doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#25

Ostatnie dni były istnym szaleństwem. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że będzie tak częstym gościem szpitala. Kiedyś bywała tu regularnym gościem, gdy odwiedzała Aldena w pracy, ale od ich rozstania trochę czasu minęło, a i jej noga w szpitalu nie stawała przez jakiś czas. Dopiero niedawno się to zmieniło. Najpierw sama musiała zrobić badania, później była żona jej brata chciała popełnić samobójstwo i leżała na jednym z oddziałów, a teraz to. Henderson sama wciągnęła się w aferę z nieślubnym dzieckiem swojego wujka w momencie, w którym chciała dowiedzieć się prawdy o swojej rodzinie. Teraz ją miała. Minęły już trzy lata od czasu ich wielkiej kłótni, a Zoya dalej nie mogła zrozumieć jego zachowania. Okłamywał jej ciotkę, romansując z innymi kobietami, o czym Zoya dowiedziała nakrywając go z jedną ze swoich sekretarek, gdy sama była jeszcze nastolatką. Obiecał jej wtedy, że to ostatni raz i nigdy więcej się to nie powtórzy... a ona była głupim dzieckiem więc mu uwierzyła. Wujek i ciotka zastępowali jej rodziców, od czasu gdy Ci zginęli tragicznie podczas sztormu, który zatopił ich łódź. To wujek pomagał jej w lekcjach, inwestował w jej studia za granicą jednocześnie dając jej przestrzeń w jego firmie, by mogła zdobyć doświadczenie i rozwinąć skrzydła. Była mu za to wdzięczna do czasu, gdy odkryła jakim naprawdę jest człowiekiem. Zdrady była jeszcze w stanie jakoś sobie wytłumaczyć, ale porzucenie bezbronnego dziecka? Nie. Dla Henderson ucieczka przed odpowiedzialnością za własne czyny była czymś obrzydliwym. Ona była w stanie stawić czoła konsekwencją swoich wyborów i zachowania, tej samej odwagi oczekiwała od innych, ale niestety większość ludzi zawodziła ją na tym polu. Odkąd dowiedziała sie o istnieniu Jake'a starała się być dla niego taką dobrą wróżką. Nie mogła mu powiedzieć, że jest z nim spokrewniona, bo nie chciała w nim wzbudzać złudnej nadziei na posiadanie normalnej rodziny, w końcu sama miała wiele za uszami i mogła wylądować w więzieniu za przekręty podatkowe czy nie wydanie odpowiednym organom seryjnego mordercy. Nie chciała, żeby dzieciak później musiał przechodzić przez jeszcze większa ilość traumatycznych doświadczeń. Dlatego nie wychylała się, dawała pieniądze na jego utrzymanie, szkolne wycieczki i dodatkowe zajęcia, czasem się z nim widywała wcielając się w miłą panią, która mu pomaga. No i to by było na tyle. Starała się do niego mocno nie przywiązywać, bo wiedziała, że gdy zostanie zaadoptowany to nawet lepiej żeby nie chciał utrzymywać z nią kontaktu. Reszcie rodziny też o tym nie powiedziała, bo nie chciała niszczyć ich idealnego obrazu rodziny jaką starał się wcisnąć im ich wujek.
Miała dzisiaj dzień wolnego i całe szczęście, bo wieczór wcześniej widziała się z wujkiem starając się po raz kolejny przemówić mu do rozsądku. Ten jednak nie chciał mieć z Jakiem nic wspólnego, wiedział, że wtedy jego romans wyszedłby na jaw, a ciotka, by go zostawiła. Zoya myślała, że nie będzie w stanie znienawidzić go bardziej, ale życie pisze swoje scenariusze i niestety okazało się, że owszem, mogła. Czuła się strasznie bezsilna, nie wiedziała jak może pomóc temu biednemu dziecku, pomimo tego, że miała wszystkie potrzebne fundusze, które zapewniały mu naprawdę niezłą opiekę medyczną. Doceniała to jak lekarze w szpitalu starali się dbać o tego malca. W szpitalu była praktycznie codziennie, co prawda nie wchodziła do sali dziecka każdego dnia, bo wiadomo, nie chciała mu pozwolić się przywiązać do jej osoby, zbierała za to informacje na temat jego stanu zdrowia i tak właśnie było dziś. Dlatego, gdy pojawiła się w szpitalu od razu udała się do gabinetu, w którym miał urzędować doktor Lonsdale. - Dzień dobry - powiedziała wchodząc do środka, wcześniej oczywiście pukając. - Mogę Ci przeszkodzić? - Zakładam, że mogli być już na "ty", bo nawet wiekiem są zbliżeni więc bez sensu sobie paniować.

