fotograf — freelancer
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Młoda pani fotograf, która niedawno wróciła do Lorne po studiach w Sydney i chce pomóc matce w remoncie chaty, a później wyjechać zwiedzać świat.
#14

Powiedzieć, że była zła na siebie za to, że w ogóle dała się wciągnąć w jakiekolwiek zakłady, to byłoby dość mocne niedopowiedzenie. Była wściekła, że dała się na to namówić i na dodatek przegrała! Gdyby wygrała to oczywiście puszyłaby się jak paw swoją zajebistością, ale że wyszło inaczej to zamiast strzelać nagie akty swojemu kumplowi to musiała się wcisnąć w strój do ćwiczeń i ruszyć swoje zgrabne cztery litery żeby pojawić się na siłowni. Było już późno i wolałaby leżeć w łóżku z lampką wina oglądając dramaty królowych w Drag Race niż pocić się i... ćwiczyć. Nie była fanką ani gimnastyki, ani sportów walki, ani niczego co angażowałoby ją fizycznie bardziej niż spacer czy seks, bo to są te dwie aktywności, które jej odpowiadały. Co do reszty nie była za bardzo przekonana.
Zazwyczaj udawało jej się wymigiwać od wyjść na treningi, ćwiczenia i inne tego typu farmazony. Mówiła, że ma pracę, albo boli ją mały paluszek. Zawsze się znalazła jakaś wymówka. Niestety Elizabeth, chociaż na pierwszy rzut oka może nie było tego wina, była osobą dość honorową, a już na pewno bardzo słowną więc jeżeli się z kimś założyła to musiała swoją "karę" odbębnić. Dlatego wyszła wieczorem z domu i gdy wszyscy młodzi ludzie kierowali się na imprezy to Blackford ze łzami w oczach ruszyła w stronę siłowni, która już powoli miała być zamykana.
- Nie jestem pewna na ile to dobry pomysł. Po pierwsze nie jestem żydówką więc bardzo prawdopodobne, że będę w tym beznadziejna, a po drugie jak mnie już nauczysz to wykorzystam to przeciwko Tobie i Cię zamorduje za to, że każesz mi tu być - powiedziała na wstępie, gdy tylko weszła na salę, bo niestety była do tego negatywnie nastawiona. - Jak chciałeś się ze mną tarzać na matach to wystarczyło powiedzieć, nie musieliśmy się zakładać - wywróciła oczami, a później pokręciła lekko głową tym razem posyłając już przyjacielowi uśmiech. - A jak będę grzeczna to dostanę później tego obrzydliwego proteinowego szejka, które zawsze są do kupienia na siłce? - Przynajmniej na filmach są, a w realnym życiu to Lizzie nie wiedziała, bo to był może jej trzeci raz w tego typu miejscu.

Orpheus Wrottesley
przyjazna koala
catlady#7921
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Gdy umysły obydwu wierzycieli skąpane były w alkoholowym marazmie, skrajnie nieroztropne wydawało się zawieranie jakichkolwiek umów, nawet takich słownych. W tym przypadku na szczęście chodziło tylko o godzinę gimnastyki i precyzyjnych wykopów, a nie zrzeczenie się swojej duszy czy nerki, co przecież powinno uśmierzyć ból blondynki rozpaczającej teraz tak zuchwale. Skoro jednak zestawienie ów kary na szali z gorszymi możliwościami się nie sprawdziło, Orpheus postanowił ostudzić jej smutek swoim szerokim, zabarwionym filuterną nutą uśmiechem, jakim powitał ją w sali pełnej worków treningowych i spoconych, zbierających się do wyjścia osób. - No co ty Liz, a co niby innego wolałabyś robić w taki piękny wieczór? - posłał jej prowokacyjne spojrzenie, pod którym skrywało się nieopisane rozbawienie. Oczywiście, że odpowiedź na wytoczone przed momentem pytanie nie była mu obca, nie znał jej przecież od wczoraj! Dlatego niezmierną radość sprawiała mu ta sytuacja, którą jawnie się napawał, czując się jak prawdziwy geniusz zbrodni. Bo zatrzymać Liz na siłowni, zamiast pozwolić jej sączyć drinka na imprezie? Nie każdemu by się to udało. - Byłem nieśmiały - odparł na jej uwagę i wzruszył ramionami, choć wierutnym było to kłamstwem. W słowniku osób