hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.


Zaparkowawszy pod kawiarnią – jednym z nielicznych miejsc, których odwiedzanie sprawiało mu s z c z e r ą przyjemność – obejrzał się przez ramię, chcąc sprawdzić, czy podczas gwałtownego hamowania, gdy rozwydrzony kundel wbiegł mu przed maskę, żadna z toreb wypełnionych zakupami nie przewróciła się, rozsypując zawartość między siedzeniami. Odetchnął z ulgą, widząc je na swoim miejscu. Wyszedł z samochodu, mocno zatrzaskując za sobą drzwi; leciwa furgonetka nie lubiła pobłażliwego traktowania i ulegała jedynie rządom twardej ręki. Na zewnątrz było słonecznie, ale porywisty wiatr znad oceanu niszczył przyjemne wrażenie. Bradley zasunął kurtkę i postawił kołnierz, by osłonić kark przed wiatrem. Rozejrzał się pobieżnie i przebiegł przez jezdnię, od razu kierując się do kawiarni. Uderzyło go przyjemne ciepło oraz intensywny zapach mielonych ziaren. Podchodząc do lady, uśmiechnął się niedbale do młodej dziewczyny przygotowującej zamówienia; zdawał sobie sprawę, że powinien być dla niej bardziej uprzejmy, gdyż kilkukrotnie częstowała go darmowym ciastem, a on – nie lubiąc spędzać za dużo czasu w miejscach wypełnionych ludźmi – prosił o jego zapakowanie i zjadał dopiero po dotarciu do warsztatu. Tym razem również próbowała nawiązać z nim niezobowiązującą rozmowę, ale skończyło się na wymianie krótkich spostrzeżeń dotyczących pogody. Odebrał kawę, na ladzie zostawiając pięciodolarowy banknot, natomiast do słoika z napisem „na lepszą przyszłość” wrzucił monety, które znalazł na dnie kieszeni. Zamierzał podążać za ustalonym planem – chciał w spokoju dotrzeć na kuter (wciąż nie nauczył się nazywać tej łajby łodzią), rozpakować zakupy, a następnie pojechać do warsztatu, gdzie przez resztę dnia i prawdopodobnie część nocy, dłubałby przy stolarskich projektach. Udałoby mu się to, gdyby nie drobna blondynka, która mocując się z torbami wyglądającymi na ciężkie oraz teczką wypełnioną zapisanymi kartkami, nie próbowała odebrać telefonu wygrywającego irytującą melodię. Biorąc pod uwagę szalejący wiatr, zgodnie z przewidywaniami Bradleya, papiery wymknęły się jej z rąk i zaścieliły całą szerokość chodnika. Zwykle przechodził obok takich wydarzeń obojętnie. Obojętność tłumaczył pośpiechem, własnymi obowiązkami i wyraźną niechęcią do obcowania z ludźmi – wszystko, byle tylko nie dać nikomu okazji do nawiązania głupawej rozmowy o pogodzie. Tym razem zachował się inaczej, gdyż jedna ze stron zatrzymała się tuż przy jego bucie. Pochylił się więc i zebrał te, które leżały najbliżej, wcześniej odstawiając kubek z kawą na chodnik.
— Jesteś niezdarna — zauważył ostro, bo podczas gdy on p r ó b o w a ł ratować jej prywatne papierzyska przed porwaniem przez wiatr, ona szarpała się z torbami. Robiła to na tyle gwałtownie, że trąciła kubek z kawą, która rozlała się po chodniku, zalewając kilka kartek, których nie zdążyli zebrać. Przykucając, zdegustowany opuścił głowę, starając się ukryć rozdrażnienie; co go podkusiło, by w ogóle się w to mieszać?! Teraz ma za swoje! Najgorsze było to, że będzie musiał wrócić do kawiarni i po raz drugi (w przeciągu tych kilku minut) porozmawiać z baristką.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
- trzy -


Łączenie pracy z ostatnim rokiem studiów nie było najłatwiejszym zadaniem dla dziewczyny, zwłaszcza gdy opuszcza się rodzinne gniazdko i podejmuje decyzję o przeprowadzce do najlepszej przyjaciółki. Poza nauką i godzinami spędzonymi w sklepie, starała się wygospodarować trochę czasu wolnego na imprezy, które były nieodłącznym elementem jej jakże szalonego życia. Wbrew opinii rodziców, radziła sobie z obowiązkami i wywiązywała się z nich sumiennie ale zdarzały się też chwile nierozgarnięcia, gdy przesypiała zajęcia na uczelni we własnym łóżku bądź spóźniała się do pracy. Była roztrzepana i niezdarna i nic nie wskazywało na to, że miałoby się to zmienić w najbliższym czasie. Może gdy zdobędzie upragniony dyplom, odetchnie z ulgą i odrobinę zwolni tempo?
