Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Dzisiejszy dzień, przynajmniej według panienki Clark, miał być jednym z tych, najszczęśliwszych w jej życiu. I nie chodziło tu o wielkie życiowe zmiany czy losy na loterii a zwykłe zdjęcie szwów, które w ostatnich dniach niezwykle uprzykrzały jej życie. Audrey bowiem była ucieleśnieniem słowa nadpobudliwość gdyż była dosłownie… wszędzie. W pośpiechu, ciągle coś robiąc, mając problem aby przez dłuższą chwilę usiedzieć w jednym miejscu, nic więc też dziwnego, że gdy na jej boku znalazły się szwy, przez które każdy gwałtowniejszy ruch wiązał się z bólem, a dziewczyna nie mogła podnieść choćby siatki z zakupami wiązało się to z jej wewnętrzną tragedią. Zupełnie nie wiedziała jak funkcjonować i zapewne gdyby nie czujne oko ukochanego pana Ashworth już dawno na własną rękę pozbyłaby się chirurgicznych nici, zapewne doprowadzając do kolejnych komplikacji.
Na szczęście tego nie poczyniła i po prawie czterdziestominutowej wizycie kontrolnej została wypuszczona, wolna od szwów, z kolejną receptą i niezwykle wielkim zadowoleniem wypisanym na delikatnej buzi. W końcu mogła chodzić szybciej od żółwia, niemiała problemu aby sięgnąć po torbę pozostawioną na podłodze, a jej umysł w drodze powrotnej do domu już robił całą, długą listę rzeczy, jakie zrobi, gdy tylko wróci na farmę swojego chłopaka.
Snute plany pokrzyżował… jej własny samochód. Pomarańczowy Ford rocznik ‘78 nie był najpewniejszym środkiem transportu. Klimatyzacja odmówiła pracy na początku lata (naprawiana już trzykrotnie, protestowała co kilka tygodni), skrzynia biegów potrafiła się zaciąć, hamulec łapał dopiero od połowy… Listę niedogodności Audrey mogłaby wymieniać przez kilka minut, nadal jednak kochała ten samochód całym swoim serduszkiem i uparcie odmawiała jego wymiany. W momencie, gdy minęła zabudowę Crains, pożałowała tej decyzji, gdyż pickup wydał z siebie kilka, niezwykle dziwnych dźwięków po czym zwyczajnie zgasł na środku drogi.
- Nie rób mi tego… - Mruknęła błagalnie do samochodu, próbując ponownie odpalić stary silnik, ten jednak mimo działania rozrusznika nie załapywał rozczarowując właścicielkę. Dlaczego nigdy nie poprosiła ojca, aby wyjaśnił jej jak naprawiać takie rzęchy? Odpowiedź była prosta, zwyczajnie wolała w tym czasie przebywać ze zwierzakami i w tym momencie zwyczajnie żałowała, że nie wpadła na jakże głupi pomysł pojechania do lekarza konno - Demon z pewnością by nie zawiódł. Zrezygnowane dziewczę sięgnęło do torebki w poszukiwaniu telefonu, tylko po to aby zauważyć, że w międzyczasie telefon zdążył się jej rozładować. Pięknie. Nie wiedząc co zrobić, Audrey Bree Clark pstryknęła światła awaryjne (nie będąc pewną, czy te w ogóle działały) po czym wyjęła trójkąt, ustawiła go w odpowiedniej odległości od samochodu i otworzyła maskę, z nadzieją, że uda jej się jakoś wzrokiem zaczarować silnik, aby ten odpalił. Będąc samą na bezdrożu, w dodatku bez telefonu mogła liczyć jedynie na magiczne odczarowanie furgonetki… albo pomoc, choć obawiała się, że o tej porze raczej nikt nie będzie tu jechał.

