kelnerka/barmanka — hungry hearts
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
1

W okolicach szóstej trzydzieści zwykle, w niewielkim pokoju na piętrze zaczynało się robić duszno. Chcąc nie chcąc, z żalem opuszczała swoje jednoosobowe łóżko, w dni wolne, z trudem wytaczając się po schodach na ganek, gdzie drzemała w objęciach drewnianej huśtawki, przeważnie wstając w okolicach wczesnego popołudnia. To noc była jej porą, a ziemia jej żywiołem. Szwendała się, brodząc w ciemnościach, ku zgrozie dziadków, pewnych, że i ona któregoś dnia obudzi się z niechcianym balastem, zupełnie jak matka, w której ledwie tlił się duch. Ale nie wiedzieli, że ostatnim czego pragnęła, był pieprzony białas na jej drodze, z niemożliwie jaskrawym, australijskim akcentem, zupełnie taki sam jak jej pożal się boże ojciec. Żałosna imitacja człowieka, do której mimo że nie chciała, mimowolnie wracała wracała myślami. Nie miała zresztą serca im powiedzieć o swojej eskapadzie sprzed roku, równocześnie obawiając się, że po wyjeździe rzeczywiście n i e m i a ł a już serca.

Choć dzisiaj wcale nie miała wolnego, zmianę zaczynała dopiero o trzeciej, więc owinięta w charakterystyczny pled o wzorach kolorowanki która miała senny koszmar, spała na werandzie jeszcze do jedenastej, nim obudził ją wilgotny, psi nos szukający w zgięciu jej kolan jedzenia.

- Jezu, Jacks, oni cię w ogóle czymś karmią? - mruknęła, otwierając szeroko usta w głębokim ziewnięciu. Jedną dłonią poklepała psa po głowie, drugą zaś przeczesała burzę ciemnych loków, które przyozdobiła gdzieniegdzie paciorkami i drobnymi warkoczykami. Skronie jej pulsowały, a na języku odnalazła gorzki posmak poprzedniego wieczoru. Powieki wciąż nosiły na sobie ślady po resztkach różowego cienia do powiek, którego nie miała siły zmyć. Drobnymi krokami znalazła się w sieni, gdzie uzupełniła psią miskę karmą, a potem skierowała się prosto do łazienki, żeby pozbyć się resztek minionego dnia.

Gorące powietrze uderzyło ją w twarz, kiedy przecięła rowerem pierwsze skrzyżowanie za rezerwatem. Chłód unoszący się pomiędzy drzewami został za nią, pozostawiając na pastwę bezlitosnego skwaru. Dojeżdżając do Hungry Hearts, czuła, że koszulka zwilgotniała. Przeklęła w duchu, na szczęście przypomniała sobie o zapasowej, którą zostawiła w szafce na zapleczu. Była przed czasem, dlatego nie spiesząc się skierowała się na tyły jadłodajni w poszukiwaniu bluzki. W niewielkim pomieszczeniu nikogo nie było. Zrzuciła przepocony t-shirt, ale nim sięgnęła po krótki, czarny top, drzwi się otworzyły. Zapomniała ich zamknąć. Mimo to nie na siebie była zła. Wiedziała, że to dziecinne, ale ilekroć widziała jego twarz, uczucie sprzed kilku lat, wracało. Ta sama niechęć, zrodzona w lśniących, deszczowych łzach, rozkwitała w niej na nowo. Nawet mimo, że stwarzali fałszywe pozory wzajemnej tolerancji.
Nie znosiła Hugo Langforda.
I marzyła o tym żeby się wyniósł, zamiast gapić się bezwstydnie na jej odziane w koronkowy stanik cycki.
Gdyby spojrzenie miało jakąkolwiek moc, jej z pewnością zamieniłoby go w popiół.

- Na co się gapisz Langford? Będziesz tak stał w przejściu i robił wszystkim darmowy pokaz? Czy może wejdziesz albo wyjdziesz i zamkniesz za sobą te pieprzone drzwi, co? - warknęła, krzyżując łokcie na piersiach, dzięki czemu je częściowo zasłoniła. Przeważnie ignorowała jego obecność, ale tym razem było to niemożliwe.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
11.
Oh you make me wanna throw my body into the fire
Should have known better cause you're dangerous

{outfit}

Przyciskał mocno zaciśnięte powieki odwracając się na drugi bok, szukając chłodniejszego skrawka poduszki na której leżał. Nienawidził tego uczucia wybudzania się ze snu a już wiedziało się, że dzień będzie ciężko znieść przez narastający silny ból głowy. Każdy oddech przychodził mu z ogromną trudnością, przełknął nieprzyjemny posmak śliny o smaku wymiocin w walcząc sam ze sobą w końcu się ocknął z sennej mary: miał wrażenie jakby opuściła jego ciała jakaś tajemna siła podduszająca jego klatkę piersiową bo kiedy poderwał się do góry łapczywie próbował wyrównać oddech a w płucach czuł nieprzyjemny ból. Nie czuł się podziębiony a miał wrażenie jakby zaraz miał wydać ostatnie tchnienie. Nienawidził poranków - jego ciało było zawsze w fatalnym stanie, jak teraz gdy próbował dojść do siebie. Opadł jeszcze raz na poduszkę, czując, że samo gwałtowne podniesienie się zabrało mu wszystkie siły - mięśnie piekły go od środka, jakby cały czas miał zakwasy po treningu, który odbył ledwie tydzień temu. Odwrócił się na bok zbolałym wzrokiem spoglądając na budzik - było koszmarnie wcześnie a z drugiej strony miał dłuższą chwilę doprowadzenia siebie do porządku. Nie pamiętał kiedy ostatnio obudził się lekki i rześki - każdy poranek wyglądał tak samo: musiał zaciskać zęby, żeby wstać z łóżka, w którym najchętniej zostałby przez cały dzień. Nie miał pojęcia kiedy zrobił się taki drażliwy na światło wpadające z okna i dziękował w duchu sobie, że aktualnie mieszkał sam. Jego starszy brat miał dziś u niego nocować ale gdzieś przepadł, więc nie zobaczy jego mizernych zwłok. Nogi miał jak z waty kiedy próbował przedostać się do łazienki - chciał wziąć prysznic by zmyć z siebie ten ciężar minionej nocy. Trząsł się z zimna i stał dobre kilka dłuższych minut pod idealnie dopasowaną letnią wodą zanim nie poczuł się odrobinę lepiej, wciąż z zamkniętymi oczami - prawdopodobnie gdyby ktoś go teraz zobaczył, dostałby zawału.

