płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
22. + Outfit

Sameen do baru weteranów zamierzała już wrócić następnego dnia. Naprawdę czuła, że tamten wieczór, kiedy tańczyła sobie w ich towarzystwie, był najlepszym dniem w jej życiu. Jak weźmiemy pod uwagę jej życie to widać, że poprzeczka nie była jakoś wysoko, ale mimo wszystko. Sameen dawno nie bawiła się tak dobrze. Przypadkowe wejście do tego baru była najlepszą decyzją jaką podjęła od czasów kiedy zadecydowała, że chce pracować na własną rękę.
Niestety nie mogła tam wrócić, bo przyjęła kontrakt, który wymagał od niej szybkiego wylotu do Szwecji, gdzie spędziła kolejne półtora tygodnia. Do Lorne Bay dotarła niecałą godzinę temu. Była wykończona, nie spała od dwóch dni, albo i dłużej, sama już traciła rachubę. Jedyne o czym marzyła to o powrocie do domu, położeniu się do łóżka i parugodzinnym śnie. Na później zaplanowała sobie gorącą kąpiel w ramach relaksu dla obolałych mięśni. Zanim jednak wróciła do siebie, musiała zajechać do marketu na mini zakupy. Wsadziła do koszyka dwa kilogramy jabłek, które wybierała bardzo dokładnie. Spędziła nad nimi około piętnastu minut. Mimo zmęczenia, jej obsesja na punkcie tego owocu, nie pozwoliła wybrać byle czego. Wzięła też dwie zgrzewki wody i skierowała się do działu z jedzeniem. Nie potrafiła gotować, spieprzyłaby nawet najprostsze danie. Przeglądała dania gotowe i poczuła jak robi jej się niedobrze na myśl o tego typu jedzeniu. Zrezygnowała i z tego pomysłu uznając, że zje jabłko, pójdzie spać i jak wstanie to albo coś zamówi, albo skorzysta z lodówki Zoyi, która jednocześnie była jej sąsiadką. Daleko więc nie miała. Żeby jednak nie wyjadać przyjaciółce jedzenie za darmo postanowiła, że kupi jej jakieś wino. To był najłatwiejszy prezent, bo Henderson piła to wińsko litrami.
Podeszła do działu z alkoholami, od razu skierowała się na wina i sięgnęła po jakąś butelkę, która wydawała się w miarę interesująca i zaczęła czytać etykietę. Po chwili, kątem oka dostrzegła ruch niedaleko siebie, a jednak o tej godzinie market był w miarę pusty, a już z pewnością dział z alkoholem. Podniosła wzrok i rozpoznała swoją znajomą z baru. -Eve. - Przywitała się podchodząc do niej i żałowała, że zapewne wygląda jak siedem nieszczęść. -Myślałam o tobie ostatnio. - Dodała, bo wolała coś takiego niż głupie zapytanie o to co u niej słychać.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wracała właśnie z komisariatu w Cairns, w którym zaprzyjaźniony policjant zgodził się zrobić jej przysługę i załatwić dokumenty z policji w Adelaide. Wszystko było tajne przez poufne. Sprawa wciąż w toku, a jednak Paxton uparła się, że chce tamtejsze raporty, jakby to cokolwiek zmieniło. Jakby fakt, że sama je przejrzy, zbliżył ją do mordercy małych dziewczynek. Do mordercy jej siostry, który wciąż grasował po Australii. Sądząc po tym, że zabił dwanaście dziewczyn, w wieku od dziewięciu do jedenastu lat, w przeciągu minionych siedemnastu nie był dość aktywny albo robił to także gdzie indziej; w innych krajach. Policja nic nie miała. Nie wiedzieli, kim był facet i choć Eve nie wniosłaby do tego niczego więcej, skrupulatnie zbierała akta wszystkich spraw łącznie z zabójstwem Isabelle.
Nie wiedziała po co to sobie robiła. Jedynie się zadręczała, a jednak nie potrafiła odpuścić. Musiała to dokończyć, choćby miała od tego oszaleć.
Stojąc na czerwonym świetle rzuciła okiem na teczkę, którą rzuciła na miejsce pasażera. Pomyślała, że na trzeźwo nie będzie w stanie tego znów przechodzić, więc w ostatniej chwili włączyła kierunkowskaz i zjechała w lewo parkując przed sklepem.
Cel był prosty. Piwo albo coś mocniejszego. Jeżeli wybierze to drugie, będzie musiała olać ewentualne telefony, ale akurat tym się nie przejmowała. Miała prawo do jednego wieczora tylko dla siebie.
Z tą myślą skierowała się od razu w stronę półek z alkoholami i kiedy skręciła z alejki z przetworami, mąką i innym podobnymi rzeczami, przystanęła na widok kobiety, którą jakiś czas temu poznała w barze.
- Hej. – Uśmiechnęła się jakoś tak automatycznie, chociaż przyszła tu w celu zakupu procentów, które pomogą jej zalać nadmiar nieprzyjemnych emocji.
- Mam nadzieję, że były to same dobre myśli – odpowiedziała opuszczając spojrzenie na aż dwie zgrzewki wody, mnóstwo jabłek i wino, które blondynka wciąż trzymała w ręce. – Ciekawy zestaw – dodała od razu wciąż delikatnie się uśmiechając, co sugerowało, że wcale jej nie oceniała. Że ten widok był bardziej zabawny niż dziwny.
Powróciła spojrzeniem na opuchniętą bladą twarz i poczerwienione oczy Sameen.
- Wszystko gra? – Bo wyglądała na chorą. – Wyglądasz.. – Na miejsce uśmiechu wkradło się zmartwienie. – Znaczy się, wyglądasz dobrze, ale wydajesz się przemęczona. – Wcale nie wydawała się a była taka. Gdyby Eve zobaczyła ją gdzieś siedzącą na ławce to bałaby się, że umierała albo już kipnęła. Zostałoby tylko rzucić wieniec z jakimś wyświechtanym tekstem.