głupich nie istniało wyrażenie “nieśmiały”, a on przecież głupi był wybitnie, a więc nie było opcji, by całość była uknutym sprytnie planem, mimo że słowa jego stanowiły inaczej. - Poza tym przestań, ej, jak kiedyś sobie wyhoduję wąsa, to stwierdzisz, że te zapasy ze mną nie były takie najgorsze - westchnął, nawiązując do jej awersji względem wąsaczy, która wyszła na światło dzienne pewnego pamiętnego dnia, kiedy ów wąsa sobie zmajstrował, a Lizzie zagroziła mu, że jak się go nie pozbędzie, to wyleje jego drogą whiskey (zakupioną oczywiście na super promocji) do muszli klozetowej. Może to niedokładnie tak wyglądało, ale na pewno blondynka nie pozwoliła mu zachować wiewiórki nad ustami, o czym wciąż wyraźnie pamiętał. - Przez tę godzinę akurat nie możesz być grzeczna, ale jasne, dla ciebie wszystko - szelmowski uśmiech znów zagościł na jego bladej twarzy, będącej najczystszym dowodem wykonywanej pracy, jako że informatycy nie wychodzą za często na słońce. - Tylko mi powiedz, komu gwizdnęłaś ten strój do ćwiczeń, co. Chyba że zastępuje ci czasem dresy do opierdalania się przed telewizorem, to wtedy wszystko rozumiem - zagadnął jeszcze swawolnie, gdy odwijał z dłoni bandaże bokserskie, lądujące następnie na ziemi nieopodal jego nóg, a potem podszedł bliżej niej, chwytając ją za ramiona. - Teraz czeka cię najgorsze, większość odpada już na tym etapie, kończąc bez nóg i rąk i wątroby. Rozgrzewka - powiadomił z powagą, bliską powadze towarzyszącej spiskowcom puszczającym przepowiednię o końcu płaskiego świata. Zanim zaczną, musiał przecież przygotować ją odpowiednio psychicznie.

Lizzie Blackford
fotograf — freelancer
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Młoda pani fotograf, która niedawno wróciła do Lorne po studiach w Sydney i chce pomóc matce w remoncie chaty, a później wyjechać zwiedzać świat.
Bardzo jej się nie podobało to, że musi tu być. Tak bardzo, że nawet jego uśmiech jej nie pomagał. Patrzyła na niego z lekko zmrużonymi oczami, bo chciała wyglądać groźnie. Podobno w walce to jest istotne, żeby onieśmielić i przestraszyć przeciwnika, więc można powiedzieć, że blondynka się nieco wczuwała w swoją rolę. - Kurwa cokolwiek... oglądać Twoje zdjęcie i zastanawiać się czy wszystko ze mną w porządku, że sie jeszcze z Tobą zadaję - dobrze wiedziała, że nie. Na głos jednak tego nie powiedziała. Aczkolwiek byłaby wielkim kłamcą gdyby powiedziała, że takie gapienie się na zdjęcie nie byłoby przyjemne, bo niezależnie od tego jak w tej chwili była nieszczęśliwa, że musi tu być, to musiała przyznać. że jej kumpel był przystojnym kawałkiem faceta. - Nieśmiały? - Aż nie mogła się powstrzymać od śmiechu! - Już prędzej ja jestem długonogą blondynką, a czekaj... jestem - no miała długie nogi i była blondynką, może nie należała do najpiękniejszych bab na świecie, ale tych dwóch cech nie można jej było odmówić. Natomiast zupełnie nie zgadzała się z tym, że Orpheus był nieśmiały, to po prostu zupełnie do niego nie pasowało. - Jak kiedyś wyhodujesz wąsa to nigdy mnie już na oczy nie zobaczysz dopóki się nie pozbędziesz tej gąsienicy spod nosa - Blackford miała bardzo specyficzne podejście do wąsaczy i o wiele bardziej lubiła zwyczajne, męskie zarosty. Nawet broda w postaci warkoczyka jej tak nie denerwowała jak wąs, takich pseudo wikingów mogła przeżyć. - Zresztą, bez sensu... teraz wyglądasz dobrze, nie dodawaj sobie looku na wujka Janusza, który zaprasza swoje siostrzenice i siostrzeńców na kolana, a później pyta czy byli grzeczni, bo jak nie to musi ich ukarać - chociaż kto ją tam wie, może Orpheus byłby jednym z facetów, którym byłoby do twarzy w wąsie i jeszcze udałoby mu się przekonać Lizzie, że nie jest to aż tak złe owłosienie.
