Bramkarz — The Woolshed
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Bywam niepokorny. Trochę spokojny.
Do zaangażowania mi daleko, ale za to ćwiczę opiekę na swoim psie.
Mam nieodparte wrażenie, że życie gra ze mną w durnia.
Ono wygrywa.
Codzienność, która kiedyś go przygniatała i odbierała radość ostatnio stała się dla Daryla czymś co warto podziwiać i poznawać. Radośnie przechodził przez uliczki miasta, witał się z obcymi ludźmi, roztaczał wokół siebie przyjazną aurę, a towarzyszył temu szeroki uśmiech. Być może na zachowanie Starka miała wpływ Michelle z którą kilka miesięcy temu złapał dobry kontakt. To ona pokazała mu, że nie wszystko czarne to czarne, a białe to białe. Nauczyła go, że istnieją kolory żywe oraz takie, które mogą pozytywnie wpłynąć na wibracje. Daryl nazywał to dzieleniem się pozytywnym nastawieniem do świata. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu i choć co drugi wieczór chodzili na spacery to trzymał się na dystans. Nie chciał stracić Michelle. Była jego bratnią duszą, wzajemnie się wspierali, milczeli, ale i potrafili przegadać ze sobą całą noc. Można wręcz powiedzieć, że wiedzieli o sobie wszystko, a nawet i więcej. Zaproszenie na wspólny weekend wyrwało mu się zupełnie przypadkowo. Zauważył, że kobieta ma bardzo bliski kontakt z jego psem, a oglądanie radości na jej twarzy było dla Daryla czymś przyjemnym. Oglądanie uśmiechu Michelle sprawiało, że na serduszku robiło się cieplej, a dzień stawał się piękniejszy.
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie ten cholerny budzik..
Nie zadzwonił. Wróć! Zadzwonił, ale z lekkim opóźnieniem i gdy tylko Stark zobaczył która jest godzina wyleciał z łóżka potykając się o własne jeansy. Dobrze chociaż, że wszystkie potrzebne rzeczy schował do bagażnika wczorajszego wieczoru. Nie miał czasu żeby się wykąpać, więc na szybko zamoczył tylko włosy we wodzie, a potem rozczochrał je palcami, by nadać im chociaż jakikolwiek kształt. W pośpiechu ubrał uszykowane rzeczy zakładając koszulkę tyłem na przód. Był tak zaspany i lekko spóźniony że nawet tego nie zauważył, a zapinając Zero obrożę znalazł zastosowanie drugiej dłoni w postaci szorowania zębów szczoteczką. Było dosyć wcześnie, nawet może trochę za wcześnie, ale mieli do pokonania długą trasę i dlatego dary stwierdził, że godzina szósta będzie odpowiednia.
Kiedy ładował się do auta pies wyczuł, że szykuje się wycieczka i zrobił się nieco nerwowy. Stark natomiast wiedział, iż Wystarczy jedno łagodne spojrzenie Michelle i czworonóg się uspokoi. Przypiął go pasem bezpieczeństwa na tylnym siedzeniu, a sam jeszcze z prędkością światła wrócił do domu żeby wyciągnąć z wazonu mały bukiecik kwiatów, który zakupił wczoraj wracając z pracy. Miał nadzieję, że taki mały gest uraduje kobietę i sprawi jej radosne powitanie. Po drodze stanął jeszcze na stacji benzynowej żeby kupić dwie kawy dla pobudzenia organizmu. Jedną dla siebie, a drugą dla przyjaciółki. Kilkanaście minut później stał już pod budynkiem, który zamieszkiwała. Zatrąbił trzy razy dając znak rozpoznawczy, a potem wyszedł z bukiecikiem i ciepłym napojem w stronę wejścia. Nie przeszedł nawet kilku kroków kiedy Michelle wyszła z budynku. Wyglądała radośnie, a zarazem pięknie. Daryl uśmiechnął się szeroko wyciągając ku niej kwiatki i kubeczek z kawą.
- Dzień dobry! - Zawołał radośnie przytulając kobietę jednocześnie całując ją delikatnie w policzek. Wiedział, że musi wyglądać dziwnie z rozczochranymi włosami tym bardziej, że nie miał pojęcia o koszulce, która nadal była źle założona. - Gotowa na wycieczkę? - Spytał wręczając jej prezenty, które tymi prezentami były szumnie nazwane.

