płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
59. + Outfit


Sameen może i wróciła i nie planowała nigdzie wyjeżdżać i Zoya miała ją na miejscu, ale nie oznaczało to tego, że spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Oczywiście widywały się codziennie, ale Henderson mimo wszystko miała swoje życie, a Sameen nie chciała jej narzucać swojej obecności. Poza tym naprawdę nie miała siły i chęci na absolutnie nic. Także poza załatwieniem kilku spraw i kilkoma wyjściami w ramach pobiegania z Tyfonem, Sameen głównie leżała wpatrując się w ścianę, albo sufit. Wszystko zależało od tego, która część ciała obecnie jej drętwiała. No tak czy siak dzień wcześniej zgadały się, że Sameen potrzebowała auta Zoyi, ale Zoya też potrzebowała swojego auta, bo miała pracę i musiała jechać na zajęcia. Jako, że Galanis musiała jechać do Cairns to zaproponowała, że podwiezie przyjaciółkę, pozałatwia swoje sprawy i ją odbierze. No i tak zrobiły. Pojechały rano do Cairns, Sam zostawiła Zoyę pod uczelnią, a sama ruszyła pozałatwiać swoje sprawy, a jak już je pozałatwiała to ogarnęła, że została jej godzina czasu, więc wróciła pod uczelnię i po prostu tutaj czekała na Zoyę. Nie miała telefonu, żeby dać jej znać, że już jest więc po prostu tutaj czekała. No i nie chciała siedzieć w aucie, więc wyszła, żeby się przejść po ulicy, ale spacerowała sobie piętnaście minut i nawet sobie do kogoś zagadała i wróciła do auta. Stojąc niedaleko samochodu, z rękoma schowanymi w kieszenie bluzy wpatrywała się przed siebie. Przez jakiś czas obserwowała okna budynku znajdującego się po drugiej stronie ulicy. W sumie to nawet nie wiedziała ile tak stała, bo czas leciał jej niemiłosiernie wolno odkąd wróciła, ale jak usłyszała głos Zoyi, która wyszła z budynku rozmawiając ze studentem to spojrzała w jej kierunku. Wsiadła do auta i w środku czekała na Zoyę. Jak przyjaciółka do niej dołączyła to Sam przywitała ją kiwnięciem głowy. Gapiła się na nią przez chwilę i w końcu sięgnęła do tyłu i wzięła dosyć spory plik papierów.
-Mam dla ciebie parę rzeczy. – Swoją wypowiedź poprzedziła chrząknięciem. Założyła sobie włosy za ucho i już chciała zacząć mówić, ale coś jeszcze jej się przypomniało, więc sięgnęła do tyłu i wzięła pudełko. –Kupiłam ci sałatkę, bo nie zjadłaś śniadania. – Powiedziała i podała jej sałatkę. –Musisz jeść lekko. – Dorzuciła jeszcze i zaraz wróciła wzrokiem do teczek i papierów, które poklepała. –Kupiłam ci pojemnik dla dziecka. Ten do spania. – Oczywiście miała na myśli kołyskę, ale nie pamiętała słowa więc mówiła co wiedziała. –Nie wiem jak dziecko będzie się identyfikowało więc kupiłam czarno szarą. Bo to też twój ulubiony kolor. – Wzruszył ramionami i kiwnęła głową w stronę bagażnika gdzie pewnie był karton z kołyską, którą będzie trzeba złożyć. Ale to już pewnie przypadnie tatusiowi, a nie Sameen. –Zanim wyjechałam… – Podrapała się kciukiem po nosie. –Kupiłam ci też dom. Był kiedyś moim safe house i dowiedziałam się, że jest na sprzedaż, więc go kupiłam. Uznałam, że do ciebie pasuje. – Wręczyła Zoyi teczkę z aktem własności i różnymi dokumentami, ubezpieczeniami, dowodem spłaty i wszystkim co było jej potrzebne, żeby miała świadomość tego, że dom jest legalny i jest całkowicie jej. –Byłam też ostatnio w galerii i był tam obraz. Skojarzył mi się z tobą i z tym twoim Szwedem, Coltonem. Też ci go kupiłam. Tutaj masz certyfikat potwierdzający oryginalność i to, że jesteś jego właścicielką. Dostarczą ci go jutro. – Wręczyła Zoyi kolejny stosik dokumentów i została już z dwiema niewielkimi kartkami w dłoni. Przygryzła kciuk wpatrując się w nie. –Jak sobie tutaj czekałam to jakiś typ mi wręczył ulotkę do Sex Shopu, a później jakaś kobieta dała mi ulotkę o wystawie kotów. – Powiedziała marszcząc brwi. –I kupiłam nam dwa bilety na tą wystawę. – Uniosła wzrok, żeby spojrzeć na Zoyę. –Pomyślałam, że możemy iść i zobaczyć ile jest kotów na świecie. Podobno będą robić sztuczki. Hmmm. – Zamyśliła się, bo nie wiedziała co koty potrafią. No, ale że już sobie dosyć dużo pogadała to wręczyła Zoyi te bilety, uruchomiła auto i ruszyła w kierunku hali, która była całkiem niedaleko, a na której już od dwóch godzin trwała ta wystawa czy pokaz kotów. Sama nie wiedziała co to było, ale uznało, że Zoyi się tam spodoba.
