malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Zwykle na tego typu rodzaju przyjęciach czuł się jak ryba w wodzie. Pewną jednak łatwość obchodzenia się z nimi wyciszył w ostatnim czasie jego kryzys, a dziś to uczucie dodatkowo potęgowała świadomość tego, że j e g o dziewczyna, j e g o Desi będzie tutaj z innym mężczyzną. Do tej pory jej partner bowiem istniał jedynie gdzieś na dalekiej orbicie bycia jedynie słowem, które owszem, wzbudzało we Flannie pewien rodzaj zazdrości, ale nie takiej jak dziś - doszczętnie psującej mu humor i wywracajacej żołądek na lewą stronę.
Od samego rana czuł, że uczestnictwo w całej tej szopce Remingtonów to zły pomysł. Choć może inaczej - j e g o obecność tam miała być złym pomysłem, nie mógł młodym w końcu odmówić tego, że ślub był piękny, oni sami zakochani a wesele zapowiadało się spektakularnie. Naprawdę mocno się starał i wszystko może chociaż stwarzałoby pozory tego, że ma ręce i nogi, gdyby... Gdyby nie zwrócił uwagi na Desiree. Zresztą, chyba tylko ostatni ślepiec nie byłby w stanie jej wypatrzeć, nawet w tym tłumie ludzi. Jej uroda w połączeniu z t ą sukienkąz tak idealnie opinającą jej ciało, w końcu nie były czymś co można przeoczyć. Gapił się na nią przez całą mszę, uznając za szczęśliwy zbieg okoliczności, że stała w takim miejscu, że mógł udawać skupienie na ołtarzu i wszystkich tych boskich sprawach.

Na samym weselu, jak chyba nigdy wcześniej, doceniał obecność przy swoim boku Julii. Pewnie było to ostatecznie chłodne zagranie, ale niespecjalnie przejmował się tym, co i z kim robi w tym momencie Aspen - choć zakładał śmiało, że będzie się bezpiecznie trzymać swojej rodziny, wpatrzonej w nią jak w obrazek. Nie interesowało go też czy i z kim przyszła Julia - skoro z taką łatwością porzucała go na pastwę druhen i reszty pań szukających weselnej okazji, najwyraźniej nie był tak liczącą się postacią. Doskonale zresztą wiedział, co najlepszego panna Crane wyprawia. Ona go pilnuje. Pilnuje, żeby nie zrobił żadnej głupoty. Westchnął, kiedy znowu gdzieś śmignęła mu Desi. Co by jednak nie robić z siebie marudy ostatecznego, dał się Julii wyciągnąć na parkiet. W roli lwa salonowego nie czuł się najlepiej, więc dość odpowiadała mu lokalizacja trochę na uboczu.
Musiał przyznać, że Julia miała tu wzięcie - szybko została mu podkradziona przez, na tyle ile zdążył zarejestrować kto jest w towarzystwie kim, brata młodej. Miał już wracać na swoje miejsce, ba - robił to, ale konieczność wyminięcia tyłu osób i krzeseł niczego nie ułatwiała. Narzekałby pewnie na to później jeszcze z trzy dni, gdyby nie fakt że wśród całego towarzystwa mijał właśnie partnera Desi tłumaczącego młodym w przepraszającym tonie, że musi zniknąć wcześniej. I Ainsley mówiącą coś o tym, że nie musi się niczym martwić, bo dobrze się tu jego dziewczyną zajmą. Ta dziewczyna nie była diabłem. To była sama szefowa piekieł.

Nie zastanawiał się więc nad tym, czy robi dobrze, bo pewnie każdy kto miał choć trochę zdrowego rozsądku wystawiłby go w tym momencie za drzwi. On po prostu, trochę jak na autopilocie, wrócił z powrotem na cześć sali, gdzie szalało właśnie właściwie całe towarzystwo. I w momencie w którym kończyła się jedna z piosenek, dziewczyna przed nim odwróciła się i mogli sobie spojrzeć w oczy. Do niej zawsze umiał trafić. Jego spojrzenie od razu złagodniało, choć tylko on sam mógł wiedzieć jak bardzo go korciło by ją tu teraz pocałować.
- Można panią prosić? - dziś w końcu mieli być parą obcych sobie osób. Dawno żadne kłamstwo nie uwierało go tak skutecznie, jak to.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Zarzekała się, że nie ma mowy i wcale nie zamierza się tutaj pojawiać. Oczywiście, że uwielbiała Ainsley i kompletnie nie rozumiała dlaczego dla Flanna ta dziewczyna była z piekła rodem, ale była zbyt inteligentna, by świadomie i z premedytacją wchodzić do paszczy lwa. To jest do rodziny żony swojego chłopaka, znanej z tak upiornych opowiadań, że straszny dom był dla nich byle błahostką. Z tego też powodu broniła się rękami i nogami przed udziałem w tej ceremonii, ale wszystko przeważyło zaproszenie, które otrzymał James.
A z nim nie było dyskusji, a wszelkie ślady próby przemówienia mu do rozsądku zakrywała dziś kryjącym pudrem i uśmiechem, który przyrósł do jej twarzy tak bardzo, że podejrzewała, że nie byłaby w stanie go odkleić nawet na widok Flanna z żoną.
W kościele- nie wiedziała nawet, że państwo młodzi są wierzący- nie miała nawet jak się odwrócić w jego stronę, ale wyczuwała jego spojrzenie. Miała wrażenie, że i zapach perfum jest jej niezwykle bliski, ale kwiatów była cała masa i prawdopodobnie to było tylko złudzenie. Jak i to, że wytrzyma, bo wprawdzie jego żona szybko zniknęła z radaru i nie stanowiła dla niej problemu, ale już jego wysoka i piękna towarzyszka tak. Było w niej coś tak atrakcyjnego, że Desi- wszak śliczna w tej czarnej sukience- czuła się jak siostra Kopciuszka. Być może chodziło o urok, a być może o fakt, że zachowywała się zbyt śmiało w stosunku do jej chłopaka, co sprawiało, że już zaczynała planować inkwizycję w jej kierunku.
