30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
#1

Oparty o awionetkę zastanawiałem się czy nakarmiłem dzisiaj psa Nullah, zastanawiałem się ile owoców musimy dokupić, żeby nakarmić wszystkie koale i liczyłem w pamięci, czy wystarczy tylko ta jedna wycieczka, czy będę musiał wziąć jakieś nadgodziny. Nigdy nie byłem dobry z matmy, więc doszedłem do wniosku, że okaże się, jak już wylądujemy, a nóż moja klientka ma jakieś koleżanki, którym również marzy się egzotyczna wycieczka nad dżunglą. Jej facet sporo mi za to zapłacił, właściwie to chyba jej narzeczony, bo mówił coś o prezencie zaręczynowym i weselu na jednej z dzikich plaż. Plażę też jej chyba miałem pokazać, właściwie mało go słuchałem, gdyż skupiłem się na jego obcisłych spodniach, nienagannej koszuli i mokasynach. W tych mokasynach ciężko mu będzie brodzić w piasku, ale to przecież nie mój interes. Wyglądał tak dziwacznie, i tak nie pasował do tego miejsca, że spodziewałem się, iż ta cała Tinsley będzie równie "widowiskowa". Jeszcze raz przesunąłem między palcami świeżutkie dolary, które mi dał, wyglądały jak prosto z drukarni, a było ich znacznie więcej niż przewiduje mój cennik. Kilka dolców za odebranie jej z lotniska, kilka ekstra za odprowadzenie do pokoju i odniesienie walizki, no i jeszcze mały rulonik za to, żeby się dobrze bawiła. Musiałem wyjąc z niego kilka dolców i kupić jakiś kosz z owocami i wino ze średniej półki, leżały teraz na tylnym siedzeniu samolotu, chyba wystarczy? Schowałem do kieszeni te banknoty, a zamiast nich zacisnąłem palce na tabliczce z napisem "Tinsley Carmichael" i stoję na tym lotnisku zastanawiając się jak ta cała Tinsley wygląda. Może ma zrobione usta, cycki i nosi białe kozaczki? A może jest owinięta futrem z norek? Patrząc na jej przyszłego męża to będzie to jakaś nadęta bufonica. Zerkam na zegarek, bo jej samolot powinien już wylądować i nieco nachalnie pokazuję dziewczyną, które mnie mijają tę całą karteczkę z nazwiskiem. Niestety żadna się nie zatrzymałą. Już prawie uwierzyłem w to, że może spóźniła się na samolot, rozmyśliła, albo utknęła w Sydney, a ja przecież zwrotów nie uznaję, gdy nagle pojawia się ona, gwiazda wieczoru. A raczej tej całej wycieczki, ubrana na biało, w bucikach, które wcale nie nadają się do dżungli. Za nią jakiś boj pcha wózek z chyba dziesięcioma walizkami, a ja przeklinam w duchu, bo teraz będę musiał to wszystko taszczyć, potem upchać do samolotu i zanieść do hotelu, ech. Chowam za plecami tabliczkę, ale ona chyba już mnie zauważyła, bo ruszyła z kopyta, a raczej z tego eleganckiego bucika, prosto w moim kierunku. Dobra, pora zrobić dobrą minę do złej gry i może zarobić jeszcze coś ekstra? Odgarnąłem do tyłu włosy i posyłam jej czarujący, firmowy uśmiech.
- Arvo, ja się tym zajmę - odsyłam tego jej tragarza, a potem staję przed Tinsley - to ja chyba dzisiaj będę Pani przewodnikiem, nazywam się Beau i pokaże Pani co Lorne ma najlepszego do zaoferowania, zaczniemy od wycieczki nad lasem równikowym - zaczynam pchać ten wózek w kierunku awionetki - jak minęła podróż? - zagaduję, bo wiadomo, trzeba wypaść jak najlepiej, taka "gwiazda" na pewno ma dużo, bogatych koleżanek. Kiedy już stanęliśmy na powietrzu przy awionetce, to odwracam się znowu do dziewczyny.
