płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
51. + Outfit
Hallstatt, Austria; 23.12.2021
Spoiler
Obrazek
Obrazek

Sameen miała mocno wyjebane w to czy jest okres świąteczny czy nie. Była typem człowieka, który w Sylwestra krzywił się jak ktoś puszczał fajerwerki. Pewnie dlatego, że w dni wolne lubiła sobie o 22 leżeć już na swoim materacu i dumać nad życiem, albo analizować wszystkie dzieła Tołstoja. Chuj wie co tam ona robiła tak naprawdę w dni wolne.
W tym roku jednak święta spędzała inaczej niż dotychczas. I to nie dlatego, że chciała. Zajebiście stresowała się tym, że musiała odwiedzić swoją rodzinną Kretę, właśnie w takim okresie nowego roku. I tak, wiem, Kreta nie była jej rodzinnym miejscem, ale Sameen głęboko wierzyła w to, że niewielka wioska w zachodniej części wyspy była największą namiastką domu jaką kiedykolwiek miała. Nikomu o tym oczywiście nie mówiła, bo przecież nie daj boże, żeby przyznała się na głos do tego, że rzeczywiście gdzieś ma dom. Przecież to taka harda dusza, która nie przywiązuje się do przedmiotów i ludzi. Chociaż nigdy nie powiedziała, że nie przywiązuje się do miejsc. No tak czy siak stresowała się przed powrotem na Kretę i prawdopodobnie dlatego odkładała ten wyjazd najbardziej jak się dało. Zamiast lecieć tam prosto z Bora Bora uznała, że wrócą jeszcze na jeden dzień do Lorne Bay. Wrócą, bo Zoya zgodziła się lecieć z Sam, jako, że Sama nie miała powodów do świętowania w tym roku. Albo nie miała z kim świętować czy coś tam. Sameen już nie pamiętała. Nie dlatego, że była ignorantką, ale dlatego, że tak jak ja, naprawdę zapominała o wielu rzeczach, które dla innych mogły się wydawać istotne, a dla niej były informacją, którą przyjmowała, ale której nie zapisywała na dysku twardym swojego mózgu.
Nie chciała Zoyi stresować i zawracać jej dupy, więc po prostu w momencie, w którym wylądowały w Lorne i wsiadły do auta Sameen (które ta swoją drogą przywitała jakby witała się z dzieckiem) to Sameen poinformowała Zoyę, o której godzinie po nią przyjdzie, żeby mogły ruszać w dalszą drogę. Miały kilka godzin w ciągu dnia, więc mogły pozałatwiać swoje sprawunki.
Zanim jednak miały dotrzeć na Kretę to Sameen postanowiła zrobić dla Zoyi niespodziankę. Chciała jej trochę wynagrodzić to, że Zoya miała chujowy rok, a właściwie ostatnie parę lat odkąd spotykała się z Loganem. Zoya, sweetie, im so sorry. No i też to, że jednak Sameen zaproponowała ten wyjazd w okresie świątecznym, a wcześniej Henderson proponowała, żeby to Sam spędziła święta z ją i jej ciocią. Oczywiście nigdy by do tego nie doszło, bo o czym Sam miałaby rozmawiać z ciocią Zoyi? O inflacji w Polsce? Bez sensu. O tym pogada z Inej przy najbliższej okazji. Niespodzianki nie było ciężko ukryć, bo Zoya była zmęczona i przysypiała na lotnisku, a w samolocie to już w ogóle odpłynęła. Pewnie pomogły jej te trzy drinki, które sobie machnęła. No, ale jak przyszło do lądowania to nadszedł też czas na przyznanie się do kłamstwa. Tak więc Sam szturchnęła Zoyę kilka razy. -Muszę ci coś powiedzieć. - Zaczęła jak Zoya zaczęła się wybudzać. -Trochę cię okłamałam. - Wyprostowała się. -Nie lecimy na Kretę. W sensie lecimy, ale nie teraz. Za cztery dni. Postanowiłam, że zrobimy sobie mały przystanek, żebyś mogła spędzić święta w Austrii. - Wiadomo, że jak magiczne święta to tylko Austria, albo południowe Niemcy. Nie było lepszego miejsca na coś takiego. No i to by wyjaśniało też dlaczego Sameen tak bardzo naciskała, żeby Zoya kupiła sobie naprawdę ciepłą kurtkę.
Nie wiem czy Zoya posikała się ze szczęścia czy nie, ale później Sam już zaczęła żuć gumę, żeby jej się uszy nie zatykały podczas lądowania, więc nie miała czasu na pogawędki z Zoyą. A jak wylądowały to zrobiły co miały zrobić na lotnisku i ruszyły w stronę parkingu, gdzie czekało na nie auto. Sameen to osoba, która wszędzie ma jakieś auto, zawsze myśli o tym, żeby zorganizować sobie auto. Zapakowały się do jakiegoś randomowego Audi i pojechały pod odpowiedni adres, gdzie miały urzędować przez następne 3 dni. Sameen nawet nie korzystała z GPS'a bo zabierała tu wszystkie swoje dupy. Żartuje, Sam nie miała żadnych dup xd Chciałam z niej zrobić fajną typiarę. -Tu będę miała dla ciebie kolejną niespodziankę. - Poinformowała Zoyę i wyjęła ze schowka w aucie kluczyki do mieszkania. Wzięły swoje torby i wlazły do środka. Sameen zdjęła ośnieżone buty, pierdolnęła je gdzieś w pizdu i ruszyła głębiej gdzie poczekała na Zoyę. Jak ta do niej dołączyła to Sameen wskazała na choinkę i dwa kartony. -Będziesz mogła ubrać to drzewo! - Wyszczerzyła się, bo podobno normalni ludzie tak robili na święta.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#42 i zbliżenie

Dla Zoyi te ostatnie kilka dni były niezwykle szalone, emocjonalnie czuła się jakby żyła na jakiejś kolejce górskiej. Fizycznie całe szczęście było trochę lepiej, dlatego, gdy wróciły do Lorne to przynajmniej miała dość sporo siły, którą mogła spożytkować na bardzo szybkie spotkanie ze znajomymi i rodziną, żeby im dać jakieś prezenty. Musiała też się spakować i odebrać te zimowe ciuchy, które sobie zamówiła. Dużo było przed nią biegania, szczególnie, że jej super ciotka poprosiła ją o załatwienie jej choinki. Henderson nie potrafiła odmówić kobiecie, która stała się dla niej jak matka, gdy jej prawdziwa rodzicielka zginęła. Zgodziła się i przez to wpadła na Morgana w miejscu, gdzie te drzewka były sprzedawane. Nie spodziewała się, że go akurat tam zobaczy, bo śmiesznie, że przez lata nie widzieli się w firmie, a nagle trafiają na siebie przy choinkach. Nie mogła jednak powiedzieć, że było to jakieś niemiłe spotkanie, a przynajmniej taką mam nadzieję. Udało jej się całe szczęście choinkę dostarczyć, prezenty wszystkim podrzucić i jeszcze się spakować. W walizkę, o wiele większą niż tą, którą miała na Bora Bora, wpakowała też prezent dla Sameen, bo ta ją targała po świecie i Zoya nie zapłaciła za to ani dolara, więc chciała jej chociaż dać taki skromny prezencik w ramach podziękowania za to wszystko.
