Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Przy śpiewaniu zawsze się wczuwała. Lekko się gibała i nie bała kontaktu z publicznością. Nie wstydziła się tego, że śpiewa, być może fałszuje w niektórych momentach lub nie trafia w tonacje. Karaoke, bo tak nazywała to co właśnie robiła, było jej małym hobby, którego się nie wstydziła. Za to poczuła wstyd tym, że być może to nie swoją śmiałością (z jaką ręce częściej trafiały bliżej Sameen) a gadaniem o tym, mogła wystraszyć kobietę. Możliwe, że niepotrzebnie poruszyła ten temat. Że trzeba było zostawić to tak jak jest i że prędzej czy później zwalczy potrzebę bliższego kontaktu a tak.. tak oznajmiła, że łatwo jej to nie wychodzi i właśnie tym mogła wystraszyć Galanis, która jednak cały czas stała przy barze. Nawet ją oklaskała, więc może jednak nie ucieknie?
Chłopcy zaczęli krzyczeć, żeby zaśpiewała jeszcze coś na co z początku stwierdziła, że musi zwilżyć gardło i już była w drodze do baru, kiedy dopadł ją McGregor. Automatycznie z uśmiechem zapytała, jak się czuł jako świeżo upieczony ojciec na co ten przyłożył dłonie do rozgrzanych policzków i przyznał, że jeszcze to do niego nie doszło i był śmiertelnie przerażony tym, że nie będzie wiedział jak się zachować. Że bycie ojcem to ogromna odpowiedzialność i dopiero teraz to do niego dotarło. Eve zawsze miała wrażenie, że chłopcy mówili jej więcej niż całej reszcie. McGregor ze strachu był gotów się załamać, chociaż pare chwile wcześniej świetnie się bawił a kiedy stary Peters poczuł się bardzo źle to zadzwonił właśnie do niej z prośbą, żeby zawiozła go do szpitala. Ze wszystkich osób to właśnie ona stała się powiernikiem ich wrażliwości poza tą, którą wykazywali, kiedy opowiadali o swoich przeżyciach z frontu. Sameen, na którą w międzyczasie zerkała, nie myliła się myśląc, że opowiadali tu sobie o wojsku. Mogli liczyć na to, że zostaną wysłuchani i była to ich bezpieczna strefa. Paxton cieszyła się, że znalazła to miejsce. Nieco później niż by chciała, ale do niektórych sytuacji oraz miejsc trzeba było dojrzeć; być gotów na rozmowę, której ona długo unikała.
Poklepała McGregora po ramieniu zapewniając go, że sobie poradzi. Że bycie ojcem wcale nie było takie trudne i ma się to w genach, chociaż sama nie miała dzieci i wiedziała o tym tyle, co nic. Nie miała doświadczenia, a jednak opieka nad kimś była instynktowna. Nie chciała porównywać swoich bliskich z dzieckiem, z którym podobno więź była inna, ale czy opiewanie się drugim człowiekiem nie było podobne? Jasne, bobofruit był mniejszy i trzeba było na niego chuchać, ale pomimo początkowego przerażania to naprawdę nie mogło być trudne. Z jakiegoś powodu ludzie mają po pare jak nie paręnaście sztuk (ale to już ekstremalne przypadki i rozwalona macica).
Eve objęła go i raz jeszcze poklepała po plecach zapewniając, że będzie z niego dobry ojciec.
-Wystarczy tego macania! Chodźcie pić!
Oboje się uśmiechnęli i na koniec Eve szepnęła, żeby w razie czego nie bał się przyjść pogadać.
-Wybacz - odparła gdy podeszła do Sameen i uśmiechnęła się przepraszająco. -McGregor chciał chwile pogadać. Boi się, że nie wie jak być ojcem. Nie żebym coś na ten temat wiedziała, ale cóż. - Wzruszyła ramionami. - Nie odepchnę ich, skoro tego potrzebują. - Jeszcze miała serce, chociaż nie zawsze też posiadała humor do tego typu rozmów. - Może powinnam powiedzieć mu, że masz dobre ramkę? - O którym niedawno Sameen wspominała przy okazji przytulania w ramach wsparcia.
Złapała za swoje piwo i upiła łyk zerkając na chłopaków, którzy znów raczyli się kieliszkami wódki.
-Nie wystraszyłam cię? - Uznała, że zamiast się nad tym zastanawiać, to po prostu zapyta. Raz kozie smierć.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Jeśli podczas śpiewania Eve popełniała jakieś błędy to Sameen ich nie wyłapała. Albo nie zwróciła na nie uwagi, bo absolutnie jej nie przeszkadzały. Tym bardziej, że kim ona, nieśpiewająca osoba, była, żeby zwracać uwagę komuś kto stawał na scenie i przelewał emocje na piosenkę i prezentował je przed tłumem ludzi. Sameen oczywiście dołączyła się do nawoływań, żeby Eve zaśpiewała coś jeszcze.
Obserwowała jak kobieta schodzi ze sceny, a kiedy dopadł ją McGregor to obróciła wzrok. Nie chciała się gapić, obserwować, nasłuchiwać czy nawet wyjść na tą, która nasłuchuje cudzych rozmów. Nie chciała w żadne sposób osaczać Eve więc ostatecznie odwróciła się tyłem do nich, a przodem do baru. Odmówiła dolewki, którą zaoferował jej Hank mimo, że piła już tylko wodę. Wpatrując się w swoją szklankę i roztapiający się lód, cieszyła się tą chwilą samotności kiedy nikt nie zawracał jej głowy. Przez cały czas mieliła w głowie wszystko co powiedziała jej Eve.
-W porządku. – Uśmiechnęła się wyrywając się ze swoich przemyśleń. Nie miała do Eve pretensji, że zostawiła ją na ten czas. W końcu jakby nie patrzeć to Sameen była tutaj absolutnie nie pasującą osobą. Pozostali znali się dłużej no i łączyła ich wspólna trauma i praca. Sam była tutaj właściwie przez przypadek kiedy postanowiła wejść do baru, sama nie wiedziała po co. –Powinien znaleźć pocieszenie w tym, że nikt tak naprawdę nie wie jak być ojcem. Ja tym bardziej. – Zażartowała chociaż namiętnie w domu piła kawę z kubka „Najlepszy tata na świecie”. No, ale tak ogólnie to nikt nigdy nie rozdawał instrukcji jak być ojcem. Po prostu zaczynało się nim być i chyba cały szkopuł tkwił w tym, żeby dawać z siebie jak najwięcej i liczyć na to, że dziecko to doceni. Sameen nie wiedziała nic o ojcach. Swojego straciła ponad dwadzieścia lat temu, a jak go odzyskała to ten pamiętał o niej tylko na kilka krótkich chwil. Nic poza tym. –To zrozumiałe. – Bardziej by ją zmartwiło to gdyby Eve rzeczywiście zaczęła odpychać swoich przyjaciół czy znajomych kiedy ci rzeczywiście potrzebowali jej wsparcia czy porady. –W sumie to dosyć fascynujące, że mając tylu mężczyzn w barze, podszedł do kobiety ze swoimi obawami odnośnie bycia ojcem. – Zaśmiała się z tej logiki. W sumie gdyby Sam była w podobnej sytuacji to też raczej podeszłaby do kobiety. Kobiety z reguły dają lepsze rady i niestety od kobiet wymaga się jakiegoś instynktu macierzyńskiego, nawet jeśli te nie miały dzieci. Co za pojebany świat. –Jeśli będzie chciał się wypłakać to nie będę mogła mu odmówić. – Rozłożyła bezradnie ramiona. Trochę chciała tym pokazać Eve, że i ona nie odepchnie kogoś jeśli ten potrzebuje pomocy. Chociaż prawdopodobnie tylko w tym momencie, bo tak to raczej nie miała zwyczaju pomagać randomowym osobom. Niespecjalnie interesowały ją problemy ludzi, których nie znała.