- Pomogę ci. – Od razu się wyrwała zapominając, po co tutaj przyszła. – Wiem, że sobie poradzisz, ale szkoda gdybyś upuściła butelkę wina. – Bez pardonu złapała za wózek. – Osobiście ich nie cierpię i nie miałabym nic przeciwko, ale wiem, że niektórzy są silnie przywiązani do fermentowanych winogron. - Jak ona do dobrego piwa, którego żałowałaby, gdyby musiała wylać je na jakiegoś buca. - Dawno cię nie widziałam. Czyżbyś przemyślała sprawę i uznała, że Lucky Lou's nie jest dla ciebie? - zapytała czekając aż Sameen dokończy i będzie gotowa przejść do kasy.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Odwzajemniła uśmiech. –Oczywiście, że tak. Nie śmiałabym myśleć o tobie źle. – Nie miała w sumie żadnego powodu, żeby przez jej głowę przeszła chociażby jedna negatywna myśl na temat Eve czy w ogóle całej załogi Lucky Lou’s. Gdyby miała ten bar pod domem to zapewne bywałaby tam częściej niż w domu. Nie chodziłaby nawet do żadnego innego lokalu. Z czasem może zaczęłaby myśleć o sobie jako o weterance. Może nawet myślałaby o porzuceniu swojej kariery. Podążyła wzrokiem kobiety, spojrzała na swoje zakupy i parsknęła śmiechem. W sumie jej zakupy wyglądały jakby się prosiła o jakieś rozwolnienie czy coś. Nie powiedziała tego na głos, bo nie wiedziała czy ich znajomość już jest na takim poziomie, że takie żarty wchodził w grę. Chociaż w sumie żartowały z bardziej przykrych rzeczy.
-Tak. – Pokiwała głową, a po chwili ponownie parsknęła śmiechem. –Taki komplemencik w delikatnym obrażeniu mnie? – Żartowała oczywiście, bo nie czuła się w żaden sposób obrażona. Domyślała się, że wyglądała tragicznie. Dawno nie miała tak ciężkiego kontraktu. Takiego, który rzeczywiście fizycznie ją przeorał. –Mało spałam ostatnie parę dni. – Wyjaśniła i machnęła ręką, bo to przecież taka drobnostka. To normalne, że ludzie mają problemy ze snem. –Ty za to wyglądasz bardzo dobrze. Aczkolwiek odnoszę wrażenie, że coś cię trapi. – Nawet będąc przemęczoną, albo i ledwo żywą, była spostrzegawcza i widziała zmartwienie Paxton.
Ja też ich nie cierpię. – Uśmiechnęła się. –Zdarza mi się wypić, ale wszystkie smakują dokładnie tak samo i każde jest równie paskudne. – Dodała jeszcze, ale mimo wszystko wsadziła dwie butelki do koszyka. –To dla przyjaciółki. – Wyjaśniła i zauważyła, że Eve była gotowa iść z koszykiem z jej zakupami w stronę kasy. –Ty nic nie bierzesz? – Wskazała na półki, bo wątpiła, że Paxton zobaczyła ją przez okno i zadecydowała, że jej pomoże.
-Nie. To nie tak. – Posłała jej przepraszający uśmiech. –Miałam zamiar wrócić. Właściwie to nawet chciałam wrócić następnego dnia. Po prostu dostałam dosyć spontaniczny kontrakt i musiałam lecieć do Sztokholmu. – Wytłumaczyła się. –Pośredniczę przy podpisywaniu umów między biurami podróży, a hotelami. – Dodała jeszcze, bo wcześniej nie miała okazji sprostować tego, że jednak nie jest żadnym szpiegiem. A to akurat była stała śpiewka, którą wciskała każdemu. No i to miało też najwięcej sensu.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Widziałaś cenę korniszonów? – Machnęła ręką w kierunku, z którego przeszła. Akurat z alejek z podobnymi produktami. – Każdy by się martwił, jak dalej żyć. – Sugerowała, że koszt za słoik był przeogromny, chociaż tak naprawdę ukrywała się za żartkami, które w jej towarzystwie były normą. Lubiła żartować, rzucać głupimi tekstami, spontanicznie odwoływać się do sytuacji i nieco mniej poważnie podchodzić do trudnych spraw. Tak było łatwiej; w typowy dzień i te gorsze, które miała za sobą, od kiedy dowiedziała się o nowej martwej dziewczynce. – Ostatnio widziałam jak ktoś nad nimi płakał. – Uśmiechnęła się całą sobą starając nie pokazywać tego, że martwiła się czym innym. Że zdobyła dokumenty i miała zamiar je przejrzeć, chociaż wcale nie musiała tego robić. Ani dzisiaj ani jutro ani nigdy co dotarło do niej teraz, kiedy zrozumiała, że być może niepotrzebnie się tym zadręczała. Później znów zacznie, ale w tej chwili wolała być myślami tutaj.
- Prawda? – zapytała odnośnie tego, jak smakowało wino. – Dziękuję! – odparła z entuzjazmem, bo wreszcie ktoś się z nią zgadzał. Cieszyło ją to, bo nie była sama na tym świecie. Nie była jedyną, na którą podczas imprez patrzyli spode łba, bo gardziła Szateleriele Sewinion Carbonara z 86-tego.
Zatrzymała się w połowie kroku i pstryknęła palcami.
- Racja. – Głupio, bo przecież przyszła po alkohol. Na moment zostawiła wózek i cofnęła się w stronę półek z alkoholem. Piwo zawsze było jej pierwszym wyborem, ale jeżeli zdecyduje się usiąść do dokumentów, które dostała z Cairns, wolała mieć przy sobie coś mocniejszego. Whisky. – Niewyspana jesteś bardziej ogarnięta niż ja. – Skomplementowała świadoma, że jej własne chaotyczne działanie związane było z usilnym stłumieniem wszystkiego tego, co przywiodło ją do sklepu.
