złota rączka — to i tam
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
pracuje jako złota rączka, ale lubi też pisać, malować i robić różne rzeczy, żeby zbyt wiele nie myśleć
#5

Ivy czuła się głupio. Nie, to chyba nie było do końca precyzyjne określenie… czuła sie jak idiotka. Musiała to przyznać sama przed sobą, ale właśnie tak było. Nie wiedziała co jej wpadło do głowy, żeby pójść na taką śmieszną imprezę dla samotnych serc i pożałowała że to zrobiła, zanim jeszcze dostała do ręki naklejkę na której miała wpisać swoje imię. A przecież wiedziała, że skoro jeszcze się nie rozwiodła, a sama mieszkała dopiero od miesiąca, to nie powinna się pakować w nowe związki, ale… no z drugiej strony, rozwodziła się bo chciała mieć dziecko, z kimś kto też tego chciał, albo sama. A nie mogła tego zrobić bez chociaż próby poznania kogoś, kto miałby takie same plany. Więc musiała się ogarnąć, wziąć w garść i po prostu spróbować czegoś nowego. Ale zdecydowanie nie tej imprezy. Wyszła po godzinie, zażenowana, odklejając nalepkę z imieniem i wciskając ją do torebki, w której szukała też od razu papierosów, bo strasznie musiała zapalić. Niby miała rzucać, w końcu jak chciała być w ciąży, to papierosy temu nie sprzyjały, nie tylko na etapie zapłodnienia… ale teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebowała tego kojącego nałogu. Świat jednak miał inne plany, bo jak tylko wyciągnęła paczkę i otworzyła, żeby wyciągnąć papierosa, to potknęła się wychodząc na chodnik i rozsypała papierosy z paczki dookoła.
- A niech to - rzuciła zirytowana i kucnęła, żeby pozbierać fajki i nie śmiecić, ale… no wtedy zauważyła, że nie jest sama i jakieś męskie buty pojawiły się pod jej nosem. - Um… cześć. Jak coś to ja nie zamierzam ich palić... takich podniesionych z chodnika - rzuciła, bo czuła się głupio. I bo przez chwilę myślała jak bardzo złe byłoby odpalenie chociaż jednego, ale no.. fujka! I na wypadek gdyby Link Burke czytał w myślach, wolała go zapewnić, że już od tego pomysłu odeszła...
ambitny krab
-
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
look

Lincoln Burke na szybkich randkach dla samotników? Tak. To nie są żadne halucynacje. Bardziej eksperyment, kierowany wrodzoną ciekawością blondyna. Ostatnio się nudził, dodatkowe obowiązki w pracy, które spadły na niego przez koleżankę znajdującą się w szpitalu, sprawiły, że nie bardzo biedak mógł sobie pozwolić aktualnie na urlop oraz kolejną podróż. Ubolewał nad tym całym sobą. Podsłuchał za to plotkującą sekretarkę z jakąś asystentką, rozpływające się nad tym, że znów spróbują i może tym razem pojawi się ktoś ciekawy, chociaż na jedną noc... I choć Link nie narzekał absolutnie na zainteresowanie ze strony płci pięknej jedną nocą z nim, to chciał się chyba na własnej skórze przekonać o tym czy faktycznie tak było i w tym miejscu.
Tak więc poszedł, ale nieco się rozczarował. Nie był stworzony do wysłuchiwania taśmowo tak wielu pytań przepełnionych wygórowanymi oczekiwaniami. Nie chciało się Lincolnowi nawet udawać, że mógłby któreś z nich spełniać. Znudził się dość szybko. A desperacja unosząca się w powietrzu skutecznie go... Przegoniła. Nie odkleił nawet naklejki, może chciał ją zachować jako przestrogę, gdyby zapomniał jak źle było i zechciał spróbować raz jeszcze. Cóż... Jeden wniosek - trzeba przestać podsłuchiwać zdesperowane, młode dziewczyny nie wiedzące co to przyszłość. Źle na tym wychodził.
