pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
18

Został kilkukrotnie ostrzeżony, ale nie posłuchał. Naprawdę rzadko miał w zwyczaju słuchać, gdy w grę wchodziło jego bezpieczeństwo, co przecież było rzeczą bezsensowną, bo już dawno powinien nauczyć się, że nikomu nie pomoże będąc martwym. Albo w śpiączce. A przecież pomagać musiał – chciał – niemal każdemu kto stanął na jego drodze. I pewnie wszystkie te rzeczy, które przechylały niebezpiecznie szalę jego egzystencji, nie miałyby miejsca, gdyby nie spotkał Lii. Dzień wypadku pamiętał jak przez mgłę, ale jednego był pewien – miał tego wszystkiego dosyć i naprawdę pragnął, by Lia wreszcie poszła na policję i powiedziała im o stalkerze.
Trochę sam sobie był winien, bo dał się nabrać jak zwykły dzieciak. Tymczasem telefon Lii został shakowany i to wcale nie ona wysyłała mu wiadomość, zawiadamiającą, iż jest w niebezpieczeństwie. A on popędził jak głupi, by ją uratować. Ale co innego miał zrobić? Przecież obiecał ją chronić, dlatego pojechał do jej mieszkania, zawiadamiając policję o włamaniu jeszcze z drogi i w konsekwencji czego stał się ofiarą wypadku. Do żadnego włamania oczywiście nie doszło, bo sms był jedną wielką ściemą, która miała zwabić go w odpowiednie miejsce i w odpowiednim czasie uderzyć w niego z całej siły na skrzyżowaniu. Auto poszło do kasacji, a on… cóż, nie prezentował się wcale najlepiej, ale przynajmniej jeszcze samodzielnie oddychał.
Czuł bolesne ukłucie w boku za każdym razem, gdy się zaśmiał bądź próbował wziąć głębszy oddech. W wyniku wypadku miał złamane dwa sąsiadujące żebra, co oznaczało ból klatki piersiowej, który nasila się przy każdej próbie skrętu tułowia i przy czymś tak trywialnym jak niewinne kaszlnięcie, kichnięcie czy głęboki wdech. Zatem jechał na tabletkach przeciwbólowych, ograniczonej ruchomości oraz zimnych okładach. Kiedy lekarz zapytał go czy jest sportowcem, odpowiedział, że owszem, kłamiąc tylko odrobinę i mając na uwadze, iż boks to przecież dyscyplina sportowa. O walkach jednak na te kilka nadchodzących tygodni mógł spokojnie zapomnieć – a fakt ten niezmiernie go irytował.
Irytowało go również bezczynne leżenie w szpitalnej salce. Owszem, miał kilku odwiedzających, ale w pierwszych trzech dniach przypominał raczej grumpy kota, aniżeli radosnego Percy’ego, jakim był na co dzień. Nakładało się na to wiele czynników i po tych kilku dniach marudzenia i złości, Percy miał nawet lekkie wyrzuty sumienia, że nie był milszy dla odwiedzających go osób. Zatem sącząc soczek z kartoniku, nadrabiał odcinki nowego sezonu The Boys na telefonie, co prawdopodobnie było bluźnierstwem wyższego rzędu wobec oglądania seriali, ale Percy na ten moment już naprawdę o to nie dbał.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Echo dziecięcych śmiechów słyszalne było w każdym podmuchu chłodnego wiatru, przed którym nie sposób było się skryć. Wydobyte z otchłani kieszeni cienkiej bluzy monety, przeznaczone na powrót do Lorne Bay, poświęcone zostały na dojazd z dwoma przesiadkami do gmachu szpitala mieszącego się w Cairns, lecz i tak ostatni dystans trasy pokonać musiał na pieszo. Choć zbliżały się egzaminy, na które czasu nie miał się uczyć, choć najbliższy piątek spędzić miał na pertraktacjach z członkami gangu, choć otaczała go cała masa innych problemów, niczym cień podążała za nim ta jedna sprawa. Powód zerwania się z zajęć i przedzierania się przez miejską dżunglę z zaciśniętym gardłem i obolałym sercem. Nawet jednak wtedy, gdy począł go otaczać szpitalny gwar, a pokonywane kolejno stopnie a więc i piętra — po to tylko, by cofać się, wyjaśniać i prosić o wskazanie w końcu odpowiedniej sali — chichoty sprzed dziesięciu lat były jego głównym towarzyszem. Trzymaj się z dala od Campbella, bo skończysz gryząc piach. Przez długi czas swego życia wierzył, że ciąży nad nim jakaś klątwa. Że sięga ona swymi szponami każdego, kogo dopuści zbyt blisko, kogo skazi tym swoim nieustającym pechem. Czy wierzył więc, że wypadek Matthewsa jest jego winą? Na nic zdawały się teraz terapie i zapewnienia psychologów, że nie ciąży nad nim fatum; jeszcze nim odważył się pchnąć odpowiednie drzwi, jeszcze nim z bólem wypuścił z siebie mimowolnie wstrzymywane od kilku chwil powietrze, głosy tych, którzy zamienili jego dzieciństwo w piekło z rozbawieniem zaśpiewały, że owszem. Że to jego wina, bo nie odszedł od niego w porę. Czemu więc mimo to zdecydował się go odwiedzić? Czemu miał narażać go jeszcze bardziej? Obiecał sobie, że po tym spotkaniu da mu spokój. Że pozwoli Percy’emu odejść. Najpierw jednak upewnić się musiał, że chłopak żyje.