- Może chce się Pani odświeżyć przed podróżą? Bo trochę nam zejdzie tam w powietrzu - pokazuję na niebo, a potem na niewielką toaletę w doku. Sam też muszę się jeszcze "odświeżyć", bo potem może być ciężko. W międzyczasie udało mi się zapakować te wszystkie jej walizki, chociaż jedną musiałem upchać w środku między fotelami. Szybko załatwiłem swoje potrzeby za dokiem i czekam opierając się o samolot. Kiedy wreszcie dziewczyna pojawiła się z powrotem, to tylko poprawiłem na nosie ciemne aviatorki.
- To co, gotowa? - no i otwieram przed nią drzwiczki samolotu, rozkładam jej schodki i czekam aż usadowi się na tylnej kanapie.
Obrazek
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
powitalny kokos
i.
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Podróż do Lorne Bay była skomplikowana z wielu powodów. Po pierwsze była kwestia bagażu. Nie wiedziałam, czy przyjeżdżam tu tylko na kilka dni, czy może spodoba mi się tak bardzo, że będę chciała zostać tu aż do ślubu. A co z towarzystwem? Jeżeli Bernard nie będzie mógł dojechać jutro, to miałam w pogotowiu gotową przyjaciółkę i dwie inne laski, które powiedziały, że z przyjemnością przyjadą obejrzeć ze mną lokację ślubną. A chociaż dla Bernarda szykowałam obcisłe sukienki, to dla dziewczyn musiałam być gotowa włożyć najbardziej designerskie ciuchy. Ktoś kiedyś powiedział, że nie ubieramy się dla faceta, tylko dla przyjaciółek i w moim przypadku było to absolutną prawdą. Bernard mówił, że we wszystkim wyglądam hot, ale dziewczyny? Załóż zły stanik to już ci wypomną, że ci się ramiączko obsuwa. Dlatego spakowałam wszystkie cztery walizki Louisa Vouittona. Największą, która podróżowała ze mną zwykle tylko, kiedy lecieliśmy na drugi koniec świata, podręczną w której miałam wszystkie akcesoria do włosów i kosmetyki, torba której zwykle nie wożę i nawet rozważałam jej sprzedanie (ale rozsprzedawać komplet to zbrodnia!) i torebusia na najważniejsze dokumenty. Całe szczęście, że nie musiałam sama tego ciągać, tylko zawsze był ktoś chętny mi pomóc. Po drugie, sama lokalizacja Lorne trochę mnie niepokoiła. Nie byłam tam nigdy i chociaż na zdjęciach wyglądała jak raj na ziemi, dość szybko okazało się, że z lotniska trzeba wziąć jeszcze jeden odrzutowiec, żeby tam trafić. Trzeba było to przemyśleć, w końcu goście nie mogą się czuć skazani na siebie, kiedy jadą do dżungli... No i po trzecie, trochę nie wiedziałam czy podoba mi się pomysł, zeby samotnie podróżować. Tyle nasłuchałam się o handlu kobietami, a do tego jeszcze miałam dziwne przeczucie, że chyba nie powinnam zostawiać Bernarda na kilka dni przed ślubem. Ale wyrzucił mi to z głowy, powiedział, że dopilnuje, żebym dotarła bezpiecznie i że wszystko będzie na pewno dobrze.
I dlatego właśnie kiedy widzę tego hot chłopca od walizek, który trzyma kartkę z moim imieniem, to zaraz się uśmiecham i idę w jego kierunku.
- O, więc już jesteś - a kiedy się przedstawił pomyślałam, że strasznie słodko, ze myśli, że zostaniemy teraz znajomymi. Jednak ci ludzie z małych wiosek mają takie urocze nastawienie. Z politowaniem uśmiecham się i wyjmuję telefon. - Dobrze, dobrze, prowadź mnie już do tego odrzutowca, trochę jestem zmęczona po locie. Nie mieli mojej ulubionej wody i musiałam pić niegazowaną - skrzywiłam sie na samo wspomnienie - Za to na szczęście mieli presecco, bąbelki są najważniejsze - pouczyłam go, a skoro dałam mu tę lekcję życia za darmoszkę, to nie zostaje mi nic innego, jak ruszyć na dwór. Tam okazało się, że jest bardzo ciepło, a to, że jestem po dwóch lampkach prosecco nie pomaga. Wachluję sie ręką i zgadzam na to, że koniecznie muszę się odświeżyć. Poszłam więc do łazienki, poprawiłam makeup, zrobiłam kilka zdjęć w lustrze i kiedy byłam już gotowa wróciłam do niego i stanęłam przed tą całą... awionetką.