- Byłaś na misji? – zapytała z przekąsem nim Sameen wyjaśniła, dlaczego tak naprawdę była w Sztokholmie. – To musiała być bardzo ważna umowa, skoro nie mogłaś spać. Chyba, że ktoś ci w tym przeszkadzał? – Pytająco uniosła brew do góry idąc bardzo powoli, bo przez cały czas patrzyła w bok na kobietę i zastanawiała się, czy ta przypadkiem nie padnie. Naprawdę wyglądała fatalnie, co wyraźnie zmartwiło Eve. – Nie powinnaś być teraz w łóżku zamiast szykować się do.. – Spojrzała na zestaw w koszyku. – ..zrobienia tuzina jabłeczników? - Zdaniem Paxton - powinna - ale kim była, żeby robić Sameen za niańkę? Nikim, chociaż od chwili, gdy ją tutaj spotkała poczuła się odrobinę odpowiedzialna za to, żeby przypadkiem po drodze nie straciła przytomności lub rąbnęła autem w latarnie.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi i słuchała o tej cenie korniszonów, której swoją drogą nie zauważyła. Nie miała zielonego pojęcia w ogóle ile kosztują korniszony. Nie gotowała, nie kupowała takiego jedzenia. Znała się za to na cenach i rodzajach jabłek. O tym mogła rozmawiać zapewne tak namiętnie jak Eve rozmawiała o tresowaniu psów. W pewnym momencie dotarło do niej to co robi Eve. Ewidentnie coś ją gryzło, ale albo nie chciała o tym rozmawiać, albo nie wiedziała jak się zabrać do tej rozmowy. Mimo wszystko Sameen pozwoliła jej rozmawiać o cenie ogórków i o tym jak ludzie nie wiedzą jak żyć. Jak już zakończyła swój wywód to Sam złapała ją za rękę i spojrzała pytająco „już?”. –Wiesz, że jak coś cię gryzie, a ja o to zapytałam to nie musisz mi o tym mówić jak nie chcę? – Zapytała rozbawiona jej zachowaniem. –To nasze drugie spotkanie, Eve. Nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań. – Dodała jeszcze, żeby Eve mogła się zrelaksować. –Po prostu widać i się zmartwiłam. – Wyjaśniła i uznała, że nie będzie ciągnąć tego tematu skoro Paxton nie czuła się w tym komfortowo.
-No wiesz… gdyby nie ja to nie miałabyś co pić wieczorem. – Była przyzwyczajona do zmęczenia i nie mogła pozwolić na to, żeby to ją rozproszyło. Chociaż wiadomo, było niesamowicie ciężko. Ale starała się. Nie lubiła być zaskakiwana, a nadal cierpiała na paranoję, że w końcu ktoś założy zlecenie na nią, bo ktoś będzie chciał jej śmierci. W końcu wiedziała dużo, za dużo. A w tym biznesie jednak nie można sobie pozwolić na zaufanie komukolwiek.
Przewróciła oczami. –Nie jestem szpiegiem i nie jeżdżę na misję. – Zaśmiała się. –Przyjechałam dopiero godzinę temu. Lot ze Sztokholmu do Sydney trochę trwa. – Jeszcze miała przesiadkę do czegoś mniejszego żeby dostać się do Cairns, a później już autem tutaj. Także śmiało można powiedzieć, że była dziewczyną po przejściach. –Sama sobie przeszkadzałam. Teraz mnie czeka robota papierkowa i zapewne nie wyśpię się dopóki jej nie skończę. – Kłamała. Nic takiego na nią nie czekało. W aucie miała gotówkę, która była zapłatą za wykonanie kontraktu. Jej jedynym zmartwieniem było ukrycie tych pieniędzy. –Powinnam i takie mam plany. – Odparła i skoro obie miały już swoje zakupy to ruszyły w stronę kas i ustawiły się w niewielkiej kolejce. –To mój tymczasowy posiłek. – Wyjaśniła jabłka. –A ty co planujesz na dziś? – Kiwnęła głową w kierunku jej piwa. –Nie bawisz się w towarzystwie weteranów? – No chyba, że przynosiła swój alkohol do baru.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Busted.
Żyła już tyle lat, że nieświadomie ukrywała się za żartami. Robiła to odruchowo i bardzo swobodnie wymyślając wszystko na poczekaniu. Często nawet nie wiedziała, że tak czyniła i zarazem przesadzała z ilością mniej lub bardziej zabawnych teorii. Ukrywała się za tym. Chroniła samą siebie, bo nawet jeśli wiedziała, że nikt nikogo nie zmuszał do wyznań, to bez reakcji obronnej po prostu by się załamała. Tu i teraz; żałośnie w sklepie. To nie był na to moment ani tym bardziej towarzystwo, bo jak wspomniała Sameen, nie znały się, więc nie fair byłoby zrzucać swe emocje na tę drugą osobę. Sama Eve tego nie lubiła. Nie tak dosłownie, bo co innego wspominać o czymś ze smutkiem a co innego płakać pod pułkami z alkoholem.
- Dzięki. – Tylko tyle powiedziała dając do zrozumienia, że tak, nie chciała o tym rozmawiać i zarazem doceniała troskę.
Korzystała jednak z chwili wytchnienia. Tego, że na moment mogła przestać myśleć o teczce czekającej na nią w aucie. Równie dobrze mogłaby pojechać do pubu i rozluźnić się w towarzystwie chłopaków, ale z drugiej strony nie umiałaby przekładać zobowiązania, które sama na siebie nałożyła. Krótka rozmowa w sklepie jeszcze nie była objawem prokrastynacji.
- Nie, dzisiaj sobie odpuszczam. Planowałam żałośnie samotny wieczór z whisky i.. – Chciała skłamać, że z krzyżówką, ale równie dobrze mogła sprzedać cząstkową prawdę. – ..też mam zaległą papierkową robotę. – Nie musiała nazywać dokumentów, nad którymi będzie siedzieć a bez wyjaśnienia całego kontekstu dziwnym byłoby przyznać, że w aucie trzymała raport z miejsca zbrodni jedenastoletniej dziewczynki.
Ponownie spojrzała na wór jabłek i chwilę podumała nim wyjęła z wózka swoje whisky. Kolejka zbliżała się do kasy, więc pora się podzielić.