Do sali zajrzała najpierw czarna czupryna, potem spłoszone oczy i wreszcie nieśmiały uśmiech, który to jednak wciśnięty został tam z trudem — choć Perry obiecał sobie udawać, że nie jest wstrząśnięty wyglądem Matthewsa, ciężko było ignorować jego stan. Ale uśmiechał się. I na znak pokoju pomachał w powietrzu pluszowym żółwikiem, na którego wydał spory procent swoich nędznych oszczędności (tu wyrażę nadzieję, że Percy żółwie lubi i mam nadzieję, że mnie nie rozczarujesz!), bo jednak nic innego nie wydawało się mu odpowiednim prezentem. — Ten drugi wygląda gorzej? — zdecydował się na typowy, niekoniecznie udany dowcip, ale hej, Perry nie znał szczegółów tego wypadku. W ogóle niewiele wiedział. Choć w dodatku starał się brzmieć luźno, w głosie mimo wszystko rozbrzmiały wszystkie te rzeczy, które tak bardzo usiłował skryć przed całym światem. Przystanął kilka krok przed łóżkiem, nie będąc pewnym, czy Matthews w ogóle pozwoli mu tu zostać.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Nic z tego co się wydarzyło nie mogło być winą Campbella i ostatnią rzeczą, jaką mógłby zrobić Percy to obwiniać swojego byłego o cokolwiek. Spójrzmy prawdziwe w oczy – nawet gdyby wciąż byli razem, gdyby nadal tkwili w relacji polegającej na czymś więcej niż jednostronnym unikaniu się, to Percy prawdopodobnie i tak porwałby się na pomaganie Lii Hargreeves. Jak mogłoby być inaczej, skoro Matthews ewidentnie cierpiał trochę na kompleks bohatera? Percy mógł sobie wmawiać, że to wszystko wydarzyło się dlatego, że potrzebował zająć czymś – kimś – swoją głowę; że potrzebował nowej osoby, którą mógłby się w jakimś stopniu opiekować, bo taki już był. Ale tak naprawdę niewiele by się zmieniło, gdyby Perry wciąż brał czynny udział w jego życiu – Percy i tak pomagałby Lii i uczyłby ją jak bronić się i walczyć z napastnikiem. Być może zmieniłoby się tylko to, że Pericles wiedziałby o całej sprawie od samego początku. Bywały przecież momenty, kiedy Percy nie pragnął niczego innego niż zadzwonić do swojego byłego, by opowiedzieć mu o tym ciężarze i tajemnicy, do której zmusiła go Lia. A jeśli ktokolwiek znał Percy’ego choć trochę, to z pewnością wiedział, że utrzymanie kłamstwa czy tajemnicy w przypadku, kiedy wiedział, że drugiej osobie dzieje się krzywda była dla niego cholernie trudna.
Początkowo wcale nie zorientował się, że ma gościa. Dopiero po chwili, gdy odruchowo podniósł wzrok, by nerwowym gestem rozejrzeć się po pomieszczeniu, spostrzegł, że nie jest już w salce sam. Podskoczył i syknął z bólu spowodowanego tak gwałtownym ruchem, i zablokował telefon, odkładając go na bok. Spojrzał zaciekawiony na przystojną twarz chłopaka, na którego widok momentalnie jego serce zabiło szybciej. Zmarszczył brwi, zastanawiając się czy od ostatniego razu, kiedy się widzieli, Perry nie zbladł i nie wychudł jeszcze bardziej. – Cześć – powiedział równie speszony i zdał sobie sprawę, że wyjątkowo nie jest w stanie ukryć swoich obrażeń i twarzy. Niemniej to spłoszenie minęło, gdy tylko zobaczył próbę uśmiechu ze strony Perry’ego i tego żółwia. Sam Percy rozpromienił się najszczerzej jak tylko potrafił – ostatni raz pewnie równie rozpromieniony był jako pięciolatek – i parsknął śmiechem, patrząc na pluszaka. Uwielbiał żółwie. – Nie tym razem – odparł, uciekając wzrokiem, ale gdy powrócił do niego spojrzeniem, zorientował się, że Perry stoi w niewielkiej odległości od jego łóżka. – Cudem uniknąłem śmierci, a ty nawet mnie nie przytulisz? – wypalił ironicznie, trochę prowokacyjnie, ale przede wszystkim wypowiedział te słowa w celu rozluźnienia sytuacji. Poza tym chyba po prostu potrzebował poczuć… cokolwiek dobrego.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
A jednak przekonanie o własnej winie miało pozostać w nim żywe na zawsze, choć zapytany nie potrafiłby wcale wykazać swych konkretnych występków. Czyż jednak nie chodziło po prostu o te decyzje podejmowane każdego dnia? O rzeczy, które zarówno zrobił, jak i te, na które się nie zdecydował? Czyż nie prowadziło to wszystko do ciągu fatalnych wydarzeń, których tych jednym spoiwem było nazwisko, jego nazwisko, paskudnie brzmiące Pericles Campbell, będące niczym nowotwór, czarna dziura i wszystko inne, co tak perfidnie wyniszczało i zabijało niewinnych? Wujek przecież to przewidział; ba, jako pierwszy odkrył jątrzące się w nim przekleństwo. A on tak nikczemnie zezwolił sobie na to, by infekować nim innych.