Po skończonej zmianie w Rowie, opuściła sklepik z kilkoma torbami, wypełnionymi najnowszymi kreacjami, które trafiły na stan wraz z poranną dostawą oraz pozostałościami po ostatniej wyprzedaży. Była zaledwie kilka dni po wypłacie i zwykle w przeciągu kolejnego tygodnia, opuszczała swoje miejsce pracy z kolejnymi ciuchami, których upchnięcie w szafie graniczyło z cudem. Wiedziała, że częścią i tak podzieli się z Donoghue, której garderoba stanowiła dla niej dodatkowy schowek. Podczas swojej zmiany, wykorzystała też odrobinę czasu wolnego, który sprezentował jej poranny brak klientów i przygotowała obowiązkową pracę na zajęcia z zoologii bezkręgowców. Pomimo obu zajętych rąk i utrudniającej ruch torebki, która ześlizgiwała jej się z ramienia, nie zrezygnowała z wizyty w kawiarni, gdyż wiedziała, że powrót do domu, zajmie jej nieco więcej czasu niż zwykle. Gdyby nie manatki, które targała ze sobą, wróciłaby rowerem ale przez wgląd na swój bagaż, zdecydowała się na powrót autobusem i spacer pieszy. Może powinna spróbować wykorzystać swojego nowego współlokatora i poprosić go o to by ją odebrał z centrum? Gdy kalecznym krokiem dotarła na miejsce, próbowała zwolnić jedną dłoń, by otworzyć sobie drzwi, jednak zadanie utrudniły jej przygotowane w pracy notatki, które wyleciały jej z teczki i rozlały się po chodniku. Przeklęła pod nosem i rzuciła pakunki na ziemie, chcąc czym prędzej pozbierać swój bałagan i uchronić papiery przed wiatrem. Miała szczęście, bo jeden z klientów opuszczających lokal przybył jej z pomocą. Nachyliła się by zebrać kartki, które znalazły się pod jego butem i strąciła papierowy kubek z kawą, którego nie zauważyła w całym tym ferworze walki. Napój rozlał się po chodniku i po jej wypracowaniu, a ona skrzywiła się i jęknęła głośno, opadając zadkiem na bruk.
Jezu, to zdecydowanie nie jest mój dzień — rzuciła i spojrzała na starszego mężczyznę, który wcale nie krył swojego rozczarowania, spowodowanego utratą swojej kawy. — Przepraszam, odkupie panu kawę tylko.. — przerwała i podpierając się dłonią, podniosła się do pozycji z przed upadku — Tylko muszę pozbierać te papiery. To moje wypracowanie, które pisałam przez ostatni tydzień — dokończyła i ostrożnie podniosła poplamiony papier, zerkając czy tekst nie uległ zniszczeniu. Miała nadzieje, że uda jej się przepisać wszystko na swój laptop, który powinna wziąć ze sobą do pracy w pierwszej kolejności. — Kolega powiedział mi kiedyś, że przynoszę ludziom pecha. Może faktycznie coś w tym jest — powiedziała ciszej i podniosła się, łapiąc resztę kartek. Nie widziała by cokolwiek odleciało na drugą stronę ulicy ale o tym przekona się dopiero po powrocie do domu, prawda?

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Wyciągnął rękę, licząc na to, że jego ramie okaże się wystarczająco długie, by pochwycić jedną z ostatnich stron okrywających chodnikową kostkę. Złapał ją. Natychmiast poczuł wilgoć pod palcami, a zapach kawy – jak mu się zdawało – nabrał jeszcze większej intensywności. Skrzywił się z niezadowolenia. Jakąkolwiek treść skrywały te kartki, dla niego nie miały żadnego znaczenia. Za to blondynka wydawała się mocno zaaferowana ich pogubieniem. Zirytował się jednak nie z powodu zniszczenia kilku stron, które nasiąknięte czarnym płynem wydawały się bezużyteczne, ale dlatego, że nie lubił ponosić porażek. Wprawdzie nie była to w i e l k a sprawa – z pewnością nie dla niego – a mimo to jego nerwy niebezpiecznie drgnęły.
Hę? — mruknął. Rozkojarzenie utraconą kawą i próba wyłapania kartek sprawiły, że nie skupił się na tym, co dziewczyna mówiła. Nie miał nawet pewności czy zwracała się do niego, czy jedynie podszeptywała pod nosem. Wreszcie zwrócił ku niej twarz, po raz pierwszy przyglądając się jej z bliskiej odległości. — Wypracowanie — powtórzył głosem zdradzającym obojętność. Sam nigdy żadnego nie napisał, może poza kilkoma skleconymi na kolanie rozprawkami, które – jak ostrzegali nauczyciele w szkole średniej – stanowić miały dziewięćdziesiąt procent oceny końcowej. — Całe szczęście, że nie był to testament — dodał, siląc się na wydobycie ze swoich strun głosowych możliwe najbardziej ż a r t o b l i w e g o tonu; zabrzmiał dziwnie, nawet we własnej głowie. Miał jednak rację. Wypracowanie można było napisać od początku. Natomiast gdyby na kartkach spisano ostatnią wolę nieżyjącego już człowieka, pragnącego rozdysponować majątek, sprawa byłaby – cóż – pogrzebana.
