płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
63. + Zaskoczenie

Sameen miała trochę wyrzuty sumienia z powodu tego, że dopiero teraz miały się z Zoyą udać do nowego domu Henderson. Miały się tam wybrać właściwie od razu, ale jak zwykle życie pokrzyżowało plany. Sameen nie była jeszcze na siłach i chciała się skupić na zrobieniu masy i rzeźby, a Zoya pewnie miała ciążowe rzeczy i pracę i życie prywatne. Tak czy siak w końcu udało im się wybrać w tą podróż i zapakowały się do nowego auta Sameen, które już widziałaś, ale ja sobie przypominam, więc diluj z tym. A no i to nie tak, że nie widziały się tyle czasu. Byłoby to głupie, bo jednak mieszkają drzwi w drzwi, a życie towarzyskie Sameen jest aktywne jak wygasły wulkan. Spędzały ze sobą poranki i wieczory i czasami nawet Sam zawoziła Zoyę do pracy jak miała coś do załatwienia w Cairns. Teraz jednak miały dla siebie cały dzień. –Właściwie to tak pomyślałam, trochę z partyzanta, że jak chcesz to możemy tu zostać na weekend. Albo na jedną noc. – Zaproponowała. Dom był w pełni wyposażony, a Galanis odnosiła wrażenie, że zarówno jej jak i Henderson przyda się nieco odpoczynku w takiej dziczy. No, ale na razie czekała na decyzję Zoyi. Może Zoya potrzebowała jakiś ciążowych rzeczy. Ubrań dla dziecka czy pampersów dla siebie. Sam nie miała pojęcia. Starała się wiedzieć, ale to wszystko było tak skomplikowane, że się gubiła. Łatwiej było jej skonstruować skomplikowany ładunek wybuchowy niż poznać proces posiadania dziecka.
Po zadaniu tego pytania czy tam sugestii na twarzy Sam pojawił się szeroki uśmiech. –Jesteśmy na miejscu. – Powiedziała, ale oczywiście nic nie było widać, bo dom był fajnie wbudowany w skały czy coś tam. Nie pamiętam, mam nadzieję, że zapisałaś gdzieś te zdjęcia i je wkleisz. –Jak się w ogóle czujesz? – Zapytała spoglądając ostrożnie na Zoyę, bo nie chciała, żeby ta się rozpłakała z jakiegoś powodu. Podjechały na podjazd i teraz Zoya mogła oglądać swój nowy dom w pełnej okazałości. –Otworzę ci!!!!!!! – Krzyknęła i wyskoczyła z auta nie wyciągając kluczyków ze stacyjki i nie zamykając za sobą drzwi. Sprintem pobiegła do drzwi pasażera, żeby Zoya sama sobie czasami nie otworzyła tych drzwi. Pewnie gdyby auto było niższe to Sam wykonałaby ślizg udem po masce. Niestety było za wysoko i jedyne co by jej wyszło to dziwne przeturlanie się. Nie chciała jednak porysować sobie karoserii. No, ale oczywiście otworzyła Zoyi drzwi i poczekała aż ta sobie wyjdzie. Jak wyszła to Sam wsiadła do auta od strony pasażera, przeszła po siedzeniach na miejsce kierowcy, wyjęła kluczyk i wysiadła tym razem zamykając za sobą drzwi. –Tam jest garaż. Zoba jaki zajebisty. – Wskazała z uśmiechem na drzwi i gestem ręki zaprosiła Zoyę do środka. Czuła się jak agent nieruchomości mimo, że dom już należał do Henderson. –No i co myślisz? – Zapytała zaraz jak przekroczyły próg. Co prawda Zoya jeszcze gówno widziała, ale Sam postanowiła zapytać. W końcu pierwsze wrażenie też jest ważne.
Czekając na odpowiedź przyjaciółki kręciła się w kółko, co jakiś czas chowała ręce do kieszeni i je wyciągała. Widać, że biedna dziewczyna ewidentnie się czymś stresowała. I to na pewno nie nadmiarem swoich zdjęć w Internecie.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#59


Szczerze mówiąc to Zoya miała większe wyrzuty sumienia, bo cały czas skupiała się na sobie i swoich problemach, a Sameen przecież była po traumatycznych wydarzeniach i Henderson chciała jej z tym wszystkim pomóc. Oczywiście była pewna, że Galanis nie miała w planach z nią o tym rozmawiać ani żalić się na to co jej się przytrafiło, to nie zmieniało jednak zupełnie nic, bo czasem sama obecność drugiej osoby potrafiła być kojąca. Czuła się tak jakby zawiodła ją jako przyjaciółka i bardzo było jej z tym wszystkim źle. Dlatego ucieszyła się, gdy postanowiły spędzić razem trochę czasu w nowym domu Zoyi. Będą mogły pomilczeć w swoim towarzystwie jedząc suche tosty i jabłka. - Możemy, jak najbardziej. Zobaczę czy będzie mi się tu dobrze spało - rzuciła z uśmiechem. Teraz. gdy nie rzygała już aż tak często miała zdecydowanie lepszy humor. Jej biust wyglądał teraz jak milion dolarów, czym się mocno jarała, bo mogła w końcu kupić większy stanik. Co do jej ciążowego brzuszka, to był już delikatnie widoczny, ale nie na tyle żeby musiała kupować typowo ciążowe stroje. Czuła się o dziwo naprawdę dobrze, wydawało jej się, że rzeczywiście teraz jakimś dziwnym trafem promienieje.
