płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Rzuciła Inej szybkie i nieco zaskoczone spojrzenie. Inej chodziła na nudne imprezy? No chyba, że impreza miała być nudna, bo Inej miało tam nie być. Chociaż kto ją wie. Sameen absolutnie nie wiedziała jak to interpretować. Ale postanowiła też nie pytać, a przynajmniej nie teraz. Nie było na to czasu, musiała się skupić na misji. To był teraz priorytet. Jasne, fajnie, że mogła sobie przy okazji poznawać blondynkę, ale musiała pamiętać o zobowiązaniach.
Sameen ciężko było powiedzieć czy żałowała tego, że nie pocałowała Inej wcześniej. Czy w ogóle o tym myślała? Fantazjowała o pocałunkach? Czy raczej miała na uwadze to, że nie miałaby nic przeciwko temu, żeby zobaczyć ją nago. No i wcześniej trochę myślała o tym, że chciałaby ją lepiej poznać. A no i tak, miała erotyczne sny, ale szczerze… kto ich nie ma? Nie sądziła, że to może oznaczać cokolwiek.
-Jest ich zdecydowanie więcej niż założyłam. – Może mieli jakieś podziemia spod, których wychodzili. Albo wybiegali z randomowych miejsc gdzie się generowali, zupełnie jak w jakiejś grze komputerowej. Dobrze chociaż, że szybko padali, często zanim zdążyli oddać strzały ze swoich broni. Dzięki temu Sameen miała przynajmniej pewność, że nie zabraknie im amunicji. A skoro tylko ona i Inej były jedynymi, które celnie strzelały, to martwiła się o nie. –Prowadź. Będę obstawiać tyły. – Zmieniła magazynek na nowy, to samo zrobiła w mniejszej broni w razie gdyby musiała ją zmienić. Najwyżej będzie rzucać po prostu granaty. A jak zrobi się większe skupisko Włochów to rzuci granat prosto w nich. Podążyła za Inej, idąc plecami do niej. Upewniała się, że nikt ich nie zaskoczy. Zabiła czterech Włochów, którzy źle ocenili sytuację.
-Chodź tutaj. – Pokierowała ją do jakiegoś mini zagajnika skąd miały dobry widok na tylne wyjście i gdzie rzeczywiście mogły chwilę odsapnąć. –Nie możemy im pozwolić wyjechać. Pościg nie wchodzi w grę. – Powiedziała i otarła sobie twarz, bo pewnie brud z dymu osadził jej się na twarzy, no i przez to szczypały ją też oczy. Podeszła do jakiegoś murku, żeby się za nim schować, ale przy okazji rozejrzeć się po terenie. –Chyba, że pójdziemy do garażu, uniemożliwimy im ucieczkę. – Wskazała w kierunku części posiadłości, która miała garaż. Żadnego lądowiska tutaj nie widziała, więc jedyna droga ucieczki to ta autem. A mogły ich uprzedzić niszcząc auta, albo planując zasadzkę tam.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Inej się już dawno przyznała do fantazjowania o Sameen w intymnych sytuacjach, zresztą wcale się nie kryła z tym, że blondynka się jej podobała. No, bo po co? Co mogłaby ugrać ukrywając ten fakt? Nic. Zresztą Inej w takich kwestiach była bardzo bezpośrednia głownie dlatego, że zazwyczaj nie wiązało się to z absolutnie żadnymi uczuciami, bo wiadomo jak to było z Marlowe. No i też dlatego, że mogła zginąć na każdej misji, albo zostać w końcu aresztowana i skazana na śmierć w USA. Musiała korzystać z życia, nie było co się spinać i udawać, że na wszystko jest czas i niektóre rzeczy trzeba rozgrywać powoli. Gówno prawda. Nie trzeba. Z drugiej strony z Sam było też trochę inaczej, sama nie wiedziała dlaczego, ale nie myślała o niej tylko w kategoriach fajnej niuni, którą fajnie byłoby zaruchać. Nie. Wiedziała, że tylko z nią może być szczera, że Sameen ją zrozumie, że nie będzie jej oceniać i cóż, to chyba było dla niej istotne. Zawsze sądziła, że przy nikim nie będzie mogła być prawdziwą Inej Marlowe, czy tam raczej Rakhela, bo tak się przecież normalnie nazywała, a tu proszę. Takie zaskoczenie. Przy Galanis nie musiała nikogo udawać, nie musiała używać akcentu, nie musiała ukrywać swoich chorych fantazji o zabijaniu i to było dla niej niezwykle pociągające i ważne.
Gdyby miała wybierać z kim miałaby zginąć to w sumie pewnie byłaby to Sam, no chyba, że zgodziłaby się na taką akcję Sandra Oh, ale Inej trochę w to wątpiła. Zresztą ona pewnie by panikowała więc nie byłoby tak dobrej zabawy jak z Sam. - Uuu jak prywatnie - rzuciła idąc za Sameen do zagajnika, w którym znajdowały się różne drzewka, w tym jabłoń, na której wisiały jeszcze ostatnie jabłka. Inej zerwała sobie jedno i ugryzła je, bo skoro mają umrzeć to czemu nie. - Okej - kiwnęła głową jak już przełknęła kawałek owocu. - Nie, w garażu miałybyśmy mniejsze szanse - tutaj mają większe pole do tego, by się w razie potrzeby gdzieś schować, albo po prostu uciec tą tylną bramą. - Zrobimy tak i teraz masz się mnie posłuchać i nie szefować - powiedziała całkowicie poważnie patrząc na blondynkę. - Obstawię główną bramę, jak wyjadą to stanę im na drodze i zacznę strzelać, to odwróci ich uwagę na tyle. że nie będą patrzeć na tył. Ty schowasz się w jakiś krzakach i gdy przejadą wyjdziesz i postrzelisz ochroniarzy i opony auta. Wyciągniemy szefunia z auta, wypytamy grzecznie o jego żonkę i zabijemy. - Plan był bardzo prosty, chociaż z wykonaniem pewnie mogło być o wiele, wiele gorzej. - Może być? - Zapytała, bo chociaż mówiła, że Sam ma się nie rządzić, to jednak chciała znać jej opinię na ten temat.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zdziwił ją ten ton u Inej. Dobra, może nie ton, ale ten tekst, że niby Sameen szefowała. Czy na pewno szefowała? W sumie to tak, trochę tak. Ale po prostu postawiła sobie za cel, że mimo wszystko obie wyjdą stąd żywe. Musiały wyjść z tego żywe. Sameen nie mogła pozwolić na to, żeby tutaj zginęły. Żadna z nich. Tym bardziej, że jeśli Inej zginie to Sam nie będzie mogła sobie po prostu kontynuować misji. Będzie musiała tu zostać i zabić wszystkich, żeby zabrać ciało Marlowe i urządzić jej pogrzeb jaki obiecała jej urządzić. A przecież Galanis dotrzymywała obietnic. Tej jednak nie chciała dotrzymać tak szybko. Nie. Wolała dotrzymać poprzedniej obietnicy, że wyjdą z tego zwycięsko.
