30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Minęło już kilka tygodni odkąd oficjalnie zaczęli się spotykać. Wszystko szło całkiem dobrze pomimo tego, że Halifax nie był przyzwyczajony do bycia w związku. Bardzo szybko musiał się wyzbyć wszystkich nawyków związanych ze słodzeniem każdej napotkanej dziewczynie czy zapraszaniu ich na randki. Z początku było trochę trudno, ale szybko zaczął się trzymać zamierzonych ryz, a jego nowa dziewczyna prawie każdego dnia przypominała mu jak dobrze jest mieć stałą partnerkę, która doskonale rozumie twoje upodobania. Można powiedzieć, że wszystko szło w jak najlepszym porządku.
Graham oczywiście nie byłby sobą gdyby nadal nie sprawiał jej drobnych niespodzianek jak odebranie jej z pracy, podwiezienie jej ulubionych dań na wynos czy poszczególne części garderoby, zazwyczaj te najlepiej przylegające do ciała. Tym razem przeszedł sam siebie. Nadeszła pora by zrobić na niej podobne wrażenie co na pierwszej randce. Pamiętał, że dobrze go za to wynagrodziła, więc może i tym razem mu się poszczęści.
Wszystko sobie świetnie zaplanował. Odebrał ją z domu po pracy, zawiązał oczy i odwiózł trochę okrężną drogą na lotnisko. Tam pokazał jej dwa bilety tam i z powrotem do Brisbane. Tak, to było bardzo spontaniczne. Tak, miał tam też przy okazji spotkanie biznesowe, ale dlaczego by nie skorzystać z okazji i nie zabrać jej ze sobą? Ten Anglik to cwana bestia. Podczas swoich kilku ostatnich wizyt u niej ukradkiem przejrzał jej kalendarz, w końcu Su była ułożoną dziewczyną, i widząc, że nic nie stoi na przeszkodzie by oboje przedłużyli sobie trochę weekend ukradkowo wykradał jej trochę ubrań aż uzbierało się na małą torbę, która powinna starczyć jej na te dwa, może trzy dni. Podpatrzył nawet jakich kosmetyków używa i załatwił by czekały już na nich w hotelu. Tak wyglądało życie z nim, nigdy nie można było się spodziewać, co przyniesie jutro. Oczywiście mówimy tutaj wyłącznie o pozytywach.
Kilka godzin później trafili już do swojego pokoju, a raczej całkiem przyjemnego apartamentu z przeszkloną ścianą z widokiem na panoramę miasta. Powoli się ściemniało, ale mieli jeszcze wystarczająco dużo czasu by trochę się odświeżyć zanim wyskoczą na miasto. W końcu taki chyba mieli plan, prawda? Na wycieczki za miasto trochę za późno, to mogą zrobić jutro po jego spotkaniu, ale nic nie stało na przeszkodzie by skorzystać z tych atrakcji miasta, które mają na miejscu. Graham dość szybko opadł na łóżko i bynajmniej nie ze zmęczenia, a czystej wygody.
- To na co masz ochotę dzisiejszego wieczoru słońce? - unosząc głowę i splatając za nią dłonie spojrzał na dziewczynę - Jestem wolny do jutrzejszego poranka. - uśmiechnął się do niej szeroko.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Warto było postawić wszystko na jedną kartę jasno przedstawiając swoje oczekiwania i pragnienia. Nawet jeśli początkowo Graham wydawał się w opozycji co do pomysłu wiązania się, tak w praktyce szło mu to niezwykle dobrze. Zupełnie jakby nigdy nie miał dłuższej przerwy w praktykowaniu takiego stanu.. Każdy dzień, drobny gest, prosta niespodzianka i element zaskoczenia jaki towarzyszył parze sprawiał, że blondynka czuła się szczęśliwa, tak po prostu. Na ten moment było jeszcze zbyt wcześnie, aby zastanawiać się nad wspólnym mieszkaniem i miało to swoje ogromne plusy. Przestrzeń osobista i możliwość odpoczynku od siebie raz na jakiś czas potrafiła działać cuda i choć trudno w to uwierzyć, do tej pory udało im się uniknąć poważniejszej sprzeczki. Drobne przekomarzanie nie było niczym złym i jak do tej pory można śmiało powiedzieć, że sielanka trwała na całego.
Również i tego dnia jak każdego poprzedniego, Su liczyła, że lada chwila na parking podjedzie spory SUV Anglika. Nie myliła się i nic nie wskazywało na niespodziankę jaką zorganizował dla niej w tajemnicy. Z tym pakowaniem ubrań i podglądaniem kosmetyków przeszedł samego siebie, a władowana do auta blondynka była przekonana, że jadą gdzieś za miasto na coś w stylu pikniku, albo wynajętego domku w dziczy. Naturalnie nie byłaby sobą, gdyby nie zasypała mężczyzny pytaniami. To nic, że zdawała sobie sprawę, iż to guzik da. Pytała bo jej natura była ciekawska do granic możliwości i przyzwoitości.
Okej, lotnisko, bilety, wszystko jasne. Zadowolony uśmiech pojawił się na jej drobnym pyszczku dopiero wtedy, gdy Graham powiedział, że spakował kilka jej rzeczy. I tutaj mimo naprawdę dużej radości, gdzieś z tylu głowy zapaliła się mała lampka, czy oby ten wielki zazdrośnik nie władował jej do walizki samych golfów i spódnic po kostki. To miało okazać się dopiero na miejscu więc zamiast przejmować się zawartością bagażu, Su czerpała przyjemność z lotu i bliskości byłego żołnierzae, który zebrał w ciągu ostatnich kilkunastu minut więcej buziaków niż przez ostatni tydzień.
Do hotelu trafili wczesnym wieczorem więc nie było innej możliwości niż podziwianie widoku za oknem przez pierwsze kilka minut. – Graham, zobacz jak pięknie. Uwielbiam zachody słońca – rozmarzyła się uciekając myślami w odległe rejony. Drobny impuls wystarczył, aby przypomniało jej się o walizce. Wypuszczając z płuc dużą porcję powietrza, klęknęła na podłodze i odsunęła suwak przekładając kolejne ubrania. Dobra, były sukienki, letnie ciuchy, buty i bielizna… naturalnie sama wyzywająca – ciekawe czemu… test na pakowanie własnej dziewczyny zaliczony.
– Mmmm pójdźmy na kolację do jakiejś restauracji, a później na spacer. Co Ty na to? – zero komplikacji, plan prosty i bardzo dobry. Wystarczyło tylko wskoczyć pod prysznic, poprawić makijaż i wsunąć na siebie sukienkę. – Mówiłam Ci już, że jesteś świetny ? klęcząc przy łóżku wsparła się łokciami o materac i zawiesiła rozmarzony wzrok na mężczyźnie. – Jest mi z Tobą bardzo dobrze – uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec. Niecodziennie prawiła mu takie komplementy ale mówiła to co czuła i było to szczere. Graham był wszystkim tym, czego pragnęła i potrzebowała.


Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pewnych rzeczy się po prostu nie zapomina, a raczej zapominanie czy przerwy nie miały tutaj żadnego znaczenia. Graham zawsze wiedział, jak dobrze traktować swoją kobietę. W łóżku mógł być dość dominujący i przynajmniej w teorii degradujący, ale na co dzień nosił swoją dziewczynę na rękach, czasami dosłownie. Ich charaktery w jakiś sposób po prostu się zgrywały. Nie mieli żadnej poważniejszej kłótni, ale to pewnie też dlatego, że ze sobą nie zamieszkali i było do tego raczej daleko, chociaż spędzali u siebie naprawdę dużo czasu, a on nie był tym typem, który sprząta cały dom przed przyjazdem swojej najukochańszej, więc zdarzyło się, że tu czy tam walały się jakieś papiery bądź jakaś część garderoby. Na pewno nie uraczył ją natomiast swoją bielizną walającą się w sypialni! Umiał utrzymywać czystość, tego też uczyło wojsko.
Odetchnął z pewną ulgą widząc jej zadowolony uśmiech na lotnisku. Na pewno zdążyła się już przyzwyczaić do tych wszystkich niespodzianek, ale co innego zabrać ją na jakąś wyludnioną plażę czy do innego miasta, a co innego wrzucić ją do samolotu z bagażem o wątpliwej zawartości. Obawiał się, że to właśnie to będzie największym problemem, ale po drodze obdarowała go taką ilością buziaków, że chyba nabrała już do niego trochę zaufania. Na pewno wierzyła też w jego samokontrolę bo przynajmniej przy kilku okazjach jego dłonie zaczynały wędrować niebezpiecznie wysoko pod jej bluzką, lecz przy swoich gabarytach skutecznie ją zasłaniał.
- Mhm... To jeden z niewielu hoteli w którym tego zachodu nie przysłania inny budynek. Nie dałem ciała, co? - wyszczerzył się rozbrajająco zanim jeszcze rzucił się na łóżko.
Oczywiście, tak, jak wcześniej podejrzewał sprawa jej bagażu szybko wzięła priorytet. Przewracając się na bok i podpierając na łokciu spokojnie czekał na jej werdykt. Pewnie spodziewała się, że spakował jej tam same burki, ale on nie był AŻ tak zazdrosny. Przecież nigdy nie marudził na temat jej garderoby. Problem zaczynał się dopiero wtedy kiedy ktoś za bardzo się przez to nią interesował. Nie mógł sobie też odmówić tej wyzywającej bielizny, w końcu liczył, że nie tylko będą spać w tym łóżku.
- Myślę, że to dobry pomysł. Jutro znajdę nam jakąś ciekawą atrakcję. - przytaknął podzielając jej punkt widzenia.
- Hmm... Mówiłaś, że jestem świetny w łóżku... Przy kilku okazjach. - uśmiechnął się zadziornie - Też jest mi z tobą dobrze. Czasami myślę, że za dobrze. Musisz mi w końcu powiedzieć o tych wszystkich szkieletach w swojej szafie. - uśmiechnął się nachylając się do niej i całując łapiąc delikatnie za podbródek - To co, wskakujesz pod prysznic i idziemy? - uśmiechnął się filuternie - Chętnie popatrzę.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Graham był cudownym facetem, który wydawał się tak dobry, że aż mało realny. Sielanka trwała od kilkunastu tygodni i nic nie wskazywało na to, aby cokolwiek miało się zmienić. Wszelkie wady mężczyzny były z gatunku tych nieszkodliwych, a Susan mając w sobie spore pokłady cierpliwości niejednokrotnie wolała sama zrobić porządek w mieszkaniu niż upominać Anglika o to, aby sam posprzątał. Wczorajsze spodnie na oparciu kanapy, koszula przerzucona bez życia na krześle, nic nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Faktem było, że nikt nie kazał jej sortować prania, robiła to z własnej woli i jakoś zupełnie przyjemniej spędzało się czas w domu bez rzeczy rzuconych to tu, to tam.
Niespodzianki były czymś, co byłemu żołnierzowi wychodziło obłędnie. Nigdy nie postawił Su w niezręcznej sytuacji, tym bardziej nie ofiarował jej czegoś, co byłoby kłopotliwe. Skok ze spadochronem, kilka kółek na torze wyścigowym sportowym autem czy lot paralotnią – to nie w jego stylu. Element zaskoczenia towarzyszył im na niemal każdym kroku ale zawsze było to bezpieczne. I to blondynka naprawdę ceniła. Wszelkie mizianie na pokładzie samolotu było dobrze zamaskowane przez potężne plecy Grahama a na dodatek pasażer, który miał przyjemność siedzieć z nimi w rzędzie, spał ze słuchawkami w uszach. Nic więc dziwnego, że Halifax zapuszczał się dłonią w dobrze sobie znane rejony. A dziewczyna? Nie czuła się ani zażenowana, ani zawstydzona. Póki ich uczucia nikogo nie raziły, była wręcz zachwycona tym, że nadal tak bardzo mu się podoba. Minęło już trochę czasu, a oni nadal byli zafascynowani sobą jak za pierwszym razem. Graham idealnie pasował do jej typu faceta więc nic dziwnego, że patrzyła na niego pożądliwie za każdym razem. Murphy jednak mocno różniła się pod względem fizycznym od byłej narzeczonej kochanka co jednak nie było żadną przeszkodą. Wręcz przeciwnie…. Jako ktoś zupełnie inny, czuła się… wyjątkowo za każdym razem gdy ją całował i dotykał. A robił to z czystą pasją i namiętnością.
Lubiła to, bardzo.
– Jest idealnie – szepnęła pod nosem nie mogąc oderwać wzroku od wielkiej, pomarańczowej tarczy zachodzącego słońca. Jego blask rzucał ciepłą poświatę na całe miasto, w tym na wyciągniętego na łóżku Grahama, który wydawał się jeszcze bardziej opalony niż na co dzień. – Dzięki, że mnie ze sobą zabrałeś – chociaż wcale nie musiałeś… dodała w duchu obracając się na pięcie w stronę mężczyzny. – Możemy iść do jakiegoś muzeum albo nie wiem… gdzie będziesz chciał – bo do restauracji mogą iść zawsze, tak samo do kina czy teatru. Su wolała zobaczyć coś charakterystycznego i wyjątkowego. Coś, co wyróżniało to miasto. Czasy gdy chciałaby iść potańczyć do klubu minęły. Chyba trochę wydoroślała.