Nie istnieje coś takiego jak pech — odpowiedział, odpierając najczęściej wykorzystywaną przez ludzi wymówkę, która miała usprawiedliwiać wszelkie niepowodzenia. Fatum nie istniało. Ludzi nie prześladowały złe duchy, a przejście pod drabiną na nikogo nie ściągało wypadków. To wszystko bzdury mające sprawić, by ludziom było lżej z własnymi niedociągnięciami. — To zazwyczaj wynik korzystania z nieskutecznych metod. Ale w twoim przypadku to zwykła nieuwaga i brak rozsądku — wyjaśnił, wreszcie oddając zdyszanej blondynce papierzyska (nawet te zalane j e g o kawą). Wprawdzie mógłby dodać do tego zestawu nadmierny pośpiech oraz lenistwo, lecz uznał, że dziewczynie wystarczy niepochlebnych słów, a on nie będzie strzępił języka. Mógł się założyć, że to i tak niewiele by zmieniło.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
To samo tyczyło się blondynki - była perfekcjonistką i każde niepowodzenie, mocno ją frustrowało. Już jako mała dziewczynka, przykładała dużą uwagę do jak najlepszych wyników w nauce oraz polowała na główne role w szkolnych przedstawieniach, a z wiekiem, pogoń za sukcesem jedynie się zaostrzyła. Dokładała wszelkich starań by mieć jak najlepsze stopnie na zajęciach i takie wypracowania, choć pisała często na kolanie, tworzyła z należytą starannością. Całe szczęście nie była to praca, która miałaby oddać tego samego dnia, a jedynie rękopis, który przepisze na swoim laptopie ale gdyby zawartość kartki mocno ucierpiała i byłaby nie do rozczytania, musiała by pisać wszystko na nowo. Straciłaby cały wieczór i większą część nocy, którą wolałaby jednak przespać w całości. Zbyt często zdarzały jej się spóźnienia, a nie mogła pozwolić sobie na zwolnienie gdy w końcu wyprowadziła się od rodziców.
To się nazywa szczęście w nieszczęściu — odparła i odetchnęła z ulgą. Mogło to być faktycznie jakieś ważne, urzędowe pismo jak choćby wspomniany przez niego testament i wtedy nie miałaby możliwości odtworzenia dokumentu. Nie zmieniało to jednak faktu, że mocno przejęłaby się utratą wypracowania któremu poświęciła długie godziny. Każde potknięcie, naraziłoby ją przecież na słabszą ocenę, a do tego dopuścić nie mogła.
Nie mogła zgodzić się z nim w pełni, bo o ile była życiową niezdarą, która nie potrafiła jednocześnie iść i żuć gumy (mój ulubiony cytat ze Zmierzchu), o tyle nie uważała, że brakło jej rozsądku. Mężczyzna w ogóle jej nie znał, a mimo to oceniał ją na podstawie jednego potknięcia, które mogłoby przydarzyć się każdemu. — Brak rozsądku? Nie śpieszył się pan nigdy? — przejęła papiery, które jej wręczył i podniosła się, lustrując go wzrokiem z niechęcią. Teraz, gdy bardziej mu się przyjrzała, stwierdziła, że przypominał nadąsanego, życiowego, nieudacznika, który poza przystojną facjatą, niewiele swym jestestwem ugrał. Tylko tacy ludzie, mogli rzucać tak cyniczne komentarze w stronę obcych osób. Początkowo była mu wdzięczna za okazana pomoc ale komentarze, które padły potem, ani trochę jej się nie spodobały. — Obiecałam panu kawę, więc chodźmy. Na autobus już i tak nie zdążę — odparła i schowała wymieszane kartki do teczki, która przycisnęła mocniej do piersi. Jeśli miała czekać na transport do domu, mogła to zrobić w kawiarni; nie na środku chodnika.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Wcale nie był p e r f e k c j o n i s t ą, z pewnością za takiego się nie uważał. Lubił, gdy zadanie było dobrze wykonane, ale przez dobrze nie miał na myśli estetycznie, a skutecznie. Wszelkie naprawiane przez niego sprzęty miały przede wszystkim działać. Dlatego, gdy oddawał właścicielowi stare radio, w którym należało wymienić niesprawne złącza, owszem działało, za to nosiło ślady ingerencji narzędzi na bezcennej obudowie. Zadrapania oraz rysy nadawały tym rzeczom charakteru, unaoczniając, że upływające lata odcisnęły się na ich wyglądzie, nie zaś na praktyczności.
— Wielokrotnie — odpowiedział, nie wdając się w szczegóły, ale wyobraźnia prędko podsunęła mu szereg wspomnień, do których nie lubił wracać. Większość skupiała się wokół pracy wykonywanej dla armii – bywały sytuacje, gdy każda sekunda miała znaczenie, a ich upływ stanowił ryzyko dla ludzkiego życia, nie zaś dla odjeżdżającego z przystanku autobusu. Wówczas, mimo pośpiechu, zachowanie ostrożności oraz rozsądku było kluczowe dla poprawnego wykonania zadania. Zaskakujące, że skuteczność niewiele miała wspólnego z powrotem do koszar całego oddziału – zawsze liczyło się tylko wykonanie rozkazów. — Nieważne. Następnym razem uważaj. Albo biegnąc, nie próbuj odbierać telefonu. Nawiasem mówiąc, ciekawy wybór — powiedział, odnosząc się do dźwięku, jakiego używała. Jeśli dobrze pamiętał, była to melodia, której autorstwo przypisywali sobie aborygeni.