Wciągnęłaby do tego pomysłu Ainsley, ale panna młoda wydawała się zajęta… ważniejszymi sprawami, więc pozostawało jej tylko obserwowanie sytuacji i przepijanie szampanem każdej konwersacji, którą ledwo słyszała w rogu sali. Przywykła do tego, że James nie tańczy i się nie bawi, więc sama raczej skupiła się na obserwacji, a wniosek z niej wyciągnęła całkiem prosty. Jej nowa przyjaciółka miała rację i większego skupiska snobów nie widziała, choć z boku to był całkiem przyjemny i gustowny obrazek.
Wszystko było na wysokim i eleganckim poziomie, rośliny dodawały splendoru i wreszcie wokół zaroiło się od zakochanych par, a ją przeszedł dreszcz na samą myśl, że jej partnerowi udzieli się ta cała atmosfera i wylądują na parkiecie przytuleni. Sam taniec wydawał się jej oczywistą zdradą, choć akurat jej Flannowi nie przeszkadzało to wcale i śmiało bawił się z partnerką. Tak właściwie Desiree straciła rachubę z kim on na to wesele przyszedł, a zazdrość okazywała się faktycznie jednookim potworem, bo miała ochotę udusić tę dziewczynę.
Na szczęście od ponurych myśli wybawił ją pager, oznajmujący Jamesowi, że czeka na niego jakiś wypadek. Wyjątkowo pozwolił jej zostać, a raczej nie miał wyboru, gdy Ainsley dość stanowczo oznajmiła, że się nią zajmą. Dobre sobie, zaraz porwali ją do kolejnego toastu razem ze świeżo upieczonym mężem, a ona tym razem szczerze się uśmiechała obserwując ich dłużej. Byli zakochani i na dodatek mogli tę miłość manifestować.
Nawet nie podejrzewali jakimi są szczęściarzami.
Zaś ona czuła, że potrzebuje kolejnego kieliszka szampana i po raz pierwszy od dawna gotowa była stracić dla tych bąbelków głowę, gdyby nie znowu ta intensywna woń, która zawsze przyprawiała ją do szaleństwa.
Odwróciła głowę i choć jej spojrzenie ciskało pioruny, podała mu swoją dłoń.
Czyżby zgubił koleżankę?
- Ależ oczywiście - i choć tańczyli ze sobą już kilka razy (często po prostu przed pójściem razem do łóżka) nigdy nie robili tego tak oficjalnie zgrywając parę obcych ludzi.
To było wyzwanie i chyba jej wzburzenie miało okazać się gwoździem do trumny, ale jak na razie obiecała sobie, że będzie się pilnować.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Musiał przyznać, że chyba dość naiwnie zakładał, że im bliżej razem z jego Desi będą momentu, w którym to oficjalnie będą mogli porzucić swoje stare życia i rozkoszować się wyłącznie nowym, tym wspólnym, tym będzie im łatwiej. Zdawał się w ogóle nie brać innej wersji pod uwagę, kiedy nagle boleśnie z tym faktem zderzyło go całe to nieszczęsne wesele. Był o blondynkę najwyraźniej niedorzecznie wręcz zazdrosny, zupełnie tak jakby o istnieniu jej partnera dowiedział się dziś, a nie było to przecież żadną tajemnicą od samego początku. Hamował się więc ze swoimi zachowaniami jak najdłużej mógł - a raczej skutecznie czyniła to Julia, zajmując go swoją skromną osobą tak skutecznie, że nie miał wcześniej czasu wywinąć niczego głupiego - ale w końcu nadszedł moment, kiedy już powstrzymać się nie potrafił. Nie, kiedy stała teraz przed nim, w końcu tak bardzo jego. Czuł jej zapach, jakby wręcz namacalnie połączony z ciepłem jej ciała. Sukienka, którą wybrała na tą nieszczęsną (i zdania nie zmieni) okazję z bliska robiła jeszcze większe wrażenie, zupełnie jak jej uroda, która w końcu nie potrzebowała nawet wszystkich tych składających się na jej makijaż kosmetyków, by nie mieć dla siebie żadnej konkurencji. W końcu ton jej głosu, tak znajomo zgadzający się na wszystko. I to coś w spojrzeniu, coś... co dziś wywołałoby nie tylko burzę, a i groźny huragan, gdyby była tylko taka możliwość. Najwyraźniej nie był osamotniony w swoim dzisiejszym samopoczuciu.
Które w końcu mógł odsunąć od siebie jak najdalej, miał ją w końcu przy sobie, znowu całą jego. Niczym prawdziwy gentleman wyciągnął w jej stronę dłoń, by ją ujęła i wyciągnął ją delikatnie i niespiesznie w stronę parkietu. Objął ją w końcu całkiem czule i z wyczuciem prowadził ją w tym tańcu. Nie był to w końcu ich pierwszy raz, , dosłownie uwielbiał jak jej całe ciało buja się, na granicy wyczuwalności, pod jego dotykiem. Coraz bardziej i śmielej zaczynał sobie pozwalać, zupełnie chyba już ignorując fakt, że zaczynali wyglądać jak para zakochanych, chyba nawet bardziej niż sami młodzi. Nie było w kosmosie takiej siły, która oderwałaby go teraz od Desi i może szarżował w swoich osądach, ale czuł że działało to w obie strony.
