psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Słyszałaś Hammond? – Młody policjant zaczepił kobietę w korytarzu tuż przy automacie do kawy. – Matkobójczyni do nas zawitała. Ciężki przypadek. – Z niedowierzaniem pokiwał głową latami wierząc w rozsiane przez mieszkańców plotki, których nasłuchał się trzydziestolatek, którego wtedy nawet nie było na świecie. – Mój starszy brat chodził z nią do jednej klasy. Cudem nie trafiło na niego. – Jedna z plotek rozsiana przez wspomnianego brata dotyczyła jego samego. Na prawo i lewo gadał, że miał być pierwszą ofiarą Terrell, bo podobno ta się w nim zakochała. Trzynastolatek miał wtedy niezwykle wybujałą wyobraźnię, lecz nic nie zmieni tego, że wiele osób uwierzyła jego wersję dzięki czemu długo był na językach wszystkich (popularnym nie stawało się za nic). – Obstawiam, że następny trup będzie należał do niej. – Zaśmiał się, machnął dokumentami trzymanymi w ręce i ruszył dalej zastanawiając się, co zrobi brat kiedy dowie się, że jego niedoszły zabójca wrócił do miasteczka.

Zniecierpliwiona siedziała przy biurku jednego z policjantów, który ją zgarnął. Właściwie zmusił, żeby wsiadła do radiowozu na pastwę losu zostawiając obity przez drugiego kierowcę samochód. Nie zostawił Terrell wyboru. Wiedziała, że gdyby chciał wymyśliłby zarzuty a tych nawet by nie analizowano widząc, że kobieta już siedziała w więzieniu. Toczyłaby się przegrana batalia, przez którą znów mogła trafić za kratki albo dostać wyrok w zawieszeniu. Nie potrzebowała tego. Nie chciała żadnych kłopotów. To policjant sobie je zrobił uznając, że wyjdzie na superbohatera zaciągając tu Terrell i spisując na oczach wszystkich. Właściwie to tylko ją tu trzymając, bo nie miał jej niczego do zarzucenia prócz tego, że wróciła do Lorne Bay.
Czuła na sobie spojrzenia zgromadzonych i dobrze wiedziała, że szepty wokoło były na jej temat. Miała ochotę się schować, ale nie mogła, bo doskonale była świadoma tego, że policjant stosował na niej grę psychologiczną. Pokazał, że mogą zrobić z nią wszystko i przede wszystkim będą mieli na oku. To był jeden z wielu powodów, przez które latami nie wracała do miasteczka. Teraz też nie chciała, ale musiała pozamykać dawne sprawy.
- Znam świetny internetowy kurs z szybkiego pisania – zagadnęła do policjanta, który strasznie wolno klepał na klawiaturze coś, co zapewne nie było ważne. Po prostu udawał przy niej, że coś robi, żeby przetrzymać ją jak najdłużej. Równie dobrze mógł teraz pisać maila do kochanki i nie byłoby w tym niczego irytującego gdyby facet nie robił tego dwoma palcami. Wyglądał jak ktoś, kto latami mieszkał w dziczy i pierwszy raz w życiu widział klawiaturę.
- Na długo zostanie? – zapytał nie reagując na jej sugestię.
- Zależy, czy mi się spodoba – skłamała siląc się na (nie)szczery uśmiech. – Okazuje się, że jesteście niezwykle gościnni. Może któryś z panów poszedłby ze mną na drinka? – Ostatnie zdanie wypowiedziała nieco głośniej rozglądając się dookoła. Pomimo chęci schowania się musiała spojrzeć im wszystkim w oczy pokazując, że wcale się ich nie bała i nie pozwoli tak łatwo sobą manipulować.
- Dla ciebie to zabawa?! Nikt cię tu nie chce! – warknął policjant gwałtownie wstając z krzesła, które niebezpiecznie się zachwiało. Stał wzburzony mierząc się z nią spojrzeniem.
Jak ona ich wszystkich nienawidziła..

