aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
:crab: 23 :crab:

Odkąd tylko zadowolony z siebie Leo wyszedł z The Little Ice Cream Shop, Chandra głowiła się nad zabezpieczeniem, które by ją usatysfakcjonowało. Wstyd było przyznać, że przed imprezą, po której wylądowała w mieszkaniu Spectera, jakoś nieszczególnie martwiła ją kwestia o wiele ważniejszego zabezpieczenia niż to, którego wymagała w tej chwili... Nie umiała jednak zaufać tylko słowom chłopaka, ani tym bardziej jego pięknym oczom, bo stawką było jej życie! Jej przyszłość, której nie mogła zbrukać tym rozbieranym skandalem, mogącym odbić się echem nie tylko na jej raczkującej karierze, ale też na nazwisku jej matki! Tego by sobie nie wybaczyła! A gdyby jeszcze wiązałaby się z tym jakaś utrata kontraktów i - nie daj Boże! - pogorszenie warunków życia, to przecież Chandra by się załamała. Miałaby żyć w Los Angeles w jakiejś lepiance rodem z Tingaree?! Koszmar...
Kiedy zadzwonił telefon, wyświetlając już nie kontakt o nazwie: Leonard, ale szantażysta, Chandra jęknęła i wolała usiąść, spodziewając się najgorszego pomysłu, na jaki chłopak mógłby wpaść, by dać jej popalić. Nawet nie chciała wymyślać, co mogłoby to być, bo już i tak włoski jeżyły jej się na ciele ze strachu! Pozornie niewinne umówienie się pod sklepem w sobotę o 16, było tak bardzo podejrzane, że biedna Ginsberg nic nie mogła przed nim przełknąć, a i w nocy spała ledwie pięć, a nie osiem godzin!
By dodać sobie pewności siebie, starannie się pomalowała, zrobiła paznokcie, wylała na szyję i spory dekolt z pół flakonika perfum i ogólnie wystroiła się jakby szła na jakąś galę, a nie do wielobranżowego supermarketu w niewiadomym celu i na dodatek z terrorystą.
Dotarła na miejsce o 16:10, bo przed wyjściem nie mogła się zdecydować jak wysoki obcas szpilek chce dziś włożyć, a później okazało się, że taksówkarz nie ma jak nadrobić straty tych kilku minut (nie to, żeby Chandra się tym jakoś szczególnie przejęła). Wygładziła sięgającą kolan, dopasowaną czerwoną kieckę i przyciskając do piersi małą, kopertową torebkę, ruszyła w stronę wejścia do marketu, bowiem nie od razu zlokalizowała gdzie jest Leo.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Trzeba przyznać, że Leo trochę powątpiewał w słuszność tego całego, swojego zachowania, małego szantażu i wymuszania na dziewczynie pewnych rzeczy. W końcu to postępowanie było totalnie niemoralne, bo te zdjęcia zostały poczynione w pewnych okolicznościach i nie należało ich wykorzystywać, kiedy one diametralnie zmieniły się. Ale za każdym razem gdy zaczynał to rozważać to przypominał sobie bezczelne zachowanie Chandry, jej arogancję i egocentryzm, którymi uraczyła go podczas tamtego spotkania w lodziarni. Chciał jej przypiec, zmusić do zrobienia czegoś, na co sama zapewne nigdy by nie wpadła, przy tym wykorzystać trochę hajs, którym tak szastała i nawet przy okazji zrobić coś dobrego. Szczerze wątpił, że zamierzone przez niego działania zmienią cokolwiek w myśleniu panny Ginsberg. Miał też świadomość, że będzie musiał znosić jej humorki i różne, nieprzychylne komentarze, ale jej osoba na tyle straciła w jego oczach, że tą drobnostką już wcale się nie przejmował.
Do tego działania musiał pierw się trochę przygotować, więc zadzwonił kilka dni później, informując dziewczynę o dacie, godzinie i miejscu ich spotkania. Więcej danych nie podał. Czekał pod tym supermarketem, paląc już drugiego papierosa, bo rozwydrzona bogaczka oczywiście musiała się spóźniać. Gdy zobaczył ją z daleka to zaśmiał się pod nosem. Zapomniał o tym, że z tego wszystkiego będzie mu dane poczerpać trochę przyjemności, bo panna Chandra Ginsberg to cyrk na kółkach. Zgasił papierosa, wrzucając go do popielniczki przy śmietniku i wyłonił się zza filara, który wcześniej podpierał. Objechał ją swoim spojrzeniem od dołu do góry, zatrzymując je dopiero na jej buzi, a na jego twarzy nie było widać żadnej innej emocji poza… pogardą? Swego rodzaju wyższością. W oczach Leonarda nie było ani krzty tej iskierki pożądania, z którą wcześniej objeżdżał ją swoim wzrokiem. - Wybierasz się na jakąś imprezę? Mogłem cię uprzedzić, żebyś się nie stroiła… Cóż, przynajmniej będzie zabawnie - rzucił bez przejęcia i szybkim ruchem wcisnął w jej dłonie sporawą kartkę, po czym odwrócił się i skierował do sklepowego wejścia. - Idziemy na zakupy - zakomunikował i nawet na nią nie czekając udał się do środka. Po przekroczeniu progu zlokalizował duży wózek, który zaraz zabrał ze sobą i ruszył w kierunku spożywki. Upewnił się, że dziewczyna podąża za nim i zapytał. - Powiedz mi. Co ty myślałaś że będziemy robić, że się tak odwaliłaś? - Chciał wiedzieć tak z czystej ciekawości, chociaż nie spodziewał się otrzymania żadnej sensownej odpowiedzi. W końcu zatrzymał się, przeniósł swój wzrok pierw na nią, a potem na kartkę, po czym skinął głową jakby ponaglając ją. Ta lista zakupów była trochę nietypowa, bo nie zawierała jedynie wymienionych po sobie produktów, a była podzielona na fragmenty. Każdy z nich zaczynał się od… jakiegoś imienia, przezwiska? Tak więc, był Barney, Chudy, Stacy i tak dalej. A pod spodem wymienione przeróżne rzeczy - jedzenie, chemia, ubrania, raczej nie żadne konkretne marki czy rodzaje. Całościowo było tego trochę, ale raczej przy każdej osobie nie znajdowało się więcej niż kilka potrzebnych i sensownych produktów. Leonard wrócił spojrzeniem do jej ładnej - zupełnie nie pasującej do jej osobowości - buzi, czekając aż coś zatrybi w jej główce i spotka się z jakąś reakcją.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Że też wcześniej nie pomyślała, żeby szukać Leo przy popielniczce! Tak bardzo nie lubiła palących w jej obecności ludzi, ba! czegokolwiek, co tliło się na widoku: podgrzewacze, zapachowe świeczki, ogniska - to nie było coś, co kręciło Amerykankę. Choć ciężko jej byłoby się do tego przyznać, bała się. Ogień był zbyt nieprzewidywalny, niszczący wszystko na swojej drodze. Był czymś, nad czym nie miało się kontroli, a przecież Chandra lubiła ją mieć...
