(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Pięć dni abstynencji. Pięć, cholera, zaraz sześć. Ktoś mógłby pomyśleć, że coś do niego dotarło, że się zmienia, że skrucha i tak dalej. Przecież wystarczy dobić do tygodnia, a potem to już z górki — miesiąc, dwa, nagle rok. Tyle że Othello i trzy tygodnie wytrzymywał, ot tak, dla draki, a potem pił i pił, nie pamiętając już niczego z trzeźwości. Może się tylko sprawdzał, a może lepiej alkohol smakował po takiej przerwie — ciężko było orzec. Liczyła się świadomość, że to nie na zawsze, że już niedługo wróci do swego przekleństwa i tyle, nic szczególnego. A jednak. Tym razem, chociaż by tego nie przyznał wcale, nie chodziło o to co zwykle. Bo ta trzeźwość oznaczała świadomość, a on, tak irracjonalnie, przez chwilę jej w swym życiu potrzebował. Najdziwniejsze było w tym wszystkim to, że nie wiedział po prostu czym Achilles Cosgrove go ujął; spoglądając na tę sprawę racjonalnie należałoby stwierdzić, że ów człowiek nie wyróżnia się niczym od innych. Ta ich znajomość też przecież była niczym wyjątkowym, przy czym zdążyli spotkać się tylko dwukrotnie — rzekomo, bo Theo nadal nie pamiętał połowy nocy z tego ich pierwszego nieoficjalnego poznania się. A więc nic. Tak to sobie tłumaczył, gdy nie mogąc w nocy zmrużyć oczu, spoglądał na pochłonięty ciemnością profil Laurissy — nic, tylko urojenia, bo pewnie uważa, że zbyt dobrze się ostatnio mu układa. Że trzeba zniszczyć to jakoś, by mieć pretekst do picia, bo jeszcze groziłoby mu faktyczne wyleczenie się z tego trawiącego jego duszę bólu. Ciężka to jednak była noc, bo Othello czuł się znów jak dzieciak, zastanawiający się, czy ta konkretna osoba stawi się jutro w szkole. I czy tym razem odważy się podejść i zagadać, tylko że wtedy było łatwiej, bo można było na lekcji poprosić o pomoc lub pożyczenie ołówka. A teraz? Teraz chodziło o pierwszą wizytę domową u pacjenta, którego firma Achillesa objęła ochroną. Istniało więc jakieś pięć procent szans na to, że to właśnie on stawi się tam tego dnia, żałosne pięć procent, bo i po co miałby tam przychodzić. Kiedy nadszedł więc poranek, Othello wytknął sobie własną głupotę i postanowił, że pójdzie dziś pić. Nie do Moonlight; istniało tak wiele innych miejsc. Pożegnał się więc z Laurissą zapowiadając, że odezwie się za kilka dni, po czym autobus, najpierw kilka godzin w szpitalu a potem wreszcie pacjent i już tylko na nim skupienie, no i na wódce, do której już tak blisko było.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Był anomalią; prognozowaną, teoretycznie niegroźną, a jednak szokującą. Cosgrove wiedział bowiem, że tak będzie - że u schyłku życia Philemona uwikła się w znajomość niecodzienną, specyficzną, taką, gdzie uczucia wezmą górę nad rozumem, wywracając wypracowaną w czasie trzech lat harmonię do góry nogami. Nie wiedział tylko, że osobą odpowiedzialną za tęże aberrację okaże się mężczyzna; poznany w barze byle pijak, wokół jakiego przechodzi się zawsze obojętnie, określając go tytułem słabego, odstręczającego, niegodnego uwagi. Sam by go nazwał w ten sposób, gdyby nie ostatnie spotkanie, czyniące z niego postać tak barwną i intrygującą, że przez kilka dni zadręczał umysł Achillesa, zażarcie odmawiając wyprowadzki. Od tamtego czwartku nie budził go już gniew względem bitwy morskiej rozgrywającej się tuż nad jego głową, nie przejmował się ledwo trzymającym się kablem od ładowarki, choć wciąż denerwowała go nieco ta komoda, którą - nienie, to żadne kłamstwo! - w końcu przesunął ku drzwiom. Okazało się, że zamiast narzekać, wystarczyło użyć trochę siły i proszę, problem się rozwiązał, kto by pomyślał! No więc od wspomnianej, zakreślonej wyraźnie na piasku pory, towarzyszyło mu nieustannie przeświadczenie, że spotka go coś niekonwencjonalnego, z powodu czego odczuwał ekscytację, czasem nawet adrenalinę, jak to zawsze bywało w sytuacjach zwiastujących ogromne nieszczęście - bo i z tej znajomości nic dobrego przecież wyniknąć nie mogło. Tak, dokładnie, ”I z tej”, bo pozwalając sobie na pełną swobodę, ostatnio więcej czasu poświęcał także dawnej przyjaciółce, jasno komunikującej mu o swoim szczęśliwym związku, jaki z nieznanych sobie przyczyn - może wyłącznie z kaprysu - zapragnął wystawić na próbę. Bo czy zechcą go te dwie (póki co w jego umyśle w żaden sposób ze sobą niezwiązane) osoby, wraz z nim wywracając swoje życie do góry nogami, czy też nie zechcą? Już jego głowa była w tym, by jednak doprowadzić je do swoistego obłędu. Tak z braku większych wrażeń w życiu, wiadomo.