-Wiedziałaś, że będziesz dużo pierdzieć w ciąży? – Zapytała, bo była też na chwilę w księgarni i przeleciała przez książkę o ciąży.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#52

Czuła się bardzo dziwnie. Z jednej strony było jej chujowo, bo praktycznie cały czas była zmęczona i chciało jej się spać, a z drugiej miała ochotę zabawić się póki jeszcze ciąża nie była na tyle widoczna. Najgorsze w tym wszystkim były poranki, budziła się z mdłościami i dobrych kilkanaście minut spędzała z głową przy muszli klozetowej. Odrzuciło ją też całkowicie od papierosów, co było akurat dobre! Na sam zapach dymu miała ochotę wyrzygać własne wnętrzności, tak samo działały na nią mocne perfumy jednej z ich sąsiadek, która mieszkała piętro wyżej. Zoya aż musiała się wrócić żeby zwymiotować, bo cała klatka pachniała tą babą. Straszne to było. W jej ciele następowały teraz wielkie i nagłe zmiany, niektóre nie były przyjemne, a inne? Cóż. W końcu miała piersi. Nagle biust jej urósł na tyle, że nie miała porządnych staników, które mogłyby go utrzymać w ryzach. Kochała swoje nowe cycki i woziła się z nimi na dzielni dumnie je prezentując, bo w końcu miała czym się pochwalić. To był ten plus, którym rekompensowała sobie całą resztę. W ogóle to okazało się też, że nagle otaczają ją całkiem pociągający ludzie. Serio! Nawet woźny na uczelni, na którego nigdy nie zwracała uwagi, miał w sobie nagle coś pociągającego. Może to, że tańczył z mopem? Tego jeszcze Zoya nie rozgryzła. W każdym razie dzisiaj na uczelni dzień minął jej dość szybko, a gdy wychodziła to zaczepił ją jakiś student, z którym chwilę dyskutowała o jakimś syfie, miły z niego był chłopak. W sumie chyba nie był o wiele młodszy od niej, a tak czuła, że definitywnie próbował ją poderwać, przez chwilę było jej zajebiście miło. Jednakże dotarła do niej okrutna prawda, że teraz jest seksowną panią profesor, a za kilka miesięcy będzie już... MILF-em.
- Coś się stało? Brudna jestem gdzieś? - Zapytała Sameen jak już weszła do samochodu, a ta się na nią tak gapiła. - Na bank się czymś ujebałam, bo przecież jak raz sie ubiorę na jasno to oczywiście, że się upierdolę - aż zaczęła się rozglądać po swoich ciuchach w poszukiwaniu jakiejś zajebiście wielkiej i wkurwiającej plamki. - Ooo, jakich? - Zapytała, bo Sam teraz przykuła jej uwagę. - Nie zdążyłam zjeść, bo rzygałam cały poranek, nawet nie czuje, że jestem głodna - ale podziękowała grzecznie i wzięła od niej sałatkę, na którą spojrzała i zastanawiała się czy ma ochotę na żarcie czy jednak jeszcze nie. To była ciężka sprawa. Chciała już powiedzieć, ze jej płód ma chyba ochotę na skrzydełka z kurczaka, ale nie zdążyła, bo Sameen dojebała jej prosto w twarz bardzo dużą ilością informacji, które Zoya musiała sobie przyswoić.
- Pojemnik dla dziecka? - Zapytała, bo za bardzo nie wiedziała o co chodzi i dopiero po chwili zajarzyła. - Ojej, to urocze, dziękuję bardzo - uśmiechnęła się szeroko do blondynki. - Idealnie dobrana kolorystyka - nie wpadłaby na to, że Sam będzie chciała kupić coś dla dziecka, szczególnie w tak wczesnej fazie.