– Jesteś świetny ogólnie – naprostowała, aby nie wyszło, że Graham daje radę jedynie w łóżku, a poza nim jest do bani. Ogólnie podsumowując był całkiem fajnym człowiekiem i Murphy zaczynała go lubić coraz bardziej. – Co to znaczy za dobrze – zmarszczyła nieco czoło chcąc usłyszeć dalszą cześć przemyśleń. – W szafie trzymam jedynie świetne ubrania – uśmiechnęła się słodko nim przywarli do siebie ustami. – Na co chcesz patrzeć skoro znasz mnie na pamięć – każde zagłębienie w ciele, każda wypukłość, fałdka czy dołeczki nad tyłkiem. Wodząc dłońmi po jej ciele z pewnością stworzył w głowie mapę jej ciała. – Jeśli bardzo chcesz – wzruszyła ramionami wstając na równe nogi. Spoglądając przez ramię, ruszyła w kierunku łazienki. Tam zrzuciła z siebie wszystkie ciuchy i bez względu na to czy miała publiczność, czy nie, odświeżyła się pod prysznicem. Naturalnie tutaj można było tylko patrzeć, nie dotykać. Macanki w podobnych okolicznościach skończyłyby się pozostaniem w hotelu, a tym razem serio chciała wyjść na miasto. Po wyjściu z łazienki blondynka poprawiła makijaż i wsunęła na siebie sukienkę, w której wyglądała bardziej dziewczęco niż kobieco. Lubiła czuć się i wyglądać młodo. Bardzo młodo. – Proszę mnie porwać do jakiegoś cudownego miejsca. Jestem głodna… wszystkiego, ale zacznijmy od pożywienia – uniosła jedną brew do góry wyciągając dłoń w kierunku Grahama.
Było idealnie. Podejrzanie zbyt pięknie.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Graham zdecydowanie nie dawał Su żadnych powodów by pomyśleć, że już zaczynała mu się nudzić. Swoją kompatybilność w łóżku wystarczająco przetestowali już w pierwszym tygodniu swojej znajomości, ale to nie znaczyło, że wkradała się tam monotonia. Zawsze znajdowali jakiś sposób by wprowadzić jakiś powiew świeżości do swoich sypialni. Cielesność odgrywała dość dużą rolę w udanym związku, przynajmniej dla Anglika, więc dbał o to by ten figlarny płomień pożądania nie znikał z oczu jego dziewczyny. W całej reszcie też starał się nie dawać zbytnio ciała. Z czasem coraz trudniej było znaleźć coś zaskakującego w Lorne, ale okoliczne miejscowości miały im jeszcze co nieco do zaoferowania, więc blondynka mogła liczyć na więcej tajemniczych i niezobowiązujących wypadów. To właśnie z nią Halifax dopiero poczuł jak przyjemnie jest prowadzić własną firmę i nie być uwiązanym do swojego biurka. Interesy mógł załatwiać po trochu tu, tam. Większość przez telefon, tylko czasami musiał pojawić się gdzieś osobiście, jak tego weekendu. Nie był w stanie doświadczyć tego ze swoją narzeczoną, ale w pełni korzystał z nową dziewczyną. Dziewczyna... To nadal trochę dziwnie brzmiało w jego głowie.
- Nie ma sprawy, wiesz, że lubię takie spontaniczne niespodzianki. To ja powinienem dziękować, że ze mną przyjechałaś. Bez ciebie jeszcze by mnie wyciągnęli gdzieś na miasto i kto wie, co by się działo... - uśmiechnął się chytrze chociaż nigdy nie dawał dziewczynie powodów do zazdrości - Muzeum..? Gdzie tam. Zapytam Franka co tutaj jest do zobaczenia w jego mieście i może po około 10 minutach pierdzielenia o klubach i burdelach w końcu da mi coś, z czym mógłbym pracować. - zaśmiał się cicho przypominając sobie ich wcześniejsze przygody, gość będzie nieźle zdziwiony jego nowym statusem i pewnie rozczarowany.
- Za dobrze znaczy tyle, że w końcu musi gdzieś pojawić się ta wielka kłótnia. Nie wierzę w związki idealne, a na razie jest jak na jakimś miesiącu miodowym. - odpowiedział bez dalszych przekomarzań rozmasowując jej zmarszczone czoło kciukiem z rozbawionym uśmiechem - To gdzie trzymasz te wszystkie sekrety, których mi jeszcze nie wyjawiłaś, co? - nadal z szerokim uśmiechem pocałował ją jeszcze kilka razy bo nigdy nie mógł skończyć tylko na jednym buziaku.
- Na ciebie oczywiście, nawet jeśli znam już twoje ciało na pamięć, to nie znaczy, że nie patrzy mi się miło na taką piękną dziewczynę, która w dodatku jest moja. - odpowiedział jej kiedy odchodziła od łóżka przyglądając jej się łapczywie, kiedy gubiła kolejne części garderoby.
Tracąc ją z oczu siłą rzeczy musiał zająć się czymś innym. Przecież nie będzie tam stać i patrzeć na nią pod prysznicem jak jakiś zboczeniec. Wyjął telefon i zaczął przeglądać recenzje restauracji w okolicy. Przecież nie zabierze jej do pierwszego lepszego baru. Może na to nie wyglądał, ale lubił zjeść w jakichś obrzydliwie drogich knajpach tylko po to żeby posmakować czegoś nowego i kto by pomyślał. Jedna nawet znajdowała się w pobliżu. Kiedy Su skończyła ze swoim prysznicem i zajęła się makijażem sam pod niego wskoczył. Skorzystał z okazji by zarzucić na siebie wygodny garnitur oraz białą koszulę, ale bez żadnych zbędnych dodatków jak krawat. Zostawił pierwsze dwa guziki rozpięte.
- Tak jest! Mam nadzieję, że lubisz nowe kulinarne doznania. - puścił jej oczko łapiąc jej dłoń i wychodząc z ich pokoju.
Przez kilka dobrych minut przyszło im się po prostu przespacerować do plaży, później kolejne kilka minut wzdłuż niej w stronę zachodzącego słońca i stanęli przed dość znaną chińską restauracją. Każdy, kto tu był mówił, że to nie jest typowy chińczyk zza rogu. To była nowa forma, nowe doznania i Graham zdecydowanie by sobie tego nie odmówił. Przy recepcji musiał podsunąć dziewczynie kilka banknotów oraz uraczyć ją swoim szarmanckim uśmiechem numer trzy, ale udało się. Załatwił im stolik dla państwa Halifax. Zauważył błędne stwierdzenie, ale nie wyprowadzał kelnerki z błędu.
- Już po samym wystroju nie pomyślałbym, że to chińska restauracja. - rozejrzał się po pomieszczeniu sadzając cztery litery na krześle.
Rzeczywiście brakowało tutaj standardowych lampionów, smoków, pand czy innych tygrysów na muralu. Wszystko wyglądało bardzo nowocześnie i minimalistycznie. Różowy wystrój połączony z kryształowymi żyrandolami był dość niecodzienny.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Z czasem Su doszła do przeciwnego wniosku odnośnie swojej dodatkowej pracy. Gdy była jeszcze sama, fakt wychodzenia wieczorami i powrotów późną nocą, zwyczajnie był jej na rękę. Kolejnego dnia odsypiała nadprogramowy wysiłek, wyjeżdżała do zakładu, wracała na kolację i znów szykowała się do klubu. Tak zapętlony czas mijał szybko przez co nie musiała myśleć w jak bardzo beznadziejnej sytuacji przyszło jej egzystować. Od czasów Grahama… bo tak można nazwać nowy okres w jej życiu, dodatkowe zajęcie bardziej wadziło niż przynosiło zyski. Ostatecznie Murphy zdecydowała się porzucić pracę kelnerki o czym chciała powiadomić mężczyznę przy najbliższej okazji. Wszystko wskazywało na to, że ta zbliżała się wielkimi krokami. Wspólny wypad, dodatkowa dobra informacja – obłędnie genialny pomysł.
