Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit

- To znowu ja. – Próbowała powiedzieć to z uśmiechem, lecz nie potrafiła ukryć zawodu w głosie. Dosłownie przed trzema minutami Eve zaprosiła do siebie Sameen na śniadanie, a teraz oddzwaniała to odwołać. – Właśnie dzwonili z pracy. – Nie chciało jej się tłumaczyć skąd dokładnie ani ze szczegółami opowiadać o co chodziło, bo była zła. Zła i niepocieszona, bo jeszcze trzy minuty temu była gotowa rozbijać jajka do naleśników a teraz otwierała drzwi do auta. – Jakieś durne dzieciaki zgubiły się w lesie. – Westchnęła ciężko pewna, że jak ich znajdzie to dam im lekcję życia. Tak im da do słuchu, że przez lata nie będą wychodzić z domu. Cóż.. oczywiście tego nie zrobi. To nie była część jej pracy, ale w tej chwili miała ogromną ochotę kimś potrząsnąć. – Nie ma ich od dwóch dni, więc.. – Nie mogła tego przełożyć. – Przepraszam. – Tym razem ona przepraszała. – Chociaż to ty wczoraj uciekłaś, więc nie wiem czyja to wina – Próbowała zażartować, co słychać było po jej głosie. – Żartuje, nie jestem zła. – Ani nie próbowała wzbudzić w Sameen poczucia winy. Nie bawiła się w takie psychologiczne pułapki. – Daj znać, kiedy wrócisz. – Rozmawiając wcześniej wyjaśniły sobie, a raczej Sam powiedziała Eve, że wolałaby przez ten czas z nikim się nie kontaktować, co Paxton znów musiała uszanować. Po wczorajszym jednak nie była pewna, czego mogła się spodziewać po powrocie, nawet jeśli zapewniła Galanis, że wszystko załatwiła. Grupka turystów wezwała policję, ale Eve razem z Peteresem pogadała z funkcjonariuszem i cała sytuacja się rozmyła. Turyści trochę się wkurzyli, ale potem byli zadowoleni, że nie dostali mandatu za wszczynanie burd w barze, bo tak – weterani zrzucili na nich całą winę. Cóż słowo miejscowych żołnierzy przeciwko obcym turystom. Rachunek był prosty.
Nikogo w barze nie było. Do niczego nie doszło. Wszyscy sobie świętowali i nic złego się nie stało.

*9 dni później – pobliskie tereny leśne Seisia, Australia*
Od samego początku Eve miała dziwne przeczucie. Dokładniej od chwili, kiedy odebrała telefon ze zleceniem w miejscu aż trzynaście godzin drogi od Lorne Bay. Zdarzały jej się takie przypadki i to wcale nie było dziwne, ale nieznośne uczucie towarzyszyło jej przez całą drogę i nasiliło się w chwili, gdy dołączyła do zorganizowanej grupy poszukiwawczej. Niewielkiej. Zaledwie dziesięć osób, co w porównaniu z ogromnym terenem było naprawdę mało. Nie to jednak było problemem a fakt, że ci ludzie dopiero co się organizowali. Nie byli tu wcześniej, nie próbowali szukać i nie wezwali Paxton z desperacji a dlatego, że dopiero zaczęli szukać pomimo, iż zdaniem policjantów była to ważna persona. Super ważna i od tego, czy się znajdzie zależało ich życie.
- Morlov zaginął trzy dni temu – stwierdził sierżant prowadzący akcję.
Eve powstrzymała się od komentarza, że to wszystko nie miało sensu i nie trzymało się żadnej kupy. Po trzech dniach wszczęli poszukiwania? I co najważniejsze, nie zaczęli bez niej, ale czekali trzynaście godzin aż przyjedzie? W tym czasie facet mógł coś sobie zrobić i umrzeć. Czy naprawdę był taki ważny czy sierżant bezczelnie ją okłamywał i to nie prawda, że faceta nie było od trzech dni?
Paxton wysłuchała reszty informacji pomagających jej rozeznać się w sytuacji i dopiero wtedy zauważyła mężczyznę, z pewnością nie miejscowego policjanta, stojącego gdzieś na uboczu i obserwującego całą akcję. Na pierwszy rzut oka nie przypadł do gustu Eve. Emanował dziwną energią; bardzo nieprzyjemną i złowrogą. Albo po prostu za bardzo przypominał jej nauczyciela z matmy, który dwa razy próbował ją uwalić.
- Przywieźliśmy jego brudne rzeczy z domu, ale tam stoi jego auto. Może tam będzie coś, co bardziej się przyda. – Sierżant podał jej reklamówkę i choć w odruch miała ochotę powiedzieć, że rzeczy z domu całkowicie wystarczą, to niepewność całej tej sytuacji pchała ją w stronę wskazanego samochodu.
Ruszyła razem z Jello dostając od sierżanta pięć minut, bo nagle zaczęli się mocno śpieszyć. Obeszła samochód, zajrzała do środka przez szybę i odeszła parę kroków z dystansu patrząc na całość, która znów jej nie pasowała. Auto nie wyglądało na takie, które stałoby tutaj przez trzy dni. Brudne ślady w okolicach opon i połowie drzwi świadczyły o przejechanej części lasu, ale to wszystko. Przez trzy dni cały samochód byłby zakurzony, leżałyby na nim jakieś liście albo kawałek zwierzęcia przyciągniętego przez inne. Cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że auto zostało porzucone trzy doby temu a nie przed paroma godzinami.
Tylko to nielogiczne. Wezwali ją pół doby temu, bo przewidzieli, że za parę godzin facet pojedzie na polowanie i się zgubi?
Nic tutaj nie miało sensu i kiedy Eve usłyszała wołanie sierżanta uznała, że niepotrzebnie wnika w coś, co nie było jej robotą. Miała tylko znaleźć faceta. Za to jej płacono i niczego więcej nie musiała rozumieć, nawet jeśli w trzewiach czuła, że coś tutaj nie grało.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
44. + Outfit

Spoglądała przez okno kiedy Eve przekazywała jej „złe” wieści. Zdrapywała przy tym resztki starej farby ze swojego parapetu i myślała o tym, że Zoya już jakiś czas temu miała jej załatwić kogoś kto zająłby się odświeżeniem i odmalowaniem tego mieszkania. –Jasne. Rozumiem. – Odpowiedziała i zastanawiała się czy to rzeczywiście prawda czy może jednak Eve się rozmyśliła i nie chciała z nią spędzać czasu po tej akcji w barze. Chciała jej powiedzieć, że jebać dzieci, które się zgubiły w lesie. Biorąc pod uwagę, że nie było ich od dwóch dni i jak dorzucimy do tego to co żyje w australijskich lasach, to były marne szanse na to, żeby dzieciaki nadal żyły. No, ale nie mogła pokazać swojego braku serca i niewrażliwości na takie tragedie. –Rozumiem, Eve. Praca. – Uśmiechnęła się. Nie wszyscy mieli tak wygodnie jak ona, że mogła sobie odmawiać pracy kiedy miała na to ochotę. –Wszystkiego najlepszego. – Odpowiedziała i rozłączyła się nie czekając na odpowiedź. Nie, że była obrażona czy coś, po prostu nie widziała sensu w ciągnięciu tej rozmowy. Próbowała sobie obgadać sama ze sobą, że gdyby Eve nie chciała się z nią widzieć to nie umówiłaby się z nią tylko po to, żeby te plany anulować. Z drugiej jednak strony, ta gorsza strona Sameen wmawiała jej, że właśnie tak było.