Bez względu jednakże na zakorzenione w mózgu trujące pnącze, bez względu na strach i niepewność, uśmiechnął się dużo szerzej i potulniej, gdy do uszu jego dobiegł śmiech Percy’ego. Wystarczyło w dodatku tych kilka słów, by odnalazł w sobie śmiałość i to właśnie za jej sprawą cisnął pluszaka gdzieś na łóżko, samemu przysiadając na nim dość chaotycznie tak, by móc wtulić się w to poniszczone, uszkodzone ciało, za którym tak bardzo tęsknił. Starał się być w swoich ruchach delikatny, niezachłanny, ale nie chodziło już tylko o Matthewsa — on sam tej odrobiny bliskości potrzebował. Poza tym, chłopak był jedyną osobą w życiu, która nauczyła go jakichkolwiek czułości i tylko przy nim, wobec tego, mógł pozwalać sobie na podobną swobodę. Ciężko było mu więc zmusić się do rozplątania zarzuconych na jego plecy dłoni, do wycofania głowy z zagłębienia jego szyi, bo jakoś łączyło się to ze świadomością, że to jeden z tych ostatnich razów, kiedy Percy mu na to w ogóle pozwala. — Więc? — mruknął po chwili, oddając mu już wszelką wolność; przesunął się o kawałek na łóżku, nie zamierzając wcale siadać jednak na krześle. Jak każdy inny, nie do końca istotny gość odwiedzający szpitalne mury. — Co się stało? — spytał z troską, nie ściągając z niego wzroku.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Na moment zapomniał, że w ostatnim czasie ich relacja w niczym nie przypominała tego, co kiedyś mieli. Albo, że przecież przyjaciółmi byli zawsze i na tym fundamencie powinna opierać się ich cała relacja, a parą stali się z czasem wobec naturalnej kolei rzeczy. Zapomniał też, że przecież Pericles miał teraz kogoś innego, co nieustannie łamało serce Percy’emu i budziło w nim uczucie głębokiego rozgoryczenia. Żadna z tych rzeczy – włączając w to oczywisty fakt ich rozstania – nie miała znaczenia w obliczu tych odwiedzin. I Percy’emu nawet przez myśl nie przeszło, by wyrzucić ze szpitalnej salki Campbella, bo niechętnie i ze wstydem musiał przyznać, że naprawdę szczerze tęsknił za jego obecnością w swoim życiu, a jego widok w tym sterylizowanym i okropnie pachnącym miejscu tylko przyniósł mu otuchę.
Tęsknił też za tym osobliwym uczuciem trzymania chłopaka w objęciach. Ignorując ból i ciche jęknięcie, którego nie zdołał powstrzymać, odwzajemnił uścisk, oddychając głęboko i na moment wtulając twarz w jego ramię. – Opowiem ci wszystko – obiecał, obdarzając go przenikliwym spojrzeniem i w duchu ciesząc się, że Perry pozostał tak blisko, a nie zdecydował się na zdystansowanie i spoczęcie na niewygodnym krześle szpitalnym, które – gdyby ktoś zapytał o zdanie Percy’ego – było kompletnie dla niego nieprzeznaczone. Ponownie obdarzył chłopaka uważnym spojrzeniem, korzystając z tego, że tym razem mógł dokładniej zlustrować jego – chyba zmęczoną – twarz. – Ale za chwilę… Najpierw powiedz czy ty dobrze się czujesz? Wiem, że patrząc na mój stan to pytanie brzmi pewnie absurdalnie, kiedy pada z moich ust, ale mimo wszystko… – wypowiedział szybko lecz z wyraźnym zatroskaniem, przyglądając mu się z uwagą. Naprawdę miał zamiar powiedzieć Campbellowi prawdę o wypadku, ale w pierwszej kolejności chciał upewnić się, że z nim jest wszystko w porządku. Poza tym chyba oboje już tak mieli, że woleli skupić uwagę na tym drugim niż opowiedzieć o własnym problemie.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Mógłby na zawsze już utkwić w tymże szczególnym obrazie, którego impresjonistyczne kształty i barwy nadawały ich, a przynajmniej jego życiu, znaczenia. Różnili się od siebie niemal w sposób drastyczny, choć do tej pory stanowczo unikał jakichkolwiek porównań; różnili się i właśnie to definiować miało te czekające na nich dni, podczas których to mieli odnaleźć się na nowo. Perry był przecież dzieciakiem wielce zagubionym, uzależniającym się od każdego powiewu czułości; tak prędko przyzwyczajał się do ofiarowanego mu dobra, tak prędko przyzwyczajał się do tej jednej osoby, że niemal śmiercią zdawało się mu świadome tego odrzucanie. Może więc rozstając się z Matthewsem myślał trochę o sobie. Może nieświadomie pragnął nauczyć się wreszcie życia i pojąć, że nie można w tak toksyczny sposób swych losów złożyć w dłonie jednej osoby. Może. Cokolwiek jednak się nie działo, jakkolwiek nie układały się sprawy, pragnął jedynie, by Percy był szczęśliwy. I wolny, choć sam być może nie pojmował jeszcze, że Pericles mu tę wolność odbierał.
