olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Aspen Hall-Rohrbach, Dick Remington

Trzeba przyznać, że Ainsley przez długie lata nie rozumiała jaka jest różnica między jej rodziną a Hallami. To pewnie dosyć przykre, że blondynka już jako kilkulatka rozumiała pewien finansowy aspekt utrzymywania znajomości z danymi ludźmi, ale przecież siostra jej matki żadnego mezaliansu nie popełniła i nie wżeniła się jakieś trzy klasy niżej. Czy więc tylko fakt, że szanowny tata Atwood doczekał się przed nazwiskiem trzyliterowego upierdliwego przedrostka to wszystko powodował? Aż sobie westchnęła na samo wspomnienie. Matka Ainsley zawsze na swój sposób kpiła z podejścia rodziców Aspen do wychowania córki - że ta mogła robić co chce, być z kim chce i interesować się czym chce. Życie starszej z kuzynek bowiem było bowiem zaplanowane w każdym aspekcie, jeszcze zanim zdążyła po raz pierwszy w piaskownicy zdzielić młodego Remingtona łopatką. Pewnym zatem chochlikiem losu musiało się dla obu rodzin, że finalnie wszystko się jakby pozamieniało. W końcu to młoda Hall została idealnie wyglądającą, dobrze wykształconą żoną przy mężu, z eleganckim hobby i domem jak z wnętrzarskiego żurnala. Kariera Ainsley wymagająca często dosyć brudnej, ciężkiej pracy fizycznej i mąż strażak na budżetowej pensji były zatem dosyć karykaturalną alternatywą, nawet jeśli nadal oboje ze ślubnym są tak przeciętni , że za zakupy płacą czarnym MasterCardem.
Z zamyślenia wyrwał ją tekst o tym, że jest najlepszą s z t u k ą w tym małym mieście. Spojrzała na kuzynkę odrobinę zdziwiona, mimo to dygnęła dziękująco głową. Co prawda w pewien sposób irytowało ją takie określanie relacji międzyludzkich, czy samych kobiet, ale nie chciała robić z siebie większej marudy. I tak z tym swoim nieznośnym angielskim akcentem była przez większość społeczeństwa uznawana za snoba nad snoby, nie musiała dodatkowo w żaden sposób pracować na ten tytuł. W zamian za to upiła kolejny łyk ze swojego kieliszka.
Mimo wszystko poczuła się z jakiegoś powodu rozdrażniona. Nadmiar myśli w niczym nie pomógł, nagle uderzyło ją że jest tu na swój sposób z przymusu, szampan nie smakował, nawet obecność jej męża jakoś nie poprawiała sytuacji. Mijał ją akurat kelner, postanowiła więc odstawić swój - co prawda nieelegancko napoczęty - kieliszek. Zrobiła to z takim impetem, że oblała sobie tym nieszczęsnym szampanem rękę. Westchnęła, żeby i to jeszcze nie rozdrażniło jej bardziej. Czy ktoś już wspominał o tym, że Ainsley to humorzasty, rozpieszczony bachor? Nie? To właśnie jeden z tych momentów.