Lubił przychodzić do pracy rano, za to nie przepadał za drugą zmianą. Bardzo szybko przyzwyczaił się do rytmu dnia jaki tworzył Hungry Hearts. Pamiętał jaki był zły kiedy okazało się, że Huck będzie pracował w tym samym miejscu co on - kiedy zaczął się jego zły okres, miał wrażenie, że starszy brat szukał tylko pretekstu by skontrolować jego samopoczucie. Dlatego nim brat przychodził na swoją zmianę, korzystał z ostatnich pięciu minut by jak najszybciej zniknąć - nie miał wolnego, biegł dalej na uczelnię i tam spędzał całe popołudnie praktycznie dopiero wieczorem znajdując chwile wytchnienia w trakcie powrotu do domu. Nie zawsze był pilnym studentem, czasami zrywał się z zajęć jednakże ostatnio rzadko to robił, głównie ze względu na to by nie nabrali względem niego jakichkolwiek podejrzeń.

Nie wyobrażał sobie by dzisiejszego poranka miał dostać się do HH rowerem - ledwo przełknął płatki z mlekiem a do kawy wcale nie przesadzając z ilością nałykał się tabletek przeciwbólowych, mając nadzieję, że da radę p r z e ż y ć ten dzisiejszy dzień - znowu to samo. Znowu będzie zżerał się nienawistnym wzrokiem z Pescott, przełykając ślinę na sam widok dziewczyny, która wierciła mu w brzuchu odruch nienawiści tuszowanej jako takim omijaniem się byle nie wchodzić w sobie drogę. Wszyscy wiedzieli, że nie przepadali za sobą i Hugo wolał nawet nie wchodzić w jej drogę. Jakimś cudem dotarł o własnych siłach, w uszach mając słuchawki aby odpowiednio się nastroić leciało mu heavy metalowe brzmienie ciężkich gitar zespołu Megadeth, na który ostatnio miał całkiem niezłą fazę. Liczył na to, że Lemony jeszcze nie dotarła.

Chciał zamknąć się w kantorku, dając sobie jeszcze chwilę czasu aby zwalczyć w sobie dławiący ból klatki piersiowej, który niemal od razu pojawił się w momencie dotarcia do pracy. Nadzieja umiera ostatnia, a już się cieszył kiedy zobaczył pustki na sali, choć wiedział, że ktoś już zdążył być pierwszy przed nim. W duchu jedynie modlił się, żeby nie była to Prescott. Nie zważając na nic, z rozmachem otworzył drzwi i stanął zamurowany widząc przebierającą się ciemnoskórą dziewczynę. Zbladł, zdając sobie sprawę, że sekunda wcześniej a mógł ją zobaczyć bez stanika -Kurwa, Prescott, nie możesz przebierać się w kiblu? - jęknął żałośnie, czując jak blade jak ściana poliki zaczynają mu piec od środka i szybko zasłonił sobie oczy ręką. Nie musiała na niego krzyczeć tak od razu, niemal od razu z hukiem zamknął drzwi byle by nie zaczęła wymyślać zaraz jakichś chory akcji do niego a serce dudniło mu jak oszalałe. Oparł się plecami o ścianę wciąż przed oczami mając t e n paskudny widok, którego nie powinien widzieć -Nie wiedziałem, że lubisz koronki! - krzyknął zza drzwi, udając, jak wielce rozbawiła go ta sytuacja aby też trochę odciągnąć swoje myśli, które nie chciał by zaczęły krążyć w najbardziej niebezpieczne rejony. Potrząsnął głową raz jeszcze, dostrzegając jak dziewczyna posyła mu wściekłe spojrzenie zaraz jak wyszła z pomieszczenia -Przestań tak na mnie patrzeć, nie wiedziałem, że tu będziesz - dodał jeszcze z zmarszczonymi brwiami, jednocześnie w tym samym czasie wkładając na siebie firmowy fartuch.

lemony prescott
ambitny krab
kama
M.Hammett
kelnerka/barmanka — hungry hearts
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Chciałaby powiedzieć, że nie pamięta chwili, w której pogrzebała ich nastoletnią przyjaźń. Chciałaby machnąć ręką i zaprzeczyć, gdyby ktoś zapytał, czy to dlatego, tamtego popołudnia rzęsisty deszcz spływał razem ze łzami po jej policzkach. Chciałaby nie pamiętać podłego szeptu, gdy uderzył ją w policzek pochylającą się nad rysunkiem. Gdyby tylko się dało, wymazałaby obrazy przeszłości, tkwiące drzazgą od lat w sercu. Z niezwykłą łatwością udawało jej się ignorować Hugo pod płaszczem naburmuszenia. Przesuwać niedbale wzrokiem ponad jego głową i omijać szerokim łukiem jego starszą, jeszcze gorszą wersję, której lustrzane odbicie - o ironio! - było teraz jej serdecznym przyjacielem. Gdyby praca w Hungry Hearts była karą dla tych, których serca były nieczyste i popękane, tłumaczyłoby to dlaczego ze wszystkich Langfordów, tylko Gus miał przywilej się bez niej obejść. No i była tu Lemony, ale ona nigdy nie przeczyła, że w jej sercu zaległ bród.