Mijał jakąś blondynkę, kucającą na ziemi i zbierającą papierosy, dość szybko, może nieco nerwowo. Zamrugał oczami, ale nie chciał za mocno tego komentować. Uważał to trochę za żałosne. Raz, że nie popierał palenia i unikał wszelkiego tytoniu, a dwa, że wyglądało to naprawdę... Desperacko. Słowo wieczoru? Ups, to znaczy, że naprawdę to słaba noc...
Niemniej minąłby ją bez żadnego słowa, ale kobieta się odezwała, obdarzając go swoim magnetycznym, kocim spojrzeniem zielonych oczu i... Przepadł dosłownie w tej samej chwili. Z tym kpiącym uśmieszkiem, dłońmi schowanymi w kieszeniach, przystanął, obserwując ją uważnie.
-Cieszy mnie to, że są wciąż na świecie ludzie, którzy przejmują się porządkiem na tym świecie - odparł więc z dumą, bo rozumiał, że to przecież takie małe sprzątanie świata tu uprawiała przez swoje gapiostwo zapewne. Kucnął i zacząl zbierać z nią. Nie to, że podobało mu się sprzątanie, dbanie o środowisko i inne tego typu bzdury, bo cóż... Link to trochę ignorant, nie zawracał sobie za mocno tym głowy, tak jak i czymkolwiek innym, przynajmniej nie bardziej niż powinien. Ale ta blondynka o kocich oczach zajęła już skutecznie jego myśli, tak więc chciał wypaść dobrze. Jak na dżentelmena przystało. Zaprezentować się... Najlepiej jak umiał. Ciekawe... Jak mu szło?

ivelisse shumway
przyjazna koala
leośka#3525
złota rączka — to i tam
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
pracuje jako złota rączka, ale lubi też pisać, malować i robić różne rzeczy, żeby zbyt wiele nie myśleć
Ivy kiedyś pewnie też miała podobne podejście z wieloma rzeczami, patrzyła na nie z góry i lekceważyła. Ale teraz…. no cóż, teraz musiała jeszcze raz przeanalizować swoje własne zdanie i wprowadzić nowe tezy i tak dalej. Na przykład taką zwaną samotne rodzicielstwo, którego kiedyś nie rozważała, bo… no bo nie chciała być na miejscu swojej mamy, zagubiona z dzieckiem, uzależniona raz od jednego faceta, raz o drugiego. Zmieniająca życie swoje i swojego dziecka za każdym razem. Co prawda Ivy zamierzała po prostu mieć dziecko, nie zamierzała dalej intensywnie szukać miłości jak jej matka, ani przeprowadzać się raz za razem, ale… no ale skąd mogła zagwarantować, że właśnie nie wchodziła w jej buty, mimo że wiele lat później? I czy powinna się z tego powodu winić… czy nie? No było w tym wszystkim wiele niewiadomych. I nie miała siły tego analizować, a już na pewno nie teraz, kiedy musiała się zająć rozwodem i jakimś poskładaniem swojego życia do kupy! A jak widać, nawet papierosy jej się rozsypywały w rękach i odmawiały współpracy. Jej starzy przyjaciele, a tacy zdradzieccy!
- Tak tak, zawsze się przejmuję, nawet kiedy to nie ja nabałaganię - rzuciła, wywracając oczami i zerkając na mężczyznę. - Ta nalepka... szukałeś dzisiaj szczęścia? - zapytała, zaintrygowana, odczytując jego dane z naklejki, którą zostawił. Powrzucała mokre papierosy do opakowania, podsuwając go też mężczyźnie, żeby i on nie musiał trzymać w ręce jej bałaganu. Sama jeszcze nie zdecydowała, czy powinna się przyznać, że też tam była, ale jakoś na siebie nie trafili, Dobrze, że ona nalepkę zdjęła, mogła udawać i zgrywać przewagę! - Dzięki - rzuciła, jak już ostatnie papierosy zostały pozbierane i mogli się wyprostować. Zmierzyła go wtedy zaintrygowanym spojrzeniem. - I nie znalazłeś nic ciekawego? - dopytała, zaintrygowana, bo ciężko było jej ocenić w jakim nastroju Link Burke wyszedł z tej imprezy. A była ciekawa, czy dla kogoś takie coś się sprawdza.