Michelle Young
ambitny krab
Daryl Stark
psycholog dziecięcy — LORNE BAY STATE SCHOOL
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Bittersweet
The rain is all falling
Don't you want to cover me up from the storm?


Lubiła te poranki, przepełnione promieniami słońca, stukającymi w szybę. Miała wrażenie, że wraz z ciepłem dobijającym się przez szybę, odżywała po ciężkich, niezbyt przyjemnych jesienno-zimowych pogodach, w których deszcz przysłaniał świat, a horyzont krył się za ciemnymi, ciężkimi chmurami. Dopadała ją wtedy jesienna chandra, wcześnie robiło się ciemno, a ona, kładąc się do łóżka, miała zbyt wiele czasu na myślenie. Kładła się spać, gdy było ciemno, wstawała, gdy było ciemno, a do domu wracała, gdy zapadał zmierzch.
Wraz z przyjściem wiosny, pierwszymi promykami słońca i zapachem rześkiego wiatru, czuła, że ciężar, który trzymała pół roku na ramionach, zaczynał być lżejszy. Ona czuła się lżejsza i przede wszystkim, wolna od zalegających w głowie zmartwień. Okres wiosenny zawsze kojarzył jej się dobrze, a pozytywny wpływ tej pory roku, najbardziej dało się odczuć, przebywając na farmach, oraz w miejscach, które nie były zanieczyszczone spalinami, wydobywającymi się kłębami z rur samochodowych.
Weekend, który miała spędzić poza domem, huczał jej w głowie, jak mantra. Im bliżej było wyjazdu z Darylem i jego psiakiem, tym bardziej odczuwała ekscytację podsycaną obawą niewiadomego pochodzenia, która kazała jej kilkakrotnie sprawdzić, czy wszystko ze sobą wzięła, zerknąć na kurki od gazu, a także zerknąć, czy pozamykała wszystkie okna. Obawiała się owadów, więc wolała się upewnić, czy mieszkanie pod jej nieobecność będzie bezpieczne. Bała się, że po powrocie do domu, zobaczy chmarę skrzydlatych robali, obsiadających niedawno czyszczone, białe ramy okna. Biedronki mogła przeżyć, lecz inne latające bestie, pokroju pszczoły, bądź osy, nie wchodziły w grę. Do tego mieszkania, nie licząc latających stworzeń, nie miały również wstępu pająki i skorpiony. Miała uraz do tych stworzeń, a to wszystko dzięki swojej współlokatorce, wraz z którą wynajmowała mieszkanie tuż po wyprowadzce z rodzinnego domu.
Nim wyszła z mieszkania, sprawdziła, czy wszystko jest w porządku. Zabrała swoją torbę z rzeczami, które były potrzebne i wyszła na klatkę schodową, zamykając za sobą drzwi.
Ubrana w typowy dla siebie, dziewczęcy, lekki strój, wyszła przed blok. Rozejrzała się po ulicy, wyszukując wzrokiem samochodu Daryla. Nie zdążyła nawet zadzwonić, ani zapytać, gdzie jest, ponieważ sylwetka mężczyzny zmaterializowała się tuż przed nią. W pierwszym odruchu, odrobinę się cofnęła. Miała jakiś instynkt samozachowawczy, który w chwilach zaskoczenia, działał na pełnych obrotach.
- Dzień dobry! Spóźniłeś się o... - Zerknęła na zegarek, który widniał na nadgarstku i pokręciła głową, udając dezaprobatę. - ...dwie i pół minuty - Zażartowała, obejmując go na przywitanie, a prezenty, oczywiście przyjęła! Kwiatki, wbrew pozorom były śliczne, a ciepła, poranna kawa była spełnieniem najskrytszych, obecnych marzeń blondynki. Przeprosiła go na chwilę, wyplątując się z uścisku, by wstawić kwiatki do wody. Nie chciała, żeby uschły podczas jazdy samochodem, wolała więc zadbać o ich bezpieczeństwo.
Wróciła po kilku krótkich minutach, gotowa do podróży na myśl o której, rozpierała ją energia.