- Myślałem, że się nie doczekam - mruknął cicho, lekko przechylając się by móc wyszeptać jej to prosto do ucha. Cholernie bardzo korciło go by ruszyć się odrobinę bardziej, by wargami jedynie musnąć jej delikatną skórę. Coś w rodzaju samej zapowiedzi pocałunku, zaznaczenia tego jak bardzo mu jej brakowało. I jak fatalnie znosił to, że nawet przez tą jedną chwilę j e s z c z e nie była jego. Był bowiem tego bardziej niż pewien - nikogo w swoim życiu nie kochał tak jak Desiree, nikogo również tak bardzo nie potrzebował. Nie chodziło już wyłącznie o ich niesamowitą chemię, o tą fizyczną bliskość, w której wzajemnie potrafili się wręcz spalać. Wiedział, po prostu wiedział, że bez niej dalej nie ma już niczego, trzymał więc ją teraz w swoich ramionach niczym jakiś najdroższy skarb, którym w końcu była. On za to był nadal jedynie mężczyzną, na dodatek mężczyzną tak cholernie spragnionym tej jednej kobiety, że z pewnymi rzeczami poczynał sobie coraz śmielej, przesuwając teraz dłonią wzdłuż (póki co) nienagannie zapiętego suwaka jej sukienki, zupełnie jakby w ten sposób obiecywał jej pewne rzeczy na później.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Nie była jedną z tych dziewcząt, które łakną ślubu jako dowodu na potwierdzenie uczuć swoich i partnera. Nie dla niej była fikuśna sukienka, bo przecież żadna z niej niewinna panienka. Nie potrzebowała też takiej pompy, by ogłosić światu, że kogoś kocha i tak się szczęśliwie trafiło, że ten drugi ktoś odwzajemnia jej uczucia. Przez całe życie unikała takich eventów czując się raczej najlepiej w gronie zaufanych osób. Nie była w stanie stwierdzić z czego to wynikało, ale jeszcze teraz bardziej nie wierzyła w to, że podniosłe deklaracje są w stanie zatrzymać miłość na dłużej.
Czyż nie taką składał Flann, który dość swobodnie odnalazł się dłonią na jej talii i wdychał jej zapach jak ulubiony narkotyk?
Czyż nie w tłumie na to wszystko musiała spoglądać jego żona, która od pewnego październikowego wieczoru stała się raczej echem przeszłości niż jego partnerką? Nic więc dziwnego, że małżeństwo wydawało się jej wręcz nieznośnym reliktem przeszłości, a tego typu wesele na siedemset osób (około, nie liczyła) pokazem zarezerwowanym jedynie dla dwójki bananowych dzieciaków jakimi zdecydowanie był Dick i Ainsley.
Nie myślała o tym nawet z przekąsem, po prostu oni odnajdywali się idealnie na tej fieście, a ona najchętniej już wskoczyłaby do łóżka i to w towarzystwie, którego teraz łaknęła jak niczego innego na tym świecie.
Towarzysz jednak w tym momencie wydawał się jej najbardziej oddalony i to był paradoks, bo choć Flann trzymał jej talię i mogła z nim porozmawiać to nadal musieli zachowywać się jak znajomi, nie zaś jak kochankowie. Ba, nawet nie mogła wieszać na nim swobodnie rąk jak to robiła ta brunetka, z którą spędzał praktycznie cały wieczór. Wydawała się być z nim tak zaprzyjaźniona, że kilka razy już miała ochotę podejść i się z nią rozprawić, zwłaszcza gdy niby przypadkiem szeptała mu do uszka. Dla biednej Desiree pozostawało natomiast grzeczne trzymanie go za dłoń, choć ta jego błądziła już po zamku jej sukienki. To właśnie to doprowadzało ją do wściekłości i sprawiało, że nawet tak dobry moment jak taniec z nim był jak przekleństwo. W końcu mieli siebie tylko w tak zaniżonych porcjach po raz pierwszy w życiu i ta świadomość uderzała w nią bardziej jak fakt, że ma żonę.
Nie widziała jej tutaj, zresztą, na parkiecie zaroiło się i tak od tylu par, że nawet ich cicha rozmowa nikomu nie przeszkadzała. Może dlatego uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Nie wydawałeś się stęskniony. Towarzystwa ci również nie brakowało - zauważyła i choć powinna może zamilknąć i nie urządzać mu sceny zazdrości, podczas wesela w jego rodzinie to nie mogła zdecydowanie się powstrzymać. Nie, gdy cała wewnątrz się gotowała i choć jej słowa były zimne jak lód to czuła, że zaraz wybuchnie.
Dlatego wreszcie pokręciła głową i w ostatnim zrywie rozsądku puściła jego dłoń.
- Dziękuję za taniec, panie Rohrbach, pójdę się odświeżyć - i wymknęła się na pusty korytarz, gdzie odetchnęła głęboko. Pieprzony Flann, pieprzona miłość i równie pieprzony ślub, który doprowadził ją do takiego stanu. Nigdy, przenigdy nie była aż tak od kogoś uzależniona i nigdy nie czuła takiej zazdrości, która wręcz pulsowała w jej obolałych żyłach. Jak dla niej to wesele mogłoby już się zakończyć.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Kiedyś czułby się na takich wydarzeniach jak ryba w wodzie i co więcej wiedział, wręcz był pewien, że i ten stan do niego wróci. Wróci razem ze spokojem ducha, który osiągnie dopiero w momencie, kiedy skończą się te wszystkie mniej lub bardziej eleganckie uniki, obietnice i wszelkie inne niedogodności. Między Bogiem a prawdą czekał tylko i wyłącznie na dzień, w którym Desiree będzie w końcu tylko i wyłącznie jego, a on tylko i wyłącznie jej. Życie stanie się prostsze a świat lepszy. Póki co jednak grał jeszcze swoją wyuczoną już chyba co najwyżej rolę i starał się nie wyglądać jak osoba, która nie chce tu być. Jakby jednak nie patrzył, na zasadach które obecnie obowiązywały - nie chciał. Nie, kiedy Desi na krok nie odpuszczał jej partner, nie kiedy na sali była jego żona i cała jej familia z piekła rodem i wszyscy oni zdawali się zwracać na nich uwagę tak, jakby wiedzieli. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że zaczyna sobie pewne rzeczy wmawiać, ale żołądek od samego początku mszy miał wywinięty na lewą stronę a ciśnienie rozsadzało mu czaszkę, nie myślał logicznie.
