nienajlepsza asystentka — lorne bay
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Frankie jest bipolarna, więc z jej nastrojem jest jak w przejaskrawionym bollywoodzkim filmie: czasem słońce, czasem deszcz.

OBECNIE: OSZUKANE SŁOŃCE.
W zasadzie jest do tego przyzwyczajona. Słyszała to zdanie tyle razy, że nie wywołuje to na niej większego wrażenia. Zazwyczaj jednak chodziło o to, że nie pojawiała się w pracy. Nie przytrafiło się jej jednak nigdy zwolnienie z powodu odmowy (niezbyt wyrafinowanej i uprzejmej, trzeba jej to przyznać) spoufalania się z synem szefa i bratem szefowej.
Wytrzymuje więc jego spojrzenie, nawet kiedy nachyla się nad nią, stojąc odrobinę zbyt blisko. Nie doceniła go. Wydawało jej się, że jest bardziej… miękki. Że może, ale tylko może ma kompleks nieudanego syna, niewystarczającego chłopca. Który to należy leczyć nadmierną ilością alkoholu i prostytutkami, o których opowiada się na kanapie siostry.
Frankie próbuje zachować zimną krew, chociaż najchętniej naplułaby mu teraz niekoniecznie tylko do kawy. Nie może sobie na to pozwolić, bo układa już w głowie to, co napisze w wiadomości do Melville, która jest jej ostatnią deską ratunku przed śmiercią głodową bez dachu nad głową.
Wyciąga jednak identyfikator z torebki i robi mały krok w stronę mężczyzny, a następie wsuwa plastikową kartę do kieszeni koszuli na jego piersi i poklepuje ją w ramach pożegnania.
Przygląda mu się przez chwilę, jakby chciała wyczytać z jego spojrzenia, która część tego, co powiedziała, zabolała. Jaki jest twój wrażliwy punkt Salingerze Lewis? Jaki jest soft spot zamożnego czterdziestolatka, który właśnie pozbawił młodą dziewczynę pracy i szansy na naprawę życia?
— Mam nadzieję, że będziesz dobrze spał w nocy, Salinger — odpowiada tonem głosu, który ukrywa od momentu, kiedy wszedł do tego gabinetu. Opuszcza maskę, której nawet nie chce jej się już dłużej utrzymywać. Nie musi ani grać twardej, ani miłej. Może mu się pokazać tak, jak właśnie teraz się czuje.
Smutna. Chociaż zupełnie nie z powodu zwolnienia.
Mała. W skali Frankie: cały świat.
Zakłada torebkę na ramię, wychodząc nie żegna się z nikim, przyspiesza tylko w ogromnym hallu przed wejściem, żeby jak najszybciej zaczerpnąć powietrza. Wtedy też zalewa się łzami, nad którymi stara się zapanować. To nie pierwszy jej atak paniki.
Co będzie dalej?
Co się ze mną stanie?
Ile można tak jeszcze ciągnąć?

Uspokaja się dopiero po chwili i zaczyna iść szybciej, żeby nie daj boże Lewis nie wyszedł za nią. Nie chciałaby mu dać tej satysfakcji.
W cukierni kupuje jeszcze za ostatnie pieniądze całe opakowanie francuskich profiterolek, które zje w trasie długiego spaceru do domu.

Jutro może przyjdzie słońce.

AHA! I PIERDOL SIĘ, SALINGERZE LEWIS.

salinger lewis



THE END.
ambitny krab
warren#4947
ODPOWIEDZ