Spojrzała na Eve pytająco zanim dotarło do niej o czym mówiła. –Nie, nie. – Uśmiechnęła się i upiła swojej wody. –Nie tak łatwo mnie przestraszyć. – Dodała marszcząc nos, chociaż trochę kłamała, bo jednak się bała. –Bardziej się boję o ciebie. – Powiedziała w końcu i ponownie wróciła do bawienia się swoją szklanką. –Wiesz o niektórych rzeczach, o wielu nie wiesz… a jednak tu jesteśmy. – Rzuciła jej szybkie spojrzenie i zerknęła też ukradkiem na Hanka, żeby upewnić się, że ten serio jest zajęty nalewaniem wódki nieco dalej i nie jest w stanie usłyszeć ich rozmowy.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Może i w porządku, ale cię zaprosiłam, więc jestem odpowiedzialna za twoją dobrą zabawę. – Głupio byłoby ignorować obecność Galanis, czego nie robiła, ale jeszcze gorzej byłoby, gdyby Eve całą swoją uwagę poświęciła innym. Z własnej woli chciała, żeby kobieta tutaj przyszła, więc z zasady powinna zapewnić jej rozrywkę oraz towarzystwo. – Dobrze się bawić? – zapytała skoro już były przy temacie. Podczas tańca zauważyła, że blondynka nie wyglądała na niezadowoloną, więc prawdopodobnie czuła się dobrze. Z drugiej strony mogła po prostu tak dobrze się prezentować, kiedy w środku zastanawiała się, jak najszybciej się stąd wyrwać. Mogło być różnie, chociaż Paxton chciała wierzyć, że jednak nie ściągnęła tutaj Sam na złą zabawę. Byłoby kiepsko.
- Niby nikt nie wie, a jednak każdy jeden jest najmądrzejszy i piszą o tym różne poradniki. Kiedyś chciałam kupić taki dla koleżanki, to.. nie wyobrażasz sobie, ile jest metod wychowania dzieci. Paranoja. – Pokręciła głową, bo sama nie widziała się w takiej sytuacji. Nie miała nic do dzieci, ale czuła, że sama nie mogłaby mieć żadnego. Za duża odpowiedzialność za czyjeś życie, której nie chciała znów dźwigać. Wystarczy, że spieprzyła sprawę z siostrą i choć najbardziej winni byli rodzice, to Eve nigdy tak tego nie postrzegała. Czuła się równie odpowiedzialna za tamte wydarzenia, co matka i ojciec.
- Kurczę.. – Obejrzała się na chłopaków. – Wiesz, że to tym nie pomyślałam? Faktycznie. Pub pełen chłopa a on podszedł do mnie. – Zaśmiała się rozbawiona. – Z drugiej strony, zawsze to robią. Nie mają problemu mówienia o tym co ich boli, jeżeli chodzi o armię, ale z innymi delikatnymi kwestiami najczęściej przychodzą do mnie a ja nie mam serca, żeby im odmówić. – Wzruszyła ramionami, bo nic na to nie poradzi, że skoro ich lubiła, to była gotowa im pomóc. W końcu należeli do jej ludzi, o których jednak dbała, o ile miała taką możliwość i czas.
- Przekażę mu. – Puściła oczko do Sameen i upiła łyk bezalkoholowego piwa, które przez cały czas trzymała w jednej ręce tak, żeby żaden mężczyzna nie zauważył tego, co piła. Wolała uniknąć sytuacji, kiedy ją przyłapują i potem już nie będzie miała żadnej wymówki, żeby uniknąć wódki. Nawet Sam mogłaby już jej nie pomóc.
Bała się o nią? Lekko zmarszczyła brwi i przechyliła głową słuchając krótkiego wyjaśnienia. Obejrzała się na Hanka, a potem na salę za plecami Galanis.
- Przejdziemy do stolika? – zaproponowała, bo nawet jeśli miały o tym krótko rozmawiać, to lepiej uniknąć sytuacji, kiedy z przymusu milczą, bo akurat ktoś stanął zbyt blisko. Odczekała chwilę uprzednio wskazując na wypatrzony stolik gdzieś w kącie i ruszyła za kobietą myśląc o tym, że rzeczywiście były tutaj; w tej konkretnej sytuacji, pomimo ostatnich wydarzeń.
- Chciałam, żebyś tutaj była – oznajmiła, kiedy wreszcie zajęły miejsce. – Po naszej ostatniej rozmowie zrozumiałam, czemu mnie okłamałaś i myślę, że na twoim miejscu zrobiłabym to samo. Również chroniłabym siebie. – Tak, jak to powiedziała Galanis. – Rozumiem powagę twojej sytuacji. Możliwe, że wielu rzeczy nie wiem i nigdy ich nie poznam. – Albo może kiedyś tak i nie była pewna, jak na to zareaguje, ale.. – A jednak.. może to zabrzmi dziwnie, ale jestem spokojna. – Nie wiedziała, skąd to się brało, ale nie czuła się przerażona czy niepewna. Uważała, że wyjaśniły sobie ostatnie spore nieporozumienie i nie zamierzała rozwlekać tego na przestrzeni tygodni. Była dorosła. Z niektórymi rzeczami radziła sobie szybciej niż kiedyś i wcale nie czuła się przerażona, chociaż może powinna. – Czemu boisz się o mnie? – zapytała, bo to ją zastanawiało. Chciałaby powiedzieć, że ona się nie bała, ale możliwe, że w tym momencie mówiłyby teraz o dwóch różnych kwestiach.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Przestań. – Parsknęła. –Bawię się bardzo dobrze. – Nie kłamała. Wypiła idealną ilość alkoholu, rozgrzał ją, ale była trzeźwa i wszystkiego świadoma. Potańczyła, towarzystwo było bardzo dobre, nikt nie był nachalny. Nawet jakby chciała to nie miałaby do czego się przyczepić. A Sameen jak chciała to potrafiła być naprawdę czepialska. Chociaż chyba bardziej w pracy. Prywatnie była raczej posągiem nie okazującym zbyt wielu uczuć. A przynajmniej tak lubiła o sobie myśleć.
-Odnoszę wrażenie, że teraz piszą poradniki o naprawdę wszystkim. – W bibliotece bywała bardzo często i przeglądała różne książki, no i niektóre tytuły zapadały jej w pamięć, ale nigdy na tyle, żeby się nimi na dłużej zainteresowała. Tak czy siak kiedyś znała książkę na prawie 300 stron o tytule „gdzie postawić przecinek” i zastanawiała się czy naprawdę na tak proste pytanie była potrzebna cała książka? Poza tym rzeczywiście było pełno książek o tym jak żyć, jak wychować, jak spać. Ludzie byli znawcami w każdym temacie. –Chyba nawet nie wiem czy chcę wiedzieć. – Uśmiechnęła się. Dzieci nigdy jej nie interesowały. Mówiła poważnie kiedy pisała Eve, że nigdy żadnego nie spotkała. Widziała dzieci z daleka, ale nie przywiązywała do nich uwagi. Z bliska nie miała z żadnym styczności i nie ubolewała z tego powodu. Wręcz żyło jej się całkiem dobrze. Może gdyby miała inne życie to już byłaby matką. Szkoda, nigdy się nie dowie.
-To chyba kwestia tego, że wszyscy faceci to ostatecznie maminsynki? – Spojrzała na Eve pytająco, bo w sumie to nie wiedziała, ale z reguły faceci mieli dziwne, emocjonalne więzi ze swoimi matkami. A jak tych matek nie mieli to albo nienawidzili kobiet, albo zachowywali się dziwnie i w każdej kobiecie widzieli matkę. –Aczkolwiek to dobrze o tobie świadczy, że przychodzą do ciebie. – Wyzerowała swoją wodę i pokręciła głową dziękując Hankowi za kolejną porcję. –To znaczy, że ci ufają i że dajesz dobre rady. – Uśmiechnęła się.
