć nie przyznałaby tego głośno, nie chcąc wyjść na miękką, zależało jej na tych relacjach z ojcem. Potrzebowała jego obecności, nawet takiej sporadycznej. Chciałaby wierzyć, że w razie czego mogłaby na niego liczyć. Może było to naiwne, kto wie.
Lyra była świetnym przykładem tego słynnego powiedzonka najpierw robi, potem myśli. Świadomość konsekwencji docierała do niej z opóźnieniem i chyba tylko zwykle szczęście sprawiało, że do tej pory jeszcze nie wpakowała się w coś, co skończyłoby się tragedią. Stojący naprzeciwko niej chłopak nie wyglądał ani trochę groźnie, ale przecież pozory mogły mylić, prawda? W wolnym czasie Lyra słuchała trochę podcastów z gatunku true crime i tam wielokrotnie była podnoszona kwestia tego, że bardzo często ci mordercy i ludzie, którzy dopuszczali się okropieństw, w ogóle nie wyglądali na ludzi, zdolnych do takich czynów. To taki dobry chłopiec był, dzień dobry zawsze mówił powtarzali niczym mantrę, zaklęcie, które mogłoby odczarować rzeczywistość. A ta była taka, że nie można było mieć pewności, co kryje się w drugim człowieku.
Na twarzy Lyry odmalowało się zaskoczenie. Była przekonana, że chłopak źle zareaguje na wzmiankę o ewentualnym przeszukiwaniu. Tak to zwykle pokazywali na filmach, że ludzie raczej tak łatwo się na to nie godzili. I ewidentnie taką postawą zbił ją z pantałyku.
Nooo, właśnie z tym może być pewien problem – przyznała szczerze, rozkładając bezradnie ręce. – Bo widzisz, ja tak jakby mam chłopaka. To znaczy poniekąd, bo póki co to próbujemy, więc to trochę tak jak z tym kotem Schrodingera, co jest jednocześnie żywy i martwy, póki nie otworzy się pudełka – stwierdziła. Miała przynajmniej nadzieję, że nie pomyliła niczego, bo zasadniczo Lyra nigdy nie była jakąś świetną uczennicą. W dodatku z pewnością nie przykładała się mocno do przedmiotów ścisłych, szczególnie fizyki, która do tej pory wydawała jej się czymś z pogranicza czarnej dziury magii. W ogóle najbardziej lubiła zajęcia sportowe, co nie było żadnym zaskoczeniem, skoro trenowała gimnastykę. Dopóki nie rozwaliła sobie kręgosłupa. O tym kocie najpewniej dowiedziała się z internetu i traktowała to jako interesującą ciekawostkę, a wiadomo, że takie zostają w głowie najdłużej. – To znaczy, ten chłopak, z którym próbujemy jest całkiem żywy, z pewnością. Ale chodzi mi o to, że chyba już nawet na etapie próbowania nie powinno się obmacywać obcych gości – wyjaśniła. W razie przyłapania nie miałaby żadnych argumentów, którymi mogłaby się bronić. O, na przykład gdyby była policjantką to mogłaby powiedzieć chociaż, że to jej praca. Pewne zawody przecież wymagały innego podejścia do takich spraw. Tak jak w aktorstwie – trzeba było odegrać scenę pocałunku, nawet jak miało się partnera czy partnerkę, taka praca.
Włamywali się gdzieś? – Zmarszczyła brwi, a trybiki w jej mózgu działały na przyśpieszonych obrotach. W ogóle Lyra wyglądała, jakby za chwilę miało tam dość do jakiegoś zwarcia, ale myślenie nie było w tym stanie najłatwiejsze. – A ty też, skoro tam byłeś? – dopytała z niezdrową ciekawością, choć wcale nie wydawała się jakaś przestraszona odkryciem, że mimo wszystko mógł być włamywaczem. Ale jeśli do tego miejsca był zakaz wstępu to znaczyło mniej więcej tyle, że nie wolno tam wchodził (eureka, Lyra). To wszystko wydawało się Raynott dość zawiłe.