Przychodzić nie musiał, właściwie nie powinien, w końcu tyle jeszcze było w firmie do zrobienia. Czasem jednak przeprowadzał indywidualne kontrole u przypadkowo wybranych klientów, chcąc upewnić się, że pracownicy postępują nienagannie i nie zaniedbują nikogo, choć dzisiaj nie można było mówić o powołaniu się na przypadek. Achilles Cosgrove wiedział dokładnie - i to od dni kilku - jakiego dnia i o jakiej godzinie ma rozpocząć się proces ochrony roztoczonej wokół Kevina Madsena, a także (na tej wiedzy zależało mu przede wszystkim) o której odwiedzić winien go psychiatra. No więc wyszedł z biura o odpowiedniej porze, nie myśląc przy tym ani o Philemonie, ani tym bardziej o Willow, ani właściwie o nikim innym, tylko o sobie samym i pojechał prosto do niewielkiego domu klienta, pod jakim spotkał znajome twarze. Krótka rozmowa, krótkie uśmiechy i mógł przejść do domu, po jakim począł się zuchwale przechadzać, niby pod pozorem sprawdzenia jego najsłabszych punktów - bo coś przecież mogło jego ludziom umknąć. Wtedy też usłyszał zmuszonego do wylegitymowania się psychiatrę, co przyozdobiło bezwiednie jego twarz niewielkim uśmiechem. Nie popędził mu na spotkanie od razu - dla zachowania pewnych pozorów zbadał jeszcze zakamarki strychu, szarpnął za klamki okienne, pouderzał w luźne deski i dopiero upewniwszy się, że klientowi zagwarantowano najrzetelniejszą ochronę, podążył schodami w dół. - Theo, cześć - przywitał się z odpowiednio wyważonym uśmiechem, niezdradzającym za wiele i otaksował go spojrzeniem. - Wydaje mi się niestety, że Madsen za każdym razem spóźniał się intencjonalnie. Przed momentem popędził do sklepu pod pretekstem kupienia soku pomarańczowego, bez niego podobno by sobie nie poradził - powiadomił go z pewną kpiną, tym razem wzrokiem podążając prędko w kierunku jednego z pracowników, przechodzącego i ostatecznie zajmującego miejsce niedaleko nich.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Wspinając się stromą ulicą w stronę oddalonego od świata domu, przeklinając to swoje pijaństwo, a więc i brak kondycji, rozmyślał już tylko o nadciągającym wieczorze. Bo to jednak za długo, tak wiele dni trzeźwości, bo wspomnienia poczęły go odnajdywać, a majaczące w oddali morze — zwykła kreska — zaczęło go przytłaczać. Tak jak i ta cała sprawa związana z Achillesem, która — boże, jak go to bawiło — była po prostu głupia. Od dawna jednak nie zainteresował się nikim w tak wykraczającym poza normę sposób. Nawet Laurissą nie, bo do niej chyba po prostu miał słabość, jak zresztą do każdej pięknej panny z problemami. Jednak już naprawdę tylko w głowie plany wódki, piwa, whiskey, gdy przed domem został zatrzymany i poproszony o wylegitymowanie się. A potem wszedł leniwie do środka, nieprzygotowany na większe emocje — czekać na niego miała zwykła sesja, żenująca i bzdurna, bo cały Kevin był żenujący i bzdurny. Oczekując na jego przybycie pozwolił sobie opaść na niewygodną kanapę w salonie, wzrok utkwiwszy na brzoskwiniowej brzydkiej ścianie. Nie spodziewając się usłyszeć głosu, który jakkolwiek mógłby wyrwać go z chandry. — Achilles, dzień dobry — przywitał się jednak w podobny sposób, nie uśmiechając się jednak wcale, a jedynie przyglądając mu z wyraźnym zaciekawieniem. Kiedy ostatnio zdarzyło się, że niewielki procent szans w istocie się spełnił? Czy to aby nie był odpowiedni moment ku temu, by postawić wszystkie pieniądze na wygraną jakiejś drużyny, nieważne jakiej? Nie, nie, Othello wiedział, że to nie jest przypadek. Bo te się nie zdarzają nigdy, a tym bardziej nie wtedy, gdy się tak rozpaczliwie na nie liczy. — Tak się składa, że sok pomarańczowy ma zbawienne wpływy na terapię — odparł, tym razem już pozwalając sobie na uśmiech, który od samego początku cisnął się na usta. Wstał też z kanapy, co uczynił dość machinalnie. I zupełnie bez potrzeby. — Nie wiedziałem, że ten konkretny przypadek wymaga twojej osobistej inspekcji — stwierdził, przyglądając się to jemu, to pozostałym pracownikom.