- Przyjemniaczku, mówimy o człowieku w twoim wieku, a nie pomarszczonym starcu - postanowiła pewne rzeczy uściślić. Puściła na chwilę rękę Dicka, żeby jakoś zgrabniej jedna-w drugą je wytrzeć, pozbawiając się z nich nieszczęsnego alkoholu. Spojrzała w tej chwili na swojego męża i zupełnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - i proszę w tym momencie bez żadnych bezeceńskich skojarzeń - poprawił się jej humor. Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej i postanowiła więc trochę zażartować: - Och, rozumiem - bardzo siliła się na poważną minę. - To ten czas kiedy trzeba zmienić warunki uposażenia do mojej polisy - i posłała w stronę Richarda swój charakterystyczny u ś m i e s z e k. Odwróciła spojrzenie w stronę Aspen i z już zupełnie serdeczną miną kontynuowała temat: - Wybacz mojemu mężowi, ale chyba po prostu plany morderstwa idealnego nie idą mu po myśli. Gdybym jednak w najbliższym czasie zniknęła w tajemniczych okolicznościach, wiesz do kogo mieć pretensje - mówiła to niby zupełnie poważnie, prawie jak jakiś narrator w thrillerze, ale rozbawiona mina zdradzała wszystko. Zacmokała jeszcze w stronę samego zainteresowanego. - Od całych sześciu minut nie jest też w centrum uwagi, przez to zaczyna się robić nieznośny - tu już zaśmiała się prawie w głos. Dla niej żadną nowością nie było to, że Dick od zawsze wymagał regularnych dawek atencji, a bez nich niczym złośliwy grinch w najbardziej paskudny sposób potrafił przypominać o swojej egzystencji. Do pewnych rzeczy trzeba być po prostu przyzwyczajonym, a ciężko chyba oczekiwać żeby biedna Aspen choćby coś na ten temat - do teraz - wiedziała. Doceniała to, że mieli całkiem wygodną i niezbyt uczęszczaną przez gawiedź miejscówkę, mogli więc pozwolić sobie na dłuższą rozmowę, o raczej niezobowiązującym wydźwięku. Zachowywać też nazbyt sztywno się nie musieli, więc przytuliła się nawet na chwilę jakoś bokiem do męża i rzuciła mu cichutko, tak w ramach ich zupełnie osobistej tajemnicy: - Też cię kocham - byłoby przecież niedobrze, gdyby nie utrzymać słodko-zadziornej atmosfery między tą dwójką.
Odwróciła się odrobinę, by pod pretekstem oglądania w i e l k i e j s z t u k i mieć czas by sobie swobodnie puścić pewne myśli. Rozejrzała się nawet trochę na boki - oficjalnie porównując jedną plamę koloru z drugą, nieoficjalnie - wyglądając choć cienia małżonka swojej kuzynki. Z takim wsparciem byłoby jej pewnie raźniej, teraz w końcu robiła trochę jakby za przyzwoitkę. Nic, normalnie jakby facet rozpłynął się w powietrzu. Na swój sposób zrobiło się blondynce w tym momencie przykro, bo przecież wiedziała jak to jest. Nie ma nic fajnego w momencie bycia sprowadzonym do roli bibelotu. Nikt nie powie, że nie jest raczej małofajnie nie być bliżej swojego męża czy narzeczonego niż jego rolex. Ainsley zagapiła się gdzieś w bok. Zawiesiła się tak wręcz na jakieś dobre kilka sekund. Właśnie - nawet mimo bąbelków szampana, które radośnie raz próbowały jej humor poprawić, raz zepsuć - w pewien sposób ją oświeciło. To nie było tak, że ona Flanna nie lubiła. Naprawdę nie miała do tego żadnego powodu. Jej brak sympatii wynikał po prostu z pewnego prostego faktu - Rohrbach był z tej samej gliny co Adam, jej nieodżałowany eks. Ten sam typ. Ten sam gatunek. Pieprzony czarujący książę z bajki o urodzie filmowego amanta, generujący wokół siebie wianuszek aż pewnie nazbyt oddanych wielbicielek w tempie olimpijskim. Ainsley spojrzała teraz na Aspen. I ten jeden z nielicznych razów w historii, panna Atwood pani Remington postanowiła się jednak skutecznie ugryźć w język. Odwróciła głowę w stronę męża, kiedy ten znowu zaczął coś mówić. Dopiero kiedy skończył, postanowiła dorzucić i swoje trzy grosze:
- Drodzy l u d z i e s z t u k i, może was zostawię, żebyście mogli o t y m - tu znacząco wskazała w stronę zupełnie przypadkowego, chyba najbliższego obrazu. - porozmawiać? Jestem tylko prostym hodowcą koni, to już chyba nawet rolnik, z rzeczy niezwiązanych mogę z wami porozmawiać co najwyżej o transferach piłkarzy w ligach europejskich w przeciągu ostatniej dekady - uśmiechnęła się jednak całkiem szczerze, w pewien sposób nawet odrobinę głupkowato. Ainsley jednak była z tych, która wiedziała, kiedy sprawy zostawić samym sobie. Niech się dzieje wola nieba i takie tam. Odwróciła się lekko znowu, nie stała do swojego towarzystwa tyłem, ale chociaż sprawiała wrażenie tej, która wie po co tu przyszła.
