szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
nr. 1
In my family, crazy doesn’t skip a generation

Podjechała autem najbliżej jak mogła, po czym zaparkowała na poboczu i zgasiła silnik. Samo Lorne Bay było zadupiem, a co dopiero ta część. Wydawało jej się, że coś pomyliła i nie znajdzie tu nic oprócz drzew, zapuszczonych krzaków, plątaniny roślin, dziwnych zwierząt, piachu i kurzu. Zrobiła smutną minkę, zerknęła w lusterko i zawiązała jasne włosy w cienki kucyk. Matka natura nie kochała jej, tak jak jej męża chociażby, i nie podała jej na tacy gęstych, mocnych włosów. Przynajmniej kolor miały ładny. Wysiadła z telefonem i kluczykami w dłoni, po czym zatrzasnęła auto i zaczęła się rozglądać. Czy to mogła być prawda, że w końcu po dwóch tygodnia intensywnego szukania, znalazła adres ojca? Dobrze, że natknęła się na tego starego rybaka w dziurawych kaloszach, który pamiętał czasy jej szajbniętego dziadka Ashworth, któremu na stare (chociaż w sumie nie aż tak stare) lata coś się w główce pomyliło i zaczął przekonywać wszystkich, że the end is near. Podobno z jej pradziadkiem wcale nie było lepiej, tylko ten dodatkowo rozchylał poły płaszcza przed małymi dziewczynkami (i nie tylko). Mina Zary, podczas, gdy słuchała tych wszystkich rewelacji, przez długi czas pozostawała niezmienna, łącząc w sobie zdziwienie, zgorszenie i jakiegoś rodzaju powątpiewanie. To ostatnie pewnie przyszło razem ze wspomnieniami o matce, która też miała coś narypane z religią. Potem doznała olśnienia, które wcale nie było w sensie pozytywnym. Czy ona odziedziczyła po ojcu, dziadku i pradziadku ten gen szaleństwa? Co prawda do pięćdziesiątki hen daleko, ale i tak jej się to nie uśmiechało. Oby dziedziczyła tylko linia męska. Jak dobrze, że nie zdecydowała się na dzieci, a teraz miała tylko dodatkowy argument, przekonywujący ją, że to bardzo dobra decyzja.
Ruszyła ścieżką, przedzierając się przez zarośla. Miała dosyć mieszkania w hotelu i kiepskiego żarcia na wynos. Tęskniła za Keeganem i jego gotowaniem, a teraz miała już nigdy nie zjeść obiadu, który by dla niej przygotował. Znowu zrobiło jej się smutno i westchnęła ciężko, chowając kluczyki od auta do kieszeni spodni.
Po chwili zza koron drzew wyłoniła się chata, która wyglądała jak żywa wycięta z jakiejś powieści o pustelniku. Kobieta podrapała się po głowie i zmarszczyła brwi. Ten rybak chyba mówił prawdę. Ile w ogóle ojciec miał już lat? Zatrzymała się, żeby policzyć. Pięćdziesiątka mu jeszcze nie stuknęła, ale już bliżej, niż dalej. Rozejrzała się po terenie wokół domu, a kiedy nikogo tam nie zastała, zdecydowała się na staromodne walenie pięścią w drzwi. Na twarz przywdziała uśmiech rodem z Television Commerce.

Jebbediah Ashworth
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Mało kto zaglądał w te strony. Za czasów posiadania farmy i kochającej matki (a nie tej zdradzieckiej, starej prukwy) Jebbediah miał dom pełen gości. Organizował żniwa, fiesty po ich skończeniu i nade wszystko cyklicznym wydarzeniem w jego życiu było kolejne wesele. Zazwyczaj wprawdzie ślub nie dochodził do skutku, ale przynajmniej zabawa trwała w najlepsze, tyle że bez gości panny młodej.
To wszystko jednak było echem zwykłej przeszłości. Obecnie był biedny jak mysz kościelna i właściwie ta podła chatka w Sapphire River to było wszystko na co go stać. Pluł sobie wielokrotnie w okazałą brodę, bo zamiast inwestować w siebie i w swoje oszczędności, pompował pieniądze w ranczo, które obecnie należało do jego brata.
Mógł pogratulować sobie głupoty i zapewne robiłby to bez końca, ale i bez tego czuł się jak wrak człowieka. Wprawdzie ze względu na teologiczne studia doszedł do siebie i nie wyglądał już jak Hiob przed boskim tuningiem, ale i tak w głębi serca umierał po trochę każdego dnia. Nie mógł przecież pozostać normalnym na widok węża w toalecie bądź olbrzymiego pająka w sypialni. Dopiero tutaj, w tej dzielnicy przez Boga wyklętej zdawał sobie sprawę, że cała fauna Australii chce go zabić i robi to tak sukcesywnie, że niedługo powinien wziąć się za struganie trumny dla samego siebie. Tyle, ze jego warsztat również przeszedł pod kuratelę tego wściekłego potomka jego matki i nieznanego mężczyzny. Im bardziej o nim myślał, tym mocniej go nienawidził, ale to znowu kłóciło się z jego religijnymi zasadami i faktem, że zaczynał drogę ku świętości i powinien rozwijać w sobie miłosierdzie.