- A co to jest? - pytam z uśmiechem, ale w głowie jestem przerażona - My będziemy lecieli tym? A to jest na pewno bezpieczna maszyna? - ja się nie znam, ale przeraziło mnie to, że miała jakieś dziwne zadrapania tu i ówdzie. - Chodzi o to, że... - pokazuję na siebie - Ja nie wsiądę do czegoś co może potencjalnie się rozbić przy starcie, rozumiesz... Beau, tak? No więc Beau, jeżeli to jest niebezpieczne, to ja może jednak poczekam na jakiś lepszy sprzęt... - oglądam się za siebie, ale na tym lotnisku na którym jesteśmy jest cisza jak makiem zasiał i nikogo poza nami nie ma. Po tym jak Beau jakoś mnie przekonał, że jednak mam wsiąść do awionetki, siadam z tyłu i zapinam się pasem, natomiast kiedy wychyliłam się, żeby przywitać się z kapitanem... - O MÓJ BOŻE A GDZIE PILOT!? - wykrzyknęłam przerażona, bo Beau już zaczyna kołować.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
powitalny kokos
piczi
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
Ta cała Tinsley jest trochę zabawna, cały czas grzebie w telefonie, co on a tam niby ciekawego widzi, może czyta tego samego smsa po sto razy? Pewnie to od jej narzeczonego, jakiś pikantny. Prowadzę ją do "odrzutowca", a jak słucham tych opowieści o niegazowanej wodzie i prosecco, to zaczynam się zastanawiać czy wystarczy jej kranówka w starej butelce i to tanie, słodkie wino. Może jak się je wymiesza to będzie w smaku przypominało trochę to prosecco? Chyba nie.
- Tutaj Pani na pewno odpocznie - rzucam między wierszami, chociaż wcale nie jestem pewny swoich słów, bo nie wiem jak takie paniusie wypoczywają, może w jakimś spa? Dla mnie najlepszym wypoczynkiem jest włóczenie się po dżungli, serfowanie, albo karmienie zwierząt w sanktuarium. Nie wiem czy ona będzie podzielała moje poglądy. Szczerze wątpię, ale w końcu Lorne Bay kiedyś wypuściło taki spot reklamowy, że wystarczy tu przyjechać, żeby się zakochać... w tym miejscu oczywiście.
Kiedy już stanęliśmy przy moim "odrzutowcu", a raczej jego namiastce w postaci starej awionetki, to wypinam się dumnie, jakby to serio było jakieś F35, a może jest zaparkowane za nim i niewidzialne? Poklepałem samolot po masce. To chyba znaczy, że nici z podróży dreamlinerem.
- Gloria i ja to najbezpieczniejszy duet w Lorne, niech się Pani niczego nie boi - Gloria to oczywiście moja maszyna. Rzeczywiście miała kilka zadrapań, a z jednej strony drzwiczki otwierały się bardzo ciężko, ale to nic, i tak zamierzałem latać nią jeszcze jakieś pięćdziesiąt lat.
- Musiałaby Pani czekać do przyszłej niedzieli, wtedy przylatuje tu helikopter, ale ja jeszcze nie latam za dobrze helikopterem, może kiedyś... - ostatnio jak próbowałem swoich sił w helikopterze to skasowałem jakiś znak, więc awionetka to naprawdę lepszy wybór. Pokazuję tej Tinsley, że ma wsiadać, otwieram jej drzwiczki i w ogóle pośpieszyłem ją nawet w aborygeńskim języku. W końcu się udało, a ona siedzi na tylnej kanapie.