- Ohhh... trzeba było mówić, że lubisz niegrzeczne dziewczyny na treningach, nie brałabym wtedy leków z rana - stwierdziła z rozbawieniem, bo Elizabeth nie miała najmniejszego problemu żeby sobie żartować sama z siebie. Miała poczucie humoru i dość spory dystans do swojej osoby. - Oho, ale jesteś dowcipny, zobacz jak się uśmiałam - pokazała mu język i środkowy palec - jeszcze będziesz chciał się ze mną poopierdalać przed telewizorem i skorzystać z netflixa - prychnęła kręcąc lekko głową. - Ughh... no weź, a nie możemy bez tego? Mam biegać? Serio? Nie mogę się napić ciepłej herbaty? - Też by się wtedy rozgrzała. - Albo nie wiem... ściągnij koszulkę to pewnie mi się zrobi gorąco. - Lizzie była bardzo niezmotywowana do działania i trochę się jednak ociągała, ale wzięła głęboki oddech i postanowiła się naprawdę postarać przy tym treningu, głównie dlatego, że nie chciała wypaść na cieniasa. - Dobra, mów co mam robić, jak umrę to powiedz mojej siostrze, że jej nienawidzę - tak żeby Rowan pamiętała o tym jaki żal ma do niej jej młodsza siostra.

Orpheus Wrottesley
przyjazna koala
catlady#7921
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
ech, przepraszam za tę zwłokę :tear:

Był więc prawdopodobnie jedyną osobą, której Liz nie była w stanie nabrać na swoją pozorną wrogość. - Oczy cię bolą, że je tak mrużysz? - zapytał zaczepnie, ale całkiem tę jej strategię szanował. Bo walka wręcz była ostatecznością, do której dążyć się nie powinno, więc Blackford szła dobrą drogą, nawet jeśli go nie udało się jej przestraszyć. - Boże, ale jesteś dziś wredna - zauważył na to nieuprzejme wtrącenie, którego naturalnie nie wziął zanadto do siebie, choć zabrzmiało, jakby kpiła z jego wyglądu, na temat którego był niezwykle drażliwy, ale znów, nie znał jej od wczoraj i wiedział, czego z jej strony się spodziewać. Bo ta jej zgryźliwość świadczyła przecież o wielkiej miłości, prawda? Tak sobie wmawiał.
- Swoją drogą bardzo dobrze, że długonogą. Wiesz, jak ja się niekomfortowo czuję z takimi karzełkami z metrem pięćdziesiąt? Bardzo ciężko takich ludzi się uczy, wdepnąć w nich można - podzielił się z nią swoją niedolą, którą często musiał znosić, bo po świecie wiele niskich kobiet chodziło, które zapewne przez swój niewielki wzrost, decydowały się nauczyć samoobrony. Nie żeby je dyskryminował i wytykał palcem na ulicy, ale Lizzie należała do wąskiego grona osób, z którymi dzielić mógł się czarnym humorem z pełną swobodą, co bardzo cenił.