ambitny krab
-
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Zaśmiał się, bo załapał, że niezbyt serio mówi. Poczuł jednak lęk, że może jednak, to było też zirytowanie jego bzdurami. A nie chciał irytować tej blondynki już na wstępie. Pragnął, by wytrzymała z nim nieco więcej niż chwilę tu na ulicy...
-Hm... Wiesz co to za nalepka? - zapytał, mrużąc oczy, bo cóż, nieznajoma nie wyglądała na kogoś, kto potrzebowałby pomocy ze znalezieniem faceta. Ani takiego miejsca do tego. No, ale z drugiej strony, czy on wyglądał? Też wiadomo, że nie. Pozory są mylące. Bardzo.
Wrzucił te znaleziska, choć on nie miał ich za wiele, nieznajoma piękność zrobiła dobrą robotę z tym ekspresowym, panicznym wręcz zbieraniem. A skoro ich misja dobiegła końca, mogli oboje się podnieść, co też zrobili. -Moje gratulacje, powinnaś dostać odznakę przyjaciółki ziemi - zażartował, wtykając dłonie do kieszeni. Zakołysał się na piętach, może po to, by zrobić wrażenie luzaka, a może po to, by nieco się przybliżyć i chwycić jej zapach. Delikatny, stłumiony przez ten papierosowy. Szkoda, podobała mu się ta delikatna nuta. -To była wizyta w celach badawczych. Ale niezbyt mi wyszła - przyznał, wzruszając ramionami, bo wcale go to jakoś nie martwiło. -A co ciebie przestraszyło tak bardzo, że straciłaś całą paczkę przez kałużę? - zapytał zainteresowany, zerkając na kosz, gdzie przed chwilą wylądowały zamoczone papierosy, a następnie wrócił spojrzeniem wprost do tych kocich oczu. Cóż, miał nadzieję, że będzie mógł je nieco uspokoić. O ile tego potrzebowały. No, ale wiadomo, że Lincoln liczył na to, iż bardzo tego potrzebowały...

ivelisse shumway
przyjazna koala
leośka#3525
złota rączka — to i tam
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
pracuje jako złota rączka, ale lubi też pisać, malować i robić różne rzeczy, żeby zbyt wiele nie myśleć
Ivy często bywała poirytowana i nie miał to nic wspólnego z ludźmi wokół niej. No dobra, może trochę. Po prostu zwykle by się aż tak szybko nie wkurzała, ale teraz jej życie… szło bardzo nie tak, jak to sobie zaplanowała, więc bardzo łatwo się frustrowała i szybko dało się wyprowadzić ją z równowagi. Nawet jeśli Link Burke miał delikatne spojrzenie, miłe oczy i bardzo… kojący uśmiech. Ale teraz po prostu bardzo chciała swojego papierosa, którego.. zamordowała, razem z całym jego rodzeństwem, więc było jej źle!
- Um.. nie - rzuciła, zbyt szybko, uciekając wzrokiem w bok. Oczywiście że kłamała, ale on już dawno dobrze o tym wiedział! I nie uważała go za desperata, ani nic… właściwie to nie wiedziała jeszcze co o nim myśli. Za bardzo była skupiona myśleniem o sobie w tym momencie. I papierosach. Tak.
- Tak jak w tych… skautach? - zapytała z lekkim rozbawieniem. - Zawsze mnie zastanawiało, czy oni gdzieś naprawdę działają i zbierają odznaki, czy to tylko wymysł filmów - dodała, bo cóż, tak często podróżowała z mamą, że niewiele wiedziała o takich rozrywkach dla dzieci. I kto wie, może tylko w filmach były takie organizacje? Może w prawdziwym życiu dzieci nie zbierały żadnych odznak, tylko po prostu pokemony z paczek po czipsach?
