płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
64. + Taktyczny klasyk
Spoiler
Obrazek
Sameen po swoim powrocie do Lorne Bay zarzekała się, że nie wróci do pracy. Nie chciała. Pierwszy raz w życiu… bała się. Była świadoma tego, że się starzeje i nie jest już tak odporna na ból jak kiedyś. Tortury, których doświadczyła te parę miesięcy temu wyczerpały ją. Psychicznie i fizycznie. Długo dochodziła do siebie. Na początek zadbała, żeby powrócić do dawnej wagi i żeby nie wyglądać jak cień dawnej siebie. Później pracowała nad dawną kondycją. Dużo biegała i ćwiczyła mając świadomość, że często przesadza. Wiedziała jednak, że albo spektakularny trening jak w Simsach, albo łażenie z balkonikiem jak starsze kobiety w Polsce kiedy w biedronce jest promocja na kiełbasę. Wybór był więc oczywisty. Była ładna, ale balkonik nie pasował do jej karnacji.
No, ale tak czy siak, jak już wróciła do swojej dawnej kondycji, to zaczęła też odzyskiwać zdrowie psychiczne i coraz bardziej docierało do niej to, że brakuje jej życia, które wiodła przed porwaniem. Domyśliła się też, że jedynym sposobem na to, żeby nie żyć w strachu, jest po prostu zamordowanie ludzi, którzy zrobili z niej kogoś kto się boi. Sameen nigdy się niczego nie bała. Zrobi im to samo co zrobiła z ludźmi, którzy ją uprowadzili jak była dzieckiem. Tym razem miała niestety zadanie utrudnione. W końcu technologia ruszyła do przodu, ciężej było być niezauważonym. Plusem było to, że jednocześnie łatwiej było kogoś znaleźć. No i w ten właśnie sposób zauważyła, że wujek Vesemir bardzo często bywa w Paryżu. Nawet za często jak na kogoś kto pracuje dla rosyjskiej mafii. No i jego wizyty były zbyt regularne. Musiał mieć naprawdę dobre wytłumaczenie, żeby tak regularnie się tu pojawiać. Albo był zbyt pewien siebie i wiedział, że nic mu nie grozi z niczyjej strony. Nie było to dla niej zaskoczeniem. Rosyjska mafia była wpływowa, z pewnością mogli mieć w kieszeni wielu wpływowych ludzi w Paryżu. Mimo wszystko Sameen postanowiła zaryzykować i też wybrała się do Paryża. Poleciała jednak do Luksemburga i stamtąd, autem, pojechała do Paryża. Wolała unikać bezpośrednich lotów, żeby ewentualnie zmylić kogoś kto mógłby ją śledzić. A wiedziała, że niewykonane kontrakty lubią się mścić. A na nią ktoś jednak polował. Miała zamiar dowiedzieć się kto.
Przez kilka dni śledziła wujka Vesemira. Nie interesowała się tym co robi i po co tu jest. Chciała wiedzieć dokąd wraca na noc, gdzie sypia. Musiała się też upewnić, że jest tam sam. Nie lubiła zabijać ludzi, których zabijać nie musiała, a z Vesemirem chciała sobie porozmawiać. Kiedy w końcu miała pewność co do poprawności adresu, włamała się do loftu, w którym zamieszkiwał. Pochodziła sobie po mieszkaniu, pooglądała zdjęcia prawdopodobnie córki, zajrzała do lodówki i sypialni. Naprawdę był pewien swojej nietykalności. Zerknęła na zegarek i uznała, że czas przygotować się na jego powrót. Ukryła swój plecak, tak, żeby nie rzucił mu się w oczy przy wchodzeniu i zajęła pozycję w jakimś kącie. Ustawiła się tak, żeby od razu ją zobaczył. Będzie czekała tak długo jak będzie trzeba. Przykręciła do pistoletu tłumik i czekała. Po niecałych dwóch godzinach w końcu usłyszała kroki na korytarzu, a później dźwięk klucza. Czekała aż Vesemir wejdzie do salonu, gdzie się ukryła, wyprostowała broń.
-Nie wydajesz się zaskoczony. – Powiedziała celując w niego kiedy zapalił światło i od razu ją zobaczył. Uśmiechnęła się lekko.
-Przez tydzień czułem na sobie czyjeś spojrzenie. – Odparł pukając się palcem wskazującym w skroń.
-Dobrze. – Odpowiedziała.