- No nie powiem, kusząca wizja - odpłacił jej pięknym za nadobne, gdy postawiła mu niedorzeczne ultimatum. Nie myślał o tym zbyt często, ale wiedział, że tej znajomości nie dałby rady zakończyć. A gąsienice były przecież ładne. - Ale dobra już, nie wyhoduję takowego, jeśli ty nie napompujesz sobie ust - skrzywił się nawet nietaktownie na samą myśl tych przerażających, olbrzymich warg będących teraz w modzie. On wyglądałby jak obleśny wujek z chorą fascynacją dziećmi, ona jakby cały czas była w robocie, więc chyba postawili sobie rozsądne warunki. - Czasem mnie przerażają te twoje porównania, chyba nie chciałbym się znaleźć w twojej głowie - przyznał z niepokojem, podejrzewając, że umysł brunetki będącej wcześniej blondynką, skrywał w sobie wiele koszmarów. Czy to źle, że poniekąd go to fascynowało?
Nie spodziewał się roześmiać na jej słowa odnośnie zażycia leków, ale zanim się spostrzegł, już salę przepełniło nieskrywane parsknięcie. - Ciebie akurat lubię w każdym wydaniu - pozwolił sobie unieść filuternie brwi wraz z tym wyznaniem, a potem westchnął ciężko, bo nie po to marnowali życie na sali śmierdzącej cudzym potem, żeby tylko rozmawiać i robić durne wymówki. Nie zamierzał przyznać tego na głos, ale Elizabeth zdążyła w tak krótkim czasie zarazić go swoją niechęcią do ćwiczeń na tyle, że sam gotów był się poddać i napić procentów. - Ciepłej herbaty? - powtórzył za nią z wymalowanym zarówno na twarzy, jak i w głosie, niedowierzaniem. - Powiedz mi proszę, kiedy dokładnie stuknęła ci setka, babciu? - zapytał z powagą, kręcąc przy tym z dezaprobatą głową. - Może lepiej tej koszulki w takim razie nie ściągnę, jeszcze ci serce wysiądzie, w tym wieku to nie przelewki - dodał, nawiązując do tej jej setki, której wcześniej jakimś cudem nie dostrzegł. Musiała mu koniecznie zdradzić swój przepis na wieczną młodość. - No ale spokojnie, biegać nie musisz. Jak też ci się wybitnie ten trening nie spodoba, to zawsze możemy przerwać, ale wtedy do końca życia będę tobą rozczarowany i będę ci to wypominać - uprzedził ją z kurtuazją, uśmiechając się do tego jakże pięknie (wiadomo, inaczej nie umiał), a potem wziął do dłoni telefon, włączając stoper. - Zacznij od pajacyków przez minutę, potem dam ci taką super podkładkę do uderzeń, no i… nie wiem, mam ci dotrzymać towarzystwa, czy tylko przyglądać z podziwem?

Lizzie Blackford
fotograf — freelancer
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Młoda pani fotograf, która niedawno wróciła do Lorne po studiach w Sydney i chce pomóc matce w remoncie chaty, a później wyjechać zwiedzać świat.
- W tej chwili to życie mnie boli - powiedziała, bo kazał jej ćwiczyć, więc już na samą myśl ją wszystko bolało i nie była z tego powodu zadowolona. No, ale słowo się rzekło, zakład przegrało i trzeba było zrobić wszystko żeby teraz nie wyjść na mięczaka. Stąd też jej chamskie zagrywki, bo w ten sposób mogła okazywać swoją niechęć bez większego jęczenia i marudzenia. - Widzisz, najwyraźniej mały ale wariat działa w dwie strony - zaśmiała się - poza tym kobiety mówią, że rozmiar nie ma znaczenia więc faceci powinni tak samo nas okłamywać jeżeli chodzi o wzrost - bo wiadomo, że rozmiar miał znaczenie. Oczywiście rozmiar mieszkania... im większe tym lepsze.