odysseus lonsdale
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
three;
rest your head on my shoulder and I'll take care of your worries

Z kubkiem niezbyt smacznej kawy, którą pił tylko po to, by nie musieć podpierać powiek na zapałkach niczym bohaterowie kreskówek, robił pierwszy tego dnia, spokojny obchód po oddziale. To było jego swoiste piętnaście minut przerwy, na które mógł sobie pozwolić w ciągu dwóch, czasem trzech godzin. Jeśli można to tak określić, w szpitalu raczej był ruch, a przynajmniej na oddziale, gdzie Odysseus spędzał najwięcej czasu. Ciągłe badania, wywiady, a do tego gdzieś między to wszystko wciśnięte pojedyncze wizyty bliskich, którzy najczęściej w ogóle nie powinni tutaj być, ale których w praktyce wpuszczano relatywnie często. Był przyzwyczajony do tego, że ciągle coś się tutaj działo i było mu to niezwykle na rękę; im mniej wolnego czasu miał w ciągu dnia, tym mniej myślał o rzeczach, które sprawiały, że kompletnie mu się wszystkiego odechciewało. To nie był łatwy dzień, nawet bez wspomnień, które często niczym fala próbowały go wciągnąć pod powierzchnie i wypełnić po brzegi nawet nie tyle jego płuca, co jego głowę. Ubiegłej nocy bezsenność zaatakowała go w najmniej oczekiwanym momencie, zupełnie jakby tylko czekała na moment, gdy straci czujność. Wracając niczym bumerang do Odysseusa, kompletnie wybiła go z rytmu i sprawiła, że dzisiejszy dzień w pracy był o wiele bardziej wymagający, a mężczyzna prawdopodobnie po raz pierwszy od przyjazdu do Lorne Bay zapragnął... nie być. Nie wstawać, nie iść pod prysznic, nie ubierać się i nie udawać do szpitala na długi dyżur, a w zamian za to po prostu zostać w łóżku, pod warstwą kołdry i koca, w ciepłym, bezpiecznym miejscu. Dopiero kiedy leżąc przez kilka minut po wyłączeniu budzika, zaczął przywoływać takie leniwe poranki w Sydney, odechciało mu się zostawania w domu. Zerwał się jak poparzony, wziął prysznic szybciej, niż zazwyczaj i wyszedł z domu przed zaplanowanym czasem, bez śniadania, bez herbaty. Musiał uciekać od takich momentów, uciekać przed samym sobą, a nic nie gwarantowało mu lepszej możliwości ucieczki, niż właśnie szpital. Ogrom przypadków, z których większość była na tyle skomplikowana, że musiał naprawdę poświęcić się w całości, by znaleźć rozwiązanie. – Zoya... dzień dobry, zapraszam – gestem ręki zachęcił ją, by usiadła i omiótł spojrzeniem swoje biurko. Stos papierów, które były tam zbyteczne zsunął do szuflady sprawnie i na moment podniósł się, by zająć miejsce na nowo jednocześnie z nią. Zdawało mu się, że widzi w jej oczach jakiś przebłysk, jakby iskierkę nadziei – nie wiedział tylko, czy liczyła na coś od niego, czy może sama niosła dobre wieści. Jeśli to pierwsze, to wyjątkowo naprawdę miał dla niej coś, co mogło chociaż chwilowo ją uspokoić. Dobre wyniki badań zawsze podbudowywały, ale należało pamiętać, że wszystko mogło się jeszcze zmienić. Oboje mieli ogromne nadzieje, chociaż w przypadku bliskiego jej chłopca były one niezwykle złudne, a może i głupie, zdaniem niektórych. Ale Odysseus nie był jednym z tych, którzy by się poddawali, zwłaszcza w przypadku najmłodszych pacjentów. – Tutaj mam dla ciebie wyniki ostatnich badań. Nowe, poniedziałkowe – oznajmił jej, w kierunku kobiety wyciągając brązową kopertę. Było lepiej, naprawdę. To nie oznaczało, że Jake nie potrzebował przeszczepu, ale na pewno miało im obojgu zapewnić kilka spokojnie przespanych nocy w oczekiwaniu na kluczową decyzję jego ojca.

