mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Jaka była szansa, że to była Julie? Żadna. Odpowiedź na to pytanie wydawała się prosta i logiczna, ale Leo potrzebował czasu, żeby ją do siebie dopuścić, bo… były identyczne. Dosłownie, jak dwie krople wody. Nie dziwne więc, że gdy za pierwszym razem minął się z nią na ulicy to zamarł. Wydawało mu się, musiało. Przecież nie było innego wytłumaczenia. Co nie zmieniło faktu, że spanikowany odwrócił się i ruszył w tłum, żeby spojrzeć w twarz tej dziewczynie. Lecz już jej nie znalazł. Złapał za ramię jakąś inną, która posłała mu ciekawą wiązankę. Czyli ta wizja musiała być kolejną konsekwencją tamtego wypadku. Leonard mierzył się z kilkoma, do czego nikomu nie przyznawał się. Nie chciał zostać zmuszonym do brania jakiś otumaniających psychotropów. Akurat na różnego rodzaju wspomagaczach znał się i sam potrafił sobie pomóc w razie potrzeby. Tak więc, jakoś to sobie wytłumaczył, po czym…
Zobaczył ją po raz kolejny. Tym razem w przytulnej knajpce z grupką znajomych. Nie wiedział na jak długo się zawiesił i wpatrywał w jej buzię, gdy mówiła coś do swoich towarzyszy. A potem roześmiała się i szeroko uśmiechnęła. Tak bardzo brakowało mu tego widoku, że zamiast jakoś sensownie zareagować, to tylko przyglądał się jej. Ocknął się dopiero, gdy otrzymał swoje zamówienie. Wziął tackę i bez cienia zawahania powędrował do stolika, zajmując miejsce tak by siedzieć z nią plecy w plecy. Dzięki czemu mógł ją jeszcze usłyszeć i… brzmiała identycznie jak Julie. Tylko ci znajomi zaczęli zwracać się do niej inaczej. Charlie. W tym momencie był w tak ogromnym szoku, że niczego nie skojarzył. Ale za to wystarczająco skupił się na ich rozmowie, by dowiedzieć się o imprezie urodzinowej w pubie, który był mu dobrze znany. Mieli tam iść większą paczką, a poza tym każdy mógł przyprowadzić swoich znajomych. Znakomicie! W jego, nie do końca prawidłowo funkcjonującej, głowie zaczął układać się sprytny plan, który skończył się tak, że…
Grał z jakimiś obcymi kolesiami w podobnym do niego wieku w bilarda. Bezproblemowo wkręcił się w towarzystwo, bo przecież nikt nie pytał z kim przyszedł, szczególnie jeżeli był chętny do grania i picia. Jednak o dziwo z tym drugim tego wieczoru nie przesadzał, bo miał inny cel. W sumie sam jeszcze nie wiedział do końca jaki, ale na pewno była nim Julie… to znaczy Charlie. Musiał wbić sobie to imię do głowy. Niestety po kilku rozgrywkach nikt już nie chciał z nim grać. Leo musiał robić coś ze swoim czasem, a miewał go całkiem dużo. Więc bilard, kręgle, rzutki, bierki, kilkanaście gier karcianych i planszowych miał opanowane do perfekcji. Więc w tym przypadku nawet nie musiał jakoś szczególnie starać się, dzięki czemu całkiem niepozornie dalej prowadził swoją obserwację brunetki. Lecz gdy ostatni chłopcy zrezygnowali z gry to pozostał przy stole sam i dobrze się złożyło, że ona w tym czasie także. Bił się jeszcze z myślami. Powtarzał sobie, że to nie mogła być Julie. Lecz kimkolwiek była to był jej ciekaw.