- Co? Nie musiałaś - absolutnie nie spodziewała się, że dostanie od blondynki dom! - Nie wiem co powiedzieć, to strasznie duży prezent, a już tak wiele mi dajesz - nie mówiła tu o tych pieniądzach, które Sam odłożyła dla Henderson, ani o fakcie, że apartament, w którym mieszkała Sameen teoretycznie też należał do Zoyi. - Teraz też to może być Twój safe house, nawet bardziej niż wcześniej. - Bo Zoya wciąż pamiętała jedno z wyznań Sameen, w których mówiła, że podczas złych momentów w swoim życiu to myśli o powrocie do niej. To zawsze sprawiało, że Henderson czuła się trochę wyjątkowa. - Może umówimy się na weekend i pojedziemy go zobaczyć co? - Nie chciałaby tam być sama, bo pewnie czułaby się super obco, a z Sameen zawsze było jej lepiej. Była spokojniejsza. - Szkotem Corvo - poprawiła Sam z uśmiechem, bo zawsze ją śmieszyło jak mieszała imiona jej chłopaków, których przecież Zoya nie miała aż tak znowu wybitnie dużo. - Okej, a co to za okazja, że aż tyle rzeczy od Ciebie dostaje? - Zapytała unosząc brew, bo nieco to było podejrzane! - A ja dla Ciebie nic nie mam - westchnęła i zaczęła szukać czegoś zawzięcie w torebce. - Masz - podała jej batonika energetycznego, bo akurat to była jedyna rzecz, którą mogła jej w tej chwili dać.
- Jasne, możemy jechać na wystawę. brzmi super - chciała się zapytać Sameen czy to ma być jakaś randka, ale bała się tego zrobić, bo zaraz się okaże, że nie, wyjdzie tylko na wariatkę i ich miły dzień się skończy. No więc nie poruszała tego tematu. - Do sex shopu też możemy jechać - musiała sobie chyba kupić nowy wibrator, czy coś. Teraz będzie samotną matką więc pewnie tylko takie rozwiązanie jej zostanie.
Zaśmiała się głośno słysząc kolejne pytanie Sameen. - Tak, słyszałam o tym... dziwne, ze Ty o tym wiesz i nie kupiłaś mi odświeżacza powietrza - rzuciła trochę obrzydliwie, ale trudno. - Nie wiedziałam, że jesteś fanką kotów. Codziennie poznaję Twoje nowe oblicze - stwierdziła wbijając w blondynkę spojrzenie lekko przygryzając też dolną wargę. - Ładnie pachniesz - rzuciła tak super randomowo, ale to była prawda! - Jak Twoja ręka? - Była ciekawa czy jeszcze boli, czy już jest względnie okej.
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nie… – Zmarszczyła brwi, bo nie wiedziała o co chodzi Zoyi z tym byciem brudną. –Chyba. Nie wiem. – Dodała, bo nie wiedziała czy to jakiś test na spostrzegawczość i czy Zoya jest naprawdę brudna i czy Sameen teraz nie zdała jakiegoś testu czy chuj wie co. Stresowały ją takie sztuczki normalnych ludzi. Zdecydowanie wolała bardziej granie w otwarte karty. Jak Henderson zaczęła oglądać swoje ubrania w poszukiwaniu plamy to Sameen robiła to samo. Nachyliła się w stronę kobiety i szukała plamy.
-No to tym bardziej powinnaś jeść. – Chociaż zakładała, że pewnie ta sałatka długo w żołądku Henderson nie wysiedzi. Najważniejsze było to, że jakby miała się zrzygać w aucie to nie było to auto Sameen. Także zarzygana tapicerka i kokpit nie będą jej zmartwieniem. Musi jak najszybciej zainwestować w jakieś nowe auto, którym będzie mogła się bez problemu poruszać. Najgorzej tylko, że nie będzie mogła rzucać się w oczy, a Sameen była fanką pięknych aut, które jednak rzucały się w oczy.
Machnęła ręką na podziękowania za pojemnik dla dziecka. Nie było to dla niej jakieś super kosztowne. A oglądała niedawno wszystkie części Zmierzchu, więc wiedziała, że dziecko może się pojawić lada dzień. Chociaż to dziecko ze Zmierzchu to też niekoniecznie potrzebowało kołyski, bo urodziło się jakieś pojebane. No trudno. Może Zoyi nie będzie takie dziwne.