-Nie. – Odpowiedziała i podeszła do Inej, zabrała jej jabłko i odrzuciła je gdzieś na bok. Potrzebowała teraz pełnego skupienia Inej. –Będę szefować, bo to jedyny sposób, żebyśmy wyszły stąd żywe. Nie jesteśmy jakimś Legionem Samobójców, musimy przeżyć. – Dobrze, że Zoya zabrała ją ostatnio na Suicide Squad i dzięki temu Sam wiedziała co nieco o co chodzi. Aczkolwiek odnosiła wrażenie, że Inej chciałaby być członkinią Suicide Squad. Miała jednak nadzieję, że nie znała tego i nie będzie się wykłócać. Tak czy siak położyła dłonie na policzkach Marlowe. –Twój plan jest dobry, ale go nie wykonamy. Nie mogę pozwolić na to, żebyś tam wyszła i się narażała. Nie mogę cię narażać. Nie wyjdziesz na otwarty teren, żeby poświęcić się dla misji. Dzisiaj zrobimy wszystko po mojemu, Inej. – Chciała jeszcze dodać, że jeśli Inej się na to nie zgodzi to w takim razie z Włoch tylko jedna z nich wyleci żywa i na pewno będzie to Sam. Nie chciała jednak posuwać się do gróźb. Przynajmniej nie teraz. –Pójdziemy do garażu i tam się na nich zaczaimy. – Powtórzyła swój plan i patrzyła cały czas na Inej, bo potrzebowała chociaż minimalnego potwierdzenia, że Marlowe rzeczywiście akceptuje jej plan. –Pozwolę ci go torturować i zabić. Ale do tego momentu musisz mnie słuchać. – Nie wiedziała co jeszcze mogła zrobić, żeby przekonać Inej do tego planu. Ale w sumie to wpadło jej do głowy, że mogłaby po prostu… tak, zrobi to. No i zrobiła, więc nachyliła się, żeby pocałować Inej. Pocałunek był krótki i jak się odsunęła od Inej to chwilę na nią patrzyła. –Potrzebuję cię. – Powiedziała i już zabrała swoje dłonie z jej twarzy i złapała za karabin. Stanęła przy ścianie i była gotowa, żeby ruszać do garażu. Spojrzała przez ramię, żeby się upewnić, że Inej podąży za nią i nie będzie się stawiać.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Spojrzała na Sameen z wyraźnie zaskoczoną miną i to może tak nie do końca miło, bo jednak miała ochotę na to jabłko, nawet za nim spojrzała jak blondynka je gdzieś wyrzuciła. - Czym? O nie, czy Ty jesteś jakimś nerdem? - Zapytała, bo teraz nie wiedziała, czy Sam lubiła jeździć na te wszystkie dziwne jakieś cony, zloty. - Okej, jak będziesz chciała się przebierać to nie mam nic przeciwko, może mnie to nawet trochę kręcić - chociaż chyba to nie była dobra pora na rozmowy o tego typu rzeczach, aczkolwiek to była Inej i to powinno wystarczyć jako wytłumaczenie jej dziwnych zachowań niedopasowanych do okoliczności. - Dlaczego nie? To byłoby o wiele większym zaskoczeniem niż garaż - no kto, by się spodziewał tak nieroztropnego zachowania po płatnych zabójcach. Inej była gotowa na drobne szaleństwo. Chciała więcej. Chciała patrzeć śmierci prosto w oczy. Nie widziała najmniejszego problemu w tym, by wyjść naprzeciw strzelającym do niej ludziom. Dlatego patrzyła na swoją nową przyjaciółkę z wyraźnym zaskoczeniem i niezrozumieniem. - Dlaczego się o mnie martwisz? - To było dla niej najbardziej niezrozumiałe. Nikt się nie martwił nigdy tym czy zginie czy nie. Miała zrobić co do niej należało i tyle, sądzili, że cel uświęca środki. Nikt jej też w żaden sposób nie ograniczał.
Stała tak zupełnie nie przekonana do jej planu. Okej tortury ją trochę kusiły, bo jednak dawno nikogo nie torturowała, a to zawsze była całkiem niezła zabawa, aczkolwiek miała jakieś dziwne przeczucie, że ten garaż nie jest dobrym pomysłem. Nie wiedziała czemu. Nie spodziewała się też tego, że Sam ją pocałuje. Dlatego nie zdążyła nawet zamknąć oczu, żeby to był pocałunek taki jaki być powinien. Uśmiechnęła się jednak do Sam i nawet ją delikatnie dotknęła w policzek. - Nie potrzebujesz - no okej, może teraz tak, żeby stąd wyjść żywą, ale nie o tym Inej teraz mówiła. Tak ogólnie, o życiu. No, bo w życiu nikt jej nie potrzebował. Wujek Vesemir pewnie znalazłby sobie nową koleżankę, a nikogo innego względnie bliskiego to Inej nie miała. Była samotna. - Niech będzie - złamała sie w końcu. - Zrobimy po Twojemu - kiwnęła głową i doładowała jeszcze pistolety, a później ruszyła za Sameen. Zobaczyła, że gdzieś niedaleko nich spierdala jakaś pokojówka, która próbowała się chować za drzewami. Całe szczęście nie nazywała sie Anezka, bo Inej ją zgrabnie zastrzeliła. - 100 punktów dla mnie - rzuciła sama do siebie. Dobrze, że miała sprawny wzrok.