Napijesz się czegoś? – Zapytał i bez ogródek skierował się w stronę barku gdzie stała karafka i szklaneczki. Tym razem Sameen już nie odpowiedziała, oddała strzał celując w jego kolano. Mężczyzna zaskoczony strzałem padł na podłogę i zaczął stękać z bólu. Sameen opuściła broń, podeszłą do niego i kopnęła go w skroń, aby go znokautować. Nie potrzebowała zbędnego dramatyzowania. Schowała broń do kabury i nieprzytomnego mężczyznę pociągnęła, żeby go usadzić na krzesełku. Podczas wiązania Vesemira podśpiewywała sobie „Moi… Lolita”. Udzielił jej się francuski nastrój. –Kurewsko niepraktyczne te krzesła. – Westchnęła jak już się upewniła, że wiązania są pewne. Dała sobie jeszcze chwilkę i w końcu obudziła starucha. Nie miała czasu do stracenia. –Teraz porozmawiamy. – Powiedziała i zaczęła mu opowiadać po co tu jest i czego od niego oczekuje. Oczywiście Vesemir się zapierał, że nie ma pojęcia o czym Sameen mówi. Wcześniej przedstawiła mu zasady. Za każde kłamstwo, dzieje mu się krzywda. Musiał nie słuchać, bo kłamał często, tym samym Sameen często go raniła. Dotrzymywała obietnic.
Vesemir ledwo już dyszał kiedy Sameen wbijała mu leżący niedaleko ołówek w ranę postrzałową. Biedak nie miał już siły krzyczeć. Nawet dobrze się składało, bo dzięki temu Sameen usłyszała kolejne kroki na korytarzu. Nigdy nikogo nie przyjmował, więc była zaskoczona. Sięgnęła po broń i czekała na pojawienie się nieproszonego gościa.
Serce zabiło jej mocniej na widok dawno nie widzianej twarzy. Inej tradycyjnie była odziana w pstrokaty strój, który ewidentnie sugerował, że miesiąc czerwiec jest miesiącem dumy. Wyglądała jakby miała uczestniczyć w kilku paradach na raz. Mimo wszystko było jej w tym do twarzy. Sameen zacisnęła szczęki, a na krótką chwilę mimowolnie opuściła broń. Wiedziała, ze jej nigdy nie będzie mogła zabić. Zaraz jednak oprzytomniała. Gdyby Inej miała wybierać między nią a Vesemirem to wybrałaby jego. A Sameen nie miała w planach dzisiaj umierać. Wiedziała też, że Marlowe nie przestraszy się broni skierowanej w jej stronę. Dlatego też przeniosła ją na skroń wujka, który i tak jedną nogą już był w grobie. –Co tu robisz? – Zapytała i ponownie przeniosła wzrok na Inej.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
#31


Inej ostatnio była cóż... wkurwiona. Odkąd Astoria pojawiła się w Lorne Bay nie potrafiła się jakoś uspokoić. Przyszłość waliła do jej drzwi, a Marlowe z całej siły udawała, że nie słyszy. Rewelacje które rudowłosa przywiozła ze sobą sprawiły, że Inej na chwilę musiała przystopować z pracą w zawodzie. Potrzebowała chwili żeby wymyślić jakiś plan działania. Domyślała sie, ze wiele osób chce jej śmierci, ale teraz była tego pewna. Na dodatek na jej głowę czychala jedna z poważniejszych światowych organizacji, do których blondynka kiedyś sama należała. CIA szukało mordercy, który będzie w stanie sprawić, że Marlowe pożegna się z tym światem. Chcąc nie chcąc myśli Inej od razu pobiegły w stronę Sameen, bo kto inny mógłby jej dorównać jak nie Galanis. Chciała wierzyć w jej słowa, że ta nigdy by jej nie zabiła, ale było jej z tym ciężko. W końcu ładna liczba dolarow jest w stanie każdego przekonać do złamania obietnicy, szczególnie że były dla siebie tak naprawdę obcymi osobami, a nawet gorzej, bo były konkurencją.
Marlowe na kilka dni zaszyła sie w swojej willi, gdzie czuła się dość bezpiecznie. Chociaż wiedziała, że o wiele lepiej będzie jej w europejskim, dużym mieście. No i wtedy jakby na wysłuchanie jej myśli dostała telefon od nieco zdenerwowanego wujka Vesemira, który poprosił ją zeby jak najszybciej pojawiła się w Paryżu, bo staruszek jest w niebezpieczeństwie. No i cóż, skoro tak to postanowiła się spakować i już wieczorem siedziała w samolocie do Europy. Szczerze mówiąc obawiała się, że może to być jakaś pułapka, może chcą ja wywabić z kryjówki i wtedy pobawić życia... postanowiła zagrać w tą grę. Była gotowa.