- Może miałabyś ochotę zjeść coś bardziej treściwego? – zapytała ponownie zawieszając wzrok na kobiecie. – Niedaleko jest dobra knajpa. Podjedziemy tam i zjemy na pace mojego pickupa – Wcale nie musiały stołować się w lokalu. – To nie pomoże na brak snu, ale przynajmniej będziesz miała pewność, że w nocy nie obudzi cię głód. – Zrobiła krok w tył puszczając Sameen do wózka stojącego tuż przy kasie. – O ile chcesz i masz siłę, bo równie dobrze, kiedy indziej możesz opowiedzieć mi o Sztokholmie. – Zapowiedziała, że zamierzała wypytać o to miasto, o kulturę, ludzi, jedzenie i czy mieli tam dobre piwo. - Albo o swoim ulubionym kraju, w którym byłaś. - Z ostatniej rozmowy wynikało, że blondynka zwiedziła wiele miejsc, do których Eve zapewne nigdy nie pojedzie, ale mogła i chciała o tym posłuchać.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Posłała już tylko uśmiech. Chciała jeszcze rzucić jakimś standardowym tekstem jak to lepiej jest się podobno wygadać całkiem nieznanej osobie, ale co ona mogła o tym wiedzieć? Nie miała tego przywileju, że mogła się otworzyć przed kimkolwiek. Zawsze groziło to tym, że mogła jednak skończyć z policją na karku. Albo gorzej, z jakąś agencją, albo ze zleceniem na jej głowę. Nawet Zoya, która była jedyną osobą, która znała prawdę na temat Sameen, wiedziała drobny ułamek tego jaką przeszłość miała. Nawet jej praca była tematem tabu, bo Sam nie chciała po prostu w to przyjaciółki mieszać.
-Samotne picie jest aż tak żałosne? – Sam nie praktykowała samotnego picia. Rzadko kiedy w sumie sięgała po alkohol. Chyba nawet nie potrafiła się upić. A przynajmniej nigdy nie próbowała. Jak miała ochotę na alkohol to chodziła do klubów, barów, albo pubów, bo wtedy uważała, że nie piła samotnie tylko w otoczeniu około setki ludzi, których nie znała. No, ale przynajmniej nie samotnie. –Czyli obie jesteśmy nudziarami, które uciekają przed papierkową robotą. – Zażartowała sobie.
Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że w przypadku akt, które czekały na Eve, Sameen mogłaby jej służyć prawdziwą pomocą. Miała swoje dojścia, miała dostęp do informacji, do których dostępu nie miała ani policja, ani różne agencje. No i dodatkowo… Sam mogła doprowadzić do „sprawiedliwości”, do której nigdy nie doprowadziłaby policja. Gdyby tylko nie skłamała na temat swojego zawodu, tylko nadal kontynuowała farsę, że jest szpiegiem czy kimś w tym stylu.
Spojrzała zaskoczona na Eve. Nie spodziewała się takiego zaproszenia. –Właściwie to miałabym ochotę. – Zgodziła się. Spojrzała na swoje jabłka. Głupia, naprawdę myślała, że zastąpi tym prawdziwy posiłek. –I tak miałam coś ostatecznie zamówić i żałośnie zjeść to w swoim własnym towarzystwie. – Zażartowała nawiązując do żałosnego picia w samotności. –Prawda. A odnoszę wrażenie, że potrzebuję około dwudziestu godzin nieprzerwanego snu. – Niby żartowała, ale nie byłaby zdziwiona gdyby rzeczywiście przespała całą noc i cały dzień. Wyłożyła na taśmę swoje jabłka i dwie zgrzewki wody i wina. –W porządku. Tylko wyglądam tragicznie, tak naprawdę to jeszcze trochę energii mam. – Trochę kłamała, bo nie miała tej energii, ale nie była też wyczerpana na tyle, żeby rzeczywiście paść i zasnąć, albo zemdleć z przemęczenia.
-Czarnogóra. To mój ulubiony kraj. Lubię też Austrię i Szwajcarię. – Odpowiedziała bez zastanowienia i tak jak poprzednio wyjęła plik banknotów, żeby zapłacić za zakupy. –Pozwól, że postawię ci whisky, żeby twoje samotne picie było mniej żałosne. – Puściła jej oczko i jak nadeszła pora płacenia to Sam rzeczywiście zapłaciła za swoje szpargały i za alkohol Eve. Wzięła swoje rzeczy w łapy i jakimś cudem dała radę, poprosiła tylko Eve o pomoc z butelkami wina i wyszły ze sklepu.
-Wrzucę tylko zakupy do siebie i możemy jechać. – Założyła, że po zjedzeniu Eve odstawi ją do jej auta. Podeszła do swojego Jaguara, odstawiła zgrzewki z wodą i ręcznie, kluczykiem otworzyła bagażnik. Przesunęła głębiej torbę podróżną i zaczęła pakować zakupy. Zabrała od Eve butelki z winem i podziękowała jej za pomoc. –Dobra, jestem gotowa. – Zamknęła bagażnik i spojrzała wyczekująco na Eve, żeby wskazała swoje auto.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Klasyk. – Tylko tyle powiedziała na temat auta i nim cokolwiek dodała kobieta pochyliła się przesuwając coś w bagażniku. Eve nie interesowało co to było. Nie wciskała nosa w nie swoje sprawy, ale zawieszała oczy na pośladkach. Na tych samych, które prawie dwa tygodnie temu odprowadzała wzrokiem do toalety w Lucky Lou’s. Tylko ktoś ślepy nie spojrzałby na nie zwłaszcza, że same się tak bezczelnie wypinały, a nawet jeśli tego nie robiły, to obcas skutecznie uniemożliwiał im bycie niewidzialnym (sprawiał, że poślady stawały się jędrniejsze i bardziej wypięte). Nie żeby Paxton się znała studiując tajniki seksapilu, ale ślepa nie była.
Gwałtownie uniosła wzrok, gdy kobieta odwróciła się i odebrała od niej butelki. Ostatni raz rzuciła okiem na pośladki i uśmiechnęła się dłonią wskazując kierunek do swego pickupa.