- Szukam kogoś, kto zlituję się nade mną i zgodzi się zagrać. Niestety chłopaki już wymiękli - mówiąc to nawet na nią nie patrzył, chociaż stał tuż przed nią. Jego wzrok skupił się na grupce facetów, których chwilę wcześniej ograł. - A jeżeli nie masz lepszego zajęcia niż to… - jego wzrok powędrował w dół, odnajdując jej dłonie w których trzymała telefon. No tak, pokolenie Z. Powoli przechylił w jej stronę kij, na którym podpierał się stojąc. - To chyba nie masz wiele do stracenia, a za to możesz coś zyskać. Bo nie myśl sobie, że nie gwarantuje interesującej wygranej… - urwał swoją wypowiedź tak, jakby na koniec chciał użyć jej imienia, ale przecież go nie znał. To znaczy znał, ale nie powinien go znać, więc dał jej szansę na przedstawienie się i odrzucenie bądź przyjęcie jego propozycji. Dopiero po wypowiedzeniu tych wszystkich słów jego wzrok uniósł się do góry, odnajdując jej śliczną twarz. To sprawiło, że mocno połączył ze sobą wargi i przełknął nerwowo ślinę, całe szczęście że zaczął mówić wcześniej…

Charlie Moreen
ambitny krab
Leire
lorne bay — lorne bay
20 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Urodziny Brada, a może Tedda? A może ich obydwu? Nie była pewna. Sandersonów dzieliła chyba dwuletnia różnica wieku, ale urodzili się najpewniej w tym samym miesiącu, więc i imprezy urodzinowe często urządzali wspólnie. Tym razem wydawało jej się jednak, że to Teddy jest solenizantem. No mniejsza... Na imprezie zjawiła się z prezentem i alkoholem, zostawiając go na stole przy pozostałych upominkach i trunkach. W Rudd’s zdarzyło jej się być może ze dwa, albo trzy razy, to nie były za bardzo jej klimaty. Oldschoolowy wystrój, mdły zapach dębowego drewna, wymieszany z dymem papierosowym, połączenie wprost rewelacyjne. Jedynym plusem była muzyka, którą zapodali z głośników. Stary dobry rock'n roll i człowiek mógł umrzeć szczęśliwszy.
Zatrzymała się gdzieś przy barze, pozwoliła postawić sobie drinka, zagadała ze znajomymi. Wspominała wakacje, rozmawiała o studiach, na które nie zdążyła złożyć jeszcze podania. Odwlekała to już rok i wciąż nie po drodze było jej w tamtym kierunku, a rodzice wciąż naciskali. Naciskali tak bardzo, że to już chyba była kwestia zrobienia im na złość. Nie tylko za to, że za całokształt. Ostatnio w domu było dziwnie, ojciec zjawiał się w nim tylko wyspać, a potem znikał na całe dnie w swojej kancelarii. Czasami zdarzało mu się nie wrócić na noc, ale nikt go wtedy nawet nie szukał, z matką praktycznie w ogóle nie rozmawiali, a Charlie wolała nie dolewać oliwy do ognia. Nie pamięta kiedy ostatni raz jedli wspólny niedzielny obiad, albo chociaż kolacje. Nie pamięta uśmiechniętej matki. Nie pamięta tych niekończących się rozmów z ojcem. Nie pamięta wyjazdów nad jezioro. Ale jedyne czego zapomnieć nie potrafię, to Julie. Bo jej śmiech, jest jej własnym. Bo, gdy spogląda codziennie w lustro, widzi tam właśnie ją. Chociaż ubiera się inaczej, czesze inaczej, maluje inaczej, to wciąż jest jej lustrzanym odbiciem.
Wciąż ma te same oczy, ten sam uśmiech, nawet ten sam pieprzony pieprzyk na karku. Ale Julie już nie ma, nie ma jej tak długo, a tęsknota za nią wcale nie ustępuje. Wciąż pali i nie pozwala zasnąć. Może dlatego zaczęła prowadzać się z jej znajomymi, chociaż nigdy tego nie lubiła. Nigdy nie lubiła wychodzić na te imprezy, przebywać w ich towarzystwie, śmiać się z nimi z głupich żartów. Tylko te wyjścia, bycie częścią tej paczki, koi jej serce w jakiś dziwny sposób, który jeszcze nie do końca potrafi zrozumieć. Czasami z nimi zapomina się i jest tak, jakby Julie nigdy nie odeszła, ale tylko czasami.
Ja? Ja mam zagrać z Tobą? – Odpowiedziała chłopakowi, który zaczepił ją, gdy obierała się o szafę grającą gdzieś w pobliżu stołu bilardowego i scrollowała galerię zdjęć w poszukiwaniu... Tak naprawdę sama nie wiedziała co chciała tam znaleźć. – Chyba prawie każdy z tutaj zebranych wie, że totalnie nie potrafię grać w bilard, dlaczego Ty tego nie wiesz? Nie kojarzę Cię... – Zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się, czy już go wcześniej gdzieś widziała. – Jestem Charlie – przedstawiła się, wyciągając rękę do chłopaka i posyłając mu uśmiech. – Chętnie bym z Tobą zagrała, ale jak powiedziałam, jestem w tym bardzo kiepska, naprawdę. To jakaś dziedziczna dysfunkcja, u nas to chyba rodzinne.