- Ahhh… a co właściwie chciałeś badać? - zapytała, zaintrygowana. - Grunt, czy jesteś jakimś socjologiem i badasz uczestników? - dopytała, żeby nie miał wątpliwości o co pytała. Było w końcu kilka interpretacji, ale nie chciała żeby myślał, że wzięła go za jakiegoś zboczeńca, co wpadł sprawdzić jak zdesperowane są kobiety, albo proponować im zabawy w lekarza. Nie żeby któraś z nich odmówiła…
- To chyba ja sama… - rzuciła z lekkim rozbawieniem - nie, tak naprawdę próbowałam żonglować zbyt wieloma rzeczami na raz i jakoś tak same wypadły - rzuciła, wskazując na swoją torebkę. - To utrudnia funkcjonowanie czasami. Wy wsadzacie wszystko do kieszeni i macie problem z głowy - dodała, nie do końca żartując, bo kieszenie to przecież życie!
ambitny krab
-
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
Ludzkie plany, zawsze kończą się katastrofalnie, czasem z nutką uśmiechu, bo zabawnie płoną, ale cóż... Finał jest zawsze ten sam - płoną. I nie ma po nich śladu. A popiół i zgliszcza przypominają stracone marzenia przez co ludzie wstrzymują się z kolejnymi snami, trwając w dziwnej ni to rozpaczy, ni to zawieszeniu... Choć to moze za głębokie, skoro tylko wściekała się o te papierosy?
-Uf, już myślałem, że świat zwariował - odparł z wyraźną ulgą, a jego twarz rozpromienił uśmiech oznaczający to samo, co wcześniejsze westchnięcie. No i w sumie co z tego, że Burke już dawno wiedział jak to było z tą kobietą przed nim? Że też tam była? Wiedział, to wiedział. Nie musiał zawsze wszystkich zawstydzać swoją pewnością siebie oraz nosem książkowego detektywa, któremu udaje się rozwikłać wszelkie niuanse. Czasem mógł udać głupszego niż jest. Wszystko dla powodzenia misji, a przecież tu już sobie jedną stworzył. Babiarz.
-Nie wiem, nigdy żadnym nie byłem. Nie mam też za bardzo czego ci wręczyć, ale może tymczasowo... - mruknął, odklejając swoją nalepkę z tego pożal się spotkania, po czym przykelił ją w bezpiecznym miejscu na bluzce kobiety. Z daleka od piersi, żeby go nie wzięła za jakiegoś zboczeńca! -Dam ci to, żebyś pamiętała skąd odebrać właściwą nagrodę - i puścił oczko, mając nadzieję, że tym razem ta pewność go nie zgubi.
-Można to uznać za socjologiczne badania, choć socjologiem nie jestem - przyznał, robiąc krok w tył. Nie chciał w końcu osaczać tej uroczej blondynki. -Hm, musisz najwidoczniej popracować nad tą sztuką... Żonglowania - odparł rozbawiony. I nie wiedział czy mógł proponować coś więcej już tu i teraz, skoro nawet nie zdradziła mu swojego imienia więc... Starał się po prostu stać, cierpliwie czekać oraz cieszyć widokiem tych kocich oczu, póki mu na to pozwalała. Zawsze lepiej mieć coś niż nic, prawda?

ivelisse shumway
przyjazna koala
leośka#3525
złota rączka — to i tam
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
pracuje jako złota rączka, ale lubi też pisać, malować i robić różne rzeczy, żeby zbyt wiele nie myśleć
Czasami z pokrzyżowanych planów wychodziły później najlepsze historie. Spójrzmy na Neda Starka, myślał że jedzie sobie na południe.. a nie, dobra, pewnie ród Starków by się nie zgodził z tym stwierdzeniem, a już zwłaszcza ci martwi członkowie rodziny. Anyway, trzeba być chyba optymistą i liczyć, że niektóre zmiany wychodzą na dobre, tworzą najciekawsze opowieści, najfajniejsze przygody.