Przez to bieganie po całym mieście, była naprawdę cholernie zmęczona, gdy już nadszedł czas wylotu. Na początku jeszcze ze sobą walczyła próbując poczytać książkę używając do tego swoich nowych, seksi okularów na sznurku, ale szybko dała za wygraną i po prostu poszła spać. Obudziła się dopiero po kilku godzinach, gdy Sam zaczęła ją szturchać. - Hmmm? - Mruknęła przez chwilę nie kontaktując o co chodzi. - Co? Jak to mnie okłamałaś? - Aż się normalnie Zoya trochę oburzyła i z automatu jej się spać przestało chcieć. Dopiero jak Sam dokończyła dalszą część wypowiedzi to twarz Henderson wyraźnie złagodniała i uśmiechnęła się zaskoczona i zadowolona jednocześnie. - Do Austrii? Na święta? Naprawdę? - To była bardzo udana niespodzianka. - Dziękuję - mruknęła uśmiechnięta i pewnie nawet, by ją przytuliła gdyby nie fakt, że raczej ostatnio unikała takich spontanicznych kontaktów fizycznych. Poza tym samolot miał lądować i trzeba było zapinać pasy. - Ale to, by tłumaczyło Alpy - które pewnie teraz pięknie się pod nimi malowały. Zoya nie mogła się doczekać śniegu.
Gdy już wylądowali to Henderson była bardzo podekscytowana całym tym miejscem. Już nie mogła się doczekać aż będzie mogła wyjść do miasteczka i poczuć ten typowy, świąteczny klimat, którego w Australii brakowało. Rozanielona wpatrywała się w widoki za oknem, gdy jechały już samochodem i tak po cichu liczyła, że miejsce, w którym się zatrzymają będzie miało kominek, chociaż i tak nie miała prawa wybrzydzać, bo była to naprawdę cudowna niespodzianka. - Nie mogę się doczekać - skoro pierwsza niespodzianka była taka, to siedziała jak na szpilkach żeby zobaczyć co jest tą drugą, aż w końcu wyszła z auta i poszła za Sam. - Choinka... - aż zostawiła bagaże w wejściu żeby szybko ściągnąć buty i podejść bliżej pięknego drzewka. - Sameen nie spodziewałam się czegoś takiego, bardzo Ci dziękuję, nie musiałaś - powiedziała patrząc na blondynkę z uśmiechem i uczuciem wdzięczności. - Mam nadzieję, że mi pomożesz, bo sama sobie pewnie nie poradzę - wskazała na pudła i na choinkę, a później ściągnęła z siebie płaszcz, który gdzieś odwiesiła na bok. - Mogę się rozejrzeć? - Zapytała, bo nie wiedziała, czy to jest jedna z jej licznych posesji czy było to wynejete specjalnie na ich przyjazd.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie będę już wracać do rozmowy w samolocie, bo na chuj drążyć temat. Dotarły i było okej.
Sameen stała w tym salonie czy cokolwiek to było i patrzyła na to drzewo i zastanawiała się o co w ogóle chodzi i po co to ludzie robią. Mogła sobie kupić książkę o pogańskich świętach zamiast nadal próbować zrozumieć Tołstoja. Wsadziła ręce w kurtkę, w której nadal stała i zaczęła się rozglądać po mieszkaniu. Nie był to jakiś dojebany apartament, bo jednak wioska, w której się zatrzymywały nie była jakimś dojebanym miejscem. W sensie była bardzo urocza i ogólnie droga, ale no nie było możliwości wynajęcia tutaj nie wiadomo czego. Poza tym Sameen uznała, że nie ma sensu wynajmować czegoś dużego skoro będą tutaj tylko trzy dni. Mieszkanie miało salon, dwa pokoje, dwie łazienki i kuchnie. Czego można więcej chcieć? Sameen nie wiedziała, bo dla niej to i tak było o kilka pomieszczeń za dużo. Zdążyła jeszcze spojrzeć na swoje stopy, bo kupiła sobie te grube, wełniane skarpety i była pod wrażeniem tego jak jej ciepło. Tym bardziej, że wyjebała do Austrii w śnieg w tenisówkach. Jeszcze conversach…
-Uznałam, że chyba jesteś osobą, która chciałaby mieć święta w śniegu, ale nie masz takiej możliwości, więc… uznałam, że zaryzykuję. – Uśmiechnęła się. Nie miała pojęcia czy dobrze zrozumiała ton głosu Zoyi kiedy ta mówiła o świętach. Ale, że święta to taki rodzinny okres, to zgadywała, że może Zoya ma miłe wspomnienia jeszcze za czasów jak jej rodzice żyli. A teraz nie miała z kim celebrować, więc Sameen mogła zrobić chociaż tyle. Machnęła ręką na propozycję ubrania choinki. –Myślę, że sobie poradzisz. – Absolutnie nie śmiałaby odbierać przyjaciółce tej przyjemności jaką z pewnością musiało być kładzenie plastiku na drzewko. –Śmiało. – Zaprosiła Zoyę gestem ręki. –To nie jest moje mieszkanie. – Powiedziała zupełnie jakby czytała jej w myślach. –Wynajęłam je na te trzy dni. – Dodała, żeby wszystko było jaśniejsze. Sama poszła do kuchni gdzie stanęła przy blacie, na którym znajdował się kosz z jabłkami. Dotknęła jedno i nachyliła się, żeby powąchać i upewnić się, że są prawdziwe. –Idealnie. – Mruknęła sama do siebie kiedy się okazało, że nie są ozdobą. Zajrzała do kilku szafek i pustej lodówki. Odnalazła gdzieś Zoyę, która oglądała pokoje. –Muszę skoczyć do sklepu. Nie mamy nic do jedzenia poza jabłkami. Nie wiedziałam co ci zamówić, a to jedyne co mi przyszło na myśl. – No bo ona wyżyje na jabłkach, ale wiedziała, że Zoya potrzebowała innego jedzenia. No i alkoholu. –Chcesz iść ze mną czy mam to szybko załatwić sama, a ty w tym czasie… nie wiem… rozgościsz się czy coś? – Spojrzała na Zoyę wyczekująco. Zakładam jak coś, że było jakieś późne popołudnie i zaraz jej zamkną jedyną Żabkę w okolicy.