- Chwila, tylko coś zabiorę. – Uprzedzając towarzyszkę otworzyła drzwi od strony pasażera i pośpiesznie zgarnęła z teczkę z dokumentami nie zauważając, że wypadło z niej zdjęcie prosto na dywanik pod nogami. – Proszę. – Przesunęła się, obeszła auto i usiadła za kierownicą teczkę odkładając na tylne siedzenie (obok złożonych w kostkę koców, zwiniętych smyczy i torby, w której trzymała charakterystyczne kamizelki dla psów). Pomimo, że często jeździła z psami, dbała o wnętrze samochodu. Zawsze korzystała z zapachów, nie śmieciła (chyba, że do reklamówki, którą potem wyrzucała) i miała w nim ogólny porządek. Wolała czuć się dobrze w miejscu, w którym przebywała dość często a bywało, że samochód był jej drugim domem.
Jak zapowiedziała, do knajpy nie miały daleko. W tym krótkim czasie Paxton wyjaśniła, że używa auta do przewozu psów, rzeczy potrzebnych do pracy i części do konstrukcji nowych przeszkód. Psy które opanowały jeden tor nie były już odpowiedniego intelektualnie stymulowane, więc musiała budować im nowe ścieżki.
Zatrzymała auto blisko małej knajpki, która wcale nie rzucała się w oczy. To miejsce nie byłoby pierwszym wyborem nikogo, kto krótko przebywał w Lorne lub był tutaj przejazdem. Nim przeszła na tyły pickupa wzięła jeden z koców, otworzyła klapę u rozłożyła go na blaszanej powierzchni, żeby wygodniej się na niej siedziało.
- Siadaj a ja nam zamówię – zapowiedziała z tajemniczym uśmiechem. – Zdaj się na mnie, a jak nie będzie ci smakować to następnym razem, kiedy przyjdziesz do baru, będę śpiewać ci piosenki i nawet zatańczę. – Dużo ryzykowała nie wiedząc, co Sameen lubiła jeść, ale jak to niektórzy mówili „bez ryzyka nie było zabawy” (a od tego jeszcze nikt nie umarł). – Co chcesz do picia? – zapytała tylko o to nim zniknęła we wnętrzu knajpki, w której światła i wystrój były bardzo ciepłe.
Przywitała się z właścicielem, którego bardzo dobrze znała. Poprosiła o wodę dla siebie i napój dla Sam. Wybrała do jedzenia coś, co nadawało się do spożycia poza obszarem jakiegokolwiek stołu i po paru minutach wróciła na zewnątrz. Na razie tylko z butelkami.
- Nie zasnęłaś – stwierdziła z uśmiechem. – Naprawdę jesteś twarda. – Skoro już ustaliły, że kiepsko wyglądała to Eve czuła się zobowiązana docenić jej ciągłą obecność. – Proszę. – Podała butelkę z napojem/wodą i dosiadła się na skraju paki. Nogi swobodnie zwisały na zewnątrz a wzrok na moment zawiesiła na budynku po drugiej stronie ulicy.
- Czarnogóra, to stara Jugosławia? – dopytała nie będąc pewną, czy dobrze kojarzyła tamtejsze rejony. Szkołę skończyła już dawno i pomimo powtórki podczas wojskowego szkolenia mogła co nieco namieszać. – Czemu akurat ten kraj? Co jest w nim takiego wyjątkowego? – Coś musiało, skoro był dla Sameen jej ulubionym.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się słysząc komentarz odnośnie auta. Sameen dosyć często i regularnie zmieniała auta. Ten Jaguar był pierwszym autem, które miała naprawdę długo. Zaczynała się do niego przywiązywać. Lubiła je. Jednocześnie jednak myślała o tym, że sprezentuje je siostrze, która straciła swoje. Aczkolwiek do tego też musiała przemyśleć odpowiednią taktykę, a na razie nie miała czasu i siły na tak przyziemne sprawy. Była tak zmęczona, że nawet nie poczuła tego, że Eve obczaja jej tyły. W innym przypadku zapytałaby ją czy lubi to co widzi, ale niestety, to nie był jej dzień.
-Jasne. – Odparła z uśmiechem i Sameen, tak jak Eve, nie lubiła za bardzo wściubiać nosa tam gdzie nie trzeba, tym razem jednak pozwoliła sobie na bycie zbyt wnikliwą. Obserwowała jak Paxton chowa teczkę, zauważyła również zdjęcie, które wypadło. –[/b]Dzięki.[/b] – Wsiadła do auta tak, żeby nie nadepnąć na fotografię i szybko się po nią schyliła zanim Eve zajęła miejsce kierowcy. –Wypadło ci. – Wręczyła fotografię Eve. –To miejsce zbrodni? – Nie była głupia. Widziała teczkę, potrafiła takie miejsce rozpoznać. –Jest stare. – Zauważyła, że miejsce zbrodni niekoniecznie pasuje do czasów współczesnych. Starała się nie ciągnąć Eve za język, starała się nie być wścibską, ale niestety… była ciekawska. Za bardzo.
Rzeczywiście podróż nie zajęła zbyt długo. Sameen z radością wysiadła z auta. Przyjemne kołysanie i fakt, że nie musiała się skupiać na drodze, sprawiało, że lekko odpływała. Była chyba jak małe dziecko, które najlepiej usypiało podczas jazdy. Nie żeby miała jakiekolwiek pojęcia o tym co lubią dzieci. Po wyjściu z auta zaczęła się przeciągać i rozciągać jakby miała nadzieję, że to ją rozbudzi.
-Brzmi jak sensowny układ. – Uśmiechnęła się i usiadła sobie na naczepie. –Wodę. I jak możesz to weź mi proszę kawę. Czarną. Największą jaką mają. – Posłała kolejny uśmiech, tym razem trochę słabszy. Odprowadziła Eve wzrokiem, a jak ta zniknęła w lokalu to Sam zaczęła się rozglądać po lokalu mrużąc przy tym oczy. Nawet słońce sprawiało jej ból. Nie była typem osoby, która zatracała się w bezsensownym gapieniu się w ekran telefonu, więc po prostu przyglądała się ludziom i budynkom.
-Starałam się. – Wzięła od Eve butelkę z wodą i upiła parę łyków. –No wiesz… nie chciałam być nieuprzejma zasypiając w towarzystwie. – Nie zasnęłaby chociaż dlatego, że bałaby się jakiegokolwiek zagrożenia. Eve wydawała się nie być wrogo nastawiona, ale jednocześnie była weteranem i woziła ze sobą akta z miejsca zbrodni. Równie dobrze mogła mieć pojęcie o tym kim jest Sameen.