Zoya Henderson
ambitny krab
son of laërtes
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Ta cała sytuacja była dla Henderson czymś naprawdę okropnym. Za wszelką cenę chciała pomóc chłopcu, ale niestety miała związane ręce. Nie potrafiła dotrzeć do swojego wujka. Mogła krzyczeć, błagać, płakać i nic nie pomagało. Był to człowiek z kamienia i napawał Zoye wielką odrazą, miała ochotę strzelić sobie w łeb za każdym razem gdy na niego patrzyła. Chyba nigdy w życiu nie zawiodła sie na nikim tak bardzo jak na człowieku, który przecież ją wychował po śmierci jej rodziców. To było straszne, okropne i obrzydliwe. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że wujek byłby zdolny do tego, by posiadać na rękach krew własnego dziecka, nawet takiego, do którego nie za bardzo chciał się przyznawać. Teraz Henderson została z tym wszystkim sama i musiała jakoś handlować z tym co miała. Martwiła się, że nie będzie w stanie pomóc chłopcu i ten w końcu umrze. Jak mogłaby coś takiego kiedykolwiek wybaczyć swojemu wujkowi? To chyba byłoby niemożliwe. Już teraz miała z tym problem, a co dopiero po czymś takim.
Uśmiechnęła się niemrawo do mężczyzny, gdy weszła do środka gabinetu. Denerwowała się nie wiedząc za bardzo czego może się spodziewać. Miała nadzieję, że stan zdrowia dziecka się w magiczny sposób jakoś polepszy, ale to chyba byłby jakiś cud, a nie miała dwunastu lat żeby wierzyć w cuda. Chociaż była pewna, że nadzieja umiera ostatnia i chyba tylko ona im została. - Dziękuję - powiedziała biorąc od niego kopertę i usiadła sobie n krześle żeby przejrzeć dokumenty znajdujące się w środku. Co prawda nie znała się na tym za bardzo, bo daleko jej było do lekarza, ale miała nadzieję, że znajdzie na nich jakieś wyjaśnienie. - Dobra, jednak musisz mi powiedzieć o co z tym chodzi, bo absolutnie się na tym nie znam - powiedziała w końcu odkładając gdzieś na bok tą teczkę z wynikami. - W prostych słowach poproszę - nie potrzebowała owijania w bawełnę, jeżeli było źle chciała to usłyszeć prosto z mostu. Spojrzała więc na mężczyznę oczekując informacji.

odysseus lonsdale
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Obydwoje znajdowali się w sytuacjach, kiedy kolejny ich ruch był zależny od kogoś innego. Ich posunięcia zależały od tej samej osoby, a ta, wbrew oczekiwaniu zarówno Zoyi, jak i Odysseusa, wydawała się na to wszystko kompletnie obojętna. Znał już takie sytuacje aż za dobrze, nie tylko z pracy, ale także ze swojego życia prywatnego. Czekanie zawsze było najgorsze, a w jego przypadku dodatkowo podburzało wszystkie czarne myśli, by te kłębiły się z jeszcze większą mocą w głowie. Co, jeżeli miało być za późno? Oglądanie tego, jak chłopiec pomału gaśnie i to za sprawą własnego ojca, który najwyraźniej miał całkowicie zaburzone priorytety, sprawiało mu wręcz fizyczny ból. Gdyby nie obecność Henderson, która zdawała się dawać z siebie wszystko, by pomóc i coś zmienić, dla tego dziecka nie byłoby prawdopodobnie żadnych szans, a oni po prostu czekaliby na koniec. Teraz przynajmniej jeszcze jakaś nadzieja na poprawę tej sytuacji tliła się, a każde z nich wciąż planowało ruchy, by być gotowym na chwilę, gdy sytuacja się zmieni. Odysseus nie miał zamiaru się poddać i liczył na to, że zawartość koperty przekona Zoyę do tego, by dalej walczyć. Bo naprawdę było warto. Czekał w ciszy, gdy zapoznawała się z