-No wiem, że nie musiałam. Taka jest chyba idea prezentów, nie? – Westchnęła, bo nie wiedziała i może źle zinterpretowała to jak się ludziom daje prezenty. No, ale już za późno. Kupiła Zoyi ten dom. –Doceniam ofertę, ale nie zrobię sobie safe house z domu, w którym będziesz mieszkać z dzieckiem. – Uśmiechnęła się delikatnie. Nie była głupia. Nie mogła tak narażać Zoyi. –Jasne. Możemy tak zrobić. – W sumie to nawet dobry pomysł. Będzie mogła pokazać Zoyi wszystkie gadżety w jakie jest wyposażony ten dom. Jako, że już nie mam tych zdjęć tego domu to będziesz musiała je znaleźć i podesłać, żebym wiedziała jak ten dom wygląda. Mam tylko mgliste wspomnienia.
-Bez okazji. – Machnęła ręką. Przecież nie będzie czekać na czyjeś urodziny czy jakieś dni matki czy inne dziwne święta, żeby dać jej jakikolwiek prezent. A nie wiedziała też kiedy znowu zostanie porwana, więc lepiej dać kilka prezentów na raz, żeby mieć czyste sumienie, że Henderson ma ułożone życie. Pokręciła głową na batonika, bo absolutnie nie chciała czegoś takiego. W ogóle nie chciała niczego. Nie była zbyt wymagająca.
-Następnym razem. – Odpowiedziała co do sex shopu. Nie była na razie w stanie myśleć o takich rzeczach. A wizyty w tego rodzaju sklepie przypominają raczej o tym jak zjebane psychiki mają niektórzy ludzie.
-Stałam w kolejce w kawiarni za młodymi mamami i kobietami w ciąży. – Wyjaśniła sprzedając Zoyi kłamstwo. Nie chciała, żeby Henderson wiedziała, że Sameen z własnej woli czytała o ciążach. Jeszcze Zoya uzna, że Sameen chce jej zabrać dziecko, albo sama będzie próbowała zajść w ciąże. Obie teorie były lekko pierdolnięte, ale w dzisiejszych czasach można się spodziewać naprawdę wszystkiego. Nawet od Sameen. –Nie jestem. W sensie, nie mam nic do nich. Lubię zwierzęta, ale lubię na nie patrzeć bardziej niż je posiadać. – Biedny Tyfon. –Może będą mieli tygrysy albo rysie. – Cieszyła się na coś co oczywiście się nie wydarzy. Będzie miała spierdolone popołudnie. –Dzięki. – Odparła nieco zmieszana i nawet się nachyliła, żeby powąchać swoje ramię. –Nie odpadła jeszcze więc myślę, że będzie dobrze. – W sumie to zapomniała już o tym, że ma rozjebaną rękę. Tak to jest jak się cały czas żyje w bólu i cierpieniu.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Powinnam, ale jak sobie pomyślę, że zaraz tego i tak tam nie będzie to mi się odechciewa - chociaż i tak starała się coś w siebie wciskać. Tak więc poszła za radą i otworzyła tą sałatkę z nadzieją, że to nie zakończy się katastrofą. Nie ma się co oszukiwać, mogło byc różnie. Całe szczęście były w jej samochodzie więc przynajmniej nie będzie jej aż tak wstyd, jeżeli zarzyga tapicerkę. Trudno. Nie była w stanie nad tym zapanować. - No tak, w sumie tak jest - kiwnęła głową, bo rzeczywiście prezenty czasem mogły być bez okazji. Z drugiej strony, to nie były małe prezenciki w stylu czekoladek czy wina. Szczególnie mocno była zdziwiona w związku z domem. Nie spodziewała się, że Sameen zafunduje jej coś tak wielkiego. - Jasne - uśmiechnęła się, chociaż jeszcze nie była pewna czy zamieszka tam z dzieckiem. Chciała wychować swoje dziecko w czymś co należało tylko do niej, miała tam mieszkać przez resztę swojego życia i sprawić, by to miejsce było domem rodzinnym dla jej maleństwa. Musiała pokazać światu i sobie, że potrafi sama zadbać o przyszłość swoją i dziecka, które niedługo z niej wyjdzie. Miała juz w swojej głowie projekt domu, który chciałaby gdzieś zrealizować, a byłoby jej super niezręcznie zmieniać to co Sameen jej zaoferowała. Zawsze będzie mogła to miejsce wykorzystać jako swój safe hause, gdy będzie chciała uciec od bycia matką, albo zabrać randkę na noc... okej, z tym ostatnim byłby problem, bo kto chciałby sie umawiać z matką? Zoya miała już wystarczająco niską samoocenę, a ta ciąża sprawiła, że spadła ona jeszcze trochę niżej. Teraz już wiedziała, że nie dane będzie jej zbudować takiej rodziny jaką planowała kiedyś mieć. Życie rzucało jej pod nogi niespodzianki i trochę miała już ich dość. Co następne? Śmiertelna choroba, która sprawi, że zostawi swoje dziecko samo na tym świecie? W sumie, jest to jakiś pomysł.