-Tak. – Skinęła głową. –Młodziutkie państwo, jeszcze się rozwija. – Wyjaśniła. –Sentyment. Przede wszystkim. To było moje pierwsze państwo, do którego poleciałam, żeby podpisać umowę i jakimś cudem podpisałam kontrakty z czterema hotelami na raz. Miałam z tego bardzo dobrą prowizję i uznałam, że to praca dla mnie. – Swoją wypowiedź zakończyła szerokim uśmiechem, ale oczywiście wciskała Eve same kłamstwa. Chociaż rzeczywiście Czarnogóra była jej ulubionym krajem. –No i nie jest tak zatłoczone. Turyści nie znają tego państwa, więc jest idealne na wypoczynek. – Wzruszyła ramionami. –Ty podróżujesz? – Zapytała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Papierowy kubek z kawą postawiła między nimi woląc czekać na jedzenie tutaj niż w lokalu. Źle by to wyglądało, gdyby zostawiła Sameen na długie piętnaście do dwudziestu minut zwłaszcza, że praktycznie przyciągnęła ją tutaj (wcześniej twierdząc, że blondynka powinna spać). Cóż, bywała hipokrytką. Chyba jak każdy.
- Co do tamtego zdjęcia.. – zaczęła zanim jeszcze zapytała o Czarnogórę. Wolała wyjaśnić tę kwestię, którą wcześniej przemilczała. – Wiem, że nie muszę ci się tłumaczyć, ale też nie chcę żebyś wzięła mnie za wariatkę. – Która po nocach oglądała zdjęcia zbrodni i robiła sobie przy nich dobrze. – Nie jestem nią – stwierdziła patrząc na Sam i od razu skrzywiła się z niesmakiem. – Wariaci tak mówią, prawda? – Że nie są wariatami, co aż prosiła się o zrobienie na niej testów. Już raz podejrzewała u siebie udar, atak psychotyczny lub raka mózgu wpływającego na jej zachowanie, ale całe szczęście była zdrowa. – To sprawa osobista, nad którą dzisiaj miałam spędzić czas i nie jestem gotowa o niej mówić. – Lepsze to niż wymowne milczenie, po którym Sam mogła sobie pomyśleć wiele rzeczy chcąc uciec do swego auta.
Wzięła głęboki wdech i spojrzała w jasne oczy z wyraźnym pytaniem wymalowanym na twarzy „W porządku?”.
Upiła łyk wody zastanawiając się, czy to w ogóle miało sens. Czy badanie przypadków podobnych zgonów dziewczynek było coś warte. Co ona mogła zrobić? Skoro policja nie potrafiła znaleźć zabójcy, to niby jej pies go wywęszy? Nie było mowy. Facet tylko raz zabił w okolicach Cairns, z którego tamtego dnia Paxton wracała z bratem i ojcem. Później już nie wrócił w tę okolicę, a przynajmniej nigdy nie zabił w niej ponownie.
- Czemu wróciłaś do miasteczka? – zapytała pamiętając, że Sam wychowała się w Grecji i jak założyła tam też mieszkała przez większość swego życia. Po co stamtąd wracać tutaj? Do małej mieściny, gdzie legend było więcej niż ciekawych osób?
- Kiedyś. – Przytaknęła w odpowiedzi na pytanie. – Z jednej jednostki wojskowej do drugiej – dodała z rozbawionym uśmiechem, bo wcale nie zamierzała użalać się nad sobą. – Rodziny nie było stać na wyjazdy poza kraj a teraz mam własny ośrodek, którym muszę się zajmować. – Trzymały tu ją obowiązki, psy, brat i finanse, a raczej długi ojca. Nie mogła sobie pozwolić na wyjazd. Chyba, że byłaby to ucieczka na zawsze z jednoczesnym pozostawieniem brata z problemami i niespłaconymi kredytami.
- Jak się zostaje.. osobą, która podpisuje umowy z hotelami? – Nie miała pojęcia jak nazwać to stanowisko. – Od zawsze chciałaś to robić? Jednego dnia pomyślałaś sobie, że pragniesz podróżować i zrobisz to bez względu na wszystko? – Praca, podczas której podróżowało się po świecie z możliwością zwiedzania nowych miejsc? Wydaje się to być wygraną na loterii.
Usłyszała trzask zamykanych drzwi i automatycznie odwróciła się w stronę knajpki, z której wyszła starsza właścicielka.
- Proszę Eve. - Z uśmiechem przekazała koszyk z zamówieniem. - Pamiętasz, że w środku mamy stoły? - zapytała z pobłażaniem.
- Tak, Jasmine. - Zaśmiała się krótko, bo traktowanie jej jak dziecka nie zmieni tego, że lubiła niekonwencjonalne metody na życie. - Czekamy na zachód słońca - wyjaśniła wymyślając to na poczekaniu.
- Oh i na występ?
- Racja. Zapomniałam o nim.
- Bo dawno cię tutaj nie było. - Starsza kobieta wciąż się uśmiechając na dłużej zwiesiła spojrzenie na Sam. - Nie przeszkadzam wam. Smacznego. - Kiwnęła głową i wróciła do knajpki.
- To właścicielka, chociaż zachowuje się jak ciotka wszystkich gości lokalu. - Trzymając koszyk w dłoniach przesunęła go ku Sameen. W środku leżały dwa tajemnicze zawiniątka oraz sos w mniejszym pojemniku. - To Chimichanga. - Nie taka przesadzona z mielonym mięsem i dużą ilością fasoli. Zamerykanizowane meksykańskie danie z pysznym kurczakiem, serem i dużą ilością papryki. Jednak cała tajemnica znajdowała się w przyprawach, dzięki którym danie spamowało przepysznie (przynajmniej zdaniem Paxton). - Sos jest ostry, jeżeli lubisz. - Wzięła jedno z zawiniątek, rozerwała część papieru od góry i ugryzła pierwszy kęs.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen od razu sięgnęła po kubek z kawą. Nie wierzyła w działanie kofeiny i kawy, ale no cóż… mogła sobie przynajmniej wmawiać i liczyć na to, że to całe placebo rzeczywiście zadziała. Upiła łyk parzącego napoju i automatycznie tego pożałowała, ale nie dała niczego po sobie poznać.