Wzdrygnęła się, gdy do jej nosa doleciał smród papierosów, który mimo zaprzestania palenia, przykleił się do chłopaka.
- A nie idziemy na imprezę? - zapytała głupiutko, szybko wymieniając powody, które mogłby świadczyć o takich planach... - Jest sobota, prawie wieczór. Skoczymy po wino musujące i idziemy się bawić. Prawda? - zapytała z nadzieją, że taki scenariusz ma szansę powodzenia w ich przypadku. Wcześniej o tym nie myślała, dopiero w taksówce doszła do tych wniosków, więc była zadowolona, że tak ładnie się ubrała, bo przynajmniej nie narobi sobie wstydu!
- Co to jest? - zapytała, gdy niespodziewanie w jej rekach znalazła się jakaś lista. - To nie wygląda jak umowa, która scementowałaby nasz układ - dodała, marszcząc przy tym brwi. Niektóre pozycje trudno było jej odczytać, więc przystanęła, by przybliżyć kartkę do twarzy, może trochę ją obrócić... Przez to prawie Specter zniknął jej z widoku! Gdy się zreflektowała, zaczęła drobić niemalże w miejscu, bo opinająca nogi sukienka i szpilki - w przypadku Chandry - nie za bardzo nadawały się do szybkiego hasania między regałami.
- O nie, nie. Pierw idziemy kupić ci gumy! - zarządziła, stając między alejkami, gotowa się stąd nie ruszyć, jeśli nie będzie spełniona jej zachcianka.
Wzruszyła ramionami, bo już myślała, że udzieliła mu na to odpowiedzi. Tamta chyba jednak go nie satysfakcjonowała...
- Lubię ładnie wyglądać. A co? Nie podobam ci się? - zapytała, bacznie obserwując reakcję Leonarda. - Pewnie jestem mniej fotogeniczna w ubraniach. Ale pech - dodała złośliwie, wciąż dobrze pamiętając o jego karcie przetargowej, do której nie chciałaby już dokładać kolejnych, mogących odbić się czkawką, kompromitacji...
- Co to są za nazwy? Mamy to wszystko kupić? - dopytała, powracając wzrokiem do kartki. - Proszek do prania? Slipy męskie? Eee... serio? - Skrzywiła się, bo nigdy wcześniej nie kupowała takich rzeczy.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Słysząc to naiwne pytanie z jej ust, przyglądał jej się dłuższy moment z niedowierzaniem, po czym roześmiał się. Zdziwienie ustąpiło miejsce prawdziwemu i szczeremu rozbawieniu. Akurat takiego wytłumaczenia nie spodziewał się zupełnie, bo po tamtej ich w rozmowie w lodziarni sam Leo nie był w nastroju na żadne imprezowanie, a tym bardziej w jej towarzystwie. Nie wiedział, więc co zaszło w jej głowie, że doszła do tego wniosku, że po tym wszystkim co jej wtedy powiedział, on zabierze ją na imprezę. Jednak widocznie nie ogarnął jeszcze jej przedziwnego toku rozumowania. - Wiesz, Chandra, jesteś chodzącym dowodem na to, jakie pierwsze wrażenie może być mylne - skomentował jej słowa trochę niebezpośrednio, ale nawet nie miał zamiaru wdawać się w większe tłumaczenia. - Nie, nie idziemy się bawić. Taka opcja już nie istnieje jako forma naszego, wspólnego spędzania czasu - powiedział, jakby to była jakaś oczywistość, chociaż zapewne trochę przesadzał. Ale ona ostatnio przesadziła i to niejednokrotnie w swojej wypowiedzi, więc sam przyjął obecnie totalnie skrajną pozę.
- Pewnie pożałuje, że w ogóle zapytam, ale… po co mi gumy? - odezwał się, gdy dziewczyna w końcu go dogoniła. Jej konsternacją nad kartką nawet nie zainteresował się. Mogła sama przeprowadzić małą dedukcję, a jeżeli sama nie była w stanie dojść do odpowiednich wniosków to… dowie się wszystkiego w swoim czasie. Specter wolał to nieco odwlec, żeby czasem wcześniej nie zaczęła mu uciekać, bo nie chciał bawić się z nią w ganianie po sklepie, jak z jakimś małym rozwydrzonym bachorem. Słysząc jej pytanie zatrzymał się w miejscu. Cały czas go zaskakiwała, naprawdę. Przeniósł na nią swoje mocno zdezorientowane spojrzenie, po czym przyjrzał się jej. Nie wywoływała już w nim takich emocji jak wcześniej, więc nawet nie musiał niczego udawać. - Jesteś mi zupełnie obojętna - odpowiedział, po czym przeniósł swój wzrok na regał z jedzeniem. Leonard nie zachowywał się tak celowo, żeby jej jakoś dokuczyć. Przecież jego gównianie zdanie zapewne nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. Jednak ten nieudawany chłód i obojętność to reakcja z którymi - jak się domyślał - panna Ginsberg nie miała za często do czynienia. - I masz rację z tą fotogenicznością. Co więcej, kiedy jesteś bez ubrań to człowiek może mniej skupiać się na tym, co wychodzi z twoich ust. Bo bez tego rozpraszacza jest już o wiele gorzej - nie mógł powstrzymać się przed wypowiedzeniem tej kąśliwej uwagi, chociaż raczej próbował nie dać się wciągnąć w żadne przepychanki słowne, to z nią było to wyjątkowo trudne.