- Współczuję, pewnie ciągle gadały o ciąży i o tym co je boli - Henderson miała nadzieję, że aż taką pokraką to ona nie będzie. Czasem chciała poudawać, że nic jej w brzuchu nie rośnie, nawet jeżeli czuła jak hormony biorą nad nią górę i niedługo dostanie baby brain. - Ale wiesz, że masz psa? - Zapytała z rozbawieniem, bo na patrzenie to już za późno. Tyfon był super psiakiem i Zoya mogłaby takiego mieć. W sumie to nie było takim złym pomysłem, fajnie jak dziecko wychowuje sie w domu z jakimś zwierzakiem, może więc Henderson powinna zainwestować w pieska. - To super, w razie gdybyś czuła się gorzej to mogę pokierować - nie była upośledzona, potrafiła jeszcze jeździć i mieściła sie za kierownicą. W każdym razie, chwile im zajęło żeby dojechać na miejsce, Zoya cały ten czas przeznaczyła na to żeby zjeść swoją sałatkę i o dziwo nie chciało jej się wymiotować więc uznała to za postęp. W końcu zjawiły sie na miejscu i mogły zobaczyć te wszystkie koty, które znajdowały się na wystawie. - O mój boże... jaki dziwny - łyse koty zawsze wydawały jej sie być bardzo hmmm.. specyficzne. Były niby ładne, no bo to kotki, ale z drugiej strony były łyse...

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Rozumiem. – Pokiwała głową, bo w obecnej sytuacji naprawdę doskonale rozumiała to, że człowiek niby chciał jeść, ale jaki był sens skoro wszystko zaraz lądowało albo w kiblu, albo na podłodze, albo na tapicerce auta. Kto co lubi. –To może powinnaś spróbować nie wiem… koktajli czy coś? – Zasugerowała. Sama tak właśnie próbowała wrócić do normalnego jedzenia. Stałe posiłki w ogóle się jej nie trzymały, więc zainwestowała w dietę koktajlową. Prawie aż kupiła sobie blender, ale ostatecznie po prostu zamawiała jedzenie na wynos. Nie miała czasu na to, żeby stać i się bawić w miażdżenie warzyw i owoców.
-No właśnie. Dlatego nie ma co się sprzeciwiać. Musisz po prostu to zaakceptować. – Uśmiechnęła się pod nosem. –To tak jak wtedy kiedy ty dałaś prezent mi na święta, a ja tobie nic. – Wzruszyła ramionami i jej ręka automatycznie wylądowała w okolicach klatki piersiowej. Oczywiście, że nosiła naszyjnik z jabłkiem, który dostała od Zoyi. Cieszyła się tylko, że jak leciała na misję to coś ją podkusiło, żeby jednak zdjąć biżuterię. Bała się, że szybko zgubi prezent. No i istniało prawdopodobieństwo, że jej porywacze by go jej zajebali, albo udusiliby ją nim.
-Nie było tak źle. – Uśmiechnęła się. Nie wiedziała co więcej powiedzieć, bo tych matek tak naprawdę przecież nie było. Wyczytała to wszystko w książce, którą sama z siebie podniosła i zaczęła przeglądać. Mimo wszystko wiedziała, że Zoya i tak będzie zajebistą matką. Była troskliwa i chyba lubiła dzieci. No i z tego co Sameen kojarzyła to Zoya chciała mieć dziecko. I teraz będzie je miała. Co prawda nie według idealnej wizji, którą sobie stworzyła, ale tak czy siak będzie je miała. Poza tym dopóki dziecko będzie kochane i szczęśliwe to wyjebane czy ojciec będzie obecny w życiu. Co prawda Sameen chciała jeszcze trochę podpytać o ojca i dowiedzieć się co to za chuligan, ale ostatecznie uznała, że przyjdzie wygodniejsza pora, żeby o tym porozmawiać. Na przykład jak pojawi się brzuch i będzie można sprawdzać czy dziecko kopie.