Popołudniowe zmiany miały to do siebie, że już na wejściu w twarz uderzał gwar rozmów i zapach jedzenia. Choć miejsce uchodziło za kawiarnię, ludzie potrafili przesiadywać tutaj do późnego wieczora, nierzadko korzystając z wąskiej barowej oferty na wybrane alkohole. Niejednokrotnie była świadkiem wytaczania się przez skrzypiące drzwi. Wciąż nie mogła się nadziwić, że dalej twardo stały w futrynie. Niezmiennie zaś użerała się z nierzadko wstawioną, a jeszcze częściej naprutą klientelą, testując granicę swojej wątłej cierpliwości. Można zatem uznać, że i ona nie przepadała za popołudniowymi zmianami, a mimo, że wolała wstawać późno, gdy tylko się dało wybierała poranki. Niestety najczęściej wiązało się to z tym, że i Hugo szedł tym tropem, dlatego gdy przychodziło do zmian wieczornych, również lądowali na nich razem.

Chociaż nie było to zaskoczeniem, że dzisiaj znowu na siebie wpadli, jej wzrok ciskał gromy, a tęczówki przybrały kolor inkaustowej czerni wśród której jedynym blaskiem, był ten, gotowy zmieść wroga z powierzchni. Pozwoliła powiekom opaść, a oczom zwęzić się w szparki. Obserwowała go spod kurtyny rzęs, w ten sposób oszczędzając sobie nędznego widoku, dawnego przyjaciela, który jako pierwszy przysłowiowym nożem rozdarł jej serce. Pokręciła głową, a ciemne loki rozsypały się po jej twarzy i opadły na ramiona.

- Nie no jasne, mam zapieprzać do kibla w którym ledwo da się wyciągnąć rękę żeby podetrzeć dupę, bo ty nie potrafisz zapukać do drzwi? - gniewne prychnięcie odbiło się od metalowych szafek i ugodziło go w sam splot słoneczny. Tak przynajmniej to sobie wyobrażała, wnioskując z jego nietęgiej miny. Być może już z taką wszedł, ale nie zaprzątała tym sobie głowy. - Jaśnie panie, przypominam, że to jest nie tylko zaplecze, ale tu, o, w tej wnęce gdzie widzisz szafki - tak jest, nie przesłyszałeś się, SZAFKI, takie gdzie trzymamy fartuchy i ubrania na zmianę - zazwyczaj ludzie się przebierają. Nie zawsze, ale kiedy zachodzi taka potrzeba, wyciągają z tych szafek ubrania i je na siebie zakładają, tudzież wcześniej zdejmują te, które z jakiegoś powodu w aktualnej chwili się nie nadają do noszenia - jej pierś unosiła się gniewnie do góry i w dół, a ręce kurczowo ściskały bluzkę. W ostatniej chwili opamiętała się, żeby nimi nie zacząć wymachiwać. Liczyła na to, że dając mu wcześniej wybór, wejść albo wyjść, wybierze to drugie, jednak z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, zdecydował się doprowadzić ją do furii. Słysząc wzmiankę o staniku, wzniosła oczy do sufitu, przeklinając się w duchu, że nie może chwycić czegoś ostrego i wydłubać tym jego oczu. Albo chociaż użyć starej, dobrej pięści i złamać mu nosa.

- Wcale nie lubię - obróciła się na pięcie i zatrzasnęła za sobą drzwi do ubikacji, rzucając pod nosem mniej cenzuralne komentarze. Kiedy udało jej się wreszcie przebrać, wychyliła się z ciasnego pomieszczenia i na nowo wbiła wzrok w Langforda.