Mógł więc co najwyżej mu współczuć, że jest podłą, materialistyczną pijawką i prędzej czy później będzie smażyć się w piekle w którym znajdzie się z jego matką. Tak przynajmniej sobie to wizualizował i te myśli pomagały mu przetrwać nawałnicę myśli i wyrzutów sumienia, która go opanowywała.
Zostawił dziewczynę, którą kocha. Pił coraz więcej, zapomniał oddać książki do biblioteki uniwersyteckiej i nade wszystko nie umiał zignorować pukania do drzwi, choć był przekonany, że to nie może być nic dobrego. Nikt nie odwiedzał go na tym pustkowiu, a i on stronił od zaproszeń, czując, że kompanem do konwersacji to on nie jest. Dlatego dopiero po dłuższej chwili otworzył drzwi, które wyglądały na takie które mogą się w każdej chwili rozpaść i uśmiechnął na widok blondynki. Kiedyś nawet byłaby w jego guście, ale kiedyś zdawało się być bardzo odległe.
- Nie kupuję żadnych preparatów na odchudzanie, a Boga już znalazłem – odpowiedział więc i choć wyglądał trochę jak zarośnięty menel to głosu mógłby mu pozazdrościć każdy. Brzmiał radiowo, miodowo i krystalicznie, choć przecież Jeb nie stronił od papierosa (jednego miał w ustach) alkoholu (gdzieś na podłodze walała się butelka) i od wkurwu, który promieniował, choć kobieta była taka ładna.

Zara Lockard
towarzyska meduza
enchante #8234
szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
Zara absolutnie by się nie dziwiła, że raczej nikt się nie zapuszcza w te chaszcze i bagna. Gdyby nie musiała, to w życiu by tu nóżki swojej nie postawiła. Czasami dalej nie wierzyła, że to wszystko naprawdę się dzieje. Nie raz budziła się w środku nocy lub nad ranem i była przez krótką chwilę święcie przekonana, że jest w Szkocji, w swoim ogromnym, wygodny łożu małżeńskim wśród świeżej, pachnącej pościeli w kwiaty. W momencie, w którym prawie uśmiechała się z zadowolenia, dochodziło do niej, że tak naprawdę leży właśnie na średnio wygodnym łóżku w hotelu, w którym w zasadzie mogło leżeć przed nią wielu różnych ludzi. Trudno było znieść myśl, że ktoś się mógł tu kiedyś pukać albo na przykład umrzeć. Pościel była szorstka i śmierdziała środkiem dezynfekującym i mydłem. Krzywiła się wtedy i na ogół wstawała, aby wziąć prysznic, który swoją drogą wcale nie był w lepszym stanie, niż łóżko. Może nawet w gorszym. Z całych sił starała się odpychać te myśli, bo jednak wolała mieszkać w pokoju z własną łazienka, niż w aucie.
Czasami wieczorami przypominała sobie co robiła mniej więcej w tym czasie, tylko jeszcze przed kilkoma miesiącami. Pewnie szykowałaby się teraz na jakąś galę albo przyjęcie. Może urządzaliby grilla z sąsiadami albo po prostu mieliby w planach udanie się do jakiegoś luksusowego klubu. Nie mogła jednak żyć przeszłością. Teraz była właśnie tu i to była jej przyszłość. Trudno było zrobić tak wielki krok w tył, kiedy doświadczyło się spełnienia swoich marzeń. Czy kiedykolwiek myślała, że zostanie z niczym, skoro osiągnęła już swój cel? Nie. Tak się jednak stało i gdyby jej matka żyła, pewnie powiedziałaby coś w stylu: “A nie mówiłam? Próżność to grzech i kara cię nie ominie”.
Jebać jej nauki i jebać te wszystkie owady, które uderzały o nią i dobijały się od jej suchej skóry. Jakaś muszka wpadła jej chyba do oka i musiała kilka razy mocno mrugać, żeby się jej pozbyć.
Mimo, że nikt przez dłuższy czas nie otwierał, ona niestrudzenie uderzała w miarowych odstępach czasu, dłonią zaciśniętą w piąstkę, w drzwi. Nie miała zamiaru się tak łatwo poddać, w końcu czekała na to spotkanie od ponad dekady, może nawet od dwóch.
Gdy mężczyzna w końcu otworzył drzwi i stanął przed nią w całej swojej okazałości, patrzyła na niego z tym uśmiechem i można było pomyśleć, że jest on do jej twarzy przymocowany już na stałe. W końcu powoli zaczynała poważnieć, a prawe oko jakby jej zadrżało. Czy to tik nerwowy? Czy to zapowiedź katastrofy emocjonalnej? Apokalipsy uczuciowej?
“Boga już znalazłem” - nie miała już żadnych wątpliwości, że ten zarośnięty pustelnik to jej ojciec. Nie raz słyszała te słowa i od matki i gdy sobie to właśnie przypomniała chrumknęła i zaśmiała się nerwowo, kładąc dłonie na klatce piersiowej. — A wiesz, że ja chyba też — odpowiedziała, po czym dała nura do środka, przemykając jak błyskawica gdzieś z prawej strony Jebba. Wiedziała, że nie da rady przeprowadzić tej rozmowy na trzeźwo, więc usiadła na podłodze przy butelce alkoholu i przyssała się do niej jak niemowlę do matczynego cycka. Miała gdzieś jak to wygląda i gdzieś co on teraz powie lub zrobi. Bardziej skupiała się na tym co powie mu ona i jak to wszystko wytłumaczy. A jeżeli on już miał papkę zamiast mózgu? Kto wie czy z pokolenia na pokolenia nie wariowało się szybciej, a zważając na to gdzie mieszka, jak mieszka i jak wygląda było to dosyć prawdopodobne.