Cóż za kumulacja szczęścia.
– Gdzie na miasto – jej usta ułożyły się w delikatny dzióbek. Stawiając się w sytuacji samotnego gościa, który wychodzi z kumplami do centrum… musiałaby być naiwna do granic możliwości, żeby nie wiedzieć jak to się kończyło. Sama na jego miejscu korzystałaby z życia, bo będąc sobą, cóż… jakoś nie kusiły ją przelotne przygody na jedną noc. Pod tym względem nie byli zgodni ale od jakiegoś czasu sprawa została załatwiona. – Co masz do muzeum? Kiedy ostatnio byłeś ? – uniosła się odrobinę odpuszczając już tekst o odchamianiu się. Muzeum, wystawa, teatr, tego jej brakowało i chociaż w Seattle nie uczęszczała tam w określony dzień tygodnia, to Lorne słabo wypadało w rankingu kultury. – Żeby oszczędzić temu całemu Frankowi zbędnej produkcji, powiedz, że już nie jesteś sam – zaproponowała kąśliwie niczym małe i bardzo jadowite żmijsko. Może i nie była zaborcza, może nie okazywała zazdrości na każdym kroku, ale wiedziała gdzie wbić szpileczkę, aby Graham wiedział, że jej ciagle zależy.
– Jeeeeeeeej, serio? Zamiast się cieszyć, że jest dobrze, to szukasz dziury w całym? Zajmij się czymś bo masz zbyt wiele czasu na głupoty – przewróciła teatralnie oczami wiedząc, że Halifax niezbyt to lubi. Zrobiła to specjalnie chcąc rozruszać trochę te 30 letnie kości. – O, masaż. Gdy wrócimy będziesz mógł zająć się moimi ramionami – zrobiła zeza obserwując tą wielką dłoń rozłożoną tuż przed jej oczami. – Nie mam żadnych sekretów. Jestem kryształowym człowiekiem – przyłożyła dłoń do mostka jakby lada moment miało dojść do jakiejś przysięgi.
Na szczęście nie doszło do niczego takiego.
Szybki prysznic, makijaż, sukienka, buty… obróciła się w stronę Grahama unosząc do góry jedną brew. – Mmm – cmoknęła pod nosem obcinając mężczyznę od góry do dołu. – Faceci w garniturach mają w sobie to coś – pstryknęła palcami nie mogąc odszukać właściwego określenia tego czegoś. – Leży idealnie – poprawiła kołnierzyk białej koszuli ograniczając się wyłącznie do tego gestu. Czerwień jej warg nie była do całowania, przynajmniej przez jakiś czas. – Oczywiście, ale obawiam się, że jak tak dalej pójdzie to przy tobie utyje – podała mu dłoń dorzucając po chwili namysłu – Trzeba będzie to spalić – i więcej nie musiała dodawać. Wszystko było jasne.
Spacer okazał się świetnym pomysłem, zwłaszcza, że ostatnimi czasy Su więcej jeździła niż dreptała na piechotę i brakowało jej tego. Sunąc niespiesznie w kierunku znanym jedynie Grahamowi, blondynka opowiadała o tym jak zatrzasnęła się w zakładzie pogrzebowym dwa dni wcześniej i chociaż dla postronnej osoby jej entuzjazm przy historyjce byłby co najmniej dziwny, tak Anglika już pewnie nie dziwił. I to akurat w pomieszczeniu z wystawą trumien. Do pełni pecha wystarczyło jedynie, aby brakło prądu. Na szczęście jedna z pracownic cofnęła się po telefon, którego zapomniała zabrać i tym sposobem Su odzyskała wolność.
Miejsce, do którego trafili faktycznie miało mało wspólnego z tym, do czego byli przyzwyczajeni. Stojąc w odległości metra od recepcji doskonale widziała jak jej facet wdzięczy się do laski po drugiej stronie, ale w tym wypadku udała, że znacznie bardziej zainteresowana jest elementami dekoracji. – Pani Halifax brzmi dziwnie, jednak prawdopodobnie mogłabym się przyzwyczaić – powiedziała mimochodem zajmując miejsce przy stoliku. – Też tak uważam. Nieszczególnie przepadam za różowym ale tutaj pasuje. – przesunęła siebie do stolika i karty zastanawiając się jak bardzo jest głodna i na co ma ochotę. Przez chwile Susan była rozdarta między krewetkami a kurczakiem i finalnie wybrała… kaczkę. Restauracja wyglądała na drogą więc nie nastawiała się na duże porcje. Miało to swoje plusy bo pozostawiało miejsce na deserek. – Co mi postawisz ? – szepnęła mając na myśli naturalnie alkohol. I jasne, że użyty zestaw słów nie był żadnym przypadkiem.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Dobrych kilka lat temu, nie miałem w wojsku zbyt dużo czasu na zwiedzanie. - wzruszył ramionami wcale nie mając sobie za złe, że nie był człowiekiem odchamionym.
Nie miał jakiegoś wstrętu do muzeów, teatrów, oper czy innych atrakcji kultury wysokiej. To wszystko zazwyczaj po prostu cholernie go nudziło. Raz poszedł z jakąś dziewczyną na balet i zasnął chyba w pierwszych piętnastu minutach. Nie miał nawet pojęcia, że te przedstawienia mają jakieś przerwy na zmianę scenerii. On był zawsze raczej człowiekiem czynu. Musiało się dziać, ruszać. Nie musiało koniecznie być krwawo, mogło być zabawnie, ale jak ktoś smęcił w języku, którego nie znał i to jeszcze na takich częstotliwościach, że niektórym szkła w monoklach pękały, to on odpadał. To nie było jego towarzystwo.
- Oh? - uśmiechnął się całkiem zadowolony wyczuwając ten jad i nutkę zazdrości - Chcesz mnie kosztować ten kontrakt? Frank to babiarz, taki beznadziejny, nie to co ja. - posłał jej zadziorny uśmiech przekręcając się na brzuch - Ale może... Może mu powiem, że kolejny żołnierz poległ. - uniósł wymownie brwi.
Graham nie miał żadnych problemów z przyznawaniem się do bycia w związku przed swoimi znajomymi, po prostu lubił się z nią w wielu kwestiach droczyć i zazwyczaj nie przepuszczał takiej okazji. Na razie nie miała mu tego za złe, chociaż pewnie w końcu przeleje się szala goryczy i mu się dostanie. Wtedy pożałuje, ale jakoś ją udobrucha.
- O przepraszam, cały czas się zajmuję. Tobą. - uśmiechnął się do niej słodko, tak jak tylko ta mordka potrafiła - Ehe... A ja nie byłem wcale wojskowym. Nie ma ludzi kryształowych złotko. - pokręcił głową - Ale wiesz, że ja jestem raczej masażystą takim... Ogólnym? - uśmiechnął się filuternie sugestywnie poruszając brwiami.