- Następnym razem naucz się pukać, to nie będę na ciebie tak patrzeć. W ogóle nie będę na ciebie patrzeć - rzuciła wściekle, żałując, że nie zatkała sobie ust, zanim wylała wiadro frustracji na podłogę między nimi. Mogła poprzestać na pierwszym zdaniu, ale on już dawno sprawił, że przestąpiła przez cienką granicę.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przyjaźń dla niego była od zawsze istotnym elementem w jego życiu: Czasami ktoś, o kim kiedyś myśleliśmy z taką sympatią, jest teraz postrzegany z nienawiścią i złośliwością. Innym razem przyjaciele po prostu oddalają się od siebie przez lata, aż nie ma komunikacji między niegdyś „najlepszymi przyjaciółmi”. Kiedy przyjaźń przetrwa próbę czasu, jest to rzadkość w życiu. Niestety, każdy doświadcza bólu i cierpienia związanego z utratą przyjaciela, którego uważało się za siostrę lub brata. Tego typu przyjaźni nigdy nie da się zastąpić.
Ale tak samo szybko, jak przyjaźnie mogą zostać zniszczone, można je również odbudować. Poniekąd po cichu liczył, że uda mu się na nowo stworzyć relację - niedawno ktoś zapytał go czy znał Lemony. W jego głowie pojawiło się milion wspomnień, ale uśmiechnął się i powiedziałam, że kiedyś tak a w oczach można było dostrzec smutek podczas wypowiadania tego zdania. Czasami trzeba po prostu zaakceptować fakt, że niektórzy wkraczają w nasze życie tylko jako tymczasowe szczęście i często miał wrażenie, że taką chwilą była przyjaźń z Prescott. Dystans jaki zaczął nad nimi panować stanowił barierę, której już nie potrafił przerwać ale jemu też to ciążyło w głębi jego duszy. Nie wierzył, że kiedykolwiek będą wstanie wrócić do jakiejkolwiek normalności. Nie dziwił się, że Prescott obdarzała go za każdym razem nienawistnym spojrzeniem - prawdopodobnie nie dlatego, że zawalił na całej linii. Domyślał się, że chodziło o coś zupełnie innego: chodziło o to, że nie potrafił wyciągnąć do niej ręki na zgodę. Zmiany nigdy nie były proste i on sam z trudem akceptował to w jakim miejscu się znaleźli. Nie nauczył się jeszcze wytrzymywać takiego napięcia związanego z takimi zmianami a mimo to zaczęły pojawiać się co raz częściej. Wiedział też jedno - poniekąd była to sprawa zakończona, nie wszystko między nimi było do końca wyjaśnione. Lemony też o tym doskonale wiedziała.
Popołudnia w Hungry Hearts można było porównać do rozpędzonego rollercoaster'a a to dla niego, będącego z natury własnej introwertyka było to sporym wyzwaniem aby przyzwyczaić się do tego gwaru jaki tutaj na co dzień pasował. Czasami miał wrażenie, że niepotrzebnie dawał sobie tyle bodźców, że to było za dużo dla jego wrażliwej strony. Jednym z najbardziej słodko-gorzkich uczuć jest to, gdy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo przegapisz daną chwilę, gdy wciąż w niej żyjesz i trochę miał wrażenie, że utkwił w jakiejś puapce, od której nie potrafił uciec. Z jednej strony pasowało mu to tempo jakie sobie narzucił: praca w HH, uczelnia i jeszcze pisanie książki (o czym jeszcze nikomu w tej chwili nie powiedział) jazda konna: w tym całym zabieganiu znajdował jeszcze czas na chlanie z przyjaciółmi do późnych godzin ale randek unikał jak ognia. Nie był gotowy na nową relację po rozstaniu z byłą. Mijanie się z Lemony wiązało się z dodatkowym wyzwaniem ale nakręcało go to - choć zwykle ustalali grafik na tydzień, często bywało tak, że ktoś nagle potrzebował konkretnej zmiany konkretnego dnia: wtedy była największa jazda, bo zazwyczaj lądowali razem na jednej zmianie, jednocześnie próbując się nie pozabijać. Tak jak dzisiaj.
Nie spodziewał się ujrzeć burzy brązowych loków, gdy tylko otworzy rozmachem drzwi - Już nie przesadzaj, wcale nie jest tam tak ciasno - wywrócił oczami, robiąc wszystko byleby na nią nie spojrzeć, dlatego utkwił wzrok w końcu na swoich butach. Głos Prescott był zadziwiającą irytujący, wiercący jak wiertarka z samego rana w brzuch, a on miał wrażenie, że za chwilę po prostu zamknie te przeklęte drzwi. Wystarczyła SEKUNDA, żeby przyszedł później ona by mu nie zrobiła awantury dnia na wstępie ale głos Prescott zlewał się w jedną monotonie, już nawet nie wiedział kiedy skończyła. -Już skończyłaś? Wykład z analizy przestrzennej w mam dopiero z 5 godzin, dzięki za wstęp - ziewnął teatralnie, nie mogąc się po prostu powstrzymać od zasłonięcia ust dłonią. Gdyby oczy mogły zabijać, z pewnością byłby już martwy: codzienna wściekłość Lemony w ostatnim czasie przestała robić na nim jakieś większe wrażenie, jakby przyzwyczaił się, że lubiła(?) na niego krzyczeć. Prawdopodobnie wyprowadzał ją jeszcze bardziej z równowagi kiedy co raz mniej zwracał uwagę na jej wybuchowe reakcje. Nigdy nie zdarzyło mu się specjalnie na nią przyczajać, zawiesić oko czy p o d g l ą d a ć w jakichś prywatnych sytuacjach. Unikał jej jak ognia - wolał to, niż wieczne nienawistne spojrzenia między nimi.
-Podeślij mi jeszcze listę rzeczy, które łaskawie mogę robić jak np. oddychanie? - zaproponował odruchowo cofając się kilka kroków do tyłu w momencie rozlewanej wody. Był niemalże pewien, że CHCIAŁA celować w niego. Już kilka razy STARAŁ się wyciągnąć do niej rękę na zgodę, ale za każdym razem go zniechęcała. Obecnie znów nie było lepiej a ostre słowa Lemony zagnieździły się w umyśle bruneta. -Jak tak bardzo ci PRZESZKADZAM, zawsze możesz zmienić pracę - zasugerował luźno., chwytając za mopa by umyć za nią nieszczęsną podłogę.
lemony prescott
ambitny krab
kama
M.Hammett
kelnerka/barmanka — hungry hearts
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Z początku była zawiedziona. Nieufna zdaniu wybijającemu rytm w jej czaszce. Wszak nie byłby zdolny, żeby coś takiego powiedzieć, prawda? Prawda? To musiał być Huck. Jego nienawidziła najbardziej. Jeszcze nim popsuł się na dobre, a jego nadgniłe, sczerniałe serce uległo rozpadowi. Ona pierwsza wiedziała, że ten chłopak to nic dobrego. Nie mogła zatem przywyknąć do myśli, że jej Hugo, najwierniejszy przyjaciel, powiernik sekretów, mógł powiedzieć coś, co tak okrutnie ugodziło ją w jej własne, żywo bijące serce. Gdy wreszcie się z tym oswoiła, nie mogła powstrzymać gradu łez, który rzeźbił płytkie ścieżki na jej policzkach.