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Jako że ostatnio został mu wytknięty brak otwartości, za który rzekomo odpowiadał strach, tym razem zamierzał pokazać się z nieco innej strony. Głupio było mu to przyznać, ale wziął sobie do serca to krótkie spostrzeżenie, jakie zawisło nad nimi kilka dni temu w gabinecie należącym do blondyna i teraz ze wszystkich sił pragnął udowodnić, że było ono zupełnie nietrafione, choć ta niezdrowa potrzeba chyba najskuteczniej temu przeczyła, prawda? - Nie wątpię - odparł odnośnie do uzdrawiającego psychikę soku pomarańczowego, nie pozwalając wygasnąć uśmiechowi, który już od dłuższego czasu błyszczał to w oczach, to na ustach. Wciąż nie wiedział, po co mu to wszystko; to poniekąd wymuszone spotkanie, te przyjazne słowa i gesty, ale dodatkowa satysfakcja płynęła z nieprzemyślanego ryzyka, jakie nieustannie podejmował. - Bo nie wymaga - oznajmił ze spokojem, jakby deklaracja ta nic szczególnego nie znaczyła. Gdy wzrok blondyna podążył w kierunku pracowników firmy porozstawianych po domu, i Achilles na nich spojrzał, denerwując się przy tym lekko, że stanowili oni wierną widownię dla ich rozmowy, co zwieńczył prawie niesłyszalnym westchnieniem. - No i mógłbym już sobie pójść, ale widzę przecież, że potrzebujesz towarzystwa, dopóki nie wróci twój pacjent - odparł o tonie wyrażającym zmartwienie i troskę, jakby faktycznie Lounsburry nie miał dać sobie rady w pojedynkę.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Niczym pomost zawisła nagle między nimi wyciągnięta dłoń, będąca niejako dowodem na to (dla każdej ze stron), że ów spotkanie ma wyłącznie charakter biznesowy. Tak prosty gest, prowadzący do jawnego przywitania się, uczyniony został jednak dość machinalnie, bez przemyślenia, a może też po prostu pod naporem lekkiego zdenerwowania, które wkradło się w umysł Theo. Zabawna sprawa, znów pozwolić sobie na tak młodzieńcze przejęcie, przypieczętowane lekkim poruszeniem, gdy ich dłonie na krótki moment się ze sobą zetknęły. Zapewne baczny obserwator zdołałby wyłapać to wszystko w jego uśmiechu, bo choć wolałby trzymać się wyłącznie powagi, nie zamierzał niczego ukrywać. Mimo to wszystko było tak pospolite, jak tylko mogłoby być — tradycyjne powitanie, mieszanka znużenia i przekonanie, że teraz to już będą wpadać na siebie regularnie, bo nie tylko łączy ich sprawa Kevina, ale i całe to miasto. Nic szczególnego. Theo pozwolił sobie więc znów opaść na kanapę, walcząc z tym, by nie przyglądać się mężczyźnie już tak zaczepnie jak wtedy, w szpitalu. — W takim razie bez względu na kierujące tobą powody mogę stwierdzić, że cieszy mnie to spotkanie — nie kryło się w nim nic ponad to, czym ów stwierdzenie mogłoby być; rzecz zupełnie neutralna, kojarząca się być może z lekkim wymuszeniem. Problem polegał na tym, że Othello cieszył się szczerze, może nawet naiwnie mocniej niż powinien. — Zdecydowanie, twoi pracownicy nie należą do zbyt towarzyskich osób — potwierdził skinięciem głowy, na moment podchwytując tę jego krótką wędrówkę wzrokiem po zebranych dookoła osobach. Obiecywał jednak sobie, że nie będzie analizować niczego, że niczego też nie będzie się doszukiwać w czymkolwiek, więc na zakłopotane spojrzenie jednego z ochroniarzy, który zdawał się być przyłapanym na podsłuchiwaniu słów nie dla niego przeznaczonych, uśmiechnął się łaskawie i bez skrępowania powrócił wzrokiem do Achillesa. — Chociaż obawiam się, że ja także nie — bądźmy szczerzy, jak Theo nie pił, to jakby nie istniał. Ten cały czas wypełniała mu zawsze praca, a więc pacjenci, ich problemy i zmartwienia. Pozostałe chwile zarezerwowane miał dla Rissy, a poza tym wszystkim... Czuł, że nie ma w sobie jakkolwiek interesujących słów, z czym jednak pogodził się już dawno temu.