Skinęła głową i obrzuciła salę wzrokiem szukając jakiegoś odpowiedniego stolika, ale Eve ją uprzedziła i wskazała odpowiednie miejsce. Sameen zabrała ze sobą swoją pustą szklankę i ruszyła do wskazanego miejsca. Usiadła tak, że za sobą miała ścianę, a przed sobą Eve i widok na cały lokal, a także wyjście i wejście do toalet. Mogła mieć wszystko pod kontrolą z tego miejsca.
-Wiem. – Odpowiedziała z uśmiechem. –Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. – Widziała ile uwagi poświęcała jej Eve. Widziała jej uśmiech, widziała gesty, które w relacji tej dwójki były nowością. Sameen na to nie narzekała, podobało jej się to. –Chodzi też o to, że czy tego chcesz czy nie, będę musiała też chronić ciebie. – Ostatnio jak jej o tym powiedziała to Eve nie wyglądała na kogoś kto miałby coś przeciwko dodatkowej ochronie. Jasne, kazała jej się skupić na rodzinie, ale jednak Sam chciała też chronić Paxton. Uśmiechnęła się z ulgą kiedy Eve przyznała, że jest spokojna. –Jest jeszcze kwestia tego, że jeśli… – Zatrzymała się na chwilę, bo musiała przemyśleć czy chciała popadać w takie paranoje. Czy nie przesadzała? Może za bardzo sobie wszystko wgrywała? Może nikomu aż tak bardzo nie zależało na jej śmierci? –Właściwie to nic. – Pokręciła głową marszcząc czoło. –Nieważne. – Uśmiechnęła się. Przecież nie będzie rzeczywiście prosić Eve o to, żeby jej zgłaszała każdy podejrzany przypadek z jej życia, który może się wydarzyć po tym jak już się poznały. To była zdecydowanie paranoja.
-Boję się, że… że może pojawić się ktoś kto będzie chciał cię zranić, żeby dotrzeć do mnie. – Dlatego unikała relacji, dlatego trochę się cieszyła ten rok wcześniej, że nie miała rodziny. Bo nikt nigdy nie mógł użyć nikogo jako karty przetargowej. –I boję się, że nie zawsze będę mogła cię ochronić. – Podrapała się po policzku. –Dodatkowo… co mnie najbardziej przeraża to to, że absolutnie jestem szczerze fatalna w to… – Wskazała na Eve, a później na siebie, a później znowu na Eve i na siebie. Wypuściła powietrze żałując, że jednak nie wypiła dwóch drinków więcej.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Z lekkim zamyśleniem pokiwała głową zgadzając się z sugestią na temat tego, że każdy facet na swój sposób był maminsynkiem. Oglądała kiedyś dokument o profilach psychologicznych seryjnych morderców i każdy z nich, a przynajmniej większość, miał problem ze swoją matką. To było przerażające, bo gdyby tak na to spojrzeć niektóre z ów matek były winne temu na jakich facetów wyrośli ich synkowie. Faceci może i byli okropni, ale kobiety wcale nie były lepsze.
Nie była pewna, czy rzeczywiście dawała dobre rady. Czasami nic nie mówiła, tylko po prostu wysłuchała i przytuliła na koniec. Nie uważała się za dobrą osobę do tego typu rozmów, ale i tak z jakiegoś powodu chłopcy z pubu przychodzą do niej. Możliwe, że to przez brak innej kobiety weteranki, którą z jednej strony przyjęłaby do tego kręgu, ale z drugiej zapewne czułaby się tak samo, jak wtedy gdy Sameen pierwszy raz pojawiła się w barze. Lubiła być rodzynkiem wśród swoich panów, bo wtedy choć raz czuła się wyjątkowa.
Widząc przy stoliku pustą szklankę wyciągnęła dłoń z piwem i lekko pochyliła butelkę sugerując, że mogłaby nalać do niej nieco swego bezprocentowego trunku, o ile Sameen będzie miała na to ochotę.
Już raz Galanis wspomniała o ochronie Paxton, która nie tyle co nie wzięła tego aż tak na poważnie, ale nie uważała także aby była osobą godną chronienia. Nie zasłużyła sobie na to po serii nieszczęść, przed którymi powinna uchronić bliskich. Najpierw Isabelle, później brata znacząco odczuwającego odejście matki i ojca, którego nie uchroniła przed nicością ostatecznie doprowadzającą go do samobójstwa. Być może też nie ochroniła Gai, bo kto wie, czy w dniu jej zaginięcia nie bawiły się razem na placu zabaw albo ruszyły w dziką podróż po plaży (lub nieco dalej). Eve winiła się za to wszystko i dlatego nie uważała, że Sameen powinna w tej kwestii marnować na nią czas.
- Na pewno? – dopytała w kwestii nagle uciętego tematu. – Skoro o tym pomyślałaś, musiało być ważne – zasugerowała bardzo delikatnie, ale przecież wciąż prowadziły politykę „nie chcesz, nie mów”, która do tej pory zdawała test. Wciąż przecież się poznawały.
- Oh – rzuciła krótko i wbiła spojrzenie w butelkę, którą teraz obejmowała obiema dłońmi. Więc to miała na myśli Sameen mówią o ochronie. Nie zamierzała chronić jej przed ogółem a przed ewentualnymi innymi osobnikami, które miały związek z Galanis.
- Czyli jednak cię wystraszyłam – odparła cicho potrzebując chwili na przemyślenie kolejnych słów. Kupiła więc sobie czas drobną uwagę, bo jak na jedną rozmowę Sam zbyt wiele razy mówiła o baniu się, a przecież Eve nie chciała, żeby kobieta tak się czuła. Nie żeby w ogóle to było możliwe, ale wychodziło na to, że bez Paxton miałaby o jedno zmartwienie mniej.
- Mam ochotę powiedzieć, że umiem się bronić, ale chyba spodziewam się, co mi odpowiesz. – Że może i miała przeszkolenie ze strzelania, ale nigdy nie zmagała się z ludźmi pokroju tych, którzy potencjalnie chcieliby dobrać się również do Sameen. – Wiesz, że byłam gotowa na śmierć. Możliwe, że nadal jestem i niespecjalnie mnie to przeraża. – Jedyne czego by żałowała to ludzi, którym byłoby smutno z tego powodu. – Ale na pewno nie to chciałaś usłyszeć. – Sama nie była pewna, co ktokolwiek chciałby usłyszeć w takiej sytuacji. – Właściwie to, już się znamy. Widujemy się, rozmawiamy, pijemy wspólnie i publicznie jadamy kolacje. – Chociaż chimichanga na pace auta to mało wytrawna kolacja. – Z tego co mówisz możliwe, że już widnieje na jakiejś tajemniczej czarnej liście. – Albo i nie, ale Eve chciała pokazać, że trochę już się znały i jeżeli zamierzają kontynuować, to równie dobrze mogą pójść o krok dalej. – Ale.. co powiem wbrew sobie, bo moje lędźwie mają na ten temat inne zdanie.. nie będę naciskać. Owszem, chciałabym się przekonać, czy rzeczywiście jesteś w tym fatalna i jestem bardzo ciekawa, czymże to całe „to” jest. – Czy miało szanse na rozwój czy nie. – Ale – Wyciągnęła jedną dłoń i ułożyła ją najpierw na przedramieniu Sameen niepewna, czy teraz mogła złapać ją za rękę. W ramach wsparcia. – ta decyzja nie należy do mnie. Jest nas dwie i postaram się uszanować wszystko, co zdecydujesz.Postara się, bo na początku na pewno będzie miała problem natury płonących lędźwi.
Czemu musiała być tak rozsądna? Czemu choć raz nie mogła być głupia i.. chwila, głupia już bywała. Podjęła wiele niewłaściwych decyzji, stąd rozsądek, który podobno był rozwiązaniem na wszystko. Eve jednak nie czuła, aby teraz tego chciała (słuchać się pieprzonego rozsądku).