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Tak, zawsze mi się takie święta podobały - pewnie głównie dlatego, że jednak większość świątecznych filmów miała miejsce w zimnych rejonach, gdzie padał śnieg i tak dalej. - Udało mi się takie przeżyć tylko dwa razy, jak byłam na studiach - i bardzo jej się to podobało. Miała bardzo miłe wspomnienia z tego okresu, pomimo, że były to święta, których nie spędzała z rodziną. Może te obecne też będą należały do tych, do których Henderson będzie wracać myślami, gdy już będzie stara i zniedołężniała. Sameen zdecydowanie udało się ją zaskoczyć, nie spodziewała się, że zamiast na Krecie, wylądują w Austrii. Miała nawet zapytać blondynki, czy ma tu jakiś kontrakt, że tak przy okazji tu wpadły, ale doszła do wniosku, że wszystko się wyklaruje na dniach. Sam w końcu mówiła jej, że w święta zazwyczaj pracuje więc Henderson pomyślała, że i tym razem tak będzie. - Naprawdę bardzo się cieszę, że to dla mnie zrobiłaś - posłała jej szczery uśmiech. Była jej za to bardzo wdzięczna i jednocześnie gdzieś tam z tyłu głowy musiała sobie powtarzać, że to wcale nie jest nic wielkiego, tylko zwykły przyjacielski gest, który Sam zrobiłaby dla każdego ze swoich bliższych znajomych. Zoya nie chciała znów sobie za dużo pomyśleć. Wolała się samej sprowadzać na ziemię. - Oj no weź - wywróciła oczami - tu nie chodzi o to żebym ją ubierała sama, lepiej się to robi w towarzystwie - nie przyjmowała odmowy, bo naprawdę potrzebowałaby pomocy z choinkowymi lampkami, szczególnie, że drzewko pewnie było większe niż Zoya.
- Powinnaś kupić coś podobnego, mogłabym Ci podkradać klucze i jeździć tu na narty - nie żeby Henderson umiała jeździć na nartach. W Australii nie był to wybitnie popularny sport z wiadomych powodów. Zoya chciałaby się kiedyś tego jednak nauczyć. Poszła sobie później pozwiedzać i pewnie wybrała sobie sypialnię, która miała ładny widok na kościół i jezioro. Mogłaby tu spędzić więcej dni, całe australijskie lato. Nie tęskniła jeszcze za ciepłem. Później sprawdziła sobie kuchnie, łazienki i nawet w jednej z nich położyła już swoją kosmetyczkę. - Pójdę z Tobą - powiedziała kiwając głową. - I ja stawiam - dodała na szybko. - A w ramach podziękowania, ugotuje dzisiaj kolację, chcę Ci się jakoś odwdzięczyć za ten wyjazd i za Bora Bora też - uśmiechnęła się lekko i zaczęła znowu się ubierać żeby wyjść na mróz. W nawigacji pokazywało, że market jest dość niedaleko i autem dojazd tam zajmie im jakieś pięć minut, ale zanim weszły do samochodu to Zoya musiała zrobić coś co zawsze chciała zrobić, ale nigdy nie miała okazji. Śnieżkę. Później próbowała nią rzucić w Sameen, ale że miała dość słabe oko, to nie trafiła. - Cholera - jęknęła pod nosem przekonana, że będzie musiała poćwiczyć i następnym razem jej się uda. - Masz ochotę na mięso, czy wolisz coś wege? - Zapytała, bo w głowie próbowała sobie ułożyć jakąś szybką listę zakupów na kolację, którą chciała im ugotować.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nie wracałaś do domu na święta? – Zapytała zdziwiona. –Do tego twojego chłopaka z imieniem z gry komputerowej? – Sameen prześwietliła Corvo tak intensywnie, że nawet miała domysły, że nie miał na imię Corvo, tylko je sobie zmienił po tym jak zagrał po raz pierwszy w Dishonored i ogarnął, że podoba mu się to imię. No, ale to już były tylko jej domysły. Ale tak, jak kogoś sprawdzała to pewnie nawet sprawdzała znaczenie imion, bo była dziwna.
-No to cieszę się, że trafiłam. – Odpowiedziała wzruszając ramionami. Przynajmniej nie była to kolejna nietrafiona niespodzianka. Chociaż raczej nie robiła takich niespodzianek, które byłyby nietrafione, bo nie robiła ich w ogóle. A przynajmniej nie Zoyi. Niespodzianka z autem dla Raine była na przykład niesamowicie nietrafiona. A przynajmniej tak wnioskowała Samene, bo Raine nie chciała jej przyjąć. No trudno. Jaguar wróci do niej. –No to ja będę siedzieć niedaleko. – Zaproponowała. Będzie rozpalać w kominku, albo usiądzie sobie w fotelu z książką i będzie się skupiać na wszystkim tylko nie na ubieraniu drzewa. –Mogę cię tylko podsadzić, żebyś mogła ubrać choince czapkę. – No bo Zoya była kurduplem, a nawet Sam wiedziała, że choinka powinna mieć idealnie prezentujący się czubek. To, że nie potrafiła tego poprawnie nazwać było osobną kwestią.
Po słowach Zoyi rozejrzała się po mieszkaniu. –Zapytam jutro czy będą chcieli sprzedać to. – Wiedziała, że pewnie na to nie pójdą, bo bardzo dużo kasowali sobie na wynajmie. Pewnie straciliby przyjmując jednorazową opłatę od Sameen kiedy mogli doić każdego kto chciał tutaj spędzać święta czy zimę. A jednak nie oszukujmy się, miasteczko było cudowne i aż się prosi o to, żeby spędzić tutaj chociaż parę dni.