Jebbediah Ashworth
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Musiał przyznać – w swoim życiu spotkał już dostateczną ilość wariatów. Właściwie miał wrażenie, że w Australii przypada ich znacznie więcej na metr kwadratowy niż w jakimkolwiek innym kraju. Z jednej strony było to dobre, bo się tak bardzo nie wyróżniał swoją osobą, a z drugiej, do cholery, zaczął się obawiać, że takich przyciąga. Może i coś w tym było, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie odwiedzałby go w tej bagnistej rezydencji. Nawet członkom swojego umiłowanego Kościoła sprzedał bajeczkę o warujących aligatorach (a co gorsza, to nie była bajka) i nikt tutaj się nie zapuszczał. Dlatego pukanie do drzwi, a potem widok blondynki całkowicie wytrącił go z równowagi.
Wszak minęły już czasy, gdy żarliwie modlił się do Pana o zesłanie takiego typu owieczki – o określonej miseczce i twarzy aniołka – w jego skromne progi, by mógł podjąć się działalności misyjnej. Miał wręcz wrażenie, że od tamtych zachcianek minęły całe wieki, więc albo Bozia była opóźniona w rozwoju albo śmiała się mu prosto w twarz, spełniając życzenie nie w porę. Po pierwsze, mógł tej kobiecie zaoferować tylko siebie, a z jego siwymi włosami to był kiepski układ, a po drugie, nadal był beznadziejnie zakochany, więc nie rozumiał potrzeby spotykania kogokolwiek innego. Chyba tylko po to, by znowu urządzić bezsensowne wesele, a przecież obecnie nawet na to nie było go stać. Czuł więc, że zdecydowanie wdepnął i na dodatek nie umiał rozgryźć tego, co ta niewiasta mogła chcieć.
Był za stary, by wierzyć w przypadki i był przekonany, że musi mu nieco rozjaśnić sytuację. Tyle, że zanim zdołał to z siebie wyrzucić, ona po prostu weszła mu na chatę i jak ta dziewczynka w bajce o trzech niedźwiadkach zaczęła konsumować jego dobra. Nie wiedział czy czytała tę wersję dla dorosłych, zapewne nie, bo inaczej nie wchodziłaby tak śmiało w męskie domostwo i nie sięgała po jego alkohol. O Bogu nawet nie zamierzał wspominać, bo jej odpowiedź sprawiła, że się teologicznie zagotował i miał ochotę jej wygarnąć za pomocą swoich podręczników akademickich co myśli o znajdywaniu Boga w tych podartych spodniach.
- Kim ty, do cholery, jesteś? – zapytał jednak na dobry początek, gdy zamknął z trudem i za pomocą buta za nią swoje rozklekotane drzwi, a jego wzrok spoczął na blondynce, która jak ten pieprzony Kubuś Puchatek dorwała się do jego miodku i siedziała na brudnej podłodze, nie bacząc na robaki, bakterie czy na wkurwionego właściciela tego przybytku grozy. – Zazwyczaj nie pozwalam obcym testować mojego bimbru, więc się chociaż przedstaw, bo skończysz jako karma dla mojego ulubionego aligatorka – zagroził, ale po tym jak usiadł obok niej i wziął butelkę, mogła być pewna, że tak źle nie będzie.
Może i był walnięty, ale był jednak sługą Bożym in spe, a im nie przystawało porzucanie ładnych blondynek na mokradłach. Nawet jeśli sięgały po jego alkohol i to tak bezczelnie! Musiał jednak przyznać, że nawet podziwia jej odwagę, bo przecież ten boski napój mógłby być nawet zatruty. Najwyraźniej jednak nie obeszło ją to wcale i to mu się w niej podobało, nawet jeśli była podłą złodziejką.

Zara Lockard
towarzyska meduza
enchante #8234
szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
Coś było w tym przyciąganiu. W końcu swój pozna swego. Tylko czy Jebbediah rozpozna ją? No na to szans nie było, chyba że jest jakimś medium. Chociaż właściwie Zara nie myślała o sobie jako o wariatce, przynajmniej nie do tej pory. Bo jakby zebrała do kupy wszystko co zrobiła w ostatnich tygodniach i spojrzała na to trzeźwym okiem, przeanalizowała, to prawdopodobnie stwierdziłaby, że potrzebuje dobrej terapii i może trochę proszków. A wybranie się w to zapomniane miejsce wcale nie było najbardziej szaloną rzeczą, której się ostatnio dopuściła, właściwie w porównaniu do innych czynów, ten był całkiem w porządku.
Być może była złotowłosą, a Jebb z tym wszędobylskim zarostem może przypominał trochę niedźwiedzia, jednak to nie bajka, ani dla dzieci, ani dla dorosłych i zaraz się o tym wszyscy przekonają.