To proste, niezobowiązujące “wszystko” narodziło w nim nadzieję, że jakoś dadzą radę. Widywać się, przyjaźnić, na moment o przeszłości zapominając. Czasem Perry zastanawiał się, czy wyznanie chłopakowi prawdy cokolwiek by zmieniło, pogorszyło — woląc brnąc w brutalne kłamstwo, odmawiał wyznania mu, że po prostu potrzebuje czasu, by wszystko sobie na nowo poukładać. — Ja nie… To znaczy… — wydukał ze zdziwieniem, przypatrując się mu jednak z czułym uśmiechem. Było dobrze. Naprawdę. Mógłby się w tejże chwili kompletnie zatracić. — Mam… miałem nawrót choroby, ale to nic takiego. Mój współlokator, Orpheus, nie wiem czy ci o nim mówiłem, pomaga mi z tym wszystkim — wyznał, kiwając przy tym lekko głową. Zadziwiło go to, że poczuł przy tym wszystkim lekki dyskomfort, jakby… Jakby opowiadanie o Orphym było niewłaściwe. Niedozwolone. — Ale dostałem nowe leki, więc będzie dobrze — dodał, wciskając na twarz lekki uśmiech. Zastanawiał się, czy opowiedzieć mu o swej konieczności powrotu do dilerki, ale przecież Percy wcale by nie chciał tego słuchać. Prawda? — No i studia. Wykańczają mnie — dodał z przekonaniem, bo jeśli cokolwiek wpływało na jego wygląd, to właśnie to. No, przynajmniej tej wersji wolał się trzymać. — Twoja kolej — rzucił po chwili, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie. Nienawidził tych momentów, kiedy to jakakolwiek uwaga skupiona była na tym jego własnym żałosnym życiu.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Nawrót? – powtórzył słabym głosem, zaalarmowanym tym jednym słowem w zasadzie. Nawet zignorował informację o Orpheusie, o którego w gruncie rzeczy powinien być przecież zazdrosny. Milczał przez chwilę, zastanawiając się nad zadaniem odpowiedniego pytania. – Jak bardzo zmieniła się ta dawka? – Wiedział i rozumiał, że w wielu przypadkach i wielu chorobach czasem ciężko było się przestawić na nowe leki i Percy po prostu potrzebował wiedzieć – z głębokiej troski o swojego byłego chłopaka – jak diametralna była to zmiana. Przyglądał mu się mocno zaniepokojony i trochę pluł sobie w brodę, że uniósł się na tyle, by nie uczestniczyć czynnie w życiu Perry’ego – nie mając pojęcia, że ten nie czuł się najlepiej. Przez chwilę nawet Percy wmówił sobie, że stało się tak z jego winy i z jego upartości. Zmarkotniał na tę myśl. – Słuchaj… wiem, że ostatnio… nie było między nami idealnie… No, dobra, w sumie to nigdy nie było idealnie, ale… Ale gdyby ci się pogorszyło jeszcze bardziej, to powiedziałbyś mi, prawda? – spytał niepewnie, uparcie utrzymując z nim kontakt wzrokowy, bo po prostu musiał mieć pewność, że zostanie poinformowany o najgorszym. Robił przerwy między słowami, starając się dobrać je jak najlepiej, ale ostatecznie powiedział po prostu to, co mu leżało na sercu. Nie wybaczyłby sobie, gdyby zdrowie Perry’ego znacznie się pogorszyło, a on by to przegapił. – Ja po prostu… – Nagle się zaczerwienił, bo uzmysłowił sobie jak to wszystko, co miał mu powiedzieć zabrzmi naiwnie i westchnął ciężko, niemal przejmująco, i zaraz pożałował, bo ból był dość przeszywający. – Wszyscy myślą, że to był wypadek, a kierowca się przestraszył i zbiegł z miejsca zdarzenia. Tylko, że to nie był wypadek… Wydaje mi się, że to było ostrzeżenie – wyjaśnił Percy i skrzywił się, podejrzewając jak dramatycznie to zabrzmiało. – A ja po prostu starałem się ochronić kogoś, kto znalazł się w niebezpieczeństwie i przez przypadek sam ściągnąłem na siebie problemy – dodał. I tylko czekał aż zaraz usłyszy, dlaczego on Percy taki jest, że angażuje się w problemy innych i tylko pakuje się przez to w kłopoty. A na to pytanie naprawdę nie znał odpowiedzi. – To trochę długa historia – zastrzegł, bo pomimo tego, iż obiecał, to przecież liczył się z tym, że Perry ma prawdopodobnie milion ciekawszych miejsc, w których mógłby teraz być.