Za każdym razem, gdy gubiła przy nim ubrania kończyło się to tylko w jeden sposób. Nie ważne, czy miał to być tylko niewinny masaż czy było jej po prostu za ciepło. Halifax czuł do niej jakiś niewytłumaczalny pociąg, który po tych kilku tygodniach powinien już trochę zmaleć, jednak utrzymywał się na takim samym poziomie odkąd się poznali. Nie potrafił trzymać rąk przy sobie, a ona... Cóż, raczej na to nie narzekała.
- Prawda? Chociaż jeśli mam być szczery nie jestem fanem. Bardzo ogranicza to ruchy... - mruknął wyciągając ręce na boki i prostując plecy a cały materiał zaczął już się napinać, po wszystkim Su musiała mu jeszcze poprawić kołnierz, a on miał ochotę skraść jej przy okazji buziaka, ale zdążyła już go wytresować na tyle by wiedział kiedy jest to dozwolone. Kobiety.
- Myślę, że znajdziemy na to jakiś sposób. - puścił jej oczko z chytrym uśmiechem wychodząc z nią z hotelu.
Minęło trochę czasu odkąd wybrał się na taki prosty spacer. Jeśli już poruszał się pieszo to zazwyczaj biegał, albo jeszcze kilka miesięcy temu uprawiał barcrawling z kolegami po fachu. To samo pewnie robiłby już z Frankiem, gdy u jego boku nie było tej uroczej blondynki, która dziś wyglądała aż za młodo i tylko czekał aż ktoś ją zapyta, czy nie jest w niebezpieczeństwie albo czy nie potrzebuje pomocy. Może przynajmniej nikt nie wpadnie na taki pomysł w tej wysokiej klasy restauracji.
Trochę się speszył, kiedy odniosła się do kwestii pani Halifax, którą on na razie wolał przemilczeć. Wszystko na razie było całkiem w porządku, miło, sympatycznie, ale minie jeszcze dużo czasu zanim zdecyduje się na chociażby pierwszy krok na tej drodze, który wymaga pierścionka oraz klęknięcia. Sam postanowił się tutaj nie wypowiadać i mało dyskretnie przemilczeć temat. Nie chciał wyjść na buca, a nie było jak dobrze powiedzieć, że jeszcze tak o niej nie myśli.
- Cóż... Jakąś drogą whisky? - spojrzał na kobietę znad swojej karty przekazując kelnerowi swoje zamówienie na wołowinę - Oboje wiemy, co Ty mi stawiasz, za każdym razem jak pojawiasz się w zasięgu wzroku, ja ci chociaż mogę sprawić niespodziankę. - uśmiechnął się wesoło bez cienia wstydu kiedy zostali już przy stoliku sami.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Jasne, że i ona kilka lat temu nie była fanką przechadzania się chłodnymi korytarzami muzeów i wystaw. Wtedy miała na głowie studia i życie towarzyskie, jakie jest nieodłącznym elementem zdobywania wiedzy nie tylko w zakresie naukowym. Przysłowiowymi wołami ciężko byłoby zaciągnąć ją do teatru, ale wszystko się zmienia wraz z wiekiem. Fakt, że nadal lubiła zaszaleć kontrastowo łączył się z chęcią wyciszenia i przeżycia czegoś dla ducha. Właśnie stąd pomysł na odwiedzenie podobnych lokalizacji. Jak to często jednak bywa, życie i Graham szybko zweryfikowali jej plan na wieczór stawiając na żarcie. Susan jedzenia nie odmawiała nigdy i niespecjalnie miała ochotę na walkę o swoje. Wizja najpewniej smacznej kolacji i spędzenia czasu w restauracji przemówiła do niej szybciej niż Anglik mógł się spodziewać. Innymi słowy – nie napotkał żadnego oporu.
Cała reszta hotelowej przepychanki w komentarzach skończyła się na udawanym fochu i kilku niewinnych kuksańcach mających sprawdzić, czy blondynka posiada łaskotki w okolicach żeber.
Tak, miała, i to spore.
Zachowanie byłego żołnierza przy stole nie uszło uwadze Murphy nawet gdyby bardzo mocno chciała skupić się na czymś innym. Nawet jeśli dla niego cała sytuacja była delikatnie mówiąc niekomfortowa, to dziewczyna miała świetny ubaw. Naturalnie nie drążyła tematu nie mając jeszcze pewności, czy nadal chodzi o ex narzeczoną, czy o strach przed tak poważnymi propozycjami, więc aby rozładować atmosferę, przesunęła stópką po łydce mężczyzny, a gdy tylko uchwyciła jego spojrzenie, puściła mu oczko.
Gest mówiący „spokojnie, to tylko żarty”, choć fakt zmieszania partnera był godny odnotowania i poruszenia w odpowiedniej chwili. Zapewne tylko po to, aby się nieco nad nim popastwić.
– Tak, z lodem – czy to pasowało do jej zamówienia? Hm… Su wychodziła z założenia, że póki nie jest w miejscu gdzie wszyscy patrzą jej na ręce (i w talerz), to może łączyć potrawy z napojami tak jak jej się tylko podoba. Nie wypada? Lepiej wyglądałaby w towarzystwie wysokiego kieliszka wypełnionego do odpowiedniej wysokości winem, lecz dziś miała ochotę na coś mocniejszego.
– Chyba jednak nie za każdym razem – uniosła wymownie brew machając sobie stópką pod blatem stołu.
Dalsza część wieczoru jak nietrudno się domyślić przebiegła całkiem przyjemnie. Pierwsza szklaneczka alkoholu została pogoniona przez drugą, tą zaś dogoniła połowa porcji z talerza – okazało się, że wcale nie była taka mała. Finalnie Su siedziała rozpromieniona przy stoliku bawiąc się kostkami w numerze trzy, słuchając z zaciekawieniem zabawnej historii z misji Anglika. Wydawać by się mogło, że nie ma siły, która zniszczy to nieustające pasmo sukcesów w związku, ale w ogół szczęścia wkradł się los, który postanowił zdrowo zamieszać.
Choć przybierał on różne formy, tak dziś zmaterializował się jako Christopher Clark. Kim był i dlaczego na jego widok blondynce odpłynęła krew z twarzy? Otóż C.C był najlepszym kumplem jej byłego męża, Bena. Tego samego, który zgotował jej prywatne piekło, zamknął w domu, ograniczył kontakty z rodziną i przyjaciółmi, a na końcu sprzedał siarczysty policzek, dzięki któremu odzyskała świadomość i przejrzała na oczy. Bóg jeden raczy wiedzieć jak teraz wyglądałaby jej egzystencja, gdyby tamtego wieczoru nie zadzwoniła do ojca i nie pozwoliła wezwać policji. Wielce prawdopodobne, że aktualnie byłaby przywiązana nie tylko do tego tyrana, ale także do dzieciaka, które zdążyłby jej zrobić.