Niestety nie mam nigdzie zapisanego zdjęcia tego domu, więc po prostu pozostaje nam sfera wyobraźni. Zoyi naprawdę sama bryła bardzo się spodobała. Wyglądało jak miejsce, które mogło być dla niej idealne, bo było z jednej strony trochę surowe i eleganckie, a z drugiej miało w sobie trochę ciepła. Zupełnie jak Henderson. - Wygląda zajebiście - przypatrywała mu się przez chwilę próbując sobie wyobrazić jak powinno wyglądać jej idealne życie tutaj. No i w sekundę jak to sobie wyobraziła to już dobrze wiedziała, że tego ideału nigdy nie osiągnie. - O dziwo bardzo dobrze, dziecko daje mi trochę spokoju - doceniała fakt, że poranków nie spędzała już w toalecie. Zaśmiała się w głos, gdy blondynka postanowiła zostać dżentelmenem roku i spokojnie poczekała aż Sam otworzy jej drzwi. - Dziękuję bardzo - powiedziała posyłając przyjaciółce szeroki uśmiech. - A Ty jak się czujesz? Wszystko w porządku? - Martwiła się o nią, wiedziała, że ostatnie chwile były dla niej ciężkie. - Jeżeli myślisz, że Cię nie zmuszę do rozmowy o tym, to się grubo mylisz... w końcu będziemy mieć na to cały partyzancki weekend - puściła do niej oczko i ruszyła przed siebie. Sameen miała przejebane więc od razu mogła jej zacząć opowiadać o tych potwornych rzeczach, które jej się przytrafiły nie tak dawno. - Garaż jest zajebisty, zmieszczą się tu na luzie dwa auta i motor - bo nie zamierzała rezygnować z jazd na swoim jednośladzie. - W ogóle będę musiała kupić jakiś bardziej rodzinny samochód, chcesz mi z tym pomóc? - W końcu Galanis znała się na brykach o wiele, wiele lepiej niż Henderson. Będzie mogła jej cos doradzić. - Jak na razie wygląda świetnie i tak tu spokojnie... nie dziwię się, że wybrałaś to miejsce na swój safe house. - Ptaszki śpiewały, słoneczko świeciło, odgłosy natury wszędzie dookoła. Było to na pewno miłe i uspokajające. - Czy Ty się denerwujesz, że mi się nie spodoba? - Zapytała patrząc na blondynkę z uśmiechem, bo ta się tak kręciła jakby miała owsiki w dupie, a o takie rzeczy Zoya, by jej nie podejrzewała. - No chyba, że chodzi o coś innego? - Podeszła do niej i złapała ją za ramiona, żeby Sameen się zatrzymała w miejscu na chwilę. - Coś się stało? - Przyglądała się teraz kobiecie bardzo dokładnie delikatnie marszcząc czoło. Galanis nie musiała jej oszczędzać z mocnymi rewelacjami.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
No to mega plusem dla Zoyi powinno być to, że Sameen absolutnie jej nie obwiniała. W końcu Zoya miała tutaj życie. Pracę, znajomych, baby on board i w ogóle wszystko. Sameen czuła się tutaj bardziej jak gość, który czasami tu wpadał i miał coś do zrobienia, ale równie dobrze to mogłoby jej tu nie być i w sumie świat nie przestałby się kręcić. Oczywiście mogłaby to zmienić, ale naturalnie to wymagało pracy, a na taką pracę Sameen nie była otwarta. Wolała jak rzeczy przychodziły jej łatwo. Starać to ona się wolała w swoim zawodzie.
Tak czy siak Sameen ucieszyła się, że tutaj zostaną. Sama nie wiedziała czemu. Pewnie dlatego, że miała raz w życiu oryginalną myśl i Zoya jej nie wyśmiała, że to jednak jest zjebany pomysł. Wypięła na chwilę pierś do przodu i pozwoliła sobie na bycie dumną. –Chyba nawet lepiej niż na zdjęciach, co? – Oczywiście zdjęcia były klimatyczne i ładne, ale jednak trzeba było się po tym domu przejść i zobaczyć go na żywo. Sameen nie mogła się nacieszyć tym jaki ten dom był ładny. Ładniejszy niż jej dworek w Anglii. Pokiwała głową na wzmiankę o dziecku i subtelnie zerknęła na brzuch Zoyi. Nawet zmrużyła lekko oczy licząc na to, że jakimś cudem dostrzeże dziecko. Żartuje, nie była głupia. Po prostu widziała wzrost brzucha i teraz miała realne potwierdzenie tego, że Zoya naprawdę jest w ciąży. Nie, żeby ją podejrzewała o kłamstwo. Po prostu wydawało się to dosyć abstrakcyjne.
-Tak. Ja w porządku. – Skinęła głową. –Zdecydowanie lepiej. – Poklepała się po brzuchu, ale bogowie wiedzą co to oznaczało. Na pewno nie sugerowała ciąży. Pewnie bardziej sugerowała to, że trochę jadła i wróciła do swojej poprzedniej wagi. Zmarszczyła brwi i westchnęła na myśl o bycia zmuszoną do rozmowy. –Szkoda, że nie mogę cię upić, hehe. – Wink wink, puściła Zoyi oczko. –Poczekaj, pójdę po Tyfona, bo zapomniałam o tym syfie. – Westchnęła. Taka miła przypominajka o tym jaką matką byłaby Sameen. Dobrze, że nie może się taką stać. Jeszcze by zniszczyła komuś życie. No, ale jak powiedziała to tak zrobiła. Poszła do auta, wypuściła Tyfona i wyjęła też z bagażnika torbę dla psa, w której miała jakieś tam potrzebne rzeczy. Może jednak nie byłaby chujową matką, bo pewnie dla dziecka też miałaby coś takiego. Ale chuj ją wie.
Wróciła do Zoyi z Tyfonem na smyczy, bo nie chciała go puszczać samego do zwiedzania tak dużego domu. Sama się z nim później przejdzie. –Jasne, że ci pomogę. Kocham auta. Wolisz mini vana czy coś w stylu mojego Forda? – Wskazała kciukiem w stronę podjazdu. Dobrze jej się jeździło nowym autem, chociaż w ogóle do niej nie pasowało. A przynajmniej tak uważała. –Jak już pozbędziesz się balastu to możesz też chodzić na polowania w okolicy. – Postanowiła dalej zachwalać dom i lokalizację chociaż ewidentnie nie było takiej potrzeby, bo Zoya nie powiedziała nawet jednego negatywnego słowa o chałupie.