Kiedy chłopak zaproponował jej papierosa, bez wahania sięgnęła po jednego, pozwalając, by po chwili jej go odpalił. Zasadniczo Lyra nie nazywała się palaczką. Bardzo rzadko miewała przy sobie fajki, a paliła przy okazji imprez lub w towarzystwie. A i wtedy najczęściej ktoś ją po prostu częstował, co dla niej było bardzo ekonomicznym rozwiązaniem.
Ja? – zapytała zaskoczona, unosząc brwi. Pochyliła się, jakby chciała obejrzeć się od stóp do głów, co w ogóle nie było możliwe. No, może kilka lat temu prawie by jej się udało, ale wtedy była znacznie bardziej rozciągnięta. Po dwóch czy trzech nieudanych próbach, w końcu się wyprostowała. – Raz połamałam sobie kręgosłup, a niedawno nogę, ale ogólnie jest całkiem spoko – uśmiechnęła się. – Może troszeczkę za dużo wypiłam i chyba niepotrzebnie pomieszałam kilka alkoholi, więc jestem całkiem pewna, że będę wymiotować. – A przecież to nie był ani jej pierwszy, ani nawet drugi raz, kiedy tak się działo. I przy takich sytuacjach miała na początku mocne postanowienie, że tym razem grzecznie, niestety udawało jej się to rzadziej niż powinno. – Ale spokojnie, raczej jeszcze nie teraz! – zapewniła od razu i zaciągnęła się papierosem. – W ogóle jestem Lyra. A ty jak masz na imię? – zainteresowała się w końcu. Uznała, że skoro już tak sobie gawędzą, nawet w dość nieoczywistych okolicznościach, to wypadałoby znać swoje imiona.

Gilbert Hargreeves
lyra raynott
Ola
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Potrzeba, by mieć jakąkolwiek relacje nawet z nieobecnym rodzicem i, że można na niego liczyć, może jest czymś naiwnym, ale raczej czymś naturalnym. Ile to razy Gilbert łapał się na tym, że chciałby, żeby jego ojciec był przy nim, czy to w gorszych, czy w lepszych chwilach. Początkowo złościł się na siebie za takie myślenie, szczególnie bezpośrednio po rozwodzie. Dlaczego chciał, żeby ktoś, kto przełożył pracę nad rodziną, był przy nim? A jednak wciąż po prostu potrzebował tej relacji bardziej, niż chciał przed sobą przyznać. Absolutnie nie miał nic do zarzucenia swojej mamie, bo odwaliła kawał dobrej roboty, wychowując sama dzieci. Po prostu Gilbert był dzieciakiem bez jednego rodzica, które najzwyczajniej w świecie chciało mieć pełną rodzinę, ot.
Racja, rzadko zdarzał się seryjny morderca, która rzeczywiście wyglądał jak... seryjny morderca. Zakładając, że jest jakieś wyobrażenie, jak ten mógł wyglądać. Teoretycznie, biorąc ich wszystkich pod uwagę i próbując znaleźć schemat wizerunkowy, to można byłoby stwierdzić, że jest przede wszystkim niepozorny. Co było o dosyć niepokojące, a nawet straszne, bo oznaczało, że seryjni mordercy byli trudni do wykrycia. Mimo tego wciąż spodziewa się zazwyczaj zaatakowania przez osobę wyglądającą agresywnie. Zapewne w tym sposobie myślenia tkwił jakiś atawistyczny system ochronny. Ktoś, kto miał niełagodny wygląd, mógł mieć duże stężenie testosteronu we krwi, które wyostrzyło jego rysy, a hormon ten wpływał też na agresywniejsze zachowania. Stąd często niesłuszne przypuszczenia o ewentualnie groźnych zachowaniach u takowych osób. No, ale to taka teoria. Ostatecznie statystyka pokazuje, że ktoś, kto wygląda jak Gilbert mógłby być seryjnym mordercą.