-Okej. – Skinęła głową i poszła ubrać tenisówki. Usiadła na jakimś stołku albo szafce i zaczęła wciągać buty na stopy. Parsknęła śmiechem słysząc propozycję Zoyi. –Nie zapłacisz za nic. – Powiedziała ze spokojem, ale nadal rozbawiona. –Nie masz gotówki, a kartą nie będziemy płacić. – Sameen i jej zboczenie, żeby nie zostawiać po sobie śladów elektronicznych. –Następnym razem, Zoya. – Uśmiechnęła się. –Okej, możesz ugotować kolację, bo ja tego nie zrobię. – Sameen jedyne co mogła zrobić to zabić jakiegoś psa, albo kota, żeby miały mięso na kolację. Wątpiła, żeby ktoś tu w okolicy miał kury puszczone luzem, żeby mogła jedną podwędzić. Sameen szła do auta szukając kluczyków w kurtce, kiedy przed nosem przeleciała jej śnieżka. Zatrzymała się i spojrzała na Zoyę. Była szczerze zawiedziona. –Ciężko mi uwierzyć, że uczyłam cię strzelania z broni. – Zmarszczyła brwi. Zoya nic nie wyniosła z jej lekcji skoro nie potrafiła trafić w Sam śnieżką. –Wsiadaj. – Kiwnęła głową i otworzyła auto ruszając przed siebie i kierując się w stronę niewielkiego marketu. –Hmm. Jest mi w sumie obojętnie. Wiesz, że nie jadam za dużo. – Nie wierzyła, że Zoya zapomniała, że dla Sam szczytem przejedzenia się było zjedzenie dwóch grzanek i jabłka.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Nie wróciłam na pierwsze, które spędzałam na studiach, bo w sumie wyjechałam we wrześniu więc bez sensu było wracać po trzech miesiącach, a jednak to spora podróż - to były święta inne niż wszystkie. - Na ostatnie też nie wróciłam - a na resztę to i owszem, wracała.
Zoya niestety nie za często trafiała z niespodziankami dla Sam, głównie dlatego, że Sameen, z tego co się orientuje, nie była fanką niczego niezapowiedzianego. W końcu wszystko musiała mieć zaplanowane i jedyną niespodzianką, którą Zoya pamiętała i, którą Sam była chyba nieco zaintrygowana, było jak się wydało, że Henderson miała erotyczne sny z nią w roli głównej. No, ale tego Zoya nie planowała więc za bardzo się nie liczyło. Wywróciła oczami słysząc wytłumaczenie Sam i pokręciła głową. - Dobrze, podsadzisz mnie do tej czapki - zaśmiała się pod nosem, bo nigdy, by nie wpadła na to żeby czubek nazywać czapką, ale też pasowało. - I do tych bombek, które trzeba wieszać wyżej - oczywiście małych, bo wiadomo jaka była zasada. Duże trzeba było dawać na dół, małe na górę. - Trochę Cię wykorzystam - wzruszyła ramionami, bo cóż, potrzebowała rąk pomocy, szczególnie w miejscach, z którymi sama sobie radzić nie chciała. Dopiero po chwili zaczaiła, że nie powinna mówić nic o wykorzystywaniu patrząc na to co działo się kilka dni temu. Miała nadzieję, że Galanis tego nie załapie.
- Możemy je kupić na spółkę... albo jakiś domek w okolicy, gdzieś na odludziu, żeby nie trzeba było się z ludźmi użerać - wiadomo, że na takie wyjazdy się wybierało po to żeby sobie odpocząć. Henderson miała w sumie trochę odłożonego hajsu i może najwyższy czas było to w coś zainwestować. Dlaczego więc nie w nieruchomości?
- Zapomniałam o tym, te Twoje zasady są dla mnie dalej jeszcze nowe. Następnym razem będę pamiętać żeby wpakować sobie gotówkę w walizkę - rzuciła i sama się zaśmiała, bo powinna była to przewidzieć. Nie myślała nigdy o tym żeby mieć przy sobie kasę, bo zawsze za wszystko płaciła kartą. Odzwyczaiła się od posiadania banknotów w portfelu. - Super - uśmiechnęła się, bo bardzo przynajmniej będzie mogła zrobić jedną rzecz, której Sam robić nie potrafiła. Miała tylko nadzieję, że to co ugotuje będzie dobre. - Z bronią jest łatwiej, bo masz celownik - prychnęła oburzona. Chciała też dodać, że wtedy jej pomagała w celowaniu, ale się w porę ugryzła w język, bo nie chciała do tego wracać myślami z wiadomych powodów. - Tak wiem, zbyt wiele razy Cię raczyłam tostami i kilogramem jabłek, najwyższy czas nauczyć się jeść też inne rzeczy - powiedziała zerkając w bok na przyjaciółkę. Przez chwilę przyglądała się jej twarzy, bo w sumie był to miły widok, a na dodatek ta zimowa kurtka była totalną nowością, bo Zoya w takim outficie jeszcze przyjaciółki nie widziała. - To będzie mięso - już nawet mniej więcej wiedziała co trzeba będzie kupić. Musiała też dowiedzieć się, gdzie jest ten sklep, bo chciała sama tam podjechać, jak Sameen będzie spała, albo brała prysznic. Potrzebowała kupić opakowania na prezenty. - Jesteśmy tu w ramach Twojej misji? - Zapytała w końcu, bo pewnie nie dałoby jej to żyć. - Mówiłaś, że w święta zazwyczaj pracujesz - dodała, żeby wyjaśnić skąd jej ten pomysł przyszedł do pięknej główki.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokiwała tylko głową udając pełne zrozumienie, ale tak naprawdę to nie miała zielonego pojęcia o czym Zoya mówi, ale nie chciała wyjść na ignorantkę. Dla niej nie istniało coś takiego jak spora podróż. Tym bardziej, że ona ciągle była w podróżach. A przyjazd do rodzinnego miasteczka po trzymiesięcznej nieobecności wydawał się całkiem normalną rzeczą. A przynajmniej tak sobie myślała Sameen, ale co ona tam wiedziała o życiu.
Dobrze kojarzysz. Sameen nie była fanką, ani niespodzianek, ani okazywania sympatii jej osobie. Nie uważała się za kogoś kogo można lubić, więc czuła się z tym bardzo niekomfortowo. A niespodzianki? To, że ktoś o niej pomyślał i postanowił ją zaskoczyć? Patologia. –Mhm. – Miała nadzieję, że Zoya potraktowała to jako żart, bo Sam naprawdę nie miała brać udziału w tym cyrku, którym było „ubieranie drzewa”. Jeszcze gdyby serio nakładali jakieś ubrania. Równie dobrze kobiety mogły wychodzić na miasto ubrane tylko w kolczyki i cały świat powinien to akceptować jako ubraną kobietę. W sumie po co się ograniczać do kobiet. Niech mężczyźni też się tak „ubierają”. –A nie możesz ich po prostu rzucać w choinkę i te które utkną wygrywają jako silniejsze i zostają? – Dla niej to wydawało się logiczne. –Poza tym jest pufa. – Wskazała na pufę w saloniku. Jak Zoya na nią stanie to na bank będzie mogła sięgać wyżej. Sameen nie miała zamiaru się wysilać dla drzewa. Bez przesady. Trzeba szanować zdrowie. A zwłaszcza kręgosłup. W tym wieku to już nie przelewki.