-Nie, nie chodzi o to. – Pokręciła głową i odchrząknęła. –Ten dom jest idealny. Nie spodobałby się tylko… cóż… nie wiem. Skończonemu debilowi? – Wzruszyła ramionami i machnęła ręką, bo to nie było nawet ważne teraz. –Chodzi o coś innego. – Owinęła sobie smycz Tyfona wokół ręki i wyjęła z kieszeni pogniecioną kartkę. –Myślałam o tym twoim… dziecku. – Machnęła ręką w stronę brzucha i dała kartkę Zoyi. –I skoro na razie nie planuję pracować to myślę, że pomogę ci je wychować. Oczywiście z kilkoma zasadami. – Zabrała jednak Zoyi tą kartkę i zaczęła ją rozwijać. –Wypisałam najważniejsze warunki. Wszystko oczywiście może ulec zmianie. – Powiedziała, a jak już ją rozwinęła to zaczęła przebiegać po niej wzrokiem, żeby odczytać najważniejsze zarządzenia. –Nie będę trzymać jak będzie płakać i wydawać podejrzane dźwięki. Nie będę dziecka czyścić. Nie chcę być z nim zostawiana sama na dłużej niż 15 minut. No i kilka innych. Poczytasz sobie do snu. – Wręczyła Zoyi znowu kartkę. –Naleję wody psu. – Powiedziała i pociągnęła Tyfona za sobą i poszła w stronę kuchni.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Zdecydowanie, musiał je robić jakiś słaby fotograf - no wiadomo, że nie robił ich James więc były słabe. Gdyby on je robił to byłby wspaniałej jakości. No i w sumie skoro już o tym mowa to... - jeszcze raz dziękuję za obraz, jest naprawdę piękny, powiesiłam go w sypialni - bo tam najlepiej pasował, poza tym Zoya mogła czuć się trochę mniej samotna, gdy kładła się spać i zdawała sobie sprawę, że gdzieś za ścianą jest osoba, która się o nią troszczy. To było naprawdę miłe uczucie, a ten obraz jej o tym przypominał.
- To dobrze, w sumie nawet lepiej wyglądasz... jesteś blada tak jak zazwyczaj, a nie bardziej - rzuciła puszczając do niej oczko, bo to był taki złośliwy żarcik, bo wiadomo, że kto się czubi ten się lubi. Plus, nie powiedziała nic, co nie byłoby prawdą. - Nie tym razem, na takie zabawy będzie trzeba poczekać jeszcze z rok, ale jak już będę mogła pić to będziesz pierwszą osobą, która mi tego alkoholu naleje - bo pewnie wtedy niewiele jej będzie trzeba żeby sie nawalić, po tak długim okresie abstynencji. Jedno piwo i porobiona. - Nie mów tak o nim - jęknęła wywracając oczami, bo ten piesek był biedny. - Ostrzegam Cię, że kiedyś Ci go zabiorę i nie oddam i później będziesz za nim płakać, jak dostaniesz możliwość spędzania z nich tylko co drugiego weekendu - Zoya zawsze chciała mieć psa więc spełniłaby swoje marzenie. Tak czy inaczej planowała sobie jakiegoś kupić, ale to już jak dziecko będzie na tym świecie i trochę podrośnie, żeby nie musiała teraz ledwo się toczyć na spacerach ze zwierzakiem. Gdy już wróci do własnej formy, wtedy będzie można kombinować.
- Myślałam o jeepie, nie chce typowego auta dla matki - wolała coś fajniejszego, a taki jeep może jej się kiedyś przydać jak bedzie z bachorem jeździć na wycieczki czy cokolwiek. - Ważne żeby miał dużo miejsca w bagażniku żebym mogła wpakować tam wózek - aż jej było niedobrze, że teraz wybierając samochód musi myśleć o takich rzeczach. - Na polowania? A dasz mi strzelbę? Bo tym małym pistolecikiem to będzie mi niewygodnie celować w Bambi i jego mame - albo w Pumbe. Nie wiem co tam żyje w lasach Australii. Zoya pewnie się bardziej orientowała niż ja w tych tematach.
Zoya mocno się zdziwiła słysząc propozycję Sameen, bo prędzej sądziła, że gdy dziecko pierwszy raz zapłacze to Galanis już nigdy więcej jej się nie pokaże na oczy i będą sobie pisać listy mieszkając drzwi w drzwi. Dlatego z lekkim niedowierzaniem patrzyła na przyjaciółkę i na moment zerknęła na kartkę, którą od niej dostała, ale nie zdążyła nic przeczytać zanim Sam jej to zabrała. - Aż mnie zatkało... dziękuję , to cholernie miłe z Twojej strony. Doceniam, że chcesz mi pomóc. Wiem, że ostatnio nie byłam najlepszą wersją przyjaciółki i jestem mało pomocna, a teraz będę jeszcze nudna, bo nawet się razem nie napijemy, ale będę się starać wrócić do bycia starą, bardziej pomocną, wersją samej siebie. Nawet jeżeli to oznacza, że znów mam się zacząć umawiać z gliną żeby pomóc Ci kogoś znaleźć - całe szczęście ten typ, z którym umawiała się kiedyś, by pomóc wytropić dla Sameen tych innych zabójców, był przystojny i dobry w łózku więc wtedy Henderson nie narzekała. - Jasne - kiwnęła głowa, a sama zaczęła się rozglądać po wielkim salonie i podeszła do drzwi tarasowych, które otworzyła na oścież. Wyszła na zewnątrz obserwując widoki, które były cudowne. Usiadła sobie na jakimś leżaku, po czym się wygodniej rozłożyła i zawołała blondynkę żeby do niej dołączyła. - Co byś chciała robić za 30 lat? Oczywiście zakładając, że dożyjemy tego czasu - bo zarówno Sam mogła zginąć podczas misji, jak i Zoye mógł przejechać samochód w drodze do sklepu.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się szeroko. -Cieszę się, że ci się podoba.- Uśmiechnęła się nieco szerzej. -W sumie fajnie, że o tym wspominasz, bo zapomniałam, że miałam o to zapytać.- W końcu obraz dotarł do Zoyi trzy dni po tym jak go kupiła. Przez to, że się nie widziały nie miała nawet okazji o niego zapytać. A nie widziała go też, bo jakimś cudem nie była przez ostatni czas w sypialni Henderson. Odrażające. Zoya powinna ją tam zapraszać. Wiadomo, że Sameen jest skromna dziewczyna i sama się tam nie pytania nie wprosi.
