strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Im dłużej rozmawiali, tym bardziej sam Carter miał wrażenie, że w trakcie jego - przecież nie tak wcale długiej - nieobecności coś się stało. Coś pierdolnęło w końcu na tyle skutecznie, że wymusiło zmianę nawet na niezmienialnym Dicku Remingtonie. Nie potrafił sobie co prawda nawet wyobrazić nawet cóż takiego mogło to być, ale czy w ogóle chciał? Co, jeśli takie pierdolnięcie w pewnym etapie życia dotyczy wszystkich? On sam ledwo się dopiero z jednego sporych rozmiarów chochlika losu podniósł, jakby mu teraz cokolwiek dołożyło, to chyba jednak stwierdziłby, że jebać to i czas najwyższy się załamać. Potrząsnął głową z niedowierzaniem i nawet się zaśmiał, co by nie było, że w sumie zazdrości, źle życzy czy coś.
- Ty, im dłużej cię kurwa słucham, to nabieram przekonania, że następne co usłyszę, że planujesz wybudować dom, a wtedy gwarantuję ci że wezmę pod uwagę wezwanie egzorcysty, bo nie wiem co cię kurwa opętało - przecież to nie może być tak, że jedna dupa może chłopu tak skutecznie w dupie zawrócić. Chociaż tutaj to raczej i w głowie, Carter mógł się wszelkich rzeczy po swoim przyjacielu spodziewać, ale nie tak otwartych wyznań miłosnych. No bój się Boga, Remington. - A pamiętaj że kto jak kto, ale moja matka ma znajomości w parafii - cóż, pobożność pani Shaughnessy nieraz i nie dwa wyprowadziła samego Cartera z równowagi, a za bardziej gówniarskich czasów po uszach obrywał pewnie i sam Dick, więc żartowanie akurat z tego tematu uznane zostało aktualnie za dopuszczalne. Choć ogólnie to Carter przecież nie dał nic złego na swoją rodzicielkę powiedzieć.
- Stary, połowa tej wsi zrobiłaby ci laskę w ramach wolontariatu, a to że musiałeś czymkolwiek za to płacić jedynie chujowo rzutuje na twoją opinię - powiedział wielce światowy człowiek, który mieszka raptem w Cairns, a nie chociaż w jebanym Sydney. Skoro jednak pojawiały się otwarte deklaracje o miłości do jednej kobiety, chłop chyba wypadł z grupy zainteresowania na tyle, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Z jednej strony aż przykro było patrzeć, jak w tym momencie marnuje swój "randkowy" potencjał, ale z drugiej - tej, gdzie Carter był normalnym kumplem - to było wysoce budujące, że chłopina zdążył sobie ułożyć życie przed czterdziestką. Znaczy no, odpukać w niemalowane, do czterdziestki im jeszcze kawałek został.
Popatrzył na Dicka z raczej skonsternowaną miną. Takim totalnym "stary, kurwa, serio?". No mema szło zrobić.
- Weź zwolnij, to nie ja pieprzę jak potłuczony o tym, jak kocham jedną babę. Kurwa. Pantoflarz - się zjeżył, nie wiedzieć właściwie czemu. Cóż, Carter nigdy nie był człowiekiem, który słuchał kogokolwiek, albo bał się czegokolwiek. Nawet własnej matki przestał jakoś szybko. Na dobre mu to co prawda pewnie nie wyszło, ale kto po latach by się tym jeszcze próbował przejmować? Zgarnął jednak tą jedną szklankę z whisky i trochę z niej upił. Chuj z proszkami, chuj ze wszystkim. Z Remingtonem po prostu nie da się na trzeźwo. Trudno, najwyżej do Cairns wróci autobusem.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Być może miało się ku końcowi świata i jednym z przejawów tej przyszłej Apokalipsy był fakt, że zmądrzał, ale Dick nie odczytywał tych znaków w ten sposób. Przecież już od śmierci swojej nienarodzonej córki coś się w nim kumulowało i dlatego szukał odpowiedzi na pobliskim cmentarzu. Wprawdzie nie sądził, że spotka je w osobie nawiedzonej organistki, ale nie zamierzał wybrzydzać. Wszystko co wyrywało go z nałogu, trawiącego go przez już dekadę było do przyjęcia. Wśród jego ostatnich poczynań ślub ze szkolną miłością był całkiem normalny, co jedynie potęgowało fakt jak wiele rzeczy potrafiło się spieprzyć, gdy Carter zniknął z radaru.