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Mógł się oszukiwać ile chciał, ale prawda była taka, że ostatecznie by stchórzył. Gdyby relacja ta podążyła krok dalej, gdyby zamiast niewinnych słów, miało dojść do zuchwałych czynów. Ta dłoń więc, mająca być gestem zwykłego powitania, była dla niego jednocześnie niczym szczególnym, jak i czymś, przez co w serce jego wkradła się panika. Bo to faktycznie ów krótki dotyk miał przesądzić o wszystkim, a Achilles nie był jeszcze gotowy na poznanie prawdy. Cóż jednak mógł zrobić, jeśli drogi ucieczki nie było? Z przerażeniem więc złączył ich dłonie, z grobową miną będącą przejawem tej niepewności, z którą starał się walczyć, a nie potrafił. Sam jednak nie zajął miejsca na kanapie czy fotelu, stojąc wciąż sztywno i tym razem wzrok lokując na każdym przedmiocie i każdej osobie, tylko nie na Theo. Wyrwany z tego letargu został dopiero za sprawą jego końcowych słów, które zmusiły Achillesa do ponownego przyjrzenia się malującej się przed nim postaci. - Między innymi za to im płacę - przyznał z lekkim uśmiechem błąkającym się po twarzy, a potem niekontrolowanie i całkiem nietaktownie prychnął śmiechem na tę wymianę spojrzeń z jednym z ochroniarzy, który wyraźnie się zmieszał i zażenował. - Za to tobie płacą za rozmowy, tylko że niedotyczące ciebie. A więc zrób dla mnie wyjątek i zdradź coś w końcu na swój temat - poprosił z nadzieją i nawet zajął w końcu miejsce naprzeciw niego, wpatrując się w niego wyczekująco, jakby zaraz nastąpić miało coś nader przełomowego i intrygującego.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Należało więc przyznać, że w nieśmiałości (nazwijmy to w tenże uroczy sposób) Achillesa skrywała się szansa na uchronienie przed upadkiem. Dla kogoś takiego, jak Theo, nie powinno być to wcale problemem, tyle że w tej jednej kwestii zamierzał być porządny; relacja jego z Laurissą była w pewien sposób ważna, a troska o jej dobro sprawiała, że sam temat zdrady stał się dla niego najgorszym przekleństwem. W tym przypadku wystarczyłoby dać się ponieść chwili, by po prostu się stało. Cała ta rezerwa dostrzegalna więc w zachowaniu mężczyzny działała na niego studząco, przypominając mu o odpowiednich granicach. Pewnie jednak wystarczyłby jeden, niewielki gest, by Othello o wszystkim zapomniał. Póki co jednak wszystko przebiegało poprawnie, a on mógł być spokojny o swoją nieomal doszczętnie zniszczoną już duszę. — Uważam, że najnowsza piosenka ABBY jest paskudna — odparł spokojnie, po dłuższym namyśle, unosząc kąciki ust ku górze. Przyzwyczajony był do tego, że niewiele osób interesuje ten jego los, bo nauczeni licznymi odmowami z jego strony, przestali żywić nadzieję na usłyszenie jakichkolwiek informacji. On sam nie do końca był teraz gotowy na to, by swoje postanowienie złamać, ale odczuł jakąś przedziwną potrzebę ujawnienia kilku faktów. — Musisz być bardziej precyzyjny, bo widzisz, tego typu pytania są zawsze kierowane jakąś konkretną myślą. Więc…? — ludzie często oszukiwali się, że interesuje ich dosłownie każdy szczegół z życia tej drugiej osoby, ale zawsze chodziło o tę jedną sprawę. O byłe związki. O poglądy na jakiś konkretny temat. O podejście do dzieci. O posiadanie zwierząt. Wyliczać można by bez końca, a chodziło w tym po prostu o to, by ułatwić swemu rozmówcy skierowanie rozmowy na te odpowiednie tory. — Tyle że nigdy nie zdradzam niczego o sobie. Nie za darmo — wyjawił, pogłębiając swój uśmiech.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Być może usilnie to sobie wmawiał, być może wierzył naprawdę, że niezależnie od jego osobistego podejścia do tejże sytuacji, nigdy nic nie mogłoby się między nimi wydarzyć, bo było to przecież absurdem. Czymś całkowicie nierealnym i zanadto szalonym, choć nie potrafił wskazać, dlaczego dokładnie. Theo wyglądał na człowieka, który mimo swego sekretu przesiąkniętego tanim alkoholem, potrafił zachować zdrowy rozsądek w kilku istotnych kwestiach i Achillesowi zdawało się, że ta konkretna strefa życia, o której z lekkim zażenowaniem teraz myślał, wliczała się do tego grona. A więc obaj powoływali się na siebie nawzajem w kwestii opanowania, którego to brakło każdemu z nich, choć Cosgrovem głównie kierował strach.