-Blada jak zazwyczaj?- Prychnela absolutnie oburzona. -Mam jasna karnację i o nią dbam.- Wyjaśniła nadal będąc lekko oburzona. Nawet pogladzila się delikatnie po twarzy. Raz nie przygotowała się na australijskie słońce i się trochę zjarala i wyglądala jak niemiecka turystka, która pierwszy raz odwiedziła jakieś egzotyczne miejsce. Plusem jest to, że nie miała opalonych rękawków i nogawek. Pewnie dlatego, że się opalała nago czy cos. Nie wiem. Będę musiała nad tym pomyśleć. -Mhm.- Nie wiedziała co innego mogła odpowiedzieć co nie byłoby odebrane negatywnie. Jedyne co jej się cisnęlo na usta to to, że dlatego człowiek nie powinien mieć dzieci, bo dzieci ograniczają. Z drugiej jednak strony ona sama nie powinna tego mówić, bo nie pijala alkoholu, więc byłaby hipokrytką. Tak czy siak dzieci były zbedne. -Wątpię.- Pokręciła głową. -Za bardzo się do niego przywiązałam. Brakowałoby mi go przez noc, a co dopiero przez weekend.- Pewnie plakalaby z tęsknoty, ale nigdy nikomu się do tego nie przyznała. Już teraz obawiała się tego jak będzie musiała wyjechać i co będzie musiała zrobić z Tyfonem. Nie do każdej misji będzie potrzebny jej pies.
-Van wydaje się sensownym rozwiązaniem.- Odpowiedziała. Pewnie na takie rodzinne auto Zoya mogłaby sobie wyrywać samotnych tatusiów. I to niekoniecznie samotnych, że bez żon. Po prostu samotnych, hehe. -Nie dam ci strzelby.- Zmarszczyła brwi. -Na razie w sumie skup się na dziecku.- Sama nie wiedziała po co wspomniała o tych polowaniach. W ogóle nie była to bajka Zoyi i tak powinno zostać.
Machnęła ręką. -Był absolutnie zbędny więc możesz sobie podarować. Poza tym teraz mam swoje sposoby na wykorzystywanie ludzi, więc sobie radzę.- Nie miała zamiaru mieszać Zoyi do swoich spraw. Właściwie to nikogo nie chciała już w to mieszac. Chciała mieć ta część życia tylko dla siebie. No i ewentualnie dla Inej, bo wiadomo, Inej była częścią tego życia.
-Chciałabym być martwa.- Odpowiedziała beznamiętnie jak już dołączyła do Zoyi na tym tarasie. Zapomniała już o tym, że miała nie puszczać Tyfona samego po domu. Pozwoliła mu na zwiedzanie, a sama opadła na jakieś krzesło. -Co to za pytanie?- Zapytała marszcząc brwi i zrzuciła z krzesła pająka, którego niestety obudziła. Zaraz odszukała go wzrokiem i zdeptała w razie gdyby to była zwierzęca wersja Scarlett Johansson, Czarna Wdowa.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Owwww, Sameen się do kogoś przywiązała, jakie to kjuut - powiedziała oczywiście robiąc ten głupi ton głosu, który wszyscy robili jak sie w ten sposób z kogoś naśmiewali. No i pomijając już żart to Zoya była z niej bardzo dumna, bo mimo wszystko zajmowała się psem, pomimo tego, że własnego zwierzaka nigdy nie miała. Tego już jej na głos nie powie, żeby nie było zbyt ckliwie. Przynajmniej na razie. - Może, ale nie chcę jeździć taką cegłą - bo te vany kojarzyły jej się tak bardzo mało zgrabnie. - Pojedziemy do kilku salonów i zobaczymy co tam będą mieć, może coś mi wpadnie w oko - jakiś miły pan sprzedawca, albo pani sprzedawczyni. Nigdy nie wiadomo, gdzie się spotka miłość życia, takie rzeczy można sobie uświadamiać w różnych miejscach, na przykład przy stoisku z babcinymi gaciami.
- Oj no weź... - jęknęła, bo najpierw jej tu proponowała zabawę w myśliwego, a teraz jej to odbierała? Nie ładnie, tak się nie powinno robić! - Muszę się zapisać na szkołę rodzenia, jeżeli już mówimy o dziecku - nie podobał jej się pomysł i koncepcja porodu. Obawiała się tego i miała w chuj stresu, że sobie nie poradzi i cos będzie nie tak. Miała małe biodra i wąską miednicę, jak tam coś się miało zmieścić!? - Zapytałabym czy chcesz iść ze mną, ale będą tam puszczać wideo z porodu i nie wiem czy ktokolwiek powinien to oglądać - ona sama nie chciała na to patrzeć i pewnie wtedy będzie mieć zamknięte oczy przez cały ten dziwny seans. Nie chciała się porzygać przy ludziach.
- Ale zawsze możesz na mnie liczyć - chciała znów wrócić do bycia wartościową przyjaciółką. Może to nie był najlepszy okres na takie przemiany, bo jednak ciąża ją trochę ograniczała, ale i tak miała zamiar się starać i poświęcać Galanis więcej uwagi, a nie tylko zajmować jej głowę swoimi sprawami.
No i dopiero później nastąpiły słowa, które trochę Zoye zamurowały i przez kilka sekund musiał jej mózg sobie jakoś ogarnąć to co jej właśnie Sameen powiedziała. - W sumie, nie dziwię się... przy takiej inflacji - te skarby zakopane w ziemi nie starczą niedługo nawet na wakacje na Bora Bora. - Egzystencjalne - odpowiedziała przypatrując się blondynce, a gdy ta zasiadła jak królowa to Zoya wyciągnęła swoją rękę i złapała ją za dłoń. - Bo mam dla nas plan na za 30 lat od dzisiaj... będziemy już stare, pomarszczone i wszystko nam będzie wolno więc będziemy przepierdalać hajs na drogie auta i będziemy jeździć po Australii, tańczyć w klubach na tyle na ile pozwolą nam sztuczne biodra, a później będziemy wracać tutaj żeby usiąść w tym samym miejscu wiedząc, że zrobiłyśmy większość rzeczy jakie mogłyśmy i chociaż nasze życia nie były idealne to przynajmniej nie były takie najgorsze... a później przyjdzie Mroczny Kosiarz i tyle - chciała wypróbować życia seniora, któremu nie zależy już na reputacji, który ma na wszystko wyjabane i nie obchodzą go żadne zasady, bo jest stary i już. - W ogóle to będę mieć do Ciebie prośbę albo w sumie to propozycję - zaczęła zerkając w stronę blondynki. - Czy możemy polecieć jeszcze raz do Grecji, przed porodem? - Zapytała, chociaż trochę było jej głupio, że się tak wprasza. - Chciałabym zobaczyć to miejsce w rozkwicie - bo ostatnio to jednak była zima i wiadomo, klimat był trochę inny. - Nie wiem kiedy będę mogła się wybrać na jakieś wakacje bez dziecka i chciałabym jeszcze skorzystać z czasu, który mam teraz - trochę to brzmiała jakby miała nad sobą jakiś wyrok śmierci i w sumie czasem tak na to patrzyła. Jakaś część jej starego życia umrze.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Do kogoś… – Prychnęła, bo naturalnie dla niej ten pies absolutnie nie jest kimś. Jest zdecydowanie czymś. Co jeszcze gorzej w sumie świadczy o Sameen, bo zdecydowanie wolałaby się przywiązać do kogoś niż do czegoś. Ale niestety przywiązania nie były dla niej. Przez chwilę rozważała nawet przywiązywanie się do swoich ofiar, ale wiedziała, że wtedy raczej nikogo nie zabije. Będzie mniej skuteczna, aż w końcu będą musieli ją zabić, bo nie będzie się spełniała jako zabójczyni. –Do salonu? – Zapytała oburzona i nawet się lekko skrzywiła. Kto to widział jeździć po salonach jak może pojeździć z Sameen po szemranych garażach. –Dobra. Dobra. Zrobimy po twojemu. Salony. – Ciężko jej te słowa przechodziły przez gardło, ale przypomniało jej się, że tutaj chodzi o Zoyę, która miała wieść normalne i spokojne życie i zaraz spodziewała się w swoim życiu nowego życia. Dziwne.