Mógł wtedy zaprzeczyć, a ona by mu uwierzyła. Wolała okłamywać samą siebie niż czuć rozrywający klatkę piersiową żal, który zdawał się być wtedy nie do zniesienia. Ale spojrzał wtedy tylko na nią i nie zrobił nic. Nic co uratowałoby ich przyjaźń znajomość przed druzgocącym rozpadem. Pamiętała jego nieobecny wzrok, utkwiony gdzieś ponad jej głową. Tchórz. Nie potrafił nawet spojrzeć jej w oczy. Pamiętała również krzywiznę warg jego starszego brata i oczy, błyszczące tak intensywnie, jakby zostały stworzone tylko po to, żeby z niej szydzić.

Na krótki moment przestała wierzyć w przyjaźń, a potem, wychylając się spośród ciasnych splotów kokonu bezpieczeństwa, potrzebowała znacznie więcej czasu niż było to wskazane, żeby ponownie komuś zaufać. Na szczęście miała Candelę i Gusa, z którym choć przez moment miała wrażenie, że łączy ją coś więcej ponad serdeczną znajomość, ostatecznie okazał się być prawdziwym przyjacielem. W przeciwieństwie do młodszego brata.

Wolała omijać go spojrzeniem, na każdej zmianie pilnować, żeby nie znaleźć się zbyt blisko, niż przyznać, że przez cały ten czas, mimo wszystkiego co się stało, w głębi duszy za nim tęskniła. Zatem dzisiejsze, przypadkowe spotkanie, było wszystkim tym, czego próbowała przez cały czas uniknąć.