Na całe szczęście nim nie był, a jak na razie był zaskoczonym i zawstydzonym nastolatkiem, gdy usłyszał sugestię Lyry.
- C-co? Nie o to mi chodziło... - wydukał, wyjątkowo zmieszany. Gdyby był wystarczająco odważny, powiedziałby sam sobie i Raynott, że tak się składa, że nie ciągnie go do płci pięknej. Ale no, było jak było, czyli Gilbert udawał, że wcale nie ogląda się za chłopakami.
Cóż, ostatecznie nie został przeszukany, tak jak chciał. Oby tylko Lyra nie zobaczyła, że zrobił się czerwony jak burak.
- T-tak, masz rację. Nie powinno się! - potwierdził jej tok myślenia, może trochę panicznie, mając nadzieję, że całkiem odwiedzie ją od tego pomysłu. - Póki nie otworzysz tego pudełka i nie będziesz pewna, co z tym kotem, to lepiej niczego przypadkowo nie zniszczyć - okej, może powinien już się zamknąć, bo coraz bardziej wygląda na wystraszonego i tym samym podejrzanego. Ale hej! Trzeba mu wybaczyć, był tylko spanikowanym gejem, który nie chciał być dotykany przez nieznajomą.
- Zamierzali - przyznał, przypominając sobie, jak banda nastolatków przymierzała się do przekroczenia ogrodzenia. Co prawda sam Gilbert nie był pewien, jak mogliby to zrobić, bo było ono wykonane z drutu kolczastego, ale kto wie? Może mieli swoje sposoby? Lub po prostu się tym drobnym detalem nie przejmowali? - Ja nie, byłem na spacerze - odparł spokojnie i z pewnością siebie. Kłamać nie kłamał, nie włamywał się... dzisiaj. W inny dzień - cóż, mogłoby być inaczej. A spacer? Powiedzmy, że tak swój nocny wypad mógł ostatecznie określić.
Hargreeves z rozbawieniem obserwował jak Lyra oglądała się ze wszystkich stron. Potem już się nie uśmiechał, gdy usłyszał wzmiankę o połamanym kręgosłupie i nodze. Jakby, okej, spytał jak się czuje, ale spodziewał się czegoś związanego z obecnym stanem, a nie takiej informacji.
- Och... - jedynie to był w stanie powiedzieć, patrząc z autentycznym współczuciem na studentkę. A potem pojawiła się wzmianka o alkoholu.
Chłopak spiął się, spanikowany możliwością, że zaraz będzie miał obok siebie wymiotującą osobę. Średnio uspokoiło go zapewnienie, że to raczej nie stanie się teraz. Okej, może rzeczywiście niepotrzebnie się przejmował i za bardzo reagował?
- Gilbert - przedstawił się i zaciągnął mocno. - Jak będziesz chciała wymiotować to... eee, daj znać? - poprosił, bo mimo wszystko wolał przed czasem wiedzieć, gdyby coś takiego miało się wydarzyć. Co prawda chłopak czuł, że to głupia prośba, bo jak weźmie Lyrę to weźmie. I nie, Hargreeves nie zamierzał wtedy uciekać, gdzie pieprz rośnie. Raczej planował ewentualnie przytrzymać włosy nieznajomej.
- Tak w ogóle dasz radę sama dojść do domu? - zagadnął. Oczywiście jeśli Raynott nie potrzebowała pomocy lub nie życzyłaby jej sobie, nastolatek nie narzucałby się. Może i nie był największym altruistą na świecie, ale czułby się źle, gdyby zostawił samą imprezowiczkę w średnim stanie.

Lyra Raynott
ambitny krab
Bojka#6766
sprzedawczyni — sportspower lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła studia z dietetyki, jej kariera gimnastyczki skończyła się po wypadku, więc póki co pracuje w sklepie sportowym, robi sporo głupot i została dziewczyną Rydera.