Bimber smakował jak coś, czego na pewno nigdy wcześniej nie piła i prawdopodobnie w normalnych okolicznościach by się nie napiła. Był jednak mocny, a to dobrze. Pierwszy łyk przetarł szlak ognistym strumieniem, rozpalając jej wnętrze i na moment wykrzywiając twarz. Drugi, większy łyk, popłynął gładko i sprawił, że poczuła się jakby troszkę lepiej. Rozejrzała się ukradkiem po chatce pustelniczej. W zasadzie wszystko jedno gdzie by usiadła, bo ogólnie było tutaj brudno. Chyba mieszkanie w hotelu ją trochę zahartowało.
Kim ty, do cholery, jesteś? Bardzo dobre pytanie. Istotne. W końcu przyszła tu właśnie po to, aby opowiedzieć mu kim jest. Spojrzała na niego, gdy wspomniał o aligatorze i zmrużyła oczy. — Rozróżniasz aligatory? — spytała z lekkim niedowierzaniem. Chyba była w stanie uwierzyć już we wszystko. — Albo nie. Nie chcę wiedzieć — stwierdziła po krótkiej chwili. — Jestem Zara. Masz, lepiej też się napij — dodała, po czym upiła szybko kolejnego łyka i poczęstowała Jebba jego własnym alkoholem, podając mu butelkę. — Masz więcej? — spytała, bo bardzo możliwe, że im ta połówka nie wystarczy.
Odczekała chwilę, aż usiądzie i weźmie bimber. Długo się zastanawiała jak mu to przekazać w taki sposób, żeby nie tylko uderzyć w niego konkretną informacją, ale i rozjaśnić mu co, jak, gdzie i kiedy. Uznała, że po prostu opowie mu wszystko, co przekazała jej matka, a reszty może sam się domyśli. Odchrząknęła krótko, obejmując kolana rękami i zerkając na mężczyznę z ukosa. — Opowiem ci coś i może się wydawać, że to bajka, ale tak nie jest.
Uśmiechnęła się lekko, po czym sięgnęła do pamięci, która na szczęście całkiem dobrze jeszcze działała. — W pewne upalne lato, na obozie dla młodzieży, dziewczyna poznała chłopaka. Bardzo się sobie spodobali i spędzali ze sobą prawie każdą chwilę.— zaczęła, pozwalając słowom płynąć.

Jebbediah Ashworth
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Gdyby trafiło na kogoś normalnego to pewnie pokazałby tej dzierlatce drzwi. Minęły już czasy, gdy cieszyły go odwiedziny niewiast, a ta wydawała się na dodatek niespełna rozumu. Po pierwsze, sięgała po jego alkohol, zupełnie jakby była u siebie. A po drugie, nikt o zdrowych zmysłach nie wychylał z taką radością bimbru będąc kobietą. Owszem, znał jeden taki element, ale był przekonany, że Polly była alkoholiczką i ich radosne picie skrywało poważniejszy problem. Ta zaś nie wyglądała na taką chorą, wręcz prezentowała się fantastycznie i naprawdę nie rozumiał, czemu stwierdziła, że picie czegokolwiek w chatce jest dobrym pomysłem.
Postanowił jednak odpuścić sobie wszelkie dywagacje i skupić się na tym co kobieta chciała mu przekazać. A przynajmniej miał nadzieję, że jest w tym głębszy zamysł poza rozmową o aligatorach i szukaniem kolejnego alkoholu.
Znalazł butelkę pod kanapą i podał jej.
- W Australii większość ludzi rozróżnia to co chce cię zabić. Skąd się urwałaś? – a gdy przedstawiła się, podał jej dłoń. – Jebbediah Ashworth, ale chyba już to wiesz, prawda? – wziął od niej butelkę i usiadł obok, czując, że znalazł się w jakiejś popieprzonej, ukrytej kamerze. To musiało być właśnie to, skoro siedział z ładną blondynką i pił alkohol, a ona wydawała się być zdenerwowana czymś. To brzmiało tak absurdalne, że chyba nie potrafił skupić się na jej słowach, choć na pewno zawierały wyjaśnienie tego dziwacznego najścia.
Do czasu, gdy nie wspomniała o obozie chrześcijańskim.
- Zaraz, zaraz… Zrobiłem ci dziecko?! – zapytał, bo coś dzwoniło mu w kościele. Jak się miało okazać, zupełnie nie tym w którym powinno, ale pamiętał te letnie kolonie w których sławiło się Boga na różne sposoby. Jednymi z jego ulubionych było doprowadzanie tych dziewcząt do orgazmu tak, by wzywały jego imię bez końca. Ktoś mógłby stwierdzić, że to grzech, bo przecież wzywał Boga nadaremno, ale akurat Jeb uważał, że dobry seks nigdy nie jest czymś złym. Oczywiście w okresie wakacyjnym, gdzie ich Pan wydaje dyspensę na czyny tak haniebne jak wzajemne sprawianie sobie przyjemności.
Stwierdził, że tak, musi się napić i pociągnął obfitego łyka, krzywiąc się tylko troszeczkę i nie z powodu smaku bimbru, który w końcu był wyborny, ale z powodu tej historii, która nagle zaczęła mu się klarować w głowie i musiał przyznać, że była… Cóż, nie chciał stwierdzić, że zaskakująca, bo spodziewał się, że ma jakieś dziecko po tych wszystkich podbojach, ale sądził, że ujawni się znacznie wcześniej. Jeszcze za czasów, gdy go było stać na jakiegoś potomka, zaś teraz… Cóż, mógłby przysiąc, że zostanie bezdomnym jak przyjdzie mu płacić te zaległe alimenty.