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Nienawidził tego. Choć w zasadzie niewiele pamiętał z pierwszych pięciu lat swojego życia, w zakrzywionych wspomnieniach zawierało się przeświadczenie, że był to ten jedyny czas, kiedy traktowano go normalnie. Potem albo z przesadną troską, jakby w konstruowaniu jego życia posłużono się kruchą porcelaną, albo z tak brutalnym obrzydzeniem, że czasem i on sam miewał wrażenie, że przy swej nieuwadze może narkolepsją kogoś zarazić. Jakże to było głupie. Choroba od czasu dzieciństwa wyznaczała rytm jego życia, akcentując swą obecność przy byle okazji. Kiedyś zdawało się mu, że gdy tylko dopadnie go dorosłość, znamiona tegoż przekleństwa rozmyją się pod ciężarem spraw ważniejszych i pilniejszych, ale… Wciąż musiał mówić o chorobie, zdawać odpowiednie raporty i przystrajać w piękne słowa to, że czuł się źle. Bo choć niektórym wyjawiał liczne szczegóły, nigdy nie dzielił się ze światem całą prawdą. A teraz? Teraz miał ochotę uciec, jako że w żadnym stopniu nie zasługiwał na zainteresowanie i troskę Perseusa.
Zapominałem brać leki i przez to się pogorszyło — półprawda. Owszem, spędzając w pracy długie godziny, przygotowując się w wolnych chwilach do podjęcia studiów, a także skupiając się na Percym (byli wszak wówczas jeszcze razem, choć zdawało się mu teraz, że rozdzielił ich już upływ długich, bolesnych lat), nie myślał o czekających w nocnej szafce tabletkach. Nieregularność w ich przyjmowaniu była jednakże warunkowana także tym, że czasem po prostu brakowało mu na nie pieniędzy. Teraz miał wiedzieć lepiej; choć długi wciąż się mnożyły, a on z powodu nauki nie pracował już tak wiele, obiecał sobie dbać o to swoje nędzne zdrowie. — Włączyli mi imipramine i musiałem wrócić do fluoksetyny — odparł spokojnie, wzruszając lekko ramionami. Była to więc większa dawka, owszem, ale tymczasowa; nie zamierzał mówić mu jednak o tym, że z czasem być może zmuszony będzie zażywać lek zarezerwowany dla przypadków beznadziejnych. Wyłącznie dlatego, że sam pozostawał w nadziei, że z upływem kolejnych miesięcy wszelkie objawy ograniczą się do trzech drzemek w ciągu dnia i kilku bezsennych nocy. — Oczywiście, że tak, Percy. Jesteś jedyną osobą, która jest w stanie to wszystko zrozumieć — choć uśmiechnął się przy tym, niezwykle go to uderzyło. Bo w istocie Matthews jako jedyny zainteresowany był zawsze jego losem i to jemu jedynemu Perry zwierzał się w te najgorsze, najcięższe noce. To do niego dzwonił zawsze wtedy, gdy robiło się źle i mimo później pory zawsze opowiadał mu o tym wszystkim, przez co przechodził. Tylko nie ostatnio. Nie wtedy, gdy miał silny napad katapleksji i spędził kilka godzin w szpitalu. Dojrzenie tego, że zaczęli się naprawdę od siebie oddalać boleśnie go zakuło. — Ostrzeżenie? Ochraniać kogo? O czym ty mówisz? — kiedy byli i nie byli razem — bo nawet podczas tych swoich dramatycznych, kilkudniowych rozstań — starał się nie tylko akceptować, ale i wspierać Percy’ego w tym jego syndromie zbawcy. Był w dodatku pewien, że to właśnie to przyciągnęło go do niego w pierwszym odruchu; potrzebował przecież kogoś, kto się nim zaopiekuje, a Percy był wręcz idealny w tejże roli. Nigdy nie zamierzał go więc z tego powodu krytykować, ale czy obecne konsekwencje nie były jednak zbyt poważne, by mógł je tak po prostu zignorować? — Mam czas — poinformował go stanowczo, wygodniej układając się na łóżku. Wbijając w niego uważne spojrzenie dał znać, że nie pozwoli się zbyć i co ważniejsze, nie zadowoli się skróconą wersją opowieści. Powstrzymywał się jednak jeszcze przed skomentowaniem ów rewelacji w jakikolwiek sposób, choć zaledwie tenże skrawek usłyszanych słów sprawił, że Perry gotów byłby biec na policję i rzucić więcej światła na ten nieszczęsny wypadek. Czy Percy by tego chciał, czy nie.