- I nigdy nie chciałeś? - zapytała z rozbawieniem - pewnie by Ci pasował taki uniform - dodała, zgrywając się. I po chwili obserwowała jego poczynania, nieco zaintrygowana. I zaśmiała się cicho. - No no, będę nosić dumnie drogi… Linku - odpowiedziała, przez moment zastanawiając się, czy podał tam prawdziwe imię, czy jednak nie. I sama nie wiedziała, czy Link Burke wyglądał na Linka, czy jednak bardziej na jakiegoś Bradley’a….
- Ah tak? - uniosła brwi - a żeby ją odnaleźć będę musiała potrzeć odznakę trzy razy, zrobić dwa kółka w lewo o wschodzie słońca i oczekiwać na znaki na niebie? - dopytała, zaskakując samą siebie, bo… no trochę to brzmiało jakby pytała o jego numer. Mimo że był totalnie obcym typem na ulicy. A ona formalnie wciąż miała męża…
- Rozumiem. I są już jakieś wstępne wnioski, panie profesorze? - zapytała z lekkim rozbawieniem, chociaż starała się zachować powagę! Ale to spotkanie było jednak bardzo dziwne! Inna sprawa, że skoro wciąż z nim gadała, zamiast biec po fajki, to chyba jej ta dziwność nie przeszkadzała…
- O tak, zdecydowanie. Albo od razu przerzucić się na połykanie ognia…. - dodała, kiwając głową. - Ewentualnie na fikołki na trapezie. Jakoś bardziej do mnie przemawiają, niż zaglądanie w paszczę lwa - dodała, drążąc cyrkowe nawiązania, bo czemu nie!
ambitny krab
-
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
-Nie, lubię inne zabawy - przyznał z rozbrajającą szczerością, nie krępując się nią w żaden sposób. Liczył, że ten szeroki uśmiech wciąż ma tyle uroku i nawet niepoprawne teksty ujdą mu bardzo na sucho.
Imię podał prawdziwe, poniekąd, bo to przecież skrót, ale to jego używał w tych mniej formalnych relacjach. Zawsze. Właściwe było zbyt poważne, niosło za sobą jakieś według niego brzemię i tak na co dzień o wiele łatwiej było mu być zwyczajnie Linkiem. Nie kłamał. Nie miał po co.
-Hm, może to pomoże... - mruknął nieco zawstydzony, wyciągając z portfela swoją wizytówkę. Trudno. Nie chciał się przechwalać swoim zawodem, ale też najprościej było dać wszelki namiar na siebie kobiecie właśnie tak. Co prawda to nie prywatny numer dostała, a służbowy, ale hej, on nawet nie wiedział jak ma na imię, tak? Dostała o wiele więcej. I to bez wielkich błagań. Sam podawał się Burke na tacy, szkoda, że nie złotej...
-Wolę tradycyjne metody poznawania ludzi. Lub te przypadkowe. Są o wiele bardziej... Naturalne. Tam było nieco jak na bazarze... A ja żadną krową nie jestem - przyznał, rozkładając bezradnie ręce. Wniosek jeden - nie wróci. Ale jednak nie był to taki znów stracony czas, bo miał okazję poznać piękną, bezimienną, nieznajomą. I liczył, że skorzysta z tych wszystkich namiarów na niego, bo bardzo chciał drugiego spotkania.
-No, no jak już cię przygarną do jakiegoś cyrku i będziesz gwiazdą multitaskingu to daj znać. Chętnie wpadnę na występ - puścił do niej oczko, mając nadzieję, że nie obrazi kobiety w żaden sposób. Nie miał jej za dziwaczki. Po prostu ich skojarzenia poszły bardzo szybko od jednej małej głupotki do dość bardzo rozbudowanej historii, która mogłaby zaowocować niezłą karierą cyrkówki... Tak wyszło. Wina chwili, ok?