Gdy pojawiła sie w Paryżu na początek postanowiła odwiedzić swoją kryjówkę z bronią. Wybrała kilka rzeczy, które mogly jej się przydać, a później ruszyła w stronę apartamentu Vesemira. Okazało się, że na ulicach miasta odbywa się jakaś parada równości, nie mogło więc być inaczej... musiała pp drodze kupić odpowiednie ciuchy żeby wtopić się w tłum. No i w sumie jakimś cudem wylądowała u kogoś na imprezie, bo okazało się że ludzie z parady są bardzo mili. Do domu Vesemira trafia więc po kilku godzinach i już pod drzwiami miała dziwne przeczucie że coś jest nie tak. Zrobiła więc jedna z głupszych rzeczy jakie mogła zrobić... wparowała do środka z wyciągniętym pistoletem,który automatycznie wycelowala w kobiecą postać. - Sameen, jeśli pociągniesz za spust to będę jedyną osobą, która stąd wyjdzie żywa - ostrzegła ją na sam początek. - Nie zmuszaj mnie do złamania obietnicy - nie chciała robić jej krzywdy, ale zrobi jeżeli będzie trzeba. - Od tygodnia czul na sobie czyjeś oczy, więc mnie poprosił żebym przyjechała - może gdyby nie ta głupia parada to unikneliby takiej sytuacji. - Poza tym mam do niego interes, więc nie możesz go zabić - tylko wujek Vesemir mógł jej pomóc z jej drobnym problemem z CIA. - Odłóż broń Sam I porozmawiajmy jak dorośli - Okej pewnie głupio to brzmiało z ust kobiety, która ubrana była w tak specyficzny strój, a gdzieś na ciele miała tez doczepiono pełno brokatu. - Zastrzel ja Inej, miejmy to z głowy - rzucił ledwo duszący wujek Vesemir. - Będziesz wtedy jedynym liczącym się mordercą na rynku - dodał próbując namówić blondynkę do działania i cóż jego słowa były dość kuszące. Szczególnie, że sytuacja w której znajdowała się obecnie Marlowe nie była za ciekawa. - Sameen odłóż broń - odezwała się w końcu Marlowe wpatrując się w blondynkę rejestrując każdy jej ruch, każde drgnięcie mięśni.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się na jej słowa. –Nie zrobiłabyś tego. – Odpowiedziała pewnie. Sameen wierzyła, że Inej by jej nie zabiła z tego samego powodu, dla którego Sameen nie zabiłaby jej. Nie z powodu obietnicy. Tylko dlatego, że gdyby, którakolwiek to zrobiła, to ta druga zostałaby ostatecznie sama na tym świecie. Nie chodziło tutaj o rodzinę, przyjaciół czy współpracowników. Przecież już dawno zrozumiały, że nigdy nie spotkają nikogo podobnego do siebie. Sameen właściwie wolałaby, żeby Inej zabiła ją niż, żeby to ona została zmuszona do zabicia Marlowe. Przecież nic nie mogło się zmienić od ostatniego czasu kiedy się widziały, prawda? –Jasne. – Zaśmiała się. Wątpiła, żeby Vesemir zadzwonił po Inej, bo czuł zagrożenie. Podejrzewała, że po nią zadzwonił, bo wiedział kto jest tym zagrożeniem. A wiedział o tym, że Inej i Sameen współpracowały, więc dla niego było to swego rodzaju zabezpieczenie. –Czegokolwiek potrzebujesz, to nie potrzebujesz do tego jego. – Przycisnęła lufę do skroni Vesemira. –No dobra, wystarczy ci może jego kciuk, albo któryś z palców. Na dole ma pokój. Żeby tam wejść potrzebny jest odcisk palca. Nie potrzebujesz go. Zapewne tam trzyma wszystko czego obie potrzebujemy. – Próbowała jakoś znaleźć dla siebie zabezpieczenie. Chciała mieć pewność, że Inej jej nie zabije. Może jednak coś się zmieniło i Sameen była w błędzie.