- Nie słyszałem. Zanucisz mi? - pytanie to zadał z prowokacyjnym i nieco złośliwym uśmiechem błąkającym się na ustach, rad jednak, że rozmówca nie zbył posłanej prośby tak jak ostatnio, w barze. Naprawdę niecierpliwił się wiedząc tak niesprawiedliwie mało o kimś wzbudzającym w nim uczucia silne i ciężkie do rozszyfrowania. - Moje żadną konkretną - zapewnił po chwili, wtórując mu tym świdrującym wzrokiem, którym sam go obdarzał. Wiele możliwych pytań przemykało mu po głowie; czy kogoś ma, czy mieszka tu od zawsze, czy jego rodzina żyje, czy to przez nią pije i czy nie przechodzi teraz przypadkiem załamania nerwowego, którego świadkiem udało się zostać ostatnio Achillesowi w oślepionym gorzałą barze, ale nic z tego nie wydało mu się dostatecznie dobre na aktualną chwilę. Nie był naiwny - zdawał sobie sprawę z tego, że blondyn nie zacznie zwierzać się komuś nieznajomemu ze spraw dla siebie ważnych i skomplikowanych. Najpierw musiał zyskać jego zaufanie, prawda? Nie wiedział tylko, jak do tego podejść, w głowie słysząc tylko swoje rozbawienie. - Który palnik jest twoim ulubionym? - zapytał pogłębiając swój zawadiacki uśmiech, stwierdzając przy tym z ukontentowaniem, że tego pytania akurat spodziewać się nie mógł, bo samego Cosgrove’a poniekąd zaskoczyło. - Nie wiem tylko, jakiej zapłaty oczekujesz. Będę się targować, ostrzegam - powiadomił go łaskawym tonem, kąciki ust posyłając ku ich właściwemu miejscu. Coś go jednak w tym wszystkim irytowało; to parszywe spojrzenie posyłane spod ściany po jego lewej stronie, na co wywrócił oczyma i skierował twarz we wspomnianym kierunku. - Cholera, Tyler, pospaceruj sobie wokół domu, skoro tak ci się nudzi - mruknął oschle, nie mogąc doczekać się, aż zostanie z blondynem sam na sam, nawet jeśli potrwać to miało zaledwie kilka minut, bo w każdej chwili wkroczyć mógł jego zagubiony pacjent. Nie oczekiwał nic konkretnego od tej chwili prywatności, ale przyznać musiał, że choć bardzo by chciał pozostać niewzruszony obecnością osób trzecich, tak nie potrafił się przy nich skupić. Bo, niestety, Achilles po prostu mało kogo lubił, a więc te nieproszone twarze działały mu najzwyczajniej w świecie na nerwy.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Chwyciwszy w dłoń długopis, zalegający dotąd cicho na blacie stołu, począł na nim skupiać większość swojej uwagi. Badając jego ciężar, sprawdzając zwinność palców, gdy przemykał pomiędzy nimi i wreszcie też robiąc to, co zwykło go irytować u pacjentów — klikając raz po raz przyciskiem na jego szczycie, czym zdradzał rzecz, której nie powinien — że był niejako zdenerwowany. Pojęcia nie miał wszakże czym jest ta ich znajomość, niekojarząca się z innymi tak nudnymi i powszechnymi. I nie wiedział już sam, co frapuje go bardziej — fakt, że ktoś się nim nagle interesuje (to budziło dodatkowe pytania, bo nie był pewien, jak bardzo), czy jednak to, że to on zainteresował się kimś. I to po tak niewielkiej ilości spotkań, na miłość boską, coś musiał sobie ubzdurać.
