barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Nie było osób świętych — nawet jeśli takowe zarzekały się, że nigdy nie wyrządziły nikomu krzywdy, w dziewięćdziesięciu dziewięciu koma dziewięciu przypadkach było to podszyte kłamstwem. Jedyne nieliczni mogli pochwalić się niewinnością, a były to zazwyczaj noworodki, które w żaden sposób nie mogły nikogo skrzywdzić czy to ruchem rączek czy słowem. Wychowywany w wierze katolickiej Miles już od małego miał wpajane wartości chrześcijańskie. Nie czyń drugiemu tego co Tobie nie miłe, bądź dobrym człowiekiem, jedz grzecznie kleik i nie wyrywaj łopatki młodszemu braciszkowi — przez te złote zasady, które go ukształtowały, stał się porządnym mężczyzną. Nie zabił nikogo (jeszcze, choć wielokrotnie miał ochotę wyżyć się na swoim współlokatorze), nie kłamał (czasami, tylko mu się zdarzyło), nie kradł, a przede wszystkim… Nie zdradzał.
Ani Grace, ani Violet, ani własnego głosu sumienia, który wręcz krzyczał mu do ucha, by odsunął się na bezpieczną odległość i nie popełnił błędu. Czuł jednak przemożną ochotę, by wsunąć palce w te jedwabiste włosy, przysunąć ją do siebie i wreszcie zdobyć się na odwagę, uczynić Violet swoją, choć na jeden, krótki moment.
Sądził, że pierwsza zrobi krok do tyłu, jednak dziewczyna odpowiada mu równie przenikliwym spojrzeniem. Z głębi gardła wydało mu się stłumione jęknięcie. Och, na Boga! Jak on w tym momencie musiał się powstrzymywać, by nie zrobić niczego głupiego.
— Nie, raczej ja zawstydziłem samego siebie — mamrocze, nagle zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Jeszcze chwila, jeszcze odrobinę flirtu i kolejnych drinków, a wieczór skończy się na czymś gorszym niż tylko drobne cmoknięcie w policzek. Chcąc nie chcąc, wielokrotnie wyobrażał sobie Violet w różnego rodzaju sytuacjach — nagą, spoconą, wołającą jego imię w ekstazie pełnej rozkoszy — i nawet wtedy siebie nienawidził za samo to, że pozwala swojej wyobraźni robić z nim to, co chciała; za brak jakiejkolwiek kontroli. 
Swan z pewnością nie zdaje sobie sprawy, ile kosztuje go odsunięcie się od niej i przerzucenie ciężaru ciała na oparcie. Robi to jednak z pewną nonszalancją, jakby ten z lekka przesycony erotyzmem flirt nie zrobił na niego zbytniego wrażenia. 
Nie na długo, bowiem zaraz wybucha kolejną porcją śmiechu.
Śpiewam Britney tylko dlatego, bo mam z Tobą do czynienia. Lepiej, żebyś nikomu tego nie powtarzała — grozi jej palcem, dając upust swemu rozbawieniu. Ciepły, zabawny… Czyli nie miała o nim aż tak złego zdania. Pokrzepione serduszko Vanderberga zalewa fala wdzięczności do kobiety. Nie znała go zbyt dobrze, a mimo to, zobaczyła jego prawdziwe ja, do którego dostęp miała tylko jego ukochana i najlepszy przyjaciel. Każdy poddawał się przy pierwszej niewdzięcznej uwadze, kapce sarkazmu z jego strony czy poirytowanej uwadze — a Violet przetrwała wszelkie niegodziwości z jego strony, postawiła na swoim i poznała prawdziwego Milesa, tego jakim był kiedyś.
Dlatego też nie chciał przy niej udawać, nie chciał zgrywać kogoś kim nie był, nie chciał, by spotkała się po raz kolejny z rozczarowaniem, mimo tego, że prawda była niebezpieczna dla ich obojga.