Parsknęła śmiechem na słowa Vesemira i odbezpieczyła broń. –Zastrzel mnie, Inej. Miejmy to z głowy. – Powtórzyła rozbawiona słowa ledwo dyszącego wujka. Wujkowi pewnie byłoby bardzo na rękę gdyby Sameen umarła. Nawet nie chodziło o to, że teraz byłby wolnym człowiekiem i mógłby sobie dochodzić do zdrowia w spokoju. Wiedziałby, że uwaga Marlowe już nigdy nie zostałaby rozproszona, jej misje nie zostałyby podkradzione przez kogoś innego. Byłoby dokładnie tak jak powiedział. Inej byłaby jedyną liczącą się na rynku morderczynią.
-Do czego go potrzebujesz? – Zapytała nie cofając broni. Nadal celowała w Vesemira. Tylko dzięki temu czuła się w stu procentach bezpiecznie. –To jest twoja szansa, żeby w końcu się od niego uwolnić i prowadzić życie jakie chcesz prowadzić. Nie będąc uwiązaną do kogoś kto cały czas cię kontroluje. – Pamiętała jak Inej kiedyś wyznała, że chciałaby to wszystko rzucić. Zastanawiała się teraz czy było to szczere wyznanie czy beznadziejna rozmowa.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Prychnęła pod nosem na jej słowa. - Jest wiele rzeczy, których bym nie zrobiła, a robię je każdego dnia jeśli muszę - mówiła tutaj o prowadzeniu normalnego, nudnego życia w zapyziałym miasteczku, do którego niestety coraz bardziej się przywiązywała. Tak jak do niektórych jego mieszkańców, co było strasznie irytujące. No i zupełnie nie w jej stylu. Co jednak mogła na to poradzić? Pewnie powinna wyjechać, ale chyba podobało jej się to, że w końcu nie czuje się gdzieś obco, ciągle jak jakiś intruz. Teraz była częścią jakiejś społeczności i nie było to takie złe.
- To nie takie proste Sam - powiedziała cały czas celując w kobietę. - Nic już nie jest proste - kiedyś było o wiele, wiele łatwiejsze. W tym momencie, w którym wyjebała Vesemira z motoru żeby ratować życie Sameen, w tamtym momencie wszystko było proste. Wtedy sądziła, że rzeczywiście z Sam mogłyby zawojować świat, być paniami własnego losu, robić wspólnie te wszystkie rzeczy, które mogły robić tylko ze sobą. Z tym, że trochę rzeczy się zmieniło odkąd się ostatni raz widziały. Marlowe zdała sobie sprawę, że Galanis teraz udusiłaby ją własnymi rękami, gdyby tylko usłyszała pogłoskę o tym, że jakaś blondynka kręciła sie dookoła domu jej siostry, albo rodziców. Cokolwiek nie stałoby sie Raine czy reszcie jej rodziny byłoby zrzucone na biedną Inej. Pamiętała jaka była zła w momencie, w którym przyznała sie, że rozmawiała z jej siostrą. Gdyby nie fakt, że Sam była wtedy poturbowana to chuj wie jakby to wszystko się potoczyło. To trochę otworzyło oczy Inej. Zauważyła, że poświęcenia w ich relacji były tylko jednostronne, a Sam była nią zainteresowana tylko w momencie, w którym czegoś od niej potrzebowała. To trochę bolało Marlowe i nie czuła się z tym komfortowo.