Rory Hammond
detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
numer
Ze swoim dawnym partnerem nie rozmawiała już jakiś czas i bardzo się z tego cieszyła. Wiedziała jednak, że obiecała mu spotkanie, że wyjaśnią sobie wszystko, ale nie była na to gotowa. Jak miała spojrzeć w oczy facetowi, którego prawie zabiła i powiedziała tyle przykrych słów? Myślała i nawet liczyła na to, że nigdy się więcej nie spotkają. Był częścią takiego rozdziału, który próbowała zamknąć ze wszystkich sił. Była wściekła, że przejechał za nią tyle tysięcy kilometrów. Jako kobieta powinna się z tego cieszyć, ale nie ona, nie po tym co miało miejsce kilka lat temu. Micach wraz z przyjazdem do Lorne przyniósł ze sobą cały bóle cierpienie i strach, który Hammond próbowała z siebie wyrzucić, ale znów pozwala aby to wszystko ją pożarło.
- Co? - wyrwał ją z zamyślenia głos jednego z policjantów, który zatrzymał się obok jej biurka. Ciemnowłosa nigdy nie interesowała się plotkami, których na komisariacie zawsze było pełno, unikała również przechwałek i licytacji między policjantami, którzy czasem wymieniali się tym kto miał gorszy dzień w pracy. Większość z nich swoją służbę traktowała jak wielką karę bo i tak część z nich liczyła dni do upragnionej emerytury. Dla Hammond praca w policji była marzeniem, środkiem do czegoś większego i czuła niesamowitą dumą, że przyczynia się do zmieniania świata na lepsze.
- Nie masz lepszych rzeczy do roboty? - warknęła na mężczyznę podnosząc wzrok znad raportu nad którym siedziała. Ten tylko spojrzał na nią z politowaniem i poszedł w swoją stronę. Rory przez lata pracowała w NY gdzie policjanci swoją pracę brali naprawdę na poważnie, to właśnie od nic nauczyła się dyscypliny w miejscu pracy i nie bagatelizowała niczego. Tutaj w Lorne Bay większość policjantów starej daty zapomnieli na czym polega ich praca, to było naprawdę przykre.
Minęło kilka kolejnych minut, a Rory właśnie kończyła wypełniać swój raport, zamknęła teczkę i odłożyła ją gdzieś na bok aby w wolnej chwili zanieść ją na biurko komendanta. Chwyciła za kubek aby napić się kawy, niestety ten był pusty. Westchnęła cicho i podniosła się z czarnego fotela i skierowała się w stronę małej policyjnej kuchni aby zaparzyć świeżą kawę. Lawirowała między biurkami na chwilę zatrzymując się przy jednym aby zamienić słowo jednym z detektywów. Gdzieś tam dalej usłyszała kobiecy głos, a potem małe zamieszanie.
Nogi same poniosły ją w tamtą stronę, zatrzymała się dopiero przy biurku stojącego policjanta i oparła się o niego.
- Przypominam, że to komisariat. - mruknęła w kierunku najeżonego mężczyzny, nachyliła się nad biurkiem i chwyciła w ręce dowód kobiety, który leżał na blacie. Powoli spojrzeniem przejechała po jej danych, a potem znów na nią. Chwilę przypatrywała się jej w milczeniu starając się rozpoznać kobietę. Jej dane były tak bardzo znajome. Dopiero po kilku chwilach Rory dopasowała imię i nazwisko do jej twarzy, a potem z fragmentem swoich wspomnień.
- Joan? - zapytała totalnie zaskoczona jej widokiem, zamrugała kilka razy oczami, a potem przeniosła spojrzenie na policjanta.
- Za co ją zatrzymaliście? - to pytanie skierowała do grubego faceta, którego mina była totalnie zagubiona i zdziwiona.
- Była stłuczka, chciałem ją spisać. - wymamrotał, a Hammond parsknęła cicho. Nie lubiła czegoś takiego, może i nie była na bieżąco, ale spisywanie okoliczności wypadku powinno odbywać się na miejscu.
