informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
Trochę czasu minęło odkąd a) TJ dogłębnie poznał swoją najważniejszą szefową, czytaj Melville oraz b) nocne grzebanie w komputerze Richarda, jednego z członków zarządu. Ostatnich parę dni w pracy było takie, jakie lubił najbardziej. Leniwe. Spokojne. W zasadzie to obowiązki, za które Lewis Corp mu płaciło, zabierały mu jakieś pięćdziesiąt procent czasu, resztę mógł poświęcić na przeglądanie internetu, dłubanie w nosie czy robienie jakiś swoich projektów na boku. Ot, aby sobie dorobić trochę do tego i owego.
Efektem tego luzu i spokoju było to, że dzisiaj włóczył się po prostu po biurze. Tu z kimś pogadał, tam kogoś zagaił, ale nie oszukujmy się: był informatykiem i mimo wzrostu i tego, że nie miał typowej nadwagi kogoś, kto siedzi przed kompem wcinając Doritosy popijając Mountain Dew (połączenie fatalne, ale MD to ambrozja) to jednak informatyk to informatyk: dziwak, mało kto z nim gada. Wcale mu to nie przeszkadzało.
Zajrzał do jednej z kuchni. Zupełnie przypadkowo była to kuchnia na tym samym piętrze, na którym swoje biuro miała Melville i tak, nie odmówił sobie dyskretnego zerknięcia na szefową. Zerkał na nią też ze swojego 'biura' bo przecież miał dostęp do kamer. Nieszczęśliwie, nie było jej w pobliżu gdy dwukrotnie przechodził przed jej biurem oraz biurem jej warczącego bulteriera vel przydupasa. Wcale nie był w tym fakcie dyskretny.
- Skoro nie ma jej w biruze to co tu robi jej przydupas? - mruknął sam do siebie grzebiąc w lodówce, gdzie nijak nie było jego jedzenia. Bardzo był z tego faktu niezadowolony bo gdyby nie było Frankie to zwyczajnie wszedłby do środka i trochę sobie posiedział: "naprawiając problem z połączeniem sieciowym".
sumienny żółwik
TJ Buchanan
nienajlepsza asystentka — lorne bay
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Frankie jest bipolarna, więc z jej nastrojem jest jak w przejaskrawionym bollywoodzkim filmie: czasem słońce, czasem deszcz.

OBECNIE: OSZUKANE SŁOŃCE.
#4

Nie powinna tu być, ale dawno nie była w tak kiepskiej formie, jak obecnie. Ciemne, niemiłe, depresyjne dni otulały ją swoimi ramionami coraz ciaśniej, a jej było po prostu coraz bardziej wszystko jedno. Zasady przestały obowiązywać, nie trzeba było trzymać się wyznaczonych wcześniej sztywnych ram. Dlatego też pierwszy raz od dawna złamała swój żelazny kodeks przyzwoitości w pracy i czekała, aż dyrektor sprzedaży skończy pracę na dziś. Miał odwieźć ją do domu, zanim jeszcze wróci do swojej żony, dwójki dzieci i dwóch golden retriverów. Wcześniej zapewne zatrzymają się też na jakimś mniej lub bardziej pustym parkingu. Pogodziła się ze swoją rolą, ale nadal pilnowała się, żeby nikt w pracy nie wiedział o tej słabości. Była przekonana, że poza personelem sprzątającym nikogo już nie ma o tej porze w siedzibie firmy. Dlatego aż podskoczyła na krześle, kiedy głowa TJ’a pojawiła się w drzwiach do części biurowej Melville. Zmarszczyła brwi i obdarzyła go pełnym niechęci spojrzeniem. Nie miała pojęcia dlaczego chłopak aż tak ją drażni. Może chodziło o tę bezczelność? Lekkość bycia? Przecież na pewno nie o fakt jego zażyłości z jej szefową. To w zasadzie nie robiło na niej większego wrażenia, chociaż właśnie to przyjęła jako swoją tarczę i oręż do walki z reprezentantem działu IT. A może już tak musi być, że w każdym biurze stosunki przyjacielsko-nienawistne muszą odpowiadać pewnym proporcjom.
— A ty biedny sprawdzasz, czy oby na pewno nie zapomniała ci powiedzieć, że jednak jest, tęskni i czeka, aż wpadniesz? Proszę cię Buchanan. Miałbyś do siebie, chociaż odrobinę szacunku! — pozwala sobie na uszczypliwość tylko dlatego, że jest całkowicie pewna, że akurat jej sekret jest bezpieczny. Nigdy nie zrobiła niczego w biurze. Poza niewinnym flirtem i poprawianiem spódnicy przed wejściem do gabinetu pana dyrektora nie miała nic na sumieniu. Skąd miała wiedzieć, że podczas gdy ona wyzłośliwia się w kierunku młodego informatyka, jej k o c h a n e k powoli kończy pracę i najprawdopodobniej planuje za moment zajrzeć, czy jest już gotowa?