- Odłóż broń Sam - ponowiła prośbę ciągle celując w kobietę. Oddychała miarowo, twardo stojąc na ziemi. Jeżeli będzie musiała, nie może chybić. - Nie potrzebuje się od nikogo uwalniać, jestem wolna. - Prychnęła, bo wkurwiało ją to, że Sameen mówiła o wolności, a sama teraz próbowała jej cos narzucić. - Nie jestem jak Ty, nie mam rodziny, przyjaciół, czegokolwiek... mam jego i to tyle. Jest moim wujkiem, nawet jeżeli nie z krwi. Nie chcę żyć w świecie, w którym nie mam nikogo, z kim mogę być szczera i kto by się o mnie kiedykolwiek troszczył - wiele złych rzeczy mogła powiedzieć o Vesemirze, ale na swój sposób o nią dbał i to było bardzo miłe. - Chciałaś mnie udusić, bo rozmawiałam z Twoją siostrą. Jak mam się zachować kiedy celujesz do mojej rodziny? - Zapytała nie spuszczając wzroku z jej twarzy, a o dziwo jej oczy się zaszkliły, bo nagle zachciało jej się płakać. Czuła się bezsilna, ale starała się jak mogła żeby tego nie pokazać. - Jest grupa agentów z CIA, którzy chcą mnie znaleźć i zabić, najlepiej niepostrzeżenie żeby nie musieć robić z tego medialnej szopki... szukają mordercy, który to za nich zrobi... - dobrze wiedziała kogo mogli zatrudnić i być może, gdyby teraz pociągnęła za spust to uratowałaby też swoje życie. - Potrzebuje jego kontaktów, żeby mieć pewność, że nigdy mnie nie znajdą, albo żebym ja mogła ich znaleźć pierwsza - bo nie zamierzała tego tak zostawić i czekać, aż ktoś jej strzeli prosto w głowę. Musiała działać. - Dlaczego Ty chcesz go zabić? - Zapytała, bo nie rozumiała w sumie tego i postanowiła trochę zaszaleć i znów zrobiła krok w stronę kobiety. - Przespał się z Tobą i nigdy nie zadzwonił? Znam takich typów, nie on jeden - starała się żartem jakoś sprawić, że blondynka chociaż na chwilę straci czujność. - Może pozwoliłabym Ci go zabić bezkarnie, gdybyś miała na sobie szminkę ode mnie - albo gdyby chociaż się nią zainteresowała od ich ostatniego spotkania, na które przyszła tylko po to żeby uzyskać pomoc od Inej, a przynajmniej ona tak to widziała.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie dawała tego po sobie poznać, ale na chwilę zwątpiła we wszystko. A właściwie to we wszystko co było związane z Inej. Co jeżeli cała ich relacja była kłamstwem? Co jeżeli to co Inej mówiła kiedykolwiek było po prostu stworzonymi scenariuszami, które wypowiadała, żeby wzbudzić zaufanie Galanis. Może nigdy między nimi niczego nie było. Inej miała zaburzoną wizję wolności. Sameen nie dziwiła jej się. Sama kiedyś była w momencie życia, w którym nie wiedziała czym ta wolność jest. A jak już ją miała to nie wiedziała co z nią robić, jak z niej korzystać i przede wszystkim od czego zacząć.
-Nic nigdy nie było proste. – Powiedziała na chwilę rozluźniając dłoń, którą trzymała broń. Na sekundę rozprostowała palce i zaraz znowu jej chwyt był pewien. Nadal trzymała broń przy głowie Vesemira. Jego życie nie miało dla niej żadnej wartości. Natomiast jego śmierć mogła jej przynieść wiele korzyści. Głęboko wierzyła w to, że Inej też bardzo skorzystałaby na jego przejściu na drugą stronę. –Ale było zdecydowanie łatwiej kiedy obie stałyśmy po tej samej stronie. – Dodała po chwili. Nie kłamała. Kiedy we Włoszech miała świadomość tego, że Inej jest przy jej boku, że walczą po tej samej stronie, nie musiała oglądać się za siebie. Mogła w pełni skupić się na misji nie obawiając się tego, że może zostać zaatakowana przez coś, czego się nie spodziewała. A raczej przez kogoś.
Nie chciała mówić jej na głos, że to nie jest prawda. Pokręciła więc tylko głową posyłając jej naprawdę szczere, smutne spojrzenie. Wiedziała, że Inej nie jest wolna. Miała fałszywe poczucie wolności, ale ostatecznie była zależna od tego tutaj Vesemira. –Wiem, że zawsze walczymy, ale masz mnie Inej. – Wiedziała, że ich relacja jest dosyć specyficzna. Wiedziała też, że Inej mówiła prawdę. Rzeczywiście jej groziła i rzeczywiście wtedy nie żartowała. –On nie jest twoją rodziną. – Powiedziała ostrożnie zdając sobie sprawę z tego, że te słowa mogą Inej striggerować. Wiedziała, że lepsze to niż powiedzenie, że Sameen, tak jak ona, nie miała nikogo. W pewnym sensie byłoby to prawdą, ale wiadomo… zawsze są dwie strony medalu.