W końcu udało im się też dotrzeć pod garaż. Ciężko było ocenić ile w środku było ludzi, ale to i tak nie miało większego znaczenia, bo musiały ich wszystkich zabić. Istotny był tylko szef. - Będę Cię osłaniać - powiedziała cicho do Sam i w krótce weszły do środka strzelając do każdego kto się nawinął. Niedługo później garaż zalał się krwią i całe szczęście nie była to krew żadnej z nich. Jeszcze tym razem im sie udało, chociaż trzeba przyznać, że Inej była już trochę zmęczona. - Buona Serata Me Amore - rzuciła wesoło i uroczo do szefa mafii, który chował się w aucie i którego Inej wyciągnęła strzelając mu tak na wszelki wypadek w nogę. - Dobra, nie mamy dużo czasu, pewnie zaraz sie tu zleci resztka ochrony, osłaniaj drzwi - rzuciła tym razem do blondynki, a sama spojrzała na mężczyznę szybko myśląc o tym co może mu zrobić żeby dowiedzieć się gdzie przebywa jego dupa. Tradycyjnie rozpoczęły się negocjacje. - Nie chcemy Twoich pieniędzy, mamy własne - stara i ta sama śpiewka. - Chcemy tylko Twojej żony - nawet typka delikatnie poklepała po policzku, a dopiero później rozejrzała się po garażu i wzięła klucz francuski, którym mu przyjebała w rzepkę. Nie zdążyła się jednak jeszcze nawet zamierzyć na drugi cios, bo typ już zaczął o wszystkim mówic i to po angielsku. - Serio!? Tak ją kochasz? Serio? Chryste - wywróciła oczami, bo teraz się wkurwiła, że typ był taką pizdą i tyle z jej tortur. Spojrzała też na Sameen, bo to oznaczało, ze czeka ich wyprawa do kolejnego europejskiego kraju. Inej była tak zdegustowana zachowaniem Włocha, że nawet nie chciało jej się nic mówić, tylko po prostu go zastrzeliła obrażona na cały świat, że tak szybko się poddał.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Co? Kim? Nie. – Zmarszczyła brwi i szkoda, bo jeszcze wtedy, we Włoszech, nie znała definicji słowa nerd i nie wiedziała, że nie ma w tym niczego obraźliwego. Raczej całkiem normalne stwierdzenie opisujące kogoś bazując na jego zainteresowaniach. Ale Sameen nie miała zainteresowań. Ale nie takich. –Sama jesteś nerd. – Powiedziała, bo jednak poczuła się tym urażona, więc postanowiła też potyrać Inej, żeby sobie nie myślała, że może jej tu w ogóle fikać. –Dobrze wiedzieć, ale nie. – Podczas tej misji działo się tak dużo, że Sameen trochę zaczynała się gubić. Tak czy siak fakt, że Inej jest otwarta na przebieranki, z pewnością zapadnie jej w pamięć. Może nawet, jeśli wyjdą z tego żywe to wykorzysta to. Niekoniecznie przeciwko niej.
-Bo nie potrzebuję ich zaskoczyć. Potrzebuję, żebyśmy przeżyły i żeby plan się udał. A jeśli wyskoczysz na dziedziniec, nie ubrana w kevlar to z pewnością zginiesz. – Może i Włosi nie mieli najlepszego cela, ale kto wie co właśnie szykowali. Może wyciągali granaty i wyrzutnie rakiet. A nawet jeśli nie to auto mogło być kuloodporne i ich zasadzka w ogóle by się nie udała, a po drodze Inej zostałaby rozjechana przez samochód. To już byłyby obrażenia, z którymi Sam by jej nie pomogła. Nie byłaby po prostu w stanie tego zrobić. Kolejne pytanie Marlowe nieco ją zaskoczyło. –Bo… bo ja cię tutaj ściągnęłam i nie pozwolę ci umrzeć. – Mogłaby powiedzieć prawdę i wyznać, że to przez to, że po prostu poczuła między nimi nić zrozumienia, której nie miała nigdy z nikim i po prostu, najzwyczajniej na świecie nie chciała tego stracić. Inej nie wydawała się być emocjonalnie gotową, żeby usłyszeć takie słowa z ust Sameen. Sameen nie była gotowa, żeby powiedzieć to na głos.
Sameen, o dziwo, zrozumiała o co Inej chodziło. I to jej tylko potwierdziło, że miały ze sobą to czego nie miały z nikim innym. Nikt nie zrozumie tego rodzaju samotności.
Obserwowała jak pokojówka wypierdala się na żwir. Nawet jej nie współczuła. Przy tej misji nie miała nic przeciwko postronnym ofiarom. Nikt nie mógł wyjść stąd żywy. Nawet z pozoru niewinna obsługa. A wszyscy doskonale wiemy, że pokojówki i sprzątaczki wbrew pozorom wiedzą najlepiej, bo nikt ich o nic nie posądza. Są wręcz niewidzialne. W sumie to mogły ją przesłuchać, ale wyjebane.
Skinęła głową na zapewnienie Inej i ruszyła do środka. Orientowała się dosyć szybko. W ochroniarzy strzelała prosto w głowę, kiedy nie była pewna, w ogólnym zamieszaniu to strzelała w kolana. W końcu nie chciałaby przez przypadek zabić męża Lipowskiej. W końcu to on miał im zdradzić gdzie przebywa obecnie jego żona. Rzuciła szybkie spojrzenie Inej, która już się zajmowała szefem mafii. W tym czasie Sam jeszcze raz obeszła garaż i upewniła się, że rzeczywiście teren jest czysty. Stanęła przy Inej, ale broń miała skierowaną w stronę jedynych drzwi. Co jakiś czas oddawała strzał kiedy ochroniarze myśleli, że są zajebiście sprytni i dostaną się do środka niepostrzeżenie.
Nie spodziewała się tego, że kolejnym ich celem będzie Polska. Spojrzała na Inej i chciała coś dodać, ale ta zdążyła zastrzelić mężczyznę. –Skąd mamy pewność, że mówił prawdę? – Zapytała ją. –Czemu Lipowska miałaby wracać do kraju, który tak bardzo nią gardził. – Zastanawiała się pod nosem. W końcu stamtąd uciekła do Włoch. –Dobra. Musimy stąd spierdalać. – Spojrzała na zegarek, żeby sprawdzić ile im zajęło dotarcie tutaj. –Korzystamy z tych aut? – Zapytała Inej i podeszła do tego, w którym chował się mafioso. –Kuloodporne. – Pokiwała głową.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
- Nie, nie jestem... - prychnęła oburzona, bo oczywiście dla Inej nerd to 40-latek w piwnicy u mamy grający w gry i piszący na czacie z 15-latkami. A ona zdecydowanie nie była taka stara i pisała tylko ze starym ruskiem. Śmieszne właśnie sobie uświadomiła, że nawet nie wie ile ten typ ma lat. Będzie musiała to sprawdzić, bo wiedziała, że najlepsze lata ma za sobą, ale jednak dalej był dziwnie przystojny... nie mógł mieć więcej niż 50, bo jednak był wujkiem, a nie dziadkiem.