Do ostatniej chwili Murphy żywiła nadzieje, że facet jej nie rozpozna przeczesując włosy tak, aby stworzyły ochronę przed nieprzyjaznym wzrokiem.
– Molly?! Kogo moje piękne oczy widzą! Nie wierzę! Co Ty tu robisz? Kiedy wyprowadziłaś się z Seattle? – nie dość, że natrętny, to jeszcze wstawiony. Nieszczęścia chodzą jednak parami, a fakt, że Clark poruszył jej wcześniejsze imię, zmroziło krew w żyłach Amerykanki.
– Pan mnie chyba z kimś pomylił – zacisnęła usta w wąską kreskę łudząc się jednocześnie, że ta stara śpiewka przyniesie odpowiedni skutek.
Nic z tego.
– Molly, co Ty pierdolisz. Ciebie bym nie poznał? No weź. Myślałem, że zmieniłaś dom, bo tamten, no wiesz, ten co kupiłaś po kimś, nie pasował do Ciebie. Aaa ten.. – mężczyzna przysunął bez pytania i pozwolenia sąsiednie krzesło zupełnie ignorując Grahama. – A ty wiesz, że Ben zniknął? Normalnie zapadł się jak kamień w wodę, był i nie ma. Policja go szukała, rodzina i… i nawet ja – uderzył się w pierś podkreślając tym samym jak bardzo oddanym przyjacielem był dla tego złamasa. – A może Ty coś wiesz mała, co? Bo widzę, że zmieniasz bolców jak rękawiczki – dopiero teraz uraczył Anglika spojrzeniem, które porównywalne było do oceny towaru w sklepie. – A gdzie tamten, no, taki wydziabany? Też magicznie zniknął? – uniósł brwi wpadając na jakiś genialny pomysł. – A może to Ty złotko? Powiedz no mi, nie jestem kapusiem, powiedz mi co wiesz o Benie – tego było już za wiele. Susan gotowała się od środka. Ruchy alkoholem w szklance były na tyle zamaszyste, że mało go nie rozlała.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Graham wiedział, że Su tak łatwo mu tego tematu z panią Halifax nie odpuści. Nie wierzył w to by dziewczyna myślała już o nim na tyle poważnie by rzeczywiście zacząć się zastanawiać nad kolejnym krokiem w ich związku, ale był to bardzo wygodny temat by trochę się nad nim popastwić. Taki to już jej rozrywkowy charakter. Kelnerka już od wejścia zaserwowała jej świetną okazję by sobie z niego pożartowała i sprawiła, że zrobi mu się trochę niezręcznie. Dzielnie to znosił nie przewracając nawet oczami. W końcu wiedział, że to tylko taka zabawa Chyba obojgu pasował układ, jaki aktualnie ze sobą mieli. Coś zobowiązującego do pozostania z jednym partnerem, ale oferujące bardzo szybką możliwość ucieczki gdyby któremuś z nich coś się nie spodobało. Dogadywali się całkiem dobrze i to właśnie było w tym momencie najważniejsze. Cała reszta może, ale nie musi przyjść z czasem.
Spojrzał na swoją partnerkę z lekko uniesioną brwią kiedy przesunęła swoją stopą po jego łydce. Nie był fetyszystą akurat tej części ciała, ale nie przeszkadzały mu takie zagrania, które miały mu po prostu dać do zrozumienia, że faktycznie tylko się z niego nabija. Trochę go to uspokoiło.
- Chcesz się przekonać? - spojrzał na nią wymownie z tym nieco niebezpiecznym błyskiem w oku, który zawsze zwiastował jakąś, zazwyczaj przyjemną, niespodziankę.
Reszta wieczoru, jak to zazwyczaj z nimi bywało, przebiegała całkiem przyjemnie. Na rozmowach, żartach. To była jedna z tych udanych kolacji w których żadne z nich nie powiedziało czegoś, co by w jakiś sposób tę drugą osobę sfrustrowało, chociaż powiedźmy sobie szczerze, zazwyczaj te rzeczy mówił Graham jak coś mu się wymsknęło. Tym razem było całkiem spokojnie, miło. Jedzenie było dobre, a i on z czasem przeniósł się na trochę mocniejszy alkohol nie zamierzając sobie dzisiaj niczego odmawiać. Hedonistyczna natura dawała o sobie znać w pełnej krasie.
Dlatego też dość szybko wyłapał zmianę w zachowaniu dziewczyny. Nie trudno było się domyślić, że kogoś unika i raczej nie chodziło tutaj o kelnera z jakąś potrawą, która źle jej się kojarzy. W wojsku wpajają ci pewne zachowania, które są później prawie niemożliwe do zapomnienia. Z odruchu dość dyskretnie rozejrzał się po sali, a śledząc jej wzrok szybko ogarnął o kogo chodzi. Normalnie pewnie po prostu poprosiłby o rachunek nie chcąc robić żadnych scen, ale gość miał czelność beztrosko podejść do ich stolika. Obsługa zdecydowanie w tym momencie dała dupy.
Słysząc imię Molly spojrzał na blondynkę pytająco, nawet jeśli wiedział, że w tym momencie nie dostanie odpowiedzi. Widząc natomiast stan w jakim był jej dawny znajomy to właśnie na nim skupił swoją uwagę. Tak naprawdę nie przywiązywał większej wagi do tego, co dokładnie mówił. Zarejestrował wszystkie słowa oraz ich znaczenie, ale szukał w tym momencie jakiegokolwiek przejawu agresji bo taki zawsze mógł się pojawić. Kiedy już sobie bezceremonialnie usiadł przy ich stoliku i zaczął dalej biadolić o jej przyszłości Graham zaczął tracić cierpliwość.
- Jak widzisz, moja dziewczyna nie wydaje się być zainteresowana rozmową z tobą, ani nawet nie kojarzy twojej mordy, więc musiałeś ją z kimś pomylić. Nie róbmy sceny. Zabieraj tyłek do swojego stolika. - powiedział całkowicie spokojnie, choć jego mimika jasno mówiła, że jest wkurwiony.
Tylko czy ten gość będzie w stanie to odczytać? Susan na pewno.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Tak, rzucam Ci wyzwanie – uśmiechnęła się delikatnie i cholernie podejrzanie. To był uśmiech zarezerwowany wyłącznie na specjalne okazje. Nieco cwaniacki, z nutką babskiej natury żmiji i co najważniejsze… mocno skojarzony z bardzo nieprzyzwoitymi myślami. Graham pasował jej pod każdym względem i dopóki nie otworzy swojej szafy z trupami, Su nie miała zamiaru nigdzie uciekać. Zakładając, że najcięższa trauma była związana z jego zmarłą narzeczoną, czuła się zwycięsko. Pozycja, na której była, mogła określić mianem dobrej. Nie naciskała, nie tłamsiła i nie narzucała się mężczyźnie pragnąc, aby sam był spragniony jej obecności. Jak do tej pory to stare niczym świat wodzenie za nosek wychodziło jej dobrze i tego miała zamiar się trzymać. Do dzisiejszego wieczoru była wręcz przekonana, że tajemnice pozostawione w Stanach właśnie tam zostaną. Nic więc dziwnego, że pobladła gdy na horyzoncie ukazał się dawny znajomy. Był zupełnie ostatnią osobą, z którą Murphy chciałaby się widzieć i rozmawiać. To chodzący symbol minionego czasu, złego czasu, który chciała zatrzeć w pamięci i udawać, że to nigdy się nie wydarzyło.