Logicznie nie myślał również pewnie, kiedy prosił swoją dziewczynę do tańca. Szczerze mówiąc liczył na jakiś głos rozsądku w wykonaniu Julii (gdzie ją zresztą wcięło?), czy choćby Ainsley, którą wtedy Desi miała dosłownie co najwyżej na wyciągnięcie ręki. Najwyraźniej jednak sama królowa piekieł nie brała żadnych jeńców i mogła oglądać jak świat płonie nawet na własnym weselu.
Uśmiechnął się jedynie delikatnie, kiedy w końcu usłyszał głos swojej tanecznej partnerki - a na codzień jego ulubionej blondynki. Nie spodziewał się, że będzie o niego zazdrosna. Najpierw myślał, że chodzi o Aspen, ale szybko zarejestrował, że raczej o jego drugą towarzyszkę.
- Mówisz o Julii? - zapytał z lekkim uśmiechem. To już był ten moment wesela, kiedy większość towarzystwa porzucało swoich ślubnych czy pozostałych partnerów na rzecz tańca z pozostałymi gośćmi (w układach i układzikach czasami dziwacznych), więc prawie wszyscy w jego trakcie raczej swobodnie rozmawiali. Muzyka, plus pewien gwar głosów, stukających butów, ocierających się o siebie materiałów, to wszystko była taka kakofonia (o dziwo nadal przyjemna dla ucha, a miało być to przecież piekło!) dźwięków, że mógłby właśnie wyznawać jej miłość, a nikt inny by tego nie usłyszał. - Dba o to, żebym nie zrobił niczego dwuznacznego, a ja jakoś nie umiem się powstrzymać - przechylił się lekko przez nią i na moment, dosłownie jakby przypadkiem, musnął dłonią najpierw sam dół jej pleców, a potem kształtne pośladki. Wrócili do poprzedniej pozycji i z rozbrajającym uśmiechem oznajmił: - Pani wybaczy - i już miał dodawać coś o tym, że to było niegrzeczne, kiedy piosenka jak na złość się skończyła a Desiree jak gdyby nigdy nic go po prostu... Opuściła.
Dosłownie stał tam jak wryty. Jakby go wmurowało w tą przeklętą, zupełnie idealną podłogę. Jakby dostał kosza. Bez większego celu rozejrzał się na boki, trochę jakby sprawdzał czy ktoś mógł ich widzieć, ale nie w tym była rzecz. Niewiele myśląc - może dlatego, że w jego towarzystwie z n o w u zabrakło Julii - ruszył więc za blondynką w jej póki co tylko znanym kierunku. Ogród botaniczny jako lokalizacja na imprezę okazał się być tak trafionym, że przydarzyło się im zatrzymać w jakimś korytarzu, który prowadził nie wiadomo skąd i dokąd (a przynajmniej jego samego nie interesowało to w ogóle). Cisza, spokój i półmrok, który generował z miejsca taką atmosferę, że dziwił się, że lokacja nie stała się jeszcze miejscem schadzek weselników. Co więcej - byli sami.
Dopadł się do niej więc zupełnie tak, jakby nie widzieli się całe lata, a jej bliskość miała zastąpić mu tlen i być jedynym gwarantem jego przetrwania. Desi wylądowała między nim a ścianą i bez zbędnych ceregieli, pytań, rozmów, czegokolwiek, zaczął ją po prostu całować, dłonie lokując grzecznie na jej talii, ale powolutku zaczynały zjeżdżać w inne rejony. Bardziej dla jego rąk stałe. Oderwał się od niej dosłownie na milimetry i oznajmił w końcu:
- Z tej tęsknoty już dosłownie wariuję - i było w tym sporo prawdy. Zdrowy rozsądek przynajmniej na pewno został gdzieś poza jego ciałem.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Nie bez powodu zazdrość była nazywana jednookim potworem. Do tej pory nigdy jej nie dotyczyła w ten sposób. Mogło zabrzmieć to dość narcystycznie, ale miała w domu lustro i wiedziała, że takie dziewczyny jak ona się nie zdradza. Nie, gdy jest się człowiekiem inteligentnym, a Flann (jak na razie) wydawał się jej całkowicie ogarnięty pod tym względem. Do tej pory nie miała powodu, by odczuwać taką zaborczość w stosunku do niego, zresztą tego typu emocje kojarzyły się z Jamesem i nie było to zbyt pozytywne porównanie.
Jego zazdrość potrafiła zabić i jak tylko mogła broniła się przed takimi silnymi uczuciami powtarzając sobie, że po ślubie wszystko się zmieni i będą żyć długo i szczęśliwie. Szkoda tylko, że w tej nieznośnie cukierkowej bajeczce zabrakło miejsca na jego znajome bądź przyjaciółki. To właśnie jedna z nich tak skutecznie wytrąciła ją z równowagi, że niemal gotowała się z czystej żądzy mordu. Gdzieś przeoczyła fakt, że ta Julia (o której Flann tak nonszalancko wspominał pamiętnego dnia w jego warsztacie) jest w ich wieku i nie wygląda na zdziwaczałą fankę kotów. Wręcz przeciwnie, była przekonana, że i ona w lustrze widzi tylko i wyłącznie boginię i to z gatunku tych najbardziej swobodnych.