Zara Lockard
towarzyska meduza
enchante #8234
szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
Gdyby odwrócić sytuację i to ktoś naszedłby ją w ten sposób, to pewnie też myślałaby, że urwał się z choinki. Prawdopodobnie nie zareagowałaby tak, jak Jebbediah. Zadzwoniłaby po ochronę i tyle by z tego było. Teraz jednak miała za sobą tak dziwne doświadczenie i dowiedziała się tak niecodziennych informacji, że jej światopogląd znacząco się zmienił.
Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad jego słowami odnośnie aligatorów. — Wiem jak wygląda aligator, ale skąd wiesz który to który? —spytała zbita z tropu. No ona by nie potrafiła odróżnić jednego aligatora od drugiego i wiedzieć, który to jej ulubiony, a którego nienawidzi, bo jej pożarł ciotkę na przykład. Chyba, że taki aligator miałby wyraźny znak rozpoznawczy, na przykład brak oka.
Wiem — przyznała bez bicia, ale w zasadzie miała teraz po prostu stu procentową pewność, że rozmawia z właściwym człowiekiem.
Układała w głowie dalszą opowieść, była taka piękna, gładka, ubarwiona wieloma szczegółami i wyjaśnieniami, nawet drobnymi zwrotami akcji i opisem pogody. Już miała kontynuować. Już otwierała usta, by popłynęły z nich piękne dźwięki, tworzące zgrabną, dopasowaną całość. Mogłaby to nawet wyśpiewać. Wtedy Jebb wypalił z tym swoim gruboskórnym, bardzo mało delikatnym pytaniem.
Zaraz zamknęła gębę i spojrzała na niego, jakby jednak zgubiła tego Boga, którego znalazła wchodząc do chatki pustelnika. Bimber z butelki spod kanapy smakował trochę lepiej, niż ten wcześniejszy, chociaż może było to złudzenie, bo alkohol zawsze z biegiem czasu lepiej wchodzi. Połknęła spory łyk, po czym zwaliła się na plecy, wzbijając odrobinę kurzu i spojrzała na sufit, który wcale nie wyglądał lepiej od podłogi. — Jestem Twoją córką i niedawno zabiłam męża.
No i chuj, po ptakach. Wyszło szydło z worka, spadochroniarz w pizdu wylądował, mleko się rozlało. Westchnęła ciężko, ale czując przyjemne otępienie alkoholowe uznała, że jednak nie wszystko jest aż tak bardzo beznadziejne. Stary rybak w porcie nie opowiedział jej tylko o problemach psychicznych w rodzinie Ashworth. Mężczyzna wiedział też co nieco o obecnej sytuacji materialnej Jebediaha, o tym że brat wszystko mu zabrał, dzięki świętej pamięci mamuśce. Być może były to tylko ploty, ale zważając na to, gdzie mieszkał Jebb, być może było w tym ziarno prawdy albo dwa. Chyba, że żył tak od zawsze, ale jakoś nie chciało się jej w to wierzyć. — A co tam u Ciebie?
Przekręciła głowę, by na niego spojrzeć.

Jebbediah Ashworth
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
- Po wyrazach miłości, tak sądzę – żartował trochę, ale trudno mu się rozmawiało o aligatorach z obcą panienką, która zapragnęła jego bimbru. Reglamentowanego, bo przecież jego nieboszczka matka już nie będzie w stanie przyrządzić nowej porcji. Mogła więc czuć się zaszczycona, że dzieli się z nią resztkami tego napoju bogów i cierpliwie czeka aż skończy pleść jakieś banialuki. Tak właściwie, gdyby wiedział do czego ta rozmowa prowadzi to zapewne stwierdziłby, że lepsze były gatunkowe dywagacje na temat krokodyli, aligatorów, nawet zgodziłby się na te przeklęte kangury, których nienawidził.
Wszystko, dosłownie wszystko byłoby lepsze od faktu, że nagle został ojcem. Dokładnie tak. Inni ludzie mieli miesiące przed porodem, mogli sobie poukładać to wszystko w głowie, a on dowiedział o tym fakcie po czasie i na dodatek od osoby, którą mógłby przez przypadek poderwać w starych, swoich najlepszych momentach. Do cholery, JAK.
Pytania, które zaczęły mu krążyć po głowie jak mały helikopter mnożyły się niesamowicie. Czuł, że zalewają mu mózg jak jakieś groźne bakterie i wyżerają z niego szare komórki, bo nie potrafił zareagować inaczej niż tylko szeroko otworzoną buzią i spojrzeniem, które zapewne przypominało żonę Lota, na chwilę przed zamienieniem jej w słup soli. Patrzył, rejestrował fakty, dopasowywał je do okoliczności, ale nadal nie potrafił zupełnie zareagować na te rewelacje, które właśnie podsyłała mu jego CÓRKA. Nikt inny, ale krew z jego krwi, kość z kości i na dodatek musiał przyznać, że miała zadatki na alkoholiczkę po tatusiu! Słyszał jak wali mu serce, jak język zamienia się w kołek i resztką sił wskazał jej na szafkę w której ukrywał nitroglicerynę. Na wszelki wypadek chciał ją mieć w podorędziu, gdy słowa zaczęły do niego docierać.