- Jasne, jasne... teraz tak słodko pierdolisz, a za tydzień byś płakał, że nie ma już Lizzusi na zawołanie. Tak, by było, już ja to znam - wywróciła oczami - później by było.... "Ej Elizabeth możesz przyjść i pomóc wydepilować plecy?" i by się skończyła ta kusząca wizja - wątpiła w to żeby Orpheus miał włosy na plecach, aczkolwiek chciała tu pokazać, że nawet z tak obrzydliwą rzeczą, by mu pomogła, bo od tego przecież są przyjaciele. Chociaż wiadomo też, że po takiej akcji nie dałaby mu normalnie żyć i wyciągałaby to przy każdej możliwej okazji. - Oczywiście, że nie... jestem przy takich wystarczająco pyskata, pomyśl sobie co, by było jakbym je jeszcze powiększyła - zaśmiała się. Uważała, że jest spoko taka jaka jest, a jak komuś się coś nie podobało to mogła mu pokazać drzwi. Miała dobre ciało, ładną buzię i śliczne włosy. Głupia też nie była, a jednak i tak jej wybory życiowe pozostawiały wiele do życzenia, szczególnie te związane z szukaniem odpowiedniego partnera. - Nie chciałbyś. - Pokręciła głową, a później wskazała palcem na swoją głowę - The night is dark and full of terrors - zacytowała Grę o Tron, bo to idealnie opisywało to co działo się w jej pięknej główce. Było tam czasem dramatycznie.
- Owww słodko - walnęła go z tego wszystkiego lekko w ramię. - Zobaczymy czy powiesz to samo za pół godziny jak będę tu zdychać i twarzą czerwoną jak burak i jeszcze ledwo łapiąca oddech - miała może jakieś mylne pojęcia o takich ćwiczeniach, ale znała też swoje możliwości i niestety nie były one wysokie. Nigdy jakoś specjalnie nie uczęszczała na zajęcia sportowe, to była dla niej duża nowość. - Ty się o moje babcine serce nie martw - chociaż ostatnio było złamane, ale o tym nie chciała teraz mówić. Musiałaby mu dość sporo rzeczy opowiedzieć i przyznać się do romansu z facetem, który miał narzeczoną, a to przecież dobrze o niej nie świadczyło. Z drugiej strony, to nie ona się powinna tym martwić co nie? Ona była singielką, nikogo nie zdradzała. Teraz to już i tak nie miało znaczenia, bo Corvo wyjechał, a jej serce było w kawałkach więc może brak koszulki u Orpheusa trochę, by jej pomógł!
- Nie przerwiemy nawet gdyby to miła być ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu. Może umrę, ale nie będę mięczakiem - no i nie da mu żadnej satysfakcji, już wystarczy, że przegrała zakład. - Mam za duże cycki żebyś tak stał i się przyglądał, to byłoby dziwne i niestosowne - głównie dlatego, że ona mogłaby się gapić tylko na jego koszulkę. A to tak nie działa. - Dobra zacznijmy to piekło - była gotowa do działania i nawet zaczęła robić te pajacyki. Po dziesięciu sekundach miała już dość, ale Lizzie Blackford tak łatwo się nie poddawała!

Orpheus Wrottesley
przyjazna koala
catlady#7921
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Sam traktując ćwiczenia za coś tak normalnego, jak… może nie oddychanie, bo aż takim wariatem nie był, ale na przykład jak potrzebę jedzenia, nie potrafił do końca zrozumieć oburzenia swojej przyjaciółki. - Życie zawsze boli - zauważył, wskazując tym samym, że i bez pocenia się przy sporcie byłoby beznadziejnie, choć ta myśl była zbyt depresyjna, jak na niego. Ale przy tym taka prawdziwa…
- Kobiety tak mówią? Skąd mam wiedzieć, co one za brednie wygadują? Poza tym no, każdy lubi co innego, więc wiesz, ja nikomu nie zabraniam pokochać jakiegoś karła i w ogóle do nich nic nie mam, tylko niech się przy mnie nie czają - odnosił bowiem wrażenie, że ci niscy zawsze coś knuli i jakoś tak im z tego powodu nie ufał. Zgadzał się z nią przy tym z tym dużym rozmiarem mieszkania, które zawsze było najatrakcyjniejsze w cudzym wyglądzie. Przy nim to nawet płeć nie miała szczególnego znaczenia… - Fuj, ty mnie chyba coś tak za bardzo kochasz, skoro chciałabyś mi golić plecy. I nie wiem co z tym zrobić, bo ja na przykład nie pomógłbym ci nawet w goleniu stóp, chociaż by ci się przydało - udzielał mu się jej złośliwy humor, choć na co dzień był bardziej szarmancki. Z tym że… kiedy Lizzie uświadamiała mu, jak bardzo nie mogli bez siebie żyć, Orpheus nieco świrował i włączał się wtedy jego mechanizm obronny w postaci wrednych żartów, który skutecznie odejmował całości powagi. Szatynka była bowiem jedyną panną, z którą tak dobrze się dogadywał i nie wiedział, co o tym myśleć. Najlepiej nic, toteż to właśnie uczynił.