Uśmiechnął się krzywo i parsknął przy tym, ale Othello nigdy nie był przecież osobą, która się czegokolwiek wstydzi. Krocząc przez świat z pewnością, że nic nie jest wstanie go skompromitować, emanował już tak wielką pewnością siebie, że pewnie najbardziej żenująca rzecz w jego wykonaniu wydałaby się innym nie tylko zabawna, ale i budząca podziw. A więc zanucił tę nierytmiczną, idiotyczną melodię, która jak to kiepskie piosenki miały w zwyczaju, wryła się w jego umysł z paskudną siłą. — Jakoś tak, ale jak dołączyć do tego odpowiednie słowa, to uwierz mi, wychodzi najgorszy utwór tego stulecia — wyjaśnił, bo tylko pełen obraz tego utworu mógłby sprawić, że Achilles podzieliłby jego zdanie. — Nie wierzę ci — rzucił po chwili stanowczo, nie odwracając wzroku. Był to dziwny moment, podczas którego Theo starał się odczytać z jego twarzy te wszystkie kłębiące się w jego myślach pytania. Założenia tak idiotyczne, wbrew sobie oczekujące jakiejś śmiałości sprawiły, że nieszczęsny długopis wystrzelił w powietrze i opadł gdzieś na dywan, na którym zapewne powinien zostać pozostawiony — Othello jednak dość machinalnie dźwignął się na nogi, opuszczając swoją strefę bezpieczeństwa. I choć zdawać się to mogło niedorzeczne, faktycznie oddalając się od kanapy, przestał jakoś sobie ufać. — Dolny rząd, ten po lewej — przyznał z szerokim uśmiechem, podnosząc długopis. Achilles miał rację, było to pytanie, którego nie można było przewidzieć, czym zdołał go lekko rozbawić. — A twój? — spytał więc przyjaźnie, zachowując się tak, jakby omawiali nadzwyczaj istotną kwestię. Dla niego otoczenie nie miało najmniejszego znaczenia, gdy więc nagle słowa zwrócone zostały do kogoś innego, uprzytomnił sobie gdzie i po co są. Jak wielce było to nieprofesjonalne zachowanie z obu stron? Odprowadzając wzrokiem plecy poirytowanego, acz zażenowanego pracownika milczał chwilę, a następnie zwrócił się do Achillesa. — Dlaczego to ci tak bardzo przeszkadza? — spytał, mając na myśli naturalnie dużo więcej, niż tę jedną sytuację. Bo przecież mężczyzna już wcześniej wskazał, że wizja bycia podsłuchiwanym przez kogokolwiek niezwykle mu ciąży. I chociaż wszystko w Theo krzyczało, by się opamiętał i urwał tę znajomość tu i teraz, bo nic dobrego wyniknąć z niej nie mogło, wykonał krok w kierunku Achillesa.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Sam nie potrzebował namacalnych odciągaczy uwagi. Zamiast klikać metalową częścią od długopisu, próbował przywołać w myślach obraz zatroskanej Willow i niesionego tysiącem srebrnych dzwoneczków uśmiechu Philemona. Bo na miłość boską, miał przecież rodzinę; dwie osoby, które na nim polegały, które na niego liczyły i które z pewnością by sobie bez niego nie poradziły. On tymczasem, zamiast w domu, przebywać wolał w towarzystwie teoretycznie nieznajomego mężczyzny, który wzbudzać w nim począł uczucia tak zagmatwane i niespotykane, że nie sposób było się od nich odciąć. To znaczy wróć, wystarczyło zwyczajnie wstać, poprawić swą marynarkę, a ściągnąwszy pomarszczony materiał ku ziemi, rzucić krótkim słowem pożegnania z wymaganą kurtuazją, po czym wyjść, nie oglądając się za siebie. Tyle, że Achilles wcale nie chciał przerywać tejże niebywale kuriozalnej sceny. Nie chciał i nie zamierzał. Za nic w świecie.