-Tak. Wariaci tak mówią. – Parsknęła śmiechem i odstawiła kubek z kawą uznając, że może jednak skupi się na wodzie i poczeka aż kawa nieco ostygnie. –W porządku. – Posłała jej uśmiech i tym razem obiecała sobie, że nie będzie wciskać nosa w nie swoje sprawy, ale dobrze wiedziała, że może sobie sprawdzić Eve i jakiekolwiek powiązania z policją czy nawet z armią. –W razie gdybyś jednak chciała pogadać to wal śmiało. Może przyda ci się opinia kogoś kto spojrzy na sprawę świeżym okiem. – No bo oczywiście ktoś kto podpisuje umowy pomiędzy biurami podróży, a hotelami ma zielone pojęcie o tym czego szukać na miejscach zbrodni. Na razie jednak postanowiła sprawę porzucić i tematu nie drążyć. Lubiła Eve, a rzadko kiedy Sam zdarzało się polubić kogoś tak szybko. Tak więc nie chciała jej od siebie odsunąć naciskając na jakieś tematy, o których normalna osoba nie powinna wiedzieć.
-Niedawno dowiedziałam się, że stąd jestem i chciałam trochę poznać strony, które mogłabym uznać za rodzinne. No i uznałam, że warto być blisko przyjaciółki. Przechodzi teraz ciężkie chwile. – Oczywiście Zoya absolutnie nie potrzebowała tego, żeby Sam przy niej była non-stop. Była twardą babką, a ciężkie chwile, przez które przechodziła to bycie zdradzaną przez faceta, z którym randkowała.
-Rozumiem. – Pokiwała głową. –A kusiło cię kiedykolwiek to, żeby sobie jednak zaszaleć i podróżować? – Podróżowanie to chyba takie hobby, o którym każdy gdzieś tam w głębi duszy marzył, ale nie każdy miał na to hajs albo odwagę. Sam na przykład chciałaby osiąść na stałe w jednym miejscu, ale na chwilę obecną nie wchodziło to w grę.
-Nie wiem. – Odparła zgodnie z prawdą. –Ja wspinałam się po szczeblach kariery w biurze podróży. Zaczynałam od bycia sprzedawcą wycieczek i później miałam do wyboru, albo kontynuować pracę w biurze, albo zostać opiekunem wycieczek czy kimś tam. – Zmarszczyła brwi. –Nigdy nie lubiłam ludzi i pracy z nimi, więc wybrałam pracę biurową. Trochę siedziałam w księgowości, ale mnie to nudziło. Miałam fajną przełożoną, która pomagała mi się szwendać od działu do działu. W końcu trafiłam na to i w sumie nie żałuję. – Uśmiechnęła się na zwieńczenie swojej historii. –Myślę nawet nad tym, żeby otworzyć swoją działalność i pracować niezależnie dla wielu biur. – Podrapała się po skroni. Musiała sobie teraz budować nową tożsamość. –Nie marzyłam o podróżowaniu nigdy. Przyszło samo z siebie i nie miałam nic przeciwko. – Ponownie wzruszyła ramionami. –Dlaczego wojsko? – Spojrzała na Eve i sięgnęła po kubek z kawą i tym razem podeszła do napoju z ostrożnością. Nie chciała się poparzyć i zrobić z siebie idiotki.
Sameen z zaciekawieniem obserwowała rozmowę Eve i Jasmine. Przyglądała się Jasmine, a jak nawiązała z nią kontakt wzrokowy to nawet kiwnęła nieznacznie głową w ramach przywitania się. –Jaki występ? – Zainteresowała się i rozejrzała w poszukiwaniu jakiejś sceny czy czegoś na niebie. –Jesteś jakąś lokalną celebrytką? – Zażartowała, bo jednak zauważyła, że Eve miała całkiem luźne podejście i raczej pozytywne relacje ze wszystkimi, których spotykała.
-Wygląda dobrze. – Skomentowała i sięgnęła po swoje zawiniątko. Zaczęła je rozwijać, a po chwili już się w nie wgryzała. Przeżuwała kiwając z uznaniem. –No cóż, muszę z przykrością przyznać, że nie zaśpiewasz i nie zatańczysz dla mnie następnym razem. – Uśmiechnęła się lekko i sięgnęła po serwetkę, żeby wytrzeć sobie usta.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Czyli dobra z ciebie przyjaciółka.Dobra to mało powiedziane, ale samo skwitowanie tego świadczyło jak najlepiej o Sameen. O tym, że dla bliskich była w stanie się poświęcić i gnić w małym Lorne Bay pomimo, że mogłaby mieszać gdziekolwiek by teraz zechciała. W najpiękniejszych miejscach ze starymi budowlami, na których tarasach były zdobione poręcze przez umarłych od dziesięcioleci architektów. Wszędzie, nawet w ulubionej Czarnogórze (nie wiem czemu, ale najpierw napisałam Czarnobyl..), która zdaniem Eve byłaby lepszym wyborem od Lorne. – Poznałaś już całą okolicę? – Dopytała, bo choć uważała, że wszędzie byłoby innym lepiej, to sama nie kwapiła się do wyprowadzi. Tak naprawdę lubiła to miasto, ale gdyby miała wybór, zdecydowałaby się zamieszkać gdzie indziej.
Popatrzyła do góry na niebo i wzięła głębszy wdech stąd czując zapach otaczającego Australię Oceanu. Wraz z pytaniem towarzyszki pomyślała, że tęskniłaby za tą wonią, wiatrem i skrajnościami w klimacie, bo albo było sucho albo lało jak z cebra.