ivelisse shumway
przyjazna koala
leośka#3525
złota rączka — to i tam
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
pracuje jako złota rączka, ale lubi też pisać, malować i robić różne rzeczy, żeby zbyt wiele nie myśleć
- Na przykład jakie? - zapytała trochę zaintrygowana w którą stronę Link Burke pociągnie temat. Ta rozmowa może i była lekka i niepoważna, ale musiała przyznać, że całkiem nieźle się bawiła, kiedy się tak przerzucali informacjami. Na pewno o wiele lepiej niż tam w środku. Trochę ją ciekawiło, czy gdyby tam na siebie trafili, to też by złapali jakiś wspólny rytm, czy raczej byłoby niezręczne i o wiele, wiele gorzej niż teraz. Dokładnie tak, jak jak rozmowy, które tam odbyła i od których uciekła.
- Ah, więc tak oficjalnie? Liczyłam na jakieś podchody, zagadki.. - rzucił z rozbawieniem, po chwili biorąc jego wizytówkę. Tak, było to bardzo formalnie, mógł jej podać po prostu numer, ale dzięki temu dowiedziała się o nim czegoś więcej. Na przykład tego, że nie bajerował jej ze swoim imieniem. Ale jego zawód trochę ją zestresował! Dlatego zerknęła na niego kontrolnie, znowu na wizytówkę i znowu na niego. - Nie wyglądasz na prawnika - rzuciła więc, przechylając lekko głowę w bok. Z jej zawodem zawsze czuła się dziwnie przy takich biznesmenach. Niby byli w małym miasteczku, więc była większa szansa, że trafi się na kogoś pracującego w sklepie, czy właśnie majsterkowicza, niż na prawnika, ale… no poczuła się dziwnie.
- A to do czego się zalicza? Pół na pół? - zapytała, próbując wrócić do dawnego, lekkiego tonu. - Ahhh, czyli skoro ty jesteś krową, to czekałeś na swoją farmerkę, żeby Cię znalazła? Zawsze oddajesz inicjatywę? - zapytała zaintrygowana, że nie postawił się w roli tego handlującego. To akurat dobrze o nim świadczyło, burzyło stereotyp przemądrzałego i patrzącego z góry na wszystkich prawnika. A tym u niej punktował.
- Z chęcią! Ale wiesz, takie występy nigdy nie wiadomo jak się skończą, Mogą cię porwać do aktu z rzucaniem nożami i kto wie, może nie zdążymy się zobaczyć - dodała, z udawanym smutkiem. - Nigdy nie myślałeś o karierze artysty cyrkowego, może byś się załapał na kilka występów - dodała, bo to pewnie lepsze niż przypadkowe trafienie nożem! Nawet jeśli ta rozmowa generalnie nie miała sensu, była trochę ciekawa co by wybrał. No i przemyciła subtelne pytanie o kolejne spotkanie.
ambitny krab
-
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
-Oj nie, nie... Nie mogę tego zdradzić już. To za bardzo... No wiesz... Nie wypada... I... - tu zawiesił teatralnie głos, nieco też wcześniej go zniżył, a następnie podszedł bliżej blondynki, bo przecież nie będzie krzyczał o takich rzeczach, które ewidentnie go niby to krępują oraz zawstydzają. Ta yhym, jasne... Niezły aktor z niego, to już można odhaczyć. -Trochę się wstydzę tak na wstępie, kiedy dopiero się poznaliśmy - dodał szeptem, uśmiechając się rozbrajająco i nawet wzruszył bezradnie ramionami, bo przecież co on biedny facet mógł poradzić na swoje ograniczenia? Nic za bardzo. I cóż, pewnie, gdyby wpadli na siebie tam, to nie byłoby tak przyjemnie. Tamte okoliczności były dość ograniczające...