Zdenerwowanie Gilberta pewnie każdej osobie wydawałoby się oczywiste. I gdyby spostrzegawczość Lyry nie była przytłumiona przez krążące w jej żyłach procenty, być może nawet ona by to dostrzegła. Ale w jej głowie aktualnie nie zachodziły tak skomplikowane procesy, żeby zgrabnie połączyła własne komentarze z zachowaniem chłopaka. Tym bardziej, że nie miała intencji wprawiać go w zakłopotanie. Patrzyła na to wszystko po prostu z własnej perspektywy, a ją samą raczej dość trudno było zawstydzić i pewnie dlatego nawet nie wzięła pod uwagę, że może wywołać jakieś zawstydzenie u Gilberta.
Masz rację – stwierdziła, potwierdzając to jeszcze delikatnym skinieniem głową. – A co, jak otworzę pudełko i jednak zawartość mi się nie spodoba? Albo zrobię to za późno i kot już będzie martwy? To znaczy – Ryder? To znaczy, wcale nie martwy, nie tak serio, ale rozumiesz o co chodzi – założyła z góry, wzdychając ciężko. I już zupełnie nie przeszukiwanie Gilberta jej było w głowie, tylko raczej rozkminy na temat niemartwego kota i analogii do jej aktualnej sytuacji życiowej. – Bo widzisz, z wami facetami to ciągle jakieś problemy – dorzuciła tym razem z lekką pretensją, posyłając mu chmurne spojrzenie. Jakby nie mogło być prosto i bez konieczności zastanawiania się, czy kot przeżyje. A przecież Lyra nawet nie była jakąś wielką fanką zwierząt.
Nie poddawała słów Gilberta w wątpliwość, bo tak prawdę mówiąc nie było żadnego powodu, dla którego miałaby mu nie wierzyć. Nie zachowywał się podejrzenie, przynajmniej w ocenie Lyry, a ta aktualnie mogła pozostawiać coś do życzenia, no więc uznała, że skoro sobie tylko spacerował to niech tak będzie. Ludzie mieli dziwne upodobania. Na przykład spacery nocą.
W normalnych okolicznościach Lyra naturalnie zrozumiałaby, że jego pytanie dotyczy tego konkretnego momentu, a nie całokształtu jej samopoczucia, które już od lat pozostawiało wiele do życzenia. I na trzeźwo na szczęście nie opowiadała ludziom na lewo i prawo o swoim wypadku, który przekreślił jej marzenia. Raczej w ogóle starała się unikać tego tematu, bo nie był on dla niej łatwy, poza tym ludzie zwykle nie wiedzieli, jak na takie coś reagować, co było zresztą zrozumiałe.
Zerknęła na niego z lekką niepewnością.
Nie mogę tego obiecać, bo czasem jest tak, że nawet nie zdąży się człowiek zorientować, że to już, ale jeśli poczuję, że to może się wydarzyć, postaram się dać znać – zapewniła poważnym tonem, nawet nie podejrzewając, że jej ewentualne wymiotowanie może prowadzić do tego, że chłopak się tym stresował! Dla niej to przecież nie była pierwsza taka sytuacja. – Gilbert, ładnie. Jak ten od Ani z Zielonego Wzgórza! – Heh, pewnie słyszał to nie raz i nie dwa. Tym bardziej, że Lyra raczej nie była typem mola książkowego, ale akurat ta książka dość pozytywnie zapisała się w jej pamięci. I Raynott miała jakiś sentyment do tej rudowłosej pannicy.
Pytanie rzeczonego Gilberta znów wprawiło ją w konsternację.