Jedda Corrente
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
13

Aż mnie luty zastał! Tak to szybko mija. Jak powszechnie było wiadomo, Jedda wręcz prosiła się o kłopoty, ale w odróżnieniu od Audrey nie odniosła jak na razie żadnych konsekwencji. Przynajmniej tych fizycznych, bo jednak ostatnie spotkania z Orpheusem trochę siadały jej na psychice. A na pewno sprawiały, że czuła się w starciu z nim mocno zdezorientowana. Ale miała szczęście – urodzona pod szczęśliwą gwiazdą jeszcze nie ucierpiała, choć rzeczywiście pchała się w miejsca, w które zdecydowanie nie powinna. Wciąż ciężko było powiedzieć czy jej poczynania można było nazwać aktem odwagi, czy raczej głupotą.
Można powiedzieć, że Audrey trafiła w dość dobre miejsce, bo jednak Jedda wracając z pracy musiała tamtędy przejechać. Z oceanarium wyszła z lekkim niepokojem, ale na szczęście tym razem nikt na nią nie czekał pod miejscem pracy i również obok swojego samochodu na parkingu nikogo nie zastała. Niemal odetchnęła z ulgą, gdy wsiadała za kierownicę auta i korzystając z tej dobrej passy, pośpiesznie odjechała z parkingu. Może faktycznie w ostatnim czasie naprawdę często odwracała się przez ramię, by sprawdzić czy aby na pewno jest bezpieczna, ale chyba nikt, kto wiedział o zaginięciu jej byłego chłopaka, a później Tilly – no i jeszcze biorąc pod uwagę jej pokręconą rodzinę – nie powinien się jej wcale dziwić.
Wjechała szybko na główną drogę i jechała po dość spokojnej i pustej niemal trasie przez spory kawałek drogi. Aż w końcu jakiś punkt w oddali przykuł jej spojrzenie. Rozpoznała stojący na poboczu pomarańczowy samochód niemal od razu. Był chyba zbyt charakterystyczny, by go nie rozpoznać, nawet jeśli od lat nie rozmawiała z Audrey Bree Clark . Właściwie nie miało to znaczenia – nie, kiedy rozbija się po mieście od lat pomarańczowym fordem. Jedda wiedziona złym przeczuciem zwolniła i kiedy spostrzegła rozłożony trójkąt i otwartą maskę samochodu, stwierdziła, że chyba jej dawna przyjaciółka może potrzebować pomocy. Zresztą, nie trzeba było być Sherlockiem Holmesem, by podobne wnioski wyciągnąć z tej zaistniałej sytuacji. Przejechała obok i zaparkowała przed samochodem Audrey, po czym natychmiast wysiadła ze swojej nowej hondy – którą dostała po ostatnich wypadkach. – Cześć – zawołała do koleżanki, zatrzaskując drzwi samochodu i dopiero wtedy podeszła do Audrey z lekkim i współczującym uśmiechem. – Co się stało? – spytała, lustrując uważnie dziewczynę i również zaglądając do maski.
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey uwielbiała swojego starego, pomarańczowego Forda nawet jeśli ten był w stanie wskazującym na to, że niedługo przestanie jej służyć. Uparcie jednak nie zgadzała się na jakąkolwiek wymianę samochodu na nowszy model, zbyt przywiązana do pomarańczowej strzały, powiązanej z ogromną ilością wspomnień. I choć jeszcze niedawno zarzekała się, że samochód jest jeszcze w całkiem dobrym stanie, teraz na własnej skórze odczuwała błędy swoich osądów gdy oto pojazd postanowił się zbuntować pośrodku niczego, dodatkowo wysysając energię z baterii jej telefonu (a przecież była pewna, że ładowała go przed wyjściem!). Los jednak zdawał się być po jej stronie, gdyż ledwie kilkanaście minut po tym, jak Ford odmówił posłuszeństwa zauważyła światła jakiegoś samochodu na drodze. I jedynie przez chwilę strach przetoczył się przez jej drobne ciało w obawie, że zwiastują przybycie kogoś kto mógłby nie mieć czystych zamiarów… Odetchnęła więc z wyraźną ulgą na widok znajomej twarzy.