Remington ze swoją zdolnością do zwalania winy na wszystkich był w stanie nawet go za to winić. W końcu jakby nie ten cały wypadek to byłby przy nim i nagadałby mu stanowczo do głowy.
W ten sposób uniknąłby zdecydowanie utraty licówek i bycia mężem plastikowej lalki. Ten drugi fakt napawał go takim obrzydzeniem do samego siebie, że czasami bez powodu na samą myśl o tym zwracał obiad i pozostałe posiłki.
- Ja też mam wtyki w kościele. W sensie poznałem taką jedną… organistkę i ona nie proponowała mi egzorcyzmów -a ty tak, przyjacielu!, chciałoby się zakrzyknąć, ale do blondyna miał na tyle słabość, że wiele mu wybaczał.
- A tobie jak malują dom to też zwracasz się do amatorów? - nawet te absurdalne pogadanki o seksie były na porządku dziennym. Dick nie miał zaś żadnego problemu z sexworkingiem, bo uważał, że każdy musi z czegoś żyć i doceniał ciężką pracę panien do towarzystwa, zwłaszcza tych ekskluzywnych i niedostępnych dla zwykłych bezdomnych. Obrzydzenie go brało na myśl o tym, że dzieliłby się jakąś dziwką ze zwykłym mieszkańcem Cairns, zaś obcowanie z dziewczyną na telefon jakiegoś biznesmena było całkiem podniecające.
Tak właściwie na tamtym etapie życia nie pogardziłby nawet takim trójkątem, ale tego typu myśli zostawiał dla siebie, bo zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później musi tego wariata przedstawić swojej wybrance, a on na trzeźwo plótł jak potłuczony, więc spodziewał się, że po kilku głębszych wyjdzie z niego absolutna papla i Dick będzie już musiał pakować walizki.
Tymczasem na razie w stanie małżeńskim żyło mu się doskonale, więc był daleki od krytykowania nostalgii, jaką Carter odczuwał w stosunku do swojej byłej żony. Tak naprawdę póki nie były to jego małpy i cyrk to mogli sobie robić co chcieli. Nie sądził, że wpłynie to na służbę jego podwładnego, więc był w stanie wspaniałomyślnie spuścić na to zasłonę milczenia.
A przynajmniej miał takie wrażenie, ale wystarczyła obserwacja poczynań kumpla (zabranie szklanki i nerwowe odpowiedzi), by zrozumieć, że coś jest na rzeczy. Bez kokainy stał się tak przenikliwy, że czuł normalnie jak jego szare komórki powracają do stanu używalności. Odkrycie to było wręcz magiczne.
- Ty się w niej dalej bujasz, ty pierdolony masochisto! - wykrzyknął więc z uznaniem dla samego siebie i wycelował palcem w Cartera.
Najwyraźniej nic go ten wypadek nie nauczył i dalej był tym samym debilem, którego Remington pokochał. Najwidoczniej świat jednak nie miał tendencji do szybkiego zakończenia się, skoro niektóre jego elementy pozostawały tak niezmienne.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Im dłużej rozmawiali, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, jak dla nieświadomego, niezależnego słuchacza gdzieś z boku, niedorzecznie to wszystko musiało wyglądać. Carter jednak nie kręcił nosem, bo przez całe lata znajomości z Dickiem zdążył się już do takiego stanu rzeczy przyzwyczaić - ich rozmowy po prostu tak wyglądały od zawsze, był to stały punkt programu. Sto tysięcy tematów z dupy, pozornie zupełnie niepasujących do siebie, ale każdy z rozmówców finalnie wiedział wszystko, nawet jeśli nie było to powiedziane wprost. Magia męskiej przyjaźni albo inne pierdololo, które wciskają w tych kurewsko drogich książkach dla kołczy z internetu. Może jednak i ich relacja wydawała się być trochę na wyrost, między Bogiem a prawdą jednak, gdyby Remingtona miało teraz nie być w tej jednostce, Carter chyba aż tak chętnie nie przewidywałby powrotu do straży, a co dopiero mówić o fizycznym zorganizowaniu tego tematu. A tak - oto jest i nawet jeszcze nie jest choćby bliski zwątpienia.