- To dlaczego jest w kajdankach? - kolejne pytanie padło z ust Hammond, tym razem mężczyzna nie potrafił odpowiedzieć. Rory nie czekając na nic zgarnęła z blatu kluczyki i podeszła do dziewczyny rozkuwając ją, a następnie podając jej mały plastikowy dokument.
- Zajmę się resztą, a teraz idź zajmij się czymś za co Ci płacą. - warknęła niemiło, ale cóż. Bywa i tak, Hammondowa nigdy nie popierała nadużywania władzy, tym bardziej w stosunku do kobiet.
- Wszystko okej? - zapytała przenosząc spojrzenie na Joan, której nie widziała kilka długich i ciężkich lat dla nich obojga. Szkoda tylko, że spotkały się w takich, a nie innych okolicznościach.
Joan D. Terrell
ambitny krab
rora
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Joan Desdemona Terrell.
Nietypowy i dziwaczny dobór imion, którym od dawna nie musiała się chwalić. Nie była pewna, jak się z tym czuje, kiedy nieznajoma policjantka wzięła do ręki jej dowód. Joan pomyślała tylko, że oto przyszła kolejna osoba, która dołączy się do kółka wzajemnej nienawiści do niej. Przekonanie to pogłębiło się, kiedy kobieta po przeanalizowaniu danych spojrzała na Terrell, a potem znów na jej dowód. To oczywiste, że szybko powiązała ją z dawnym morderstwem, o którym wiedział każdy w miasteczku. Ci starsi znali szczegóły, zaś młodsi opierali się na plotkach i historiach tych pierwszych. Nie było jednak mowy aby któryś z policjantów nie wiedział kim była. Nie teraz. Nie po dzisiejszej akcji faceta, który postanowił ją zgarnąć i oficjalnie przywieźć na komisariat. Urządził popisówkę nie tylko manipulując nią, ale także oświadczając swoim kolegom, żeby mieli ją na oku.
Wszyscy wiedzieli, nawet brunetka która nie wiedzieć czemu wtrąciła się w całą akcję.
- Imię jak imię. – Wzruszyła ramionami sądząc, że policjantka pruła do nietypowości jej imienia. Przynajmniej tak zakładała, bo nie miała pojęcia kim kobieta była ani, że teraz na jej twarzy malowało się małe zaskoczenie. Od kiedy nieznajoma podeszła do biurka Terrell unikała spojrzenia na nią. Zbyt dobrze wiedziała, co zobaczy w jej oczach. To samo, co u reszty służbistów na komisariacie.
- Nie z mojej winy – warknęła przez zaciśnięte zęby, kiedy mężczyzna wspomniał o stłuczce. Oboje dobrze wiedzieli po co ją tutaj przywiózł. Niech nie struga idioty; o czym Joan bardzo mocno chciała powiedzieć na głos, ale wiedziała, że tymi słowami tylko sobie nagrabi. Nie w smak jej była nocka w areszcie albo powrót za kratki (zwłaszcza za taką głupotę).
Przez cały czas nie podnosiła wzroku na stojących, dopóki nie usłyszała brzęku kluczy. Powędrowała na nie wzrokiem, a potem na dłonie, ku którym uniosła skute nadgarstki. Odruchowo pomasowała je wolnymi dłońmi i odebrała dowód bez żadnego „dziękuję”. Nie zamierzała mówić tych pięknych słów zgromadzonym tu policjantom. Żadnemu.
Powoli wstała chowając dokument do kieszeni kurtki, bo torebka przecież została w aucie i z nadzieją spojrzała w kierunku wyjścia.
- Nie, ale to nie pani zmartwienie – odpowiedziała obojętnie na zadane pytanie, nawet nie poświęcając dłużej chwili, żeby przyjrzeć się kobiecie. – Czy mogę już iść? – zapytała, żeby zaraz nie wyszło, że policjantka zmieniła zdanie i zgarnie ją na ulicy za ucieczkę albo inne cholerstwo.
Zdecydowała się wreszcie zawiesić wzrok na nieznajomej wyczekując pozytywnej odpowiedzi. Pragnęła stąd uciec, jak najdalej, żeby wreszcie przespać się spinać i udawać, że to wszystko jej pasowało (a raczej, że dawała sobie z tym radę).