- Tu są przekąski, proszę zapiąć pasy - rzucam i pokazuję na ten kosz z owocami, a potem zatrzaskuję na dwa razy te drzwiczki, co ciężko chodzą. Zerkam jeszcze na Glorię kręcąc głową.
- Baby to naprawdę są jakieś dziwne, czy to jest bezpieczna maszyna... - w końcu pakuję się do przodu i odpalam silnik, a potem to już startujemy, bo czas leci. Kiedy ta cała Tinsley drze mi się do ucha to aż przymrużyłem jedno oko.
- Spokojnie, ja tu jestem pilotem, niech sobie Pani naleje wina i się wyluzuje - rzucam przez ramię, bo już się wznosimy i czuć niewielkie turbulencje, ale w końcu samolot wyrównuje lot i można podziwiać przepiękne widoki pod nami - niech tylko Pani spojrzy, tam po prawej mamy dżunglę, polecimy w głąb i zobaczy Pani przepiękny wodospad - mówię delikatnie skręcając samolot.

Tinsley Carmichael
Obrazek
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
powitalny kokos
i.
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zapewniona, że mam przed sobą najbezpieczniejszy duet w okolicy, wytrzeszczam oczy i łapie mnie przerażenie. Z tego wszystkiego dostałam czkawki, która ucisza mnie, zanim powiem o kilka słów za dużo i pan kapitan nie wpuści mnie na swoją ukochaną Glorię. Zasłaniam buzię i jakoś staram się pogodzić z tym, że zaraz ta latająca lodówka stanie się moją podniebną trumną. W końcu przekonało mnie info, że musiałabym na tym wypizdowie spędzić kilka dni do niedzieli, żeby przelecieć się helikopterem. A kto mi da pewność, że ten cały helikopter nie będzie wyglądał jeszcze gorzej? No cóż, wspinam się po małych (za małych i trzeszczących) schodkach do środka i słyszę, że ten cały Beau mówi do mnie coś w obcym języku.
- Ale... - oburzona odwracam się, ale ten już drzwiczki zatrzasnął. Biorę głęboki wdech starając się uspokoić po raz kolejny, siadam i przypinam pasami do wygodnej kanapy i czekam, aż no właśnie okazało się, że nie ma pilota i znów dostałam praktycznie zawału.
- Oboże przecież ja tu umre - czknęłam z kilka razy z tego stresu i wywracam oczami na wieść, że ten cały Beau jest pilotem. - Jakbym wiedziała tylko, że to tak będzie wyglądać - i wtedy uciszam się, bo zaczęły się turbulencje. Zamykam oczy i żegnam się już z życiem. No tak, więc umrę jako panna. Dobrze, ze nie panna dziewica, bo co swoje to przynajmniej przeżyłam. Ale nie ma co rozpamiętywać chłopaków, chociaż może to dobry pomysł, żeby wrócić do dobrych wspomnień na kilka minut przed śmiercią? Myślę o Bernardzie, ale dość szybko zaczęłam się martwić, że skoro tylko umrę, to Berard będzie musiał sobie znaleźć nową dziewczynę i na pewno się zwiąże z tą jaszczurzycą z pracy. No tak, bo on jest taki głupiutki, da się omotać tej babie, jestem tego pewna... Och jak ja jej nieznoszę, zawsze kiedy jego znajomi z pracy przychodzą do nas na kolację, to ona robi takie dwuznaczne aluzje do mojego narzeczonego. Wredna baba.
I wtedy, kiedy właśnie myślę o tej kretynce i moim Bernanrdzie przed śmiercią, moje ręce zaciskają się mocniej a potem puszczam... okazało się że cały czas ściskałam nie fotel przed sobą tylko ramię tego całego Beau. Zabieram rękę, bo już się nie boję i turbulencje ustały, tak samo zresztą jak moja czkawka..
- Ja przepraszam. Nie znoszę sama latać i stąd to... mam nadzieję, że nie boli zbytnio? - upewniam się już nieco milszym tonem, a kiedy pan Beau każe mi oglądać widoki to na chwilę tam zerkam a później znów nie. - Wysokości też raczej nie lubię. Ale skoro mówisz Beau, że to warte... - nieprzekonana opadam na kanapę do której jestem przypięta. - Czyli jesteś pilotem, tak? Często tu latasz? - niby chciałam się upewnić, że wie co robi, ale może rozmowa też nieco mnie uspokoi. Wino też by mi pomogło, dlatego łapię się za butelkę i zaczynam siłowąc z otwarciem.