- Teraz tak, dokąd jedziemy? Mogę dać Zero psie chrupki? Specjalnie kupiłam w zoologicznym, te jego ulubione, które zawsze mu dajesz po śniadaniu i... Dlaczego masz źle założoną koszulkę? - Miała do niego wiele pytań i chciała na każde z nich, usłyszeć odpowiedź. Nie chciała samodzielnie podejmować decyzji dotyczących psiaka Daryla; wszak on, jako właściciel, znał najlepiej swojego psa i dzienny harmonogram.
Schowała torbę do bagażnika, zatrzaskując go dość mocno i otrzepała dłonie z kurzu. Nie miała nic do zarzucenia Darylowi, utrzymywał porządek, lecz otrzepywanie dłoni z kurzu, było odruchowe.
Nim wsiadła do samochodu, przywitała się jeszcze z wesołym psem, siedzącym na tylnych siedliskach. Pogłaskała go po łbie, przytuliła i, gdy tylko dostała pozwolenie od Starka — poczęstowała go kilkoma psimi chrupkami. Polubiła tego psiaka, podobnie jak jego właściciela, nie mogła pominąć żadnego pasażera samochodu, a tym bardziej Zero.
Po kilku minutach głaskania psa, uznała, że to odpowiedni moment, by zająć miejsce u boku kierowcy.
- Nie patrz tak na mnie, musiałam się przywitać - Wytłumaczyła się niemalże od razu, zapinając pas bezpieczeństwa. Teraz była całkowicie zdana na Daryla, gdziekolwiek postanowi jechać, ona pojedzie z nim. Nie znała dokładnych planów, nawet o nie nie pytała, po prostu podjęła decyzję, chciała z nim jechać.

Daryl Stark
powitalny kokos
xaye
Bramkarz — The Woolshed
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Bywam niepokorny. Trochę spokojny.
Do zaangażowania mi daleko, ale za to ćwiczę opiekę na swoim psie.
Mam nieodparte wrażenie, że życie gra ze mną w durnia.
Ono wygrywa.
Lorne Bay.
Pamiętał swoje pierwsze dziecięce spojrzenie poza horyzont. Stał wtedy na brzegu wraz z innymi dzieciakami z domu dziecka, którym jakiś bogacz dla dodatkowych głosów w wyborach wykupił wycieczkę żeby jakoś zagłuszyć swoje sumienie. Daryl był wtedy ośmioletnim chłopcem, który potrafił zapamiętać niektóre obrazy bez przeinaczenia ich i wymyślania przygód, których nie było. Niektóre dzieci miały łatwiej. Przecież posiadały rodziców, a oni zawsze wyprowadzali pociechę z błędu. Stark ich nie posiadał dlatego brał ze sobą notes i zapisywał każde wspomnienie. Co pamiętał z pierwszego wypadu na plażę w Lorne Bay?
Piaszczyste i czyste plaże, leżaki rozłożone w równej odległości od siebie co do milimetra, radośni ludzie cieszący się z kilku dni urlopu, lody spływające po palcach w momencie kiedy poczuły pierwsze słoneczne promienie. Wtedy była to bajka. Przynajmniej dla małego chłopca, który nie miał wiele radości z życia. Potem dorósł i przez tryb nocny jaki prowadził nie tylko ze względu na pracę, ale również nałóg dostrzegł, że to miasto, to miejsce nie jest rajem - jak sądził gdy był dzieckiem. Zauważył, że ten świat przybiera ciemniejsze barwy częściej niż te radosne i właśnie wtedy uciekł poza ten teren na kilka dni. I teraz tą samą ucieczkę zaproponował Michelle. Z zamyślenia wyrwał go powrót kobiety już bez bukieciku. Nawet nie zdążył się wybronić ze swojego spóźnienia, a już został zalany ilością pytań na które będzie odpowiadał z pewnością przez całą drogę. Nie przeszkadzało mu to, lubił kiedy kobieta ceniła sobie jego radę.
- Powoli, powoli! - Podniósł dłonie w obronnym geście jednocześnie dając znać żeby trochę przyhamowała. Pozwolił sobie otworzyć jej drzwi, a potem kiwnął z uśmiechem zgadzając się na poczęstowanie psa chrupkami. Również wsiadł do auta i zanim odjechali odpowiedział na pytania zadane przed momentem.