Inej rzuciła tylko pod nosem takie "nuda", bo ona oczywiście chciała zgrywać antybohatera w każdy możliwy sposób. Z drugiej strony zabijały właśnie członków mafii, która handlowała ludźmi, więc może powinny się czuć jak prawdziwe bohaterki, takie hmmm Scarlett Johanson w Avengersach. Inej wiedziała tylko tyle, że jest ktoś taki jak Scarlett i, że gra w Avengersach, ale nie miała pojęcia kogo i co tam robi, bo większą uwagę skupiała na jej obcisłym stroju. Chciałaby sobie kiedyś taki kupić i ubrać na jakaś misję. Na bank wyglądałaby super hot. Jak zawsze zresztą. - Sama się zgodziłam tu przychodzić, nie jesteś za mnie w żaden sposób odpowiedzialna - nie zaciągnęła jej tu siłą, Marlowe świadomie zgodziła się do niej dołączyć. No i nie narzekała. Może nie byłą to łatwa misja, ale bawiła się dosć dobrze. Oczywiście bawiłaby sie lepiej, gdyby Sam pozwoliła jej wyskoczyć do typów na środku drogi. No, ale teraz już było jak było. Dobrze, że przynajmniej w garażu mogły się na dobre rozerwać, aczkolwiek Inej bardzo się zawiodła, sądziła, że Włosi to prawdziwi mężczyźni, ale cóż, chyba to kolejny dowód na to, że laski były lepsze. - Nie mam pojęcia - powiedziała ale jeszcze przeszukała ciało zmarłego i wyciągnęła jego telefon. - Możesz zadzwonić i spróbować ją namierzyć, pewnie na pikantne rozmowy z ukochanym ma osobny telefon bez podsłuchów - ona, by tak miała, bo nie chciałaby żeby ktoś słuchał jak robią sobie seks telefon, a sądziła, że oni są na tyle beznadziejni, że pewnie tak robią i na dodatek jest super nudny. - Tak, bierzmy - kiwnęła głową, ale przez to, ze na chwilę zajęły się czymś innym to w garażu wylądowało kilka granatów dumnych. - Cholera - warknęła, bo teraz mogły tylko strzelać na ślepo. Blondynka zaczęła też trochę kaszleć i zakryła sobie nos i usta rękawem. - Sam! - Krzyknęła do niej, bo trochę nie za bardzo widziała co się dzieje dookoła i schowała sie za samochodem co jakiś czas oddając strzały na ślepo. Nagle zza drzwi do garażu dało się słyszeć kilka strzałów, a po chwili nastąpiła głucha cisza. Co było strasznie dziwne. - Inej! - Blondynka od razu rozpoznała głos, który ją wołał. Z jednej strony się cieszyła, a z drugiej już wiedziała, że będą mieć z Sam suszone głowy przez wujka Vesemira. - Sam chodź - złapała Galanis za rękę gdy już udało jej się ją zlokalizować i obie wyszły na zewnątrz, gdzie mogły w końcu odetchnąć czymś innym niż dymem. - Nie ma czasu, wsiadaj - usłyszała głos wujka, a na balkonach znów pojawili się ochroniarze i bandyci, którzy zaczęli ostrzał. Inej trochę z automatu szybko wskoczyła na czarną vespe. - Czekaj, musimy się jakoś zmieścić - powiedziała próbując się przesunąć jakoś, ale wujek już opalił silniki, a że ostrzał robił się coraz większy to kazał się Inej nie wygłupiać i po prostu zaczął jechać. No cóż, Marlowe zrobiło się przez chwilę smutno, ale tylko na sekundę, bo odjeżdżając musiała jeszcze strzelać więc nie miała za bardzo czasu na jakieś ckliwe uczucia. Dopiero gdy znaleźli się za bramą dotarło do niej, że w sumie to nie tak miało być. - Stój! - Powiedziała ostro celując Vesemirowi w tył głowy. - Bardzo mi przykro, naprawdę, nawet nie wiesz jak - westchnęła, gdy się zatrzymali i zafundowała wujkowi ogłuszający cios pistoletem. Gdy ten spadł na drogę to Inej przesiadła się do przodu i nie wierząc, że to robi wróciła na teren posiadłości żeby uratować swoją księżniczkę. - Sam! - Krzyknęła podjeżdżając do blondynki, która coś majstrowała przy jakimś motorze. - Nie ma czasu, streść się - powiedziała strzelając do coraz to większej ilości ludzi. Musieli wezwać posiłki. Nawet nie poczuła, gdy jedna z kul trafiła ją w bok.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową, ale w sumie to nie zgadzała się z Inej. W sensie, zgadzała się. Rzeczywiście w żadnym stopniu nie były za siebie odpowiedzialne. Ale jednak Sam chciała być odpowiedzialna za Inej. Chciała ją chronić. Nie chciała, żeby Inej zginęła na tej misji. Nie wybaczyłaby sobie gdyby coś jej się stało. Tym bardziej, że jednak ona tutaj ją zaciągnęła. Okej, może nie zaciągnęła, bo jednak po prostu zapytała i nawet nie musiała jej zamawiać, bo Inej od razu się zgodziła. Mimo wszystko, zaakceptowanie tego kontraktu, organizacja planu, leżało po stronie Sam. Także musiała się czuć odpowiedzialna za Marlowe. Czy tego chciała czy nie.
Wzięła telefon od Inej i sprawdziła czy jest w jakiś skomplikowany sposób zablokowany. Zauważyła, że ma czytnik na odcisk palca, więc wiedziała co musi zrobić. Schowała telefon do kieszeni, z innej wyjęła obcęgi i obcięła mężczyźnie kciuk i palec wskazujący, wszystko zapakowała do woreczka, który również schowała do kieszeni. Nie wiedziała co tam znajdzie na telefonie, ale być może coś się przyda.
Sameen zdążyła schować woreczek i usłyszała głos Inej, a później rozpoznała charakterystyczne syczenie granatów dymnych. –Kurwa. – Mruknęła pod nosem. Nie pomyślała o tym, żeby wziąć ze sobą maski gazowe. Nie miała na to miejsca. Nie mogły być też obciążone sprzętem na zasadzie „może tego użyjemy, może nie”. –Kucaj, Inej! – Rzuciła szybką wskazówkę i sama kucnęła. Wiadomo, że dym zacznie podchodzić do góry i tam się będzie utrzymywał przez jakiś czas. Nie unikną go w ogóle, ale chociaż na chwilę zachowają dłuższą widoczność. Upewniła się, że ma u boku Inej i dopiero wtedy oddała kilka strzałów na ślepo.