-Wybacz, że już na wstępie jestem tak rozczarowujący - odparł z naprawdę zbitą miną szczeniaka, który coś nabroił, wcale nie miał tego na myśli, a dodatkowo bardzo żałuje. Choć znów... Link bardzo mało rzeczy w swoim życiu żałował, a chyba taki pośpiech, kiedy kobieta mu się ewidentnie podobała raczej się do tej wąskiej grupy w żaden sposób nie wciskał, ups. -Tak często to słyszę... Wiesz jak jest, pierwsze wrażenie jest ważne, dlatego ledwo wiążę koniec z końcem... Życie. Ale wizytówki robi wrażenie, zawsze coś - na koniec nawet zaśmiał się krótko, niby to luzacko. Co prawda tu już puszczał ściemę, bo na brak zajęcia narzekać nie mógł, zwłaszcza odkąd nieco grono prawników w kancelarii się zmniejszyło, ale... Kto by się tym przejmował? Wyczuł napięcie, chciał się go pozbyć, bo zdecydowanie nie takiego między nimi Lincoln chciał. Działał więc błyskawicznie, a przynajmniej próbował, to się chyba ceni, prawda?
-Nie wiem. Trudno określić, może telefon do przyjaciela? - i znów kolejny żarcik, odwołanie dzięki opcji pięknej nieznajomej o kocich oczach do kultowej gry. Chyba nie było aż tak źle, co? Lekki nastrój szło im odnaleźć dość... Łatwo. -To kolejna rzecz, której nie mogę zdradzić ot tak - wyszeptał, stając jeszcze bliżej. Cóż, dobrze, że mógł z taką lekkością przesuwać kolejne granice, których ona przecież nie musiała chcieć przekraczać, przestawiać... Nie uciekała jednak, a on też nie był zbyt nachalny i starał się, naprawdę starał zostawić jakąś nutę tajemniczości. Miał też nadzieję, że wychodziło nieźle. Albo przynajmniej nie tak znów najgorzej. I cóż, jak miał się czuć niczym handlarz skoro to on był zarzucany kryteriami, które miał spełniać? Zero szans na zostanie handlarzem w tak przepełnionym zapachem desperacji lokalu, zero! -Generalnie trochę się stresuję, kiedy mam występować przed publiką, tak więc cyrk to chyba nie moja bajka. Wolę o wiele bardziej... Kameralne pokazy - wzruszył znów ramionami, a zaraz dodał: -Mam nadzieję, że nie mówię za dużo? - i cóż, po raz kolejny uraczył nieznajomą miną zbitego psiaka, żałując, że nie zna jej imienia dodał więc szybciutko: -droga... - tu zawiesił głos, licząc, że wreszcie zasłużył, by poznać choć odrobinę personaliów tej piękności. Z nadzieją, że nie wpuści go w żadne maliny... No bo... Jakże mogłaby?

ivelisse shumway
przyjazna koala
leośka#3525
złota rączka — to i tam
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
pracuje jako złota rączka, ale lubi też pisać, malować i robić różne rzeczy, żeby zbyt wiele nie myśleć
Uniosła brwi i przez chwilę go lustrowała wzrokiem. - Ah… no tak. To chyba musimy się poznać lepiej, bo tak się składa, że jestem całkiem ciekawską kobietą - przyznała z lekkim rozbawieniem, bo właściwie… dlaczego nie? Może i facet ewidentnie był podrywaczem, nie potencjalnym baby daddy, którego szukała, ale mogła się przecież po drodze trochę zabawić! Zwłaszcza, że nie był przecież brzydki, wręcz przeciwnie, miał w sobie to ‘coś’!
- A w kontrze? Mówią, że na kogo wyglądasz? - zapytała, uznając że nie będzie patrzeć stereotypowo, to przecież nie było w jej stylu. Ewidentnie nie był teraz sztywniakiem, więc powinna pójść tą samą drogą, co Link Burke i się rozluźnić. Dać mu szansę.