- Tak? To ciekawe - prychnęła, w ostatniej chwili pilnując się, żeby nie wprawić rąk w dziką gestykulację, co groziłoby ostatecznym obnażeniem. - Spróbuj w takim razie się tam przebierać, zapraszam - fuknęła na odchodne, ucinając rozmowę. Być może miał rację, przebranie się tam nie było niczym niemożliwym, mimo wszystko, nie należało też do najprzyjemniejszych rzeczy. Zwłaszcza, że towarzyszył temu odór typowy dla ubikacji i tanich zawieszek, które niemalże wcale nie zabijały paskudnego zapachu.
- Nie jestem od tego, żeby ci matkować. Jeśli nie potrafisz zachowywać się w towarzystwie, może czas odświeżyć podstawy dobrego wychowania. Ponoć są jakieś podręczniki dla opornych. Możesz je nawet znaleźć w internecie - ugryzła się w język, nim dodała, że pod hasłem savoir vivre dla głąbów na tik toku. Ilekroć pojawiały się w jej głowie nieśmiałe przebłyski, zachęcające ją do zawieszenia stanu wojennego, wyciągnięcia ręki na zgodę, bądź po prostu ignorowania jego obecności w myśl szeroko pojętej tolerancji, on jakimś magicznym sposobem doprowadzał ją do szału.
- Jesteś, kurwa, niemożliwy - przecedziła słowa przez zaciśnięte wargi, próbując opanować odruch uderzenia go obiema dłońmi w klatkę piersiową. - Sam zmień sobie pracę. Zresztą, taki dzieciak, z bogatej rodziny jak ty, wcale jej nie potrzebuje - wiedziała, że to bezcelowe, że wszystko co mówi brzmi teraz jak wywód przedszkolaka, kłócącego się o nawet nie swoją zabawkę, ale i tak nie mogła przestać.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To zachowanie nie pasowało do niego - on nie miał w zwyczaju odtrącania bliskich osób od siebie. Mógł dawać za każdym razem kolejne i kolejne szanse licząc na to, że kształt relacji ulegnie poprawie. To co się zadziało między nim a ciemnowłosą dziewczyną należało do zupełnie innego poziomu, do którego, umówmy się nie był przyzwyczajony. Nie sądził, że będzie w stanie tak zatwardziale zareagować, ale prawdopodobnie musiała dotknąć jego czułego punktu - rozpalić w nim ukryte, nieznane cechy charakteru, o których sam nie miał pojęcia, że takie w sobie posiada. Był przyzwyczajony do swojej grzecznej wersji: wersji, którą kochał każdy, kto z nim przebywał. Praktycznie nigdy się nie złościł, był do rany przyłóż więc na nim samym ta konfrontacja z Lemony wywołała ogromne wrażenie: zburzyła wszystko to co znał do tej pory. Ciężko reagował na spory, nie znosił angażować się w konflikty, ukryte układy. Dbał o swoją przestrzeń, o swój umysł, o aurę - nie pozwalał na zostawienie sprawy w zawieszeniu - nawet jeśli miała się rozsypać, wolał wiedzieć czy zawinił czy nie. Tu z Lemony zawinił po całości, ale jeszcze o tym nie wie, będąc w słodkiej nieświadomości, że został wprowadzony w ogromny błąd. A serce miał zadziwiająco twarde na widok łez Prescott, niemalże skamieniły jak niewzruszony posąg pozbawiony emocji: tak było łatwiej poradzić sobie ze stratą przyjaciółki.
W głębi duszy piekielnie za nią tęsknił - była jego słoneczkiem rozświetlający mrok w jakim się znajdował. Kochali spędzać razem czas: brakowało mu ich wspólnych wygłupów, które kształtowały ich relację. Czuł się zawiedzony, bo była dla niego kimś ważnym. Zajmowała specjalnie miejsce w jego sercu, a teraz musiał zepchnąć ją w niepamięć, by było łatwiej. Łatwiej było mu omijać jej twarz, chociaż i tak za każdym razem czuł jak jej spojrzenie rozrywa jego plecy. Czuł tą nienawiść mieszającą się z rozczarowaniem, która rosła z każdym następnym miesiącem - myślał, że będzie potrafił w końcu przemknąć obok tego zachowania obojętnie, a mimo to czuł się za każdym razem źle po spotkaniu z nią. Lubił zasłaniać się myślą, że nie żałował tego zerwania, że musiało tak się stać - musiała wylać się ta czara goryczy i, że nie da się już tego naprawić. Nie było na to szansy - za bardzo się krzywdząc, doprowadzili do jeszcze większej ochłody między nimi. Lemony była teraz cieniem mglistych wspomnień ich przyjaźni w jego umyśle - na nic więcej nie mógł sobie w tym momencie pozwolić. Przyznać się do błędu? - być może, ale gdyby ona PIERWSZA go przeprosiła. Znał inną wersję niż ona. ZNAŁ KŁAMSTWO o niej, wpojone jako prawdę
-Spoko, chcesz? Mogę ci pokazać jak łatwo jest tam się przebierać, mając ten komfort, że nikt ci drzwi nie otworzy bo się można w spokoju zakluczyć. Chcesz? No chodź, dalej - ponaglił ją, chociaż oczywiście w tej chwili się wygłupiał z tą demonstracją bo musiałby zaprezentować się bez ubrań a tego by wolał jej zaoszczędzić. Możliwe, że może ją zniechęci, ale chętnie chciał dać jej przykład, że można przebierać się w różnych miejscach nie tylko na zapleczu przy szafkach. W pewnym momencie spojrzał na nią dziwnym wzrokiem - przesuwał po niej spojrzeniem, jakby oderwany od rzeczywistości, trochę zmęczonym, ale marzącym tylko o jednym, by przestała tyle mówić. W jego głowie krążyło pytanie ''błagam, dlaczego musimy tak się krzywdzić'' i jednocześnie miał już odruch wystawienia ręki na zgodę. Chciał ją przytulić i znów poczuć, że była jego przyjaciółką. Przekręcił głowę w bok, czując jak robi mu się słabo na tą myśl. -Lemony, to nie ja krzyczę na kogoś od samego rana tylko dlatego, że nieświadomie weszło się do zaplecza. Może ty popracuj nad swoimi nerwami, a może chcesz to spalę ci szałwię na oczyszczenie atmosfery, za chwilę, mam wrażenie, że w y b u c h n i e s z - mówił spokojnie, ręce krzyżując na klatce piersiowej i opierając się bokiem o ścianę przyjmując lekceważącą pozę. Prawdopodobnie mogliby się tak kłócić od samego rana do samego wieczora i pewnie jeszcze nie byliby zmęczeni wymianą wiecznie obrażonych zdań. -Wiem, nie musisz mi potwierdzać - machnął ręką uśmiechając się szeroko, czując, że za chwilę wyprowadzi Lemony z równowagi po raz, jak naliczył w przeciągu piętnastu minut czwarty raz. Spoważniał jednak na ostatnią docinkę, która jednak była przekroczeniem wszystkiego. Podszedł kilka kroków bliżej i stanął tak, zmuszając ją by zadarła głowę do góry
-Nigdy. Nigdy więcej nie obrażaj moich rodziców, jasne? Pracuję, bo szanuję ich ciężką pracę i nie mam zamiaru od nich doić. Nie mierz wszystkich jedną miarą - chyba jeszcze nigdy jego głos nie brzmiał tak jak w tej chwili, ale młoda zdecydowanie się rozpędziła w niewłaściwym kierunku i postanowił to przerwać. Mogła jego samego obrażać za każdym razem, ale jeśli chodziło o jego bliskich był w stanie się nawet bić. Patrzył na nią, mierząc ją wyjątkowo chłodnym wzrokiem -Masz rację, zejdę ci z oczu - powiedział w końcu, przerywając ciszę, znikając na chwilę za drzwiami kuchni.
lemony prescott
ambitny krab
kama
M.Hammett
kelnerka/barmanka — hungry hearts
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Czy gdyby w przeszłości zabrakło miejsca na jeden, mały, niewinny pocałunek, który zniknął z czeluści pamięci, coś by to zmieniło? Czy gdyby tamtego wieczoru nie potrząsała głową w pijackiej emfazie, rozsypując na cudzej poduszce ciemne, kręcone loki, ich spojrzenia nie zetknęłyby się na kilka sekund za długo? Czy gdyby w przecięciu spojrzeń nie przemknęła iskra, spajająca ich usta na kilka godnych pożałowania sekund, wszystko potoczyłoby się inaczej? Być może kłamstwo, które wypełzło jak wąż spomiędzy ust jego starszego brata nie ugodziłoby z taką łatwością serca jej najlepszego przyjaciela i nie zasiało ziarna, z którego wykiełkowała sczerniała, na wpół uschnięta macka zazdrości żalu, gdy jej splecione z Gusem ręce powitały jego oczy. Nie drasnąłby jej tępą rękojeścią ostrych słów, gdy ich ręce po czasie się rozplotły. A przede wszystkim, nie ścisnąłby jej serca tak mocno, że ostatecznie pękło. Teraz było posklejane. Nierówno. Niegładkie. Poszarpane, kanciaste kawałki, pielęgnowane w ciszy i rzeźbione łzami.