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokręciła głową odmawiając piwo. Odsunęła nawet swoją szklankę. Na dzisiaj chyba już skończyła. I z alkoholem i wodą. Nie mogła sobie przecież pić pięciu szklanek wody pod rząd, serwowanych jak wódki. Ktoś mógłby nabrać podejrzeń i przykrywka zarówno Sam jak i Eve byłaby spalona. Ciężko byłoby zachować trzeźwość pijąc tyle czystej „wódki”.
-Na pewno. – Potwierdziła i posłała Eve uśmiech. Potrzebowała się uspokoić. A przynajmniej uciszyć te paranoje, które właśnie szalały w jej głowie. Nikt jej nie śledził, nikt niczego przeciw niej nie knuł. Była ostrożna. Nie pokazywała twarzy, a jak już ją pokazywała to upewniała się, że nic nie zostanie przekazane dalej.
-Nie, nie. Serio, nie. Nie wystraszyłaś mnie. – Zmarszczyła brwi, bo musiała z tego wybrnąć, bo absolutnie nie chciała, żeby Eve w jakikolwiek, negatywny sposób teraz odebrała słowa Sam. –A przynajmniej… nie w tej kwestii… „normalnej”? – Ponownie zmarszczyła brwi, a po chwili spojrzała na Eve pytająco, żeby sprawdzić czy się zrozumiały. –Czy może… czy jest szansa, że ja to wszystko za bardzo zinterpretowałam? – Zapytała, bo ostatecznie postanowiła, że lepiej, żeby się upewniła niż brnęła w to dalej, jednocześnie niszcząc jakąkolwiek relację z Eve. Prawdopodobnie stresowało ją to wszystko tak mocno, bo po prostu lubiła Eve i Eve była jej pierwszą, poważniejszą relacją jaką zawarła z drugim człowiekiem. Nawet jeśli miałyby zostać tylko przyjaciółkami to dla Sam to było i tak dużo. Tym bardziej, że Paxton znała tą gorszą część prawdy o Galanis.
Uśmiechnęła się słysząc komentarz o tym, że Eve umie się bronić. –Jest spora szansa, że przesadzam i nic z tego o czym myślę się nie wydarzy, ale skoro i tak już wiesz najgorsze, to wolałabym cię po prostu ostrzec. – Wzruszyła lekko ramionami i chwyciła swoją szklankę tylko po to, żeby zająć czymś dłonie. Teraz to jednak żałowała, że nie miała już wódki. Może kolejna porcja pomogłaby jej się uspokoić.
-Możliwe. – Skinęła głową nie widząc sensu w tym, żeby okłamywać Paxton. Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek śledził Sameen to rzeczywiście mieli już namiary na Paxton i być może jej się przyglądali. Z tym, że nawet jeśli ktoś miałby ją obserwować to Sam nie potrafiła pomyśleć o nikim konkretnym. Był to ten Sam strach, który miała za każdym razem jak przychodziła do Zoyi, a tej nie było w domu, albo kiedy Zoya nie odbierała telefonów. Odzywała się wtedy paranoja, że coś mogło się stać. Ale skoro nikt nie dziabnął Zoyi przez trzynaście lat, to jaka jest szansa, że użyją Eve przeciwko Sam? –Przepraszam… – Wyprostowała się i ułożyła dłonie płasko na stoliku. –Spanikowałam i serio włączyłam nadinterpretację. – Westchnęła ciężko i posłała Eve szeroki uśmiech i było widać, że poczuła ulgę jak już odbyła ze sobą wewnętrzny monolog. –Nie, nie, nie. Nie zrozum mnie źle. To nie tak, że cię odrzucałam czy dawałam ci kosza czy cokolwiek. – Zmarszczyła brwi i jak Eve położyła jej dłoń na przedramieniu to Sam ją za tą dłoń złapała. –Byłabym gotowa zaryzykować. Tak czy siak. – Powiedziała i dopiero po chwili ogarnęła jak to mogło zabrzmieć. –W sensie wiesz… nie zrozum mnie źle, że jestem taka chętna do ryzykowania czyimś bezpieczeństwem. – Szybko wyjaśniła. –Po prostu wolałam, żebyś też miała świadomość. – Dodała. Znowu się wyprostowała, żeby wziąć kilka głębszych oddechów.
-Będę ci dawać znać jak nie będzie mnie w mieście, więc po prostu wtedy będziesz musiała być bardziej uważna. – To jedyny plan na jaki wpadła na daną chwilę. –Poza tym… – Tutaj przysunęła swoje krzesełko bliżej Eve i nachyliła się w jej stronę. –Mogę ci załatwić jakąś broń, niezarejestrowana, czystą. – Wyszeptała, chociaż wierzyła, że Eve, jako weteran, miała w domu jakąś broń.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Pytasz o nadinterpretacje w tej.. „normalnej kwestii”? – dopytała odrobinę z przekąsem, bo w tej chwili bawiła ją kwestia normalna i ta nie. Nigdy nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie tak coś kategoryzować. Pomimo powagi rozmowy potraktowała to jak zabawę, swoiste słownictwo, które w tej chwili zrozumieją tylko one. Żaden z chłopaków by nie ogarnął, co takiego kryło się pod określeniem „normalnych kwestii”. – Żebyś nie miała wątpliwości, powiem tak. – Wyprostowała się i zerknęła przez ramię, jakby sprawdzała czy ktoś je podsłuchiwał. Jakby zaraz miała podzielić się jakąś rządową tajemnicą. Tak naprawdę potrzebowała czasu, żeby nabrać nieco więcej odwagi na bezpośrednie stwierdzenia. – Gdyby nie cholerne ptaszysko, wtedy na plaży, to byłabyś pierwszą osobą, którą pocałowałabym na tamtych skałach. – Postanowiła, że skoro już zaczęła temat i w jakiś sposób obie o tym rozmawiały, to pójdzie na całość. Wprawdzie ich spotkanie na plaży nie zakończyło się zbyt dobrze, ale nie wpłynęło to na sytuacje, które już miały miejsce. Na chwile, kiedy myślała o tak prostych rzeczach jak zwykły pocałunek. Zawiodła się, ale to była kwestia zaufania, którą powoli odbudowywały a nie pożądania, które chwilami czuła, a jakie łatwiej było stłumić w zarodku ograniczając się do bezczelnego ścinania pośladków Sameen.
- Dziękuję za ostrzeżenie. – Kobieta nie musiała się przed nią tłumaczyć. Eve starała się zrozumieć jej obawy i zarazem cieszyła się, że była z nią szczera. – I za to, że się o mnie troszczysz. – Bo obawy te były właśnie oznaką troski chyba, że po prostu Galanis w taki sposób chciała spłoszyć Paxton. Cóż, parę szorstkich słów i z pewnością by jej się udało, bo po doświadczeniach w relacjach z innymi Eve nie przywykła pchać się tam, gdzie jej nie chcieli. Wystarczył jasny przekaz ze strony Sam a odpuści dalsze drążenie i zostaną przy tym, przy czym aktualnie trwają.
Dopiero, gdy usłyszała w odpowiedzi – możliwe – dotarło do niej co tak naprawdę niedawno stwierdziła. Czy rzeczywiście była na jakiejś czarnej liście? Albo czy kiedykolwiek na niej będzie? I czemu to wszystko jej nie przerażało? Przeżyła parę lat na strefie wojny, obracała się w towarzystwie służb i całkiem niedawno dowiedziała się, że postrzelono bliską osobę jej przyjaciela. Miała wrażenie, że non stop słyszy podobne rzeczy głównie przez pracę z policjantami lub innymi jednostkami i być może dlatego stwierdzenie o byciu na jakiejś liście tak bardzo nią nie wstrząsnęło. Albo to przez fakt, że w wojsku każdego dnia ryzykowała życiem działając na pierwszej linii frontu. Z oddziałem byli mięsem armatnim. Oczyszczali drogę z min oraz innych zagrożeń, żeby reszta oddziałów mogła przejść bez szwanku. A może po prostu była popieprzona do czego nie bałaby się przyznać, a jednak w tej chwili nie chciała płoszyć kobiety.