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Och… ty głupku – wymsknęło mu się całkiem bezradnie na ową rewelację, którą go zaszczycił. Aczkolwiek było w tych słowach wiele czułości, co zaakcentował uśmiechając się delikatnie. Zawahał się jednak zanim zadał kolejne pytanie, które tak bardzo go męczyło. W zasadzie wiele pytań w tej chwili go męczyło; począwszy od tego podstawowego jak sobie radził w ostatnim czasie z tym wszystkim, co na niego spadło; a zakończywszy na tym kim do cholery jest Orpheus; i dlaczego wszystkie ich imion brzmią jak jakiś żart. – Znów miałeś koszmary? – zapytał ostatecznie, skupiając się jednak na tym, co było dla niego istotne i na jedną chwilę odpychając zazdrość na bok. Przyglądał mu się z ogromną uwagą. Zwłaszcza, że hej, Perry był tutaj teraz z nim. Choć wcale przecież nie musiał przyjeżdżać, by zobaczyć, jak się czuje. Mógł w zasadzie zapytać kogokolwiek o jego stan, a jednak pojawił się w tej salce. Percy jęknął więc rozpaczliwie na to jego zapewnienie, bo zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo sam pozwolił na to, by się od siebie oddalili. Na moment ukrył twarz w dłoniach, z czego tylko jedna z nich była zabandażowana. – Przepraszam, że przez moją upartość nie było mnie w twoim życiu – wymamrotał niewyraźnie i wreszcie spojrzał na niego z bólem i z prośbą o wybaczenie jednocześnie. Westchnął ciężko i natychmiast postanowił zmienić temat nie czując się zbyt komfortowo z tym, co do tej pory padło. – To brzmi… cholernie drogo – powiedział ostrożnie, nie wypowiadając dalszych obaw, które się kłębiły w jego głowie. I nie dodając, że chce mu pomóc i to nie tylko dlatego, że obawia się, iż Perry mógłby wrócić do dilowania.
No dobra – powiedział z ciężkim westchnieniem i sam ostrożnie poprawił się na swoim miejscu. – Niedługo po tym jak… się rozstaliśmy – powiedział z trudem i nie mogąc powstrzymać lekkiego rozgoryczenia na samo to wspomnienie. Niemniej, opanował się prędko i kontynuował. – W moim domu pojawiła się Lia. Wiesz, zbajerowała dziadka, że się przyjaźnimy, choć tak naprawdę to jej wcale nie kojarzyłem. To znaczy… dopiero później wyszło, że to siostra Sienny. W każdym razie… Lia widziała mnie na walkach i stwierdziła, że genialnym – tutaj przewrócił oczyma – pomysłem będzie, jeśli nauczę ją samoobrony. Nie miałem zamiaru się zgadzać, wierz mi, ale po pierwsze zaszantażowała mnie, że powie dziadkowi o tym, co robię w wolnych chwilach dla kasy, a po drugie… no, zaoferowała mi, że mi zapłaci za te lekcje. A wiesz, że kasa zawsze się przydaje… – powiedział niechętnie, bo naprawdę nie chciał, żeby Perry pomyślał o nim coś złego. Ale nie był to przecież pierwszy raz, kiedy rozmawiali o pieniądzach.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Skinąwszy głową zamierzał zbyć temat swej choroby. Koszmary niosły w sobie przecież tak wiele, że nie do końca wiedziałby, jak ma te wszystkie swoje przekleństwa wyszczególnić; powinien mu powiedzieć, że znów widuje rodziców? Że jeden lekarz zalecił, bardzo ostrożnie, kolejną tomografię mózgu, by po prostu upewnić się, że to wciąż wyłącznie narkolepsja? Perry nie traktował tego wszystkiego w sposób poważny, przyzwyczajony do tych wszystkich dziwactw — raz było lepiej, raz gorzej i po prostu musiał akceptować chwiejność swojego życia. — Koszmary, kilka razy paraliże, nie sypiam czasem w nocy, a na zajęciach odpływam — wyliczył, mrużąc przy tym w dość teatralny sposób oczy — jakby naprawdę sięgał wspomnień i usiłował wyłowić z nich jedyne symptomy — po czym wzruszył ramionami. Półprawda była jedyną słuszną drogą, bo dzięki niej Percy wiedział, że Campbell wciąż darzy go zaufaniem, przy czym nie musiał przesadnie zamartwiać się jego stanem. — Daj spokój, przynajmniej przez to wszystko stwierdziłem, że ten cały rejs dookoła świata nie jest dla mnie. No, w każdym razie nie teraz — dodał z uśmiechem, by jakoś poprawić mu humor, choć i w tych słowach nie zawierała się prawda. Gdyby tylko mógł, wyjechałby już jutro. O niczym nie marzył tak bardzo, jak o samotności jaką przyniosłyby mu kolejno przemierzane morza i oceany. Wiedząc jednak, że nikomu się ten jego pomysł nie podobał nigdy, stosował te słowa jako swoiste pocieszenie. Nie musząc dodawać przy tym, że decyzję tę podjął z przymusu, bo łódź jego po marcowych sztormach nie nadawała się do niczego. — Jakoś sobie poradzę — zapewnił, pozwalając na to, by ton jego głosu stał się w sposób odpowiedni stanowczy. Wiedział do czego to wszystko zmierza. Wiedział, że jeśli pociągną ten temat dalej, przyjdzie mu za kilka minut opuścić tę salę w tle pretensji i złości, która zainfekowałaby ich obu.