Leonard Specter
powitalny kokos
Charlie Moreen
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
To nie był dobry pomysł. Szczególnie, że skończył się w miejscu planowania tego całego wkręcenia się na imprezę i w towarzystwo. To wydawało mu się najważniejsze, bo konieczne by można było przejść dalej. Tylko już o tym dalej kompletnie zapomniał, nie pomyślał… a raczej celowo zignorował. Po swoim totalnym osłupieniu, w które wpadł gdy tylko ją widział z kilku metrów mógł spodziewać się, że gdy stanie z nią twarzą w twarz, to nie skończy się najlepiej. Był lekko podenerwowany i zabrakło mu języka w gębie, lecz to było jeszcze wytłumaczalne. Zagadywał kompletnie obcą dziewczynę, a nie każdy był na tyle śmiały i otwarty, by zrobić to bez najmniejszego zawahania. Co prawda, Leonard był. Nie miewał takich problemów. Nie dlatego, że nie spotykał się w odpowiedzi z typowym koszem, tylko zwyczajnie nie uważał że mógłby coś stracić jeżeli by do niego doszło. Lecz tym razem nie czuł się całkowicie obojętny. Ona nie była jakąkolwiek dziewczyną, do której postanowił podejść i zagadać. Chociaż wyglądała trochę inaczej, nie ten ubiór i makijaż, to jednak podobieństwo do Julie było tak ogromne, że takie szczegóły nie robiły mu żadnej różnicy. Nie dziwne więc, że gdy zaczęła mówić to on stał kompletnie osłupiały, wpatrując się w jej twarz i nadal nie wierząc w to, że ją widział… to znaczy nie ją, ale kogoś aż tak podobnego do niej.
Powrócił do obecnych, widząc jak brunetka wyciąga w jego stronę swoją dłoń. Przedstawiła się, świetnie. Teraz nie musiał obawiać się że jej imię, którego znać nie powinien, wymsknie mu się. Odchrząknął, wyciągnął rękę do przodu i dosyć lekko, niepewnie uścisnął jej dłoń. Standardowa czynność, gdy dwie osoby się poznawały. Nie powinna robić na nim najmniejszego wrażenia, ale robiła. Chociaż zewnętrznie mógł wyglądać jedynie na trochę spiętego i onieśmielonego, to wewnętrznie walczył ze sobą żeby zachowywać się jak najbardziej normalnie, naturalnie, ponieważ ta cała sytuacja do takich powinna się zaliczać. To z oczywistych względów, czyli jej wyglądu, jednak nie była czymś zwyczajnym dla Spectera.
- Leo - wyrzucił w końcu z siebie, po czym rozłączył ich uścisk i wycofał dłoń w swoją stronę. Musiał zacząć mówić, chociaż nie miewał z tym żadnych problemów. To jednak teraz wszystko, co miałby z siebie wydobyć wydawało mu się takie durne i niewłaściwe. Tylko, że… to był tylko jego upośledzony punkt widzenia, Charlie zachowywała się zwyczajnie. Więc też musiał spróbować, żeby nie stracić swojej szansy. - Przestałem słuchać po chętnie bym z tobą zagrała… - odpowiedział tak lekko i spokojnie, nawet niejako żartując. Kij bilardowy, który trzymał w drugiej dłoni przechylił jeszcze bardziej w jej kierunku, aż ostatecznie oparł go na jej ramieniu i puścił, tym samym wymuszając na niej konieczność pochwycenia go w dłonie. - Jeżeli te chęci są prawdziwe, a nie tylko próbowałaś mnie w miarę bezboleśnie spławić, to może nawet i lepiej… proponuję ci całkowicie nieodpłatną naukę gry w bilarda. Sprawdzimy, jak bardzo kiepska jesteś… bo może zwyczajnie nie miałaś dobrego nauczyciela, więc może warto dać sobie szansę? - zapytał, robiąc dwa kroki w tył i zatrzymując się bliżej stołu bilardowego, który był już naszykowany do nowej gry. Mówił o niej, lecz tak naprawdę szukał szansy dla samego siebie. Na porozmawianie z nią, poprzebywanie w jej towarzystwie, poznanie jej i… oswojenie się. Nie czekając już na jej odpowiedź zajął pozycję, nachylił się i nawet dobrze nie celował. Pewnym ruchem uderzył w białą bilę, która zaraz rozbiła wszystkie pozostałe, dzięki czemu poprzemieszczały się one po całym stole. Gdy wszystkie już ustały, to Leo przeniósł ponownie swój wzrok na brunetkę, posłał jej nie taki szeroki, ale szczery uśmiech i dodał. - Więc jak będzie z tą szansą, Charlie? - zapytał, powtarzając ten fragment ponownie i w ten sposób, dając jej możliwość do bezproblemowego odrzucenia go, jeżeli w najmniejszym stopniu nie byłaby zainteresowana kontynuacją swojego wieczoru w jego towarzystwie.