Sameen chowała się samochodem i od razu zauważyła niepokojącą ciszę. Jeszcze bardziej się zaniepokoiła kiedy usłyszała nieznany głos, który wołał imię Inej. Nikomu nie mówiła o tej misji. Nikomu nawet nie powiedziała, ze planuje zaangażować drugą osobę. Wyjrzała zza auta na Inej, a później na siwego starca. Domyśliła się od razu, że musiał to być opiekun, o którym Inej jej wspominała tego dnia wcześniej. Zakaszlała jeszcze kilka razy kiedy dostała się na świeże powietrze i już miała ruszyć w stronę niewielkiej Vespy, ale zanim do niej dotarła to skuter ruszył, a ona musiała się cofnąć do tyłu, żeby nie zostać trafioną przez Włochów z balkonu.
Sam walczyła z pokusą i chciała zawołać za Inej. Dosłownie nawet cisnęło jej się na usta słowo wróć. Wiedziała jednak, że została sama. Została zdradzona. Chociaż nie wiedziała kiedy, bo przecież Inej nie mogła wiedzieć, że Sam przyjęła to zlecenie, a od momentu, w którym jej to zaproponowała to były nierozłączne. Marlowe ani razu nie korzystała z żadnego telefonu czy czegokolwiek co mogłoby jej umożliwić kontakt z kimś innym. Kucnęła przy ścianie garażu i patrzyła za oddalającym się skuterem. Z tej smutnej nostalgii wyrwała ją kula, która trafiła w ścianę obok. Podniosła broń i wycofując się do garażu oddała kilka celnych strzałów w kierunku balkonu. Wzrokiem obrzuciła wszystkie znajdujące się w garażu pojazdy i zdecydowała się na motor, idealny do skalistych terenów, które otaczały posiadłość. Podeszła do skrzynki z kluczami, znalazła odpowiedni i wsiadła na motor próbując go odpalić. Uniosła broń, gotowa do strzału kiedy usłyszała swoje imię i warkot silnika. –Inej? – Nie dowierzała swoim oczom. Uśmiechnęła się mimowolnie i odpaliła motor i przysunęła się bliżej kierownicy. –Wskakuj. Spierdalamy stąd. – Powiedziała i poczekała aż Inej do niej dołączy. –Osłaniaj nas. – Rzuciła jeszcze i jednym, sprawnym ruchem odpaliła motor i z piskiem opon ruszyła kierując się do bramy wyjazdowej. Sięgnęła przy okazji po swój karabin maszynowy i jedną ręką kierując, drugą strzelała na oślep.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Inej była dorosła. O dziwo, może nie zawsze to było widać i często się zachowywała jak duże dziecko, ale jednak wbrew pozorom była dorosła i potrafiła o siebie zadbać. Podjęła decyzję, zgodziła się na tą misję i zaakceptowała ryzyko jakie sie z tym wiązało. Sameen nie była jej nic winna. Natomiast zdecydowanie nie odpowiadał je gaz, ani fakt, ze tak niewiele widziała. Wkurwiała się sama na siebie, że nie pomyślała wcześniej o tym, że mogą mieć tego typu sprzęt no i trochę się też podświadomie zdenerwowała, że dały się zamknąć w garażu. Na świeżym powietrzu, by coś takiego nie przeszło! Nie był to jednak czas na wypominki, bo dookoła tak wiele się działo, że jedyne na czym teraz Inej się skupiała to próba przetrwania i wyjścia z tego pomieszczenia. Była zaskoczona, gdy okazało się, że jednak ktoś o nią dba i komuś na niej zależy i tym kimś był pewien siwy Rusek. Jej serduszko aż uroniło łzę. Trochę szkoda, że blondynka nie mogła odwdzięczyć mu się tym samym, przynajmniej nie w tym momencie, bo jednak Marlowe nie potrafiła i nie chciała zostawić Sameen samej. Dlatego się wróciła. - A kogo się spodziewałaś? Dwayne'a Johnsona? - Wywróciła oczami, chociaż no, pewnie Sameen nie wiedziała kto to, ale Inej nie miała w tej chwili czasu na to, by jej tłumaczyć wciąż do nich przecież strzelano! Dlatego, gdy Galanais zapaliła silnik to Marlowe trochę odetchnęła z ulgą, że w końcu będą mogły sie z stąd urwać. Zdecydowanie nie przeszkadzała jej kulka, która teraz tkwiła sobie wesoło w jej ciele, a Inej nie miała o niej pojęcia. Prawie jak w noc kiedy straciła dziewictwo, wtedy też miała w sobie ciało obce i nie wiedziała co sie dzieje.
- No w końcu - rzuciła cały czas strzelając do ochrony i w końcu wyjechała z Sameen w stronę bramy. - Wracamy helikopterem czy masz coś innego w zanadrzu? - Zapytała krzycząc do blondynki, gdy już trochę oddaliły się od posiadłości. Inej w tej chwili nie za bardzo wiedziała gdzie sie znajdują, a gdy okazało się, że udało im się uciec przed ewentualnym pościgiem to Marlowe ściągnęła nieco nogę z gazu. Czuła się jakos dziwnie, była zmęczona, słaba... coś zupełnie nie w jej stylu, w końcu posłały dzisiaj na drugi świat wiele osób, powinna być o wiele bardziej podekscytowana. Oczy zaczęły jej się powoli zamykać i dopiero wtedy poczuła okropny ból przeszywający jej ciało. Tego sie nie spodziewała. Kolejnym zaskoczeniem był dla niej fakt, że kompletnie straciła utrzymania się w siadzie i kierowania motorem. Nagle zleciała z motoru tocząc się trochę po kamienistej drodze, a sama maszyna wyjechała z najbliższego zakrętu i wylądowała w rowie. Inej widziała to resztkami sił utrzymując swoją świadomość, chciała zawołać Sam, ale nie miała sił wydobyć z siebie głosu i dopiero wtedy, gdy traciła przytomność, to w ostatnim momencie zobaczyła ile swojej własnej krwi miała na rękach. Zemdlała.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nie znam go… – Odparła nadal będąc w szoku, że Inej po nią wróciła. I do bez towarzystwa Vesemira. –Co się stało z twoim dziadkiem? – Zapomniała, że nazywała go wujkiem, a niestety bardzo myliła ją ta siwizna, która była odpowiednia dla naprawdę starego człowieka. No tak czy siak Sameen prędzej by się spodziewała Dwayne’a Johnsona niż powrotu Marlowe. Tym bardziej, że ta została dosłownie uratowana przez swojego opiekuna. Jedyną osobę, której prawdopodobnie ufała i którą długo znała i z którą tak czy siak pracowała. A jednak wujka Vesemira nie było, a Inej wróciła.