-Pomyślimy po nowym roku, okej? – Zasugerowała jak typowa matka, która chce czymś zbyć dziecko. Na razie Sameen nie miała głowy do tego, żeby myśleć o nowych nieruchomościach, bo miała szaloną końcówkę roku. W sumie to skupioną bardzo na odpoczywaniu, ale było to dla niej bardziej stresujące niż jakby jeździła na misje. No, ale ta Kreta ją stresowała, bo jednak dawno tam nie była, a ci ludzie trochę ją traktowali jakby była boginią i stresowała się ich zachowaniem. Zwłaszcza, że będzie tam też Zoya.
-To nie są moje zasady, Zoya. To moje życie. – No bo nie robiła tego dla przyjemności. Chciałaby nie musieć targać ze sobą wiecznie gotówki tylko operować kartą płatniczą. A tak to musi wiecznie pamiętać, żeby mieć różne waluty i żeby ktoś jej załatwił odpowiednią ilość gotówki już na miejscu, bo przecież jak na lotnisku będzie wiozła torbę pełną hajsu to też na siebie zwróci uwagę. Wcale nie było to łatwe i komfortowe.
-Nad ręką masz większą władzę niż nad bronią. – Zmarszczyła brwi, bo tok myślenia Zoyi był bardzo pokrętny, ale nie miała zamiaru się jej czepiać. Tym bardziej, że na początku strzelanie nie szło jej najlepiej. A później było… okej. Iks de. –Lubię tosty i jabłka. – Poczuła się obrażona, że ktoś naskakiwał na jej ulubione jedzenie. –Okej. – Skinęła głową i skupiła się na prowadzeniu, więc nawet nie była świadoma tego, że Zoya jej się przygląda. Drogi były zaśnieżone, a ona nie chciała ich zabić. Jakby kogoś przejechała to tam pół biedy. Obrzuciła Zoyę oburzonym spojrzeniem. –Dlaczego o to pytasz? – Zapytała i wjechała w jakąś randomową uliczkę i nacisnęła pedał gazu, bo poczuła się niekomfortowo i jak najszybciej chciała wysiąść z tej puszki. –Nie mam tu żadnej misji. – Nie kłamała. Wyjazd do Austrii był czysto rekreacyjny. –Po zakupach zajedziemy tylko w jedno miejsce. Muszę zapłacić za wynajem. – Wyjaśniła, żeby Zoya sobie nie pomyślała, że ta ją okłamuje i jedzie kogoś zabić w kilka sekund. W międzyczasie dojechały do sklepu, bo rzeczywiście nie było daleko.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
No dla Zoyi było to ciężkie, bo jednak ona musiała się targać zwykłymi samolotami z trzema przesiadkami i walizkami, tylko po to żeby pobyć w domu 3 dni i znowu odbywać tą samą podróż w drugą stronę. Henderson nie była przyzwyczajona wtedy do podróżowania na takie dystanse. Nie żeby teraz była, dlatego tak chętnie spała, gdzie tylko można było.
- Nie, nie mogę, bo się rozwalą. Szkoda żeby się pobiły - bo Zoya myślała, ze to są takie fucking orginal szklane bombki, a nie jakieś zjebane plastiki. - No rzeczywiście jest, to nie będę potrzebowała Twojej pomocy - no jak nie chciała to nie, przecież jej Henderson zmuszać nie będzie. Poza tym Sameen się coś tu mieszała w zeznaniach, bo najpierw ją chciała podsadzać, a teraz już od razu pufa, jak trzeba się trochę bardziej nagimnastykować. Dodatkowo Sam lubiła przecież nie odpoczywać więc bez sensu żeby siedziała w fotelu i nic nie robiła, gdy tu jest tyle pracy. No, ale jest jak jest. Na jej kolejne słowa tylko kiwnęła głową, bo co innego miała zrobić. Tak czy inaczej Zoya postanowiła, że pomyśli nad sprawieniem sobie jakiejś chatki w górach, do której będzie mogła przyjechać żeby się odciąć od całego świata. Może to będzie jej oaza spokoju, dobra zarówno w lato jak i w zimę.
- Rozumiem - chociaż nie do końca rozumiała. Naprawdę sądziła, że w chwilach takich jak ta, w których były tu prywatnie i raczej nikt miał w pobliżu nie być przez Sam zamordowany to taka Zoya Henderson mogłaby zapłacić kartą za bułki w sklepie. Jej w końcu ścigać nie będzie. Poza tym mogła zawsze zrobić sobie kilka kont na kajmanach i płacić z różnych kart. Jakoś to, by się dało ogarnąć i była pewna, że Sam o tym wie skoro z łatwością mogła sobie stworzyć nową tożsamość, to takie konto bankowe tym bardziej.
- Najwyraźniej nie - zaśmiała się, bo może coś było nie tak z jej mózgiem i przez to nie mogła dobrze wycelować tą śnieżką. - Śnieżka nie jest przedłużeniem ręki, to dlatego - tyle wyniosła z ich wspólnego treningu strzelania. W ogóle bardzo doceniała ten moment, w którym Sameen zabrała ją na strzelnicę, nie jestem pewna, czy jej o tym kiedykolwiek mówiła, ale tak było. Jeżeli nie mówiła to cóż, Sam się o tym nigdy nie dowie, bo Zoya liczyła, że wytrzyma w swoim postanowieniu nie rozmawiania na uczuciowe i sentymentalne tematy, przynajmniej na razie. - Wiem, że lubisz - zauważyła to już, ale nie było opcji, zeby jedzenie ciągle tego samego, było zdrowe dla organizmu. Szczególnie, że ile takie tosty mają kalorii? Pewnie mało, a płatna morderczyni powinna chyba mieć siłę.
- Bo mówiłaś, że pracujesz w święta i myślałam, ze przy okazji tu jesteśmy - powiedziała wzruszając ramionami. Nawet jeżeli tak, by było to, by doceniła to, że Sam ją zabrała ze sobą. Mogła przecież powiedzieć, że spotkają się na Krecie za kilka dni. - Jasne - uśmiechnęła się lekko, a później podziwiała widoki za oknem, które w końcu zmieniły się na parking przy sklepie. - Zajmij się tym żeby kupić 2 kilogramy jabłek, trzy wina, kilogram pomarańczy, goździki i przyprawy korzenne... no i może jakiś sok albo wodę - Zoya pomyślała, że będzie łatwiej jak podzielą sie zadaniami i po prostu znajda to co będzie im potrzebne, a że Henderson bardziej wiedziała co będzie potrzebne do gotowania, to mogła je rozdzielić. Ona będzie musiała wybrać inne rzeczy, potrzebne do przygotowania kolacji. Cieszyła się, że będzie miała okazję coś ugotować, bo dawno tego nie robiła.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
No to przecież mogła chyba zostać na dłużej niż trzy dni. Przecież była przerwa świąteczno-noworoczna. Mogła sobie wrócić na studia dopiero po Nowym Roku. Ale chuj tam, wyjebongo, nie wracała co nie. Sameen pewnie w tym czasie mordowała w jakiś odległych, zapomnianych, europejskich krajach.