I nawet fakt wlania w siebie kilku drinków nie spowodował poczucia luzu i przekonania „dam radę, uda mi się zbyć tego dupka”. Przerażenie i panika zaczęły brać górę. Szczęście w nieszczęściu, była na tyle dobrą aktorką i umiała zachować pokerową twarz, że Graham nie mógł dostrzec jak bardzo się teraz bała. To, że jej buzia w momencie stała się jaśniejsza, nie zależało od niej. Reakcja organizmu – nad tym nie da się zapanować.
Przez cały monolog wygłoszony przez Clarka, blondynka siedziała nieruchomo zmieniając jedynie punkt, w którym utkwiony był jej wzrok. Mimo pozornego spokoju, targało nią kilkanaście różnych, bardzo skrajnych emocji. Od chęci do płaczu, przez nieodpartą, wręcz natrętną myśl o przywaleniu mężczyźnie. – Poza tym na nas już pora – dodała do wypowiedzi Halifaxa cedząc każde słowo przez zęby.
– Dobra, dobra – uniósł dłonie w geście poddania się. Chociaż gość wyglądał na masywnego, w rzeczywistości był tłusty, leniwy i nie lubił kłopotów. Jeżeli na horyzoncie pojawiała się możliwość ewentualnej bójki – szybko się zmywał.
Jednym słowem – tchórz.
Facet zebrał się, posłał Susan spojrzenie w stylu „mam cię na oku” i odszedł chwiejnym krokiem w zupełnie inną stronę restauracji.
– Co to miało być – szepnęła pod nosem Murphy opierając czoło na rozłożonych palcach dłoni. Najchętniej uniknęłaby wzroku Grahama do końca dnia, ale nie było na to najmniejszych szans.
Próba szybkiego załagodzenia sytuacji i odwrócenia kota ogonem? Dlaczego nie. – Alkohol i dragi wyżarły mu resztki mózgu. Szkoda mi takich ludzi – odsunęła od siebie szklankę z niedopitym alkoholem. Z jej strony takie podsumowanie wydawało się spójne i logiczne więc postarała się łagodnie przejść dalej. – Masz ochotę na coś jeszcze? Czy wrócimy do hotelu spacerkiem ? świeże powietrze bardzo dobrze by jej zrobiło. A największą ochotę w tej chwili to ona miała na papierosa. Stres, nerwy, niekomfortowa sytuacja, wszystko to spowodowało, że zapragnęła zaciągnąć się dymem. Jak na złość nie miała przy sobie fajek. Nie było w tym nic dziwnego bowiem z papierosami Su żyła dobrze jedynie okazjonalnie, np. na imprezie.


Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kusiła go. Wiedziała, że uwielbiał takie zabawy. Droczenie się, igraszki... Oboje byli w tym dobrzy, a chwilowo to właśnie ona była na wygranej pozycji zdając sobie zapewne sprawę, że tutaj nie może zrobić nic szalonego. Chociaż... Czy na pewno? Z tym swoim zawadiackim uśmiechem całkiem nonszalancko wsunął dłoń pod obrus i gdy przesuwała swoją stopę po jego łydce po prostu przyciągnął ją trochę wyżej by nawet w butach mogła poczuć pewien opór między jego nogami, który powinien ją przekonać, że rzeczywiście mówił prawdę i naprawdę cieszy się na jej widok. Nadal, po tych wszystkich tygodniach. Puścił jej stopę, ale zadowolony uśmiech pozostał na jego twarzy. Zawsze miał dość wysokie libido, ale po poznaniu Susan wskakiwało na naprawdę nieznane mu wysokości. Na pewno nie był tym zmartwiony. W łóżku byli całkowicie kompatybilni, więc dlaczego miałby z tego nie korzystać tak często jak tylko może?
Pojawienie się niespodziewanego gościa spieprzyło jednak cały wieczór. Gdyby był to tylko jakiś gbur, który pomylił stoliki na pewno już po pierwszych dwóch zdaniach dostałby w zęby. Graham pod tym względem zawsze był porywczy, zwłaszcza jeśli chodziło o chronienie kobiet, tym bardziej swojej. Zachowanie blondynki podpowiadało mu jednak, że chociaż spotkanie jest pewnie przypadkowe, nie wszystko było w nim zmyślone. Stąd zdecydował się przynajmniej w tej chwili utrzymać nerwy na wodzy i nie robić scen. Jak się szybko okazało, facet pomimo swoich gabarytów był po prostu tchórzem z wielką gębą. Niestety, niesmak pozostał na długo po tym jak już odszedł od stolika. Jak na ironię właśnie dzisiaj powiedział jej, że nie ma ludzi kryształowych i patrzcie państwo, pierwszy trup wyskoczył z szafy. Anglik miał dość dobrą pamięć, więc szybko połączył fakty i doszedł do wniosku, że gość wcale nie szukał tego żołnierza, z którym to ona zgłosiła się do jego biura. Było to coś, o czym zupełnie nie miał pojęcia i nie można było powiedzieć, by był z tego faktu zadowolony.
- Więc jednak się znacie. Uroczy typ. - mruknął dość kąśliwie lustrując ją wzrokiem - Myślę, że pora się zbierać. Ja zapłacę. - przywołał do siebie kelnerkę prosząc o rachunek.
To w żaden sposób nie była jej wina, że spotkali tutaj tego typka, nie miał jej tego za złe. Bardziej irytował go fakt, że najwyraźniej od początku go oszukiwała. Czy Molly to jej prawdziwe imię, czy kolejne życie, które kiedyś porzuciła? Graham wiedział, że to wszystko byłoby zbyt piękne by być prawdziwe. Gdzieś musiał być haczyk i chyba właśnie na niego trafili. Nie miał pojęcia, co jeszcze przed nim ukrywa. Może jej poprzedni chłopak dlatego dał nogi za pas i zapadł się pod ziemię? Nie tego spodziewał się po tym wieczorze oraz tej wycieczce. W drodze do hotelu był raczej cichy, a zapytany odpowiadał dość zdawkowo. Nie miał pojęcia co ma sobie teraz myśleć, a przez cały czas korciło go żeby poprosić znajomą o prześwietlenie swojej dziewczyny. Wcześniej ufał jej na tyle by tego nie robić, ale teraz miał ku temu pewne powody.
Z powrotem w apartamencie zamknął się na chwilę w łazience walcząc z impulsem naruszenia jej prywatności. Miał znajomości. Wystarczyła jedna wiadomość i pewnie dowiedziałby się wszystkiego, co mu potrzebne, ale spaliłby wtedy za sobą wszystkie mosty. W końcu przemył twarz zimną wodą i wyszedł by stawić czoła problemowi.