Nic więc dziwnego, że tak bez reszty urzekała JEJ chłopaka i pozwalał jej na wszystko, niepomny tego, że Desiree właśnie planuje na niej mord z godnym uwagi okrucieństwem.
- A więc to jest Julia - zaznaczyła, żeby zaczął sobie wreszcie zdawać sprawę w którym momencie zawalił i dlaczego czuje się tak oszukana. Najgorsza była świadomość, że to ona zawaliła, bo mogła dopytać, a nie z góry zakładać, że to jakaś zdziwaczała artystka. Google też mogło okazać się pomocne. Ba, głupi Instagram- dosłownie wszystko byłoby lepsze niż dowiadywanie się na gorąco jak wygląda przyjaciółka jej chłopaka.
Może, gdyby była na to gotowa, zareagowałaby bardziej dojrzale i nie wybiegałaby z sali jak Kopciuszek, który gubi pantofelka i swoją dumę gdzieś w oranżerii. Może gdyby ta świadomość przyszła wcześniej to postanowiłaby na to machnąć ręką i zrozumieć motywy postępowania tej diabelskiej dziewczyny. Te gdybania jednak okazały się bezcelowe, a ona sama właśnie podziwiała jakiś bardzo egzotyczny okaz szukając w oknie swojego odbicia i będąc przekonaną, że tym razem zobaczy żółtego z zazdrości potwora.
Cholera jasna!
Zamiast tego jednak dostrzegła Flanna i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, oparł ją o kamienną ścianę, która była przyjemnie chłodna i chropowata. Wyjątkowo nie próbowała się wyrywać, choć od razu złapała go za ramiona, by go od siebie odsunąć. Nie po to wychodziła się przewietrzyć, żeby teraz jej zaczął tłumaczyć jaka niemądra była. I pewnie, gdyby faktycznie użył swojego języka do jakichkolwiek tłumaczeń to nie zawahałaby się nad tym krokiem, ale Flann nie zamierzał wcale się usprawiedliwiać ani ją uspokoić.
Wręcz przeciwnie, wdarł się językiem w jej wargi i już nie zamierzała być na tyle głupia, by mu przerywać. Nie, gdy wreszcie zachłannie odwzajemniała pocałunki czując jak cała absolutnie oddaje się jemu.
Tak, była zazdrosna o niego do szaleństwa i pewnie nigdy nie polubi Julii, ale teraz akurat ten fakt lekko się zdezaktualizował, gdy wreszcie jej spragnione ciało poczuło jak przesuwa dłońmi po jej wilgotnej skórze. Pieprzony ogród botaniczny, cała się lepiła w tej sukience i bardzo chciała, by tym razem już ją ściągnął.
- Jesteś najbardziej bezczelnym mężczyzną, jakiego poznałam w życiu - odpowiedziała na to jego wyznanie o tęsknocie. Piekło by zamarzło, gdyby (zwłaszcza teraz) przyznała się do tęsknoty, ale drżała lekko, gdy jego dłoń przesuwała się pod jej sukienkę, a ona rozsuwała nogi, by poczuł, by otrzeć się o niego całą sobą. Mógł być bezczelny, biorący wszystko bez pytania, durny (jeśli chodzi o swoje przyjaciółki), ale jednocześnie był również cały jej i właśnie to zamierzała mu pokazać. Złapała go mocno za podbródek. - Ale jesteś moim mężczyzną, wiesz? - podkreśliła i pocałowała go namiętnie błądząc dłońmi po jego idealnie śnieżnobiałej koszuli, którą najchętniej już by zdjęła, ale przecież to było niemożliwe.
Pozostawało im tylko całowanie się jak jakimś uczniakom, którzy udali się na wagary i cieszą się sobą. Cóż, do momentu, gdy nie zostaną przyłapani, choć akurat to Desiree nie zaprzątało głowy, bo odkąd zamieszkał w niej na stałe Flann pozostawało w niej niewiele miejsca na inne myśl, zagrożenie bądź obawy.

Aspen Hall-Rohrbach
Flann Rohrbach
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
#20

Wesele Ainsley na pewno było wydarzeniem, które zbierało całą śmietankę Lorne Bay i całej Australii w jednym miejscu. W połączeniu z rodziną Remingtonów to nawet jakby chcieli wyprawić małe, skromne wesele, to w jednej setce gości by się absolutnie nie zamknęli. A to wiązało się z tym, że Aspen miała idealną okazję na to, by spotkać wiele niewidzianych od lat osób, z którymi w taki, lub inny sposób była powiązana. Przyjechali jej rodzice, państwo Atwood widziała też raz po raz pierwszy od dłuższego czasu. A lista osób, z którymi mogła porozmawiać na weselu, spędzić miło chwilkę była dłuższa. Zwłaszcza, że minęło już naprawdę sporo czasu, odkąd stopa pani Hall-Rohrbach stanęła w Melbourne, gdzie jej część rodziny rezydowała.
Był to niewątpliwy plus dla niej, bo choć gdzieś w duszy podejrzewała, że choć młodzi państwo się kochają i mają niesamowitą przyjemność z emanowania tym przed oczami każdej osoby, która się przy nich pojawiła, to tak naprawdę nie są zbyt dopasowaną parą do siebie. Może to było tylko wrażenie, dlatego też Aspen trzymała to dla siebie, ale widziała, że jej kuzynka w tym krótkim okresie czasu bardzo się zmieniła pod wpływem swojego małżonka. Pewnie na taką osobę, którą to Remington by chciał mieć jako żonę. I niby nie było to nic złego, bo każda para musi się dotrzeć i dopasować, ale nie zawsze było to, co na dłuższą metę się sprawdza. I przykro to mówić, ale potrafiła postawić taką diagnozę na podstawie swojego własnego życia.