***
Sameen nie spuszczała wzroku z Morlova przez kilka ostatnich dni. Wynajęła jakieś tragicznie pospolite auto i poznawała jego rutynę tak dogłębnie jak tylko mogła. Kiedy wybrał się z żoną i dziećmi na obiad to założyła w domu podsłuch dzięki, któremu dowiedziała się, że mężczyzna planuje wybrać się na polowanie. Robił to dosyć regularnie i nazywał to odpoczynkiem od pracy i swojej rodziny. Dla Galanis był to idealny moment, żeby go złapać. Z dala od miasta, od ludzi i od jakiejkolwiek elektroniki. Udało jej się nawet określić tereny, które zazwyczaj Morlov odwiedzał. A zleceniodawca dał jej dodatkowe informacje, co było dziwnym zagraniem. Z reguły sama musiała się martwić o to, żeby zdobyć jak najwięcej, a tutaj dostawała wszystko podane na złotej tacy. Tak naprawdę to nie musiała nawet bawić się w to szpiegowanie i śledzenie go. Mogła śmiało bazować na tym co dostawała, bo wszystko pokrywało się z jej „badaniami”. Dzień przed polowaniem wybrała się do opuszczonej chatki, która znajdowała się na tym terenie. Przygotowała ją sobie, a także przygotowała sobie motor, którym miała uciec z miejsca zbrodni zaraz po tym jak miała otrzymać od niego potrzebne informacje.
Następnego dnia, ubrana w swój ulubiony strój taktyczny, siedziała w aucie, przed domem Morlova wczesnym porankiem. Miasto nie obudziło się jeszcze do życia, ale wiedziała, że Morlov wyjeżdża tak wcześnie jak się dało. Planowała na ten czas zamknąć się w bagażniku jego auta i dojechać na miejsce razem z nim, ale nie mogła ryzykować. Wiedziała, że będzie wiózł ze sobą broń i wszystko co niezbędne do polowania, bagażnik więc odpadał. Po około godzinie dojechali na miejsce. Sameen porzuciła swoje auto nieco wcześniej, żeby nie budzić podejrzeń. Przez krótkofalówkę skontaktowała się po grecku ze swoim zaufanym kontaktem i nakazała mu zwrócić auto do wypożyczalni. Przyczaiła się w krzaczorach i obserwowała jak Morlov mozolnie szykuje się do wyprawy. Dobrze, że Sameen była w kwestii swojej pracy bardzo cierpliwą osobą i była gotowa śledzić mężczyznę tak długo jak było potrzebne. A, że nie należał do zbyt najlżejszych osób to chciała go obezwładnić tak blisko chatki jak było to możliwe. No i chodziła za nim tak prawie cały dzień i obserwowała jego nieudolność. Jak na kogoś kto regularnie chodził na polowanie Morlov był naprawdę tragiczny. Przez te kilka godzin nie wpadł nawet na trop, żadnego zwierzęcia mimo, że Sameen zauważyła kilka świeżych, jelenich odchodów. W końcu nadszedł odpowiedni moment kiedy mogła go w końcu położyć. Ze strzelby, która była też aplikatorem pneumatycznym oddała celny strzał. Patrzyła jak mężczyzna wyciąga sobie z pośladka czerwoną strzałkę i po chwili pada. Sameen, zadowolona z siebie, bo umyślnie strzeliła mu w tyłek, wyszła ze swojego schronienia i szybkim krokiem ruszyła ku ciału. Z paska odpięła sobie linkę, którą obwiązała Morlova i zaczęła go ciągnąć w kierunku chatki. Nie dałaby go rady przenieść nie tracąc przy tym zbyt wielkiej ilości sił, a to, że biedak trochę sobie obdrapie twarz to już nie jej problem. Po prawie czterdziestu minutach dotarł do chatki. Przywiązała go do wcześniej przygotowanego krzesła i jak już się upewniła, że jest gotowa do pracy to wbiła mu adrenalinę, żeby go wybudzić. Sama w tym czasie zdjęła kask, odłożyła go na bok i z uśmiechem przyglądała się mężczyźnie, który właśnie otwierał oczy i próbował ogarnąć co się dzieję.
-Witam. – Przywitała się uprzejmie i z ładnym uśmiechem na ustach, w tym samym czasie zdjęła rękawice pasujące do stroju i założyła lateksowe. –Przysyła mnie pan Prasad. Będę potrzebowała Listy. Mówił, że będziesz wiedział o co mi chodzi. – Wyjaśniła i przysunęła do siebie stary, drewniany stolik, na którym miała etui z narzędziami, które właśnie otworzyła i prezentowała mężczyźnie.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Jello ubrana w specjalne czerwone szelki z wielkim białym krzyżem u boku szła przodem raz wciskając nos w ziemię a raz unosząc łepek do góry i mocno wciągając powietrzę. Eve szła parę metrów za nią, zaś policjanci trzymali się dwa kroki z tyłu. Rozstawili się mocno po bokach tworząc kordon prawie podobny jak sznur życia nad morzem, ale tu nikt nie trzymał się pod ramiona. Pomiędzy każdą osobą był co najmniej metr odstępu. Zachowywali się normalnie, jak wszyscy podczas poszukiwań nie licząc sierżanta i dziwnego gościa w garniaku, który szedł obok tego drugiego. Eve starała się nie patrzeć za siebie w ich kierunku, ale nie czuła się komfortowo na myśl, że tamten facet szedł za jej plecami. Przez cały czas czuła, że coś było nie tak. Intuicja rzadko kiedy ją zawodziła tylko, że w tym przypadku nie miała pojęcia, co mogłoby się wydarzyć. Wszystko, poza paroma szczegółami, wydawało się być normalne.
Wróciła do obserwowania Jello i wyjęła komórkę z kieszeni cienkiej kurtki, która chroniła ją przed ewentualnymi otarciami o ostrzejsze krzaki. Postanowiła szybko wystukać sms’a obiecując sobie, że będzie to pierwszy i ostatni. W końcu dogadała się z Sameen, że ta odezwie się pierwsza, kiedy wróci a jednak przez minione dni przynajmniej parę razy Eve miała ochotę podzielić się postrzeżeniami lub myślami i przy okazji zapytać, jak się miała.
Tym razem nie umiała się powstrzymać.

Nowa wiadomość od: Eve
Wierzysz czasem swojej intuicji? Jestem w pracy i dopadło
mnie uczucie, że coś jest nie tak. Sierżant ewidentnie kłamie,
jest z nami jakiś dziwny facet i czuje, że teraz powinnam być
gdzie indziej zamiast tutaj.
Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku.


Schowała telefon wracając całą uwagę na psinę, która bez wahania prowadziła ich śladem celu. Ani przez chwilę nie miała co do tego żadnych wątpliwości, co dodatkowo przekonywało Eve, że Morlov musiał przejść tędy niedawno (a na pewno nie trzy dni temu).
Były momenty, kiedy Jello zatrzymywała się na dłużej i obwąchiwała jedno miejsce. Po ubitej ściółce dało się zauważyć, że ktoś w tych miejscach siadał, kucał albo kładł się, co pokrywało się z wersją o polowaniu. Facet był tu wcześniej i na coś się czaił. Czy mu to wyszło? Sądząc po tym, że właśnie szukała go policja – raczej nie.
Eve słyszała za sobą niecierpliwe westchnięcia sierżanta. Obejrzała się za siebie, ale popatrzyła tylko na nieznajomego gościa, który również zmierzył ją spojrzeniem. Facet może i był przystojny, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że Eve w pierwszym odruchu miała ochotę go uderzyć.
Szli dalej, sapnięcia sierżanta zamieniały się w irytujące komentarze. Paxton długo uczyła się nie reagować na tego typu zachowania. Musiała być spokojna głównie ze względu na Jello. Pies mocno odczuwał emocje swego przewodnika. Jeżeli Eve była zła, zawstydzona albo niepewna swego suczka reagowała tak samo i przez to pracowała gorzej albo na siłę próbowała zadowolić swą panią. Opanowanie i spokój był podstawą w tej pracy, o co Paxton walczyła z każdą kolejną minutą. Im dalej w las i dłuższy czas przebywania z tamtymi facetami, tym gorzej jej to szło.