- Hej, Sameen – zaczęła łagodnie, gdy ta nagle postanowiła wyjaśnić kwestię gotowości do ryzyka. – Spokojnie. Rozumiem. – Wcale nie odebrała jej słów w ten sposób, że Galanis łatwo wrzucała inne osoby w wir niebezpieczeństwa a zwłaszcza, że z chęcią zrobiłaby to Eve. – Może i ludzie mają tendencję do nadinterpretacji niektórych słów, ale ja też jestem gotowa zaryzykować. – W tym konkretnym sensie. – Wierzę też, że mówiłaś prawdę, kiedy wspominałaś o „chronieniu mnie”. – Że nie mówiła jej wszystkiego o sobie, żeby chronić siebie a także przy okazji również Eve. Wierzyła jej wtedy i wierzyła teraz, że gdyby istniało rzeczywiste zagrożenie (takie w 100%) to Galanis by jej o tym powiedziała. Dopóki jednak mowa była o gdybaniu lub możliwościach przyszłych sytuacji, to Paxton nie chciała przez to tracić czegoś, co mocno ją frapowało. Tego spokoju, o którym wspominała, pomimo rzeczy o jakich dowiedziała się od blondynki.
Kiwnęła głową i wargami niemo powiedziała „Dobrze”, czym zgodziła się na bycie ostrożniejszą pod nieobecność Sameen. Jeszcze nie wiedziała, co to dokładnie oznaczało. Z jak poważnym zagrożeniem mogło to się wiązać, chociaż w swej głowie brała pod uwagę najgorsze scenariusze.
Na drobną sekundę opuściła spojrzenie słysząc szurające o podłogę krzesło. Koncepcja zminimalizowania dystansu bardzo jej się spodobała, ale z pewnością nie spodziewała się usłyszeć tych konkretnych słów. Odruchowo wysoko uniosła brwi, co mogło wyglądać na zaskoczenie, gdyby nie lekko rozbawiony uśmiech.
- Jeżeli to twoje teksty na podryw, to rzeczywiście jesteś w tym kiepska – wytknęła z nutką uszczypliwości w głosie, acz przez cały czas patrzyła prosto w jasne oczy, jakby szykowała się z Sam na małą słowną bitwę pełną dogryzania. – A jednak nadal tu siedzę i nawet stwierdzę, że mam w domu broń. W dwóch miejscach – zdradziła swój mały sekret. – Może ci kiedyś pokażę. – Wprawdzie była to broń zarejestrowana, co stwarzało większe ryzyko wykrycia, ale przecież Eve nie zamierzała jej użyć. Nie z premedytacją, a co najwyżej w obronie własnej. – Cholera, chyba jednak zaczyna mi się podobać to świntuszenie. – Jakby rzeczywiście właśnie to robiły rozmawiając o ukrytej broni. - Cieszę się, że nie dajesz mi kosza. Naprawdę – nawiązała do poprzednich słów Galanis przez cały czas nie odrywając od niej wzroku. Chciała na nią patrzeć. Nie tylko na jej pośladki, o których mogłaby pisać fraszki albo szanty, ale po prostu na nią. Na te jasne oczy, które zależnie od światła zmieniały swój kolor i odcień. – Nie tylko dlatego, że jutro mam urodziny – Dokładniej po północy. – i byłoby kiepsko, gdybym znów się z tobą pokłóciła. Dobra.. zabrzmiało to jak szantaż emocjonalny. Wcale tego nie robię. Po prostu chcę powiedzieć, że na swój sposób naprawdę jestem przy tobie spokojna i podoba mi się to. – Prostota, z którą szły im rozmowy, przebywanie razem oraz to jak przyjmowała wszystkie informacje o Sam, której posłała delikatny uśmiech i znów pomyślała o tym, co chciała zrobić na skałach zanim przerwało im pieprzone ptaszysko.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Chyba tak. – Zmarszczyła brwi, ale po chwili się uśmiechnęła. Jest szansa, że w tym momencie nadinterpretowała wszystko, bo była po prostu wszystkim przerażona. Jeśli dotychczas nikomu z jej otoczenia się nic nie stało, a przecież miała też kontakt ze swoją rodziną, to jaka była szansa, że ktokolwiek za cel obierze właśnie Eve? Jakby nie patrzeć to Eve w sumie była najbezpieczniejszą osobą z otoczenia Sameen.
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc o pocałunku, do którego nigdy nie doszło. Oczywiście bardzo starała się ukryć ten uśmiech i nawet spojrzała gdzieś w bok mrużąc przy tym oczy. –Nigdy nie lubiłam ptaków. – Mruknęła szeptem. Nawet teraz przez chwilę zaczęła się zastanawiać nad tym czy gołębie rzeczywiście miały uczucia. Chciała nawet zapytać o to Eve, ale postanowiła, że teraz nie jest odpowiedni moment, żeby psuć chwilę. –Następnym razem. – Dodała jeszcze już spoglądając na Eve. Co prawda wtedy sceneria była idealna, nie żeby Sameen też była jakąś romantyczką. Po prostu czasami potrafiła docenić takie rzeczy. Ze sporym naciskiem na czasami, bo jednak Sam nie rozpoznałaby romantyczności nawet jeśli kopnęłaby ją w dupę.
Pokiwała głową. Jedyne co mogła zrobić w tym przypadku to po prostu poinformować Eve o wszystkim. Zaczęło powoli do niej docierać, że nawet jeśli bardzo by chciała, to po prostu nigdy nie będzie miała możliwości, żeby być w kilku miejscach na raz. Musiała mieć też oko na Zoyę, na swoje siostry i na rodziców. Dodatkowo prawda była taka, że Sam więcej czasu spędzała poza Lorne Bay. Przerażało ją to, że jeśli kiedykolwiek dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, to będzie musiała liczyć się z tym, że być może, kiedyś nie dotrze do kogoś na czas. A dobrze wiedziała, że porzucenie zawodu i pozostanie w mieście na stałe nie wchodziło w grę.
-Okej. – Pokiwała głową z uśmiechem. Jeżeli Eve też była gotowa zaryzykować to Sam czuła się spokojniejsza. Nie zmuszała Eve do nieświadomego ryzyka. –Mówiłam prawdę. Będę cię chronić. – Podarowała sobie dodawanie „na tyle na ile będę mogła”, bo jednak nie brzmiało to zbyt dobrze i zachęcająco. Zawsze dawała z siebie sto procent, więc i tym razem miała zamiar to zrobić. Oczywiście pomijając sytuację kiedy rzeczywiście nie będzie jej fizycznie w pobliżu. Plusem i kolejną rzeczą, która uspokajała Sam, było to, że Eve miała psy, które z pewnością zareagują na niepokojące dźwięki czy sytuacje. W końcu były w stanie nawet wyczuć broń. –Mam jednak nadzieję, że do niczego nigdy nie dojdzie. – Dodała jeszcze. –Jestem ostrożna i nie sprowadzam za sobą kłopotów. – W pracy była prawdziwą perfekcjonistką. Chociaż wiadomo, ktoś inny też mógł być perfekcjonistą i mogła ich nie dostrzegać.