- Tak, mamy to wszystko kupić. Jak widzisz to lista jest długawa, więc im szybciej zaczniesz, tym lepiej dla ciebie. Pierw jedzenie, potem chemia, na koniec ciuchy. Przy braniu produktów spożywczych zwracaj uwagę na datę ważności. Często jako pierwsze stoją te z kilkudniową. Dawaj, dawaj, nie mamy czasu - ponaglił ją, wskazując na pierwsze produkty, które powinna załadować. Dobrze i mógł zrobić to sam, pewnie poszłoby o wiele szybciej, ale w końcu smarkula też mogła wykazać się chociaż najmniejszym zaangażowaniem.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Choć może na początku była trochę spięta, ale szybko jej przeszło, gdy zobaczyła swoje odbicie w sklepowej szybie. Cóż tu dużo kryć - w swoim mniemaniu wyglądała jak milion dolarów, więc samo przebywanie w jej obecności było zaszczytem i była pewna, że Leo jest tego świadomy. Może w ogóle specjalnie szantażuje ją tymi zdjęciami, bo chce po prostu dłużej zatrzymać ją przy sobie? Ta niespodziewana, narcystyczna myśl, tylko bardziej podpompowała ego Amerykanki, która postanowiła uśmiechać się dziś jak najwięcej (taka maska wydawała się najlepsza na tę okazję), co wydawało się dziecinnie proste, zwłaszcza gdyby te wybuchy śmiechu Spectera miały się powtarzać. Szkoda tylko, że jego zachowania rozumiała opacznie, ale może lepiej nie wyprowadzać jej z błędu?
- Wieeem - potwierdziła, choć zdawało się, że słowa Leo tego nie wymagały. - Przy bliższym poznaniu tylko zyskuję. Nie spodziewałeś się tego, nie? - dokończyła zuchwale, szeroko się przy tym uśmiechając. I nawet kolejne słowa Leonarda nie były w stanie zgasić jej uśmiechu. - Tak się zarzekasz, że zaczynam się bać, że masz wobec mnie jakieś poważne plany - stwierdziła, tuż po tym parskając śmiechem, bo ta wizja nawet w żartach wydała się jej totalnie absurdalna.
Za to kolejne pytanie wręcz prosiło się o spotkanie z pełnym politowania spojrzeniem Chandry, która nie odmówiła sobie także przewrócenia oczami.
- No pomyśl, Sherlocku, po co mogą być ci gumy? Jakieś pomysły? - dopytała, tym razem serwując chłopakowi kpiący uśmieszek. - Może nie będziemy się całować, ale ciągle coś do mnie mówisz, więc chciałabym, żeby z ust pachniało ci miętą, a nie podeszwą. W ogóle nie chcę, żebyś przy mnie palił. To… niegrzeczne - zwróciła mu uwagę, wcielając się niemalże w rolę karcącego wychowawcy. Zdawała sobie sprawę, że argument, że coś jest niegrzeczne był trafiony jak kulą w płot i może tylko przynieść odwrotny efekt: że Leo zechce zapalić tu i teraz, i nie przerwie dymka tylko po to, żeby zrobić jej na złość, ale nic lepszego nie przyszło jej do głowy.
Chandra, widząc, jak się jej przygląda, nastawiła się na zupełnie inną odpowiedź Spectera. Tę, którą posłał w jej stronę, skwitowała prychnięciem,
- Pff, obojętna! No na pewno… - skomentowała z naburmuszeniem, bo nawet jeśli nie wierzyła w jego słowa, to i tak nie podobało jej się to stwierdzenie. Przyzwyczajona do komplementów, podlizywania się, zabiegania o jej uwagę, teraz poczuła ukłucie rozczarowania - niewielkie, bo niewielkie, ale jednak bolesne i nieprzyjemne.
Sytuacji nie polepszyła kolejna uwaga chłopaka, która zatrzymała Chandrę w miejscu. Skrzyżowała ręce na piersiach i zmarszczyła brwi, spoglądając na Leo spode łba.
- Och, doprawdy? Czy ty mi właśnie sugerujesz, że powinnam się zamknąć? - zapytała z nieskrywanym oburzeniem. Lubiła ton swojego głosu, uważała się za inteligentną rozmówczynię i nie docierało do niej, że ktoś może myśleć inaczej, na dodatek chcąc ją uciszyć! - O patrz! Tam są jakieś lampy. Potrzyj sobie jedną, może łaskawy dżin spełni to twoje głupie życzenie - dorzuciła urażona, demonstracyjnie ustawiając się do niego profilem.
Obróciła kartkę na drugą stronę, po czym ponownie powróciła spojrzeniem na początek listy. Wybiórczo słuchała tej przemowy Spectera, jakby ten produkował się dla kogoś innego. Dopiero ostatnie słowa zwróciły jej uwagę. Zamiast jednak zerknąć na półkę i już coś spakować do wózka, popatrzyła w kierunku alejki z ubraniami.
- To ja idę na ciuchy. Tam przynajmniej się nie pobrudzę - poinformowała, kompletnie ignorując plan i kolejność, którą jej przedstawił. - Tylko tu nie ma markowych rzeczy. Może powinniśmy zmienić sklep? - zasugerowała, próbując wypatrzeć choć jedno logo znanej marki.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Jego duże, śliczne, smutne oczka wpatrywały się w tą ładną buźkę z niedowierzaniem. Dał jej chwilę, żeby może jakoś sprostowała swoje słowa, ale do niczego takiego nie doszło. Doszedł do wniosku, że Bóg naprawdę potrafił być brutalny, żeby dawać taką piękną powłokę takiemu totalnemu bezmózgowiu. Ale już nawet nie podejmował próby walki z jej punktem widzenia. On raczej był nieruszalny. - Nie, nie spodziewałem się - przytaknął jej, utwierdzając ją w tym że naprawdę była warta poznania. Cóż, nie mógł mieć pretensji do nikogo poza samym sobą. Pewnie gdy był trochę podpity to patrzył na nią zupełnie inaczej. A jej wypowiedzi odbierał jako zabawne bądź sarkastyczne. Teraz, kiedy patrzył na to wszystko trzeźwym wzrokiem to utwierdzał się w tym przekonaniu, że po alkoholu często podejmował różne, głupie decyzje. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo poważne są moje plany - po wypowiedzeniu tych słów na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. Specjalnie nie mówił za wiele, bo wiedział że… jej własny umysł załatwi za niego resztę. Jeżeli wypowiadała przynajmniej połowę tego, co pojawiało się w jej głowie, to tam w środku musiał panować rzeczywisty harmider.