Gdy doszedł go melodyjny głos siedzącego naprzeciw mężczyzny, zaśmiał się głośno i niespodziewanie, kręcąc przy tym głową. Nie spodziewał się, że jego prośbę potraktuje poważnie. — Wierzę, już teraz brzmi paskudnie — zgodził się wciąż z tym swoim swobodnym śmiechem, a potem miejsce miał ciąg absurdalnych wydarzeń; wystrzelony ku niebu długopis, a wkrótce i sylwetka Cosgrove'a, którą jakby ktoś przed chwilą poparzył. Othello więc na ziemi, Achilles dwa metry dalej, nienaturalnie wyprostowany i jakby sparaliżowany, a serce tłukące się po żebrach jak kula armatnia. Cholera. Przeklęte wrodzone instynkty, wobec których pozostawał bezradny. Tylko dlaczego organizm jego wmówił mu zagrożenie, które wcale nie istniało? Poczuł się naprawdę głupio, gdy już pierwszy szok minął, Othello podniósł długopis, a on wciąż stał z wstrzymanym oddechem sparaliżowany. Rozluźnił więc powoli idiotycznie napięte mięśnie całego ciała i przybrał skruszony wyraz twarzy, starając się udawać, że nic dziwnego wcale nie miało miejsca. Całkowite wyparcie, wiadomo, najskuteczniejsze remedium na wszystko. - Och, ja wcale nie obiecałem, że też zdradzę tę tajemnicę - oznajmił niby umyślnie nonszalancko, ale prawda była taka, że na większe emocje nie był w stanie sobie jeszcze pozwolić. Zamyślił się na dłuższy moment. - Co, co mi przeszkadza? - zapytał zdezorientowany, podążając w końcu za jego wzrokiem i namierzając odchodzącego ku drzwiom pracownika. - Czyjaś obecność? - strzelił zapewne słusznie, choć bez przekonania. - Ty już pewnie wiesz i to lepiej ode mnie, skoro jesteś specem od ludzkich zachowań - zauważył niby obojętnie, z grozą obserwując zmniejszający się między nimi dystans. Tym razem nie odskoczył jednak pięciu metrów do tyłu, wręcz przeciwnie - niepewnie ruszył do przodu, a serce znów mocniej zabiło. Chyba złapała go jakaś grypa, która odpowiadała za szereg jego dzisiejszych dziwacznych poczynań, tak, to z pewnością tylko grypa, jakiś głupi wirus, atakujący nawet jego mięśnie. - Słuchaj… - zaczął, gdy był już dostatecznie blisko. Oddech przyspieszył, co już wcale go nie zdziwiło, ale nagle zamarł. Bo uszu jego doszedł pewien… Machinalnie wystrzelił dłonią w kierunku mężczyzny, umiejscawiając ją gdzieś w okolicy jego ramienia, a twarz zwróconą miał ku czemuś niedostrzegalnemu, należącemu do jakby innego świata; świata poza tym domem, poza salonem. Poza Othello. - Wydawało mi się, że coś usłyszałem, nieważne - mruknął, stwierdzając, że to znów umysł płata mu figle. Tyle że nie płatał, o czym miał okazję przekonać się już po chwili; kiedy głosy stojących za grubymi ścianami mężczyzn wezbrały na sile, plątając się w gwałtownych, nieskoordynowanych ruchach, zwiastujących zbliżające się niebezpieczeństwo. Achilles doskonale był z tym stanem obeznany, z całą tą ciszą przed burzą, która została zmącona przez agresywne pchnięcie drzwi frontowych. Klamka uszkodziła strukturę ściany, do pomieszczeń wlało się parne powietrze, a niesiony powstałym przeciągiem podmuch wiatru zmierzwił mu włosy, ale niczym to wszystko było w porównaniu z pokrytym na całym ciele czerwoną mazią Kevinem, który wreszcie odnalazł drogę powrotną ze sklepu. Nawet teraz, mając dowody rzeczowe jak na tacy, nie potrafił uwierzyć w powagę tego, jakoby niepozornemu, nieinteresującemu Kevinowi, mogło grozić realne niebezpieczeństwo. Tym razem jednak ciało znów zadziałało przed rozsądkiem, ruchem wyciągniętej dłoni wskazując na ziemię i zwinnym skokiem dopadając Madsena, rzucając go stanowczo i może nieco zbyt agresywnie na kafelki. Kierując się w końcu do bladej jak sam Kevin ściany, mając po swojej prawej świdrujące wzrokiem słońca okno, a po lewej wciąż otwarte na oścież drzwi, wyjął z kieszeni krótkofalówkę, przyciskając największy z guzików. Cisza. Na dworze jednak wciąż odgłosy wzburzonych ludzi, ktoś do kogoś krzyczał, by nie wychodził z domu. Po raz drugi wywołał więc swój zespół i w końcu uzyskał odpowiedź, zapewniającą im jeszcze kilka długich minut. - Madsen, jesteś