Zerknął na zegarek; powinien być już w drodze do warsztatu. Nie uśmiechało mu się spędzić tam całego popołudnia bez kawy – bez choćby łyka kawy. Dlatego skinął głową i upewniwszy się, że blondynce nic nie wyślizgnie się z rąk, ponownie wszedł do kawiarni, pamiętając, by przepuścić ją przodem. Ponownie uderzył go ciężki zapach, a stojąca za ladą dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok; on natomiast p o n o w n i e ten uśmiech zignorował.
— Tę samą, co zawsze. Na wynos — zwrócił się do niej, po czym zerknął na blondynkę przyciskającą teczkę do piersi. — I to, o co poprosi dziewczyna — dodał. Bez względu na to, że była winna wylania jego kawy, nie zamierzał pozwalać, by zapłaciła za napoje. — Na zewnątrz wylałem poprzednią. Chodnik jest zalany, ale na jutro zapowiadali deszcz — raz jeszcze zwrócił się do baristki, czując się w obowiązku poinformowania jej o bałaganie, jakiego narobili. Wprawdzie nie wyobrażał sobie, by miała zmywać chodnikowe płyty z resztek kawy, ale wolał jasno postawić sprawę, zamiast udawać, że nic podobnego nie miało miejsca. Za bardzo lubił podawaną tutaj kawę, by narażać się na niechęć ze strony sprzedawców.
Gdy ich zamówienie było gotowe, wziął obie kawy w dłonie, mimo że blondynka odruchowo wyciągnęła ręce po swoją. — Wylejesz. Albo znowu upuścisz papiery — zauważył, zastanawiając się, czy naprawdę niczego się nie nauczyła. Wybrał stolik w rogu, oddalony od okien, ale stojący w prostej linii do drzwi – wyuczony odruch, którego prawdopodobnie nigdy się nie pozbędzie.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
No, właśnie — przytaknęła, co najmniej jakby jego odpowiedź sama w sobie była wytłumaczeniem jej roztrzepania. Wiedziała, że powinna nieco bardziej uważać i pośpiech nie był usprawiedliwieniem tego, że wpadała na ludzi i rozlewała im napitek. Nie był to co prawda koniec świata ale gdyby nie ten mały wypadek, być może nie ucierpiały by jej notatki, a ona sama zdążyłaby wsiąść do autobusu, który kursował co godzinę między centrum miasteczka z obrzeżami Tingaree. Własna nieuwaga mocno ja opóźniała i na to złościła się najbardziej.
Jestem multi zadaniowa ale zwykle lepiej mi to wychodzi — odparła wzruszając ramionami. Usilnie starał się mieć wszystko pod kontrolą, dlatego robiła wiele rzeczy na raz, bez względu na to jakie istniało ryzyko niepowodzenia czy nawet czyjejś krzywdy. Mogłaby przecież przez własną nieuwagę wpaść pod samochód albo się połamać. Całe szczęście nie posiadała prawa jazdy, bo w przeciwnym razie stwarzała by także niemałe zagrożenie na drodze. — Dzięki ale.. właściwie nie wiem co to za dzwonek. Pewnie współlokatorka chciała zrobić mi psikusa — odparła ze skrzywioną miną, nie wiedząc dlaczego z jej telefonu wybrzmiała obca melodia. Co prawda nie przykładała zbyt dużej uwagi do swojego dzwonka ale zawsze towarzyszył jej klasyczny sygnał IPhone, którego nigdy nie miała potrzeby zmieniać. Nieznany dźwięk sprawił, że przez pierwsze sekundy nawet nie spostrzegła się, że dzwoniący telefon to ten, który trzymała w tylnej kieszeni spodni.
Gdy weszli do kawiarni, niemalże od razu skierowali się pod ladę, przy której powitała ich uśmiechnięta baristka. Zanim blondynka zdołała złożyć zamówienie, odezwał się przed momentem poznany mężczyzna, który pomimo tego, że to ona winna mu była nowa kawę, postanowił sam zapłacić za kolejny kubek i zasponsorować także ją. Spojrzała na niego i uniosła brew ku górze, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Nie zamierzała przecież sprzeczać się o to przy kasie, dlatego poczekała grzecznie i gdy odebrał oba napitki, podążyła za nim do stolika Przy krześle ułożyła wszystkie torby zakupowe i wcisnęła też to nich swoje notatki. — Rozumiem, masz mnie za pokrakę, która ma dwie lewe ręce ale płacenie nie sprawia mi żadnego trudu — odparła, odsuwając krzesło i zajmując miejsce. Po raz pierwszy zwracała się do niego bez formy grzecznościowej, dając sobie przyzwolenie na to by poznać tez jego imię. W końcu mieli zasiąść przy jednym stoliku, a on postawił jej kawę, prawda?