-Mam auto. – Krzyknęła, bo musiała przekrzyczeć hałas karabinów i pistoletów, a wiadomo, żę to skurwysyństwo było mocne i Sameen przez parę następnych dni będzie dzwonić w uszach. –Ale załatwię helikopter. – Dodała. Skoro już wiedziały, że misja była nieskończona, a Sameen założyła, że Inej będzie chciała doprowadzić ją do końca, to musiały właściwie od razu ruszać do Polski. Skorzystają z helikoptera, żeby dostać się do najbliższego państwa, które nie było Włochami, stamtąd liniami komercyjnymi polecą do Polski i stamtąd już rozpoczną szturm na Biankę.
-Jedź za mną. – Krzyknęła do Inej, chociaż żałowała, że ta nie skorzystała z możliwości przejażdżki na motorze Sameen. Przegapiła okazję do poprzytulania się na wyboistych terenach. No i Sam musiała trochę dostosować trasę do tego, że Inej poruszała się Vespą. Gdyby jechały obie na crossie Sameen to mogłyby jechać górzystymi bezdrożami i dotarłyby do kolejnej, podstawionej furgonetki znacznie szybciej. Co jakiś czas Sameen oglądała się za siebie, żeby upewnić się, że Inej nie straciła jej z oczu. No i chciała mieć też pewność, że posiadłość jest już poza zasięgiem ich wzroku i Włosi zostali w środku, żeby ogarnąć, że właśnie stracili szefa. Wolała uniknąć jakiegokolwiek pościgu. Po pewnym czasie przejażdżki Sam pozwoliła sobie na to, żeby nieco zwolnić. Nie musiała już tak pędzić skoro miała pewność, że nikt nie był zainteresowany dorwaniem się do nich.
Mimo ryku silnika swojego motoru usłyszała za sobą hałas. Obejrzała się za siebie i zobaczyła chmurę kurzu, którą zostawiła za sobą Vespa Inej. Spojrzała na bok i zobaczyła ciało. Przeklęła pod nosem i z piskiem opon, gwałtownie zawróciła. Zeskoczyła z motoru i podbiegła do Marlowe padając przy niej na kolanach. –Inej? – Poklepała ją po policzku próbując ją obudzić. Nie wiedziała co się dzieje, ale w końcu dostrzegła zakrwawione dłonie Inej, a następnie plamę i krew sączącą się z brzucha blondynki. –O nie, nie, nie. Nie, nie, nie. – Zaczęła panikować, ale szybko się ogarnęła. Zaczęła podwijać ubrania Inej i sprawdziła dłonią jej plecy czy kula przeszła na wylot. Nie było dziury. Przeklęła pod nosem i zaczęła się rozglądać i w oddali dostrzegła jakąś chatkę. Możliwe, że farmę. Wiedziała jednak, że nie da rady donieść tam Inej. –Musisz wytrzymać, okej? – Powiedziała do Marlowe i sprawdziła jeszcze jej słabe tętno. Znowu przeklęła i wyjęła z kieszonki superglue i obficie polała ranę postrzałową Inej. Zatamuje krwawienie i pojadą do chatki. Tam wyjmie kulę. Przeciągnęła Inej na pobocze, bliżej motoru. Podniosła go, ustawiła na nóżce i z niemałym trudem posadziła na nim Inej. Sama się zaraz do niej dosiadła i jedną ręką kierując, a drugą przytrzymując Marlowe, ruszyła w stronę chaty. Nie jechała zbyt szybko, bo nie chciała, żeby Inej jeszcze bardziej się poturbowała.
Jak już dojechała do farmy to zdjęła Inej z motoru, przerzuciła ją sobie przez ramię i wzięła do ręki broń mniejszego kalibru i skórzany futerał. Nie musiała się dobijać do drzwi. Starsze małżeństwo, zwabione hałasami ryczącego silnika wyszło sprawdzić co się dzieje. Podniosła w ich stronę broń oraz futerał, w którym skrywała się policyjna odznaka. –Polizia! Ho bisogno di un kit di pronto soccorso e ho bisogno che tu stia zitto. – Rozkazała im po włosku i nawet nie czekała na ich reakcję tylko weszła do domu i skierowała się prosto przed siebie. Trafiła od razu do pomieszczenia, które było zapewne salonikiem. Na całkiem sporym stoliku kawowym ułożyła Inej, uprzednio zrzucając wszystko co się tam znajdowało. Zdjęła z głowy hełm i odrzuciła go na bok. Zaczęła z powrotem podwijać ubrania Inej. Kobieta w tym czasie przyniosła jej apteczkę. –No, niente ospedali. – Odpowiedziała kiedy kobieta zaproponowała, że zadzwoni po karetkę. Sameen wzięła od niej apteczkę i o dziwo, znalazła wszystko czego potrzebowała. Na początek zdezynfekowała sobie ręce i założyła rękawiczki. Wzięła skalpel rozcięła zaklejoną klejem ranę i zaczęła w niej grzebać palcami próbując wyczuć kulę. Pociła się przy tym jak dzika kuna w agreście, ale liczyła na to, że kula nigdzie sobie nie popłynęła. W końcu natrafiła palcem na coś twardego. Nie mogła jej jednak chwycić więc sięgnęła po szczypce i po paru minutach trzymała już kulę. Szybko zajęła się zaszywaniem Inej. Po wszystkim oczyściła jej okolice rany, zdjęła rękawiczki i kucnęła przy twarzy Inej i zaczęła ją budzić. –Dajesz, wstawaj, Inej. – Mówiła błagalnie i szarpała nią delikatnie i klepała po policzku. Sprawdzała tętno i wszystko wskazywało na to, że jej stan się nie pogarszał.