-Mogę ci z tym pomóc, Inej. – Powiedziała i przesunęła się o dwa kroki tak, że teraz stała za Vesemirem. Nadal trzymała oczywiście broń przy jego głowie. Nie spuszczała też wzroku z Marlowe, w razie gdyby ta chciała zrobić coś nieodpowiedzialnego. Albo w razie gdyby dawała jakieś znaki Vesemirowi. –Nie potrzebujesz do tego jego. Potrzebujesz tego co ma. Co jest w tym pokoju. Nie masz pewności, że on nie nasłał na ciebie agentów z CIA. – Wiedziała, że agencje rządowe też są skorumpowane, więc równie dobrze Vesemir mógł dla nich pracować. Żeby ratować swoją dupę mógł im sprzedać Inej. Podejrzewała, że dla niego, Inej była tylko jedną z wielu. Najlepszą, ale łatwą do zastąpienia. –Porwał mnie i torturował. Przez niego myślisz, że nasze relacje uległy zmianie. – Przycisnęła mocniej pistolet do jego głowy. –Może właśnie na tym mu zależało? Żeby nas skłócić. – W sumie to nie miała solidnych dowodów co do tego, ze Vesemir był odpowiedzialny za to porwanie, ale jednocześnie… nie miała nic co by świadczyło o jego niewinności.
-Inej… – Zaczęła ignorując komentarz o szmince. Gdyby wiedziała, że Inej tutaj będzie to też wybrałaby inny strój. Coś w stylu Lady Gagi. –Wiesz, że z tej sytuacji są tylko trzy wyjścia. – Albo ginie Sameen, albo ginie Vesemir, albo giną Inej i Vesemir. Dla Galanis nie wchodziło w grę odejście z pustymi rękoma. A właściwie to z czystymi. Aż się prosiły, żeby splamić je krwią.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
- Nie widzę czemu to miałoby sie zmienić - powiedziała obserwując bacznie ruchy kobiety. - Wystarczy, że opuścisz broń i znów będziemy po tej samej stronie - tak niewiele trzeba było zrobić. Wszystko było w rękach Sameen i to dosłownie, bo to właśnie ona celowała prosto w głowie jedynej bliskiej osoby, jaką obecnie posiadała Marlowe. Vesemir, chociaż może powinno się już wykorzystywać jego prawdziwe dane, był dla Marlowe jedyną namiastką rodziny jaką miała od lat. Była do niego przywiązana na swój własny sposób i nie mogła dopuścić do tego, by stała mu sie krzywda, bo wtedy na świecie byłaby całkowicie sama. - Obie dobrze wiemy, że to co mówisz nie jest prawdą - odpowiedziała powoli opuszczając broń. - Nie mam Cię, nie miałam i nie będę mieć. Pomimo tego, że łączy nas dużo to jeszcze więcej nas dzieli - Inej już od jakiegoś czasu przestała czuć, że pochodzą z tego samego świata. Nie było tak i Marlowe coraz bardziej to rozumiała. Ona była prostą dziewczyną, która sama wybrała takie życie. Wiedziała na co się pisze i postanowiła zająć sie mordowaniem ludzi. Tak po prostu. - Serio? - Zaśmiała się i aż pokręciła lekko głową. - Będziesz mi teraz mówić, kto jest, a kto nie jest moją rodziną? - Zapytała wyraźnie poirytowana tym wszystkim. Była teraz całkowicie bezbronna trzymając opuszczoną broń, co pewnie nie spodobało się Vesemirowi. - Gdybym miała Was porównywać to on nigdy mnie nie próbował zabić - kolejny plus dla staruszka przywiązanego do krzesła.