Jedziemy na piaszczystą wyspę oddaloną od naszego miasta o kilkanaście godzin drogi, więc w razie co zabrałem Ci poduszkę i koc gdybyś chciała się przespać. A koszulka? To tylko wypadek przy pracy, którym zaraz się zajmę. – I po tych słowach ściągnął z siebie koszulkę żeby móc ją założyć tak jak być powinno. Całkowicie zignorował również fakt, że właśnie się rozebrał przed Michelle. Kiedy spędzali czas na plaży robił to wielokrotnie, ale nigdy tak śmiało i z takim uśmiechem na ustach. - Już! Szybko poszło! No to teraz w drogę! - Zakomunikował odpalając auto.
Kilka dni wcześniej wynajął całkiem przyjemny domek blisko plaży, ale także obok parku do którego będą mogli chodzić z psem na spacer i ewentualnie oglądać gwiazdy. Każdy kto znał Daryla wiedział, że dawniej chciał zostać astronautą lub chemikiem dlatego nie mógł się powstrzymać od zabrania ze sobą teleskopu. Miał nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu spodoba się to kobiecie siedzącej obok i zachwycającej się jego psem. Wtedy to również wpadł na niecodzienny pomysł i spojrzał z ukosa na Michelle, która praktycznie nie zwracała na niego uwagi zapatrzona w Zero.
- Myślałaś nad adopcją psiaka? Znaczy.. Nie mam z tym problemu, że czasami zabierasz mi czworonoga, ale może byśmy znaleźli Ci psiaka? Wtedy i Zero miałby towarzystwo. - Zaproponował szukając jednocześnie w radiu odpowiedniej częstotliwości. Nie chciał przeganiać panny Young ze swojego domu. W życiu! Ale widział z jaką miłością troszczy się o jego mieszańca i stwierdził, że tego uczucia starczyłoby na dwa psiaki. Tym bardziej, że Stark jak dziś pamiętał pierwsze spotkanie z aktualnym czworonogim towarzyszem. Od razu skradł mu serce i wiedział, że bez niego do domu nie wróci. - Myślę, że miałabyś warunki w domu oraz że nawet praca by Cię nie ograniczała. A nawet jeśli to zawsze możesz ewentualnego psa przyprowadzić do mnie. - Musiał wykorzystać chwilę milczenia panny Young żeby przedstawić jej swój punkt widzenia. Wiedział, że zaraz zostanie zarzucony pytaniami. Taka już była Michelle i to w niej kochał najbardziej.
Przekroczyli właśnie granice stanu i wtedy to Stark pozwolił sobie na otwarcie okna i podziwianie widoków z wiatrem we włosach. Nie przejmował się tym, że będzie wyglądać jak strach na wróble, poranne wstawanie i szybkie ubieranie już i tak sprawiły, że wyglądał jak postać z Piły. Strasznie cieszył się na ten wyjazd, a teraz kiedy wpadł na pomysł z psem cieszył się jeszcze bardziej. Gdyby tylko Michelle przyjęła jego propozycję mogliby wspólnie jeździć na wycieczki co weekend wraz ze swoimi towarzyszami. Nagle coś sobie przypomniał i podskoczył na miejscu kierowcy i z podnieceniem w głosie zakomunikował przyjaciółce, że przecież..
- Zabrałem ze sobą również namiot i materace! Gdybyśmy jedną noc chcieli spędzić na plaży wśród szumu fal. Oczywiście jeśli będziesz miała ochotę! - Nie chciał jej niczego narzucać. Już sam wypad tak daleko musiał dawać mnóstwo emocji, a co dopiero spanie przy samym brzegu plaży. Daryl przez liczne wyjazdy nauczył się spać w każdych warunkami. Nawet tych najmniej wygodnych. Przecież na końcu chodziło głównie o radość z wycieczki i zapamiętanie tego co dobre!

Michelle Young
ambitny krab
Daryl Stark
psycholog dziecięcy — LORNE BAY STATE SCHOOL
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Bittersweet
The rain is all falling
Don't you want to cover me up from the storm?
Miała dwadzieścia siedem lat.