W ostateczności Sameen zdjęła plecak i zaczęła w nim grzebać. Po chwili odnalazła strzykawkę z adrenaliną i wbiła ją w udo Marlowe. Potrzebowała, żeby chociaż na czas dotarcia do furgonetki, ta była obudzona.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
- Nie wiem, chyba umarł - wzruszyła ramionami, bo co to było za dziwne pytanie? W środku akcji pytała ją o dziadka. Okej, miały się poznawać, bo tego chciał Inej w zamian za pomoc w misji, ale to nie był na to odpowiedni moment! Mogły sobie torturować kogoś i wtedy pogadać o rodzinie. No, bo oczywiście Inej nie zaczaiła, że chodziło o wujka Vesemira. - Zabili go Naziści jak jesteś taka ciekawska - a co się działo z drugim dziadkiem to nie miała pojęcia. Co do wujka Vesmira to Inej była pewna, że sobie poradzi. Kiedyś go przeprosi, wyśle mu kwiaty i czekoladki Merci, ale zje wszystkie te, które są dobre i zostawi mu marcepanowe. Przechodzili już razem przez gorsze rzeczy, raz na serio próbowała go zabić, więc teraz to była tylko taka zabawa. Nie mogła zresztą zostawić tu Sameen na pewną śmierć, nie taka była umowa. Poza tym, wiele jeszcze o niej nie wiedziała więc blondynka wciąż wisiała jej opłatę za tą misję. Martwa Sam na nic, by się jej nie zdała.
- Dobra - kiwnęła głową i pojechała za nią. Starała się jechać szybko, ale brakowało jej sił. Czuła, że coś jest nie tak. Powoli, w miarę tego jak adrenalina opuszczała jej organizm, zaczynał boleć ją bok. Na początku nie było to nic wielkiego, a patrząc na to ile dzisiaj przeżyły pewne sądziła, że ma jakiegoś wielkiego siniaka, może zadrapanie... no, ale niestety. To nie było to. Gdy leżała już na chłodnej ziemi czuła się jak małe dziecko, które błądziło we mgle. Obrazy były coraz bardziej zamazane, głosy dochodziły do niej jakby zza wody. Wiedziała, że słabnie, nie była w stanie nawet za wiele powiedzieć. Słyszała głos Sam, chciała zareagować, ale powieki były za ciężkie, a głos nie chciał wydobyć sie z jej gardła, aż w końcu całkowicie straciła przytomność. Trochę ją obudził ból w ranie, gdy została zalana klejem, na chwilę ją to ocuciło, wydała z siebie wiec cichy jęk, bo zdecydowanie nie było to przyjemne. Przeklęła po hebrajsku, gdy Sam ją podniosła, a gdy jechały to znów straciła przytomność.
Nie miała pojęcia co działo się z nią przez następny czas. Ogarnęła ją przeszywająca ciemność, straciła poczucie czasu i przestrzeni. Była sama. Sama w ciemności, co stało się nagle cholernie przerażające i przytłaczające, aż nagle coś, a raczej ktoś, ją z tej ciemności wyrwał. Powoli zaczynała otwierać oczy i musiała mocno mrugać, bo światło strasznie ją raziło. Gdy odzyskała już przytomność po raz kolejny czuła niewyobrażalny ból w boku. - Sameen - jęknęła cicho widząc znajomą twarz blondynki. Nawet postarała się lekko uśmiechnąć. - Jeżeli już jestem w piekle, to nie ma tam złych widoków - bo kto powiedział, że ranna Inej nie jest flirciarą. Nikt. Marlowe starała się podnieść przeklinając przy tym pod nosem. Wiedziała, że nie miały za wiele czasu. Blondynka mocno się zdziwiła widząc dwie obce osoby, które z przerażeniem wpatrywały sie w obie kobiety. - Trzeba ich zabić - stwierdziła wstając ze stołu i dlatego chwyciła za ten skalpel, którym wcześniej Sameen ją zszywała. - I spalić tą chatę, jak wpadnie tu policja, nie mogą znaleźć tu mojej krwi - nic nie mogło z tego miejsca zostać. - Kuli też nie mogą znaleźć - no i właśnie dlatego podała kobiecie narzędzie, które wcześniej sama trzymała w dłoni. Sama, by ich zabiła, ale niestety ledwo stała na nogach. - Jesteś piękną kobietą, na bank wiesz jak podrzynać gardła - gdyby to w ogóle miało ze sobą cokolwiek wspólnego. Inej miała jakąś chorą potrzebę zobaczenia tego jak Sam pozbawia życia tych biednych ludzi w tak niekonwencjonalny, jak na nią, sposób.

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Dobra, pozwolę sobie już przeskoczyć do tej chaty starszego, włoskiego małżeństwa, bo Sameen za bardzo by wgłębiała się w to, że Inej wyjechała z posiadłości na chwilę, ale zdążyła spotkać nazistów, którzy zamordowali jej dziadka. Oczywiście nie pomyślała o tym, że być może to ona pierdolnęła babola i dziadek nie był dziadkiem, a wujkiem.
Po wbiciu adrenaliny w nogę blondynki Sam, kurczowo trzymała jej dłoń i czekała aż ta zadziała i Inej się wybudzi. Co jakiś czas sprawdzała jej tętno i zauważyła jak to zaczęło przyspieszać. Adrenalina działała. W końcu Inej otworzyła oczy a Sameen mimowolnie uśmiechnęła się szeroko. Udało się. Nie straciła jej. Odetchnęła z ulgą i pogładziła blondynkę po policzku. –Myślę, że już dawno zaznajomiłyśmy się z piekłem. – W końcu obie miały na tyle popierdolone życia, że ciężko było je nazwać czymś innym niż właśnie piekłem. No, ale na tą chwilę Sameen poczuła pierwszy raz w życiu nie wiem… prawdziwe szczęście? Ciężko było jej opisać to uczucie, bo czuła je pierwszy raz w życiu, ale czuła ulgę, że być może uratowała komuś życie. Może Inej ostatecznie wylizałaby się z tego sama, ale teraz jednak Galanis miała zamiar przypisać sobie wszystkie zasługi.