Wsłuchując się w jego słowa w ciszy, nazbyt zaciekawiony by przerwać przytaczaną historię jakąś błahą uwagą, kiwał jedynie co jakiś czas głową. — To wszystko brzmi… całkiem sensownie — rzucił w końcu, posyłając mu ciepły uśmiech. Nie byłby w stanie doszukać się w jego postawie czegokolwiek niewłaściwego — podziwiał Matthewsa za to jego podejście do ludzi, za tę chęć niesienia pomocy, jak i nieumiejętne próby wyjaśnienia, że tym razem wcale nie zamierzał się na nic zgadzać. — Czyli Lia ma jakieś problemy, tak? I przez to wszystko stałeś się ich częścią? — zdecydowanie się mu to nie podobało, tym bardziej, że życie jego było zagrożone w sposób jak najbardziej realny, ale… Czy istniało jakiekolwiek rozwiązanie tak koszmarnej sytuacji? — Dlaczego nie pójdziecie z tym na policję? — spytał więc, naiwnie wierząc w to, że mogłoby to rozwiązać wszelkie problemy.

percy matthews
pięściarz/instruktor karate dla dzieci — Dom Kultury
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nielegalnie obija mordki różnym ludziom, żeby dostać szybką kasę i zapłacić rachunki, bo emerytura dziadka nie wystarcza. Uczy też dzieciaczki karate. I ma maks przyjazną mordkę, więc zna praktycznie każdego w tej dziurze.
Percy z przejęciem skinął głową. — Powiedziałeś lekarzowi o tych wszystkich zmianach, prawda? — dopytał, a widząc jego teatralne mrużenie oczu tylko westchnął z niepokojem. On już doskonale znał to spojrzenie. — Proszę nie bagatelizuj tego — powiedział łagodnie i cicho, gdyż nie miał pewności czy ze swojej obecnej pozycji ma prawo, by się wtrącać i o cokolwiek go prosić. Choć przecież prosił tylko o to, by Perry o siebie dbał. Równie dobrze mógł wypowiedzieć coś podobnego nawet jako przyjaciel, którym kiedyś był. Odpowiedział mu jednak bladym uśmiechem, kiedy to chłopak wspomniał o rejsie dookoła świata i podjął próbę rozluźnienia atmosfery. Lecz nie odezwał się, bo i jemu wcale się nie podobał pomysł samotnej wyprawy w nieznane z wielu powodów, ale przede wszystkim jednak z powodu stanu zdrowia Campbella.
W porządku — powiedział ostrożnie Percy, słysząc stanowczość w głosie byłego chłopaka i tym razem postanowił po prostu tymczasowo odpuścić. Choć obiecał sobie, że do owego tematu oszczędności – a raczej ich braku – jeszcze powrócą. Choćby innego dnia.