Charlie Moreen
ambitny krab
Leire
lorne bay — lorne bay
20 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Schowała telefon do tylnej kieszeni spodni, zapomniała już tak naprawdę po co tu przyszła. Impreza jak każda inna i tak za nimi nie przepadała. Nigdy ich nie lubiła, to pozostawało niezmienne. Tak niewiele rzeczy w jej życiu pozostawało niezmiennych, wszystko ulatywało jej przez palce. A najbardziej czas i osoby, na których jej zależało. Wszystko znikało bezpowrotnie, a ona tkwiła w nie do końca swoim życiu. Po śmierci Julie wiele osób zaczęło spoglądać na nią przez jej pryzmat, jakby Charlie była jej wierną kopią. Mają w stosunku do niej oczekiwania, jakby ta nie była sobą, a swoją siostrą. I zabawne jest w tym to, że Moreen gra w tę grę. Bawi się w tą zabawę. Dlaczego? Może nie potrafi, a może nie chce pokazać, że jest inaczej i tłumaczy sobie, że te imprezy, Ci znajomi... Że trwa w tym wszystkim, ponieważ tylko wtedy czuje, jakby Julie nadal żyła.
Skupiła na nim swoje spojrzenie, tak zwyczajnie, by się mu lepiej przyjrzeć. Tatuaże mocno przyciągały uwagę, oplatały jego ręce, by zniknąć pod rękawami koszulki, a potem pojawić się ponownie na szyi. Ciekawiło jak wyglądały te, które skrywała warstwa materiału, ale porzuciła tę myśl. Chłopak wyglądał na takiego, który nie lubił przestrzegać zasad, a ona wielokrotnie słyszała, że źle dobiera sobie znajomych, nie chcąc więc rozczarować swoich rodziców, postanowiła pociągnąć rozmowę. Nie za bardzo wierzyła w to, że ktokolwiek może ją nauczyć wymiatać w bilardzie, ale nie miała nic do stracenia. I zupełnie nie wiedzieć dlaczego, wolała robić to, niż wracać do towarzystwa.
Sobie szansę, czy Tobie szansę? – zapytała z przekąsem. – A może miałam świetnych instruktorów? Może po prostu to ja jestem kiepską uczennicą? – dodała, trzymając w rękach kij, który chwilę wcześniej podał jej Leo. Leo, jaki Leo? Nie słyszała nigdy o żadnym Leo, a już na pewno nie łączyła faktów. Minęło zbyt wiele czasu, by jej głowa mogła przywołać sms-y, które widywała u Julie w telefonie. – Okej, przekonajmy się. Dam nam tę szansę... W sumie nie mam nic do stracenia, co najwyżej godność. – Wzruszyła ramionami i przybliżyła się do stołu, na którym chłopak zdążył już rozbić bile. – I co teraz? Teraz moja kolej, czy wciąż Twoja? – Jeśli wydawało mu się, że to będzie takie proste, to był naprawdę w sporym błędzie. Może nawet nie dlatego, że Charlie nie wiedziała czyja teraz kolej, ale dlatego, że postanowiła bawić się jeszcze lepiej, robiąc mu dodatkowo pod górkę. Zasady gry w bilard były tak mało skomplikowane, że nie trudno było je spamiętać. Największy problem miała z poprawnym ułożeniem kija i z przyjęciem odpowiedniej postawy, by uderzenie przyniosło zamierzony rezultat, ale w końcu od czegoś miała nauczyciela, prawda?