- Nosz-kurwa-ja-pierdole! Ile można szukać jednego gościa?! – warknął sierżant zaskakując tym wszystkich, nawet swoich podwładnych (nie licząc nieznajomego, który wydawał się z tego powodu zadowolony).
- A ile akrów ma ten teren? – zapytała nie kryjąc ironii w głosie. Biorąc pod uwagę las, w którym się znajdowali, mogliby go szukać parę dni.
- Nie kpij sobie ze mnie! Nie mamy na to czasu! – Starał się głośno nie krzyczeć, ale jego warkot przypominał wściekłe zwierzę.
- Bo co? Bo zacząłeś go szukać dopiero po trzech dniach? – Sarkazm sam wtopił się w jej słowa, bo nadal nie wierzyła w bajeczkę, którą sprzedał jej sierżant. Zatrzymała się też i odwróciła do niego na moment tracąc z oczu Jello, która złapała tak silny trop, że nie przejęła się niczym. Pognała przodem prawie tracąc równowagę na spadku wzniesienia ukrytego za gęstą linią krzaków. Udało jej się jednak złapać pion i pobiegła w stronę starego drewnianego domku.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz, ty głupia..
- Wystarczy. - Pierwszy raz do jej uszu dotarł głos nieznajomego. Był stanowczy, zimny i bardzo niski. - Pani Paxton. Zależy nam na odnalezieniu pana Marlova, bo jutro czeka go bardzo ważne spotkanie.
- Pieprzenie - odparła od razu i przecząco pokiwała głową. - Spróbujcie komuś innemu wcisnąć to gówno.
- W porządku. - Facet przytaknął czym zaskoczył sierżanta, który wbił w niego oczy wielkie jak spodek. - Istnieje duże prawdopodobieństwo zagrożenia życia. Właściwie jesteśmy pewni, że ktoś chce zabić pana Morlova.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen niestety podczas misji nie korzystała z prywatnego telefonu komórkowego. Nie mogła sobie pozwolić na to, żeby się rozproszyć jakimiś normalnymi rzeczami. Tym bardziej, że ten telefon miała dopiero od jakiegoś czasu. Podczas misji miała przy sobie tylko krótkofalówkę, której używała do łączenia się z jedynym człowiekiem, któremu ufała. Z Grekiem, którego poznała jeszcze na Krecie i z którego usług często korzystała, bo wiedział jak jej załatwić niezarejestrowane bronie oraz pojazdy takie jak na przykład helikoptery. Do tego miała też telefon satelitarny, który miała przy sobie na kryzysowe sytuacje, ale jeszcze nigdy nie miała okazji z tego telefonu skorzystać. Telefon prywatny w tym czasie leżał w jej pokoju hotelowym, albo w safe house. Zależy z czego korzystała.
Sam dostawała już kurwicy z Morlovem. Pobiła go, wyrwała mu cztery zęby, powyrywała każdy paznokieć u stóp. Pod paznokcie u dłoni wbijała mu igły, obcięła nawet dwa palce. Mężczyzna za każdym razem krzyczał, że nie ma pojęcia o co chodzi. Nie wiedział nic. Sameen zadawała mu pytania, pokazywała fotografie konkretnych ludzi. Ten nadal upierał się, że nie wie kim oni są i że nawet nazwisko Prasada jest jemu obce. Nie lubiła tego robić, ale ostatecznie posunęła się nawet do tego, że zaczęła mężczyźnie pokazywać zdjęcia jego córek, syna oraz żony, które porobiła przy okazji śledzenia jego i jego rodziny. Opowiadała o tym do jakich szkół chodzą jego dzieciaki, o ich zainteresowaniach, chciała mu pokazać, że absolutnie nie żartowała i znała jego rodzinę lepiej niż on sam. Mówiła też, że nie cofnie się przed niczym, żeby ten sam ból, który zadała jemu, sprawić jego najmłodszej córce. Nie kłamała. Nie miałaby z tym problemu. Nie była z tego dumna, ale miała też na swoim koncie zabójstwa dzieci. Najczęściej robiła to w takich przypadkach jak ten. Kiedy groziła swoim ofiarom, że nie żartuje i serio jest zdolna do dzieciobójstwa, żeby tylko otrzymać to po co przyszła.
Z Morlovem zaczynało brakować jej pomysłów. Nie przyniosła ze sobą żadnego ciężkiego sprzętu, nie miała na to miejsca i czasu. To małe etui było pełne tego co zazwyczaj dostarczało jej tego co potrzebowała. Była więc w szoku, że taki zwykły, szary pionek jak Morlov trzymał się tak dobrze. Siedziała na drewnianym krześle i bez słowa go obserwowała. Patrzyła jak powoli się wykrwawia. Jak krew ciurkiem leciała mu z ust i z miejsc, w których kiedyś były paznokcie. Obserwowała jak płacze, jak majacząc z bólu zapewnia ją, że naprawdę nie ma pojęcia czym jest Lista, kim jest Prasad i że nie wie czego ona od niego. –Dobra. – Powiedziała klaszcząc zakrwawionymi rękawiczkami. –Upierdolę ci dłoń. Lewą, bo jesteś leworęczny. Jeśli to nie podziała to nie mam pomysłu. – Poddawała się. Zdobędzie te informacje w inny sposób. Była do tego zdolna. Pozbierała swoje rzeczy do etui uznając, że wyczyści je w domu, schowała wszystko do plecaka, a z innej kieszonki wyjęła małą, poręczną siekierkę. Taką, która zapewne też woziła w bagażniku swojego auta obok saperki. W razie gdyby naszła ją ochota na biwak. Z tym, że wiedziała, że do tego nigdy nie dojdzie. Siekierkę ostrzyła regularnie, jak każde ostrze, którego była właścicielką. Stanęła obok Morlova, złapała go za lewą dłoń i nachyliła się do jego ucha, żeby mu wyszeptać, że ma dziesięć sekund na podanie jej chociaż jednego nazwiska. Zaczęła odliczać, Morlov płakał coraz głośniej i nadal twierdził, że nic nie wie. Uniosła siekierkę, przestała odliczać i już miała upuścić broń kiedy do izdebki wszedł pies. I to nie byle jaki pies. Rozpoznała Jello od razu.
-Jello? – Zapytała, a pies zupełnie jakby jej przytaknął i przystąpił parę kroków na przód. Cofnęła się od mężczyzny, który był zmieszany tak samo jak ona. No bo kto by pomyślał, że jego wybawieniem będzie pies? Przez kilka sekund myślała, że może ma jakieś zwidy. Zdarzało się kiedy wpadała w swój trans i zamieniała się w potwora. Minęła mężczyznę na krześle i ostrożnie zbliżyła się do psa. Nachyliła się w jego stronę i powoli go dotknęła, tym samym brudząc go krwią. A więc był prawdziwy. Nie miała żadnych zwidów. Podbiegła do okna i zobaczyła w oddali światła latarek. –Kurwa. – Mruknęła i wszystko nagle zaczęło nabierać sensu. Spojrzała na Morlova. Nie kłamał. Był nikim. Niczego nie wiedział. Z jakiegoś powodu był przynętą, którą Sameen połknęła. –KURWA! – Wrzasnęła kopiąc krzesło, na którym niedawno siedziała, a które przez przypadek trafiło Morlova. Po raz kolejny stała się nieostrożna. Zaczęła zbierać wszystko co należało do niej i co mogło świadczyć o jej obecności tutaj. Nie zwracała uwagi na mężczyznę, który próbował ją przekonać, żeby go uwolniła.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Właściwie jesteśmy pewni, że ktoś chce zabić pana Morlova.