- I, kurwa, drogi błąd - parsknął trochę. - Powinna to zrobić zaraz po tym jak tylko się przywitałeś. Świat może stałby się lepszym miejscem czy coś, to byłby doskonały prezent dla ludzkości - zaśmiał się nawet trochę. Fakt jednak faktem, chyba nie spodziewał się po prostu, że dożyje takiego dnia, w którym Dick Remington postanowi się ustatkować bo tego faktycznie chce, a nie dlatego, że z jakiegoś mniej lub bardziej chujowego powodu został po prostu postawiony pod ścianą. I nawet nie próbował chyba wnikać, czy to cudowne objawienie typ zawdzięcza rzeczonej organistę czy własnej żonie. Jeden pies, fakt faktem jednak gdzieś się Carterowi na serduszku zrobiło trochę smutno, że kiedy sam wrócił do grupy tych wolnych na randkowym rynku, stracił tak doskonałego skrzydłowego.
- Ja pierdolę, specjalista przemówił - i nawet nie zamierzał tego skomentować jakoś bardziej.
Poczuł się trochę postawiony pod ścianą, kiedy Dick tak fachowo ocenił sprawę. Z drugiej jednak strony Carter nigdy nie orzekł dumnie, że już swojej szanownej małżonki nie kocha i najlepiej by było żeby ta spierdalała. Cały rozwód nakręcony był chyba tylko dlatego, że żadna ze stron nie widziała sensowniejszego wyjścia z dość patowej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Ale to jeszcze nie był moment, żeby opowiadać o tym akurat Remingtonowi. Szukał więc wygodnej wymówki, by temat zmienić, a ta przyszła z kolejnym łykiem tej nieszczęsnej komendanckiej whisky. Głowa Cartera magazynowała masę informacji, również z pogranicza plotek czyli kto gdzie czemu i z kim. I właśnie teraz wyrzuciła doskonale przypomnienie tego, o jakiej babie jak potłuczony pierdoli Dick.
- Ty, kurwa - był z siebie tak dumny, że aż ze trzy łyki naraz pociągnął. - Ainsley to jest ta laska, z której się nie otrząsnąłeś przez jakieś dwadzieścia lat! Że nie skojarzyłem od razu. Kto tu jest pierdolonym masochistą - żachnął się, dumny jak paw ze swojego odkrycia. Owszem, może trochę przecelował z tymi dwudziestoma latami, ale aż tak dobry w wygarnianiu faktów z pamięci nie był, by ogarniać co kto i od kiedy.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Rzecz niebywała, ale Dick Remington najbardziej uczuciowe i trwałe relacje tworzył z kobietami i to takimi, którym najpierw zalazł mocno za skórę. Wszystkie bliskie jego sercu przeszły długą drogę w tej znajomości. Zazwyczaj najpierw był absolutnym dupkiem, potem wkraczał w rolę brutala i dopiero na końcu zmieniał się w uśmiechniętego powiernika nawet najbardziej absurdalnych sekretów. Z Carterem było nieco inaczej. Miał wrażenie, że chłopak po prostu zjawił się kiedyś w jego życiu i rozgościł na dobre.
Nigdy nie musiał przechodzić z nim przez żadne etapy, a ich przyjaźń nie została nawet zachwiana w momencie jego wypadku. Nie chciał zbytnio tego rozgłaszać, ale Dick Remington uważał, że to on stanowi jego endgame, niezależnie od tego, że właśnie został mężem i kochał swoją żonę. Braterskie relacje miały pierwszeństwo, nawet jeśli obaj przykrywali je płaszczykiem tak żałosnej ironii i dogryzania sobie, że ludzie postronni uciekaliby z krzykiem.
W sumie lepiej tak niż mieliby ich za ekscentryczną parę, prawda?