Kontemplować w i e l k ą s z t u k ę. A przed nią właśnie była całkiem ładna, bardzo droga mazanina.
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
Relacje między nią, a Ainsley były proste - od najmłodszych lat, no może od czasów kiedy były nastolatkami, zdecydowanie potrafiły znaleźć wspólny język i chciały ze sobą spędzać każde święta, ferie i wakacje, przeciwko czemu nie żadna z rodzin nie miała nic przeciwko. Od tamtej pory były niemal jak papużki nierozłączki i absolutnie nie chodziło o to, że w towarzystwie panienki Atwood, była traktowana lepiej, czy mogła sama udawać, że jest postacią z wyższych sfer, czy współczesną księżniczką, która ma swojego lokaja, czy szofera. Wbrew pozorom, to nie było coś, do czego Aspen dążyła za wszelką cenę. Owszem, znała plusy takiej sytuacji, wiedziała, o ile przyjemniejsze jest życie z nieograniczonymi możliwościami i stanem konta. Jednak nigdy nie urządzała polowania na żadnego mężczyznę z grubym portfelem, nie prosiła kuzynki, by ta ją zeswatała z jakimś bogatym kolegą. Nie czuła się też gorsza, niezależnie od tego co sądził o niej Dick. Nie sądziła też, aby mężczyzna miał jakieś mocno wypracowane zdanie na jej temat - w końcu choć znali się nie od dziś, tak przez długi okres czasu nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Działoby się tak dalej, gdyby nie postać Ainsley.
-Osoby takie jak ja, nie myślą o takich sprawach. Nie mamy tatusiów, którzy staliby już w blokach startowych, by zamieść wszystko pod dywan w tempie iście sprinterskim-Zwróciła się do Dicka. Mogła by to przemilczeć, mogłaby zapewniać, że kocha Flanna za to, jaki jest, a nie za stan konta, ale nie sądziła, by to w jakikolwiek sposób wpłynęło na zdanie Remingtona. Może i odpowiadanie zaczepką na zaczepkę nie było tym, w co jest naprawdę dobra, więc riposta nie była zbyt cięta, ale to nic.
-Rozumiem, nie ma problemu-odpowiedziała kuzynce, uśmiechając się przyjaźnie. Nie wiedziała, czy traktować to stwierdzenie poważnie, czy to była tylko próba, aby go jakoś usprawiedliwić i załagodzić sytuację. Tylko to nie Aspen zachowywała się tutaj dość nie na miejscu. Choć może tylko się jej wydawało? W końcu nie była w swoim świecie, tylko tych bogatych ludzi. I tak, trochę te komentarze ją ubodły. Nie zamierzała jednak bardzo się tym przejmować, ani pokazywać tego po sobie.
-Nie musze mu nic przypinać, bo jest mężczyzną, a nie towarem. Dodatkowo takim, który potrafi sam myśleć i wie, co robi. -odpowiedziała chłodno. Nie była tutaj po to, aby kontrolować męża, pilnować, czy przypadkiem ktoś się do niego nie lepi. Przyszła tu świętować z nim jego dzień, jako żona artysty. Nie jako przyzwoitka.-Muszę powiedzieć, że kolorystyka tych prac wydaje mi się być o wiele ciekawsza w porównaniu do jego poprzednich prac. Kolory są pełne ekspresji, widać, że Flann miał jasną wizję tego, co chce poprzez nie wyrazić. -powiedziała, rozglądając się jeszcze raz po pomieszczeniu. Widziała każdą z prac wiele razy, jeszcze zanim zawisły na ścianach tej galerii, więc miała naprawdę wiele czasu, aby wypracować sobie zdanie na ich temat. Potrafiła też rozmawiać ze swoim mężem na temat tego, co akurat właśnie malował, więc potrafiła powiedzieć coś więcej na temat obrazu, niż to że jest ciekawy.
Szczerze mówiąc, to w tym momencie żałowała, że Ainsley zdecydowała się zostawić ich samych, nawet jeśli wciąż ich obserwowała, jakby w którymś momencie jedno miało skoczyć do gardła drugiemu, czy powiedzieć coś, nad czym nie można przejść do porządku dziennego w miejscu publicznym.