- Może? - powtórzył to pierwsze słowo, przy tym unosząc wymownie jedną brew do góry. Obecnie wcale nie myślał o takim możliwym przebiegu wydarzeń, jednak zaintrygowało go to może, bo wydawało się że powinno z jej strony paść jakieś mocniejsze zaprzeczenie. Szczególnie, gdy w dalszej części zdania porównywała go z podeszwą. - Po pierwsze, będę palił kiedy będę chciał. A po drugie, nie wkurzaj mnie, to nie będę musiał się zbliżać i nie będziesz narażona na mój śmierdzący oddech - powiedział, tracąc na chwilę tą swoją obojętność, którą obrzucał ją odkąd się spotkali. Nie brzmiał jeszcze na podirytowanego, tylko po prostu nie przepadał jak ktoś mu coś kazał bądź czegoś zabraniał. Nie miał zamiaru teraz ostentacyjnie wyciągnąć papierosa, ale chciał jej wyraźnie przekazać, że nie robił tego bo nie chciał, a nie dlatego że ona tak powiedziała.
- Sugeruje, że powinnaś zająć się listą a nie paplaniem bezsensu - odpowiedział, ponownie mało przyjaźnie. W sumie mógłby zacząć ją po prostu ignorować. I to właśnie zrobił, po tym całym komentarzu na temat lampy. Wywrócił znacząco oczami i pokiwał przecząco głową. Chandra „beznadziejny przypadek” Ginsberg, czym Specter zasłużył sobie na taki los? Wziął głęboki oddech i spróbował się uspokoić, ale… ta znowu zaczęła swoje. Cały czas musiała robić mu na przekór, co zaczynało podnosić mu ciśnienie. Leo puścił wózek i zrobił jeden większy krok w jej stronę, po czym pochwycił ją za ramię. - Nigdzie nie idziesz. Będziesz robić, to co mówię, jasne? - zapytał, wlepiając w jej oczy swoje widocznie rozgniewane spojrzenie. Ta dziewczyna tak łatwo go odpalała… i to nie w sensie, w którym to mogłoby mu się podobać. Szybko zorientował się, że ponownie dał się wytrącić z równowagi, więc wyprostował się, puścił jej rękę i wyciągnął telefon, na którym zaczął coś klikać. - Mamy dokładnie szesnastą dwadzieścia. Daje ci pół godziny na znalezienie wszystkich tych produktów. Też uprzejmie radzę ci, żebyś je ładnie układała w koszyku, bo potem będziesz musiała to wszystko oddzielnie popakować. Sprężaj się, bo jak za dziesięć piąta nie będziemy przy kasie to opublikuje to - powiedział, przekręcając swój telefon w jej stronę. Tak żeby mogła zobaczyć gotowy do wrzucenia post na jego Instagramie, na którym ją oznaczył, bo to jednak Chandra na tym zdjęciu grała główną rolę. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować to schował komórkę do kieszeni i dodał. - To co mamy na tej liście? - zapytał, jakby przed chwilą w ogóle nie zaczął jej szantażować, tylko pokazywał jakąś niewartą zainteresowania głupotę.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Choć może powinna wyciągnąć jakąś lekcję z lodziarni i uśmieszek Spectera - zwłaszcza ten przebiegły - odbierać raczej jako powód do obaw, Chandra w tej chwili przejawiała coś na kształt rozbawionego zaintrygowania. Zaczęła się zastanawiać, co mógł mieć na myśli i czy powinna go uświadomić, że nie zostanie w Australii wiecznie, więc powinien wziąć na to poprawkę, gdyby na przykład chciał zabiegać o jej rękę. Ten pomysł tak ją rozśmieszył, że zaczęła chichotać pod nosem, wyobrażając sobie scenę, kiedy daje mu kosza albo ucieka sprzed ołtarza, jak to robiły panny młode w niejednej komedii romantycznej.
- Hm? - mruknęła pytająco, dopiero po kilku sekundach kojarząc, że powtórzył po niej. - No może, może. To takie dziwne? Ja nigdy nie mówię nigdy, w przeciwieństwie do ciebie i tego twojego stanowczego: bla, bla, bla, nie istnieje taka forma naszego czasu, czy jak to tam leciało - odparła, lekko wzruszając przy tym ramionami. Był to jej kolejny popis hipokryzji, bo przecież sama, jeszcze nie tak dawno temu, dała mu wyraźnie znać, że nie chce się z nim bawić. Najwyraźniej jednak ona mogła, ale on już nie mógł mieć takiego postanowienia.
O ile przy pierwszym punkcie marszczyła brwi, o tyle gdy usłyszała drugi, uniosła jedną z nich, a wraz z nią kąciki ust. Przyłożyła palec wskazujący do dolnej wargi, jakby intensywnie nad czymś rozmyślała.
- Chyba ktoś zupełnie ci obojętny nie może cię wkurzać - wytknęła mu, unosząc głowę, by złapać spojrzenie chłopaka i posłać mu pełen satysfakcji uśmiech, bo właśnie udowodniła mu, że to ona miała rację i niezależnie od tego, czy ją kocha, czy nienawidzi - jakieś emocje w nim wywołuje. Choć może nie było to zbyt mądre, ale była z tego naprawdę dumna!
Już zrobiła dwa drobne kroczki, już witała się z odzieżową gąską, gdy nagle poczuła jak Leo ją łapie, zmuszając nie tylko do zmiany planów, ale też patrzenia w jego stronę. Skrzywiła się, bynajmniej nie z bólu - to dźwięk jego słów wykrzywił usteczka Ginsberg w czymś na kształt krzywego uśmiechu, który jednak szybko zanikł, bo oto wyzwanie, które przed nią postawił zaczynało wchodzić na nowy stopień trudności.