dokumentami, które jej przed momentem podsunął, nerwowo kręcąc długopisem między palcami. Nigdy nie potrafił się pozbyć tego nawyku, chociaż ostatnimi czasy zdawało mu się, że robi to mniej sprawnie i wolniej, niż przedtem. – Są... dobre. Nie dobre w znaczeniu, że wątroba zaczęła się regenerować, ale na razie choroba nie postępuje dalej. – W przypadku Jake'a taki wynik był niczym wcześniejsze święta. Kiedy czekali na decyzję ojca co do przeszczepu, mogli jedynie spowalniać postęp choroby i wszystko wskazywało na to, że na ten moment udało im się zrobić kilka kroków w tym kierunku. – Omawiałem to dzisiaj z pozostałymi lekarzami i chciałbym zaproponować wam inne rozwiązanie – zaczął, odkładając długopis. Przyglądał jej się przez moment, zastanawiając, jak Zoya przyjmie ten pomysł. Rozważał to tego dnia już tyle razy, że praktycznie wiedział, co może odpowiedzieć w różnych scenariuszach. – Nie czekałbym dłużej na decyzję, tylko znalazł mu innego dawcę. Niespokrewnionego – dodał, dla jasności. I czekał.

Zoya Henderson
ambitny krab
son of laërtes
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya naiwnie sądziła, że gdy wpadnie do gabinetu wujka i powie mu o zaistniałej sytuacji, to ten w przypływie ojcowskiej i wujowskiej miłości postanowi zachować się jak porządny człowiek i będzie chciał wynagrodzić własnemu dziecku te wszystkie lata, w których był nieobecnym ojcem. Jak bardzo się myliła. Ten człowiek nie miał żadnych wyrzutów sumienia, nawet nie udawał, że obchodzi go los tego dziecka. W pewnym sensie Zoya czuła, że taka sytuacja mogłaby mu być na rękę, bo nagle dowód na jego romans sam by zniknął. Dla Henderson to było naprawdę straszne przeżycie, znała swojego wuja i wiedziała, że nie jest najlepszym człowiekiem pod słońcem, ale teraz pokazał się z jeszcze gorszej strony niż do tej pory, a kobieta nie mogła się z tym pogodzić. Chciała zrobić wszystko, by pomóc małemu chłopcu, ale absolutnie nie miała pojęcia jak to zrobić.
Dlatego trochę kamień spadł jej z serca, gdy okazało się, że wyniki są nieco lepsze niż podejrzewała. Nawet mogła wysilić się na delikatny uśmiech, który zagościł na jej zazwyczaj zatroskanej twarzy. - O boże... - westchnęła, bo cóż, nie tego się spodziewała więc to odczucie ulgi było naprawdę spore. - To naprawdę dobra nowina - przynajmniej dostała trochę więcej czasu żeby spróbować dogadać się z wujem. Może jeżeli nie chciał po dobroci to trzeba go było trochę zaszantażować i w ten sposób popchnąć do zrobienia jedynej dobrej rzeczy w jego życiu. Nie wiedziała jak inaczej mogłaby do niego dotrzeć.
- Jakie? - Zapytała, bo kto wie, może chciał jej powiedzieć, że przeszczep jednak nie będzie potrzebny? Może jest inna opcja? To by wiele ułatwiło. - Ohh... jasne, jest to jakiś pomysł - pokiwała głową spoglądając na doktora. - Ile mniej więcej trzeba czekać na takiego dawcę? Mamy tyle czasu? - Nie znała się na tym, więc musiała się dopytać. Bała się, że mogą nie zdążyć i co wtedy? Nie chciała dać dziecku umrzeć. Nawet wstała z krzesła i podeszła bliżej mężczyzny. - On nie może umrzeć z powodu upartego charakteru mojego wujka - powiedziała wpatrując się w twarz Lonsdalea. - Zrób wszystko co możesz żeby mu pomóc - Zoya była gotowa posunąć się do wielu rzeczy, miała pieniądze, miała kontakty, mogła ogarnąć organ na czarnym rynku, tylko czy później mogłaby przez to spać po nocach.