- Ja byłem doskonałym prezentem dla ludzkości jak już - poprawił go i się zaśmiał. Tak naprawdę znajomość z Diviną miała jakieś znamiona egzorcyzmów. W końcu pod wpływem kokainy uwierzył, że go przeklęła i chciał ją zabić. Potem zaś zmienił się dokładnie o sto osiemdziesiąt stopni i wziął znienacka ślub. Być może było coś w tym z magii, bo przecież wcześniej nie odrywał się od białego proszku, a teraz nie dość, że sporządniał to jeszcze zaczął udzielać porad małżeńskich człowiekowi, który w teorii przynajmniej powinien być bardziej doświadczony od niego.
Ale nie był. W innym wypadku uciekałby gdzie pieprz rośnie od zołzy, skoro już sfinalizowali rozwód.
- A żebyś wiedział, że specjalista. Wiesz ile razy byłem na terapii przeciwko agresji? Wiem już wszystko, a ty jesteś jak dziecko we mgle - triumfował, bo widział, że jego drogi Carter spocił się i coraz więcej pił whisky próbując wyjść z impasu, który narzucił mu Remington. Może i nie był człowiekiem zanadto inteligentnym, a swoją pozycję zawdzięczał głównie ojcu, ale Dick umiał całkiem logicznie łączyć fakty i teraz wyprowadzał z łatwością swojego kumpla w maliny.
Czy oczekiwał odwetu? Aż zacierał na niego rączki i nie zdziwił się wcale, że powrócili do tematu jego żony. Tak właściwie sam dał mu broń do ręki, więc czekał sobie cierpliwie aż Carter się ogarnie i jej użyje.
- Może i nie dwadzieścia jak już - poprawił go. - Chciałem ci powiedzieć, zresztą, że ekologia głosi zasadę, by przywracać do łask i lasek stare. To się nazywa recykling - wyszczerzył zęby, bo mówił to tak od niechcenia, w końcu wcale mu tak bardzo nie zależało.
Pozornie, ale przecież nie przyzna się przed kumplem, że faktycznie od lat prześladował pewną byłą i teraz omotał ją tak bardzo, że w końcu zgodziła się zostać jego żoną.
Brzmiało to wręcz jak absolutny absurd.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Carter nigdy specjalnie nie przejmował się tym jak pewne rzeczy widzą inni, ale gdyby już musiał, śmiało założył by że dla osób trzecich dosyć jasno wynika, że oni się z Dickiem to tak niespecjalnie lubią. No nawet gdyby teraz posadzić tu jakiegoś szaleńca, żeby sobie posłuchał o czym prawią - szybko i zgrabnie wypunktowane zostałoby że nikt, kto darzy drugą osobę choć cieniem sympatii nie opiera relacji na takim wzajemnym tyraniu się.
A tu, jeb, niespodzianka.
Szczerze mówiąc, gdyby Carter wrócił do jednostki i okazać się miało, że nie ma tu na miejscu już Dicka, po pewnym czasie pewnie by jednak zrezygnował i faktycznie zajął się jakimś bezpiecznym zajęciem. Zostałby księgowym. Albo chociaż szkolenia BHP by prowadził. No cokolwiek. Dla chłopiny dużą wartością bowiem - i to od lat - było, że jedzie na jednym wózku z przyjacielem.
- Ją pierdolę. Jest paragon? Może można jeszcze zwrócić - odrobinę się najpierw skrzywił, trochę jak takie rozkapryszone dziecko które dostało właśnie od rodziców możliwie najbardziej chyba nieudany prezent. No może nie było do końca tak, że uważał Dicka za jakiegoś najgorszego człowieka na świecie czy coś, ale się jednak nie ma co czarować - żaden był z niego Gandhi czy inny Obama, żeby chociaż obok prezentu dla ludzkości od jakieś siły wyższej stał.
- A wiesz na ile skasował mnie psycholog idiota, tylko po to by ocenić, że moją jedyną motywacją w chęci powrotu do pracy nie jest chęć mordu? To jest dopiero kurwa skandal, a ty mi tu będziesz... O terapiach - cóż, dla Cartera swego rodzaju abstrakcją chyba było, że ktoś mógł się w jego chęci powrotu do normalnego życia dopatrywać się drugiego dnia. Co bowiem mogło być fajnego w tym, jak przez te dwa lata wyglądało jego życie? No raczej nic, a nie ma się co oszukiwać - pieniądze są do życia potrzebne, a te wypłacane na L4 to niewiadomo czy śmiać się czy płakać.