— O to, że patrzysz na niego w inny sposób. O to, że jeszcze wtedy sądziłem, że wylądowaliście razem, a Dean dał Ci to wszystko, czego ja nie mogłem. O to, że śmiał Cię dotknąć, chociaż wiedział, ile dla mnie… Nieważne, Swan — momentalnie kręci głową i przykleja usta do kolejnego kieliszka. Który to już? Dziesiąty? Z każdym kolejnym zdawać, by się mogło, że zamyka się coraz to bardziej w sobie. Może inni stawali się rozgadani, dzielili się swoimi przeżyciami i tym, co akurat mieli w głowach. Miles zdecydowanie do nich nie należał, nawet jeśli bardzo się starał otworzyć po raz kolejny przed Violet. — Byłem zazdrosny o Ciebie. I wiem, że nie mam do tego absolutnie żadnego prawa, ale taka jest prawda — to ostatnie wypowiedział szeptem pełnym goryczy do siebie, do niej, do całego świata.


Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Violet nie miała po drodze z wiarą. Rodzice co prawda, dla zasady, próbowali coś jej przekazać, ale sami nie wydawali się przekonani, a z biegiem czasu Swan coraz wyraźniej widziała, że chyba jednak nikt nie panuje nad sprawiedliwością świata. Śmierć jej ojca, matki, poronienie, rozwód – czy gdyby istniała faktycznie jakaś opatrzność, to wszystko mogłoby spotkać jedną osobę, kumulując się coraz bardziej? Czasem wyrzucała sobie, że gdyby była bardziej religijna, może dostałaby jakąś boską nagrodę, ale coraz częściej wydawało jej się, że to tylko mrzonka i choćby wyniosła się na pustynię i tam spędziła resztę życia, poszcząc i czekając na zbawienie, nic by się nie zmieniło. Wciąż czułaby tak samo ogromny smutek. A może nawet większy, bo co to za życie bez garści tabletek i alkoholu?
Nie umiała zrzec się tego wszystkiego, co nadawało jakikolwiek sens jej istnieniu. Nie umiała odrzucić myśli o Milesie, jego ciepłych dłoniach, uśmiechniętych ustach i o tym nieco ochrypłym czasem głosie, który tak bardzo chciała słyszeć tuż przy uchu. Próbowała. Próbowała trzymać się od niego z daleka, próbowała skupić się na innych mężczyznach, którzy byli o wiele bardziej zainteresowani – na próżno. Wciąż chodziło tylko o niego.
To tylko myśli. Są bezpieczne, póki nie wychodzą z twojej głowy – mrugnęła do niego i również wyprostowała się nieco. Z jednej strony zdawało się, że doskonale wie, co siedzi w jego głowie – a z drugiej można było odnieść wrażenie, że pozostaje zupełnie tego nieświadoma. Intuicja Swan czyniła ją równie niebezpieczną, co zupełnie bezbronną. W tym momencie mówiła jednak przede wszystkim odnosząc się do własnego doświadczenia. W końcu jeszcze go nie pocałowała. A sama myśl o tym nie mogła niczego zepsuć. Nie mogła zniszczyć jego poukładanego życia.
Nie powtórzę. Wszystkie tajemnice są ze mną bezpieczne – uśmiechnęła się lekko, starając się ukryć, jak bardzo rozczulił ją jego śmiech. Może dobrze, że wcześniej nie wychodzili nigdzie razem i nie pokazywał jej się taki, bo mogłaby rozpaść się dla niego do reszty, do reszty się zakochać. A to uczucie, które już teraz do niego żywiła, noszone jeszcze dłużej, mogłoby zupełnie rozsadzić jej serce.
Rumieniła się znów. Tym razem z lekkiego zawstydzenia, bo jego słowa stały się jednoznaczne. I przyspieszyły bicie jej serca. Przełknęła nerwowo ślinę, starając się zrobić to dyskretnie, by nie zauważył, jak dużo emocji się w niej kumuluje. Przez moment zapatrzyła się na jego usta, ale zaraz uniosła nieco zbyt gwałtownie głowę i spojrzała mu w oczy. Zadziwiająco spokojnie, a przy tym naprawdę głęboko.
Dean nie znaczy dla mnie tyle, co ty, Miles – odparła w końcu, po odrobinę zbyt długiej chwili milczenia, ale myśli w jej głowie rozbijały się o siebie i trudno jej było wyłuskać coś z tego mętliku. – I jestem na siebie zła, że tak jest – dodała z nieco gorzkim uśmiechem, ale zaraz przygryzła wargi. Z Deanem byłoby prościej. Nie opierał się jej bliskości. Na to wspomnienie jej wstyd jeszcze urósł w siłę. – Całowaliśmy się wtedy. Chyba za mocno puszczają mi hamulce, gdy jestem pijana – spuściła bezradnie wzrok. Przeniosła go zaraz na kieliszki i wypiła jeszcze jednego shota, z nadzieją, że jeszcze zdoła odzyskać dziś równowagę. I że tym razem nie puści hamulców. – Ty pytasz – powiedziała cicho, trochę niepewnie, ale przecież zawsze mogła uratować się piosenką, prawda?