Rory Hammond
detektyw wyd. zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw wydziału zabójstw, która przez upartość wpakowała się w ręce psychola i po odzyskaniu wolności musiała wrócić do rodzinnego miasta. Los płata jej jednak figla i stawia na jej drodze Duka, któremu złamała serce, a koszmary przeszłości zaczynają ją pożerać
Rory szybko pojęła, że przyjaciółka jej nie rozpoznaje. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że może udaje aby nie wzbudzić kolejnych komentarzy wśród zebranych na komisariacie policjantów, ale to odrzuciła tak szybko jak na to wpadła. Czy było jej przykro, że Joan jej nie rozpoznała? Oczywiście, że nie. Od ich ostatniego spotkania minęło wiele długich lat, każda z nich w tym czasie przeszła w swoim życiu naprawdę wiele i bardzo się zmieniły. Nie tylko pod względem charakteru, ale i również wizualnie, no bo widzieć siebie jak się było gówniarzami, a teraz kiedy obie są już po 30 stce? To zdecydowana różnica.
Ciemnowłosa postanowiła jednak nie robić szopki i nie rzucać w przyjaciółkę oskarżeniami, że jej nie rozpoznaje. Nie wiadomo co by się stało gdyby stary policjant, przy którym biurku dalej stały mógł powiedzieć, a co w zamian za kolejny głupi komentarz zrobiłaby Hammond.
- Cóż, jeśli któryś z moich kolegów zrobił Pani krzywdę proszę powiedzieć, jest to nadużywanie władzy. - wyznała ze spokojem Rory i z karcącym spojrzeniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Czasem wstyd jej było, że pracuje jako policjantka. Przez wielu właśnie takich typów, którzy myślą, że mają dupę wyżej niż powinni niszczą nie tylko swoją opinię, ale całego zawodu. A mundur to ponoć rzecz święta i należy mu się szacunek, który też trzeba umieć okazać. Niestety kiedyś były inne przepisy dla osób, które chciały być w szeregach policji, całe szczęście szybko się zmieniają i oby dalej na lepsze.
- Jasne, odprowadzę Panią. - zmierzyła się z nią wzrokiem, a po chwili gestem ręki wskazała kierunek, w którym obie się udały. Całe biuro wróciło dalej do pracy tak jakby cała sytuacja nie miała miejsca. Niestety tak nie było, a sama Hammond obiecała sobie, że pierwsze co zrobi po odprowadzeniu kobiety to rozmowa ze starym wyjadaczem, któremu nie będzie miała problemu skopać tyłka.
W pewnym momencie Roberta zastawiła drogę dziewczynie, stanęła do niej przodem i jednym ramieniem oparła się o ścianę, przy której chwilę temu kroczyła Joan.
- Wiesz co jest urocze po tylu latach? Że dalej masz ten cięty języczek, Jo. - odezwała się w końcu ciemnowłosa przenosząc spojrzenie ze ściany na przyjaciółkę. Stanęła na równe nogi prostując się i nie odrywając wzroku od Joan.
- Tylko nie wiem czy powinnam skopać Ci dupę za to, że nazwałaś mnie Panią czy jednak za to, że mnie nie rozpoznajesz. Jak myślisz? - dodała unosząc brew w górę, na twarzy Rory malował się delikatny uśmiech. Starała się jakoś rozładować tą dziwną atmosferę, która była cholernie wyczuwalna.
Joan D. Terrell
ambitny krab
rora
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Terrell milczała, chociaż z ledwością powstrzymała się od ironicznego śmiechu. Nie wierzyła w dobre intencje policjantki ani to, że ta cokolwiek zdziała w kwestii nadużywania władzy. Miała wrażenie, że to jakaś kiepska komedia, w której wcale nie chciała grać. Nie dlatego, że nie lubiła się śmiać, ale z powodu braku pokładów wiary w drugiego człowieka a zwłaszcza w mundurowych. Nie wspominając już o poruszonej kwestii wykorzystywania swej władzy z jaką Joan spotkała się w poprawczaku, zakładzie karnym, na ulicy, w klubach, w pracy, w sklepie.. przez całe życie. Nie wierzyła, że dało się coś z tym zrobić.