-Nie jesteś chyba na mnie zła, co? – Spojrzała na Zoyę zmartwiona. Oczywiście, że zaczęła się obawiać tego, że chciała dla psiapsi wykonać jakiś miły gest, ale wyszło jak wyszło. Po prostu Sameen nie rozumiała tych całych pogańskich tradycji i nie jarało ją strojenie drzewa. Zrobiła to typowo dla Zoyi, bo wiedziała, że ją będzie to cieszyć. Teraz nie wiedziała czy powinna też się umówić, że rozbiorą tą choinkę przed wyjazdem, bo może to też była część tradycji, o której Sam nie wiedziała.
Sameen może i była tu ze względów prywatnych, ale prawda jest taka, że w jej zawodzie nikt nigdy nie odpoczywa i nie ma wolnego. Jedno poślizgnięcie, jedna myśl, że jest bezpieczna, może doprowadzić do tego, że ktoś zginie. Może to być ona, ale równie dobrze może trafić na kogoś kto jest bliski Sam. A tego nigdy by sobie nie wymyśliła. Mogłaby pozabijać każdego i wypełnić swoją vendettę, ale ból nigdy by nie minął. Po co więc ryzykować?
-Wow, Zoya. – Spojrzała na nią ze szczerym podziwem. Nawet jakby chciała go ukryć to by nigdy w życiu nie dała rady. –Nie wierzę, że zapamiętałaś tą lekcję. – Uśmiechnęła się szeroko. –Jestem dumna. – Pokiwała głową z uznaniem. Aczkolwiek nadal było jej przykro, że Zoya nie potrafiła wycelować celnie śnieżką. –Jutro po śniadaniu może zrobimy trening z rzucania śnieżkami, co? A później na Krecie porzucamy nożami i postrzelamy z łuku? – Zaproponowała, bo w sumie była to aktywność, która kiedyś Zoyi się spodobała i Zoya od czasu do czasu o niej wspominała, a jednocześnie będzie to coś przy czym i Sameen będzie się dobrze bawić. A Zoya też mówiła, że chciałaby postrzelać z łuku, a skoro to Grecja i Sameen to pewnie miała na ogrodzie jakieś kukły i łuki, więc czemu z tego nie skorzystać, lol.
-To by było głupie. Zabrać cię na święta do Austrii po to, żeby cię zostawić w święta samą, bo ja muszę kogoś upierdolić. Bez sensu. – Parsknęła śmiechem, bo za kogo ta Zoya ją tutaj miała? Sameen była sympatycznym człowiekiem, żartuje. Nie mogę nawet tego napisać, bo to nieprawda.
Spojrzała na Zoyę zdziwiona jak ta dosyć władczo rozdzieliła listę. –Okej. – Powiedziała gapiąc się na Zoyę i w sumie stała tak przez chwilę zamurowana i patrzyła jak Zoya sobie idzie w stronę odpowiednich alejek. No, ale po chwili się ogarnęła i zebrała wszystkie rzeczy ze swojej listy. Oczywiście najwięcej czasu zajęło jej wybranie jabłek, bo wszystkie wąchała i oceniała czy się nadają. Wzięła zgrzewkę wody i dwa soki. Jeden pomarańczowy, drugi jabłkowy. Taka miła odmiana. Szybko odnalazła Zoyę i wzięła od niej rzeczy, które ta zdążyła zebrać i zaczęła je wkładać do koszyka. –Tak w sumie pomyślałam, że może lepiej, żebyśmy się nie rozdzielały. Dla bezpieczeństwa. – Niby nie miała tutaj wrogów, ale lepiej dmuchać na zimne.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Oczywiście, że nie jestem - odpowiedziała automatycznie - nie musisz chcieć ubierać choinki, aczkolwiek wiem, że nigdy tego nie zrobiłaś więc oczywiście, że chciała Cię namówić do spróbowania i wtedy byś mogła stwierdzić sensowność ubierania choinki lub jej brak - według Zoyi ubieranie drzewka miało w sobie coś takiego fajnego, trochę magicznego. Dla wielu ludzi, w tym dla mnie i dla Zoyi, był to jeden z najważniejszych symboli świat. - Poza tym, będziemy pierwszy raz spędzać święta razem, w sumie z tego co mówiłaś, to pierwszy raz będziesz spędzać święta inaczej niż zawsze, więc chciałabym Ci pokazać z czym to się łączy, jakie są tradycyjne, może coś Ci się spodoba i będziesz chciała to kultywować kiedyś w przyszłości - o ile taka nadejdzie, bo wiadomo, że mogły mieć katastrofę lotniczą i umrzeć, gdy będą wracać z Krety. Takie rzeczy sie zdarzały.
Zaśmiała się widząc jej zaskoczenie na twarzy. - Jestem pojętną uczennicą - dobrze, że jej się nie pomyliło z ponętną, bo wtedy mogłoby się zrobić dziwnie i niekomfortowo. - Dobry z Ciebie nauczyciel, może powinnaś sie przebranżowić - i uczyć w szkole dzieci nie wiem... przystosowania obronnego. Na pewno wiele, by się dzieci nauczyły. Oczywiście był to taki żart i Zoya miała nadzieję, że Sam to załapie, a nie będzie się serio zastanawiać nad zostaniem nauczycielką. Uśmiechnęła się do blondynki słysząc jej kolejną propozycję. - Bardzo chętnie - chociaż miała w planach ukraść rano samochód żeby podjechać do tego sklepu. - Nie mogę się doczekać łuku... aż żałuje, że nie zabrałam ze sobą zimowej wersji mojego stroju z Halloween - bo wszyscy dobrze wiemy, że Lara miała zimowe ubranie więc gdyby Zoya pomyślała wcześniej to, by mogła się za takową przebrać w noc sylwestrową. - Jak wrócimy do Lorne i będziesz mieć jakiś dzień bez większych planów to przyjdziesz do mnie i zagramy w Larę Croft na tej playce co mi kupiłaś - bo jak na razie to Sameen dobrze się bawiła w samouczku assassin's creed odyssey, co i tak było progressem, bo Zoya pamiętała te chwile gdy Sam uważała, że ustawienia padów to już jest ta gra.