Tęsknota wiązała się z uczuciami, a uczucia przeczyły obojętności, której uczepiła się kurczowo, musząc zetrzeć się z nim ten jeden i następny, i kolejny, i jeszcze jeden raz. Obojętność była wygodna. Nakrapiana nutą względnej tolerancji, którą zaszczycała go od czasu do czasu, zmuszona przebywać z nim w tych samych miejscach, z tymi samymi ludźmi. Tolerancja była luksusem, na który kierowana nostalgią przystała wyłącznie w jego przypadku, nie obejmując nią Huckleberry'ego, którego nie darzyła żadnym innym uczuciem, poza czystą nienawiścią. Zatem w pewien sposób, mimo, że nie chciała nic względem niego czuć, w głębi duszy tęsknota uwierała jej serce, jak niewygodna drzazga, która utkwiła za głęboko żeby ją wyciągnąć.

Wbrew temu co myślał i wbrew temu co prezentowała swoją postawą, wcale go nie nienawidziła. Nie tak jak Hucka, nie tak jak wielu innych osób, jego po prostu... nie potrafiła. Owszem, rzucała mu wypełnione pogardą spojrzenia, ignorowała komentarze rzucane znad lady i ponad wszelką miarę, unikała jego spojrzenia, utrzymując wystarczający dystans, by serce przenigdy nie zabiło mocniej, niż wtedy kiedy dopuścił się wobvec niej zdrady. Czasami próbowała go nienawidzić, ale gorzka prawda była taka, że tęsknota za każdym razem wygrywała.

Przez chwilę obserwowała w milczeniu, jak jego ramiona zaczynają się szybciej poruszać, a klatka piersiowa faluje od irytacji. Ściągnęła brwi, położyła ręce na bokach i czekała aż łaskawie skończy swój monolog, z trudem powstrzymując nadciągający, histeryczny śmiech, przygryzieniem warg.

- Czy ty właśnie próbujesz zaciągnąć mnie do kibla? - mimo wszelkiego wysiłku, rozbawienie przedarło się w ton jej głosu. Nie ruszyła się o krok, ślizgając się wzrokiem po jego twarzy. - Cóż, doceniam kreatywność, ale nie, dzięki - prychnęła, potrząsając głową, a kilka kosmyków opadło jej na twarz. Kiedyś by się z tego śmiali, wytykając sobie nawzajem absurdalność tej sytuacji. Może nawet pochwaliłaby go za nieudolną próbę podrywu, ale wiedziała, że w tym momencie nie ma to niczego wspólnego z ewentualnym flirtem. Zresztą, nawet gdyby miało, za nic nie zgodziłaby się z nikim wejść do tego obmierzłego pomieszczenia, trącącego odorem fekaliów i taniej zawieszki.

- Akurat zamiast szałwii wolałabym zapalić coś innego, ale domyślam się, że nie o to ci chodzi. I wcale nie krzyczę. Gdybym zaczęła, już dawno by cię tu nie było - uśmiechnęła się złośliwie, przywołując na twarz najbardziej upiorny grymas, na jaki było ją stać. Akurat w tej kwestii miała rację. Lemony jeśli tylko tego zapragnęła, potrafiła burzę przerodzić w tajfun, gotowy zmieść z powierzchni ziemi, każdego kto stanie jej na drodze, bez żadnych wyjątków. Gdyby zatem naprawdę, ale tak naprawdę krzyczała, jej głos niósłby się echem jeszcze po parkingu Hungry Hearts, skutecznie zniechęcając klientów do wejścia.

- Jezu, wyluzuj amigo, bo od tego kija w dupie nabawisz się zaparcia. Kiedy niby obraziłam twoich rodziców? Akurat kto jak kto, ale oni zawsze byli super i nie powiedziałabym na nich złego słowa, a to, że stwierdzam fakt, bo nie zaprzeczysz, jesteś dzieciakiem z bogatej rodziny, to chyba żadna zbrodnia, co? Więc gratulacje, szanuję twoją decyzję, jedna z niewielu mądrych, ale ta z zejściem mi z oczu podoba mi się znacznie bardziej - nie czekając, aż wyjdzie sama się odwróciła do niego plecami, ale niestety przestrzeń wokół nie powalała, dlatego ostatecznie, gdy drzwi się zatrzasnęły, po upłynięciu kilku minut, postanowiła wychynąć na główną salę i zająć się tym po co tu przyszła - ciężką pracą.