TJ Buchanan
ambitny krab
warren#4947
informatyk — Lewis Corp
25 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
W tygodniu spokojny Pan Informatyk pracujący w kancelarii, weekendami możesz spotkać go dosłownie wszędzie. No i chyba jeszcze nie dorósł do bycia poważnym dorosłym
Wygrzebał z lodówki jakąś galaretkę. Osobiście nie potrafię sobie wyobrazić, aby ktokolwiek przynosił do pracy galaretkę i trzymał ją w lodówce, ale w amerykańskich filmach łamane przez serialach najwyraźniej jest to całkiem powszechne. No i te puddingi. Ale puddingi są passe, więc jutro jak do pracy, na to wysokie piętro przyjdzie ktoś, kto galaretkę zostawił nie znajdzie nic ciekawego. Bez ani grama krępowania się wyszedł z rzeczonym słodkim przysmakiem z kuchni, ale wtedy zaczepił go bulterier w damskim wydaniu. Przydupas Melville Lewis. Frankie Stern.
How lovely.
- Brzmisz jak ktoś, kto chciałby być na jej miejscu - odparł spokojnie zmieniając ewidentnie trasę swego marszu. Miał wracać do siebei, ale odbił w bok, pod biurko pani asystentki. Zawsze to doby powód gdyby pojawić się miała blondynka z gabinetu, pod którym się znajdowali - Albo jak ktoś, kto chciałby aby ktokolwiek za nim wyglądał... czysto hipotetycznie oczywiście - dodał po krótkiej pauzie, żeby nie przyznać jej racji, że owszem, jest tutaj nieprzypadkowo i owszem, liczył na spotkanie z Lewis. Szczęśliwie nikt nie wiedział o jego mini obsesji. Oparł się o jej biurko pochylając nad dziewczyną - To jak tam, posucha tam na dole? - bezczelności nigdy mu nie brakowało, ale nie zdając sobie z tego zupełnie sprawy wypowiedział te słowa w praktycznie doskonałym momencie. Słysząc kroki wyprostował się gwałtownie, a to pojawił się w zasięgu wzroku jeden z dyrektorów, który to na pewno nie miał biura na tym piętrze i musiał się wybrać tutaj specjalnie. Ba! Jeżeli dobrze TJ kojarzył, to nawet niespecjalnie miał o czym rozmawiać z Mel, pod której gabinetem się znajdowali, bo ich zakres obowiązków się nie pokrywał. Całość dopełniła tylko jego mocno skrępowana mina oraz to, że facet widząc TJ momentalnie odwrócił się na pięcie.
Nie, TJ nie załapał od razu.
- A ten psychol co? Nawiedzony? - rzucił jeszcze nie połączywszy kropek!

Frankie Stern
sumienny żółwik
TJ Buchanan
nienajlepsza asystentka — lorne bay
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Frankie jest bipolarna, więc z jej nastrojem jest jak w przejaskrawionym bollywoodzkim filmie: czasem słońce, czasem deszcz.

OBECNIE: OSZUKANE SŁOŃCE.
Frankie ziewa ostentacyjnie, kiedy TJ wygłasza do niej te wszystkie z a b a w n e zdanka o tym, jak to chciałaby być na miejscu Melville, albo że po prostu potrzebuje seksu. Zdaje sobie sprawę z tego, że Buchanan wypełniony jest bezczelnością i że taki typ po prostu już tak ma, dlatego nawet jeśli często daje się sprowokować temu, co do niej mówi to dzisiaj ,wydaje się mieć więcej cierpliwości. Poza tym chciałaby, żeby już sobie poszedł, bo ma zdecydowanie lepsze rzeczy w planach niż pyskówka z młodym informatykiem. Dlatego już otwiera usta, żeby grzecznie się z nim pożegnać, kiedy w drzwiach zjawia się ktoś, kogo jeszcze nie powinno tu być. Nie tak szybko, kurwa! Nie, kiedy ludzie kręcą się jeszcze po piętrach. Stern na moment blednie, słuchając mętnego tłumaczenia starszego mężczyzny i obserwując, jak oddala się w popłochu.
Kiedy brunetka przenosi swoje spojrzenie na TJ’a i próbuje maskować szok i lekkie zawstydzenie wyluzowanym uśmieszkiem doskonale wie, że nie zrobiłaby kariery w wywiadzie i przez chwilę można było czytać z niej jak z otwartej karty. Boi się, że chłopak się zorientował i że za moment będzie musiała wejść w nim w swojego rodzaju obustronny pakt milczenia, na co zupełnie, ale to zupełnie nie ma ochoty.
— Do Mel wiecznie przychodzą jakieś nawiedzone osoby z firmy — macha ręką, żeby dać mu do zrozumienia, jakie to nieistotne. Wciąż próbuje wygrać tę sytuację.
— To tak, żebyś nie czuł się jakiś wyjątkowy, że WIECZNIE się tu kręcisz — próbuje odbić jeszcze piłeczkę złośliwości w jego stronę, chociaż wie, że spociły jej się już dłonie. Melville jest córką szefa, w zasadzie może sobie robić, co chce. A ona, Frankie, tylko głupią asystentką, która za romans w firmie zapewne wyleciałaby z roboty. Albo chociaż została ukrzyżowana przez wszystkich obrońców moralności i rodzin. Ale to był tylko seks. Seks, za który nie zamierzała poświęcać zbyt wiele.

TJ Buchanan

Jezu wybacz, zakręciłam się MAX. :(
ambitny krab
warren#4947
ODPOWIEDZ