- Nie brzmi to może najbardziej sensownie, ale wolałam się upewnić - też się zaśmiała, bo gdy blondynka to tak przedstawiła to rzeczywiście nie brzmiało to najlepiej. No, ale trudno. Nikt nie mógł Zoyi zabronić podejrzewania tego typu rzeczy. Tak samo jak nikt nie mógł jej zabronić rozkazywania, znaczy mógł, ale i tak trochę by to robiła. Wcześniej rozstawiała ludzi po kątach w pracy, a że teraz nie miała tej opcji, to chyba czasem jej się funkcja dyrektora włączała, tak jak teraz. No cóż, dominująca dupa Sameen musi to jakos przeżyć, a skoro się posłuchała to chyba nie było tak źle i rzeczywiście spotkały się po jakimś czasie zmierzając powoli w stronę kas. Henderson trochę się zaśmiała słysząc słowa blondynki. - Tak, właśnie jakiś dziad mnie próbował zaatakować w dziale z mrożonkami, ale walnęłam go lodami w kubełku i sobie darował - rzuciła sobie tak ironicznie - to był żart - dodała jednak szybko, bo zaraz Sam pewnie, by panikowała i poszła sprawdzić te mrożonki, albo już by się musiały ewakuować. - Wyluzuj Sameen, nic nam nie będzie, nikt nie wie, że tu jesteśmy - Zoya nawet nie miała jak powiedzieć swoim bliskim, bo w końcu to wszystko było niespodzianką. - Czuję się tu bardziej bezpiecznie niż w Lorne Bay - nie wiedziała czy to ją jakoś uspokoi, ale miała nadzieję, że tak. W końcu też dotarły do kasy, wyładowały swoje rzeczy, za które Sameen zapłaciła i z siatkami ruszyły do samochodu, żeby odwiedzić jeszcze to jedno miejsce, o którym Galanis wcześniej wspominała.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nie mówię, że to jest bezsensowne. Po prostu nie rozumiem sensu tego. – Rzuciła na swoją obronę, ale nie jestem pewna czy rzeczywiście na głos nie stwierdziła tego, że ubieranie choinki jest pozbawione absolutnego sensu. No, ale jak Zoya tak się rozgadała na temat tego ubierania choinki, to Sameen tak trochę nabrała wrażenie, że może jednak Henderson jest na nią trochę zła za to, że Galanis nie chce w tym uczestniczyć. Tylko wiadomo, nie chce tego przyznać, bo byłoby głupio się kłócić chwilę po tym jak tutaj dotarły. –Dobrze. – Skinęła głową. –Masz rację. – Pokiwała jeszcze raz i nawet okazała trochę skruchy. Odblokowała sobie nowe, piąte uczucie. Nowy rok, nowa Sameen. –Pomogę ci z tą choinką. Przepraszam. – Nie mówiła tego na odczepne. Poważnie miała wyrzuty sumienia, że chciała zorganizować Zoyi coś takiego, ale ostatecznie zrzucała to na nią, żeby jednak Zoya te święta spędziła sama z nieobecną Sam przy boku. Nie miało to sensu.
-No tak pół na pół, bo ze śnieżką ci nie poszło. – Zauważyła sprytnie, bo oczywiście nie zapomni Zoyi tego, że nie była w stanie trafić ją śnieżką z odległości paru metrów. –Hm. – Zawiesiła się na chwilę na tym pomyśle odnośnie bycia nauczycielem. –Nie sądzę. Podejrzewam, że szybko straciłabym pracę za rozbudzenie seksualne moich uczennic. – Uśmiechnęła się pod nosem dumna z tego żarciku. No, ale w końcu pamiętała, że to był moment, w którym Zoya zdała sobie sprawę z tego, że trochę jednak leci na Sameen. Może inni mieliby podobnie?
Parsknęła śmiechem. –Wiesz, że na Krecie nie ma takiej zimy jak tutaj, nie? – Wolała się upewnić, żeby Zoyi nie spotkał zawód jak już wylądują i dotrą do jej domku. –Właściwie to tak sobie trochę myślałam, że może po powrocie do Lorne… że może wezmę sobie trochę dłuższe wolne. – Podrapała się po nosie, bo w sumie nie mówiła o tym Zoyi, ale rzeczywiście przeszło jej to przez myśl. –W sensie to tylko plany, ale no, przeszło mi to przez myśl. – Miała zamiar w tym czasie w końcu spłacić długi farmy państwa Barlowe, może urządziłaby w końcu to mieszkanie i nie wiem co jeszcze mogłaby porobić, ale to były jej takie dwa cele na nowy rok. Wiadomo, ze pewnie jej nie wyjdzie, ale przynajmniej sobie trochę poplanuje.
-Słucham? – Zapytała oburzona i aż jej zakupy wypadły z rąk i wpadły prosto do koszyka. Dobrze, że nie trzymała akurat żadnego słoika. Automatycznie chwyciła się za dół pleców gdzie powinna mieć broń, ale niestety żadnej nie miała i już miała iść do działu mrożonek, żeby wybić typowi szczękę z mordy, ale Zoya przyznała, że to żart. Niestety wkurwienie Sameen nie minęło. Podeszła do Zoyi tak blisko, że pewnie półka z puszkami z kukurydzą wbijała jej się w plecy. –Czy ty myślisz, że to jakieś żarty? – Zapytała na szczęście łagodnym tonem. Wyglądała na wkurwioną, ale udało jej się zachować łagodny ton głosu. Odsunęła się od Zoyi i przetarła twarz i rzeczywiście jak się uspokoiła to poszły do kas, żeby zapłacić. Sam nawet przeprosiła Zoyę za swój wybuch, bo nie chciała im psuć wypadu. No, ale dobra, Sam zapłaciła gotówką, życzyła typiarze wesołych świąt po niemiecku i sobie poszły z siatkami do auta. –Dobra, to teraz jeszcze jeden przystanek i do domu. – Poinformowała Zoyę jak już zapakowały wszystko do bagażnika i Sam ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Po około dziesięciu minutach jazdy zatrzymała się przy jakimś domku jednorodzinnym. Wyjęła ze schowka auta kopertę. –Zostać. Zaraz wrócę. – Mruknęła do Zoyi i wysiadła z auta i podbiegła w stronę drzwi. Zapukała, a po chwili otworzyła jej kobieta zbliżająca się do sześćdziesiątki. Wyciągnęła ręce, żeby przytulić i ucałować Sam na co ta przystała z szerokim uśmiechem. Ucałowała policzki kobiety, a za chwilę przytulała też mężczyznę, którego kobieta w międzyczasie zawołała. Wymieniła z nimi kilka słów, wręczyła im kopertę, którą wyjęła ze schowka i drugą, którą wyciągnęła ze swojej pakownej kurtki. Pożegnała się z parą i wróciła do auta. Nie zapinając pasów odpaliła samochód i ruszyła w stronę wynajętego mieszkania.