Mogła w tej chwili zrobić wszystko. Mogła zacząć krzyczeć na sierżanta, że był nieodpowiedzialnym draniem, bo o zagrożeniu życia informuje się przed akcją. Że gdyby tylko wiedziała, to trzymałaby Jello na smyczy, sama wzięłaby broń albo nawet odmówiłaby zlecenia, bo była tylko cywilem, który nie chciał narażać życia psów. Od tego mieli policjantów z psami, a jednak zamiast ich to wezwali ją.
Mogła zrobić to wszystko, lecz pierwsze o czym pomyślała, gdy usłyszała te konkretne słowa to – Jello.
Od razu odwróciła się za siebie wzrokiem szukając psa. Ignorując obecność policjantów szybkim krokiem ruszyła w kierunku, gdzie wcześniej widziała Jello. Sierżanta niespecjalnie to tknęło. Rzucił jakimś tekstem do nieznajomego i oboje patrzyli jak Eve szuka psa. Przeszła parę metrów i zatrzymała się niepewna dokąd dalej iść.
- Jello!

Zdezorientowana psina nie wiedziała co robić. Szła za celem, o którym chciała powiadomić swą panią, lecz obecność znanego zapachu oraz dotyk sprawił, że zgłupiała. Z radości pomachała ogonem domagając się więcej pieszczot, bo jeden dotyk mógł oznaczać ich większą ilość. To wybiło suczkę z rytmu pracy, a potem jeszcze drugi człowiek zaczął krzyczeć na znaną Jello osobę, przez co wpadła w dodatkowy dysonans. Obserwowała całe zdarzenie; na w panice zbierającą się Sameen oraz faceta wydającego wiele dźwięków, kiedy nagle wysoko postawiła uszy słysząc gdzieś w oddali swoje imię.
Szczeknęła raz, a potem drugi.

- Jello, do mnie! – zawołała tuż po tym, gdy usłyszała stłumiony szczek. Jello była gotowa zareagować na komendę i ruszyć do Paxton, która teraz już biegła nie do końca pewna, czy wybrała dobry kierunek. Dźwięk unosił się po lesie, ale Eve musiała zaryzykować. – Jello! – Znów stłumione szczeknięcie, które poprowadziło kobietę dalej w tą samą stronę. Jeszcze trochę. Parę metrów i skok przez.. długim susem wpadła w gęste krzaki i niespodziewanie straciła grunt pod nogami. Przez drobną sekundę liczyła na to, że jeszcze postawi nogę na ziemi, ale spadek był zbyt stromy. Starała się jak mogła, żeby zamortyzować upadek przelatując przez ramię tak, jak ją uczono. Uderzyła barkiem w ziemię, przetoczyła się raz próbując przy kolejnym nieco się zatrzymać albo jakoś wstać na nogi, lecz wtedy uderzyła bokiem o sporawy kamień. Przeszywający ból odebrał resztki koncentracji sprawiając, że zatrzymała się dopiero na dole twarzą do ziemi.
- Kurwa.. – sapnęła ciężko i podpierając się ręką nieco uniosła tułów. – Jello! – Chwilowo była zamroczona nie wiedząc, czy suczka do niej szła czy nie. Podwinęła nogę pod siebie unosząc się podparta kolanem o ziemię i wtedy do jej uszu dotarł odpalanego silnika. Automatycznie spojrzała w tamtym kierunku gdzieś za sobą słysząc wołanie i krzyki policjantów, którzy najpierw biorąc Eve za wariatkę, teraz wreszcie obczaili, że coś się działo.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nie. – Spojrzała na psa, który z jakiegoś powodu postanowił zaszczekać. Nigdy nie słyszała, żeby ten konkretny pies szczekał, a teraz postanowił to zrobić. –Absolutnie nie! – Wycelowała w niego palec, bo uznała, że może skarcenie psa jak dziecka coś da. Niestety tak nie było. Szczeknął po raz kolejny.
Zebrała do plecaka wszystkie swoje rzeczy i na szybko, dwa razy obeszła całą izdebkę, żeby upewnić się, że nie zostawiła nic. Do innych pomieszczeń nie wchodziła, bo nawet z nich nie korzystała. Wiedziała, więc, że nie było tam nic co mogłoby ją zdradzić. Ograniczała chodzenie po chatce tak bardzo jak się dało. Założyła spakowany plecak, przypięła go do siebie na wszelki wypadek i spojrzała na Morlova. –Przykro mi. – Powiedziała chociaż nie było to do końca szczere. Jakoś niespecjalnie potrafiła mu współczuć, nawet jeśli wiedziała, że właśnie torturowała niewinnego człowieka. –Oboje zostaliśmy wkręceni w czyjąś zabawę. – Dodała chociaż nie wiedziała po co do niego gada skoro już teraz wiedziała, że będzie musiała go zabić. –Nigdy nie miałeś wyjść stąd żywy. Dlatego pozwoliłam ci oglądać moją twarz. – Miała misje, gdzie miała wyciągać informacje, ale bez zabijania celu. Wtedy nikomu nie pokazywała swojej twarzy. Pozostawała anonimowa. Twarzy nie zakrywała kiedy wiedziała, że i tak nie będzie nikogo kto mógłby o niej opowiadać. –Prze… – Zaczęła przykładając broń do jego czoła. –Ah, jebać to. – Przewróciła oczami i oddała cichy strzał. Wychyliła się, żeby spojrzeć na krwawy rozbryzg na ścianie i podłodze. Schowała broń do kabury, wyjęła z kieszeni szczypce i wyjęła kulę z podłogi. Schowała ją do kieszonki i jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu przechodząc między plamami krwi tak, żeby w nic nie wdepnąć. –Ciebie normalnie też bym zastrzeliła. – Powiedziała do psa ciężko wzdychając. Zabijanie zwierząt też nie stanowiło dla niej problemu. Była wyszkolona na stuprocentową znieczulicę. Wiedziała jednak, że Eve bardzo przeżywałaby stratę czworonoga. Z resztą, Jello nie rzuciła się na nią i nie potrafiła gadać, więc z pewnością nie wyjawi Eve i policji kim był zabójca. Żeby pies za nią nie biegł, Sameen postanowiła przywiązać go do jakiejś drewnianej kolumny. –To dla twojego dobra. – Powiedziała chwytając psa za kamizelkę i ciągnąc za sobą. Wzięła sznurek, który przywiązała do kamizelki, a następnie do kolumny. Upewniła się, że wiązanie jest mocne i wstała i podeszła do drzwi. Zdjęła z rąk rękawiczki, wsadziła je do kieszeni, a z innej wyjęła kominiarkę, którą założyła. Po raz ostatni rozejrzała się po pomieszczeniu i zza chaty wyprowadziła motor, który przygotowała dzień wcześniej. Wsiadła na niego i próbowała odpalić, ale silnik odmówił z jakiegoś powodu posłuszeństwa. Spanikowała, ale nie dawała tego po sobie poznać. Zsiadła z maszyny i zerknęła na silnik, jaki leśny gryzoń postanowił sobie z silnika zrobić schowek na orzechy i różnego rodzaju przysmaki. Sameen szybko je powypychała, ponownie wsiadła na auto i po kilku próbach silnik zawył informując ją, że jest gotowy do działania. W tym samym momencie kątem oka dostrzegła ruch w krzakach, a po chwili postać, która dosłownie się… wypierdoliła.