- Przecież to jest niewykonalne! Nie rozdwoję się! - warknęła, ale argument, którego użył sprawił, że pobladła i trochę spuściła z tonu. - A gdzie to my? Chyba mi pomożesz? - zapytała, bardzo starając się, by nie zabrzmiało to błagalnie. - Nie możemy tych rzeczy zamówić z dostawą do domu? Zawsze tak robię - przyznała, trochę w popłochu rozglądając się dookoła, by następnie popatrzeć na listę. Nie wiedziała od czego zacząć, ale wizja, że ktoś zobaczy jej fotki była na tyle silna, że zacisnęła zęby i postanowiła coś zrobić. Zaczęła od… zdjęcia szpilek, bo w nich nie dała rady poruszać się sprawnie. Wypadałoby też ściągnąć sukienkę, ale nie miała nic na wierzchu, więc o ile mogła w biustonoszu paradować po jarmarku bożonarodzeniowym, tak latnie w majtkach po sklepie już mniej jej się uśmiechało.
Kilka rzeczy z listy było w tej alejce, w której się znajdowali, więc Chandra wybrała ich najdroższe odpowiedniki. Później jednak nie było tak łatwo, dlatego dziewczyna zaczęła kombinować. Akurat w pobliżu przechodził jakiś dzieciak; Ginsberg podeszła do niego, sięgając przy tym do torebki.
- Hej mały, chcesz zarobić dwadzieścia dolców? Mógłbyś mi przynieść kilka rzeczy? Widzisz tę listę? Potrzebuję tego, tego, tego i tego. Wiesz, gdzie to jest? - zapytała konspiracyjnym szeptem, wskazując na rzeczy, które były gdzieś na końcu sklepu, pewna, że Leo jej nie widzi, bo gdzieś na chwilę zniknął jej z oczu. W końcu byli na wojnie, a tu - podobnie jak w miłości - wszystkie chwyty dozwolone…

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Jego spojrzenie pełne widocznego pożałowania utknęło w jej buzi, gdy rzuciła tym nigdy nie mówię nigdy, bo przecież to powiedzenie w oczywisty sposób zaprzeczało same sobie. Już nawet nie miał siły i ochoty wchodzić w te kolejne potyczki słowne z dziewczyną. Te kilka minut z nią totalnie wyssało z niego całą energię, którą gromadził na to spotkanie od paru dni. A to był dopiero początek. Zaczynał wątpić, że wytrzyma ten dzień i poważnie zaczął rozważać, żeby zahaczyć o dział z alkoholem. Chociaż na liście wśród tych wszystkich rzeczy nie znajdował się ani jeden produkt z procentami. Lecz jeżeli miał dalej znosić towarzystwo Ginsberg to raczej było koniecznie zaaplikowanie sobie jakiegoś rozluźniacza.
Przyłapała go i było widać, że miała z tego satysfakcje. Leo zacisnął mocniej zęby, żeby nie dać się wciągnąć w tą potyczkę słowną i o dziwo udało mu się wymyśleć jakiś kontrargument. - Powiedziałem, że jesteś mi zupełnie obojętna w odpowiedzi na pytanie, czy mi się podobasz. Co nie zmienia faktu, że jesteś najbardziej irytującą osobą, którą do tej pory poznałem, więc mam prawo się wkurzać - po zakończeniu swojej wypowiedzi uśmiechnął się do niej szeroko. Były to w sumie dwa pociski w jednym, więc Leonard był widocznie z siebie dumny.
- Nie, nie może być z dostawą do domu, bo nie będziemy tego zawozić do domu. I tak, pomogę ci, tylko… - nie skończył nawet mówić, bo ta zaczęła zdejmować te szpilki. Odruchowo wywrócił oczami, ale ostatecznie uznał to za dobry pomysł, jeżeli dziewczyna miała dzięki temu zacząć pracować szybciej… o ile w ogóle miała taki zamiar. Na całe szczęście w końcu ruszyli do przodu i zajęli się tym, po co przybyli do tego sklepu. Powiedział tylko jakie produkty przyniesie i faktycznie zniknął na dłuższą chwilę, tylko pojawił się tuż za nią akurat wtedy, gdy ta namawiała dzieciaka. Ten w końcu sam przeniósł na niego swoje spojrzenie, co zdradziło jego obecność. Leo minął ich i zostawił produkty w wózku. Wewnętrznie nosiło go i był już w stanie zacząć krzyczeć, ale… chociaż zaczęła działać. Nie sama, cały czas szukała jakiejś drogi na skróty, ale szli do przodu. Więc opanował narastającą w nim złość i wydukał. - Rób co chcesz, byleby wszystko z listy znalazło się w koszyku. Ja muszę po coś iść, więc za piętnaście minut spotkamy się na dziale z ubraniami - powiedział po czym bez żadnego słowa więcej odwrócił się i odszedł.
Czyli miała piętnaście minut na dokończenie zakupów spożywczych i ogarnięcie chemii. Miał gdzieś, czy zrobi to sama, czy komuś za to zapłaci. Cel uświęcał środki. Zgodnie z tym, co powiedział wcześniej po ustalonym czasie kręcił się na początku działu z ciuchami. Miał już odłożonych kilka męskich rzeczy, które pamiętał że na pewno znajdowały się na liście i w jakich rozmiarach były. Gdy pojawiła się Chandra to tylko wrzucił je do koszyka i ruszył dalej. Nie upewniał się, czy miała wszystko, to wyjdzie przy kasie. Ale lepiej byłoby dla niej, żeby jednak miała. - Pamiętam, że na liście była zapinana bluza dla Stacey. Znalazłem coś takiego - powiedział, sięgając po jedną z wieszaka. Nic szczególnego, zwykła ciemna, ale dosyć gruba bluza. W powietrzu przyłożył ją do dziewczyny, przekręcając trochę głowę w bok. - Załóż ją. Stacey jest twojej postury, więc jak będzie na ciebie pasować to na nią też - powiedział dosyć pewnie przy tym wbijając w nią swoje mocne spojrzenie, nie spodziewając się że spotka się z jakimś sprzeciwem.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Obrzuciła Leo sceptycznym spojrzeniem, bo może i brzmiał pewnie w głoszonej przez siebie tezie, to Ginsberg miała nieodparte wrażenie, że gość coś kręci.