Drugim plusem, który wynikał z zacnego grona zaproszonych, było to, że choć małżeństwo Rohrbach przyszło razem, to Flann mógł spędzać czas sam, to znaczy z kimkolwiek chciał, a ewidentnie chciał spędzić ten czas bez swojej żony. Norma, brunetka naprawdę się chwilami zastanawiała, po co on w ogóle z nią jest. Skoro jej nie kocha i potencjalnie ma romans (co było dla niej niemal pewne, lecz do tej pory to były tylko przypuszczenia, nie miała żadnych dowodów), to po co w ogóle z nią jeszcze jest. Jakby miał jaja, to by dawno wręczył jej papiery rozwodowe, w końcu takie chłodne zachowanie, podejmowanie decyzji, które leżą tylko jemu, było totalnie w jego stylu. Czyżby to on, a nie jego żona jak uwielbiał wszystkim wciskać, zwłaszcza jej, martwił się o to, co ludzie powiedzą? Bo raczej nie musiał się martwić o swoje bogactwo, bo mieli podpisaną intercyzę.
Tak więc Aspen popijała wino plotkując z matką, nie szukając nawet wzrokiem swojego męża. Była już lekko wstawiona, gdy wyszła ze kilkoma osobami na zewnątrz, nie chcąc przerywać rozmowy, którą prowadzili, a kilka osób miało ochotę zapalić drogie cygara. W pewnym momencie kobieta postanowiła jednak wrócić do budynku, w którym były stoliki, parkiet i większość gości. Było już późno, więc zdecydowanie nie była jedyną osobą, której bąbelki z wszechobecnego szampana uderzyły do głowy. Przechodząc opustoszałymi korytarzami, usłyszała w nieco oddali dźwięki rozmowy, na które w pierwszej chwili nie zwróciła uwagi, lecz po ułamku sekundy dotarło do niej, że jeden z tych głosów zna. Nie była pewna, co ją tknęło, aby zatrzymać się na moment i pomyśleć, do kogo te głosy należą. Gdy dotarło do niej, zabiło jej szybciej serce, bo była w tym momencie pewna, że to Flann mówi, że wariuje. A może to Aspen wariowała? Zbliżyła się parę kroków, teraz już będąc w stanie rozpoznać twarze, w tym twarz swojego męża.-Wybacz, ale Flann to raczej jest moim mężczyzną... Przynajmniej na papierze-powiedziała głosem, w którym ewidentnie dało się wyczuć nerwy. Chyba nie ma się co dziwić, że trochę się jej ciśnienie podniosło, niezależnie od tego, jak to ich małżeństwo wyglądało w trakcie ostatnich miesięcy. Nie wiedziała co zrobić w tym momencie, bo nigdy nie wyobrażała sobie tej sytuacji i nie miała przygotowanego planu a, b czy z. Nie wiedziała, czy robić zdjęcie, póki blondynka obłapia jej męża, aby mieć dowód do sprawy rozwodowej - która w tym momencie wydawała się być już tylko kwestią czasu- czy też może zrobić awanturę czy scenę. Na razie tylko patrzyła to na jedno, to na drugie, z lekko drżącymi rękami i ukrywanym oddechem - to wszystko była pochodna adrenaliny, nerwów i alkoholu w jej żyłach. -Jak mogłeś w ogóle...-zwróciła się tym razem do swojego męża, który przysięgał jej wierność do śmierci. Nie mieściło się to w jej głowie. To, że przyłapała swojego męża z jakąś inną kobieta w dość jednoznacznej sytuacji, że zdarzyło się to właśnie tutaj, wśród setek osób, w tym co najmniej kilkudziesięciu, których znali osobiście. Dość kiepski moment na to, dać się złapać na zdradzie.

Flann Rohrbach Desiree Riseborough
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough, Aspen Hall-Rohrbach

Owszem, w jego ciele powinna znaleźć się jeszcze choć jedna zdolna do pracy szara komórka, odpowiedzialna za to by podpowiadać swojemu właścicielowi jakich rzeczy nie robić. Próżno było pewien tłumaczyć, że dopuszczanie się tak nieostrożnej zdrady na własnej żonie w trakcie wesela jej kuzynki, z ewentualną publicznością w postaci ich rodziny z piekła rodem, zajmowało wysoką pozycję w samym top 3. Nie było bowiem na tym świecie siły, która teraz byłaby w stanie nie dość, że oderwać go od Desiree, to jeszcze ostudzić jego myśli na tyle, by przestał o niej myśleć.
- Wiem - skoro już zyskał zaszczytny tytuł najbardziej bezczelnego, postanowił mocno pracować na to, by go utrzymać. Nie miał zamiaru rozgadywać się zbytnio. Nie, gdy był jej aż tak stęskniony. Nie, gdy czuł się wręcz otumaniony jej bliskością, jej zapachem, smakiem jej ust. Przysunął się do niej jeszcze bliżej, tak, że stykali się idea od w każdym jednym punkcie. Błądził śmiało dłońmi po jej wypukłościach, eksplorując kształty, które znał już co prawda na pamięć, ale nie przeszkadzało mu to być ich nadal spragnionym i ciekawym, jakby zawsze było mu mało. Zszedł w końcu z pocałunkami na jej szyję. Wiedział, że powinien się hamować (choć już nie próbował), choć wiedział że potrafi doprowadzać ją nimi do tak rozkosznego obłędu, nie potrafił sobie odmówić. Mruczała mu cicho w odpowiedzi na przyjemność, jaką jej sprawiał, jak mógłby przestać? Oderwał się tylko na moment by spojrzeć jej głęboko w oczy. Zagapił się tak nawet dłuższą chwilę i dopiero kiedy to ich spotykające się spojrzenie wywołało na jej twarzy delikatny, troszkę jakby zawstydzony uśmiech, odparł: - To też wiem - odpowiedział jej w międzyczasie podobnym uśmiechem, po czym pocałował ją delikatnie.