ranny? - zapytał wbijając oczy w jego sylwetkę skuloną na ziemi, a potem niepewnie przeniósł wzrok na kolejnego mężczyznę znajdującego się w pomieszczeniu i w jego kierunku też się skierował. - Górny prawy - odparł z niezmąconą powagą, choć właśnie nawiązywał do absurdalnej rozmowy sprzed kwadransa. Czy Lounsbury w ogóle miał go zrozumieć? Nieważne, umysł jego nie działał dzisiaj na najlepszych obrotach, więc Achilles westchnął ciężko. Na usta cisnęły mu się same przekleństwa, bo chyba stracił właśnie kilku ludzi, których pozostałości dekorowały ciało jego klienta. - Musicie… Możesz go zaprowadzić do piwnicy i upewnić się, że tam zostanie? - zapytał z westchnieniem, choć wciąż tak na dobrą sprawę, nie za bardzo obchodził go los Madsena.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Dostrzegł wszystko wyraźnie; dziwne drgnienie ciała, nieokiełznany ruch, zagrożenie ujrzane w niewinnym długopisie. Przyzwoitość nakazała mu jednak nie tylko udać, że pozostaje nieświadomy ów intrygującej reakcji (cóż, dla niego każda anomalia jawiła się jako interesująca, a lata spędzone z nosem w książkach nakazywały wyjąć notes i począć analizować ujrzane reakcje), ale i uniknąć jego spojrzenia, gdy podnosił z ziemi powód tego chwilowego poruszenia. Mógłby pewnie przeprosić za tak niedbałe posłanie go w powietrze, ale skoro tym samym przyznałby się do śledzenia każdego jego kroku, wolał temat ten przemilczeć. — Mogłem przewidzieć, że będziesz grać nieuczciwie — przyznał prostując się, a przy tym uśmiechając butnie. Ręce założone zostały na klatce piersiowej, a między palcami prawej dłoni majaczył nieszczęsny długopis; to zabawne, ale Othello wrócił z nim potem do domu, nieświadomy tej drobnej kradzieży. — Nie analizuję twojego zachowania, Achilles. Jest to kuszące, ale nie zamierzam tego robić — wyjawił, kręcąc przy tym lekko głową. Może początkowo taki miał plan, może też niektóre kwestie same odsłaniały jego prawdziwy charakter. Ale Theo nie chciał wcale odbierać sobie tejże przyjemności stopniowego poznawania go, jak i bycia świadkiem jakiejś jego otwartości, na którą raczej nie decydował się zbyt często. Powaga więc, ale też życzliwość zawierała się teraz w jego oczach, oczekując od mężczyzny kolejnego kroku. Nie oczekiwał wcale wiele, lecz łaknął czegokolwiek. Bez świadomości, że gdzieś tam jest Laurissa, że obaj są w pracy, że otaczają ich z każdej strony poukrywane w cieniu sylwetki. Gdyby wierzył w znaki od świata, za pewnik wziąłby stwierdzenie, że nigdy między nimi do niczego dojść nie powinno — nim zdołał nacieszyć się tą nagłą bliskością, w pokoju już konał Kevin, niczym żołnierz na froncie. Nie, nie konał, a wniósł wraz z sobą jakieś ostrzeżenie, które zainfekować miało wszystkich przerażeniem. A Othello niczym skończony idiota stojąc w miejscu, nie tylko nie potrafił być pod wrażeniem przewrotności tej scenki, ale i wściekał się strasznie, że świat zadecydował się przerwać tę jego i Achillesa rozmowę. Jakoś jednak zdołał rozbudzić w sobie odpowiednie reakcje; zatroskaną miną spoglądał na Kevina, nie przejmując się jednak ani trochę dwoma rzeczami. Po pierwsze tym, że Kevin umarłaby właśnie dzisiaj, we własnym domu. Po drugie, że i mu samemu mogłoby się coś stać, dlatego też w żyłach jego nie płynęła nawet odrobina strachu. Uśmiechnął się za to na słowa Achillesa, co wymalowało się jako skrajna groteska; i tego jednak nie miał zamiaru żałować. Skinął następnie głową i wyciągnął do Kevina dłoń, by pomóc mu w tej ciężkiej wędrówce. Nie miał pojęcia gdzie jest pieprzona piwnica i ani trochę nie uśmiechało siedzieć mu się tam z rozhisteryzowanym człowiekiem, ale póki co i tak nie mógłby przecież tak po prostu opuścić domu. — Bądź ostrożny — rzucił wesoło (skąd ten ton?) do Achillesa, bo jedynie jego losem mógłby się teraz przejmować. A potem już piwnica, powtarzanie Kevinowi, by oddychał głęboko i oczekiwanie na policję, zeznania, podpisy, aż wreszcie mógł wrócić do domu do baru.

koniec

Achilles Cosgrove
ODPOWIEDZ