Jasne, czemu nie? To niedaleko. – Nawet przekręciła się w odpowiednim kierunku, tak jej się przynajmniej wydawało, bo przecież pokazywała teraz ręką w stronę, z której przyszła, a nie w którą się kierowała. I po chwili poczuła, że coś tu nie gra. – Oj, to jednak w tamtą. – Znów stanęła przodem do Gilberta, ale wyraz zastanowienia utrzymywał się na jej twarzy. W ogóle, jaki to był numer domu? – A ty mieszkasz w okolicy? – wypaliła nagle, zerkając na niego. Nie widziała go tu wcześniej, ale przecież sama mieszkała w Opal, a może jeśli tu mieszkał to kojarzył Rydera i pamiętał, pod którym numerem mieszkał?

Gilbert Hargreeves
lyra raynott
Ola
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gilbert nie mógł powstrzymać cichego westchnienia ulgi, gdy Lyra odpuściła sobie przeszukiwania go. Co prawda otrzymał w zamian poplątaną logikę Raynott odnośnie jej związku, ale chłopak szczerze to wolał, niż naruszanie jego przestrzeni osobistej.
- T-tak, rozumiem - potwierdził, ale tak naprawdę wyłączył się gdzieś w połowie wypowiedzi o o martwym kocie. Trochę oszołomiony, obserwował wielkimi oczami niedoszłą "policjantkę", która teraz sprawiała wrażenie zmęczonej. Cóż, gdyby Gilbert sam znajdował się w dziwnej relacji z kimś, którą można porównać do kota Schrodingera, pewnie sam byłby już tym znużony. Jeśli można uznać to za coś szczęśliwego, to tak się składało, że takich problemów nie miał.
- C-co? - wydukał, zaskoczony tym nagłym oskarżeniem. Czuł się przyszpilony przez chmurne spojrzenie Raynott i miał aż ochotę podnieść do góry dłonie w defensywnym geście. - Znaczy się, tak, rozumiem, ale na czym teraz polega problem? - Hargreeves nawet nie zorientował się, że jego pytanie mogło zabrzmieć tak, jakby pytał się o związek Lyry z nijakim Ryderem, ale tak naprawdę miał na myśli bardziej ogólnie, jak znowu faceci spieprzyli. Co jak co, ale był świadomy, że przedstawiciele jego płci niejednokrotnie zachowywali się jak idioci, szczególnie jeśli chodzi o emocjonalne sprawy. Gilbert niejednokrotnie czuł się zażenowany i wręcz zmęczony męskimi zachowaniami i podejściem do wielu spraw. Może to kwestia charakteru chłopaka lub też wychowania się tylko z matką i dwiema starszymi siostrami, ale zdecydowanie nie wpasowywał się w pewne, męskie standardy reagowania i myślenia. Na całe szczęście coraz częściej mówiło się o problemach wynikających z ról społecznych i podchodziło się do nich luźniej. Jednak niestety był to proces długotrwały, a z pewnych schematów trudno ot tak się wyrwać.
- T-tak, masz rację. Wybacz, głupia prośba - przyznał rację Raynott, czując się trochę zmieszany. No tak, co ma się stać, to się stanie. Gilbert po prostu nie miał doświadczenia z imprezowiczami. Cóż, z osobami pijanymi już miał więcej, bo niestety jego ojciec przepadał za tym trunkiem, ale nastolatek musiał szczerze przyznać, że jak już, to jego najstarsza siostra, Lia, najczęściej spotykała się z byłą głową rodziny, bo pracowała w barze.
- Dzięki - odparł, gdy usłyszał komplement. Chłopak nic nie powiedział na wzmiankę o swoim imienniku z "Ani z Zielonego Wzgórza", ale uśmiechnął się ciepło. Owszem, często ludzie wspominali o tej książce, gdy im się przedstawiał i szczerze nie miał nic przeciwko. Lubił tę historię i lubił też postać Gilberta. Co prawda sam nie sądził, żeby był szczególnie do niej podobny, niestety.