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! - Odpowiedziała więc radośnie w ramach przywitania, układając pełne wargi w szeroki uśmiech. Może i przez wiele lat ich kontakt ograniczał się do wysyłania sobie okazyjnych życzeń, Audrey była jednak pewna, że z rąk Jeddy nic jej nie grozi, nawet jeśli otoczenie zdawało się przypominać wstęp do kiepskiego horroru. A nerwy panienki Clark, dodatkowo zszargane niedawnym wypadkiem, zwyczajnie nie potrafiły odsunąć od siebie tych, jakże nierealnych scenariuszy. - No wiesz… - Zaczęła, zerkając niepewnie w stronę otworzonej maski. - Nie mam pojęcia, wracam od lekarza, a samochód po prostu przestał jechać. Nie znam się na tym zupełnie, więc próbowałam jakoś zaczarować silnik spojrzeniem i groźbami o zezłomowaniu, żeby znów ruszył, ale jak widać nie przyniosło to większego skutku. - Przyznała, unosząc drobną dłoń do brązowych włosów, aby delikatnie wsunąć niesforne kosmyki za ucho. Panna Clark była chodzącą encyklopedią wiedzy dotyczącej zwierzaków, umiała jeździć traktorem (kasując przy tym kilkanaście płotów swoich sąsiadów) lecz o mechanice oraz jej możliwych naprawach nie miała najmniejszego pojęcia i nigdy nie było to tajemnicą. Zwykle w takich chwilach mogła liczyć na ojca, od niedawna jednak nie było to możliwym, gdyż nadal nie wybaczyła mu przestrzelenia jej boku. Ciche westchnięcie wyrwało się z dziewczęcej piersi, gdy brązowe oczęta ponownie powędrowały w kierunku Jeddy. - Chciałam zadzwonić do mojego chłopaka, żeby po mnie podjechał ale jak na złość padł mi telefon i tak oto tu utknęłam. - Dodała, rozkładając bezradnie ramiona. Niestety, nie znane jej były inne metody wezwania pomocy i nim zdążyła zastanowić się nad tym co zrobić, zjawiła się jej dawna przyjaciółka. - A Ty? Wracasz z pracy? - Spytała, mimo swojej sytuacji jakoś nie potrafiąc otwarcie poprosić o pomoc, nie będąc pewną czy przypadkiem nie pokrzyżuje dziewczynie planów.

Jedda Corrente
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
Jedda potrafiłaby takie przywiązanie do samochodu zrozumieć. Co prawda sama miała stricte odmienne poglądy, co do własnego środka transportu – który tak naprawdę nie był jej tylko jej brata – ale mimo wszystko była w stanie wykrzesać z siebie na tyle empatii, by zrozumieć, że ktoś może być przywiązany do samochodu. I o ile dobrze pamiętała to przecież tego Forda, Audrey posiadała od dobrych paru lat. I było to w sumie nawet trochę słodkie. Z pewnością jednak Audrey miała nadzieję na nieco dłuższy żywot samochodu – tak samo jak pewnie nie oczekiwała spotkania się z Jeddą po raz kolejny właśnie w takich okolicznościach.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech całkiem szczerze i pogodnie. – Domyślam się – oznajmiła z uśmiechem, bo pewnie sama wymyślałaby na miejscu Audi najgorsze scenariusze w takiej chwili. Zwłaszcza, zważywszy na ostatnie sytuacje, które działy się w jej życiu. I gdyby była na jej miejscu, to wcale nie zdziwiłaby się, gdyby po rozkraczeniu się samochodu na środku ulicy, ona sama zniknęłaby w podejrzanych okolicznościach. Albo… jedyną osobą, która by przystanęła przy samochodzie byłby Orfeusz. Ale o tym wolała nie myśleć w tym momencie – ani wcale. Dlatego odgoniła te wszystkie myśli i ponownie zwróciła się w stronę koleżanki. – Tutaj chyba potrzeba sprawnego oka mechanika… – oznajmiła Jedda z westchnieniem i wyprostowała się, bo nie będzie przecież udawała, że zna się na rzeczy skoro się kompletnie nie znała. Nie musiała, bo zazwyczaj