Przez chwilę obserwowała całe zamieszanie i rozpoznała Eve. Wyprostowała się nieznacznie na motorze i nawet w pierwszym odruchu chciała zejść i pomóc jej wstać i zabrać ze sobą, ale dotarło do niej, że czy tego chciała czy nie… Eve walczyła po przeciwnej stronie. Uniosła spojrzenie nad Paxton i dostrzegła mężczyznę w garniturze. –Skurwysyn. – Skomentowała rozpoznając jego parszywą twarz. Zastanawiała się przez sekundę w co takiego wpakowała się Eve, że współpracowała z kimś takim jak on. Obserwując go, Sameen uniosła w jego stronę wyprostowaną dłoń, palec środkowy i wskazujący układając w gest broni. Udawała, że oddaje strzał co tylko rozjuszyło mężczyznę, bo zerwał się do biegu. Zupełnie jakby myślał, że ją dogoni. Zaśmiała się sama do siebie i gazując motorem zostawiła za sobą chmurę kurzu i liści i rozpoczęła podróż przez las. Wiedziała, że udało jej się uciec. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Postać przy motorze ewidentnie się śpieszyła i Eve pomyślała, że być może to było zagrożenie, o którym wspominał nieznajomy facet. Możliwe też, że było już po wszystkim, ale jedyne co obchodziło Paxton to Jello. Tylko ona ją interesowała, więc szukała wzrokiem suczki, zanim ktoś najpierw zsunął się po zboczu, a potem przebiegł obok niej z bronią wyciągniętą przed siebie. Szybko rozpoznała mężczyznę w garniaku a kiedy padł strzał spojrzała na odjeżdżający motor pewna, że kula trafiła w pobliskie drzewo. Dwukołowa maszyna zniknęła z ich pola widzenia zanim facet zdążył przebiec kolejne trzy metry. Jego determinacja była zaskakująca, ale to wciąż nie było coś, co interesowało Eve.
- Jello! – zawołała raz jeszcze nim wstała z ziemi oceniając swój stan jako dobry. Niczego sobie nie złamała. Co najwyżej nabiła parę siniaków i jednego większego krwiaka z boku. – Jello! – Dopiero gdy stała na równych nogach usłyszała szczekanie i bez wahania ruszyła w stronę chatki.
- Proszę się nie ruszać! – zawołał sierżant, który powoli zsuwał się ze zbocza. Jego głos zwrócił uwagę pana garniaka, który przez ostatnie sekundy przeklinał osobę na motorze, a potem samego siebie.
- Jello! – Szczekanie było wyraźniejsze, kiedy wreszcie wpadła do środka i pierwsze co ujrzała to człowieka przywiązanego do krzesła. Na moment zamarła potrzebując chwili, żeby przeanalizować sytuację. Wystarczył jeden krok w bok, żeby z tego kąta zauważyła dziurę po kuli w jego głowie. Cała reszta ją nie obchodziła, bo wciąż martwiła się o psa, którego dostrzegła z jedną ze ścian. Doskoczyła do suczki, dokładnie się jej przyjrzała i w panice przesunęła dłonią po sierści splamionej krwią.
- Nic ci nie jest – powiedziała na głos muszą zapewnić samą siebie, że Jello miała się dobrze. – Jak dobrze. – Ucałowała ją w pysk i mocno przytuliła zanim do środka wpadli policjanci.
- Proszę jej nie dotykać! Niech się pani odsunie od psa!
- Odwal się – warknęła, nawet nie patrząc na sierżanta. Zajęła się odwiązywaniem sznurka, którego widok będzie zastanawiał Eve przez kolejne godziny. Czemu ktoś miałby przywiązywać jej psa do słupa? Czemu Jello nie dała sygnału, że znalazła cel? Czemu psina nie zaatakowała napastnika? Z każdą kolejną sekundą rodziło się coraz więcej pytań i choć słyszała za sobą liczne kroki zmuszające do spojrzenia w ich kierunku – nie zamierzała. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na Morlova, żeby wiedzieć, że facet nie żył. Jak zginął, przez co i co przeżywał nie było jej sprawą. Miała tylko go znaleźć i zrobiła swoje. Fakturę prześle mailem.
Zapięła Jello smycz i zamierzała się stąd zwijać, kiedy nagle tuż przed jej nosem pojawił się pan garniak.
- Dokąd to? – zapytał, ale Eve nie zamierzała odpowiadać. – Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie pobierzemy krwi z sierści. – Spojrzał na suczkę i wyciągnął rękę, żeby móc chwycić smycz. Paxton od razu ją od niego wyszarpnęła.
- Odpierdol się od mojego psa. – Krótko mówiąc, niech nie dotyka czegoś, co nie było jego. Eve wbiła w faceta ciemne oczy i oboje stali tak mierząc się na spojrzenia, aż wreszcie tamten odpuścił.
- Czekajcie na zewnątrz. – Wyminął ją i podszedł do wyraźnie poruszonego i spanikowanego sierżanta.
Rzuciła na nich okiem i wyszła z chatki z kolejnym pytaniem – W co oni grali? – uznała jednak, że to też nie powinno jej obchodzić. Zrobiła swoje, dostanie zapłatę i tyle. Co najwyżej wpisze numer sierżanta jako tego, którego lepiej unikać albo odmawiać zlecenia, bo facet nawet nie raczył uprzedzić, że cokolwiek będzie im tu zagrażać (coś więcej od zwierząt i nierównych terenów).
Na zewnątrz nagrodziła Jello, nalała jej wody do miski, którą zawsze nosiła w plecaku i odblokowała telefon od razu przechodząc do nowych wiadomości. Najpierw w oczy rzuciła jej się ta wysłana do Sameen, a potem wybrała kontakt do Sue Ann. Zaczęła pisać, lecz szybko zrezygnowała i zdecydowała się do niej zadzwonić.
- Hej, zostaniesz u mnie do jutra? – zapytała nie kryjąc ogromnej prośby w głosie. – Trochę się porobiło i.. każą nam czekać na techników. Nie wiem, ile to zajmie. – Odsunęła telefon od ucha i zerknęła na godzinę. – Normalnie bym już wracała – Dwadzieścia cztery godziny bez snu nie były jej straszne. – ale możliwe, że trochę tu zejdzie, więc po prostu znajdę jakiś motel i wyjadę o szóstej rano. – Może nawet wcześniej, żeby nie tracić dnia. – Później wszystko ci opowiem. Teraz nie mogę rozmawiać. – Chciała jeszcze coś dodać, ale na widok pana garniaka rozłączyła się i odwróciła spojrzenie.
- Czemu pies nie dał sygnału? – zapytał z pretensją w głosie.
- Dała, ale pan nie słuchał. – Oczywistą reakcją było bronienie psa, ale tak naprawdę sama się nad tym zastanawiała. Co takiego wydarzyło się w chatce, że Jello niczego nie zrobiła? Czy myliła się twierdząc, że suczka była najlepsza w tym co robiła? A może to przez nią? Może zawiodła jako przewodnik? - Nie przedstawił się pan. - Pytająco uniosła brew, ale nie uzyskała odpowiedzi, czego nie zamierzała komentować. Chciała tylko pojechać do motelu, umyć Jello i złapać parę godzin snu.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Gdyby nie policja to zostałaby na miejscu zbrodni chwilę dłużej. Chętnie zabawiłaby się z mężczyzną w garniturze. Znała jego parszywą mordę. To, że był obecny przy tej akcji, potwierdziło Sameen tylko to, że ktoś rzeczywiście na nią polował i cała ta akcja była zasadzką. Być może dlatego dostawała wszystko podane na tacy. Chcieli, żeby poszła tym tropem, chcieli żeby znalazła się w tej chatce o tej porze. Nie przewidzieli chyba tylko tego, że zatrudnili kogoś z zewnątrz z psem, którego Sameen o dziwo znała. Co za ironia losu. Gdyby nie to, że nie chciała zostać rozpoznana przez Eve to śmiałaby się głośno z tego całego zajścia.