- Chyba powinniśmy porozmawiać o tym, co zaszło w restauracji. - powiedział dość poważnie rzucając marynarkę na sofę i dając jej szansę na powiedzenie mu prawdy.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Niespodzianka, lot, miło spędzony wieczór, a nawet wystrój i klimat restauracji, wszystko, dosłownie wszystko podbijało jej nastrój i pomagało szybować mu na najwyższym pułapie. Bez wątpienia delikatne podniecenie, stan umiarkowanej euforii i jej wdzięczne spojrzenie były jednoznaczne z tym, że jest w tej chwili szczęśliwa. To bardzo uzależniające uczucie i gdy tylko cała paleta uczuć powraca do stanu normalności, człowiek chce żeby to zdarzyło się znów i trwało dłużej. Nie było w tym nic złego, absolutnie. Jedyną zadrą jaka nie pozwalała Su się odprężyć na 100%, było przekonanie i tradycja w jej życiu. Czego ona dotyczyła? A No tego, że gdy inni twardo powtarzali, iż po burzy wychodzi słońce, tak ona w rozprażony dzień wyczekiwała pierwszych obłoków zwiastujących nawałnice. Nigdy nie mogło być zbyt dobrze przez długi okres czasu. A teraz było wręcz idealnie.
Złapana za kostkę na moment straciła ten cwaniacki uśmieszek. Przez myśl przeszło jej, że Graham mógłby zrobić coś co ją zdenerwuje, a dla niego będzie to zabawne. Szybko odrzuciła pomysł kierując się tym, że przecież go już trochę zna. Luzując kończynę w kolanie, pozwoliła unieść ją nieco wyżej, jednocześnie nie dając znać ludziom w restauracji co dzieje się pod stolikiem. Nie wytrzymała i zakryła dłonią usta gdy wszystko już było jasne. - Graham – szepnęła mając go tym jakoś przywołać do porządku. – Zachowujesz się jak nastolatek – głos miała pełen rozbawienia z nutką zadowolenia. Co miała innego zrobić lub powiedzieć skoro w pewnym sensie i to jej schlebiało. Póki to była radość na wyłącznie JEJ widok, mogła jedynie udawać, że powinien się umieć zachować. Tak naprawdę wcale jej to nie przeszkadzało.
Wspomniana wcześniej burza nadeszła. Jak zawsze niespodziewanie i jak zawsze była to prawdziwa petarda. Rozpiętość całego szamba jakie spotykało ją w życiu była tak duża, że nie śmiała nawet obstawiać jaką formę przybierze tym razem. 10 minut – dokładnie tyle wystarczyło aby cała radość uleciała z niej jak z przebitego balona. C.C pozostawił po sobie niesmak i coś znacznie gorszego bo nie wierzyła, że jego temat zakończy się wraz z odejściem od stolika. Jak to często bywa, kobiecy instynkt nie zawiódł.
– Sądziłam, że da się zbyć. Widziałeś jak wygląda, ledwo szedł – tłumaczyła linie obrony w postaci swych pierwszych słów, które skierowała do intruza. Tak, znała go, niestety. Tutaj nie mogła kłamać, poza tym była po kilku drinkach i zachwiana równowaga emocjonalna sprawiłaby, że jeszcze przed północą wypaplałaby prawdę i wtedy byłby klops. Pytanie co zrobi z dalszą częścią tej historii bo przyznanie się do tej parszywej mordy to jedno, a cała przeszłość to drugie.
Powrotny spacer nie był już taką sielanką. Susan czuła dystans i nie szukała kontaktu na siłę. Zamiast grać idiotkę, dla której nic się nie stało, wstąpiła do jednego z mijanych sklepów aby kupić papierosy i zapalniczkę. Czuła, że dzisiaj potrzebuje zapalić.
Po przyjściu do hotelu automatycznie zrzuciła buty i usiadła na kanapie korzystając z chwilowej samotności. Obejmując dłońmi skronie próbowała nakłonić mózg do intensywnej pracy. Nic z tego. Tej sytuacji nie było w planach. Nie posiadała wyjścia awaryjnego ani nie miała przygotowanej opcji na wypadek spotkania kogoś z tamtych lat. Świat jest mały, a ona boleśnie się o tym przekonała. Samotność w salonie była jak oczekiwanie na ojca po wywiadówce. Doskonale wiedziała, że nie będzie zachwycony jej postępowanie, a kara może być bolesna, nawet bardzo. Jeśli chodzi o zachowanie to z pewnością nie było w nim nawet ziarna paniki. Raczej żal do losu i zrezygnowanie.
– Chyba tak – odparła wiedząc, że to dokładnie ten moment, w którym powinna się posiłkować tytoniowym dymem. Zdejmując z paczki folię, rzuciła ją niedbale na stolik. Krótki spacer w stronę tarasu przerwał dźwięk naciskanej zapalniczki. Przez krótki moment jej twarz rozjaśnił pomarańczowy płomień. Pierwszy obłok wypuściła z płuc dotykając bosą stopą chłodnej płytki. Czy mogła tutaj palić? Potrzebowała tego.
– Wspominałam kiedyś, że jestem po rozwodzie. Ten facet, w restauracji, to dobry znajomy mojego byłego męża. – kolejny obłoczek rozpłynął się nad jej głową. – Nie wiem jak to powiedzieć – spuściła głowę szukając odpowiednich słów. Nienawidziła tamtego okresu i nienawidziła do niego wracać. – Byłam ofiarą przemocy. Sukinsyn znęcał się nade mną psychicznie, a pewnego dnia mnie uderzył – to już wiedział. – Wtedy zadzwoniłam po ojca i pomijając wszystko inne, uciekłam, rozwiodłam się – trzeci i czwarty obłok otulił jej buzię. – Jakiś czas później zapukała do mnie policja pytając, czy w ostatnim czasie miałam z nim kontakt. Chodziło o zaginięcie. Ostatnie czego w życiu bym szukała to możliwości spotkania się z nim. Później nadarzyła się okazja żeby wyjechać i zrobiłam to. Ze strachu przed tym, że typ może mnie śledzić albo szukać, zmieniłam imię. Bałam się. On był nieobliczalny – zgasiła niedopałek o płytkę i zupełnie nieelegancko wyrzuciła go przez balustradę. W tej chwili nie stanowiło to dla niej żadnego problemu. Miała o wiele większe kłopoty… – Molly to moje imię z… dawnego życia – przechodząc przez próg tarasu zatrzymała się w połowie drogi do Grahama. Nadal czuła paskudny dystans i doskonale wiedziała, że uraczyła go ¾ prawdy. Najgorsze paskudztwo zostawiła dla siebie nie mając pojęcia jak duże ma znajomosci i gdzie może dotrzeć. Wydawało jej się, że tajemnica, którą teraz ukrywa nie może wyjść poza szeregi policji. Podejrzenie o zabójstwo i brak kary z powodu braku dowodów nie brzmi ani trochę dobrze.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
ODPOWIEDZ