Nie miał zamiaru bawić się teraz w najbardziej czułego kochanka pod słońcem, wyobraźnia nadal podpowiadała mu najbardziej sugestywne obrazki a i wręcz czuł nadal na języku jej smak. Pocałunki, każdy jeden kolejny, stawałyby się coraz bardziej zachłanne... Gdyby z tego wszystkiego nie wyrwał ich głos. Kobiecy, wysoki, do tej pory znany tylko jemu - w końcu skąd Desiree miałaby znać jego żonę? Powinien pewnie właśnie zakląć - w końcu mógł się spodziewać takiego obrotu spraw, mógł zakładać że ta pieprzona królowa piekieł jednak przeszarżuje z tymi zaproszeniami - w zamian za to poczuł się zły. Zły na to, że nic nie zdawało się iść po jego myśli, zły na to że ktoś oderwał go od Desi, a w końcu zły na Aspen za to, że pojawiła się w złym czasie i w złym miejscu. Po prostu po ludzku zły tak bardzo, że nawet nie dotarło do niego, że powinien mieć choć cień wyrzutów sumienia. Wykazać skruchę. Przeprosić? Zrobić cokolwiek, co wskazywałoby na to, że nie jest do końca złym człowiekiem.
Był jednak najbardziej bezczelnym człowiekiem, jakiego znała Desi.
- Przynajmniej na papierze? - wręcz prychnął. Można w tym momencie walić w niego wszystkimi epitetami na które zasługiwał zdradzający mąż. Był ostatnią kurwą, hipokrytą, cokolwiek. Wszystko przyjąłby na klatę, ale nie to, że był głupi. Wiedział przecież, że psuło się między nimi od dawna. Co więcej - na ochłodzenie ich relacji nie miało wpływu pojawienie się Desiree, bo wszystko zaczęło się jakiś czas wcześniej. Zdawał się nawet zapomnieć ich rozmowę z początku roku, kiedy otworzył się przed żoną na temat swoich problemów, a ona je zupełnie zbagatelizowała. Wszystko to składało się na idealną definicję końca. Nie spodziewał się chyba jednak, że gdy przyjdzie co do czego, oberwie taką... obojętnością? Poczuł się głęboko poirytowany. Nie, nie poirytowany. Był wkurwiony. - No tak, tylko tyle w końcu zostało - orzekł więc pewnie w uzupełnieniu dla swojego pierwszego, retorycznego dość pytania. Chciał zachować się w porządku i nie rozwalać Remingtonom radości z wesela rozstaniowym skandalem? Chciał dobrze, wyszło jak zwykle, bo właśnie odstawia to rozstanie na ich weselu. To jakiś małżeński krąg życia? Jedno się kończy, drugie zaczyna?
A na klasyczne, filmowe wręcz (choć biorąc pod uwagę znikomość emocji autorki, raczej nie oscarowe) jak mogłeś? prawie nie parsknął: normalnie. Zamiast tego odpowiedział zgodnie ze stanem faktycznym: - Jak? Nie wiem. Może to kwestia tego, że większość ludzi potrzebuje realnych uczuć? - przecież żadnego romansu nie planował, nie szukał okazji. Wszystko zdarzyło się samo - tak, wiem, brzmi patetycznie - i rozgościło w jego życiu na tyle skutecznie, że miał ochotę przeprosić obie panie i zagadać któregoś z obecnych tu prawników (a trzeba przyznać, że palestra reprezentację miała mocną, z otwierającym listę ojcem panny młodej na czele) by na jakiś serwetkach sklecili na szybko pozew rozwodowy, bo z roztargnienia zapomniał wziąć ze sobą ten gotowy. Słowo za słowem, sekunda za sekundą, wszystko się w nim dosłownie aż gotowało. Pewnie to nie najlepsza reakcja na zostanie przyłapanym na zdradzie.
- W ogóle? W ogóle to jest Desi, jesteśmy razem od października i żałuję, że nie powiedziałem ci od samego początku - cały szkopuł polegał jednak na tym, że jej obojętność i to, że miał wrażenie że jej reakcja spowodowana jest wyłącznie tym, że przyłapać ich mógł ktokolwiek z Hallów czy Atwoodów, a nie ona sama, odpowiadało za to, że w jego żałuję nie było choćby krzty realnego żalu. Zamiast tego jeszcze więcej złości na siebie, że się nie pokusił na postawienie sprawy jasno wcześniej. Choć nie dla Aspen, a dla Desiree właśnie.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Nie była złym człowiekiem. Wprawdzie prasa na skutek wypadku jej syna miała o niej inne mniemanie i nawet jej partner uważał, że do tych dobrych nie należy, ale starała się postępować zawsze słusznie. Wniosek z tego nasuwał się sam- nie powinna wikłać się w jakikolwiek romans, bo tak nie postępują porządni ludzie. Wiedziała przecież od samego początku, że Flann ma na palcu obrączkę i że czasami odbiera telefony właśnie od niej.
Początkowo nawet śmiało sobie zakładała, że go tylko pożycza, ale przecież zwróci, w tym samym nienaruszonym i boskim stanie.
Tyle, że coś się zmieniło i było to na tyle nieuchwytne, że Desiree początkowo tego nie zauważyła. Nie wiedziała, że właściwie rozpoczęło się od chwili, w której tak po prostu zaoferował jej pomoc i była to najmilsza rzecz, jaką ktoś kiedykolwiek zrobił dla niej. Bezinteresowna, nawet jeśli widział w niej ponętną blondynkę i ich szaleńcza przejażdżka zakończyła się w hotelowym pokoju numer 364. Zapamiętała i to był jeden z tych znaków ostrzegawczych, których rozstawiono kilkanaście. Zlekceważyła wszystkie i zanim się obejrzała, już była kochanką żonatego mężczyzny.