Uciekając na motorze nie oglądała się za siebie. Nie mogła sobie pozwolić na żadne sentymenty ani rozmyślanie o tym, co prywatnie łączyło ją z Eve. A to byłaby porządna rozkmina, bo w sumie to sama absolutnie nie wiedziała co je łączyło. Zatrzymała motor dopiero po przejechaniu ponad kilometra. Wyłączyła silnik i nasłuchiwała czegokolwiek co świadczyłoby o tym, że policja, albo ludzie mężczyzny w garniturze (o ile jakiś ze sobą zabrał) podążali jej tropem na motorach. Nie schodziła z pojazdu, nasłuchiwała. Dopiero jak miała pewność, że nie jest śledzona to zeszła z motoru i spoglądała w kierunek, z którego przyjechała. Nadal nie dostrzegała żadnego ruchu. Zaczęła się wspinać na drzewo i jak uzyskała odpowiednią wysokość to przysiadła sobie na gałęzi, wyjęła lornetkę i obserwowała las. Z jakiegoś dziwnego powodu myślała, że będzie w stanie dostrzec chatkę. Niestety drzewa były zbyt gęste. Nie widziała nawet poświat latarek policji. Powoli odłożyła lornetkę i zaczęła rozpinać kask. Zdjęła kominiarkę, którą schowała do kieszeni.
Siedziała tak jeszcze dłuższą chwilę i zastanawiała się czy powinna może wrócić. Łatwo byłoby się jej zakraść i podsłuchać kilka rozmów, może sprawdzić czy Eve się nie połamała przy swoim upadku. Nikt nie spodziewałby się tego, że postanowi wrócić na miejsce zbrodni tak szybko. Zrezygnowała z tego pomysłu nakładając na głowę kask i zeskakując z gałęzi. Miała za mało broni przy sobie. Jednym glockiem nie pokona takiego oddziału.
Ponownie wsiadła na motor i postanowiła, że nie będzie już się zatrzymywać i nawet rozważać tego, że mogłaby wrócić. Musi postawić na egoizm. Odpaliła motor z rykiem i ruszyła przed siebie. Jechała tak długo, aż w końcu wyjechała z lasu i znalazła się na jakiejś drodze asfaltowej. Zatrzymała się tylko na chwilę, żeby przez telefon satelitarny skontaktować się ze swoim przyjacielem z prośbą o załatwienie jej jak najszybszego transportu na wschodnie wybrzeże Australii. Najważniejsze było dla niej to, żeby wróciła do Lorne Bay przed Eve. Spojrzała jeszcze na urządzenie GPS, określiła swoje położenie i ruszyła w kierunku, w którym umówiła się ze swoim przyjacielem.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Facet w garniaku, choć nie był władczy wobec pachołków, jakimś cudem miał wpływ na samego sierżanta. Eve zauważyła to już wcześniej i na własnej skórze poczuła skutki odpyskowania nieznajomemu, który przekonał policjanta aby ten przekazał technikom, żeby krew z psa pobrać później niż wcześniej. Robił to specjalnie, jakby takie drobne sprawy mogły ją ukarać i choć czuła się bardziej poirytowana, cierpliwie czekała z ciekawością zerkając na wynoszone przez techników zabezpieczone rzeczy. Dopiero gdy słyszała ciężkość z jaką mężczyźni przenosili ciało z krzesła do worka, któryś z nich podszedł do niej i pobrał próbki od Jello.
Nie pożegnała się, nie powiedziała „spierdalaj” albo „pocałujcie mnie w dupę”. Po prostu sobie poszła tłumiąc w sobie chęć dalszej słownej wojny z facetem w garniaku.
Nie planowała tego, ale kiedy wpuściła Jello do auta w oczy rzucił się samochód niepasujący do całej reszty (nie licząc tego należącego do denata). Uznała, że to pojazd tamtego durnia i w przypływie dalszej irytacji zrobiła mu zdjęcia uznając, że poprosi kogoś o sprawdzenie tablic. Nie wiedziała po co. Chyba chciała poznać imię tego cwela, żeby potem do końca życia go unikać albo gadać o nim same złe rzeczy (chociaż plotkarą nie była).
W tamtej chwili nie za wiele myślała. Po prostu cyknęła fotkę i poszła do swego auta.

Rzuciła na kasę butelkę wody, pepsi zero, opakowanie małych obranych marchewek i worek lodu nie zauważając intensywnego spojrzenia sprzedawcy wgapiającego się w Jello. Sięgnęła po portfel i rzuciła parę dolarów, dopiero wtedy unosząc spojrzenie na mężczyznę, za którego wzrokiem powędrowała.
- To nie nasza krew. – Machnęła ręką, jakby to wszystko wyjaśniało tylko, że.. nie wyjaśniało nic. Bo skoro to nie była krew psa i kobiety, to czyja? Eve miała przedziwną satysfakcję z tego, że facet wpadł w jeszcze większy dysonans zastanawiając się, co takiego zaszło. Nie trwało to długo, bo zaraz poczuła dreszcze oraz ulgę tuż po tym, gdy w aucie przyłożyła lód do obitego boku.

Stwierdzenie, że spała byłoby kłamstwem. Drzemała, przewracała się na boki i sprawdzała, czy z Jello było wszystko w porządku, bo to jedyne o co się dzisiaj tak naprawdę martwiła. Cała reszta – czyli niezrozumienie całej sytuacji oraz wiele pytań, na które nie uzyskała odpowiedzi - była jedynie efektem ubocznym wzięcia zlecenia. Nic wartego przejęcia, a jednak myślała o tym wszystkim, bo wszystko „było nie tak”.
O czwartej ostatecznie stwierdziła, że połowiczne spanie nie miało sensu. Zgarnęła manatki, zostawiła kluczyk na recepcji i po drodze zahaczając o stację benzynową, na której zaopatrzyła się w energetyki, ruszyła w trasę powrotną do Lorne Bay.

Po ponad trzynastu godzinach dojechała do miasteczka uznając, że niepotrzebnie zastanawiała się nad szczegółami minionego zlecenia. To nie był jej plac zabaw ani zabawki. Zrobiła swoje, zarobi trochę grosza i tyle. Nie chciała już nawet wiedzieć, kim był facet w garniaku i postanowiła, że wyrzuci zdjęcia jego tablic rejestracyjnych z komórki (żeby nie przypominały jej o tym dziwnym dniu).
Wjechała na teren farmy, z której początku pod domem dostrzegła znajomy samochód. Pomimo lekkiego zmęczenia automatycznie się uśmiechnęła i nim wysiadła z auta, dłonią przeczesała włosy i powąchała koszulkę sprawdzając, czy po tak długiej jeździe za bardzo nie śmierdziała.
Po otwarciu drzwi Jello od razu wbiegła w głąb domu z początku zamierzając pognać do kuchni, lecz jej uwagę przykuła osoba siedząca w salonie. Nie do końca był to typowy salon. Częściowo było to miejsce spotkań z klientami. Stała tam kanapa, stolik, fotel i dwie komody wypełnione książkami. Pod parapetem znajdował się nieco większy stół oraz dwa krzesła (i pewnie jakieś paprocie wstawione przez Sue Ann). Brakowało telewizora i typowych w salonach dodatków ściśle powiązanych z właścicielem domu (jak zdjęcia, pamiątki itp.). Jedyne z nich znajdowały się w komodach w formie wielu książek. Były klasyki, publikacje o tresurach, rasach psów, przygodowe, trochę kryminałów i nawet te nieco dziecięce, których aż dziesięć sztuk stało w dwóch egzemplarzach. Jedne dedykowane Eve a drugie Isabelle przez „kochaną babcię”.