Że ktokolwiek zechce coś zrobić, bo nie wierzyła w ludzi. W ich dobroć wobec niej.
- Nie trzeba – odparła od razu, ale kobieta po prostu czekała wskazując na drzwi, co nieco zdenerwowało Joan. Nie w ten gniewny sposób, a bardziej zaniepokojony, że tuż po wyjściu policjanta rzeczywiście coś odwali. Może nie chciała, żeby tamten policjant zebrał całe laury i sama ją zgarnie z ulicy za jakąś pierdołę? Wszystko było możliwe i co najgorsze, Terrell nie wierzyła w żadną inną wersję tej sytuacji; tylko same złe.
- Dalej pójdę sama – zaznaczyła, kiedy okazało się, że tuż po wyjściu kobieta wciąż z nią szła. Narastały w niej obawy, że wpadnie w kłopoty i wcale nie uspokoiła się, kiedy policjantka nagle przed nią stanęła. Joan z ledwością uniknęła zderzenia, które mogłoby się skończyć oskarżeniem o napaść na funkcjonariuszkę.
Pytająco uniosła brew przez chwilę myśląc, że to jakaś przedziwna gra wstępna do tego, żeby ją zakuć w kajdanki. Gdyby okoliczności były inne (bardziej sypialniane) to nie miałaby nic przeciwko. Teraz jednak nie rozumiała co się działo zwłaszcza, że znów nazwano ją po imieniu.
Skopać Ci dupę..; oho, natrafiła na tę agresywną. Co za szajs.
Dalsza część zdania wprawiła ją w jeszcze większy dysonans. Zmarszczyła brwi i zrobiła krok w tył ni to po to, żeby uniknąć ewentualnego kopania dupy ni po to, żeby przyjrzeć się policjantce.
Kobieta mogła być każdą osobą, którą Joan spotkała zanim trafiła do poprawczaka. Miała wtedy trzynaście lat, więc teraz wszyscy rówieśnicy lub od niej młodsi, mogli wyglądać zupełnie inaczej. Gdyby nie programy w telewizji Joan nigdy nie rozpoznałaby swego brata a co dopiero jakąś laskę, z która może kiedyś siedziała za nią na biologii..
- Chyba jednak nie koja.. – Nim dokończyła kobieta wtrąciła się wypowiadając swe pełne imię. W całym swoim życiu znała tylko jedną Robertę. Dobrą przyjaciółkę, z którą świetnie się bawiła. Tylko, że wtedy to rzeczywiście były zabawy.
Teraz faktycznie Joan ex skazana stała przed Robertą policjantką.
W innych okolicznościach być może rzuciłaby się jej na ramiona i okazała ogromną radość z ponownego spotkania. Gdzieś tam w duchu naprawdę się cieszyła, lecz nie potrafiła tego wyrazić. Tak naprawdę było jej cholernie wstyd nie tylko z powodu całej niedawnej sytuacji na komisariacie, ale też z powodu własnej sytuacji. Z tego, że obie teraz reprezentowały dwa skrajne światy.
- Widzę, że spełniłaś swoje marzenia – stwierdziła nadal jednak trzymając dystans. Wcisnęła dłonie w kieszenie spodni i unikała długiego spojrzenia w oczy Hammond. – To dobrze. Bardzo dobrze. – Dobrze dla Rory, której zawsze tego życzyła, lecz teraz czuła się niekomfortowo. – Muszę już iść – dodała od razu, żeby jak najszybciej stąd uciec. – Nikt za mnie nie zgarnie auta z centrum. – Uznała, że małe wyjaśnienie się przyda, chociaż czuła, że i tak było ono marne. Tak marne, jak jej postawa. Owszem, miała cięty język i nie wahała się go używać, lecz teraz jedyne co czuła to wstyd, krępację, zażenowanie i wszystko co złe, co odbierało jej chęć na bycie sobą.

Rory Hammond
ODPOWIEDZ