- Jestem ci obojętna w kwestii podobania się, a mimo to się ze mną przespałeś i wydzwaniałeś do mnie, na dodatek nie kasując moich zdjęć, ale to nie znaczy, że jestem ci całkiem obojętna, bo się wkurzasz… Ahaaa… - Pokiwała głową, przeprowadzając tę swoją analizę, która właściwie nie była jej do szczęścia potrzebna, ale zawsze była dobrym pretekstem by - w perspektywie biegania po sklepie w celu uzupełnienia produktów z listy zakupów - jeszcze chwilę nic nie robić. Poza tym Chandra zauważyła, że właściwie tylko wkurzony Specter się do niej uśmiecha, więc czemu miałaby go nie denerwować? Uśmiech, nawet ten złośliwy i zdecydowanie zbyt szeroki, dodawał mu uroku! A skoro byli zdani na siebie jeszcze przez jakiś czas, to wolała obcować z tym ładniejszym chłopakiem, a nie chodzącą chmurą gradową, która i jej psuła humor.
Jęknęła, słysząc jego kolejne nie, jakby uparł się, że z góry odrzuci wszystkie jej pomysły. Amerykanka nie rozumiała, czemu ludzie tak sobie utrudniają życie. Są kurierzy, dostawcy, a nawet ostatecznie taksówkarze, którzy byliby skłonni dostarczyć rzeczy pod wskazany adres, podczas gdy oni mogliby robić gro innych, o wiele przyjemniejszych, niż macanie wilgotnego opakowania serka homogenizowanego, rzeczy. Pewnie ponownie zaczęłaby to tłumaczyć Specterowi, ale korzystając z okazji, że zniknął jej z oczu, a ten malec wydawał się zainteresowany dorobieniem sobie, wolała skupić się na tym dealu.
Widząc popłoch, który pojawił się na twarzy dzieciaczka, uniosła oczy ku sufitowi, w duchu przeklinając tego typa, który pewnie za pięć sekund wygłosi jej kazanie, że wykorzystuje biedne, niewinne maluszki do swoich celów. Już rozmyślała nad ripostą, już nawet rozchyliła wargi, gdy obracała się w stronę Leonarda… ale ten, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, tym razem jej nie dogadał. Odetchnęła z ulgą, przy okazji zerkając na zegarek. Czasu było coraz mniej, a ona miała jeszcze problem z kilkoma rzeczami z chemii. Dlatego złapała kolejnego dzieciaka, który tym razem wystawił ją do wiatru, zabierając oferowaną mu kasę, a nie przynosząc nic w zamian. Chandra musiała więc biegać po sklepie, ślizgając się na zakrętach, a i tak nie miała wszystkiego.
Dotarła jednak o czasie na dział z odzieżą, sapiąc przy tym jak parowóz. Sięgała właśnie ręką po lusterko, by ocenić, czy się nie rozmazała przez tą bieganinę, gdy niespodziewanie Leo zaczął przykładać do niej jakiś ciuch.
- Co to jest? Co ty mi ro… - urwała, łapiąc w końcu, do czego zmierza. - To dla dziewczyny? Serio chcesz jej kupić coś takiego? To takie bure i nijakie… - Zaczęła się rozglądać za czymś bardziej kolorowym i po chwili wpadła jej w oczy malinowa bluza, obszyta srebrną nitką, z wyszytym na piersiach cekinowym kwiatowym wzorkiem. - O, ta jest lepsza - uznała, podchodząc do wieszaka, by zdjąć tę upatrzoną bluzę, którą oczywiście w pierwszej kolejności przymierzyła. Była bez porównania cieńsza, ale na pewno bardziej kobieca, niż ta zaproponowana przez Spectera. - Tę weźmiemy! - zdecydowała, powoli zsuwając z siebie materiał. Ciężko westchnęła uświadamiając sobie, że miała właśnie na ramionach coś ze zwykłej sieciówki, ale może jakoś to przełknie, w końcu nie ona ma w tym chodzić. - Dobra, tę twoją też przymierzę, ale i tak uważam, że moja jest lepsza. No chyba, że bardzo nie lubisz tej całej Stacey - skomentowała, przewracając oczami. Zapięła się pod szyję i obróciła dookoła własnej osi. - W sam raz na Alaskę - skomentowała złośliwie, bo bluza była naprawdę ciepła, zwłaszcza w perspektywie australijskiego lata. Chandra szybko ją z siebie zdjęła i rzuciła w stronę chłopaka. - Weźmy obydwie - stwierdziła, uznając, że od przybytku głowa nie boli.
- Komu my to tak właściwie kupujemy? Twojemu rodzeństwu? Znajomym? - zagaiła, patrząc co jeszcze zostało do wzięcia w tym dziale. - No bo chyba nie twoim dzieciom? - dopytała łypiąc na ciemnowłosego, uśmiechając się przy tym złośliwie. Mimo, że mu dogryzała, starała się wybierać produkty z górnej półki, najdroższe z oferowanych i takie, które wyglądały na bardziej trwałe od innych, jak chociażby skarpetki, które właśnie oglądała i doczytywała, czy na pewno mają 100% bawełny.
- Sama nie wierzę, że o to pytam, ale może ty coś chcesz, skoro już tu jesteśmy? Widziałam fajne ciemne dżinsy, które mogłyby nawet uchodzić za eleganckie. Przymierzysz? - zaproponowała, zaraz po tym sięgając wierzchem dłoni do czoła, by upewnić się, że nie ma gorączki. Wydawało jej się, że ma lekko podwyższoną temperaturę, więc mogła czuć się usprawiedliwiona, że w ogóle wyskoczyła z tą propozycją.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Leonard już nie skomentował w żaden sposób tamtej zaczepki. Widocznie to było za trudne dla panny Ginsberg, żeby zrozumieć że ich znajomość troszeczkę zmieniła charakter. Dzieliła się na to, co było przed i po tym, jak zaczęła go olewać i traktować z wyższością w lodziarni. Wcześniej mógł znosić jej charakterek i on nawet mógł momentami wydawać się mu zabawny. Z kolei pod względem czysto fizycznym Chandra była śliczną dziewczyną, więc niedziwne że gdy miał okazję zaciągnąć ją do łóżka, a ona sama była chętna, to wykorzystał tą okazję. Lecz od chwili, gdy zaczęła traktować go jak śmierdzące gówno, to wszystko zmieniło się diametralnie. Był facetem i jego ego nie pozwalało mu na takie traktowanie. A zdjęcia wykorzystywał jako swoją kartę przetargową, czego powinna być dobrze świadoma.