- Jak to zabiłaś męża?! – wrzasnął, może ona serio zerwała się z jakiegoś psychiatryka i stwierdziła, że w przeciwieństwie do raz obranego porządku to ona zaadoptuje sobie jakiegoś rodzica. Trafiło na niego, bo myślała, że jest bogaty i zapragnęła to wykorzystać. Biedulka nie zdawała sobie jednak sprawy, że to już dawno po ptakach i obecnie Ashworth oprócz czarującej osobowości i przyszłego certyfikatu w udzielaniu ślubów na nic się jej więcej nie przyda. – Jaka córka, o czym tym mówisz? – zapytał, a gdy znalazła jego leki porwał je i natychmiast włożył pod język.
Była szansa, że przeżyje to zajście, ale na pewno już po nim nie będzie normalny.

Zara Lockard
towarzyska meduza
enchante #8234
szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
Na wzmiankę o wyrazach miłości, od aligatora jak sądziła, po prostu zmarszczyła na chwilę brwi. Co za wkręcacz, że mu nie wstyd tak się z niej nabijać, szczególnie że była w potrzebie. A nawet potrzebach, bo ostatnia Zara to po prostu same kłopoty. Gdzie się pojawia, tam wszyscy mają pecha. Alkohol smakował coraz lepiej, a może było jej coraz bardziej wszystko jedno? Nie, coś w nim było. Gdyby wiedziała, że zrobiła go jej świętej pamięci babcia, to możliwe, że faktycznie czułaby się zaszczycona. Obecnie myślała, że to sprawka Jebbediaha, co prowadziło ją do prostego rozwiązania - jak zabraknie, to zrobi więcej. Bardziej od aligatorów, a nawet kangurów, chciała jednak pleść te “banialuki”, bo w zasadzie po to przebyła taki kawał drogi. Podróż tutaj nie była kwestią przelotu samolotem do Australii, dostania się do Lorne Bay i odnalezienia tego końca świata. Zaczęło się od wiedzy, że ma gdzieś żyjącego (prawdopodobnie) ojca, po latach wyciągnęła szczegółowe informacje od umierającej matki, a kolejnych kilka lat spędziła na powolnym gromadzeniu wszelkich poszlak i analizowaniu ich, w czym przez jakiś czas pomagał jej nawet prywatny detektyw. Cały ten proces przyspieszyła awantura z mężem. po której Zara zdecydowała się na ucieczkę i obrała sobie za cel Lorne Bay. Na co liczyła? Sama już nie wiedziała. Jeszcze pięć lat temu powiedziałaby, że jest optymistycznie nastawiona i ma nadzieję, że jej ojciec ucieszy się na wieść o córce - dla kontrastu, jeśli zapytanoby ją o to kilka tygodni temu, odpowiedziałaby, że prawdopodobnie będzie chciał ją spławić, bo zburzy jego (idealny, ale obecnie skreśliłaby to słowo) świat.
Patrzyła dosyć uważnie na Jebbediaha, coraz mocniej marszcząc brwi. — Masz zawał czy coś? — spytała trochę zdenerwowana i wystrzeliła do góry jak z procy, stając na wyprostowanych nogach, jak na dwóch tyczkach. Butelkę zostawiła na ziemi. Jeszcze tego by brakowało! Nie dość, że zabiła niedawno swojego męża, to teraz wykończy ojca! Serce waliło jej zdecydowanie za szybko, kiedy podeszła pospiesznie do szafki, którą mężczyzna wskazał i zaczęła ją przeszukiwać. Kiedy natknęła się na nitroglicerynę, złapała ją i podskoczyła, wystraszona nagłym, głośnym krzykiem. — Jak? No, to… Pytasz o przyczynę śmierci? — spytała niepewnie i ruszyła w jego stronę, po drodze o mało nie potykając się o własne nogi. Podała mu leki i znowu usiadła na podłodze, tym razem jeszcze bliżej niego, patrząc czy mu się polepszy, czy może trzeba będzie robić jakiś masaż serca albo się pomodlić na przykład. — Popchnęłam go, a on walnął głowa w stolik — dodała na jednym wydechu, w bardzo dużym skrócie. Ale to źle brzmiało. Bardzo źle. Chciała dodać, że nie zamierzała go uśmiercać, ale wtedy padło kolejne pytanie.
Taka no… Zrobiona przez ciebie i Kate, Kaithleen Middleton?
Chyba sytuacja stała się na tyle stresująca, że już nawet alkohol jej nie pomagał - może nawet szkodził.

Jebbediah Ashworth
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Obserwowanie Zary było trochę jak przeglądanie się w lustrze. Zanim zdążyła wyznać mu prawdę, zaczął w niej odnajdywać to samo roztargnienie, jakie zazwyczaj mu towarzyszyło oraz tę samą skłonność do bimbru, który (naturalnie) plątał słowa i sprawiał, że wszystko było zrozumiałe, ale jedynie dla nadawcy tej wiadomości. Po raz pierwszy w życiu Jebbediah potwornie współczuł ludziom, którzy mieli z nim do czynienia. Okazywało się bowiem, że takie jednostki stanowią wyzwanie dla normalnej części społeczeństwa. Na dodatek – jakby takiego zamieszania z alkoholem i włamaniem się do domu – było mało, okazało si, że dziewczyna ma mu do zakomunikowania ważną wiadomość.