Jello radosnymi susami doskoczyła do Sameen, której zapach poznała i przywitała się liznąwszy dłoń, która ją potem pogłaskała. Przywitała ją ciepło w przeciwieństwie do Sue Ann (w tej roli niech będzie Octavia Spencer), która zawsze sceptycznie podchodziła do wszystkich nieznajomych, a raczej tych których sama nie poznała, chociaż co nieco o nich słyszała. A jednak, mimo wszystko, starsza kobieta uraczyła Galanis zimną lemoniadą i pozwoliła się rozgościć po salonie, jakby stanowił on ogromny kawałek terenu a nie marne metry kwadratowe, na których kiedyś mieściła się cała pięcioosobowa rodzina oglądająca film na starym telewizorze.
- Co za niespodzianka – stwierdziła zaglądając do pomieszczenia, do którego wcześniej wpadła Jello. – Widzę, że już poznałaś Apollo. – Pogłaskała owczarka niemieckiego, który do niej podbiegał, a jaki wcześniej leżał przy kanapie. – Rozumiem, że wpadłaś na późne przełożone śniadanie? – zapytała z uśmiechem mając na myśli to śniadanie, które parę dni temu musiała odwołać.
- Czekała godzinę. – Sue Ann wyłoniła się z kuchni patrząc na stojącą w przedpokoju Paxton. – Do niczego jej nie zmuszałam. – Znając temperament Sue Ann, ta byłaby do tego zdolna, dlatego od razu się wytłumaczyła. Eve spodziewała się, że kobieta uprzedziła Sameen iż ta wróci dopiero za mniej więcej godzinę. W innym wypadku blondynka raczej by nie czekała.
- Cieszę się, że przyjechałaś – stwierdziła z uśmiechem, nie komentując słów Sue Ann, która i tak wycofała się do kuchni. Pichciła coś wiedząc, że Eve przez całą drogę niewiele zjadła (o ile w ogóle). – Pisałam. – Jednego sms’a, ale jednak. – Dawno wróciłaś? – zapytała jeszcze wciąż stojąc w progu salonu, bo miała świadomość, że po tak długiej jeździe nie prezentowała się najlepiej. – Przepraszam, ale dasz mi jeszcze parę minut? Jechałam trzynaście godzin, więc wypada wziąć prysznic i się przebrać. – Uśmiechnęła się nieco przepraszająco, bo jednak doceniała to, że Sameen czekała na nią aż godzinę. – Nie uciekaj – proszę. – Niech się nie rozmyśli przez dodatkowe minuty oczekiwania. – Jello z chęcią da się popieścić. – Dosłownie pogłaskać, ale gra słów była umyślna, bo.. [/b]Zresztą nie tylko ona.[/b] – Puściła oczko do Sameen nim zdecydowała się pójść na piętro do sypialni, a potem łazienki.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen do Lorne Bay dotarła w rekordowo szybkim tempie. Postanowiła się jednak nie wychylać. Nie korzystała nawet ze swojego auta, żeby nikt jej nie przyuważył. A wiadomo, że auto miała dosyć charakterystyczne. Dotarł do Lorne późną nocą, weszła do domu i nie poinformowała nawet Zoyi o tym, że już jest na miejscu. Niby obiecała, że zawsze będzie Henderson o czymś takim informować, ale tym razem nie mogła sobie na to pozwolić. Ktoś na nią ewidentnie polował i obecność Eve podczas jej misji sugerowała, że być może ktoś wie o tym, że Galanis spędzała wolne chwile w Lorne Bay.
Po wejściu do domu zamknęła za sobą wszystkie zamki i przez kilka minut stała przy drzwiach nasłuchując czy ktoś ją śledził. Kiedy miała pewność, że teren był czysty to rozpakowała się, ogarnęła i usiadła do laptopa i zaczęła sprawdzać czy będzie w stanie zlokalizować jakieś zlecenia, które mogły być wystawione na nią. Z laptopem w ręku usnęła i w sumie przespała tyle godzin, że nawet nie wiedziała jaki jest dzień i która godzina. Ale ogarnęła się na nowo, poszła gdzieś na miasto zjeść śniadanie i uznając, że w sumie to nie ma co robić, to pojedzie do Eve sprawdzić czy ta dotarła już do Lorne Bay. Adres znała, bo parę dni po poznaniu Eve zgooglowała sobie jej działalność. To było legalne, więc czuła, że nie robi nic złego googlując takie rzeczy.
Zaparkowała w jakimś miejscu na uboczu, żeby ewentualnie niczego nie zastawić i zapukała w jakieś drzwi. Nie była do końca pewna czy to dom Eve czy jej firma i wchodziło się tutaj jak się komu podobało czy trzeba było być uprzejmym. Mimo wszystko zapukała i po chwili jakaś kobieta jej otworzyła. Domyśliła się, że jest to Sue Ann. Oczywiście jak się dowiedziała, że Paxton nie ma to chciała się zmyć stąd jak najszybciej. Nie lubiła narzucać się swoją obecnością, nie lubiła takiego oczywistego i specjalnego czekania na kogoś. Mimo wszystko, jakimś cudem dała się przekonać do lemoniady i do tego, żeby jednak zostać i poczekać. Chodziła na początku po pomieszczeniu i rozglądała się przyglądając się wszystkiemu bardzo dokładnie. –Powinna pani podlać te paprotki. – Powiedziała do Sue Ann podnosząc delikatnie opadające liście roślinki. Sameen żywiła uczucia do roślin, których nie była w stanie opisać. Ale bolał ją widok umierających roślinek. Otworzyła nawet usta, żeby opowiedzieć jakieś ciekawostki o paprotkach, ale uznała, że jednak jej się nie chce. Poza tym kobieta wydawała się być zajęta tym co robiła. Chyba, że udawała. Sameen napiła się lemoniady, pozwoliła sobie zdjąć z półki jakąś książkę, usiadła w fotelu i zabrała się za lekturę. Przynajmniej zrobi coś pożytecznego i czas jej szybciej zleci. Była już w połowie książki o różnych rasach psów kiedy do pomieszczenia weszła Jello. Sameen obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem. Zupełnie jakby oczekiwała, że pies jej powie „wiem stara co się odjebało, ale spoko, nie wydałam cię”. Nie usłyszała nic, więc pogłaskała Jello po łebku. –Na kawę. – Uśmiechnęła się, bo już miała okazję zjeść, a jednak Sameen nie jadała zbyt wiele. Chyba, że w grę wchodziły jabłka, wtedy jadła dużo. Podniosła się ciężko z fotela
-Nie czekałam godziny. Zostałam zmuszona do siedzenia tu przez godzinę. – Wycelowała palec w Sue Ann, chociaż to nie tak, że kobieta jej groziła, że ma tutaj siedzieć i czekać. –Przekupiłaś mnie napojem. – Dodała i wpatrywała się w kobietę podejrzliwie, ale zaraz postanowiła jej podarować i nie ciągnąć tematu.
-Mówiłam, że się odezwę jak wrócę. – Dobra, nie do końca się odezwała, bo po prostu się pojawiła, ale bóg jeden wie, że Sameen nie była typowym człowiekiem. –Oh. Wybacz. Zazwyczaj mam wyłączony telefon jak jestem w pracy i w sumie to nie miałam okazji go jeszcze włączyć. – Nie kłamała. Zapomniała o istnieniu tego telefonu. Nie miała odruchu wychodząc z domu, że czegoś ze sobą nie wzięła. –Właściwie to nie jestem pewna. Albo wczoraj nad ranem, albo przedwczoraj późno w nocy. Spałam tak długo, że straciłam poczucie czasu. – W tym przypadku też nie kłamała. Pewnie nawet jej twarz zdradzała, że spała długo i powinna być wyspana, ale wcale tak nie było.