Całkiem przez przypadek — wymamrotał Percy i zranioną dłonią potarł czoło. — To nie takie proste… To nie przez nią wpakowałem się w kłopoty. To znaczy… to trochę bardziej złożony problem. — Percy w istocie potrzebował chwili, by zebrać myśli. Bynajmniej nie chciał, by nagle Lia stała się wszystkiemu winna. — Okazało się, że Lia potrzebowała nauczyć się samoobrony, bo ktoś ją dręczy… dręczył. Przypadkiem wyszło, że ma stalkera i to dosyć niebezpiecznego. Gdy tylko się o tym dowiedziałem, ona… no wiesz, próbowała mnie odciąć, ale ja nie mogłem tak po prostu jej zostawić i się odsunąć. Rozumiesz, prawda? — Spojrzał na niego z nadzieją, że nadal nie jest nim rozczarowany. — Przecież… boże, jakim byłbym beznadziejnym człowiekiem, gdybym po prostu ją zostawił z tym problemem całkiem samą — wypowiedział boleśnie i odchrząknął. Nagle się roześmiał gorzko na to naiwne zapytanie, które padło. — Myślisz, że nie próbowałem? Mówiłem jej, że powinna pójść i powiedzieć o wszystkim. Powtarzałem, że tak będzie lepiej, ale Lia za każdym razem na wzmiankę o policji dostawała jakiejś paniki i musiałem jej obiecać, że nie pójdę na policję, i że nie powiem Siennie, co jest jeszcze gorsze. — Jęknął, bo wpakował się w tak totalne bagno, że nawet przed swoją najlepszą przyjaciółką musiał ukrywać, że coś złego dzieje się z jej siostrą. — To jakiś koszmar. Chciałbym powiedzieć Siennie, bo przecież to jej siostra, ale Lia mnie za to chyba zabije — mruknął jako wtrącenie, a zaraz postanowił przejść do meritum tego, dlaczego znajdował się w szpitalu. — W każdym razie tamtego dnia dostałem wiadomość, że Lia jest w niebezpieczeństwie, więc wsiadłem do samochodu i po prostu pojechałem do niej sprawdzić co się dzieje, i kiedy byłem już blisko jej budynku, ktoś mnie staranował na drodze — dokończył ową historię i odetchnął głęboko z ulgą, że wreszcie – wreszcie! – mógł się tym ciężarem z kimś podzielić. Co prawda miał przekonanie, że być może to nie jest najlepszy pomysł, by częściowo zrzucać ciężar swoich problemów właśnie na Periclesa, ale z drugiej strony, wbrew temu, co się między nimi wydarzyło, Perry wciąż był mu najbliższym człowiekiem na ziemskim globie.
pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Zawsze, kiedy docierali do tego momentu, troskliwie ujmował perseusową dłoń między palce, splatał je na szorstkiej, niosącej na sobie znamiona walk skórze i obiecywał, z pełnym oddaniem, że będzie ostrożny. I niekoniecznie mówił to z myślą o sobie; jeśli miał postępować mądrzej, jeśli zważać miał na swoje zdrowie, to tylko dla niego. Nic więc dziwnego, że w rytm dawnych przyzwyczajeń dłoń jego pomknęła ku Percy’emu, spragniona tamtego ciepła. Zdołał jednak zaledwie musnąć jego skórę opuszkami, uprzytamniając sobie, że nie ma już prawa do wykonywania podobnych gestów; dłoń została więc ostatecznie cofnięta, a Perry prędko skierował zażenowane spojrzenie gdzieś na bok. — Nie bagatelizuję, będę brać te głupie leki — mruknął obojętnie, do głosu, zamiast utęsknionej czułości, dopuszczając gniew; jak zwykle, gdy rozmowa tyczyła się nie tylko narkolepsji, ale i jego nieodpowiedzialności.
Ja jej nie obwiniam, Percy — zaprotestował po chwili, przedzierając się przez wymawiane przez chłopaka słowa. Może trochę, ale jak mógłby oskarżać dziewczynę o cokolwiek, skoro Percy samodzielnie decydował o swoim życiu? Doskonale wiedział, że nikt nie byłby w stanie uświadomić mu, że swoją chęcią niesienia pomocy, naraża się na niebezpieczeństwo. — Oczywiście, że rozumiem — uśmiechnął się lekko, znów walcząc z pragnieniem bliskości. Każdy gest zdawał się mu czymś wielce nieodpowiedzialnym, niewłaściwym, więc splótł palce obu dłoni na kolanie i powtarzał sobie, że kumple tylko się sobie zwierzają, kumple nie oddają się jakiejkolwiek czułości. — Ona zna tego człowieka? — opowieść zaprezentowana przez Matthewsa wskazywała, że owszem, musiała go znać. I obdarzać jakimś pojebanym uczuciem, skoro odmawiała złożenia odpowiednich zeznań. — Ty ją lubisz, prawda? — nie mógł się o to wściekać. Wiedział, że Percy prędko znajdzie sobie kogoś innego i obiecał sobie, że zachowa wówczas spokój. A więc starał się. Starał nie nazwać ją teraz idiotką, bo to przecież nie jej wina. — Wiesz, Percy, skoro oboje jesteście w niebezpieczeństwie, to chyba musisz zaryzykować. Co z tego, że Lia się na ciebie obrazi? Powinieneś powiedzieć policji, Siennie i całej ich rodzinie — nie miał pojęcia, jak postąpiłby na jego miejscu; unosząc się dumą, zapewne uznałby, że poradzi sobie sam. Ale skoro chodziło o życie Percy’ego, nie mógł tak po prostu pogratulować mu podejmowania tak fatalnych decyzji. — Przecież on mógł cię zabić — dziwnie było wypowiedzieć te słowa. Jeszcze dziwniej było wyobrazić sobie świat, w którym zabrakłoby Percy’ego. I właśnie wtedy poczuł, że jednak obwinia Lie, że wcale nie rozumie jej problemów i że nienawidzi jej z całego serca.

percy matthews
ODPOWIEDZ