odysseus lonsdale
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
transplantolog — cairns hospital
35 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
is it insensitive for me to say "get your shit together, so I can love you"?
Spotykał wiele przypadków na swojej drodze i mógł z doświadczenia mówić, że ludzie, którzy od początku nie chcieli i nie planowali czegoś zrobić, zazwyczaj nie zmieniali zdania już nigdy. Widział wiele takich sytuacji i choć był z szerszej perspektywy tylko dodatkiem na tym obrazku i mógł uchodzić nawet za zwyczajnego obserwatora całej sprawy, a nie osobę bezpośrednio zamieszaną, często coś podobnego oddziaływało na jego samego. To był potężny błąd, a on wiedział, że pozwalanie sobie na coś podobnego nie było dobre i zdrowe, ale nie potrafił wyłączyć empatii, zwłaszcza w przepadkach, kiedy chodziło o życie dziecka. To, że już coś widział, coś spotkał wcześniej, tak naprawdę nic nie oznaczało, a dla Odysseusa nadal były tajemnicą procesy myślowe takich osób, jak ojciec bliskiego Zoyi chłopca. Nie był rodzicem, ale był przekonany, że posiadając dziecko zupełnie inaczej spoglądałby na wiele spraw i miał zupełnie inaczej poustawiane priorytety. Co było ważniejsze w życiu tego człowieka, praca, związek – nie wiedział, ale coś na pewno, skoro nawet nigdy nie dostrzegł jego sylwetki na szpitalnym korytarzu. Bywała tu jedynie Zoya, zmartwiona, rozmawiająca z nim długo i regularnie, próbująca zrobić coś, bo w tym momencie dobre było nawet cokolwiek. Ich dwójka przedłużała zycie dziecka, kiedy jego ojciec zdawał się nie pamiętać, że w ogóle posiada syna. Wiało absurdem, jednak było to całkowicie prawdziwe i stanowiło ich codzienność.
Wyniki chłopca jednak zdawały się kupować im odrobinę czasu. Nie mogli go liczyć w miesiącach, ale na pewno mierzenie go w tygodniach było bezpieczne. Zaskakiwała go nagła poprawa, ale bardzo pozytywnie, to były te nieliczne miłe momenty w okresie przed przeszczepem, kiedy uśmiech wstępował na usta wszystkich, których dotyczyła sprawa. – Chciałbym potrafić odpowiedzieć na to pytanie precyzyjnie, ale... może okazać się, że będzie to tydzień, miesiąc lub dłużej. Niemniej jest to bezpieczniejsze, niż oczekiwanie na cos, co może się nigdy nie wydarzyć – ważył słowa, ale nie zamierzał także kłamać. Sytuacja była na tyle poważna, że Zoya zasługiwała na jego pełną szczerość. Sama zresztą stawiała na to samo, czego dowodem były jej słowa. – Nie zamierzam na to pozwolić – oznajmił spokojnie, ale jednocześnie zdecydowanym tonem. Wiedział, że nie może obiecać cudów, ale na pewno mógł zapewnić o tym, że dołoży wszelkich starań, by że swojej strony pomóc najlepiej, jak to było możliwe.
Po spotkaniu w jego gabinecie Zoya nie chciała udać się na oddział, by spotkać się z chłopcem. Zdarzało się to już wcześniej, a Lonsdale doskonale rozumiał jej powody, więc odprowadził ją jedynie do wyjścia i wrócił do siebie, zabierając się do pracy. Chłopca wciąż dało się uratować, musieli tylko znaleźć dawcę. Wiedział, że to może okazać się zadaniem wręcz niemożliwym, ale po to tutaj był, aby podjąć z nimi tę próbę i znaleźć dawcę. Miał tylko nadzieję, że kiedy do tego dojdzie, nie będzie za późno... wypełnił wszystkie odpowiednie dokumenty i uruchomił procedurę, czując, jak nieprzyjemnie podryguje mu dłoń. Zignorował ten fakt tak jak zawsze, a zamiast kolejnej kawy, podczas przerwy postawił na ciepłą herbatę, powtarzając sobie, że to na pewno nadmiar kofeiny powodował te dziwne, subtelne skurcze.

Zoya Henderson
koniec
ambitny krab
son of laërtes
ODPOWIEDZ