Dwie, właściwie. Chyba wolałby jednak, żeby ta druga była bardziej jak z Mamma Mia i okazało się, że nieboraczka nie wie, kto jest ojcem. Zaś historia mordu na mężu brzmiała mu mocno jak z Rodziny Addamsów i zaczął rozglądać się nawet bezradnie w poszukiwaniu jakiejś kolejnej istoty z kosmosu. Skoro miał już zaginione rodzeństwo, córkę to spodziewał się również, że zaraz dokopie się do Atlantydy.
O ile, oczywiście, nie padnie na zawał, który faktycznie wydawał się być na wyciągnięcie ręki, choć był przekonany, że to głównie jakiś pokraczny atak paniki.
To nie tak, że Ashworth nie chciał mieć dzieci. Ależ on ich pragnął i widział się w roli ojca… tyle, że berbecia, którego uczy chodzić, a nie kobiety, która zabija swojego męża i jeszcze się tym chwali! Czuł się zupełnie źle, wszystko było wypaczone jak w gabinecie luster i potrzebował sporo czasu, by złapać oddech, a to był zaledwie początek.
Wziął od niej lek i włożył pod język, czując, że zbawienna nitrogliceryna chroni go przed rewelacjami córki. Nie było dla niego istotne, że chwilę wcześniej płukał żołądek bimbrem, dla jego organizmu odstawienie tego trunku byłoby zapewne gorszym szokiem niż regularne spożywanie, więc machnął na to ręką i skupił się na swojej latorośli.
Wyrośniętej, pyskatej, przyssanej do butelki i z hasłem, że zamordowała męża. Ojciec musiał być dumny.
- Pytam ogólnie. Jesteś jakąś psychopatką czy to był wypadek? – doprecyzował i wyciągnął papierosa. Najwyżej się przekręci, ale potrzebował nikotyny. W myślach próbował ułożyć sobie przebieg spotkania z tą chrześcijanką, która ponoć była matką dziewczyny, ale nadal nic nie przychodziło mu do głowy. Tyle, że ta dziewczyna była tak podobna do niego…
- Tak, ona nazywała się zupełnie jak żona księcia Williama! – zakrzyknął, po latach śmiał się, że pieprzył właśnie ją, ale córce takich historii się nie opowiada. – O Boże, tyle lat minęło…Co u niej? – pytał beztrosko, ale nagle poderwał się na równe nogi. – Dlaczego mi nie powiedziała o dziecku?!

Zara Lockard
towarzyska meduza
enchante #8234
szuka ojca — mieszka w hotelu
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedy jestem sama to czuję, że mam taką moc, Którą mogłabym zniszczyć wszystkie moje paranoje. Którą mogłabym uzdrowić cały chory świat.
Uważanie, że Zara chwali się morderstwem było odrobinę nad wyraz. Znaczy… można było tak powiedzieć, ale to nie tak, że kobieta chodziła po po domach ze zdjęciem Keegana i pokazywała je wszystkim w okolicy, opowiadając jak to popchnęła go na stolik do kawy, na którym ten rozbił sobie łeb, co prawdopodobnie było przyczyną śmierci - a przynajmniej Zara była przekonana, że tak się właśnie stało.
Blondynka bardzo długo trzymała to wszystko w sobie, a strach, poczucie winy i straty, wzrastały w niej z dnia na dzień, zamiast maleć ( bo podobno czas leczy rany, nowe chyba nie w tym przypadku, nie teraz). Pierwszy raz wykrztusiła z siebie przyznanie się do winy, a musiała to w końcu zrobić i padło akurat na Jebba. Czemu? Sama nie była pewna. Może uznała, że skoro to jej ojciec, to będzie na tyle honorowy, aby nie wydać jej policji. Krew z krwi? Nie wpadła jednak na to, że tak przytłaczające wiadomości może wpłynął na złe samopoczucie mężczyzny, który nie oszukujmy się, miał już swoje lata. Może nawet zaczynały się u niego jakieś choroby psychiczne, których w końcu nie widać na pierwszy rzut oka, więc nie można ich od tak rozpoznać. Przynajmniej nie podczas pierwszych pięciu minut znajomości, chyba że jest się jak jej świętej pamięci pradziadek, który obnażał się publicznie, wtedy byłoby wiadomo od razu.
Westchnęła ciężko, słysząc pytanie i zastanowiła się, swoją drogą odrobinę za długo, co mogło wydać się podejrzane. Na ogólne pytanie Jebbediaha odpowiedź wcale nie była taka oczywista. Tym bardziej, że nie była pewna czy jest psychopatką, niezależnie od tego czy śmierć jej męża była wypadkiem czy nie. Tak samo jak nie była pewna czy czy to był wypadek, czy nie. Nie chciała go zabić, ale przecież nie popchnęła go niechcący. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie i nie chodziło tylko o to jak potoczyła się rozmowa, ale i o miejsce i samą postać jej ojca. Nie miała pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Rodziny się jednak nie wybiera i albo przyjmie to, co jej na tacy podano albo nie dostanie nic. Wóz albo przewóz. — Ogólnie to był wypadek, byłam wściekła, zazdrosna i pijana, ale nie chciałam go skrzywdzić — odpowiedziała w końcu, uciekając wzrokiem w bok. Bo chyba najbardziej liczyły się fakty, a jeden z nich był taki, że popychając Keegana nie zdawała sobie sprawy, że ten walnie głową o kant stołu i umrze.