Trochę dziwny z ciebie gość, taki naburmuszony i wściekły na cały świat. Mimo wszystko nie pozwalasz mi płacić za kawę, która byłam ci winna i za własne zamówienie, więc może nie jest z tobą tak źle? Zdradzisz mi swoje imię, nieznajomy? — zapytała, sięgając po kubek, który objęła swymi dłońmi. Lubiła poddawać ludzi własnej analizie i choć często spotykała się z ludzkim niezadowoleniem, nie sprawiło to, że zaprzestała zadawania pytań. Skoro przez ten nieszczęsny, mały wypadek wylądowali razem na kawie, a on choć wyraz twarz miał ponury, prezentował się nienagannie to chyba mogli zamienić choć parę słów? Jej ciekawość musiała zostać zaspokojona.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Spojrzał na nią uważnie – wprawdzie nie miał wyraźnych powodów, by nie wierzyć jej słowom, ale to co zaobserwował, sugerowało, że jej zdolność do wykonywania kilku rzeczy w tym samym momencie nie należała do wysoko rozwiniętych. Wobec tego pozwolił sobie nie odpowiadać. Przeszedł natomiast do kwestii, która ciekawiła go w większym stopniu. — Mieszkasz w Tingaree? — spytał, chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia. Nie wyglądała na t y p o w ą mieszkankę rezerwatu, ale minęło wiele lat od kiedy był tam po raz ostatni. Ponadto był wówczas dzieckiem, a wspomnienia z tego okresu wyblakły, przez co przestał im ufać. Nie utrzymywał żadnych kontaktów z tamtejszą ludnością ani nie szukał na ich temat informacji. Przestał również identyfikować się z mniejszością, odnosząc wrażenie, że łącząca go z nimi przeszłość stanowiła na zawsze zamknięty rozdział. Melodia przypomniała mu jednak o swoim pochodzeniu, ale nie zapisała się w jego pamięci na tyle wyraźnie, by potrafił przywołać jej przeznaczenie.
Wewnątrz postawił kawy na wybranym stoliku – przychodził tutaj wielokrotnie, ale nigdy nie siadał, za każdym razem zabierał kawę do warsztatu i dopiero tam ją wypijał. Teraz poprosił o papierowy kubek, nie dekoracyjną filiżankę, bo z takich korzystało mu się znacznie zręczniej; miał duże dłonie nieprzyzwyczajone do delikatnych przedmiotów.
— Nie jestem naburmuszony. Tym bardziej wściekły — zaznaczył, bo jego zachowanie było dalekie od wymienionego. Nie był nadąsanym chłopcem, butnie znoszącym nieuzasadnioną karę. Przeciwnie, był rzeczowo myślącym mężczyzną, potrafiącym przyglądać się światu takim, jakim był, nie takim, jakim pragnąłby go widzieć. — Założyłem, że próbując wyciągnąć portfel, znowu narobiłabyś bałaganu, po którym musiałbym sprzątać — dodał, a kącik jego ust drgnął w lekkim, odrobinę kąśliwym, uśmiechu. — Nie przywykłem, żeby kobieta za mnie płaciła — wyjaśnił, tym razem siląc się na szczerość. Byłoby mu niezręcznie, gdyby młoda blondynka – pewnie wciąż ucząca się i jedynie dorabiająca na boku – miałaby pokryć koszty jego zachcianek. Sam nie śmierdział groszem, ale na kawę wciąż było go stać.
— Bradley — przedstawił się i wbił w nią wzrok, oczekując, że również pozna jej imię. Byłoby dość niezręcznie, gdyby w dalszym ciągu musiał zwracać się do niej bezosobowo.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Prawdą było, że brała się za zbyt wiele rzeczy w jednym czasie i efekty można było zauważyć gołym okiem. Często czegoś zapominała, coś gubiła albo też wpadała na obcych ludzi na ulicy, jak dzisiaj. Nigdy nie twierdziła, że była idealna i owszem, zdarzało jej się stracić kontrolę ale były to wybiórcze sytuacje. Zwykle była bardziej rozgarnięta i odpowiedzialna.
Jesteś tym faktem zaskoczony? — odparła z rozbawieniem, bo sposób w jaki omiótł ją wzrokiem, sugerował, że nie tego spodziewałby się po mieszkankach rezerwatu.
Wychowywałam się w zachodniej części miasteczka. W Tingaree mieszkam od kilku miesięcy, bo wynajmuje pokój u przyjaciółki — dodała, krótko wyjaśniając mu tę jakże skomplikowaną zagadkę. Faktem jednak było, że ciężko złapać kogoś z aborygeńskiej społeczności, kto przypominał by swoich przodków. Rasy się mieszały, kolory skóry się mieszały i w zasadzie nawet taka jasnoskóra blondynka nie była już niczym nadzwyczajnym w tamtejszych stronach. Nie twierdziła jednak, że mężczyzna urodził się wczoraj - był od niej starszy ale nie głupszy! Na pewno wiedział, że w dwudziestym pierwszym wieku coraz częściej odbiegało się od pokoleniowych tradycji, a aranżowane małżeństwa w zamkniętych społecznościach to już przeżytek!
Każdą, normalną osobę, stresowałoby siedzenie przy jednym stoliku z zupełnie obcą osobą ale Susan była tym faktem nie wzruszona. Była wygadana i potrafiła sobie świetnie radzić w takich patowych sytuacjach - zagadywała swojego rozmówcę i wypytywała o rzeczy, które najpewniej pytać nie powinna.