-Okej. – Znowu zmarszczyła brwi i nie wiedziała co zrobić z tą informacją. Była pewna, że poród jest naturalną rzeczą i po prostu kobieta wie jak to robić. Nie wiedziała, że trzeba się do tego uczyć. Może jeszcze jest kilka semestrów i Zoya zapisze się za późno? Masakra. Zaśmiała się. –To urocze, że myślisz, że oglądanie porodu w jakikolwiek sposób mnie ruszy. – Chichotała sobie jeszcze chwilę. W pewnym momencie musiała nawet położyć dłonie na brzuch, bo przypomniało jej się jak kiedyś musiała zabić kobietę w ciąży, chichot się powiększył z jakiegoś powodu. –Jasne. Pójdę z tobą. – Powiedziała w końcu z uśmiechem i otarła łzę. Nie mogła się już doczekać widoku heteroseksualnych par, które będą święcie przekonane, że Zoya nosi dziecko dwóch lesbijek. Świat jest piękny.
-To przez ciąże i hormony? – Dopytała, bo niespecjalnie kojarzyła, żeby Henderson kiedykolwiek zadawała jej jakieś egzystencjonalne pytania. Tym bardziej, że pewnie wiedziała, że Sameen odpowie coś w stylu odpowiedzi, którą kilka sekund wcześniej rzeczywiście jej zaserwowała.
Po tym jak Zoya złapała jej rękę, to Sameen posłała jej dosyć niemiłe spojrzenie. Takie, które posyła się bezdomnemu lujowi, który uważa, że może cię chwycić za rękę błagając o browara, albo hajs na browara. Takie, które posyłasz ludziom w PKP kiedy ci w 30stopniowym upale ściągają buty i jedzą jajka na twardo z puszkami rybnymi. Nie zrobiła tego świadomie. Po prostu tak wyszło. Nie spodziewała się, że Zoya zakłóci jej chwilowy relaks na tym krześle. –Zoya, nie. To nie jest nasz plan. A na pewno nie twój. – Powiedziała powoli. –Nie będziesz wiodła takiego życia. A jak będziesz to u boku nie wiem, miłości twojego życia czy coś. Nie będziesz na starość samotna i żałosna. – Nie podobało jej się to, że Zoya absolutnie nie dawała sobie żadnych szans na szczęście. Poza tym Sameen już trochę tak żyła. Wszystko było jej wolno, tańczyła w klubach bez sztucznego biodra i wydawała pieniądze na drogie auta. Nie chciała być przy tym stara. Dożyje najpóźniej do czterdziestego piątego roku życia, a później rzeczywiście ze sobą skończy. Na swoich warunkach.
-Okej. – Nie miała z tym problemu. –Ale mówisz o moim domu na Krecie czy Grecja kontynentalna? – Zapytała, bo Zoya nie doprecyzowała i Sam nie wiedziała jak to odebrać. –Ale jasne, jak najbardziej. Muszę tylko polecieć do Francji za parę dni, ale jak wrócę to możemy lecieć. – Miała parę swoich spraw do załatwienia. W razie gdyby umarła we Francji to Zoya dostanie dom na Krecie i będzie mogła sobie tam latać kiedy chce, a nawet będzie mogła tam zamieszkać.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Możemy do kuchni, ale nie wiem czy tam znajdziemy jakieś auto - zarzuciła najbardziej z możliwie suchych żartów na jakie było ją w tej chwili stać. Trudno. Aż jej się pić zachciało, ale absolutnie nie miała ochoty wstawać z tego wygodnego krzesełka. Nie chciało jej się. Potrzebowała nowego, sprawdzonego auta, dzięki któremu będzie się czuła względnie bezpiecznie w trasie. - No w sumie, kogo jak kogo Ciebie pewnie nie - Sam widziała gorsze rzeczy w świecie. - Aczkolwiek myślę, że pęknięcie pochwy może nie być najbardziej rozrywkową opcją do oglądania w piątkowy wieczór - chociaż był to test czy ludzie mają mocne nerwy czy nie do końca. Może powinna swoje randki zaczynać od czegoś takiego i od razu spławiać wszystkich mięczaków. Nie potrzebowała w swoim życiu tchórzy, wystarczy że trochę sama nim była, skoro poród tak strasznie ją przerażał. No, ale to dziecko się w niej rozwija i będzie musiało jakoś wyjść. Sądziła, że za kilka miesięcy, jak już będzie zmęczona dodatkowymi kilogramami na brzuchu to z ucałowaniem ręki wypchnie z siebie swojego pierwszego i zapewne ostatniego potomka. - O to super, cieszę się - zrobiło jej się bardzo miło, bo przynajmniej będzie miała jakieś wsparcie, a nie będzie czuć się jak osamotniony debil pośród tych wszystkich szczęśliwych par. Ona nie była szczęśliwa, jak można się było domyślić.
- Nie, jestem po prostu ciekawa - miała już swoje lata na karku i w jej ocenie nie udało jej się osiągnąć absolutnie nic fajnego, no i teraz miała być już tylko jazda bez trzymanki z górki. No i niestety, ona nie tańczyła do utraty tchu, nie wydawała hajsu na drogie auta, nie robiła zbyt wielu spontanicznych rzeczy. Ostatni spontan jaki zrobiła to spotkanie z Joan, którego absolutnie nie żałowała, ale było to raczej odstępstwo od normy.