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Wiara czyniła z ludzi marionetki; kukły czekające na kogoś, kto pociągnie za odpowiednie sznureczki i poprowadzi ich w obiecanym kierunku. Liczyli na odkupienie po latach popełnionych błędów, co w oczach Vanderberga było czystą hipokryzją. Dlatego odszedł od wiary — nie wierzył w odsiadywanie godzin nad pacierzem na stare lata, po tym jak cały swój żywot krzywdziło się innych. Nie wierzył w dobro; w złocisty promień światła odpędzający najczarniejsze chmury, przynoszący nagłą ulgę w cierpieniu i katoni. Widział za to matki zalewające się w trupa w Moonlight, podczas gdy zmianę w domu przejmowały nastoletnie niańki; ojców, którzy zapominali o swoich dzieciach i młode osoby, które liczyły na zabawę i czerpanie przyjemności. Obserwował to wszystko z przymrużeniem oka, starając się nieść ukojenie rozmową i czasem nawet radą czy ścieraniem wymiocin z podłogi. Ale w momencie w którym podjął pracę przy barze, odrzucając powołanie w dziedzinie medycyny, i przypominał sobie zakrwawiony korpus, w którym kiedyś znajdował się jego brat — przypominało mu się, dlaczego stał się zatwardziałym ateistą, nieskorym słuchać wywodów matki chrześcijanki, która kazała mu się codziennie modlić za zmarłego.
Smutek trawił ich umysły, ich ciała, wydrapując sobie drogę na powierzchnię i sprawiając, że coraz częściej sięgali po to, co zakazane, co złe. Nikt nie mówił, że jeden drink to za wiele, lecz w oczach alkoholika jeden drink był krokiem w przepaść. A nie trudno było się nim stać, nie trudno było zapomnieć się w coraz to nowszych doznaniach, tłumacząc się bólem głowy przy kolejnej tabletce nasennej czy następnym piwem po ciężkim dniu. Sam Miles miał swego rodzaju zgryzoty — te mniejsze i te gorsze, wyżerające go od środka — aczkolwiek nigdy nie posuwał się do drastycznych metod na zapomnienie, jak spicie się do nieprzytomności czy zaznajomienie się z miejskim dilerem. O to z pewnością nie było trudno — Vanderbergowi jednak wystarczyły zwyczajne proszki nasenne, które łykał jak dropsy miętowe. Całkowicie bezproblemowy człowiek.
— Moje myśli są niebezpieczne w każdej postaci — stwierdza, kwitując to wzruszeniem ramion. Natłok myśli prowadził do całkowitej burzy w jego głowie, a to z kolei do napadów bycia gburem. Ten etap miał być już za nim, przecież ostatnie czego pragnął to odtrącić ją w takim momencie, kiedy siedzą sobie spokojnie w barze i naprawdę rozmawiają, a nie tylko na siebie warczą, jak to niegdyś było. Odsunięcie się jednak w tym momencie, było wręcz wymagane. Nie tylko dlatego, że nie ufał swojej samokontroli, wyjątkowo lekko jak na tyle kieliszków przyćmionej alkoholem, ale również dlatego, że nie był jedyną osobą pijącą w towarzystwie. Kto wie na co i ona miała ochotę? Gdyby tylko przysunęła się jeszcze bliżej, gdyby tylko zrobiła pierwszy krok, nie byłby w stanie się powstrzymać…
— Nie — mówi prawie sam do siebie, ale udaje mu się wybrnąć z sytuacji — Nie, akurat w to nie wątpię. Ufam Ci — i taka była najszczersza prawda. Nie wiadomo kiedy, udało jej się wzbudzić w nim zaufanie, co z pewnością nie należało do najłatwiejszych zadań, bowiem Miles z natury był ostrożny. Szczególnie w przypadku młodszych, niesamowicie atrakcyjnych dziewczyn.