Beau B. Sheehy
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
powitalny kokos
piczi
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
Trochę mnie bawi ten lament Panny Tinsley, a wygląda na taką światową, a tu proszę awionetka i dżungla wywołały u niej czkawkę. Ja to żyję w przeświadczeniu, że światowe dziewczyny niczego się nie boją, skoro weszły na wieżę Eiffla i przeciskały się przez zatłoczone ulice nowego Jorku, czy Tokio, to co to dla nich wycieczka samolotem, skok ze spadochronu, albo na bungee? Może powinienem zaproponować takie atrakcje tej paniusi, ale gdy widzę jej pobladłą twarz, to nawet mi jej szkoda, troszeczkę.
- Spokojnie, jutro będzie Pani z uśmiechem na twarzy wspominała ten lot - może nawet opowie koleżanką, że widziała wodospad? Ja na pewno opowiem kolegą z sanktuarium jaki ewenement spoczywał na tylnej kanapie Glorii. To nie tak, że Tinsley była jakaś dziwaczna, była całkiem ładna, po prostu bardzo różniła się od dziewczyn z rezerwatu. Poczułem to na własnej skórze, gdy wbiła długie tipsy w moje przedramię, u nas żadna dziewczyna nie nosi tipsów, a w sumie to mogłyby się im przydać, te Tinsley były takie ostre, że bez problemu mogłaby nimi walczyć z wściekłym koalą, albo aligatorem, malutkim.
- W porządku, bywało gorzej - rzucam i odwracam się przez ramię, a potem, żeby jej udowodnić, to podwijam koszulkę i pokazuję zesiniaczone żebra - tu mnie kopnął ostatnio kangur - potem na dokładkę jakąś bliznę na ręce - a tu kiedyś udziabał aligator - nie wspominam, że to był jeszcze maluch, któremu pewnie ledwo wyrosły zęby, bo i po co? Aligator to aligator, gdyby chciał pewnie mógłby odgryźć mi rękę, gdyby podrósł, albo zawołał mamę.
- Nie ma się czego bać, tutaj nic nam nie grozi - zapewniłem ją, a potem ściszam radio, w którym wspominają coś o jakiejś burzy, ale przecież wczoraj sprawdzałem pogodę, dzisiaj ma być pogodnie. To na pewno jakieś fale z innego miasta.
- Proszę spojrzeć na rozpościerający się przed nami las równikowy - bo lotnisko już ginie za nami w oddali, a teraz pod sobą mamy tylko dżunglę - za pół godziny dotrzemy nad wodospad - dodaję. Na jej pytanie kiwam głową, w sumie to już kilka ładnych lat jak mam licencję i dorabiam na tych wycieczkach.
- Od dwunastu lat, po kilka wycieczek w miesiącu, w sezonie nawet kilka w tygodniu - wyjaśniam jej sprawę, może się troszeczkę uspokoi i dotrze do niej, że jest w dobrych rękach - chociaż wodospad zarezerwowany jest dla wyjątkowych klientów, większość ogranicza się do kawałka dżungli - po prostu większości nie stać na taki lot, ale Bernie zarezerwował swojej narzeczonej wycieczkę all inclusive. Zerkam przez ramię kiedy ona siłuje się z tym korkiem, w końcu wyciągnąłem, rękę po butelkę.
- Pomogę - otwieram jej to wino aborygeńskim nożem, który spoczywa w schowku. To dobry nóż, można nim upolować kangura, dostałem go w prezencie od wuja Nullah.
- Trochę inaczej wygląda to niż Sydney, albo Nowy Jork, prawda? - pytam bo ten cały Bernard coś wspominał, że Tinsley jest z Sydney, albo Nowego Jorku, właściwie mało go wtedy słuchałem, bo liczyłem już banknoty, które mi wtedy dał. Zresztą jeden pies, Lorne Bay różni się i od tej, i od tej stolicy, zwłaszcza Tingaree, nad którym przelatywaliśmy.