- Proszę Cię Sameen, opuść broń i dajmy spokój tej farsie - powiedziała ponownie ignorując jej słowa. Wiedziała, że nie mogła jej ufać. Za wiele rzeczy sie wydarzyło. - To byłoby głupie, nie pozbyłbym się swojego najlepszego zabójcy - tym razem to Vesemir sie odezwał, na co Marlowe wywróciła tylko oczami. - Weź sie lepiej nie odzywaj, bo aż się przez Ciebie rumienię - rzuciła do faceta i machnęła ręką, a później znów spojrzała na Sameen robiąc krok w ich w stronę. - Nie Sam, nie zrobił tego. Ty to zrobiłaś. Dobrze wiesz, że mieszkamy w tym samym mieście, nigdy mnie nawet nie szukałaś zajęta swoimi sprawami. Miałaś mnie w dupie, do momentu, aż czegoś ode mnie nie potrzebowałaś... do baru też przyszłaś tylko po to żebym pomogła Ci znaleźć osobę od tortur... nic więcej. Nie pierdol mi więc słodkich słówek o tym jak to on jest winny. - To nie tak, że Inej nie wierzyła w to, że Vesemir mógłby złapać Sam i ją torturować, no bo było to prawdopodobne. Nie miała jednak zamiaru pozwolić mu umrzeć. Już postanowiła. - Jeżeli to zrobił to tam na dole jest wszystko czego szukasz, na pewno są na to jakieś dowody... a jeżeli nie ma, to może musisz przyznać, ze się myliłaś i kto inny chciał się nad Tobą poznęcać - mogły iść razem i poszukać. Sameen tego co interesowało ją, a Inej jakiś informacji o CIA. - Wiem - odpowiedziała cicho, podnosząc broń, którą ponownie wycelowała w Sameen. Nie trwało to jednak długo, bo Inej szybko zmieniła swój cel i wystrzeliła pocisk prosto w ramię swojego opiekuna. Miała nadzieję, że będzie to wystarczająco dobra dywersja żeby zdążyć podbiec do blondynki i spróbować odebrać jej broń.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokręciła głową. Nie miała zamiaru opuszczać broni. Myślała, że będzie łatwiej, ale w tym momencie nie mogła ufać Inej. Nie mogła się nawet na to zdobyć. Dlatego nadal trzymała lufę przystawioną do głowy mężczyzny. Wiedziała, że kamizelka tym razem jej nie uchroni. Równie dobrze Inej mogła jej strzelić prosto w głowę. A skoro wybrałaby swoją „rodzinę”, to wyjście było tylko jedno. –Dlaczego miałabym kłamać? – Oczywiście mogła kłamać, żeby ratować swoje dupsko, ale w sumie czy aż tak bardzo jej zależało na tym, żeby żyć, że okłamywałaby jedyną osobę, która właściwie jest i kiedykolwiek była na tyle blisko, żeby ją zabić. –Zawsze więcej nas dzieliło, ale jednak się dogadywałyśmy. – Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Były dwiema całkiem różnymi osobowościami, jak ogień i woda. Mimo wszystko kiedy trzeba było razem pracować to odkładały wszystkie różnice na bok i robiły co miały z robić. Nigdy nie wymagały od siebie tego, żeby zmieniać cokolwiek. I prawdopodobnie dlatego współpracowało im się dobrze. Chaotycznie, ale dobrze.
-Nie wiesz tego. – Zaśmiała się. Równie dobrze Vesemir mógł wysyłać na nią innych asasynów, a ona o tym nie wiedziała. Była lepsza, więc ich pokonywała, a Vesemir ponosił ciągłą klęskę. –Wiesz, to nie tak, że ty nie próbowałaś zabić mnie. – Wzruszyła ramionami. Walczyła o swoje życie i zapewne robiłaby tak za każdym razem. Inej robiła to samo. Z drugiej jednak strony, Sameen wiedziała, że gdyby któraś chciała zabić tą drugą to już dawno by to zrobiła. Nie wiedziała jednak jaka zmiana zaszła w Inej.
Parsknęła śmiechem na słowa Vesemira. Oczywiście powiedziałby wszystko, żeby się teraz uratować. Chociaż nie wątpiła w jego szczerość w tym przypadku. Z pewnością nie miał nikogo lepszego od Inej. –Nie wiedziałam, że mieszkamy w tym samym mieście dopóki nie wysłałaś mi tego zaproszenia. – Skrzywiła się. –Przestań pierdolić. Nie potrzebowałam twojej pomocy z misją we Włoszech. Uznałam po prostu, że możemy to zrobić we dwie. – No nie kłamała. Raczej poradziłaby sobie ze wszystkim sama. A jak nie to raczej by się tego nie podejmowała. Przecież to nie tak, że jak brała kontrakt to poinformowała zleceniodawcę, że misja zostanie wykonana przez dwie osoby. Nie interesowało to ich. Liczył się efekt końcowy. –Przyszłam do baru, bo mnie zaprosiłaś. Nie dlatego, że potrzebowałam twojej pomocy. – To też było absurdalne oskarżenie. Całe życie pracowała sama i nagle teraz miałaby łazić i prosić o pomoc? Absolutnie bez sensu.