- Nie patrz tak na mnie, bo Cię znowu uderzę prosto w nos - teraz już wiedziała, że potrafi! Nie chciała sie czuć jak śmierdzące gówno, które się omija z daleka, a tak właśnie odebrała spojrzenie Galanis. Henderson uparcie jednak trzymała ją za tą rękę. - Nie mów mi co będę robić i z kim - powiedziała ze spokojem, chociaż dość mocno akcentowała swoje słowa. - Miłość życia? Proszę Cię - prychnęła i pokręciła lekko głową dopiero teraz puszczając jej dłoń i spojrzała przed siebie. - Nie wiedziałam, że wierzysz w takie bzdury - ona już przestała, a wiedziała, że w swojej obecnej sytuacji absolutnie nie miała szansy na poznanie kogoś wartościowego. No, bo nie oszukujmy sie, kto by chciał babę z dzieckiem? Mało, który szalony się na to porwie. - Ale cóż, jak Ty nie chcesz to będę liczyć tylko na siebie - wzruszyła ramionami, bo nie miała przecież prawa jej zmuszać do czegokolwiek. Nie wiedziała też, że Sameen planowała się zabić za kilka lat.
- Hmmm myślę, że Kreta będzie okej, chciałabym się nacieszyć widokami, a nie całą masą turystów - a obstawiała, że tam gdzie mieszka Sam jest tych ludzi zdecydowanie mniej. - Super, to zarezerwuje nam lot - uśmiechnęła się do niej i wstała z leżaka. - Idę zrobić kupę - powiedziała drapiąc się po głowie. - Tak swoją drogą to powinnaś się częściej śmiać, pasuje Ci to - tak zauważyła - i bardzo mi się podoba - dodała jeszcze puszczając jej oczko, a później ruszyła do łazienki żeby załatwić swoje sprawy.
- Kurwa... jebana Australia - krzyknęła dość głośno, gdy już wyszła z łazienki, a jej oczom na korytarzu ukazał się dość sporych rozmiarów pająk. - Sameen, gdzie tu jest miotła, bo muszę kogoś zabić - Zoya miała w sobie zew krwi, może to było sprawą hormonów? Nienawidziła pająków.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Przez chwilkę Sameen patrzyła na Zoyę jakby ta właśnie urwała się z księżyca. Oczywiście Galanis absolutnie nie zrozumiała tego żartu o kuchni. Dla niej oczywiście kuchnia kojarzy się z robieniem narkotyków. Nie rozumiała więc czemu tam miałyby być jakieś auta. A, że poznały się w środowisku narkotykowym to naturalnie myślała, że chodzi właśnie o to. Niczego jednak nie skomentowała, bo przeczuwała, że mogłaby się stać pośmiewiskiem. A już i tak ma na to zbyt niską samoocenę. Chociaż na nowo zaczyna się czuć… no może nie seksownie, ale zdecydowanie nabiera dawnej pewności siebie. –Dla mnie to bez różnicy czy będę tą pizdę oglądać w piątek, niedzielę czy wtorek. – Wzruszyła ramionami. Ona nie żyła według zasady TGIF. Dzień tygodnia nie miał znaczenia. –Ale dobra, to jak się zapiszesz to mi po prostu daj terminy czy kiedy mam tam być. – Powiedziała i nawet poklepała Zoyę po udzie, tak po przyjacielsku. Delikatnie, żeby nie uszkodzić dziecka, bo z pewnością dziecko jest bardzo blisko uda.
Westchnęła ciężko i widocznie posmutniała. –Jeśli to zrobisz to będę musiała złamać ci rękę. – Powiedziała szczerze, ale nadal ze smutkiem. –Pracuję tą twarzą, Zoya. – Wskazała na swoje niewinne i tymczasowo smutne lico. Wiedziała też, że nigdy przenigdy nie zraniłaby Zoyi Henderson, ale wiadomo… w odruchu może jej się omsknąć ręka i rzeczywiście Zoya może skończyć z ranami i obrażeniami, o których nawet nie fantazjowała. Będzie musiała sobie wymyślić jakąś wymówkę dla ludzi. Mogłaby na przykład opowiadać, że miała tak ostry seks w oborze, że aż sobie złamała rękę i podbiła oko. No zdarza się.
Słuchała Zoyi i robiło jej się smutno. –Przykro mi jest oglądać cię w takim stanie. W sensie, mówiącą takie rzeczy. – Powiedziała w końcu. Zoya zawsze dla niej była taką marzycielką, która jednak wierzyła w miłość życia i w znalezienie tego jedynego, albo tej jedynej, bo kto wie, może Zoya skończy z kobietą. Nigdy nie wiadomo. –No bo nie wierzę. Ale po prostu… ty dla mnie byłaś zawsze takim, hmm, kimś kto sprowadzał mnie na ziemię, ale jednocześnie pozwalał na to, żebym myślami czy fantazjami trochę odlatywała. No i czemu nie miałabym przez to uwierzyć, że może ktoś kiedyś pokocha mnie? – Wzruszyła ramionami i nawet delikatnie się uśmiechnęła. Po chwili jej uśmiech zaczął się poszerzać, a ostatecznie zaczęła się śmiać. Na początku był to dziwny chichot, później śmiech, a przez dwie sekundy nawet rżała głośno. Może nawet chrumknęła, bo się zapowietrzyła. Machnęła ręką i otarła łzę. –Nie, to jednak nie dla mnie. – Powiedziała zachrypniętym głosem, bo jej gardło nie było przyzwyczajone do takich śmiechów. Pewnie od jutra będzie na zwolnieniu lekarskim.