Ale w pierwszej chwili byłeś. Widziałam tę żyłkę na twoim czole, która bliska była pęknięcia — opuszkiem palca dotknęła swoje czoło by zaznaczyć wspomniany punkt i uśmiechnęła się. Na pewno nie było tajemnicą, że odrobinę się zdenerwował, bo jak się domyślała, też miał własne plany i harmonogram dnia. Wyglądał przynajmniej na poukładanego faceta. — Masz mnie za ofiarę losu, prawda? — spojrzała na niego sugestywnie z trudem kryjąc uśmiech. Poniekąd rozumiała jego obawy i nie mogła wykluczyć takiej sytuacji, dlatego powinna mu być wdzięczna za wyrozumiałość i udaną próbę posadzenia jej na tyłku. Rzadko kiedy znajdowała czas na to by pozwolić sobie na odrobinę oddechu. — Rozumiem. Nie chciałam deptać twojego honoru, po prostu byłam ci winna kawę — wzruszyła ramionami, nie chcąc wykłócać się dłużej o to, co nie miało w tej chwili już większego znaczenia. Zachował się jak porządny, dojrzały mężczyzna i odrobinę jej to zaimponowało, bo ilu chłopców w jej wieku zachowałoby się w podobny sposób?
Gdy się przedstawił, uśmiechnęła się uroczo, odsłaniając przy tym swoje białe ząbki.
Miło mi cię poznać, Bradley. Jestem Susan — odparła i wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą pokonała długość stolika. Gdy ją uścisnął, zabrała ją i z powrotem objęła palcami kubek. Nigdy nie przedstawiała się nikomu pełnym imieniem, którego nienawidziła najbardziej na świecie, jednak przy nim, nie chciała używać zrobnienia, które idealnie pasowało do młodej, mocno nierozgarniętej dziewczynki, którą poniekąd wciąż była. Chciała wyglądać przy nim dojrzale i z klasą! — Czym się zajmujesz? Jesteś księgowym? Prawnikiem? — spytała, mrużąc oczy, jak gdyby starała się go prześwietlić na wylot. Błądziła po omacku, zwracając uwagę na jego nienaganny wygląd i elegancki ubiór.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
— Nieco — przyznał, opanowując spojrzenie. Zdawał sobie sprawę z tego, że sam odznaczał się rysami charakterystycznymi dla aborygeńskiej mniejszości, jednakże wieloletnie odizolowanie – które miało miejsce w dość młodym wieku – sprawiło, że to wrażenie dawno się rozmyło. Aktualnie trzymał się z daleka od rezerwatu, nie chcąc w żaden sposób łączyć obecnego życia z przeszłością, do której wracał z niechęcią, jednak bez skrywanej wewnątrz urazy. — Wynajmujesz pokój? Nie tak to zapamiętałem — odparł, nie kryjąc zaskoczenia. Mieszkańców Tingaree miał za bardzo zamkniętych ludzi, dlatego nie spodziewał się po nich takiego rodzaju gościnności. Z drugiej strony nie uważał, by otwarcie się na świat mogło im zaszkodzić przeciwnie, mogliby wiele na tym zyskać, gdyby tylko podeszli do tego w odpowiedni sposób.
— Powinnaś to odczytać jako zdenerwowanie, ewentualnie rozdrażnienie — zauważył, choć należało wspomnieć, że nie był dobry w opisywaniu emocji. — W dodatku nie na cały świat, jak to ujęłaś, a tylko na ciebie — dodał. I choć jego wargi nie wykrzywiły się w uśmiechu, w jego oczach błysnęło rozbawienie. Mówiąc to, nie zamierzał dopiec blondynce, jedynie wytknąć, że postrzegała sytuację w zupełnie odmienny sposób. W przeciwieństwie do Bradleya generalizowała. On natomiast zawężał pole widzenia, jak zawsze skupiając się na tym, co miał przed sobą, nie dookoła siebie. — Nie — przecząco kiwną głową. — Jesteś niezdarna, ale ilość rzeczy, które trzymałaś w rękach, wskazuje, że masz dużo zajęć, co z kolei oznacza, że potrafisz sobie radzić w życiu, ale wielozadaniowość utrudnia ci brak koordynacji — stwierdził, nie przejmując się tym, że mogła odebrać go jako natrętnego obserwatora, który w ciągu kilku minut zadał sobie wiele trudu, by przeanalizować jej osobę. Sięgnął po kawę i zrobił dwa łyki – gorąca smakowała zupełnie inaczej; zazwyczaj gry docierał do warsztatu w porcie, była już chłodna.
— Równouprawnienie nie powinno kłócić się ze zwykłą kulturą — dodał, bo jego zdaniem młodzi c h ł o p c y wycierali sobie twarze walką o równość traktowania obojga płci, a tak naprawdę szukali wygodnego rozwiązania.