- Tak na stałe? – dopytała w kwestii podróży i od razu przecząco pokiwała głową. – Nie. Mogłabym wyjechać na wakacje, ale ciągłe podróżowanie, choćby przez cały rok jakoś mnie.. nie kręci? Może dlatego, że nigdy tego nie robiłam, ale za bardzo lubię mieć swoje miejsce. Dom, do którego wracam i wiem co mnie w nim czeka. Ludzi, którzy się znają i traktują jak rodzinę. – Jej własna rozpadła się dawno temu i choć wciąż miała brata, miło było poczuć matczyną troskę od Jasmine lub męską szczerość od Hanka z baru. – Możliwe, że zmieniłabym zdanie, ale nie umiałabym porzucić ludzi, których tutaj mam. – Zwłaszcza brata, o którego ciągle się martwiła i choć była od niego młodsza, czuła potrzebę bycia tą starszą. Tą rozsądniejszą i bardziej ogarniętą, co wymusiło na niej głównie odejście matki. W końcu rola kobiety spadała na kolejną z rzędu babę, która wcale tego nie chciała.
- Czyli na swój sposób jesteś karierowiczką. Kobietą, która zapracowała na swoje stanowisko – stwierdziła z uznaniem. Wiele się słyszało o kobietach, które zajeżdżały się w robocie byleby osiągnąć zawodowy cel. Musiały wiele poświęcić, jeszcze więcej znieść i przede wszystkim otoczyć się grubą skorupą, przez którą nikt się nie przebije. – To onieśmielające – dodała nieco ciszej, bo podziwiała inteligentne kobiety i zarazem wiedziała, że nie mogła się z nimi mierzyć. Nie uważała się za głupią, ale gdyby ktoś kazał jej rozmawiać o zmianach giełdowych lub rosnącej inflacji, to by przepadła.
Nim zdążyła nawiązać do swej wojskowej kariery, na horyzoncie pojawiła się Jasmine z ich zamówieniem. Od kiedy Eve wróciła z wojska, starsza kobieta traktowała ją lepiej niż innych klientów. Możliwe, że jako tako znała się z rodzicami Paxton lub uczyła z jej ojcem, ale teraz Eve tego nie pamiętała. Wypierała z głowy wszystkie informacje dotyczące rodziców, którzy przedwcześnie porzucili swoje dzieci.
- Zobaczysz jak tylko się ściemni. – Skoro już tutaj siedziały a zachód był coraz bliżej uznała, że mogła podtrzymać Sameen w niepewności co do poruszonej kwestii tajemniczego występu. Oczywiście, nie zacznie się on równo po zachodzie, ale jak dobrze Eve kojarzyła godzino by się zgadzało. Mogłaby to sprawdzić (godzinę), ale telefon zostawiła w środku auta i jakoś nie ciągnęło jej, żeby po niego pójść.
- W porządku. Niech będzie. Dostaniesz mój autograf. – Zaśmiała się na nazwanie jej celebrytką. – Po prostu jestem miła. – Wzruszyła ramionami, bo nie uważała tego za coś wybitnego. – Nie oceniam z góry i tak, owszem, opieram są ocenę na reakcji psów – Co dla wielu wydawało się irracjonalne i głupie, ale ona wierzyła w swoje czworonogi. – chyba, że ktoś mnie od razu wkurzy, to wtedy mam pewne trudności z zakumplowaniem się. – Mogłaby dodać, że obecność Sameen w barze najpierw była wkurzająca i z teorii wynikało, że nie powinna od razu łapać z nią kontaktu, a jednak się stało. Pomimo założeń i początkowej niechęci w Lucky Lou’s wszystko obróciło się przeciwko Eve. Konkretniej to blondynka pokazała swoje tyły w drodze do łazienki, a potem postawiła piwo, więc ciężko nie być miłą. Przynajmniej na początku.
Z ciekawością przyglądała się kobiecie i jej reakcji na jedzenie. Nie każdy lubił takie rzeczy. Ona sama miała słabość do niektórych meksykańskich dań nieuwzględniających fasoli. Z drugiej strony, słysząc historię o Sameen rosły w niej obawy, że taka o Chimichanga będzie zbyt pospolita. Że przecież kobieta mogła stołować się w najlepszych restauracjach jedząc przegrzebki i najdroższy kalafior a ona – Eve Paxton – fundowała jej Chimichangę z małej knajpki.
- Cieszę się, że smakuje. – Wgryzła się w swoją porcję i z rozkoszą przemieliła, bo nie miała wymagającego podniebienia. W wojsku nauczyła się jeść wszystko i to, w porównaniu z jedzeniem w remizie, było niebem w gębie.
- Byłaś kiedyś tak naprawdę zakochana? – zapytała nagle tuż po upiciu łyka wody. – Wypaliłam, co? – Z tym jakże dziwnym zapytaniem. – Pytałaś o wojsko i tu niestety muszę powiedzieć, że byłam głupią dziewuchą, która zdecydowała się zaciągnąć do armii za chłopakiem. – Nie była z tego powodu zadowolona, ale przeszłości nie zmieni. – Za mężczyzną, bo był ode mnie starszy a ja głupio zauroczona jeszcze nastolatka pognałam za nim i.. zostawił mnie tam. Po dwóch latach bez słowa zrezygnował ze szkolenia i puf.. uczucie zniknęło. O ile w ogóle to była miłość. – Bo jak nazwała to wcześniej. Możliwe, że była po prostu zauroczona a pierwsze silne uczucie zawsze sprawiało, że człowiek robił głupoty. – Ale nie żałuje, że zostałam w wojsku. Ciągnęłam to dalej i mogłam realizować się w czymś, co zawsze chciałam robić. – Czyli pracować z czworonogami. – Ze Scoutem, moim wojskowym psem, oczyszczaliśmy drogę z min dla reszty oddziałów. Najpierw szliśmy my, a potem dopiero oni. – Podkładali się byleby inni mieli łatwiejszą drogę, czego Eve była świadoma i po części wykorzystywała ten fakt, bo jeszcze wtedy nie doceniała swego życia na tyle, żeby bać się rozerwania przez minę. Uciekała od życia a śmierć w służbie wydawała się wręcz idealna.
- Więc? Byłaś kiedyś zakochana? – Tak naprawdę a nie jak Eve, która szybko tę miłość zauroczenie utraciła.

Sameen Galanis
ODPOWIEDZ