to ktoś inny za nią ogarniał takie rzeczy. Jak wszelkie inne, o czym boleśnie się ostatnio przekonała. Przytaknęła na pytanie o to czy wracała z pracy. Nie potrzebowała szczególnie zachęty, bo i tak od początku zamierzała jej pomóc. – Zaczekaj – poprosiła i wróciła do swojego samochodu, by wyjąć z torebki telefon. Po chwili wróciła do Audrey. – Możesz zadzwonić ode mnie. Do chłopaka. Ale najlepiej też od razu po lawetę, żeby zabrali stąd twoje autko. Ale nie musi po ciebie przyjeżdżać, podwiozę cię przecież – powiedziała ze zdecydowaniem, bo po co byłoby go fatygować skoro Jedda już była tutaj na miejscu. Wręczyła telefon koleżance, pozwalając jej w tym momencie na dowolność wykonania telefonu, napisania wiadomości, cokolwiek. Sama ponownie bezradnie spojrzała na wnętrze maski i wzruszyła ramionami. Kolejne sytuacje w jej życiu pokazywały, że naprawdę powinna nieco bardziej ogarniać życie. – Ale najpierw oczywiście zaczekamy na pomoc drogową – oznajmiła i w porę przypomniała sobie, że chyba pasowałoby rozstawić trójkąt na drodze. Aż bała się spoglądać, co może znajdować się w bagażniku jej brata, ale mimo to podeszła do swojego samochodu, by włączyć awaryjne i poszukać trójkąt, który miała zamiar rozstawić za ich samochodami w odpowiedniej odległości.
Audrey Bree Clark
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
 Pomarańczowy Ford towarzyszył panience Clark od momentu, gdy zdała prawo jazdy. Wiele wspomnień wiązało się z tym samochem, począwszy od pierwszych licealnych imprez, przez przeprowadzkę do Sydney (bo przecież musiała zabrać swoje autko ze sobą, choć na ulicach Sydney wyglądało śmiesznie) aż do pierwszej randki z panem Ashworth podczas której to właśnie tym samochodem zwiewali spod szkoły gotowania, którą przyszło im przypadkiem podpalić. A to wszystko sprawiało, że czuła się przywiązana do swojego pojazdu, choć zapewne większa część jej otoczenia będzie niezwykle zadowolona na wieść o tym, że Ford postanowił odmówić posłuszeństwa.
- Myślisz, że potrzeba mechanika? Może spróbuję pomachać przed nim torebką z psimi przysmakami? Na Lucky’ego to działa… - Odpowiedziała, ponownie kątem oka zerkając w kierunku silnika. Żartowała, oczywiście - nie sądziła, aby było cokolwiek innego, co mogłaby zrobić w tej jakże paskudnej sytuacji. Nie wiedziała, jak naprawia się samochody i choć potrafiła zszywać zwierzęce rany najpiękniejszymi szwami, zwyczajnie nie była w stanie w żaden sposób sprawić, że jej kochane autko magicznie zacznie działać.
Uśmiechnęła się więc z wdzięcznością, gdy dawna przyjaciółka zaoferowała jej pomoc, jednocześnie sprawiając, że brunetka mogła odetchnąć z ulgą, bo o ile powrót do domu nie jawił je się jako jakiś bardzo wielki problem, tak zwyczajnie nie chciała aby ukochany się o nią martwił gdy jej powrót znacząco się przeciągnie.
- Naprawdę mogłabyś mnie podwieźć do domu? Nie będzie to problemem? - Upewniła się, bo przecież Carnelian Land było miejscem położonym daleko w zasadzie od… wszystkiego, z pewnością dość daleko Tingaree które Audrey znała doskonale za sprawą Sanktuarium. - Zadzwonię po lawetę i uprzedzę Jeba, że wrócę do domu później. Wiesz, byłam na zdjęciu szwów, będzie się martwił jeśli nie dam mu znać co i jak. - Zapowiedziała, po czym odnalazła w swoich dokumentach niewielką wizytówkę firmy ubezpieczeniowej, która miała za zadanie zapewnić jej pomoc w podobnej sytuacji. Następnie namazała szybką wiadomość do pana Ashworth, aby nie obawiał się o jej zdrowie gdy jej powrót do domu się opóźni.