-Ja… – Zacięła się, bo oczywiście to nie był tekst na podryw, ale chwilę jej zajęło zanim żart wylądował. Wycelowała palec w Eve i się zaśmiała. –Tak serio to jestem w tym kiepska. Jestem tragiczna. – Ukryła na chwilę twarz w dłoniach. –Aparycja wykonuje za mnie 95% roboty. – Wskazała na swoją twarz jak już przestała ją ukrywać. Wiedziała co powiedzieć kiedy pracowała, uwodzenie przychodziło jej z łatwością. Gorzej kiedy przychodziło prywatne spędzanie czasu. Ucieszyła się, że nie była w błędzie i że Eve rzeczywiście miała w domu broń. Co prawda ilość jej nie ucieszyła. Dwie bronie na farmę to zdecydowanie za mało. –Chętnie zobaczę. – Chwilę się zastanawiała nad tą odpowiedzią, bo jedyne co jej przyszło na myśl to wspólne upewnienie się, że broń była regularnie czyszczona i zdatna do użytku. Zboczenie zawodowe.
Spojrzała na Eve unosząc brwi. –Masz jutro urodziny? – Wyprostowała się. –Gdyby nie to, że rzeczywiście toczyły się rozmowy o dziecku to uznałabym, że wymyśliłaś to dziecko, żeby zaprosić mnie na swoje urodziny. – Zażartowała sobie, ale tak naprawdę była zestresowana, bo nigdy nie obchodziła niczyich urodzin. –Liczę na to, że jednak się nie pokłócimy. – Wiadomo, kłótnie ostatecznie były nieuniknione, ale Sam naprawdę się starała i była na tyle szczera na ile mogła być. –Cieszę się, że jesteś spokojna. – Gorzej jakby Eve zaczęła panikować i po prostu by odeszła. Chociaż ostatecznie nie byłoby to złe rozwiązanie, a przynajmniej nie dla Paxton. Byłaby bezpieczniejsza. –Masz jakieś plany na urodziny? – Zapytała. –Bo jeśli nic nie masz to możemy coś zaplanować. Miałam mieć jutro wylot, ale mogę go przełożyć. – Zaproponowała i nawet sięgnęła do kieszeni po telefon, ale zapomniała, że zostawiła go w samochodzie. –Aczkolwiek nie wiem jak się obchodzi urodziny, więc będziesz musiała mi powiedzieć. – Przecież nie powie Eve, żeby wszystko zorganizowała, a Sam się po prostu pojawi.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie doceniasz się – stwierdziła po chwili przyglądania twarzy, która to podobno wykonywała 95% roboty w podrywie. – Wprawdzie jeszcze nie znam twoich flirciarskich umiejętności, ale umiesz słuchać, jesteś inteligentna, potrafisz rozbawić i emanujesz tajemniczością. Więc tak; masz wiele cech, nie tylko zabójczą urodę, które sprawiają, że wcale nie wypadasz źle w rankingu podrywu. – Nawet jeśli Galanis nie robiła tego świadomie, to szło jej naprawdę dobrze. Przede wszystkim, była sobą, a przynajmniej Eve miała taką nadzieję. To wystarczyło do wzbudzenia czyjegoś zainteresowania i aż ciężko było uwierzyć, że kobieta nie była tego świadoma. Że poza ładną buzią oraz pośladkami (o których to Eve miała śpiewać serenady) miała do zaoferowania o wiele więcej, co Paxton zauważyła już dawno.
- Ciii.. – Prawie odruchowo dotknęła palcami ust Sameen, ale w połowie drogi się powstrzymała. – Nikt o tym nie wie. – Odwróciła się przez ramię upewniając się, że żaden z chłopaków nie usłyszał niczego na temat jej jutrzejszych urodzin. – A jak pytają to za każdym razem podaje im różne daty – wyjaśniła, skąd niewiedza wśród chłopaków, którzy wcale nie byli ignorantami. Interesowali się, ale ona zawsze ich zbywała. – Naprawdę myślisz, że posłużyłabym się nieistniejącym dzieckiem, żeby zaprosić cię na urodziny? – zapytała z przekąsem robiąc krótką pauzę. – W sumie coś w tym jest. Użyje tego następnym razem. – Szybko dodała uznając, że to wcale nie głupie. Z drugiej strony może ktoś nie lubił dzieci i prędzej przyjechałby tu dla niej niż dla jakiegoś dopiero co narodzonego bobofruta? Cóż, może Eve wyciągnęłaby tę kartę, gdyby Sameen jednak odmówiła, chociaż ciężko mówić o urodzinach gdy tak naprawdę się ich nie świętowało.
- Nie musisz. Naprawdę. – Zaoponowała w kwestii przełożenia lotu. – Nie żebym nie chciała, ale nie musisz się dla mnie poświęcać. – Nie wymagałaby tego. Nie przesadzajmy. – Poza tym, nie robię niczego specjalnego. Dzień jak co dzień. Co najwyżej Sue Ann upiecze jakieś ciasto i może brat wpadnie z wizytą. – Wzruszyła ramionami, bo jak zwykle zamierzała rano wstać do pracy, ogarnąć swoje sprawy i może wpaść do pubu albo wziąć zlecenie, o ile któreś służby akurat by zadzwoniły. – Może po prostu, żeby nie ingerować w twoje jutrzejsze plany, poczekamy do północy i spędzisz ze mną jeszcze godzinę? – Nie chciała niczego narzucać ani wymagać, ale tę jedną godzinę mogłyby potraktować jak mini świętowanie urodzin. O ile wspomniany lot nie miał miejsca o trzeciej lub czwartej rano. Wtedy miałaby wyrzuty sumienia, że nie pozwoliła kobiecie się wyspać. – Innym razem pokazałabym ci, jak się obchodzi urodziny. A raczej jak obchodziłam je kiedyś. – Bo jakieś pojęcie miała. Jak się domyślała, większe od Sameen. Nie była głupia. Pamiętała, co kobieta jej powiedziała o swoim życiu, dlatego nawet nie pytała, czemu ta nie świętowała dnia swego urodzenia. – Zrobimy to, jak będziesz na miejscu. Co ty na to? – zaproponowała nie chcąc robić kłopotów z przekładaniem lotu. – Swoją drogą, kiedy wracasz? – Czuła, że miała prawo o to zapytać. Sameen również wcześniej wspominała o tym, że będzie informować ją o swoich wyjazdach, więc to raczej żadna wielka tajemnica. Przecież nie pytała o szczegóły; dokąd, na co, po co i jak. Na to raczej nie dostałaby konkretnych odpowiedzi, o ile rozchodziło się o pracę Galanis.
Ponownie zerknęła przez ramię w stronę chłopaków, którzy z jakiegoś powodu im nie przeszkadzali. Wierzyła w ich grzeczność, ale stawiała raczej na bliskość z wodopojem, którego dzisiaj bardzo łaknęli (w ramach świętowania).
- Mam dla ciebie wyzwanie – oznajmiła nagle i znów spojrzała w jasne oczy. – Chcę przekonać się, czy naprawdę jesteś kiepska we flirtowaniu. – Bo wcześniejszą rozmowę o tym połączoną ze stwierdzeniem o załatwieniu broni, potraktowała żartobliwie. – Poderwij mnie. – Zabrzmiało poważnie, acz Eve nie potrafiła powstrzymać kącików ust unoszących się do góry w formie małego cwanego uśmiechu.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zaśmiała się. –Nie nazwałabym tego niedocenianiem się. – Była bardzo świadoma tego, że jeśli chodzi o jakieś ludzkie, normalne interakcje to była nieco… upośledzona. Nie przychodziło jej to naturalnie, kosztowało ją to dużo nerwów i planowania. W czasie misji jednak zamieniała się w robota, który był w stanie uwieść najtwardszych zawodników. Prywatnie? Jakoś jej szło kiedy potrzebowała się z kimś spiknąć, ale wiadomo, że żeby nawiązać jednorazową znajomość nie trzeba było być mistrzem. –Potrafię rozbawić? – Musiała dopytać, bo uważała się za osobę, która miała 0% poczucia humoru. Także była trochę połechtana tym komentarzem. –Tego się akurat nie spodziewałam. – Parsknęła pod nosem będąc pod wrażeniem samej siebie.