-Jasne. – Pokiwała głową chociaż miała wyrzuty sumienia, że przylazła tutaj kiedy Eve była po tak długiej podróży. –Okej. – Skinęła po raz kolejny i odprowadziła Eve wzrokiem. Spojrzała na Sue Ann i podniosła książkę, którą dotychczas czytała. –Zabieram to. – Poinformowała kobietę i wyszła na zewnątrz. Poszła do auta, wrzuciła do niego książkę i ze schowka wyjęła papierośnicę z wygrawerowaną mitologiczną meduzą i usiadła sobie na jakimś kamieniu i odpaliła papierosa czekając na Paxton.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Szybki prysznic zajął jej niecałe dziesięć minut, więc po kolejnych paru minutach w świeżych ciuchach zeszła na dół zaglądając do salonu, który okazał się pusty.
- Wyszła na zewnątrz i zabrała książkę – oznajmiła Sue Ann bez wielkiego przejęcia w głosie, bo akurat ostatnie co ją interesowało to lektury Paxton, które uważała za nudne. Cóż, kobieta miała już swoje lata i fantazje, które uwielbiała spełniać czytając harlekiny. Wbrew pozorom jednak Sue Ann wcale nie była głupią ani mało miasteczkową kobietą. Miała głowę na karku, acz nie okazywała tego przy wszystkich.
- Taaa.. już zauważyłam, że ma tendencję do pożyczania rzeczy. – Związała krótkie włosy w mały kucyk czekając aż zaparzy się woda na kawę i pomyślała o Hanku, który pewnego dnia zapytał ją, czy wie co stało się z plakatem Jovovich pozującej do słynnego kalendarza Pirelli. Nie żeby to było coś złego, ale facet się do niego przywiązał i teraz było mu smutno z powodu luki na ścianie, która została po zdjęciu.
Sięgając do górnej półki po kubki syknęła zapominając o bolącym boku. Skrzywiła się odrobinę i zerknęła na Sue Ann, która w milczeniu oczekiwała wyjaśnień. Żadnych nie dostała, co kobieta skomentowała ciężkim westchnieniem i stwierdzeniem, że kiedyś Eve skończy w szpitalu a ona po złości jej nie odwiedzi.
Obie wiedziały, że to nie prawda.
- Jak się powiodło w pracy? – zapytała stając obok Sameen z dwoma kubkami kawy. Nie pytała, czy się udało, bo założyła z góry, że tak właśnie było. Pytanie czy zaistniały komplikacje czy też nie, na co wystarczyła krótka odpowiedz. W końcu Paxton wiedziała, że kobieta nie mogła jej wszystkiego powiedzieć.
Przekazała Sam jeden z kubków i zrobiła krok w tył, żeby tak nie stać nad kobietą.
- Z tyłu mam altanę – Kiwnęła głową za dom. – albo mogę cię oprowadzić – zaproponowała dwie opcje i upiła łyk gorącego napokoju. - Podobno oskarżyłaś Sue Ann o zaniedbanie kwiatów – Uśmiechnęła się szeroko wyraźnie zadowolona z tego obrotu spraw. – To zabawne, bo wszyscy boją się jej podskoczyć a ty.. – Powiedziała coś takiego, o czym kobiecina wspomniała Eve w kuchni. – Niech tak zostanie. Wtedy nie wejdzie ci na głowę. – Sue Ann tak łatwo nie da się zdominować nie dlatego, bo uważała się za samicę Alfa, ale przez potrzebę chronienia siebie oraz Paxton, którą traktowała jak córkę.
- Cieszę się, że przyjechałaś – stwierdziła posyłając Sam delikatny uśmiech. – Bałam się, że po ostatnim nie zechcesz mnie widzieć. Wiesz, przez sytuację w barze i po tym, jak odwołałam wspólne śniadanie. – Wiedziała, że zawaliła, ale nie miała na to większego wpływu. Może byłoby inaczej, gdyby mogła odmówić, lecz przez długi ojca wciąż było u niej krucho z forsą. Z ledwością zmusiła się do tego, żeby pożyczyć od przyjaciela pieniądze (nie chciała by forsa poróżniła ją i Kellana). – Tego drugiego żałuję najbardziej, bo to zlecenie było jakieś.. popieprzone. – Nie potrafiła znaleźć innego określenia. – Już nigdy nie odbiorę telefonu od palanta z tamtejszej policji. – Na razie tak mówiła, ale dopóki będzie w kropce z długami ojca, najpewniej będzie musiała zagryzać zęby i brać każde zlecenie (nawet od palantów, których nie lubiła).

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Siedząc na tym kamieniu i paląc papierosa spoglądała sobie gdzieś na odległe farmy i zastanawiała się czy widać stąd jej rodzinną farmę. A właściwie to farmę rodziny Barlowe. Może to dzięki temu Eve i Sameen znały się z dzieciństwa, bo ich farmy ze sobą sąsiadowały. Nie potrafiła sobie jednak przypomnieć jak wyglądała farma jej rodziców. Była tam tylko dwa razy, kiedy przeprowadziła się do Lorne i zbierała materiały DNA, żeby sprawdzić czy ci ludzie rzeczywiście byli jej rodziną. Widząc idącą w jej stronę Eve, zaciągnęła się papierosem po raz ostatni i zgasiła go kładąc na ziemię i zdeptując butem. Podniosła go i schowała do kieszeni po tym jak się upewniła, że na pewno nie podpalą się jej spodnie. Nie chciała śmiecić na posesji Paxton, a nie chciało jej się rozglądać za jakimś śmietnikiem. Do środka też nie miała zamiaru wracać, bo nie była gotowa na niepokojące spojrzenia starszej kobiety.
Podziękowała za kawę i wzięła kubek. Chciała odpowiedzieć, że straciła kontakt. Że pierwszy raz w swojej karierze coś jej nie wyszło, ale nie mogła się przemóc. Jasne, bolało ją to, że zawsze osiągała sto procent, a tym razem coś nie pykło. Nie miała jednak problemu z przyznaniem się do porażki. Bardziej chodziło o to, że Eve tam była. –Dobrze. Do przodu. – Postanowiła skłamać mimo, że obiecała Eve, że będzie z nią szczera. Teraz jednak nieco się zmieniło skoro Paxton walczyła dla przeciwnej drużyny.
Upiła łyka kawy, a na wzmiankę o oskarżeniach przewróciła oczami. –Te paprocie wręcz błagają o to, żeby je podlać. – Westchnęła ciężko. –Wiesz jakie to ważne rośliny? – Spojrzała na Eve. –Może ta kobieta też by złagodniała gdyby rzeczywiście zadbała o te paprocie. – Sue Ann o nie, nie dbała i nie oczyszczały prawidłowo powietrza, więc pewnie dlatego chodziła taka podkurwiona. –Oprowadzenie brzmi spoko. – Wstała z tego kamienia i otrzepała sobie tyłek ze zbędnego kurzu, który mógł się osiąść na jej pośladkach. –Nie lubię jak ludzie nie dbają o rośliny. – Wyjaśniła chociaż absolutnie swojego zachowania nie odbierała jako podskakiwania Sue Ann. Po prostu zwróciła jej uwagę. I była przy tym nawet miła. Dobra, może nie miła, bo była absolutnie pozbawiona jakichkolwiek emocji, ale naprawdę się starała.
-Szczerze mówiąc to wahałam się. Nie wiedziałam czy powinnam przyjeżdżać. – Przynajmniej tutaj mogła być szczera z Eve. Akcja w barze nie była powodem do dumy, a Sameen zareagowała dosyć specyficznie na odwołane śniadanie. Naprawdę myślała, że Paxton wystawia ją umyślnie.
-Dzieciaki się nie odnalazły? Czy okazało się, że nigdy nie zaginęły? – Oczywiście, że podchwyciła temat pracy. Miała zamiar w jakiś sposób, jeszcze nie wiedziała jak, ale chciała wyciągnąć informacje na temat zlecenia Eve. Oczywiście planowała zrobić to tak, żeby absolutnie się nie wkopać.
-Co do mnie pisałaś? - Wróciła jeszcze do kwestii pisania smsów, których nie miała okazji zobaczyć.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