Albo inaczej, do szaleństwa zakochaną dziewczyną, która spotkała swojego wybranka w złym przedziale czasowym. W końcu, gdyby czas nie był taką suką to po prostu zobaczyliby się kilka lat wcześniej i odeszłaby dekoracja w postaci jego poprzedniej wybranki.
Bo- choć brzmiało to okrutnie- po części tak widziała Aspen. Była dla niej jak jedna z tych kartonowych postaci, która towarzyszyła im podczas ich wspólnej przygody, ale żadne nie przywiązywało do tego wagi. Z prostego powodu, czego oczy nie widzą, temu serca nie żal. Z łatwością więc wyrzuciła z siebie obraz żony Flanna jako realnej osoby, czującej i myślącej, a zastąpiła ją jakąś wydmuszką, która była skrzyżowaniem każdego ze stereotypu, jaki miała o kobietach z wyższych sfer. Zawsze były one raczej negatywne, co wcale nie przeszkadzało jej w odbiorze.
Tymczasem nagle ta sama postać ożywała na jej oczach i choć miała z nią do czynienia wcześniej na weselu to nie był to kontakt podobny do tego teraz. Tego w którym nieco oszołomiony Flann (czy to dobre słowo) odrywał się od niej, a ona poprawiała już mocno sfatygowaną sukienkę, którą przed chwilą podwijał z taką pasją, że musiała mocno natrudzić się, by ponownie złapać oddech i przywrócić siebie do stanu używalności.
Pewnie powinna zgrywać damę, ale przecież nigdy nie rościła sobie praw do tego typu tytulatury, więc zwyczajnie dała sobie minutę na ochłonięcie i na przejście z trybu podniecenia do zwykłego spoglądania na kobietę, której zabrała mężczyznę.
Tu nie było przecież żadnych wątpliwości i to pewnie był moment w którym powinna uderzyć się w pierś i błagać o wybaczenie, ale nie była w stanie. Nie, gdy nie mogła wyrazić szczerej skruchy i kłamać, że nie zrobiłaby tego ponownie. Dla tego mężczyzny byłaby w stanie złamać każdy rodzaj prawa i każdą przysięgę, więc nie byłaby szczera, gdyby Aspen cokolwiek teraz obiecywała.
Musiała jednak parsknąć, gdy ta dość zaborczo oznajmiła, że przynajmniej na papierze ma prawo posiadania.
Poczuła się przez chwilę jak na targu niewolników albo co gorsza, w jednej z tych soap-oper, w których bohaterki toczą wojny o bezwolnych i bezradnych mężczyzn. Jeśli w ten sposób widziała swojego męża- jako przedmiot, którym można było się przerzucać- to wcale nie dziwiła się, że to małżeństwo nie wypaliło.
A może jednak Desiree nie była takim dobrym człowiekiem?
- Jak sama wspomniałaś, na papierze, choć nie chwalił się aktem własności - wzruszyła ramionami i naprawdę korciło ją, by odnaleźć Dillona i usunąć się z tej smutnej sceny małżeńskiej, która tak naprawdę jej nie mogła dotyczyć. To nie ona wszak składała tej kobiecie przysięgi, więc nie byłoby tchórzostwem wyjście po angielsku i pozwolenie Flannowi załatwić tę sprawę po swojemu. Wiedziała przecież, że nie zawiódłby.
Tyle, że było w tym coś jeszcze. Widziała jego wzburzenie, gniew, cały ocean przetaczających się przez niego uczuć i nie mogła tak po prostu go z tym wszystkim zostawić. Aspen mogła sobie deklamować jakieś prawa do niego i powoływać się na małżeńskie przysięgi, ale to ona chwyciła teraz pewnie jego dłoń i spojrzała na niego z wątłym uśmiechem.
Nie tak to planowali, nie tak powinna toczyć się ta rozmowa i nie w takich okolicznościach, ale przecież rozwód był tylko kwestią czasu, a oni musieli przez to przejść jak najbardziej suchą stopą. Niekoniecznie wesele było dobrym miejscem na zakończenie swojego dotychczasowego życia, ale przecież nie będą zgrywać jakichś znajomych, przyłapanych na gorącym uczynku. Od października.
Może i było w tym coś nieludzkiego albo potwornie niegodnego, ale gdy tylko przedstawił ich związek od samego początku, od spotkania w samochodzie poczuła, że od początku myśleli o tym samym i zamiast trzymać go wciąż za rękę i traktować jak obrońcę, tym razem ona przesunęła dłoń na jego ramię i spojrzała na Aspen wyzywająco.
Byli w tym od początku razem i chciała to jej zamanifestować (żeby nie robiła głupot), a jednocześnie zależało jej głównie na nim. Na miotającym i wściekłym mężczyźnie, którego kochała i za wszelką cenę chciała chronić, niezależnie od tego czy jej moralność przełknie tę całą szopkę z nakryciem przez żonę.
W końcu to od samego początku chodziło jedynie o Flanna, o jego uczucia i o to wszystko przez co teraz przechodził. Niezależnie od tego jak bardzo ją kochał (obecnie) to kończył dziesięcioletni związek, który kiedyś coś dla niego znaczył i potrafiła to zrozumieć i nawet wycofać się z konwersacji, choć akurat fizycznie stała przy nim i nie zamierzała go puścić. Nie, gdy był tak cholernie niespokojny, a ona wyczuwała to każdą komórką swojego ciała.
Ta symbioza może i sprawdzała się w łóżku, ale obecnie ją bolała tak bardzo, że nie bez powodu zaciskała palce mocniej na jego koszuli chcąc go uspokoić.

Aspen Hall-Rohrbach
Flann Rohrbach
ODPOWIEDZ