Odruchowo spojrzała w stronę niczego nieświadomych panów. Była pewna, że z przyjemnością chcieliby świętować urodziny Eve. –Dlaczego? – Zapytała z ciekawości. –Nie lubisz świętować urodzin? – Sameen dosłownie dopiero parę dni temu dowiedziała się kiedy ma urodziny i ile ma lat, bo nigdy jakoś nie przyszło jej do głowy, żeby się tym zainteresować. Wzruszyła beztrosko ramionami. –Nigdy nie wiadomo. Może to jedyny powód jaki wymyśliłaś, żeby się ze mną zobaczyć i nie wyjść przy tym na zdesperowaną. – Oczywiście sobie żartowała. Równie dobrze Eve mogłaby ją zaprosić na otwarcie butelki piwa, a Sam i tak by przyszła. W sumie to nawet nie musiała wymyślać żadnego powodu. Sameen przyszłaby tak czy siak. –Nie przepadam za dziećmi, więc uważaj. – Wycelowała w nią palec. W sumie nie znała dzieci, żeby sobie wyrobić opinię na ten temat, ale po prostu założyła, że skoro ich nie spotykała, to znaczyło, że ich nie lubiła.
-To żaden problem, serio. – Nie miała nic przeciwko temu, żeby przełożyć swój lot. –Sama sobie wybieram kontrakty i dostosowuje je pod siebie. A, że jest to lokalne zlecenie to jeden dzień zwłoki nie zrobi mi różnicy. – Po prostu jej ofiara, nieświadoma tego, że jest wystawione na nią zlecenie, pożyje sobie jeden dzień dłużej. Dla Sameen nie miało to znaczenia, bo raczej nie przyjmowała kontraktów, które wymagały szybkiej roboty. Lubiła sobie swoją ofiarę obserwować i poznawać. –Rozumiem. – Uśmiechnęła się, ale jednocześnie poczuła się speszona tym, że się wprosiła na urodziny Eve nie myśląc o tym, że przecież miała Sue Ann i może wolała rzeczywiście spędzić ten dzień z nią i z bratem niż z Sameen. Ludzie mieli różne podejścia do swoich urodzin. –Jasne. Nie mam nic przeciwko temu. – Jeżeli Eve pasowała godzina po północy to Sam nie miała zamiaru naciskać, ani wymyślać czegoś co ostatecznie byłoby niekomfortowe dla nich obu.
-Nie wiem. – Odparła zgodnie z prawdą. –Zależy od tego jak szybko się wyrobię ze zleceniem. Rzadko kiedy wiem kiedy wrócę. – Oczywiście zakładała też możliwość, że nie wróci nigdy. Otworzyła nawet usta, żeby powiedzieć to Eve, ale wolała jednak nie psuć chwili. Następnym razem jej powie, że każdy wylot może być jej ostatnią wycieczką. –Nie jestem nawet w stanie podać żadnych widełek. – Dodała. Mogła wrócić po trzech dniach, a równie dobrze po dwóch tygodniach. Wielu zleceń nie była w stanie sobie zaplanować.
-Wyzwanie. – Powtórzyła, żeby przyswoić się z tą wizją. –Poderwać cię? – Zaśmiała się. –Byłam pewna, że już cię poderwałam. – Podrapała się po grzbiecie nosa rozbawiona. –Dobra, ale jednak będę potrzebowała jeszcze jednego drinka. – Wskazała na swoją pustą szklankę i nie czekając na odpowiedź Eve wstała i poszła do baru gdzie zamówiła u Hanka wódkę dla siebie i jeszcze jedno bezalkoholowe piwo dla Eve.
Wróciła do stolika, nogą przysunęła swoje krzesło bliżej Eve, usiadła i postawiła napoje na stoliku. –Dobra, czyli mam cię poderwać. – Powiedziała przysuwając się na tyle blisko, że równie dobrze mogłyby siedzieć na jednym krześle. Upiła alkoholu, jedną rękę ułożyła na oparciu krzesła Paxton, drugą trzymała szklankę. –Powiedz mi najpierw co dostaje zwycięzca, a co przegrany i kiedy będę wiedziała, że już cię poderwałam. – Zniżyła głos do szeptu mówiąc wprost do ucha Eve. Postanowiła zmniejszyć dystans i ignorować otoczenie. Postanowiła to wyzwanie potraktować jak misję. Skupia się na celu, tworzy intymną otoczkę i powoli dostaje to czego chce.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Za mało razy uśmiechałam się przy tobie, żeby to udowodnić? – zapytała bez ironii lub sarkazmu w głosie. Świadomie lub nie, Sameen sprawiała, że Paxton jednak się uśmiechała. Czy to były żarty sarkastyczne, ironiczne czy czary humor, który sama lubiła i preferowała, zdawało to test. Miała też wrażenie, że działało to w obie strony chyba, że jednak się myliła i Galanis uśmiechała się bardziej z zasadny niż przez sam fakt rozbawienia. A jednak, nawet jeśli grała, to robiła to dobrze, bo Eve nie odczuwała w niej zakłamanej reakcji, chociaż co ona mogła wiedzieć, skoro wcześniej nie ogarnęła innych kłamstw.
- Nie czuję takiej potrzeby – wyjaśniła kwestię świętowania urodzin. To nie tak, że tego nie lubiła. Za dzieciaka urodziny były czymś super. Z każdym rokiem doświadczało się czegoś nowego, aż przyszedł rok kiedy o urodzinach jej czy Neila się zapominało. O kolejnych także, aż wreszcie ona sama uznała się za taką dorosłą, że nie potrzebowała świętować swoich urodzin albo nawet Sylwestra, który stawał się zwyczajnym dniem (dzień jak co dzień).
- Ja, ta nie zdesperowana – Musiała to podkreślić, chociaż musiała przyznać, że dawno nie czuła się przy kimś tak spokojnie. Nie miała pojęcia, skąd to wynikało, ale lubiła energię Sameen i to jak się przy niej czuła. – już nigdy nie użyje dzieci jako argumentu. – Obiecała, chociaż nawet dzisiaj nie użyła ich jako swojej broni do ściągnięcia tu Galanis. Jasne, narodziny dziecka na swój sposób były argumentem, ale jak nie dzisiaj, to zaproponowałaby spotkanie chociażby jutro, bo po tych paru dniach dojrzała, żeby jednak zacząć na nowo. Przeanalizowała wszystko, połączyła niektóre fakty (zwłaszcza po rozmowie w mieszkaniu Sam) i była gotowa zrozumieć więcej, otworzyć się nieco bardziej i po prostu żyć zgodnie z tym co czuła.
- A jednak ja nie czuje się na tyle godna, żeby ingerować w twoją pracę - wyjaśniła swoje podejście, żeby była jasność, że robiła to tylko z grzeczności a nie niechęci. Jasne, ciekawym byłoby spędzić ów dzień z kimś innym na zupełnie odmiennych warunkach, a jednak nie czuła się na tyle pewnie, żeby jakkolwiek domagać się tego od Sameen.
- Zróbmy to spontanicznie. Zostań ze mną po północy. – Spontanicznie; tak też potraktowała świętowanie swych urodzin tuż po dwudziestej czwartej, co na swój sposób było ekscytujące, bo rzadko kiedy miała do tego okazję (nie licząc młodzieńczych lat). Urodziny były czymś zaplanowanym przez rodziców, potem przez nich zapomnianym, ale obchodzonym przez ziomków ze szkoły. A jednak wszystko działo się dnia następnego. Nigdy tuż po wybiciu magicznej godziny 00:00.
- W porządku – odparła tuż po ciężkim westchnieniu starając się nie myśleć o tym, co kryło się pod magicznym słowem ‘zlecenie’. – Po prostu daj znać, kiedy już będziesz na miejscu. – Nie musiała znać konkretnej daty powrotu, ale dobrze byłoby wiedzieć, kiedy już Sameen pojawi się w miasteczku, żeby ewentualnie zaproponować jej kolejne spotkanie, skoro to miało być ostatnim przed wspomnianą przez Galanis pracą.