- Kurwa - aż się zaśmiał słysząc o recyklingu lasek. - Idea jest szczytna, ale gwarantuję ci, że gdyby to tylko usłyszała, twoja żona byłaby po prostu zachwycona tym tekstem. Wypominałaby ci to jeszcze wtedy, kiedy zaczynałbyś wyglądać jak Mick Jagger a nie James Bond - może i nie znał za bardzo szanownej pani Remington, ale pozwolił sobie pewne rzeczy śmiało założyć biorąc za przykład swoją własną małżonkę. A ta by mu coś takiego wypominała wręcz do usranej śmierci, to było bardziej niż pewne.
- Dobra, bo mnie tu próbujesz brać pod włos o babę, lepiej opowiadać co mnie tutaj ominęło w ostatnim czasie, bo widzę że sporo - no skoro już świat się skończył na tyle, że Dick Remington nawet został komendantem?! Carter czuł się odrobinę bezpieczniej na terenie takich niezobowiązujących tematów, więc z powrotem rozsiadł się na swoim miejscu najwygodniej jak tylko mógł.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie wierzył w to, że Carter wybrałby bezpieczny zawód księgowego. W końcu od zawsze ciągnęło wilka do lasu i znał go na tyle, by wiedzieć, że nigdy się nie dawał. Nawet ten cały wypadek na akcji nie zmienił podejścia jego przyjaciela do pracy tutaj. Obaj byli wręcz skazani na tę jednostkę i nie było możliwości pozbycia się straży pożarnej z DNA.
Niestety (dla innych ludzi) Dick miał jeszcze przypisane w genach bycie komendantem i głównodowodzącym, więc kwestią czasu było jak zostanie ważną szychą.
Wprawdzie nie o takim rodzaju kariery myślał jego ojciec, ale nie zamierzał go zadowalać, póki zasilał jego konto hojnymi datkami. W końcu nikt nie był w stanie żyć na takim poziomie jaki gwarantowała pensja strażaka.
Ludzie zazwyczaj robili to z pasji do pomagania, Dickowi zwyczajnie się nudziło.
- Próbowałem się zwrócić kilkukrotnie, ale zawsze mnie sukinsyn odsyłał. Zapomniałem ci jeszcze powiedzieć, że zacząłem wierzyć w Boga - parsknął, bo te historie faktycznie zaczynały brzmieć niedorzecznie. Tu ślub, tam sekta. Metamorfoza pełną gębą, dobrze, że jak na razie nie zamierzał porzucać ukochanej whisky, zawsze szkockiej i zawsze single malt.
- Biedny Carter. Może mam ci podnieść pensję? Nie mam z czego, wszystko poszło na fundusz reprezentacyjny - poklepał się po piersi, a potem dolał im obficie alkoholu do szklaneczki. Dziś już kończył dyżur, więc nie groziła im żadna niesubordynacja, zresztą jasnym było, że przenoszą tę imprezę w bardziej sprzyjające miejsce.
Jako były ćpun zdecydowanie powinien unikać takiej używki jak procentowe napoje, ale nie mógł przestać, zwłaszcza przy tego typu okazji.
Tęsknił za tym człowiekiem, bo tylko z nim mógł dzielić się przemyśleniami tak zacnymi, że faktycznie Ainsley mogłaby urwać mu głowę. Jeszcze nie do końca rozszyfrował ich relacje przyjacielskie dzielone na małżeńskie i seksualne.
- Nie każda żona jest taką podłą harpią jak twoja. Możesz ją ode mnie serdecznie pozdrowić - i wystawił rzeczonej małżonce środkowy palec, a potem powstał i złapał za ramię Cartera. - A teraz przestań pieprzyć kocopoły i ruszamy na miasto. Opowiem ci co tylko będziesz chciał, ale musisz się ze mną napić. Ba, musisz wręcz mnie opić tak bardzo, żebym ci wytłumaczył jak się załatwia taki awans - puścił mu oczko, a butelkę schował do barku. Pozory musiał zachować i dlatego poprawił mundur i ruszył do szatni, by się przebrać i zamówić im taksówkę.
Ta noc dopiero się miała rozpocząć.

zt
carter shaughnessy
ODPOWIEDZ