- Mężczyzna, który lubi swoje tajemnice… i lubi szastać kołami ratunkowymi. Prawdziwy ryzykant - zauważyła z lekkim rozbawieniem. - To ten moment, kiedy chwalisz się skokami ze spadochronem i podbojem dzikich lądów, w stylu Indiany Jonesa? - dopytała, ale nie traktując go protekcjonalnie. Po prostu była ciekawa, czy faktycznie był ryzykantem, czy tylko sobie żartował. Nie było w tym w końcu nic złego!
- Kameralne… - pokiwała głową. - Mają swój urok, ale nie na tym cyrk się bogaci, a na wielkich show - rzuciła, a potem zaśmiała się cicho. - Nie, czemu. Dopóki nie próbujesz mi sprzedać zestawu garnków, ani nie zapraszasz na pokaz pościeli z alpaki… - dodała, niewinnie się uśmiechając. - Jestem Ivy - i przedstawiła się, skoro ewidentnie o tym zapomniała! Chyba po prostu jakoś rozmowa im wskoczyła na taki poziom, gdzie imiona wydają się być dawno znanym faktem. Co było całkiem niezłym znakiem, swoją drogą.
ambitny krab
-
adwokat — WINSTON & STRAWN
32 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik, troskliwy brat, trochę zgryźliwy, lekkoduch, miłośnik podróży.
-Myślę, że możemy rozważyć takie możliwości jak lepsze poznanie - mruknął, puszczając oczko do blondynki, a twarz Lincolna zdobił całkiem sporych rozmiarów uśmiech oznaczający ewidentne zadowolenie z siebie. No, bo może to mało, może całkiem niewiele, ale cień szansy na jakąkolwiek przyszłość dla relacji się pojawił, a przecież właśnie o taki obrót spraw chodziło mężczyźnie odkąd uznał w swojej głowie, że nowopoznana kobieta jest piękna oraz interesująca. Mógł więc odnotować sukces, a to zdecydowanie powód do dumy.
-Upierdliwego ekspedienta, który wciśnie każde gówno. A może mówi się na to akwizytor? W najgorszym razie - oba te zawody są wymieniane na przemian - wzruszył ramionami, bo może w rzeczywistości zdarzyły się dwie takie sytuacje przez całe życie, tak więc naprawdę wymienne określenia, ale jak już zostało wspominane Link koloryzował podczas tej rozmowy całkiem sporo. Nie inaczej też było właśnie w tym momencie. -Nie, zdecydowanie nie mam takiej wytrwałości ani kondycji jak Indiana Jones - odparł, śmiejąc się znów, ale to też prawda, że o ile pozwalał sobie na podróże, czasem częściej niż rzadziej, to nie były one tak ekstremalne jak tego podróżnika. I też nie wyobrażał sobie Burke w wieku takim, w jakim nakręcili ostatnią część, chociażby udawać, że ma ochotę więcej na coś niż spacer po okolicznym parku. Sorry, not sorry.
-Droga Ivy mam więc nadzieję, że uda nam się zobaczyć i wielkie show, skoro preferujesz takie eventy - uśmiechnął się beztrosko, a potem tak jakby sobie coś przypomniał, wciągnął powietrze i: -Na mnie już pora, ale wiesz gdzie mnie szukać, jak mnie znaleźć. Wszystko w twoich rękach, Ivy - puścił raz jeszcze oczko i odszedł. Uznając, że lepiej pozostawić niedosyt niż przedobrzyć. I bardzo miał nadzieję, że to też udało mu się zrobić, tak jak i zainteresować blondynkę o kocich oczach swoją skromną osobą podczas tego krótkiego spotkania. Może miał w sobie jeszcze troszkę uroku? Może była jeszcze nadzieja na życie pełne przygód? Najważniejsze, że jakaś tam nadzieja była.

/zt

ivelisse shumway
przyjazna koala
leośka#3525
ODPOWIEDZ
cron