Pomogła się podnieć Marlowe, chociaż wolałaby, żeby ta jeszcze chwilę poleżała. Jasne, nie miały zbyt wiele czasu, ale Sameen potrzebowała ogarnąć co zrobić ze starszym małżeństwem. No i musiała im załatwić helikopter. –Nie forsuj się za bardzo. – Powiedziała przykładając dłoń do zaszytej rany przykrytej opatrunkiem. –Ale jak już usiadłaś to zabezpieczę to jeszcze bandażem. – Każde zabezpieczenie w tym przypadku było potrzebne. Wykorzystała więc okazję, sięgnęła po bandaże i ciasno, ale nie za ciasno, owinęła Inej. Dzięki temu mogła się poruszać i tylko przy naprawdę gwałtownych ruchach naruszyłaby szwy. Spojrzała na małżeństwo po komentarzu Inej i wiedziała, że Marlowe miała rację. Skinęła głową patrząc na staruszków, którzy nie mieli pojęcia o czym rozmawiają kobiety, ale jednak skalpel w dłoni Inej zdradzał ich zamiary. –Kulę mam. – Poklepała się po niewielkiej kieszonce. Pewnie była pojebem, który kolekcjonował kule, które wyjmowała z siebie i chciała teraz rozpocząć kolekcję kul, które wyjmowała z Inej. Chociaż trochę liczyła na to, że ta kolekcja nigdy się nie rozrośnie. Wzięła ostrożnie od Inej skalpel i wstała, bo dotychczas kucała i obserwowała wszystko z dołu. Powoli podchodziła do małżeństwa, które pierdoliło coś do niej po włosku, ale ich nie słuchała. Nie mieli nic czym mogliby ją przekonać do tego, żeby ich nie zabijała. Teraz liczyło się tylko to, żeby ona i Inej wyszły stąd bez żadnych świadków. Wchodząc do domu i kierując się do salonu zauważyła brak jakichkolwiek zdjęć. Byli samotni. Nie mieli żadnych dzieci i wnuków. Nikt za nimi nie zatęskni, nikt nie będzie się martwił. –Mi dispiace tanto. – Szepnęła szczerze im współczując i poderżnęła gardło najpierw kobiecie, a później jej mężowi. Patrzyła jak upadają i żałowała, że nie mogła pozbawić ich życia w nieco szybszy sposób. Spojrzała na Inej. –Siedź i oszczędzaj się, idę po jakieś środki czystości i benzynę. Spalimy tą chatę. – Poinformowała Inej i wychodząc z domu wzięła swoją krótkofalówkę i zaczęła rozmawiać z kimś po grecku. Musiała załatwić im ten helikopter.

Inej Marlowe
zabójczyni na zlecenie — gdzie tylko chcesz
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I think my monster encourages your monster, right?
Kiwnęła głową na jej słowa, bo rzeczywiście, nie miały szczęśliwego życia i mogły narzekać na to co się działo, albo wziąć to na klatę i robić swoje. Inej ciągle powtarzała, że nie mogłaby żyć inaczej, ale czy taka była rzeczywiście prawda? Może po prostu łatwiej było jej robić to co robiła niż spróbować żyć inaczej, panować nad sobą, swoim zachowaniem, fascynacją zabijaniem i całą resztą zachowań, które robiły z niej bardzo dobrą morderczynię, ale gorszego człowieka. - Dawniej nie było tak ładnie - stwierdziła jednak, bo nie narzekała na widoki w Toskanii, zarówno na te krajobrazy, które rozpościerały się dookoła, jak i na to co teraz miała przed oczami. To drugie nawet bardziej jej się podobało, ale tego mówić na głos nie musiała, bo przecież blondynka dobrze wiedziała, że wpadła Inej w oko. Chyba. Powinna wiedzieć. Marlowe dość bezpośrednio o tym mówiła, aczkolwiek, nigdy nie wiadomo kiedy Inej rzeczywiście mówi coś na serio, a kiedy to tylko dziwny żart.
- Nie będę sie forsować jak już będziemy w domu - mówiła tu o Lorne Bay o czym Sameen w sumie nie miała prawa wiedzieć. Trudno. To teraz i tak nie było ważne, bo przed nimi jeszcze misja w jakimś obrzydliwym i pewnie zimnym, o tej porze roku, Sopocie. Gdziekolwiek to jest. - Jasne, możesz mnie dotykać do woli - teraz sobie żartowała, bo jednak nie dałaby się na przykład dusić.. tak po prostu. Całe szczęście Sam była delikatna, Inej czuła się jak dziewica. Starała się nie ruszać żeby nie utrudniać blondynce pracy. Bok dalej ją bolał, ale nie miała teraz czasu żeby się nad tym dłużej rozdrabniać. Musiały jak najszybciej opuścić to miejsce. - Możesz ją zatrzymać, będzie Ci o mnie przypominać... tak jak blizna na ręce - uśmiechnęła się lekko, chociaż wiadomo, że taka kula to chyba coś milszego niż blizna na ręce. Będzie mogła zrobić sobie z tego wisiorek, czy trzymać gdzieś w skarpetce na szczęście.
Inej na spokojnie czekała aż Sameen zajmie się starym małżeństwem. Zaczęła jednak odczuwać ekscytację, gdy kobieta zaczęła iść w ich kierunku. Marlowe czuła jak z każdym jej krokiem, serce zaczyna jej przyspieszać. Obserwowała Sam, wpatrywała się w jej ruchy oddychając coraz szybciej, a gdy zabójczyni poderżnęła gardła małżeństwu i ich ciała spadły z hukiem na ziemię telepiąc się w drgawkach na twarzy Inej pojawił się uśmiech, ten dziwny, niespotykany, szczęście wymieszane z ekscytacją i fascynacją. - Jasne - powiedziała na słowa Sam, ale nie patrzyła na nią. Wpatrywała się w coraz to większą plamę krwi na podłodze. W końcu gdy Galanis zniknęła, Inej postanowiła wstać, co zrobiła z małym jękiem. Wykonała kilka powolnych kroków i uklękła przy ciele kobiety. Dotknęła jej skóry, która robiła się coraz to zimniejsza, lubiła to uczucie. Przez chwilę też spoglądała w jej martwe oczy, a później delikatnie dotknęła palcem krwi znajdującej się na podłodze. Rozmazała ją w palcach czując ciepło cieczy na swojej skórze i aż się uśmiechnęła, a później wstała i przeszła do innego pokoju. Musiała sobie znaleźć coś nowego do ubrania. - Serio? Co za gówno... - jęknęła, gdy znalazła jakąś komodę z ubraniami. - Ughhhh kto chodzi w takich kropkach, to już niemodne - wywróciła oczami, ale w końcu znalazła jakąś zwykłą czarną koszulę, raczej męską. Założyła ją sobie, chowając dół do spodni, bo chciała wyglądać względnie okej. - Sam... powinnyśmy ciała położyć w łóżkach, wtedy będzie to mniej podejrzane... możemy zrobić spięcie w aucie, silnik wybuchnie i ludzie będą myśleć, że był to tylko nieszczęśliwy wypadek - bo jak znajdą ludzkie prochy w salonie, jedne obok drugiego, to może być to trochę podejrzane. - Z kim rozmawiałaś? Masz swojego wujka? - Zapytała unosząc brew. Była ciekawa, kto jej pomaga. Marlowe poszła później do łazienki, z której wyciągnęła jakieś środki czystości, które porozlewała w kuchni, w której odkręciła też kuchenkę gazową, bo przecież gaz sie dobrze pali!

Sameen Galanis
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