Tą całą akcję z przymierzaniem ubrań Leo obserwował z lekkim uśmiechem na twarzy. Szczerze mówiąc spodziewał się większego protestu ze strony dziewczyny. Jakiegoś tekstu w stylu nie będę przymierzać cuchnących rzeczy z jakiegoś marketu, co ty sobie myślisz buraku, jeszcze jakiegoś uczulenia dostanę od tego sztucznego materiału, czy czegoś w tym stylu. Więc gdy o dziwo zaczęła współpracować - oczywiście wyrażając przy tym swoją opinię, w której musiała wyśmiać bluzę, którą wybrał - to chłopak był nawet w lekkim szoku. Przez moment ten uśmieszek na jego twarzy nie wydawał się tak bardzo przepełniony pogardą, tylko wyglądał autentycznie i szczerze. - Dobrze, księżniczko, możemy wziąć różową. Ale sama dasz ją Stacey, a ja chcę być tego świadkiem - powiedział, powstrzymując kąciki swoich ust przed rozjechaniem się w szeroki uśmiech. Samo wyobrażenie tej sytuacji go niesamowicie bawiło, więc nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć to w rzeczywistości. Ostatecznie ucieszył się, że wzięli obie. W końcu im więcej tym lepiej, a jeżeli nie Stacey to skorzysta ktoś inny. Tak więc po złapaniu bluzy umieścił ją w wózku i skupił się na poszukiwaniu kolejnych rzeczy.
- Dzieci? - zapytał, powstrzymując roześmianie się i kierując swoje pytające spojrzenie na dziewczynę. Już nie wiedział, czy ona tak serio czy nie. - Nie uważasz, że te rzeczy są trochę za duże na moje potencjalne dzieci? - zapytał, wpatrując się w jej twarz i oczekując odpowiedzi. Nawet jak zacząłby bardzo wcześnie i zaliczył wpadkę to jego teoretyczne dziecko/dzieci co najwyżej mogłyby być w wieku przedszkolnym/wczesnoszkolnym. Zresztą kolejne rzeczy na liście wskazywały, że ich przyszli właściciele to raczej osoby dorosłe, a przynajmniej duże. - Powiedzmy, że moim znajomym. Spokojnie, w swoim czasie wszystko stanie się dla ciebie jasne - odpowiedział bez podawania szczegółów. Wolał jednak tego nie robić, żeby nie spowodować jakiejś niepotrzebnej histerii. Bo jednak obawiał się, że jakby wszystko wytłumaczył, to te ich zakupy przerodziłyby się w wydzieranie się na siebie na środku sklepu. Oglądał właśnie jakieś koszulki, gdy usłyszał jej propozycję i ten dobry humor, który miał przed chwilą zupełnie go opuścił. Wyprostował się i skierował na nią swoje widocznie rozgniewane spojrzenie. Już chyba wolałby, żeby sobie w tym momencie z niego żartowała, niż jakoś się nad nim… litowała? Tak to odebrał. Zazwyczaj tak traktował osoby, które z jakiejś przyczyny wyciągały do niego pomocną dłoń. A Chandra nie była dla niego miła, nie była jego dobrą koleżanką, więc nie mógł uważać, że za jej propozycją stała jakaś dobroduszność. Tak więc, odebrał to jako obrazę majestatu. - Żartujesz sobie? Nie chcę i nie potrzebuje nic od ciebie… Poza tym, mamy już chyba wszystko, więc możemy iść do kasy - powiedział, wrzucając do koszyka ostatnie podkoszulki, chwytając za wózek i wędrując we wcześniej wspomnianym kierunku. Nawet się za nią nie obejrzał. Gdy znalazł się już na miejscu to zaczął wszystko po kolei wypakowywać, starając się zachować jakąś logiczną kolejność. Na samym początku położył też pełno reklamówek, które kasjerka policzyła jako pierwsze. Leo w tym czasie wdał się z nią w krótką rozmowę i zaczął podpisywać reklamówki tymi imionami i przezwiskami, markerem który wciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki. Gdy miła pani po pięćdziesiątce skończyła liczyć, chłopak poprosił o chwilę, żeby mogli się popakować i upewnić, że mają wszystko. Wtedy przeniósł swój wzrok na Chandrę, zupełnie nie orientując się czy przyszła od razu za nim czy dopiero jakiś czas później. - Masz tą kartkę? Musimy to teraz wszystko popakować - powiedział, pokazując na torebki które już zdążył podpisać.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Jeśli pojawią się jakieś skutki, czy inne efekty uboczne tego przymierzania i na delikatnej, wypachnionej skórze Chandry pojawią się na przykład wypryski, to Leo może być pewny, że pierwszy się o tym dowie. Tylko dlatego Ginsberg nie kręciła nosem, bo zdecydowanie lepiej czuła się na dziale z odzieżą, niż w plątaninie alejek z pozostałymi produktami z listy, a była niemal przekonana, że ciemnowłosy znalazłyby jej coś gorszego, niż przymierzanie ciuchów po kimś, jeśliby tylko za bardzo mu podskakiwała. Wizja opublikowania jej zdjęć na instagramie, była przerażająca i Chandra była gotowa na wszystko, byle tylko odwieść Spectera od tego durnego pomysłu.
- Okej, dam jej. Nie widzę problemu! - powiedziała pewnie, zadzierając przy tym nosa, choć może nie powinna mówić tego z takim przekonaniem, wszak nie miała pojęcia na co się pisze i kim jest owa Stacey, która miała zostać obdarowana bluzą.
Wzruszyła ramionami, następnie popatrzyła na Leo, by zlustrować go od stóp do głów.
- Nie wiem ile masz lat. To, że masz taką chłopięcą buźkę wcale nie oznacza, że jesteś po dwudziestce. Może masz cztery dychy na karku, a po prostu dobre geny? - zasugerowała, ponownie wzruszając ramionami. Nieszczególnie obchodziła ją jego metryczka, zwłaszcza kiedy brała pod uwagę, że pewnie więcej się nie spotkają… - Wolałabym znać konkrety - zaznaczyła, jednak nie ciągnęła tematu, widząc, że Leo robi z tego jakąś wielką tajemnicę. - Mam tylko nadzieję, że to nie jakieś zwierzęta. Robale, czy coś równie fuuuj - dodała pospiesznie, wzdrygając się przy tym, bo tego by nie zniosła. I co z tego, że lista wskazywała, że kupują ludzkie rzeczy; niejeden pies chodził w dziecięcej kurteczce, a szczotka do czyszczenia kibla ozdabiała salon jakiegoś artysty, nie mając nic wspólnego ze swoim przeznaczeniem.