Hargreeves był trochę zaskoczony tym, jak szybko Lyra zgodziła się na to, by ją odprowadzić. Pogratulował sobie w duchu, że zaproponował jej pomoc, bo kto wie na kogo mogła jeszcze studentka natrafić. Oczywiście Raynott nie mogła tego wiedzieć, bo nie znała Gilberta i w jej perspektywie mógł być potencjalnie niebezpieczny, ale tak się złożyło, że wpadła na kogoś, kto muchy by nie skrzywdził.
- Nie, mieszkam w Pearl Lagune - odpowiedział z lekkim uśmiechem i dokończył palić papierosa. - To... mieszkasz tu? Może jakiś przyjaciel albo przyjaciółka? - bo to też nie byłoby głupie rozwiązanie. Ostatecznie byłoby bliżej, a Gilbert też trochę nie wiedział, czy Raynott orientuje się, jak dojść do swojego domu, biorąc pod uwagę jak kręciła się wokół własnej osi, próbując ogarnąć, w którym kierunku mają iść.
- Możemy też zadzwonić po kogoś, jeśli chcesz - zaproponował, bo kto wie, może Lyra miała wokół siebie tak dobrą duszę, która byłaby skłonna przyjść lub przyjechać i pomóc?

Lyra Raynott
ambitny krab
Bojka#6766
sprzedawczyni — sportspower lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła studia z dietetyki, jej kariera gimnastyczki skończyła się po wypadku, więc póki co pracuje w sklepie sportowym, robi sporo głupot i została dziewczyną Rydera.
No właśnie, na czym właściwie polegał problem? Gdyby Lyra była w tym momencie trzeźwa pewnie natychmiast wycofałaby się z tej dyskusji albo jakoś obróciłaby to w żart. Ale od trzeźwości dzieliły ją te wszystkie drinki, które wypiła tego wieczoru.
Problem – powtórzyła po nim z wyraźnym zamyśleniem nad tym jednym małym słówkiem, które jednak swoją wagą zdawało się przeciążać nawet ją. Westchnęła. To znaczy zaczęła wzdychać – a ostatecznie przemieniło się to w czknięcie. – Sorki – mruknęła. – Nie wiem dokładnie, na czym polega problem. Może właśnie to jest takie problematyczne – skwitowała, drapiąc się delikatnie po czubku nosa. Cóż, Gilbert był jednak przedstawicielem płci męskiej, więc Lyry zupełnie nie dziwiło, jeśli nie zrozumiałby jej toku myślenia. Tak prawdę mówiąc sama go nie do końca rozumiała, tym bardziej, że problem, który pewnie był raczej problemikiem, a do tego dającym się łatwo rozwiązać, aktualnie w głowie Lyry urastał chyba do zbyt dużych rozmiarów. I trochę też żartowała, twierdząc, że to z facetami są same problemy, choć niedawno do swojej przyjaciółki powiedziała coś bardzo podobnego. Przypuszczalnie to po prostu ludzie byli skomplikowani, bez względu na płeć i takie też były relacje. Tylko Lyra, która już dawno się w nic szczególnie nie angażowała, zdążyła już zapomnieć, jak to jest.
Nie wybiegała myślami tak daleko, nie była też na tyle ostrożna, by połączyć kropki i uznać, że odprowadzenie jej przez Gilberta zagwarantuje jej bezpieczeństwo przed kimś, kto mógłby stanąć na jej drodze. Jej myślenie było proste – skoro chłopak proponował jej swoją pomoc, to Lyra nie miała powodu by odmawiać.