Westchnęła ciężko —No, tak jakby. Oficjalnie Rachel Kaithleen Middleton, ale przedstawiała się zawsze drugim imieniem, bo nie lubiła pierwszego — machnęła dłonią, bo czy to naprawdę było takie ważne? Jebbediah pewnie nawet o tym wcześniej nie wiedział. Kiedy mężczyzna zapytał co u jej matki, Zara dopiero zdała sobie sprawę, że musi powiedzieć mu o kolejnej śmierci, co faktycznie wytworzy dziwny, niepokojący nastrój rodem z rodziny Addamsów. — Cóż… nie powiedziała, bo chyba się wstydziła. Zmarła trzy lata temu na raka trzustki.
Nagle cień tych wszystkich śmierci i tragicznych wydarzeń położył się na nich, jak jakieś widmo, przez co atmosfera zrobiła się jakaś gęsto, przynajmniej w jej mniemaniu. Chyba należałoby ją trochę rozrzedzić - więc napiła się bimbru.

Jebbediah Ashworth
mistyczny poszukiwacz
Zaraza
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Cóż, sam Jebbediah był trochę człowiekiem, który reagował w sposób absurdalny na pewne wydarzenia, które zbyt normalne nie były. Wiele rzeczy zwaliło się na jego biedną, starą już głowę i miał wrażenie, że jak tak dalej pójdzie to nawet lądowanie UFO nie zrobi na nim takiego wrażenia jak zawsze myślał. Inna sprawa, że przedtem przynajmniej miał zboże na którym ufoludki mogli robić tajemne znaki i go wkurzać tym, że marnują dobrą paszę, a teraz było mu wszystko jedno. Właściwie nie powinien tyle myśleć o kosmitach, bo pierwsze, nie do końca miał prawo wierzyć w teorię ewolucji (ale wierzył, bo idiotą nie był), a po drugie powinien prędzej zastanowić się nad małżeństwem świeżo odzyskanej córki.
To wszystkie jednak było dlatego wariackie, bo cóż, nie wiedział, że ją ma i że przyszło mu ją stracić, a to wszystko wydarzyło się w ciągu kilku minut. Takich w których nie brakowało włamania, kradzieży bimbru i wreszcie praktycznie zawału na skutek natłoku informacji. Czuł się właściwie tak jak w tych wielkich elektromarketach, gdzie z każdej strony otaczały go ekrany i każdy podawał mu sprzeczne komunikaty, a on do żadnego z nich nie mógł się odnieść, bo to wszystko było za szybkie i nie nadążał.
Najwyraźniej przepaść międzypokoleniowa to nie są żadne przelewki, a realny problem, który właśnie odczuwał całkiem boleśnie. Mimo wszystko z jej słów rysował się przed nim obraz kobiety, która cóż… Musiała być jego córką, bo to upicie i zabicie małżonka brzmiało tak bardzo jak coś co zrobiłby Ashworth, choć na szczęście, Audrey pozostawała bezpieczna w swoim domu. Podejrzewał, że po wiadomości, że ma córkę starszą od niej samej, zamknie się w nim na zawsze, ale to był problem na kiedyś.
Obecnie musiał pocieszyć nieboraczkę, która zabiła męża przypadkiem.
- Ale sprawdzałaś i na pewno nie żyje, co? – upewnił się i zawiesił jak stary system, bo naprawdę nie przyszło mu do głowy nic odkrywczego i na tyle pocieszającego. – Najwyraźniej Bóg tak chciał, a nie powinniśmy walczyć z jego wyrokami – tym razem to już była mowa, której nie powstydziłby się żaden kaznodzieja, ale przecież musiał cokolwiek powiedzieć.
Kiwnął głową, gdy wyjaśniała mu pochodzenie imienia swojej matki, a jego byłej partnerki. Miała rację, to nie było zbyt istotne, bo przecież ta kobieta nie miała w sobie niczego specjalnego poza faktem, że najwyraźniej doprowadziła do tego, że ma córkę. Zawsze traktował to jako przelotny romans i teraz mógł jedynie westchnąć nad jej śmiercią.
Tylko tyle, choć nagle poczuł się w obowiązku pogłaskać po głowie Zarę, która straciła matkę i wychowywała się bez ojca.
- To skąd wiesz? O mnie? Powiedziała ci w końcu? I cholera, mam nadzieję, że nieboszczka znajdzie się w piekle na dobre! Dlaczego mi o tobie nie powiedziała? – powtórzył, widać było po nim, że nadal znajduje się w szoku i musi to wszystko przegryźć i przetrawić, więc chwycił swoją własną butelkę bimbru i wcale nie dziwił się kobiecie, że i ona szuka w nim pocieszenia. Ta cała historia wydawała się mu się tak durna, że ciągle miał nadzieję, że to jakiś dowcip, bo do cholery, co on miał jej do zaoferowania?
Miłość to dość oklepany slogan.

Zara Lockard
towarzyska meduza
enchante #8234
ODPOWIEDZ