-Noo… niby wiem. – Wzruszyła ramionami. –Ale wiesz… inaczej jak masz zwierzaka, bo chcesz go mieć, a inaczej jak go dostajesz i nie masz wyboru. – Ponownie wzruszyła ramionami. Gdyby mogła odmówić i powiedzieć, że woli nie chcieć psa to by to zrobiła. W tym jednak wypadku nie wypadało. Pies został nazwany dla niej i był wychowywany dla niej. Był więc bardzo osobistym prezentem i Sameen po prostu będzie musiała nauczyć się z nim żyć. A później pies zdechnie i Sam będzie mogła kontynuować swoje życie. –To będziesz mogła w drodze powrotnej. – Zaproponowała taki kompromis, bo miała też na uwadze to, że jest serio osłabiona, a jednak jeździła cały dzień. A nie wypadałoby spowodować wypadku z ciężarną Zoyą w środku.
-O boże. – Spojrzała z obrzydzeniem na łysego kota. Aż chwyciła Zoyę za ramię, bo była pewna, że jak coś jest brzydkie to nie ma prawa istnieć. A tutaj proszę… to coś żyło. –Jezu, – Próbowała się nachylić w stronę tego stwora, ale nie mogła. Za bardzo ją obrzydzał. –Myślisz, że to coś jest o krok od śmierci? – Zapytała z pełną powagą, bo na bank to nie mogło być w pełni zdrowia.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Nie wiem, ciąża nie jest taka super jak myślałam, że będzie – pewnie głównie dlatego, że była w tym wszystkim sama. Wyobrażała to sobie jednak zupełnie inaczej. No, ale los ją zaskoczył i teraz musiała z tym jakoś handlować. Nie było to miłe. Czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Niby była otoczona ludźmi, a jednak... coś było nie tak. Gdy wieczorami siedziała w swoim apartamencie w pojedynkę myśląc o tym jak powinno teraz wyglądać jej życie, łapała poważnego doła. Chciała cieszyć się z tej ciąży, w końcu od zawsze w planach miała zostanie matką, a jednak jakoś nie potrafiła emanować pozytywną energią. Wolała też o tym głośno nie mówić tylko trzymać dobrą minę do złej gry i jeżeli już na coś narzekała, to na niedogodności zdrowotne. – Zabrałaś mnie do Austrii i Grecji, to spory prezent – odpowiedziała z usmiechem wpsominając te stosunkowo miłe chwile, które teraz wydawały się jej być jakąś odległą historią. Wiele rzeczy się wydarzyło odkąd wróciły z tych małych wakacji. Oczywiście, nie były to rzeczy dobre, bo w końcu mowa tutaj o Zoyi, nie mogła mieć przecież za lekko w życiu,
- Zawsze jest wybór, mogłaś go oddać do schroniska albo zostawić go mi lub siostrze, a jednak postanowiłaś go przygarnąć i się nim zaopiekować. – Oczywiście, że Henderson starała się tu zobaczyć jakiś pozytyw, który mógłby wskazywać, że Sameen chciała tego pieska, nawet jeżeli jeszcze sama do tego nie doszła. Zoya miała w planach kupić pieska albo kotka, bo chciałaby aby jej dziecko wychowywało się w towarzystwie zwierzątka. Może dzięki temu będzoe bardziej empatyczną osobą. – Okej – uśmiechnęła się zadowolona z tego, że Galanis nie traktuje jej jak upośledzoną przez tą całą ciążę. Idealnie.
- Myślę, że nie – zaśmiała się, gdy zobaczyły tego dziwnego kota. – Chociaż wygląda jak po chemioterapii – takiego zwierzaka to Henderson mieć nie chciała. Był naprawdę nie najładniejszy, co jest dziwne, bo przecież wszystkie kotki powinny być kjut. – O brytyjskie – oczywiście, że Zoya musiała wypatrzec coś co chociaż w jakimś stopniu przypomniało jej o miłych czasach spędzonych w Anglii. Piękne momenty. W końcu dziewczyny sobie pozwiedzały, popatrzyły na kociaki, Zoyi udało się nawet kilka pogłakać i raz sie prawie popłakała jak zobaczyła małe kociaki bo były tak słodkie, że jej buzujące hormony ledwo co to wytrzymały. Po wszystkim Henderson zgodnie z obietnicą zasiadła za kierownicą swojego samochodu i odwiozła je ładnie do domu. Pożegnały się pod drzwiami i każda wróciła do siebie i swojego życia.

2xzt

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