Leonard Specter
powitalny kokos
Charlie Moreen
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Uśmiechnął się szeroko słysząc jej trafne i śmiałe pytanie. Miała go. Bo przecież kto bez jakiegoś większego powodu chciałby bawić się w naukę gry w bilarda kogokolwiek, szczególnie gdy ta osoba otwarcie przyznawała się że była w to beznadziejna? Jeżeli chciał się dobrze bawić czy pograć z kimś na poważnie to powinien poszukać innego gracza, lecz nawet po usłyszeniu odmowy nie poddawał się, tym samym zdradzając się że nie chodziło wcale o zabawę tylko o nią samą. Nie był w stanie nawet temu wprost i bez zawahania zaprzeczyć tylko wpatrywał się w nią z tym szczerym uśmiechem, jakby właśnie został przyłapany na gorącym uczynku i nie potrafił znaleźć żadnego dobrego wyjaśnienia. Uniósł dłoń i podrapał się z tyłu po głowie jakby to miałoby w czymkolwiek mu pomóc, lecz na nic wymyślnego nie wpadł. - Tą szansę która skusi cię do zagrania ze mną - odpowiedział, tym samym niejako przyznając się do tego, że jego intencje nie są wcale tak całkowicie czyste. Przecież w rzeczywistości chodziło dokładnie o to, by dała mu szansę, ale nawet jeżeli rozchodziłoby się tylko o grę, ale dzięki temu mógłby spędzić z nią trochę czasu i lepiej ją poznać, to też musiało mu wystarczyć. Przynajmniej na ten moment w to wierzył. - Może, ale bardzo szybko jesteśmy w stanie to ustalić. Jaką ogólnie jesteś uczennicą? Sumienną, dokładną i staranną, czy raczej typ mam jeszcze czas, a potem wszystko na ostatnią chwilę? - zapytał, kontynuując temat tym samym niewinnie pozwalając sobie na zdobywanie kolejnych informacji o… Charlie. Musiał wbić sobie to imię do głowy, bo gdyby nagle nazwał ją innym to pewnie nie wytłumaczyłby się z tego. Wymówka, że źle usłyszał nie zadziałałaby, bo przecież już sam raz użył jej imienia. - Spokojnie, nie przesadzaj. Przecież nikt nie będzie cię oceniał - powiedział pewnym i spokojnym tonem. Leo na pewno nie miał zamiaru, zresztą musiał skupiać się na tylu innych szczegółach, że gra sama w sobie była jego najmniejszym zmartwieniem. A gdyby ktoś miał zamiar się poprzyglądać i ponabijać to chłopak byłby pierwszy to wyjaśnienia sobie takiego ktosia.
Po jej kolejnym pytaniu dłuższą chwilę się w nią wpatrywał, bo szczerze mówiąc myślał że żartowała sobie. Ale ostatecznie uśmiechnął się ponownie szeroko i zaczął tłumaczyć zasady gry. On rozbił kule, żadna nie wpadła, więc nikt nie miał jeszcze swoich bil. Ona mogła uderzać w którekolwiek - pełne bądź połówki. Później powinni uderzać na zmianę, no chyba że komuś udało się wbić swoją bilę to przysługiwał mu drugi ruch. I oczywiście, gdy wpada czarna to przegrywasz. W resztę zasad na sam początek nie wchodził, bo mogły wyjść w praniu. Musieli w ogóle zacząć grać, żeby zaczął się w nie zagłębiać. - Twoja - odpowiedział krótko i pojawił się zaraz przy dziewczynie, odwracając się przodem do stołu. Pochylił się nad nim i zademonstrował pozycję, którą powinna przyjąć. On grał układając kij między kostkami, bo ta opcja wydawała mu się najwygodniejsza. - Spróbuj w ten sposób. Jak za pierwszym razem nie uderzysz w stół i go nie podrzesz to będzie dobrze - zażartował, chcąc zobaczyć z jakim beztalenciem bilardowym naprawdę miał do czynienia, bo do tej pory jedynie mówiła. Musiał zobaczyć, jak źle było i jak bardzo musiałby zaangażować się w tą naukę…

Charlie Moreen
ambitny krab
Leire
ODPOWIEDZ