Nie kryła uśmiechu oraz miny w stylu „może tak, może nie” w kwestii pewności poderwania Eve, która nie przyznała wprost, że to rzeczywiście już się stało. Była to jednak zwyczajna gra, bo Sam już sama sobie odpowiedziała na to pytanie. Owszem, poderwała Paxton. Świadomie lub nie, ale to zrobiła, a jednak Eve chciał sprawdzić czy kobieta rzeczywiście była w tym kiepska, kiedy zarzuci się wyzwaniem i zrobi to wiedząc, za co się zabierała. Obserwowała więc ją kiedy szła do baru, bezpośrednio patrząc na pośladki, które już wcześniej sobie upodobała oraz potem, przy powrocie, posyłając Sam delikatny uśmiech. Patrzyła też jak krzesło nagle pojawia się bliżej niej, na kolejne piwo, o które nawet nie musiała prosić i drugie ciało, o jakim nie śmiała marzyć. Skupiła wzrok na Galanis. Na tym, w jakiej pozycji siada, że jej ręka znajduje się bliżej niż zwykle oraz sama osoba przekroczyła wszystkie możliwe granice istniejące w tak zwanym „dystansie społecznym”.
- Czy to nie oczywiste, że to sytuacja win to win? – zapytała starając się ignorować ciepły oddech przy swym uchu oraz ciepło i dotyk drugiego ciała. Z ledwością wręcz, nie zahaczając o drugie wargi, spojrzała na jasne oczy. Zwycięstwo było dobre dla nich obu. Przegrana to porażka obu stron. – Chyba, że ja poderwę cię pierwsza. – Podjęła się własnej gry ściszając głos do szeptu, ale zamiast prosto do ucha, wypowiadała te słowa umyślnie wargami muskając jasny policzek Sameen. Igrała z ogniem oraz własnymi odruchami. – Mogłabym.. – Ledwie na sekundę odsunęła głowę znów zerkając w jasne oczy. – ..po prostu wbić się w twoje usta i uznać to za zwycięstwo. – Opuściła wzrok na wargi i nieświadomie przełknęła ślinę odrobinę zbyt głośno, za co mogłoby jej być wstyd, a jednak nie było. Chciała tego. Oddała się chwili bliskości stworzonej przez Galanis, nawet nie zauważając, że komuś ta interakcja mogłaby nie pasować. Że osoby, których nie kojarzyła, siedzące przy stoliku nieopodal wyjścia (nie będące weteranami) dziwnie na to patrzyły.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zamyśliła się na chwilę. –Bardziej bym zakładała, że to taki uśmiech pokazujący radość z czasu spędzonego w moim towarzystwie. – Oczywiście nie przeszłoby jej przez myśl to, że ktoś naprawdę mógłby się cieszyć czasem spędzonym w jej towarzystwie. Głównie dlatego, że jak z kimś spędzała ten czas to druga osoba rzadko kiedy wychodziła z tego żywa. Nie było więc okazji na posłuchanie recenzji i feedbacku. –Ale czy wybuchałaś głośnym śmiechem, którego nie byłaś w stanie kontrolować? – Zapytała zachowując się przy tym teatralnie, bo ułożyła sobie dłoń na brodzie i zmrużyła oczy przyglądając się Eve i myśląc nad odpowiedzią. No i w sumie nic nie wymyśliła, bo nie zamierzała teraz Eve z tego rozliczać. W ogóle nie miała zamiaru jej rozliczać, bo serio nie uważała się za zabawną. Miała miło połechtane ego, ale teraz będzie się stresować.
Pokiwała głową. Ona też nie miała potrzeby świętowania swoich urodzin. Chociaż prawda była taka, ze nigdy nie myślała o swoich urodzinach, a teraz jak już wiedziała kiedy je ma to nie myślała o świętowaniu. Nigdy nie była w nastroju na świętowanie czegoś co było związane z nią. Nie czuła się godna celebrowania.
-Polecam tak zrobić. Nie chciałabym wymyślać powodów dlaczego nie mogę się pojawić. – Uśmiechnęła się. W sumie gdyby kogoś zachęcano tym, że gdzieś pojawi się dziecko to Sameen poważnie by się martwiła o taką osobę. Kto chciałby dobrowolnie spędzać czas z dziećmi? –Aczkolwiek, tak teraz całkiem na poważnie, nie musisz mnie jakoś specjalnie zachęcać. – Wolała, żeby to było jasne. Gdyby Eve zaprosiła Sam na wspólne gapienie się w ścianę to z pewnością skorzystałaby z zaproszenia i cieszyła się samym towarzystwem, a nie aktywnością.
-Niesłusznie. – Jak dla niej to Eve była jak najbardziej godna tego, żeby Sameen przełożyła swoją podróż na jeden dzień. Praca nie była aż tak istotna, żeby kolidowała z czymś takim. –Gdybyś jednak zmieniła zdanie to daj mi znać. Nie będę miała z tym problemu. – Ona również chciała postawić sprawę jasno. Była gotowa na takie poświęcenie, ale bez zbędnego narzucania swojej obecności. Może zbyt szybko zasugerowała, że Eve chciałaby spędzić z nią swoje urodziny. W końcu dopiero co na nowo zasłużyła sobie na jej zaufanie.
Zaśmiała się cicho pod nosem, bo trochę komicznie brzmiało umawianie się na zostanie po północy. Jakby łamały godzinę policyjną ustaloną przez rodziców. –Zostanę z tobą po północy. – Rozejrzała się nawet po barze, żeby zlokalizować jakiś zegar, który zdradziłby jej godzinę, ale żadnego nie zauważyła, a sama nie nosiła zegarka. No i nie miała przy sobie telefonu, więc musiała się po prostu zdać na Eve.
-Odezwę się na pewno. – Co do tego nie miała wątpliwości. Wiedziała, że po powrocie chciałaby zobaczyć się z Eve. No i na razie wszystko wskazywało na to, że Paxton też będzie chciała się z nią zobaczyć. No chyba, że jej się nie powiedzie i nie wróci, albo po powrocie będzie potrzebowała czasu, żeby wrócić do normalności. Nigdy nie była w stanie przewidzieć tego jak potoczy się jej kontrakt. Spędzała dużo czasu na planowaniu, na idealnych rozwiązaniach, ale nie wszystko była w stanie przewidzieć.
-No chyba, że obie przegramy. – Odpowiedziała uśmiechając się. Raczej nie zakładała w tym przypadku porażki. Lubiła sobie wmawiać, że rzeczywiście już udało jej się poderwać Eve. Gdyby tak nie było to nie rozmawiałyby, Eve nie przyszłaby do niej ostatnio i na pewno nie pozwoliłaby jej na taką bliskość. –Może nie będziesz musiała. – Wyszeptała. Nie wiedziała w sumie jak to jest, czy dwie osoby powinny się podrywać nawzajem czy wystarczyło, że jedna podrywała i było naturalne i zrozumiałe, że obie są zainteresowane jeśli tylko jedna podrywała? –Mogłabyś. – Przyznała skinieniem głowy i przez chwilę wpatrywała się w ciemne oczy Eve, które były kompletnym przeciwieństwem jej jasnych. Zaraz jednak przeniosła wzrok na jej usta i zawiesiła na nich wzrok. Oparła się czołem o czoło Eve i przylgnęła do jej twarzy czując jak mieszają się ich oddechy. –Jak mi idzie? – Zapytała przymykając oczy i powstrzymując się od pocałunku. Po paru sekundach ostatecznie się wycofała. Sięgnęła po swoją szklankę i mimowolnie spojrzała w stronę towarzystwa i napotkała wzrok osób, które się nimi zainteresowały. –Zasługujesz na lepszą scenerię. – Wyjaśniła z uśmiechem i upiła wódki.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