I tak wykazał się odwagą, rzucając takie karty na stół i dzieląc się z nim tym, przez co nie mógł spać po nocach, jego najgorszym poczuciem winy — że jej pragnął, że nie powinien, ale żywił urazę do przyjaciela za to, że coś pomiędzy nimi zaiskrzyło. Nie jest w stanie odwrócić od niej wzroku, kiedy pojawia się na jej policzkach kolejny rumieniec; bez większego zastanowienia podnosi dłoń i odsuwa jej kosmyk włosów spływający na twarz. Momentalnie przypomina mu się sytuacja sprzed paru dni, kiedy również był tak blisko, kiedy również jej dotykał.
Jego palce suną po jej delikatnej skórze, rysując kształt kości policzkowej i zjeżdżając do jej brody.
— Jesteśmy beznadziejni, Swan — odpiera krótko, nie przestając jej dotykać. Nic nie miało już większego znaczenia: jego związek z Grace, Dean czy nawet jej zmarły mąż czy to, że nie są sami w lokalu. Nie miał już siły na dalszą walkę, nie miał siły na rozum. Podążał tylko za pragnieniem, a to z kolei podpowiadało mu, aby zapomniał o całym świecie i w niej zatonął.
— Chyba też mam też problem — dodaje, nieznacznie się do niej przysuwając, a kiedy nieśmiało prosi go o kolejne pytanie, przesuwa kciuk na jej wargi, znajdując się niecały centymetr od niej.
— Dosyć pytań — szepcze i oddaje się całkowicie zapomnieniu, wpijając się zachłannie w jej słodkie usta. Skoro zasmakował już nieba, mogą zabrać go i do piekła.


Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Violet za to wierzyła w dobro. W dobro i zło, które coraz wyraźniej zaznaczało się w jej życiu, ale ona widziała, przynajmniej oczami wyobraźni, ten złocisty promień światła. Co prawda do niej zdecydowanie nie sięgał, ba – gasł w jej obecności, ale przecież musiał być. Kiedyś przecież była szczęśliwa. Bardzo, bardzo dawno temu, jako mała, roześmiana Violet Gibney, które wiersze były pełne prostej, dziecięcej miłości i radości. Nie była pewna, czy szczęście znika po prostu z biegiem czasu, bo w końcu widziała w mediach społecznościowych wszystkie zdjęcia uśmiechniętych, stuletnich staruszków, dających złote rady i mówiących o przyjemnościach małżeństwa. Jej największą przyjemnością w małżeństwie był ktoś grzejący w łóżku w zimne wieczory. Jakby wraz z założeniem obrączek cały romantyzm brał w łeb i wszystko sprowadzało się do pragmatyzmu.
I do wizyt u psychiatry, który nie był w stanie znaleźć tabletek, które pomogłyby w poskładaniu tego wszystkiego w całość. I do porzucania terapii, bo za każdym razem bolało – niezależnie od tego, jak wiele czasu mijało i jak mocno samej sobie obiecywała, że tym razem wytrwa i otworzy się w pełni. Czasem miała wrażenie, że jej lekarz jest pod wrażeniem tego, jak dobrze Swan wygląda i jak trzyma się w jednym kawałku. I jak trzeźwo się wypowiada, bo podobno w jej stanie była to rzadkość – ale przecież od zawsze dobrze radziła sobie ze słowami.
Ja też ci ufam. Może dlatego, że na początku byłeś gburem – zaśmiała się, ale miała wrażenie, że to ważne zapewnienie. Że jeśli mieli się przyjaźnić, wzajemne zaufanie było kluczowe i mogło popchnąć tę relację na dobre tory. Może to, że nie gapił się jej na dekolt i potrafił być wobec niej opryskliwy, faktycznie było wystarczające, by mu zaufała. W końcu na większość facetów działała… mocniej. I rzadko czuła się przez to bezpiecznie w ich towarzystwie.
Przy nim było inaczej. Przy nim było jej dobrze nawet teraz, gdy dotknął jej policzka. Zmrużyła powieki i odprężyła się, choć rozsądek podpowiadał, że powinna raczej się odsunąć – a ona nachyliła się jeszcze. Odrobinę, by go nie zawstydzić. By nie spłoszyć. By nie przestawał.