-Dlaczego tak uparcie trzymasz się tego, żeby zachować go przy życiu? – Zaśmiała się, a kiedy Inej uniosła broń to nawet nie drgnęła. Była gotowa umrzeć. Co ma być to będzie. Na strzał nie zareagowała. Przez ułamek sekundy czekała na ból w okolicach biodra, bo tam spodziewała się kuli. Usłyszała jednak jęki bólu Vesemira. –To było bardzo głupie, Inej. – Odpowiedziała i zdążyła uskoczyć, a przez to przestała celować w mężczyznę. –Już i tak stracił dzisiaj dużo krwi. Jeśli się wykrwawi, to przez ciebie. – Kiwnęła głową w jego stronę. Był przywiązany do krzesła, więc nawet nie miał jak się złapać za postrzelone ramię, żeby zatamować krwotok.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
- Z tego samego powodu co cala reszta, żeby postawić na swoim - powiedziała odnośnie kłamstw. Ona sama łgała jak z nut, nie raz i nie dwa, Galanis pewnie też miała to we krwi. Były do siebie podobne pod tym względem, całe ich życie zbudowane było na kłamstwie, chociaż Inej stała się żeby to jej miało w sobie jak najwięcej prawdy. Chciała sie czuć czasem jak normalny człowiek, ale tylko czasem, bo szybko jej się to nudziło i musiała wyjechać na misję rozwalić kilka głów. - Owszem, chociaż nie zawsze było łatwo - ich początki były ciężkie. Próbowały się zabić nie raz i nie dwa. Zawsze jednak jakoś udało im sie ujść z życiem. Marlowe do tej pory nie mogła zapomnieć tego jak po raz pierwszy ze sobą porozmawiały i w ruch poszły nożyczki. To było jej najpiękniejsze wspomnienie, na bank, by dzięki temu wyczarowała porządnego patronusa.
- Nie próbowałam... nie odkąd się poznałyśmy twarzą w twarz - może chciała ją uderzyć, ale nie próbowała jej już później zabić. - Chciałam Ci zrobić wiele innych rzeczy, trochę bardziej przyjemnych, ale jakoś nie było okazji - powiedziała wpatrując się w blondynkę swoimi wielkimi zielonymi oczami. - Nie mów, że tego nie widziałaś - to było jasne jak słońce, że Galanis jej sie podobała pod względem fizycznym, a dodatkowo umiała przywalić i zafascynować Marlowe na tyle, by ta nie goniła jej ze względu na żądzę mordu, tylko taką trochę inną.
- I odkąd pojawiłaś się w tym barze miałaś w chuj czasu, żeby się ze mną skontaktować. Miałaś nawet mój numer, a miałaś to w dupie, przez kilka dobrych miesięcy. Mogłaś mnie zapytać czy coś wiem na ten temat... mogłaś zrobić wiele rzeczy - ale nie chciała. Tak to interpretowała Marlowe. - Jasne, ledwo sobie poradziłyśmy we dwie, a on musiał nam pomóc uciec. Sam już wtedy wybrałam Ciebie zamiast niego, bo myślałam, że...że w końcu jest ktoś kto lubi mnie taką jaką jestem, przed kim nie musze udawać wesołej pani barmanki, że być może jest ktoś kto uważa mnie w pewnym stopniu za atrakcyjną, pomimo krwi, którą mam na rękach - głupota, bo dla Inej ktoś umazany krwią był mega atrakcyjny, ale nie każdy miał tak jak ona. Śmiała twierdzić, że większość ludzi miała zupełnie inaczej.
- Bo pomógł mi uwolnić się od CIA, którzy zrobili sobie ze mnie tajną broń narażając moje życie za marne grosze. Pomógł mi się rozwinąć, zainwestował we mnie. - Powiedziała na sekundę przenosząc wzrok na zakrwawionego Vesemira. - Aleksiej, tak się naprawdę nazywa - facet się chyba zdziwił, że blondynka nazywa go po imieniu, ale Marlowe umiała zaskoczyć. Tak samo jak z postrzałem.
- Nie, nie był - mruknęła korzystając z okazji i podeszła bliżej, na tyle blisko, by w końcu stanąć twarzą w twarz z Galanis. - Zabieram go na dół, opatrzę mu rany i porozmawiamy jak ludzie. Najpierw o Twoim porwaniu, a później o CIA. No chyba, że wolisz się bić, ale nie mam za bardzo na to czasu, bo ktoś poluje na moją blond czuprynę - nie chciała wylądować martwa. Jeszcze nie. Nawet miała w planach coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy rozległo się doniosłe walenie w drzwi. - Co do kurwy... - zmarszczyła czoło. Walenie drzwi powtórzyło się razem z głośnym francuskim okrzykiem "police ouverte", chociaż ten akcent był zbyt.... mało francuski, więc Marlowe szczerze wątpiła, żeby to rzeczywiście była francuska policja.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