Śmiech znowu wypełnił sobą otoczenie, gdy tak sprytnie przeinaczyła jego słowa. Cieszył się niesłychanie, że Lizz należała do grona pewnych siebie kobiet, zadowolonych ze swojego wyglądu wystarczająco, by nie ingerować w niego botoksem; zgadzał się z nią stuprocentowo, że i bez tych dziwnych ulepszeń była piękna. Nawet tak uważniej się jej przyjrzał na moment, ale zaraz się otrząsnął i skupiał już tylko na jej głosie. - Koniecznie to sobie musisz wytatuować, wiesz, jak taką instrukcję obsługi z tyłu głowy. Albo na czole, jak wolisz - zasugerował z uznaniem, kiwając przy tym zachęcająco głową.
Dobroduszność i wrodzony debilizm nakazał mu poudawać, że ogromnie zabolało go to szturchnięcie, wobec czego syknął przesadnie głośno i począł uderzone miejsce masować. - Widzisz, jaka jesteś silna? I marnujesz ten swój talent, bez sensu - pożalił się, wzdychając ciężko. - Lubię doprowadzać ludzi do takiego stanu - oznajmił, znów filuternie unosząc brwi i puścił do niej oko, bo jednak… zabrzmiało to jak zabrzmiało. A on naprawdę lubił angażować fizycznie obie strony, bo leżenie trupem nie było zbyt ponętne, prawda? Tylko gdzie niby wybiegały jego myśli? I dlaczego? Musiał się skupić już tylko na ćwiczeniach. - No i to jest bardzo dobre podejście, ale spoko, w razie czego będę cię reanimować - zapewnił, przykładając rękę do serca dla umocnienia swej obietnicy, a później automatycznie podążył wzrokiem na tę część jej ciała, o którym wspomniała, bo jednak… było to silniejsze od niego, każdy by tak postąpił na jego miejscu. - No teraz jak już o nich wspomniałaś, to faktycznie, ciężko oderwać wzrok - postanowił się z nią ostatni raz podrażnić przed rozpoczęciem ćwiczeń, ale dłużej zwlekać nie mogli, bo cała noc by im minęła. Włożył więc na twarz szeroki uśmiech, położył komórkę na podłodze w bezpiecznej odległości i dołączył ochoczo do wyskoków, a gdy seria krótkich i głośnych sygnałów zawiadomiła o upłynięciu odpowiedniego czasu, jego zadowolenie wzrosło. - Dobra, teraz już serio będzie super, zobaczysz. Weźmiemy te podkładki i będziesz je dusić swoim kolanem, więc możesz sobie wyobrazić, że to jakaś pizda, która zwinęła ci ostatnie miejsce parkingowe albo… albo czekoladę rafaello, no albo że to twoja siostra, ale nie wiem, jak bardzo cię wkurza - sprzedał jej szereg super pomysłów, po czym zwinnie chwycił dwie podkładki, układając je na ziemi i demonstrując, na czym dokładnie polega ćwiczenie, przyciskając je najpierw jednym kolanem i wymierzając dwa ciosy w miejsce, w którym w przypadku człowieka znajdowałaby się głowa, a potem zmieniając nogi.

Lizzie Blackford


koniec
ODPOWIEDZ