A gdy wszystkie formalności były załatwione, Audrey wróciła do Jeddy oddając jej telefon.
- Dzięki, pomoc drogowa będzie za jakieś dwadzieścia minut… - Odpowiedziała, opierając się delikatnie o bok swojego samochodu czując jak rana po postrzale przypomina o swoim istnieniu nieprzyjemnym bólem w boku. - To co u Ciebie nowego? Mamy chwilę na nadrobienie zaległości. - Dodała z cieniem rozbawienia czując, jak nieprzyjemny stres powoli opuszcza jej drobne ciało, pozwalając się wyluzować. Jeb był poinformowany, laweta w drodze, a jej nie czekał kilkudziesięciu kilometrowy spacer… Całkiem nieźle, czyż nie?

Jedda Corrente
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
WETERYNARZ — CAIRNS AQUARIUM
23 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Jest w 1/3 Aborygenką, zamieszkuje dzielnicę Tingaree i pracuje w oceanarium. Od roku poszukuje zaginionego chłopaka, ale marnie jej idzie. Robi wszystko, by nie być powiązaną z szemranymi interesami ojca, i to idzie jej nieco lepiej.
Jedda potrafiłaby to zrozumieć – ten głupi i niewytłumaczony sentyment do rzeczy materialnych – ale prawda była taka, że na ten moment niewiele wiedziała o emocjach, jakie wywoływał w pannie Clark ten niepozorny pomarańczowy ford. Poza tym, że oczywiście kojarzył jej się ewidentnie z Audrey, jako że miała go niemal od zawsze. Dlatego posłała jej niemal współczujący uśmiech. – Myślę, że tutaj trzeba niestety czegoś więcej niż przysmaczków czy zaklęć. – O tym drugim wspomniała na wszelki wypadek, gdyby Audrey postanowiła jej zaraz wyskoczyć z takim oto nowym pomysłem. Bez mechanika raczej się nie obędzie i pewnie gdyby Audrey trafiła na brata Jeddy a nie samą Jed, to byłby on bardziej pomocny. Niestety, trafiła jej się tylko Jedda ze swoim uśmiechem, chęcią pomocy i podwózki i z naładowanym telefonem.
Zaraz też potakująco skinęła głową, bo dla niej żadnym problemem nie było zabranie Audrey. – Jasne – wtrąciła gdzieś tam pomiędzy. Wręczyła jej zaraz telefon i jeszcze z uśmiechem zapewniła, że oczywiście może zadzwonić do swojego chłopaka i po lawetę, a sama jeszcze przez chwilę wpatrywała się w silnik, myśląc o tym, że chyba rzeczywiście powinna częściej rozmawiać z bratem i zaczerpnąć od niego paru mądrych rozwiązań w sytuacjach tego typu. Pozostawiła Audi stosowną chwilę na pozałatwianie własnych spraw, nie zdążyła zapytać Audrey o te szwy, zanim ta się oddaliła, ale obiecała sobie, że wykorzysta ten czas oczekiwania na lawetę na to, by zapytać. Bo w pierwszej chwili przez jej twarz przebiegła tylko konsternacja i zmarszczenie czoła. – Nie ma problemu – powiedziała tylko, chowając telefon. – U mnie w porządku – skłamała gładko, bo nieszczególnie uważała, by był to dobry czas na opowiadanie o tym, że czuje się lekko zagrożona przez podejrzanego typa. O wiele bardziej wolała dopytać o to, co się działo u Audrey. – Miałaś zdejmowane szwy? Coś się stało? – spytała z wyraźną troską. Zaraz też zaprosiła ją do swojego samochodu, by tam zaczekały na lawetę – tam mogły w spokoju porozmawiać. A później, gdy pomoc drogowa już się pojawiła i zabrała autko Audrey, Jedda podwiozła ją do domu.

/zt x2 <3
wystrzałowy jednorożec
no anu
brak multikont
ODPOWIEDZ