Hugo Langford

powitalny kokos
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nigdy by się nie przyznał na głos, że jego największym strachem byłaby całkowita utrata dawnej przyjaciółki: zniknięcie, które sprawiłoby, że już nigdy nie miałby możliwości słowa. I chociaż słowa jakie kierował w ostatnim czasie w jej stronę były paskudnie raniące to miał tą świadomość, że wciąż była obok. Nie zniknęła, choć miała ku temu okazję - nie musiała męczyć się z dwójką znienawidzonych osób w jednym miejscu, codziennie, przez kilka godzin. Mogła z tego zrezygnować, mogła zakończyć w każdym możliwym momencie - prawdopodobnie nie potrafiłby się z tym pogodzić. Przede wszystkim żałowałby ogromnie, że nie zdążyłby w jakiś sposób jej wybaczyć. Próbował to zrobić za każdym razem - wyłapać moment, który by pasował na przeprosiny: nie ważne czy by je chciała przyjąć czy też to zwykłe 'przepraszam' byłoby wystarczające. On zawsze się przejmował, nie zależenie czy był lubiany czy nie, potrafił się martwić i był to jego problem: powinien być obojętny, nie zawracać sobie głowy relacjami przekreślonymi. Choć dawał znaki wszem i wobec, że właścicielka ciemnych kręconych loków była skreślona, bo sama wbiła mu strzałę w plecy, z których powoli sączyła się bezustannie niewidzialna krew - mógł obesrwować ją z daleka, doglądając czy dawała sobie radę. Dawała i to wyśmienicie, zupełnie tracąc kontrolę nad tym co między nimi aktualnie się działo. Miał wrażenie, że chyba wszyscy pracownicy w Hungry Hearts przyzwyczaili się do wiecznego sporu między tą dwójką, wręcz czekali na kolejny konflikt, że były jakieś dwie drużyny: jedni stali po jego stronie a inni po stronie Lemony i nie dało się ukryć, że ich starcie nie było już zwyczajnie ich prywatną sprawą, skoro bezceremonialnie potrafili obrażać się na wszystkich, jedynie zachowując resztki przyzwoitości przy klientach choć i tak zdarzało się, że nawet przy nich sobie dogryzali wywołując niemałe zainteresowanie ciekawskich spojrzeń.
Miał to niemałe wrażenie, że z każdym dniem ich ledwo odwzajemniona tolerancja malała do najniższego chłodu - nie potrafił zatrzymać tego rozpędzonego huraganu, który ciął wszystko na oślep, nie patrząc na skutki. Był jak powalony dom, którego nie dało się już odbudować, kamień po kamieniu osuwając się co raz niżej i niżej by w końcu zniknąć. Musiał wybrać w którą stronę ostatecznie się skieruje: czy rzeczywiście dojdzie do całkowitego rozłamu, w którym prawdopodobnie przestaną zwracać na siebie uwagę, ostatecznie uznając, że się nie znają czy też przegonią ciemne chmury i dadzą sobie tlącą się w ich sercach, słabnącą, ale wciąż istniejącą nadzieję, że się nie spóźnili.
Kiedy po raz kolejny zrozumiał, że tego dnia na pewno nie będzie mógł liczyć na chociażby cień porozumienia. Miał wrażenie, że dalej stoi przed murem i dostrzega jej twarz tylko w wyrzeźbionej przez jego pięść dziurze, która powoli się powiększa. I będzie musiał tak długo uderzać, aż wreszcie zburzy go całkowicie - nie wierzył, że jeszcze uda im się odzyskać tamtą przyjaźń, ale gdyby tylko dała mu szansę na naprawienie tego co zepsuł, bo przede wszystkim czuł, że był jej to winien. Tym razem musiał odpuścić, dla swojego świętego spokoju, czując, że jeśli powie o kilka słów za dużo, niebezpiecznie zatrząśnie i tak nadwyrężoną już tolerancją, którą ona jego obdarza.
-Tsaaaa, tylko o tym marzę - zaśmiał się, patrząc na nią w ten sposób jakby pierwszy raz widział ją na oczy. Pokręcił głową robiąc wyjątkowo skrzywioną minę, wyglądając tak jakby miał rzeczywiście zaraz zwymiotować na samą myśl. Prawdę mówiąc na chwilę obecną nie wyobrażał sobie, żeby mogło coś między nimi się wydarzyć, sądził nawet, że najmniejszym palcem u ręki nie tknąłby jej ust będąc nawet nawalony w trzy dupy. Nie, że była brzydka, była przepiękna, zatapiał się za każdym razem w jej syrenich zgubnych oczach, które wiodły go na przegrane kuszenie - resztkami sił powstrzymywał się by nie zatopić dłoni w jej włosach, czy nie dotknąć jej atłasowej skóry.
Wziął głębszy oddech, próbując w myślach nie zacząć krzyczeć bezsensownych słów, bo doskonale wiedział, że tylko o to jej w tej chwili chodziło. Nie będzie w tym uczestniczył dlatego wyprostował się, chociaż dalej w oczach mogła dostrzec szalejącą złość a jednocześnie było mu żal, że teraz tak go w ten sposób spostrzegała.
-Wiesz co, jakoś wcześniej ci to w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało, a teraz mi wypominasz takie rzeczy? - wycedził przez zęby, marszcząc w gniewie czarne brwi. Dotknęło go to. Owszem, pochodzili z bogatej rodziny, mieli spory majątek, każdy z nich miał w stadninie swojego konia, ale czy aż tak się tym wszystkim kiedykolwiek chwalił na prawo i lewo czy nie wiele to dawało, że wspierał za każdym razem jak tylko mógł akcje charytatywne, angażował się w jakiejkolwiek zbiórki? Liczyło się w tej chwili tylko to, że był głupim bogatym dzieciakiem? Patrzył na nią przez chwilę z miną jakby nie dowierzał, aż w końcu po prostu odwrócił się na pięcie, tak jak wcześniej zapowiedział. Miał tylko nadzieję, że nie otworzy buzi w ciągu następnych kilka godzin.
z/t x 2 lemony prescott
ambitny krab
kama
M.Hammett
ODPOWIEDZ
cron