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Hmmm dobra - kiwnęła głową - choinka nadaje wszystkiemu dookoła taki magiczny, świąteczny klimat. Zawiesza się na niej lampki, które symbolizują wieczność i przeszłość, możesz się patrzeć na taką ładnie oświetloną choinkę i myśleć o tym co się wydarzyło w ostatnim roku, z czego się cieszysz, z czego nie. Wspominasz istotne chwile. - Zoya była pewna, że Sam ma coś takiego o czym mogłaby pomyśleć. Zdradziła jej, że w momentach na swoich misjach, w których znajduje się w ciężkiej sytuacji, wraca myślami do niej. To mogło działać na podobnej zasadzie, wracało się wspomnieniami do czegoś miłego. -Bombki są symbolem urodzaju i dobrobytu, chociaż to akurat jest już trochę przestarzałe - aczkolwiek rzeczywiście, pięknie zdobione, szklane bombki mogły być symbolem majętności domowników. No, bo większość pewnie kupuje teraz w Action za jakieś 10 złotych 6 bombek i zadowolona. True story. - Można też zawiesić jabłka na choince - to było coś co mogłoby Sam zainteresować - one symbolizują zdrowie i urodę, których się życzy na najbliższy rok - urodę obie miały, a ze zdrowiem to nigdy nie wiadomo więc można było dmuchać na zimne i takie życzenie sobie złożyć. - Poza tym, można przy tym miło spędzić czas, posłuchać sobie jakiejś muzyki i no nie wiem... zawsze mi się wydawało, że jest w tym coś takiego specjalnego - wzruszyła ramionami, bo oczywiście to, że ona tak miała, nie znaczyło, że Sam też tak musi mieć. Starała jej się teraz jakoś wytłumaczyć sens ubierania choinki, ale nie wiedziała, czy dała radę więc wyciągnęła jeszcze jeden ważny argument. - Poza tym pod ubraną choinką daje się prezenty - pod taką bez ozdób pewnie też, by się dało, ale gdzie w tym wszystkim zabawa. - Zobaczymy jak wyjdzie - uśmiechnęła sie do niej - nie masz mnie za co przepraszać - dodała jeszcze bardzo łagodnym tonem głosu.
- Bo mi nie pokazałaś wcześniej jak się rzuca - Zoya była nie do zdarcia, sorry not sorry. To dziecko musiało mieć ostatnie zdanie, przynajmniej w niektórych kwestiach. Słysząc jej kolejne słowa to Henderson tylko dziwnie się do niej uśmiechnęła. Nie wiedziała jak miała na to zareagować. Czy to był jakiś przytyk w jej stronę? Czy to jakaś forma flirtu? Czy powinna teraz zabrać swoje rzeczy i wrócić z buta do Lorne Bay, bo najwyraźniej za bardzo zaczynała analizować słowa swojej przyjaciółki. Zacisnęła wargi, bo nie chciała nic na ten temat mówić, przemilczała to i wzięła po prostu głębszy oddech. Zachciało jej się też palić.
- Tak wiem, sprawdziłam pogodę, ale nie jest tam też na tyle ciepło żebym mogła chodzić w zwykłej bokserce - takie rzeczy mogła robić w Lorne! Kłamstwem byłoby to, gdyby Zoya teraz powiedziała, że nie jest zdziwiona kolejnymi słowami Sameen. Nigdy, przez trzynaście lat znajomości, nie słyszała niz na temat wolnego dnia. Nic. Teraz nagle takie rzeczy. Świat stawał na głowie. - Myślę, że na dobre Ci to wyjdzie. Masz jakieś konkretne plany co do tego wolnego? Co byś chciała zrobić? - Wakacje w egzotycznych miejscach? Spanie do południa? Granie w gry komputerowe? Na takie rzeczy ludzie zazwyczaj brali wolne. Była ciekawa co planowała Sam. - Powinnaś to zrealizować, zająć się chociaż na chwilę czymś innym, zlecenia Ci nie uciekną, na pewno Twoja profesja będzie zawsze potrzebna - co było smutne, ale przynajmniej Galanis się nie musi martwić, że straci nagle pracę, a przecież Henderson sobie zdawała sprawę, ze Sam swoją pracę musiała lubić, chociaż w jakimś stopniu. - W takim razie uwzględnij w swoim planie urlopowym dzień na bliższe zapoznanie się z Larą Croft, zaufaj mi, spodoba Ci się - chociaż teraz się stresowała, że może jednak jej się nie spodoba i straci zaufanie Sam. Mogła tego nie mówić. Ugh.
No dobra, Zoya się spodziewała, że Sameen się może trochę wkurzyć za ten jej bardzo śmieszny dowcip. Naprawdę. A jednak nie mogła się powstrzymać, bo w jej głowie to po prostu brzmiało śmiesznie. Zarówno jej żart jak i pomysł, że coś mogłoby się im stać. Zoya zdecydowanie bardziej była w stanie uwierzyć, że ktoś mógł na nią napaść w Lorne Bay, gdzie miała stały adres zamieszkania, była widywania często w tych samych miejscach i gdyby ktoś chciał jej zrobić krzywdę to na bank mógłby to zrobic z łatwością. Tutaj? Nikt nie wiedział, że przyleciały. Nikt ich nie znał. - Myślę, że przesadzasz - odpowiedziała na spokojnie, a w aucie też przeprosiła za taki głupi żart, bo jednak wiedziała przecież, że Sam się w ten sposób martwi o ich bezpieczeństwo.
Kolejna rzecz, która się wydarzyła, też mocno zbiła Zoya z pantałyku. Patrzyła z szeroko otwartymi oczami jak Sameen się z kimś wita całując jakieś obce osoby w policzek... i się przytula z nimi. Co tam się w ogóle stało!? Zoya chciała wyjść z auta, podejść do nich i poprosić o szczegółowe wyjaśnienia, nawet po niemiecku, jakoś sobie to przetłumaczy. Gdy blondynka wróciła do samochodu to Zoya wpatrywała się w nią dalej nieco podejrzliwie. Odezwała się dopiero, gdy odjechały już jakiś kawałek. - A ja czasem nie dostaje nawet cześć jak się widzimy... czy mam być zazdrosna o parę starych Austriaków? - Zapytała rozbawiona i zdziwiona całą tą sytuacją. Uniosła nawet jedną brew cały czas wpatrując się w blondynkę. - Kim jesteś? Oddaj mi moją Sam... - dodała dalej sobie żartując i przeniosła spojrzenie na piękne widoki malowniczego miasteczka, którym teraz jechały.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