Mimo swojego wieku, odnosiła wrażenie, że choć miała pojęcie o życiu, to wciąż wielu rzeczy nie wiedziała. Kilka lat temu była pochłonięta swoimi problemami na tyle, że nie dostrzegała katastrof i dramatów odgrywających się dookoła. Zawsze twierdziła, że miała najgorzej, że jest nieszczęśliwa, że wiele dałaby za mieszkanie z rodzicami. Zupełnie niewrażliwa na to, że chłopiec z sąsiedztwa, choć mieszkał w ładnym apartamencie, nosił pod koszulką ślady blizn, które zostawiał mu ojciec, gdy nie przyniósł dobrego stopnia.
Dziewczynka z którą dzieliła klasę, niezbyt ładnie pachniała, lecz blondynka nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że to biedne dziecko po prostu nie miało normalnych warunków do życia. Póki nie wyleczyła siebie ze swoich traum, nie wiedziała, jak wiele dookoła jest nieszczęść. Teraz, mając swoje lata, potrafiła wieczorami siadać na łóżku, przytulać poduszkę i myśleć o tych wszystkich klęskach, których nie zauważała. Miała wyrzuty sumienia, bo choć chciała pomagać, a w liceum walczyła o wolność dla każdego ucznia, nie pomyślała, że mogłaby pomóc, organizując zbiórkę ubrań dla dzieci z biednych rodzin, lub dla dzieci, które wychowywały się w domu dziecka.
Ona rodziców miała.
Choć nie biologicznych, bo ci mieszkali po drugiej stronie rzeczki, miała osoby, które ją wspierały. Tłumaczyły, jak działa życie, próbowały wyjaśnić w jaki sposób skonstruowany jest świat, a konstelacje gwiazd nie były przypadkowe, każdy układ miał swoją własną — mniej, lub bardziej wdzięczną — nazwę, dzięki której był rozpoznawany przez astronomów.
Zauważywszy obronny gest, przysłoniła usta dłonią, by nic więcej nie mówić. Kobieta miała mnóstwo pomysłów na minutę, tak wiele niezadanych pytań, które musiała zadać, by uzyskać odpowiedź. Jako psycholog, powinna zdawać sobie sprawę z tak oczywistych rzeczy, to było logiczne, że człowiek czuł się przytłoczony i pogubiony... Dlatego się przymknęła i pozwoliła mężczyźnie odpowiadać na pytania.
— Naprawdę zabrałeś mi koc i poduszkę? Daryl... — Zapytała z niedowierzaniem, wpatrując się w mężczyznę błyszczącymi oczami, jakby zobaczyła w jego osobie oblicze Supermana. — Dziękuję — Dodała, uśmiechając się delikatnie i przeniosła spojrzenie z twarzy mężczyzny, na drogę, gdy doszła do wniosku, że zbyt długo i na pewno zbyt nachalnie się w niego wpatruje. Może to nie było nic wielkiego, gest serdeczności w jej kierunku, taki którymi obdarza się ludzi, ale... Było to dla niej coś niesamowitego, być może dlatego, ponieważ na co dzień spotykała się z taką bezdusznością, że powoli zaczynała wątpić w ludzi, a Daryl, takimi gestami, tę wiarę w innych pomagał jej przywrócić.
Nie myślała tak na dłuższą metę o adopcji psa.
Kilka razy przeszło jej to przez myśl, lecz zawsze odganiała te myśli i pojawiała się dość duża chwila zawahania i zwątpienia. Czy byłaby w stanie zajmować się psem i pogodzić zwierzę ze swoją pracą? Chciałaby, po godzinach również zbyt często w pracy nie zostawała, ale czy byłaby dobrą właścicielką?
— Myślałam o tym, chciałabym — Przyznała po dość długiej, jak na jej osobę, chwili milczenia. Zassała delikatnie dolną wargę i spojrzała na bruneta siedzącego obok.
Sam pomysł był dobry, szczerze jej się podobał i chciałaby go wkrótce zrealizować, ale musiała się przekonać.