Ainsley Remington Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak naprawdę Dick nie należał do najprzyjemniejszych ludzi na ziemi. Wręcz przeciwnie, sympatię okazywał tylko wówczas, gdy mu się to opłacało i zazwyczaj dotyczyło to lasek, do których chciał dobrać. Całą resztę zaś traktował z dużą dozą nieufności, niezależnie od jakie nazwisko męża przyjęły ani czyją kuzynką były. Można by rzec, że był wybredny, ale zdecydowanie nie miało to nic wspólnego z pochodzeniem. W końcu Harriet czy Divina nie należały do przesadnie bogatych, a zdobywały jego szacunek ciężką pracą i niezależnością.
Słowo klucz to zasłużyć. Aspen obecnie stanowiła dla niego czystą kartą, którą po swojemu sprawdzał stawiając ją w sytuacjach ekstremalnych. Czy sądził, że tak zareaguje i zacznie go kąsać? Cóż, klasy raczej kupić nie mogła, więc uśmiechnął się pobłażliwie.
- Myślę, że już wkrótce będziesz musiała pobierać lekcje u mojego drogiego papy z zamiatania seksu pozamałżeńskiego pod dywan - nie wiedział na pewno, że ukochany Flann oszukuje ją, ale jego postępowanie świadczyło o tym, że już wkrótce. Remington zaś gotów był w tym celu kupić odpowiedni zegarek, który będzie odmierzać czas do tej chwili. Mówili jednak, że najciemniej pod latarnią, a kuzynka Ainsley wydawała się być tak ślepa, że na przyszłe święta powinni sprezentować jej laskę do niewidomych. Nie obeszłoby go to jednak za bardzo, bo to w końcu wciąż nie była jego sprawa i nie jego małpy w cyrku, ale wystarczyło, że wtrąciła się Ainsley i nagle pobladł.
Powiedzieć, że Aspen nie miała nad nim władzy to nic nie powiedzieć. Mogła kłapać dziobem bez końca i jedynie wzruszyłby ramionami. Natomiast inaczej to wyglądało w kwestii jego żony. Wystarczyło tylko jej jedno zdanie, a momentalnie pożałował przyjścia tutaj i pokazania się w jej towarzystwie. Ten żal nagle zaczął narastać w nim tak mocno, że czuł, że dawne nieeksploatowane żyły mu wybuchną i ponownie poczuł głód sięgający koniuszków jego ciała.
Spojrzał na blondynkę tylko na chwilę i był przekonany, że gdyby tak właśnie patrzyli na górę lodową to Titanic i Leo żyliby długo i szczęśliwie. Nie trwało to długo, bo kobieta odeszła, czym jeszcze bardziej go zirytowała. Tak naprawdę w tym momencie rzuciła na pożarcie swoją ukochaną kuzynkę.
- Kolorystyka wydaje się ciekawsza? - powtórzył, bo od żony artysty spodziewał się jednak bardziej wnikliwej recenzji, przynajmniej rozeznania w tym, co działo się w pracowni. - Kolory są jaśniejsze? Boże, Aspen, nie recenzujesz laurki przedszkolaka, tylko wystawę dorosłego mężczyzny! I ty twierdzisz, że nie jesteś jego bibelotem? Stoisz tu taka zielona, że nikt nie zauważyłby różnicy, gdybyś po prostu zniknęła - prychnął i wcisnął kelnerowi swój kieliszek patrząc prosto w oczy kuzynce swojej drogiej żony.
Czy wiedział, że ją obraził? Tak naprawdę, po tym, co zrobiła mu Ainsley, było mu wszystko jedno. Wróć, jak zaklęty próbował zemścić się na kimś, kto w tym momencie był od niego słabszy, a mimo wszystko z nim współzawodniczył o względy nowej pani Remington.
To jej zdrada i brak lojalności sprawiły, że wręcz się zachwiał, a każda minuta tego wernisażu stała się przedsionkiem piekła. Tak właśnie się czuł, gdy patrzył na Aspen, a w głowie sypał mu śnieg i przypominał, że to już pora.
Pokręcił głową i po prostu wyszedł na letnie i duszne powietrze. Nie do końca wiedział dokąd zmierzał, ale zdecydowanie nie chciał właśnie tutaj być.

zt
Ainsley Remington Aspen Hall-Rohrbach
ODPOWIEDZ