- Tam mieszkam, prowadzę też tam sanktuarium dzikich zwierząt, ale mało Pani stad zobaczy - bo właściwie z góry widać same rośliny, chociaż mógłbym przysiąc, że między liśćmi dostrzegłem czerwony dach pickupa z rezerwatu. Czy to pora karmienia koali?
- Lubi Pani koale? - pytam, bo może po powrocie chciałaby je zobaczyć? A potem może namówiła by Bernarda, żeby wyłożył jeszcze trochę kaski na te biedne misie. Ech, marzenia.

Tinsley Carmichael
Obrazek
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
powitalny kokos
i.
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No dobrze, to był na pewno najdziwniejszy lot w jakim brałam udział, bo właśnie kied przepraszałam pilota, on postanowił się odwrócić i podnieść koszulkę. Unoszę brwi i szybko odwracam wzrok, bo speszyło mnie to obnażanie się. Mężczyźni się raczej nie obnażają tak.. no poprostu. I musze przyznać, że jeżeli mieliby, to mogliby wyglądać tak jak ten Beau pod koszulką. Nawet ja (narzeczona!!) musiałam przyznać, że pan pilot był super zbudowany.
- Ojej, brzmi niebezpiecznie - zareagowałam, starając się spogladać mu w oczy bez rumieńców, koniec końców jednak przeminęła ta chwila, kiedy chłopak uznał, że zamiast pilotować to on mi wino otworzy.
- Ale Beau, nie puszczaj tych sterów!! - skorciłam go, ale biorę otwartą butelkę od niego i nalewam sobie do kieliszka. Przelecieliśmy jakiś kawałek, pokazał mi ten wodospad, później naturę, ogólnie wycieczka bardzo mi się podobała i nawet przestałam się tak bać że zaraz spadniemy. Beau był miłym kompanem, z którym mogłabym jeszcze spędzić trochę czasu... ale chyba nie na pokładzie Glorii. Trochę miałam nadzieję, że zaraz będziemy lądowali.
- Oj tak, zupełnie inaczej. Natura jest super, właśnie dlatego chciałam żeby mój ślub był w takim romantyczym miejscu jak Lorne Bay. Widziałam na zdjęciach, że drzewa są tutaj nieziemskie i woda ma piękną przejrzystość. Chyba nie ma nic piękniejszego niż taki ślub na plaży - odbieram butelkę i polewam sobie. - Bernard nie był do tego przekonany, mówił, że piasek i eleganckie ubrania nie idą w parze i że pewnie większość gości będzie narzekać. Ale właśnie dlatego chciałam, żebyśmy tutaj przyjechali razem... - zasmucam się odrobinę, bo przecież jego wcale tutaj nie ma ze mną. Wypijam sobie potężnego łyczka i spoglądam tam gdzie mi pokazuje Beau. Próbuję wytężyć wzrok i kiwam głową, chociaż absolutnie nic nie widzę. Kiedy kątem oka spoglądam na tego całego pilota, to uznaję, że w sumie to ciekawą ma prace. Tutaj trochę powozi, tutaj trochę popracuje w schronisku. Może stąd wygląda na takiego wypoczętego i wyluzowanego? Bernard nigdy by nie mógł zapracować na taką opaleniznę jak Beau.
- Koale!? - zachwycona nagle spoglądam na pana Beau B. Sheehy, który rzucił nazwę moich absolutnie ukochanych stworzeń. - Oczywiście, że je uwielbiam. Marzy mi się, żeby jedna z koali była na moim ślubie - wyznaję panu pilotowi i się zatracam we własnych marzeniach. - Mogłaby to być koala, która przyniosłaby obrączki do mnie i Bernarda. I mogłaby być ubrana w taką śliczną sukieneczkę, widziałam na zdjęciach. Chociaż ty to pewnie uważasz, że to okropne wykorzystywanie zwierząt, a więc po prostu w kokardę i... - nagle odwracam się w stronę w którą nie patrzyłam i zamieram, bo przedemną jest mega czarna chmura, która zbliża się w naszym kierunku. - Hm, czy nie powinniśmy się przejąć tą chmurą, Beau?