— Miałabym warunki, ale... Mam pewne obawy, wiesz? Chciałabym adoptować psa, dać zwierzakowi dom na święta i ciepły grzejnik, bo wiesz... W bloku kominka nie mam, ale myślisz, że sobie poradzę? Pies to duża odpowiedzialność, nie jestem behawiorystką, nie wiem, czy zrozumiem jego potrzeby — Obaw miała całkiem sporo i była naprawdę przejęta całą to wizją posiadania zwierzaka. Chciałaby jak najlepiej dla swojego przyszłego pupila, a nie od dzisiaj wiadomo, że im bardziej człowiek się starał, tym gorzej mu to wychodziło.
Michie lubiła wycieczki, a zwłaszcza w świetnym towarzystwie. Nie widziała niczego dziwnego, ani podejrzanego w tym, że właśnie jechała ze swoim przyjacielem na dość długą wycieczkę. Właściwie, jechali na weekend.
Nie miała jeszcze okazji spać w namiocie, wśród szumu fal. Właściwie, do tej porry jeśli gdzieś nocowała, były to... Tylko i wyłącznie jakieś biwaki na polu namiotowym, dodatkowo ze swoimi rodzicami.
Otworzenie przez Daryla okna było dla niej zapalnikiem, chwilę później zrobiła to samo. Przymknęła oczy i odchyliła głowę, zaciągając się porannym, przyjemnym powietrzem. Na zewnątrz nie było jeszcze gorąco, a samo powietrze było chłodne.
— Nie spałam jeszcze pod namiotem na plaży. To musi być ekscytujące, szum wody działa kojąco i usypiająco, a ja ostatnio... Dość kiepsko sypiam. Może dzięki temu naprawdę wypocznę lepiej, niż na tygodniowym urlopie — Wielkimi krokami zbliżała się rocznica zaginięcia jej brata, stąd to kiepskie samopoczucie, które ostatnio jej towarzyszyło. Powoli dochodziła do wniosku, że jeśli tak dalej pójdzie, zapisze się na wizytę do psychiatry i poprosi o przepisanie leków nasennych. Przez kilka ostatnich dni funkcjonowała od kawy do kawy, a delikatnie ciemne ślady pod oczami przebijały się przez warstwę makijażu. Psychicznie nie czuła się tragicznie, lecz była zmęczona, na tyle zmęczona, że chętnie położyłaby się spać i nie wstawała przez najbliższe dwanaście godzin.


Daryl Stark , przepraszam za taką zamułę, ale byłam nie do życia, poprawię się!
powitalny kokos
xaye
Bramkarz — The Woolshed
29 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Bywam niepokorny. Trochę spokojny.
Do zaangażowania mi daleko, ale za to ćwiczę opiekę na swoim psie.
Mam nieodparte wrażenie, że życie gra ze mną w durnia.
Ono wygrywa.
Uwielbiał odpowiadać na pytania przyjaciółki, która zawsze zadawała je z takim entuzjazmem, że uśmiech sam ukazywał się na twarzy. Daryl miał wtedy poczucie, że jest dla niej kimś ważnym, kimś na kim jej zależy i ceni sobie jego rady. Nie widział w tym ukrytych podtekstów, zawsze przejawiał na ludzi mnóstwo miłości, cierpliwości i radości. Przez wiele lat nie chciał nikogo zawieść, obrazić, odrzucić. Potem prawdziwe życie nauczyło go, że nie każdy bywa taki jak Stark. Są osoby przewrażliwione, zdenerwowane, którym układ nerwowy nie pozwala cieszyć się z chwili. Michelle była inna. Przy niej Daryl mógł mówić o uczuciach - oczywiście pomijając te do niej - i nie musiał się ich wstydzić. Rozumiała, przytuliła, a potem torpedowała go pytaniami, a on grzecznie odpowiadał wierząc w to, że każda z tych odpowiedzi będzie w miarę zadowalająca.
Otworzyła przed nim serce w momencie w którym najbardziej tego potrzebował. Opowiedział przyjaciółce o niepowodzeniach, sukcesach, złamanym sercu. Wierzył, że ona oddaje mu tym samym tworząc mur przed otaczających ich światem. Taki wypad, na który wpadł Daryl, miał być jedną z tych wycieczek, które zbliży ich jeszcze bardziej. Potrzebował kogoś kto będzie blisko jednocześnie chcąc dać Michelle poczucie, że on zawsze będzie przy niej. To układ wzajemnej, dobrej energii.