Spojrzał na drobną dłoń wysuwającą się w jego stronę, lecz nim ją uścisnął, spojrzał na dziewczynę, jakby nie mógł uwierzyć, że w istocie było to dla niej m i ł e spotkanie. — Pasuje do ciebie — powiedział, w końcu zaciskając spracowaną dłoń na jej miękkich palcach. O mało nie roześmiał się, gdy wymieniła swoje przypuszczenia odnośnie do jego zawodu. Nawet jego ubiór – dresowe spodnie i koszula, na którą zarzucił niemodną bluzę z kapturem, która próbowała udawać marynarkę – nie wskazywał na żadną z powyższych karier. — Jestem hydraulikiem. W zasadzie samoukiem — wyprowadził ją z błędu i ponownie sięgnął po kubek z kawą. — Naprawdę pomyślałaś, że mógłbym zajmować się prawem? Lub księgowością? To nudne. Życie za biurkiem to ostatnie, czego mógłbym dla siebie chcieć — wyjaśnił, dziwiąc się, że przekazał jej aż tyle informacji w jednym zdaniu. Powinien był ugryźć się w język, ale było na to za późno.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Był równie zaskoczony faktem pokoju który wynajmowała na terenach Tingaree co sąsiadujące z nią towarzystwo, które nie było przyzwyczajone do ludzi spoza lasów, zamieszkujących ich okolice. Bez wątpienia, Donoghue wprowadzała rewolucje, która przewracała dotychczasowe zwyczaje i uprzedzenia do góry nogami ale blondynka całkowicie szanowała tutejsze zasady i nie chciała by mieszkańcy odebrali jej pobyt w domu przyjaciółki jako brak poszanowania do ich obyczajów. Przez wieloletnią przyjaźń z Elodie, Susan zdążyła pojąć już co nie co i wiedziała na co należało zwracać uwagę. Sama także nie czuła się komfortowo pośród osób, które uważały ją za obcą, jednak mając oparcie przyjaciół, którzy współdzielili z nią dom, nie zniechęca się zbyt szybko. Wszystko było lepsze niż powrót do rodzinnego domu. — Tak, mieszkam w Tingaree od jakiegoś miesiąca. Moja przyjaciółka odziedziczyła dom który wcześniej należał do jej starszej siostry i miała dość przestrzeni by mnie przyjąć pod swój dach. To naprawdę stara chata i przydałoby się ją odremontować, a sama nie byłaby w stanie za wszystko zapłacić, więc znalazła też dwie inne osoby, które dokładają się do budżetu i opłat — wyjaśniła dla jasności swój pobyt wśród aborygeńskiej społeczności, nie wdając się w szczegóły związane z powodem dla którego nie zamieszkiwała dłużej z własną rodziną. Grunt, że osiągnęła niezależność i wiodła własne życie.
Nie była z siebie dumna ale też nie zamierzała się przed nim kajać. Nie była osobą, która przesadnie przejmowałaby się takimi rzeczami, dlatego przeprosiła go i zobowiązała się do tego by odkupić mu rozlaną kawę. Sama przecież znalazła się w nieciekawej sytuacji przez wgląd na pracę, która być może uległa nawet zniszczeniu ale tym zamierzała zająć się po powrocie do domu. — Ale już ci przeszło? — zapytała, uśmiechając się przy tym uroczo, spoglądając na niego zza plastikowego kubka, który trzymała w dłoni. Wydawał się nieco spokojniejszy i wyluzowany, dlatego miała nadzieje, że nie chował dłużej razy. Nie zrobiła tego specjalnie i miała nadzieje, że jej przeprosiny zostały przyjęte. Jeśli nie, pewnie i tak zaśnie bez problemu, zapominając o tym, że cala sytuacja miała miejsce. Szkoda by było, bo miała w zwyczaju pamiętać tak przyjemne dla oka twarze.
Teraz to ty analizujesz mnie — odparła z rozbawieniem ale pokiwała głową z aprobatą, bo bardzo szybko ją rozszyfrował. Co więcej, było to trafne określenie i nie mogła się z nim nie zgodzić. — Zwykle idzie mi nieco lepiej ale nie będę się z tobą spierać — dodała i upiła łyka palącej w podniebienie kawy. Nie lubiła przyznawać się do porażek ale podpisała się pod jego słowami obiema rękoma. Praca w sklepie i ostatnie dwa semestry na uczelni dawały jej niekiedy w kość, a powroty do domu wysysały z niej resztki energii, przez co stawały się mniej ostrożna i roztrzepana.
Dostrzegała różnice, które odróżniały go od chłopców, których miała przyjemność spotkać do tej pory. Bez wątpienia był dojrzalszy, lepiej wychowany i przy tym cholernie pociągający. Podobało jej się to w jaki sposób ją analizował, bo zwykle nikt nie starał się jej poznać. Była tylko ładną blondynką na której mężczyźni pragnęli położyć swe łapska. Bradley znał ją od pięciu minut, a potrafił rozczytać ją lepiej niż chłopak z którym spędziła prawie dwa lata.