Skąd miałam wiedzieć, że tutaj tak szybko zmienia się pogoda!? Ale staram się nie panikować, w czym na pewno pomaga mi to, że już wypiłam kieliszek tego winka.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
powitalny kokos
piczi
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
Jeśli kiedyś ktoś postanowiłby napisać moją biografię (a miałby co opisywać), to takie właśnie zdjęcie z podwiniętą koszulką byłoby z tyłu na okładce jako blurb i podpis: wygrał walkę z kangurem, więc chyba nie ma się tu czego wstydzić. Chociaż wprawnym okiem dopatrzyłem się rumieńców na twarzy Panny Carmichael, nie wiem tylko, czy to zasługa łyka wina, czy może jednak pokazania jej kawałka sutka?
- Spokojnie Panno Tinsley, to nie jest byle jaki dynks, to dobre wino - takie co kosztowało kilkanaście dolców i pół roku kurzyło się z tyłu na półce lotniskowego sklepiku, więc tu pewnie i rocznik nie jest byle jaki! Kiedy dziewczyna tak ładnie mówi o Lorne Bay, o naturze i plaży, to się zaczynam zastanawiać jak taki pipek jak Bernard poderwał taką Panienkę? Może poleciała na jego forsę, bo na pewno nie na te pantofle, w których potykał się na piasku.
- Musi Pani wybaczyć mój aplomb, ale Pan Bernard chyba nie nadaje się do dżungli, może na plaży zróbcie mu jakiś podest, żeby mu się nie nasypało piachu do pantofli - trochę w żartach, a trochę serio rzuciłem taką propozycję. Bo chociaż ostatnio w moim biurze trafiła mi się szpalta z jakiegoś czasopisma, na której był wywiad z tym całym Bernardem, z podpisem to jest człowiek sukcesu, to jednak tu w Lorne jego jedynym sukcesem będzie to, że nie ukąsi go żaden jadowity pająk (oby). Nie czytałem całego wywiadu, bo było za dużo tekstu, za mało zdjęć, cała strona zadrukowana! Taki wywiad ze mną na pewno miałby więcej zdjęć, takich z misiami koala też.
- Koale są bardzo spokojne, chociaż trochę indyferentne jeśli wydaje im się polecenia, wolą jeść eukaliptus, chociaż jeśli Pani chcę to mogę przyjść z jakimś koalą, żebyś mogła sobie zrobić kilka zdjęć - zaproponowałem w myślach mając to, że nawet taka koala nie będzie pozowała do zdjęć za darmo, chociaż... może wystarczyłby jeden ładny uśmiech Panny Tinsley? Miała ładny uśmiech, serio, zwłaszcza, gdy mówiła o naturze i zwierzętach. Trochę się nawet zagapiłem na ten jej uśmiech i dopiero, kiedy ona zwróciła uwagę na chmurę, to ją dostrzegłem.
- Nie, to nic takiego, wszystko w porządku - odzywam się wręcz apodyktycznie, czyli bardzo stanowczo, przy okazji zerknąłem też na wskaźnik paliwa, cholera... kończy się paliwo, więc nie wrócimy na około, pozostaje nam lądować w środku dżungli, albo próbować przedrzeć się przez tę burzę. A kolega z Turkmenistanu mówił, sprawdź czy masz kiziak, to chyba jakaś ich gwara. A teraz co? Ani kiziaku, ani benzyny. Próbuję zachować dobrą minę, a po kryjomu sięgam do radia, które przez tą burzę tylko charczy od zakłóceń, z tego wszystkiego sięgnąłem do schowka gdzie leżała fifka z na wpół wypalonym skrętem, włożyłem ją między zęby i odpaliłem, a gdy do Tinsley zaleciał ten dym marihuanowy, to mówię.