- Oczywiście. Pomyślałem o wszystkim. - Powiedział spokojnie wpatrzony w drogę. Niegdyś był nieodpowiedzialny i próbował innym pokazać na co go stać pędząc z zawrotną prędkością. Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że stwarza innym zagrożenie na drodze i zdjął nieco nogę z gazu. Jeszcze później nauczył się tego, że nieważne jak bezpiecznie by jechał to jednak ktoś może wyjechać mu z uliczki i spowodować wypadek. Wtedy zrozumiał także, że musi ciągle sprawdzać drogę i choć od czasu do czasu uciekał wzrokiem w kierunku Michelle, to robił to dyskretnie. Tak by niczego nie zauważyła.
Propozycja adopcji wyrwała się z ust Daryla zupełnie przypadkiem. Nie chciał niczego narzucać kobiecie, ale obserwował ją od jakiegoś czasu kiedy bawiła się z Zero i był pełen podziwu, że bez krzyku i podnoszenia rąk potrafi uciszyć czworonoga. Być może miało to związek z małym przekupstwem z jej strony, ale Stark nie narzekał, bo przynajmniej Zero nie szczekał na wszystko co się ruszało wokół nich. Ten pomysł miał też ukryte przesłanie. Gdyby oboje mieli psa to mogliby spędzać w swojej obecności więcej czasu. Daryl bał się trochę tego, że pewnego dnia Michelle przestanie go odwiedzać i zachwycać nad zwierzakiem. Wiedział, że jego pupil to nie był jedyny czynnik ich spotkań, ale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie Zero to niektóre odwiedziny nie miałyby miejsca. Jak na przykład wtedy kiedy wymyślił jego urodziny i imprezę dla psiaków. Durne, ale nader pomysłowe.
- Możemy zawsze spróbować najpierw z domem tymczasowym. Też dużo pracuje, często mnie nie ma, a mimo to Zero sobie radzi. - Powiedział uśmiechając się delikatnie pod nosem. Nie miał jakiegoś dużego terenu wokół domu, wręcz przeciwnie, nawet nie posiadał małego płotka, który mógłby zatrzymać psa na posesji. Mimo to uważał, że radził sobie całkiem nieźle. Daryl chciał pomóc kobiecie spełniać marzenia i jeśli to było jedno z nich to zrobi wszystko co w jego mocy żeby była szczęśliwa.
Stark pokiwał głową ze zrozumieniem. Mniej więcej wiedział co siedzi w głowie Michelle. Nie chciał poruszać tego tematu, ale też nie mógł patrzeć jak wykańcza się nerwowo. Niewiele mógł pomóc. Nie był detektywem, policjantem czy nawet podziemnym zbiorem, który mógłby jakoś nielegalnie zdobyć informacje zadowalające przyjaciółkę. Niezbyt dużo też wiedział o jej bracie. Raz tylko mu wspomniała o jego zaginięciu kiedy to siedzieli na skałkach obok domu Starka. Potem zamilkła, a gdy ponownie się odezwali to już żartowali. Tak chyba działał ich system obronny. Daryl powoli wyciągnął ramię ku dłoni Michelle i bez zbędnego pytania położył palce na wierzchniej stronie nadgarstka. Nie miał pojęcia jak bardzo śmiały może być w swoich poczynaniach. Nigdy nie przejawiali wokół siebie romantycznej czy też uczuciowej aury.
Przejeżdżali właśnie wokół wąskiego zbocza na którym było małe miejsce parkingowe na dwa auta. Na szczęście cisza i pustka pozwoliła Starkowi zatrzymać się na chwilę i spojrzeć w kierunku przyjaciółki. Nie potrafił pocieszyć jej jakimkolwiek słowem, cokolwiek by powiedział nie byłoby wystarczająco dobre. Zamiast tego przytulił ją do siebie i delikatnie pocałował w czubek głowy.
- Jestem przy Tobie. Cokolwiek by się nie działo. - Szepnął żeby ją trochę podbudować. Przed nimi jeszcze trochę drogi, ale zawsze potrafił znaleźć czas by ją pocieszyć.

Michelle Young
ambitny krab
Daryl Stark
ODPOWIEDZ