-Nie, ja to zrobię. – Musiała się sprzeciwić, ale tym razem nie z powodów takich jak zwykle, że chce zaszpanować hajsem. –Nie wiem ile mi zejdzie w Paryżu, więc jak będę wiedziała, że wracam to zarezerwuję lot, dam ci znać, żebyś się przygotowała i jak wrócę to od razu lecimy. – Uśmiechnęła się ładnie, bo ten plan brzmiał bardzo idealnie. Nie zamierzała niewiadomo ile siedzieć w Paryżu. Nie miała sił, ani nie miała też czasu. Bóg jeden wiedział kiedy brzuch Zoyi eksploduje i uniemożliwi jej podróżowanie. –Czy… czy ty…. – Nie zdążyła zadać pytania, bo Zoya poszła już robić kupę. Sameen za to gapiła się w miejsce, w którym z jej oczu Henderson zniknęła. Rozkminiała czy Zoya ją po prostu ot tak skomplementowała, czy z nią flirtowała czy ją podrywała czy co. Dodatkowo do Sam dotarło to, że Zoyi ta ciąża służy?? Wyglądała ładnie, miała większe cycki i może nawet tyłek jej się zaokrąglił? Siedziała tak i rozkminiała to wszystko, aż z rozmyślań wyrwał ją krzyk. Zerwała się z krzesełka, wyciągnęła pistolet zza pazuchy i ruszyła w stronę hałasu. –Co jest? – Zapytała i minęła Zoyę, żeby zerknąć na pająka. –O cię chuj, ale bydle. – Skomentowała i wycelowała w pająka broń. –Szkoda podłogi. – Mruknęła do siebie i schowała broń z powrotem do gaci. Nie było czasu wrócić po miotłę (Sameen nie wiedziała gdzie tu jest miotła i gdzie ludzie trzymają miotły), więc po prostu zdeptała tego pająka. Był spory, więc narobił nieprzyjemnego hałasu i Sam musiała go parę razy przycisnąć, żeby serio go dobić. –Mam nadzieję, że nie zrobiłaś kupy w gacie, hehe. – Zażartowała i spojrzała na psiapsię i podniosła nogę, żeby spojrzeć na flaki potwora na podeszwie. –Ah, kurwa. – Mruknęła i zdjęła tego buta zostawiając go obok truchła. Nie chciała jego flaków roznieść po całym domu.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Kiwnęła tylko głową, bo już nie miała zamiaru dalej prowadzić konwersacji o szkole rodzenia. To ją przerażało, chociaż wiedziała, że będzie musiała tam pójść i zmierzyć się z tym co los jej przygotował, a był nim poród. To dziecko jakoś się w jej brzuchu znalazło, to musiało też z niego wyjść. Może przez udo... idk, różne rzeczy się w świecie działy, a medycyna idzie mocno do przodu. - To wtedy zjedzą Cię myszy - bo to był najbardziej logiczny argument do tej rozmowy. - Podobno tak się dzieje jak ktoś coś złego robi ciężarnym - wytłumaczyła pewna, że Galanis nie wie o co chodzi, ale spokojnie, od takich rzeczy była Zoya, która stała na straży tego, by tłumaczyć Sameen przysłowia i kulturowe odnośniki. Całe szczęście Sam dobrze bawiła się grając w ustawieniach na playstation, które miała Zoya, także już przynajmniej ogarniała czym jest playka, pad i tego typu rzeczy. Mogła już na spokojnie przeprowadzić konwersację z 12-latkiem.
- To normalny stan, powinnam w nim być już dawno, zamiast mieć jakieś dziwne wyobrażania o życiu i sądzić, że jestem tak wspaniała, że każdy chciałby ze mną być - nie każdy chciał, a nawet jak widać na załączonym obrazku, nikt nie chciał. - Śmieszne, że minęło tyle czasu i tak wiele się wydarzyło w moim życiu, a i tak ostatnim człowiekiem, z jakim rzeczywiście byłam blisko w sensie romantycznym był Logan - to było nawet trochę żałosne, jak Zoya sobie tak o tym pomyślała i spojrzała na Sameen, gdy ta zaczęła mówić, a później się śmiać. - Ja Cię kocham - ale to żadna nowość, na bank Henderson już to Sam mówiła, bo przecież były najlepszymi przyjaciółkami, więc kogo innego by miała darzyć takim prawdziwym uczuciem. Zdawała sobie jednak sprawę, że to nie jest to o czym Galanis mówiła. - Po tym co się stało na Bora Bora miałam małego crusha na Ciebie - przyznała i nagle poczuła się naprawdę bardzo głupio, bo z biegiem czasu zdała sobie sprawę, że była to durnota i to na dodatek jednostronna. Co było trochę dla Henderson smutne, musiała się przez to odbić od dna popijając alkohol w barach, ale nie do końca jej to wyszło, bo okazało się, że jest jeszcze kilometr mułu, pod który mogła wpaść ze swoją ciążą. Nie było jednak z Henderson aż tak źle, bo udało jej się ostatnio kogoś zaliczyć nawet z brzuchem, także odzyskała jakąś część pewności siebie. Czuła się trochę bardziej seksi, ale mogła to też być zasługa ciąży i większych cycków.
Zoya tylko się do Sam ładnie uśmiechnęła, gdy ta sie zaczęła jąkać. Nie miała czasu na dalsze pogawędki, bo mocno ją cisnęło, a też trochę jej zajęło znalezienie łazienki. Po wszystkim jeszcze musiała zostać zaatakowana przez zwierzęcą wersję Toma Hollanda, z któym całe szczęście Sameen się rozprawiła dość szybko. - Całe szczęście nie, bo musiałabyś mnie przebrać, a to pewnie jest na tej Twojej liście - odpowiedziała pokazując jej język, a później ominęła truchło pająka. - Fuj... dlaczego coś takiego w ogóle istnieje, czemu pająki nie mogą być kjut.. jak Tyfon - bo piesek był bardzo kjut. - To jak już tu jesteśmy i nie masz butów, to pokaż mi resztę domu... masz tu jakieś ukryte pomieszczenia za jakąś książką w biblioteczce? - Była pewna, że jakieś tajne schowki tu są, pytanie czy Sameen jej je pokaże, czy zatrzyma tą informacje dla siebie.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-To… nie ma absolutnie żadnego sensu. – Zmarszczyła brwi i naturalnie zaczęła rozkminiać dlaczego Zoya chciałaby, żeby zjadły ją myszy. Nie mogła niestety wymyślić nic mądrego. –Szczury przyniosłyby lepszy efekt. – Powiedziała smutno i wzruszyła przy tym ramionami. No jak już Zoya miała ją zabić w tak brutalny sposób to niech to chociaż zrobi konkretnie i skutecznie. Wolałaby w sumie, żeby Zoya złamała jej nos, ale trudno. Nie było w czym wybierać. Musiała ją spotkać kara. Za co? Nie wiedziała.