Chandra aż zrobiła krok do tyłu, widząc to spojrzenie Spectera, które nie wróżyło nic dobrego, a już na pewno dalekie było od aprobaty jej pomysłu. Uniosła wysoko brwi, nie rozumiejąc, co go nagle ugryzło, zwłaszcza, że próbowała być miła!
- Właściwie to nie żartowałam - przyznała, spoglądając w kierunku spodni, o których mówiła. - A ty znów wyjeżdżasz z tym swoim nie jak jakaś stara, zacięta płyta - stwierdziła, parskając przy tym. - Spoko, nie, to nie. Twoja strata - dodała, nie zamierzając się tym dłużej przejmować. Spodnie i tak wzięła, tylko po to, żeby zrobić mu na złość!
Możliwe, że ostatniego zdania albo nawet większości wypowiedzi Chandry Leo nie słyszał, bo pognał do tej kasy, jakby się paliło. Jak na złość w koszyku były szpilki Ginsberg, a jej robiło się coraz chłodniej w stopy, dlatego nim dołączyła do ciemnowłosego, zgarnęła z półki trampki, które tak bardzo nie pasowały do jej wymuskanej kreacji, ale przynajmniej były praktyczne i dzięki nim się nie ślizgała.
- Może mam, a może nie mam. Dziwne, że nie zrobiłeś kopii w chmurze - powiedziała złośliwie, rozważając, czy chce mu pokazać tę listę, bo była świadoma, że brakuje kilku rzeczy, a dobrze pamiętała, co się z tym wiąże… - Zapamiętałam co dla kogo - poinformowała postukując się palcem w skroń, choć trochę mijało się to z prawdą i wkrótce się okaże, gdy męską piankę do golenia wrzuci do reklamówki dla pani… - Jeszcze te buty. I spodnie. Trzymaj mnie! - Uwiesiła się na ramieniu Leo, by następnie jedną nogę zarzucić na taśmę, by można było skasować także ten nieplanowany zakup. - I gumy. Koniecznie. Najbardziej miętowe - dodała, powoli zdejmując nogę i poprawiając sukienkę, która podjechała jej niemal pod pępek, gdy robiła te akrobacje przy kasie.
Gdy tylko uregulowała rachunek, była bardzo zadowolona z siebie i ruszyła przodem, spodziewając się, że te wszystkie torby będzie targał nie kto inny jak Leo. Przezornie przyspieszyła kroku, gdyby miało okazać się inaczej...

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Po tym całym komentarzu o kopii w chmurze dał się trochę rozkojarzyć, bo był to rzeczywiście dobry przytyk w jego kierunku. Może gdyby nie miał obecnie negatywnego nastawienia do dziewczyny to jakoś pogratulowałby jej bystrości w temacie i przyznał się, że faktycznie nie wpadł na to żeby zrobić jakąś kopię czy chociażby zdjęcie. Lecz nie byli już wobec siebie mili, więc zamiast tego rzucił mało przychylnym tekstem. - No tak, nie wątpię że zapamiętałaś. Bo przecież taka z ciebie altruistka, że bardzo byś się tym przejęła - wywrócił oczami, pakując z powrotem rzeczy do wózka. W miedzy czasie niespodziewanie stał się jeszcze podporą, na szczęście na tyle stabilną, by nie przewrócić się razem z dziewczyną na kafelki. Wymienił tylko spojrzenie z kasjerską, którą dobrze znał i pokiwał przecząco głową, czując się jakby przyszedł na te zakupy z dzieckiem, a nie dorosłą kobietą. Leonard nie zainteresował się nawet za bardzo jej odejściem, bo po pierwsze sama nie wiedziała gdzie będą iść dalej, a po drugie miał w wózku jej szpilki i szybko uznał że panna Ginsberg nie rozstałaby się z nimi za szybko. Po wrzuceniu wszystkiego z powrotem do wózka, schował te przeklęte gumy do rzucia do kieszeni i ruszył w stronę wyjścia ze sklepu, doganiając dziewczynę.
- A tak serio to… myślisz, że facet po czterdzieste użerałby się z jakąś rozwydrzoną smarkulą? Bo gdyby rzeczywiście miał takie dobre geny i wyglądał tak młodo jak ja, to raczej mógłby mieć ich na pęczki i raczej nie bawiłby się w jakieś szantaże, tylko od razu chciałby utrzeć ci nosa i wrzucił te zdjęcia do neta - skomentował, nie zwalniając ani na chwilę swojego kroku. To byłaby najbardziej realna wersja wydarzeń w takim przypadku. Trochę nie ogarniał momentami jej toku rozumowania, który dla niego wyglądał tak, jakby rzucała losowymi tekstami, więc wcześniejszego zestawienia ich z rzeczywistością. Ostatecznie wzruszył jedynie ramionami i zatrzymał się przy swoim samochodzie. Otworzył bagażnik, do którego miał zamiar schować wszystkie zakupy, ale już posegregowane. - Pakujemy - zarządził i chwycił po pierwszą torbę, którą wcześniej podpisał i zgodnie z tym co sam pamiętał zaczął ją uzupełniać Potem była druga, trzecia i następna, a przy tej już zawiesił się. Rozejrzał się po rzeczach, które zostały w koszyku, a następnie jego spojrzenie wybiło w górę, zawieszając się na dziewczynie. - Chandra, gdzie masz tą listę? Chyba coś mi się tutaj nie zgadza… i nie chciałbym być w twojej skórze, jeżeli czegoś tutaj nie ma, więc nie migaj się i dawaj mi ją - powiedział, wysuwając dłoń w jej kierunku i wbijając w nie swoje ciężkie, nieprzychylne spojrzenie. Lepiej było żeby się mylił albo żeby dziewczyna szybko się przyznała, bo miał już widocznie dosyć jej kręcenia i zabawy w kotka i myszkę.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
ODPOWIEDZ