Mhm. Jesteśmy beznadziejni, Vanderberg… – szepnęła, ale jakoś nieprzytomnie, nieuważnie, patrząc na jego usta. Było jej gorąco. Od alkoholu i jego bliskości. Od myśli o tym, że faktycznie mogliby się pocałować, o tym, że się mu podoba. Że był o nią zazdrosny. Że może nie uciekłby, gdyby dotknęła jego szyi, ramion, gdyby choć na moment sięgnęła pod koszulkę, żeby poczuć napięcie brzucha.
Zakręciło jej się w głowie. Wargi delikatnie rozchyliły się pod naciskiem kciuka. Spojrzała mu w oczy, słodko, głęboko, prawie błagalnie, ale zaraz zamknęła oczy w oczekiwaniu. Mógł się jeszcze odsunąć. Mógł jeszcze roześmiać się i nazwać to żartem. A ona tak wyraźnie czuła jego ciepło i zapach, że chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie.
A potem czuła już smak tequili. I jego ust. Z jej gardła wyrwał się cichy jęk, bo nie spodziewała się takiej zachłanności – a równocześnie sama odpowiedziała żarliwie, namiętnie, wplatając zaraz palce jednej dłoni w jego włosy, by przytrzymać go przy sobie. Choć moment dłużej. Choć ułamki sekund. Chciała przylgnąć do niego całym ciałem i powiedzieć, że chce być jego, na zawsze. Że choćby wybrał Grace, ona będzie czekać. Do końca świata.
Vanderberg… – wychrypiała zamiast tego, gdy oderwała się od niego po zbyt długiej chwili. Lekko zatrzepotała rzęsami, czując, że znów się rumieni. I że go kocha. Tak mocno, że była gotowa na całe to szaleństwo.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Istnieją różne rodzaje momentów od których traci się grunt pod nogami — pomijając te nieszczęsne, pełne rozpaczy i wylanych łez, pojawiały się i te, które odbierały zdolność rozumowania; sprawiały, że nie tylko zatrzęsie się ziemia, ale i też cały wszechświat.
Ich pierwszy pocałunek, stało się.
Wielokrotnie wyobrażał sobie tę chwilę, zastanawiając się czym będą smakować jej usta — czy finezyjną maliną, czy lepkim, słodkim błyszczykiem — lecz wszelkie wcześniejsze domysły nijak miały się do prawdziwego smaku Violet. Z początku starał się pohamować, uspokoić nieco chaos w głowie i zrobić to jak należy, delikatnie i z umiarem, lecz czując jej odwzajemnione pocałunki, łatwo stracił kontrolę nad sytuacją. Tą samą dłonią, którą wcześniej pieścił jej policzek, zsunął na kark, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej, a kiedy rozwarła wargi i poczuł jej śmiały język, jęknął gardłowo i wyszedł mu na spotkanie. 
Pomijając to, że zachowywali się całkowicie nieroztropnie, całując się przy barze, gdzie każdy mógł ich zobaczyć, Miles wyłączył się na bodźce z zewnątrz. W tym momencie nie liczyło się nic, prócz z lekka pijanej blondynki w jego ramionach, na którą z każdą kolejną sekundą, miał większą ochotę. Tak długo na to czekał, tak wiele razy o tym śnił…
I teraz ją całował, jakby jutrzejszy dzień miał nie nadejść.
— Violet — powtarza jej imię, gdy odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Nie jest w stanie zebrać większych myśli do kupy, wie tylko, że siedzenie w barze po takim pocałunku jest ostatnią rzeczą na jaką ma ochotę. Mógłby zasugerować jej wiele innych, bardziej prywatnych miejsc, ale czy… czy jej nie wystraszy? Sunie rozochoconym spojrzeniem po jej twarzy, starając się wyczytać z niej odpowiedź. Pragnęła go, i tylko głupiec, by się nie zorientował. A on pragnął jej, tak bardzo, że aż bolało. Nie spuszczając z niej wzroku, wypija swoją kolejkę do końca i łapie za kurtkę.
— Wracajmy do domu.
I mówi to z taką gorliwością, że nie wiadomo, czy zamierza ją zabrać na poszukiwania nowych zmywaków kuchennych czy pokazać jej jak miękki ma materac w łóżku.
Well, let’s see.


Violet Swan

// zt x2
przyjazna koala
naleśnik puchaty
ODPOWIEDZ