-No głupim wymysłem jest to, że każdy chciałby z tobą być. Pamiętaj, że ty nie chciałabyś być z każdym. Trzeba mieć jakieś ograniczenia, limity, ale też wymagania. Mimo wszystko jestem pewna, że sporo osób chciałoby z tobą być. Po prostu ty masz nieznośną tendencję do wybierania tych nieodpowiednich. – No i jak to powiedziała to Zoya zgodnie z tradycją musiała wyjebać z tym pierdolonym Larrym. Sameen nie pozostało nic innego. Przewróciła oczami, zrobiła odruch wymiotny, a później wykonała gest strzelania sobie w głowę. Wolałaby codziennie chodzić do szkoły rodzenia albo robić normalne i nudne rzeczy niż słuchać o tym kretynie. Dlatego też niczego nie skomentowała i nie ciągnęła o nim rozmowy. Zrobiła sobie jednak pakt, sama ze sobą, że jak Zoya wspomni o nim jeszcze raz to Sameen sobie wyjdzie i nie wróci.
-No tak. – Wiedziała, że Zoya ją kocha. Tak jak Zoya wiedziała, że Sam ją kocha, bo jej to powiedziała dwa czy trzy razy. –Ale wiesz, że nie o to chodzi. – Dodała, bo była pewna, że Zoya mówi o tej takiej miłości przyjacielskiej, może siostrzanej. Może siostrzanej nie, bo po ich wybrykach zalatywałoby kazirodztwem. Bardziej takiej przyjacielskiej. Ale, że Sam była fatalna w ubieraniu myśli w słowa, to nie powiedziała nic więcej licząc na to, że Henderson ją zrozumie. Temat miłości był zawsze ciężki, bo Zoya miała pragnienie z kimś być no i cóż… nie wychodziło jej, a Sameen mimo wszystko takiego pragnienia nie posiadała. A przynajmniej tak sobie wmawiała. Siedziała i rozkminiała co sobie wmawiała i ogólnie to myślała, że temat jest już zakończony, ale oczywiście Zoya musiała zrzucić na nią bombę. Wyprostowała się na tym krzesełku, bo nie wiem już gdzie są, ale siedziała na tym krzesełku wyprostowana jak Thanos kiedy obserwował planety, które rozkurwi jak zbierze wszystkie kamienie nieskończoności. Albo jak Galactus, który chciał zjeść wszystkie planety. Siedziała tak, ale absolutnie nie czuła się jak Thanos czy Galactus. Gapiła się przed siebie i czuła jak jej serce wykonuje jakieś dziwne akrobacje. Głównie jakby skręcało się z bólu, albo jakiegoś dziwnego uczucia, którego Sameen nie potrafiła zidentyfikować. Odchrząknęła i zacisnęła szczęki. –Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – Zapytała i powoli, w bardzo creepy sposób odwróciła głowę w stronę Zoyi. Myślała o tym, że gdyby Zoya jej powiedziała to nie wyjechałaby po Bora Bora tylko by została. Chociaż istniało też prawdopodobieństwo, że uciekłaby przerażona tym, że Zoya może się w niej podkochiwać. –Dlaczego mówisz mi o tym teraz? – Zapytała smutno i nawet z lekką pretensją. –Odpowiesz mi na te pytania i zrobimy wycieczkę. – Powiedziała, bo muszę zignorować resztę posta na razie, bo mi absolutnie psuje wszystko co się dzieje i nie wiem gdzie one są XD

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Szczerze mówiąc to nie sądziła, że dla Sameen to będzie taki szok. Myślała, że blondynka to zauważyła już dawno temu. Dlatego trochę taka była skonsternowana, bo serio nie wiedziała! To przecież było od dawna widać. Zoya wskoczyłaby za Sam w ogień jeszcze przed całym zajściem na Bora Bora, ale od tamtego pamiętnego popołudnia na zakupach wiele się zmieniło w jej postrzeganiu blondynki. Stała się dla niej nie tylko przyjaciółką, ale i seksualnie atrakcyjną osobą, a połączenie tych dwóch rzeczy w głowie Zoyi dawało idealną partnerkę do życia. Z drugiej strony miała do czynienia z Galanis wiec nic dziwnego, że kobieta niczego się nie domyśliła i nawet nie wpadła na pomysł, że Henderson może się czuć w ten konkretny sposób. - Nie wiem w sumie - zmarszczyła czoło, bo musiała się nad tym zastanowić przez chwilę. - Myślałam, ze to widać, a nie chciałam Ci się narzucać po tej naszej wymianie zdań w Austrii, bo nie lubię się z Tobą kłócić - a wtedy niestety coś takiego miało miejsce. - Poza tym nie wiem... widziałam, że Ty tego w ten sposób nie postrzegasz więc nie było sensu o tym mówić. Znasz mnie, potrafię sobie zromantyzować dosłownie wszystko, nie chciałam być typową Zoyą robiącą typowe dla zoji rzeczy - w stylu przytulanie po seksie, czy to, że sam stosunek coś dla kogoś znaczył, a nie był tylko miłym spędzeniem czasu. Henderson po prostu nie chciała być sobą, nie w tym wypadku. - No, a później wyjechałaś i jak wróciłaś to zachowywałaś się dziwnie, gdy Cię pocałowałam więc był to dość jasny sygnał dla mnie, że nie jesteś zainteresowana, no i później znów wyjechałaś i wiadomo jak to się skończyło - strzałem w nos.
Nie wiedziała dlaczego akurat teraz do tego wróciła. Tak po prostu wyszło. Nie planowała takiej rozmowy. - Nie wiem, samo wyszło. - Westchnęła przypatrując się blondynce. - Spokojnie, nie martw się, nie zrobię Ci teraz jakiejś recytacji miłosnej poezji - dodała, żeby Sameen nie obawiała się jakieś dalszej eskalacji tej rozmowy, przynajmniej ze strony Zoyi. - Pamiętasz ten raz kiedy Cię poprosiłam żebyś ze mną została na noc i obudziłyśmy się rano przytulone? Miałam wtedy taką myśl, że może jest między nami coś więcej niż przyjaźń, pierwszy raz o tym wtedy pomyślałam, a po Bora Bora trochę się do zintensyfikowało - odpowiedziała dość wyczerpująco na jej pytania co jakiś czas przenosząc na nią spojrzenie, by po chwili znów nim uciec gdzieś w bok. - Możemy już pozwiedzać? - Nie chciała żeby blondynka czuła się niekomfortowo, bo zdawała sobie sprawę z tego jak takie rozmowy na nią wpływają.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