Usłyszawszy, że jest hydraulikiem rozchyliła usta ze zdumienia i uniosła brwi. Nie tego się spodziewała, jednak mocno ją zaskoczył. — Nie wiem, nie każdy zna się na twoim fachu i wielu facetów wolało jednak pracę zupełnie odbiegającą od twojej — odpowiedziała, zdając sobie sprawę, że faceci o których wspomniała to zaledwie jej rówieśnicy, którzy marzyli o wielkich karierach i wyjeździe z miasteczka. Część z nich nie miała też żadnych ambicji. Szanowała jednak jego doświadczenie, które bez wątpienia nie było efektem studiów. Ludzie w jego wieku wynosili takie umiejętności z domu, w którym od dziecka pomagali rodzicom zamiast opuszczać rodzinne gniazdka w celu zachlewania się w domach studenckich. — A może mógłbyś zająć się hydrauliką w naszym domu? Zanim się wprowadziłam, przyjaciółka miała kilka przygód z cieknącymi rurami i zajęła się tym na tyle na ile pozwolił jej fundusz. Przydałoby się jednak wymienić stare zawory, bo mamy problem z ciepłą wodą pod prysznicem — opowiedziała mu w skrócie o domowym problemie, chcąc wykorzystać okazję jaka jej się nadarzyła — Oczywiście odpłatnie — dodała dla jasności i wzięła kilka kolejnych łyków.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
— Mhm — mruknął, przetwarzając wszystkie informacje, a było ich niemało! Bradley nieczęsto wdawał się w rozmowy z nieznajomymi, a jeszcze rzadziej dowiadywał się o nich aż tyle podczas pierwszego spotkania. Otwartość młodej dziewczyny była dla niego zaskoczeniem, co zwróciło jego uwagę na to, jak bardzo nie pasował do społeczeństwa. Jednakże nie przeszkadzało mu to nawet w najmniejszym stopniu! Przypominało natomiast, że brakowało mu pracy, jaką niegdyś wykonywał dla armii i która w swojej złożoności dawała mu najwięcej ś w i ę t e g o s p o k o j u. — Pomysłowe — skomentował po chwili, bo poczynania dziewczyny – choć na pierwszy rzut oka mogły wydawać się kłopotliwe – miały całkiem sporo sensu. Choć oczywiście Bradley nigdy nie zdecydowałby się na takie posunięcie, wiedząc, że nie zniósłby ciągłej obecności współlokatorów kręcących się w pobliżu. Właśnie dlatego zdecydował się na łódź; gdy tylko miał ochotę, mógł odcumować i wypłynąć w morze, a po powrocie znaleźć dla niej inne miejsce postojowe, tym samym zmieniając sąsiadów na innych. To zdarzało się jednak rzadko, bo Weatherly zmian nie lubił, a kuter nie nadawał się do długich podróży.
— A jakie to ma znaczenie? — dopytał, zamiast udzielić odpowiedzi. Nie przyszło mu do głowy, że blondynka mogłaby przejąć się jego samopoczuciem lub emocjami, jakie w nim wzbudziła. Tak, po wcześniejszym rozdrażnieniu nie pozostało wiele śladów, może poza żyłą widoczna na jego czole, która wciąż zwodniczo pulsowała, za co jednak odpowiedzialne było coś zupełnie innego niż wylana na chodniku kawa. Mianowicie Bradley był s k r ę p o w a n y. Wprawdzie potrafił zachować kamienną twarz i neutralny ton głosu, ale siedzenie przy jednym stoliku z młodą, atrakcyjną blondynką po prostu do niego nie pasowało. Nie musiał spoglądać w stronę pracującej w kawiarni dziewczyny, by wiedzieć, że i ona to dostrzegła.
Przytaknął, nie zamierzając się spierać. Od samego początku obserwował dziewczynę i wyciągał wnioski – niektóre bardziej, innej mniej trafne. Robił tak zawsze, bez względu na to, z kim miał do czynienia. — Zwyczajnie zachowuję czujność — stwierdził. I mimo że na pierwszy rzut oka jego słowa nie pasowały do rozmowy, kryło się w nich wyjaśnienie jego zachowania. Natomiast różnice, jakie wyłapywała Suzie, a które dotyczyć miały innych znajomych mężczyzn, wynikały przede wszystkim z wieku oraz wielu nietypowych doświadczeń. Gdyby poznała jego przeszłość, dowiedziała się o tym, że siedział w więzieniu, a z naprawdę wielu odbytych misji (nie zawsze p o k o j o w y c h) przywiózł na pamiątkę piętrzącą się stertę traum i wspomnień odwiedzających go w koszmarach, zmieniłaby zdanie.
— Dlatego nie dbam o to, co robią inni. Dla mnie to po prostu praca — odparł, lekko wykrzywiając wargi. Zdziwiło go jedynie, że mogła wziąć go za gościa pracującego za biurkiem i przerzucającego dokumenty. Karierę miał już za sobą, ale szczerze mówiąc i na niej nie skupiał się przesadzanie. Skrupulatnie wykonywał rozkazy, ale nie przywiązywał wagi do noszonego na mundurze stopnia. Być może oznaczało to, że nie był ambitny, ale co mu po tym? Jakże daleka była od prawdy, sądząc, że zacięcie do naprawiania kranów wyniósł z domu! To aż zabawne!
Sięgnął do kieszeni, z której wyjął długopis – wciąż nie dorobił się wizytówek i prawdopodobnie nieprędko się to zmieni, dlatego nosił przy sobie coś do pisania – po czym nabazgrał na chusteczce numer telefonu. Oczywiście prywatny, bo posiadał tylko jeden. — Odezwijcie się. Porozmawiamy o tym, co jest do zrobienia. I o stawkach — mruknął, podsuwając jej serwetkę. — Pójdę już — dodał, mimo że nie dokończył jeszcze swojej kawy. I tak był spóźniony, bo ten d r o b n y wypadek zmienił plan jego dnia. Wobec tego pożegnał się zwykłym „cześć” i wyszedł, po drodze nie zerkając w stronę baristki, która odprowadziła go wzrokiem do drzwi.

Koniec.
suzie worthington
ODPOWIEDZ