- Przepisał mi to lekarz. To teraz Panno Tinsley proszę się trzymać i zamknąć oczy, albo robić zdjęcia, bo to będzie trochę jak jazda na rollercoasterze. Lubi Pani wesołe miasteczka? - tak ją zagaduję, kiedy już zbliżamy się do tej burzy, trochę lecę wyżej, żeby omijać te chmury miotające błyskawicami, ale na ile to zda rezultat - nie wiem. Czuję się jak wtedy kiedy jechałem przez dżunglę bulikiem wujka, przecież taki volkswagen nie nadaje się do terenowej jazdy, tak samo Gloria nie nadaje się do takich wysokich lotów. Ale raz kozie śmierć jak to mówią, wóz, albo przewóz.

Tinsley Carmichael
Obrazek
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
powitalny kokos
i.
28 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Możliwość, że książka o życiu i brzuchu pana Beau kiedyś powstanie, to chyba już fakt, zważywszy na to, jaka obecnie panuje w świecie kultury degrengolada. Nie żeby to, że ktoś chce dowiedzieć się o jego brzuchu czegoś węcej byłoby złem najwyższym, ale jednak widzę tutaj jakiś problem etyczny i nie widzę również większego sensu, by wydawać tego typu pisemka.
- A ufam, że mnie nie wkręcasz basałyku jeden, ale stery to ty pilnuj, nie dość że ta latająca wanna mnie przeraża, to jeszcze nie trzymasz sterów - skarciłam chłopca, wywróciłam oczami i piję to winko. Właściwie to całkiem przyjemnie wchodzi, więc może nie ściemniał.
Zaśmiałam się na ocenę Beau wobec mojego narzeczonego. Oparłam się o przedni fotel i chcę dowiedzieć się co też więcej myśli o panu Bernardzie.
- A więc według ciebie to snob? Racja, że bywa utracjuszem i rzeczyiście nie pokazuje sie nigdzie w klapeczkach, ale obiecał że będę miała ślub taki jaki mi się wymarzył. Lepsze zresztą to, niż latanie z gołym bebzolem wszedzie - oceniłam, nawiązując do tego, że Beau tak chętnie pokazywał swój ABS. Teraz, kiedy otrząsnęłam się po tym przyjemnym widoku, sobie uświadomiłam, że to wcale nie było profesjonalne z jego strony, więc powinien i on sie o tym dowiedzieć.
-Ooooo, więc mówisz, że nie będą zainteresowane podawaniem obrączek? Och, no dobrze, to nie będę ich zmuszać przecież. A zdjęcie brzmi świetnie, dużo masz koali u siebie?
Niestety tę miłą pogawędkę zakończyło pojawienie się burzy, która suneła na nas w postaci wielkiego czarnego obłoku.
- Czy ty jesteś miopiotą!? Nie widzisz co tam się dzzieje? - zdenerowana wykrzykuję w jego kierunku, kiedy postanowił mnie zwodzić, że nic to ta chmura. Patrzę w okno, jak z prędkością światła zbliża się do nas wielki front - Jezusmaria, my umrzemy. Ja nawet nie lubię deszczu, a co dopiero burzy. Moja babcia zawsze powtarzała, że w burzę należy nosić gumofilce a ja co mam? Sandałki Jimmy Choo... - posłusznie zapinam pasy i wznoszę modlitwy do niebios (chociaż może powinnam do ziemi, żeby nas miękko przyjęła, kiedy będziemy spadać,) licząc na to, że jednak moje holistyczne podejście do natury i świata pozwoli, by modły objeły również ziemię. - Czy lubię? No lubię, ale w wesołym miasteczku się świetnie bawię, a tutaj niewydaje mi się!!!! - ja już tu lamentuje, a ten jeszcze wyżej leci. Wlatujemy w nyżę pomiędzy dwoma wielkimi ciemnymi chmurami, spomiędzy których przed chwilą strzelały pioruny. - Skończymy rozkwaśnięci jak jabłka, albo jak fiżon w moździerzu - zasłaniam oczy bareżową chustą, bo czuję jak mi już łzy zaczynają się zbierać przy kącikach oczu.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
powitalny kokos
piczi
ODPOWIEDZ