Och, to masz kawał drogi do domu – mruknęła ze szczerym współczuciem. Zresztą chyba niepotrzebnym, ponieważ akurat Pearl Lagune nie znajdowało się daleko od Fluorite View. Ale w tym stanie, Lyrze każdy dystans, który należało pokonać wydawał się być długim. – Tak, ja mieszkam tutaj. Z przyjaciółką i… no, jakby przyjacielem – zawahała się, ale chyba na całe szczęście była już zbyt zmęczona, żeby ponownie wchodzić w rozważania na temat kota Schrodingera i tego w jakim stanie życia lub nieżycia aktualnie się znajduje. – Tak, tak, zadzwonić – rzuciła w roztargnieniu, próbując wyciągnąć z kieszeni spodni telefon. Robiła to dość powolnie, jakby w obawie, że najmniejszy ruch spowoduje, że aparat wyląduje na ulicy. Wreszcie zerknęła na ekran, przygotowując się do jego odblokowania, co też mogło być trudnym zadaniem, gdy spojrzała na aktualną godzinę. Pierwsza trzydzieści trzy. – 133! – wykrzyknęła naraz, podnosząc spojrzenie na Gilberta. – Mieszkam pod numerem 133 – wyjaśniła, niesamowicie dumna z tego, że w końcu sobie przypomniała. Choć to chyba jakaś opatrzność nad nią czuwała.

Gilbert Hargreeves
lyra raynott
Ola
robienie kawy — w hungry hearts
19 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gilbert mógł pochwalić się analitycznym umysłem i umiejętnościami logicznego podchodzenia do problemów. Jednak tym razem zębatki w jego mózgu zablokowały się i w ogóle nie chciały pracować.
- Och, okej - mruknął, gdy usłyszał na czym rzeczywiście polega kłopot Lyry z jakimś facetem. Hargreeves nawet przekręcił głowę, jak nierozumiejący pies. Znaczy, rozumiał ogólny sens, o który chodziło Raynott, ale wciąż miał w głowie coś w stylu "to nie możecie pogadać i wyjaśnić sobie?". Jednak chłopak nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji, dlatego też wydawało mu się to trochę abstrakcyjne i w gruncie rzeczy łatwe do rozwiązania. - To mam nadzieję, że uda wam się rozwiązać ten... problem? - lub po prostu był zmęczony całym wieczorem i wszelkie próby myślenia spełzały na niczym. Też tak mogło być.
- To sąsiadująca dzielnica z tą - zauważył z słyszalnym rozbawieniem w głosie. Okej, musiał przyznać pewną rację, bo po wydarzeniach i nadmiaru wrażeń tego wieczora, ten stosunkowo krótki spacer zdecydowanie mu się wydłuży, ale wciąż nie była to na tyle znaczna odległość, by był nią zniechęcony.
Potem skupił się na swojej towarzyszce, a dokładniej nad informacjami, które mu przekazywała. Okej, czyli grunt, że jej mieszkanie jest niedaleko. To był już jakiś trop.
Nic nie powiedział na dziwne zahamowanie, gdy Lyra wspominała o przyjacielu. Co jak co, ale Gilbert nie chciał niechcący rozpoczynać kolejnej dyskusji o kocie Schrodingera, bo i jego zmęczenie dopadało. Zresztą zauważył, że podobnie było z studentką.
Cierpliwie czekał, aż Lyra wyjmie telefon i zadzwoni po kogoś, kto pomógłby się jej dostać do domu. Jednak potem Raynott dostała olśnienia, a chłopak ożywił się, gdy wreszcie dowiedział się o dokładnym adresie dziewczyny.
- Okej, czyli 133? - pomyślał głośno i nie rozważał tego dziwnego zbiegu okoliczności, czyli zgrania godziny z numerem mieszkania. Za to rozejrzał się po okolicy. - To niedaleko! - poinformował Gilbert, wyraźnie zadowolony z tego odkrycia. Z uśmiechem odwrócił się do Lyry. - Zaprowadzę cię już, będzie szybciej. Chodź! - i udał się we właściwym kierunku, kierując się numerami mieszkania. Pilnował swojej towarzyszki, by ta nie przewróciła się o własne nogi i pomógł jej nawet dojść do drzwi. Gdy był pewny, że zrobił, co mógł, spokojnie wrócił do swojego domu.

z.t x2 <3
ambitny krab
Bojka#6766
ODPOWIEDZ