stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Odgłos silnika samochodu mknącego pustą drogą pomiędzy miasteczkiem a Carnelian Land przez pierwsze piętnaście minut jazdy zagłuszało radosne świergotanie rozemocjonowanej pięciolatki streszczającej ze szczegółami ojcu przygody z dzisiejszego dnia w przedszkolu. Jermaine spoglądał co jakiś czas w lusterko i uśmiechał się do odbijającej się w nim twarzy dziewczynki pokrytej nie tylko wypiekami przeżywanej opowieści, ale także kilkoma piegami, które pani przedszkolanka podkreśliła kolorową farbką i namalowała małej kocie wąsy. Nie, nie tylko kocie wąsy, ale także całą kocią twarz, której Lily nie dała sobie umyć, zanim nie pokaże się mamie. Na nic nie zdały się tłumaczenia, że pani przedszkolanka przekaże jej zdjęcie. Nieważne. Mała się uparła i kropka. Właśnie w takich okolicznościach Jerry słuchał historii o zwierzęcym teatrzyku, jaki dziś wystawiała grupa jego córki.
I gdzieś pomiędzy jedną przygodą niedźwiedzia, a historyjką o sprytnym lisie uciekającym do nory, niebo nad nimi przecięła żółta maszyna, którą Jerry całkiem nieźle kojarzył ze zdjęcia. W sumie powinien wracać na farmę, ale czasem odzywała się w nim spontaniczna natura, jaką zatracił wcale nie tak dawno temu! Poza tym i tak umawiali się na kawę, więc czemu by nie skorzystać? Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił na szybko do tyłu, aby spojrzeć na córkę.
- Lily, chcesz zobaczyć samolot z bliska? - zagaił do dziewczynki i - widząc jej energicznie potakującą główkę - zamiast skręcić pod drogę dojazdową do farmy numer trzynaście, pomknął prosto za oddalającym się coraz bardziej samolotem.
Nie minęło wiele czasu, kiedy zajechał pod bramę farmy należącej obecnie do Cobie. Miał szczęście, bo było otwarte. Wjechał dość niepewnie rozglądając się z ciekawością dookoła i po kilkunastu sekundach dostrzegł “zaparkowany” niedaleko budynków samolot do oprysków, który “Latającej Koali” udało się uruchomić. Sam zaparkował swojego rozwalającego się pickupa w bezpiecznej odległości od wszystkiego, wysiadł z auta i zanim się spostrzegł, Lily już pędziła w stronę samolotu za nic mając sobie krzyki ojca biegnącego za nią, aby poczekała. W końcu Jerry dogonił ją, ale dosłownie na ostatniej prostej, którą przecięła mu wyłaniająca się jakby znikąd Cobie.
- O, cześć, nie zauważyłem cię… - powiedział lekko skrępowany, bo nie dość, że znali się tylko przez instagrama i krótką rozmowę telefoniczną, to jeszcze wprosił się nieproszony! - Wybacz, że bez zapowiedzi, ale zobaczyliśmy twój samolot lecący na niebie i pomyśleliśmy, że moglibyśmy cię odwiedzić. - Uśmiechnął się nieco niezręcznie. - W razie gdybyś nie poznała bez filtrów, to ja jestem Jerry - zaśmiał się już bardziej wesoło - miło mi cię poznać na żywo - wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, aby się przywitać. - A ta mała kocia gazela to Lily - pogłaskał córkę po głowie, a dziewczynka pomachała radośnie na powitanie. - Bardzo spodobał jej się samolot i chciałaby zobaczyć go z bliska, jeśli nie masz nic przeciwko… - zasugerował za dziecko, które szybko pokiwało głową potwierdzając słowa ojca.

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Można sobie wyobrazić jakie było zdziwienie Cobie, kiedy nagle rozmowa się urwała. Ale może to lepiej, bo Jerry nie mógł usłyszeć jej potakiwania, które wyrwało jej się stanowczo za szybko z ust. Jeszcze by sobie pomyślał, że jest jakąś straszną desperatką. Na szczęście niedługo potem wymienili kilka SMSów (mam nadzieję, że sobie je jeszcze rozegramy) i umówili się, że rzeczywiście muszą przed jego wyjazdem tę kawę wypić. Jak to zwykle jednak bywa koło godziny drugiej w nocy, nie padły żadne konkretne ustalenia, więc Cobie kilka następnych dni pluła sobie w brodę zastanawiając się, czy może zapytać czy mogłaby wpaść, czy raczej jej nie wypada... No wiadomo, jak to może się zadziać w czyjejś głowie.
Aż tu nagle taka niespodzianka. Jaka miła! Co prawda nie spodziewała się gościa, a już na pewno nie spodziewała się dwóch gości, ale i tak było miło. Dziewczyna zgrzana od emocji, z zarumienionymi policzkami, niestety bez makijażu - nie zdążyła sobie jeszcze zdać z tego sprawy, ale wszystko w swoim czasie - spojrzała zaskoczona na Jerry'ego, a potem na małego gazelota.
- Och cześć! - przywitała się ignorując jego rękę, za to odruchowo przytulając policzek do jego policzka. - Poważnie? Wow, to się cieszę! Oblatywałam go trochę i trenowałam przeloty nad polami. Licencja licencją, ale jakoś nie mam do siebie jeszcze zaufania.
Zmrużyła lekko oczy przykucając przy dziewczynce, żeby przyjrzeć się malunkowi na jej twarzy.
- Czy to kot czy gazela? Słyszałam o takim gatunku... Kotozel? Czy gazelot? Jakim jesteś gatunkiem? - zapytała Lily uśmiechając się do niej. - Bardzo mi miło Cię poznać Lily i chętnie pokażę Ci samolot, ale może najpierw, napiłabyś się lemoniady? Czy gazeloty piją tylko wodę? A może kawę i to gorzką?
Zapytała nieco dostosowując swój głos do dziecka. Nawet jeśli człowiek stara się rozmawiać normalnie z dziećmi, to gdzieś tam zawsze wkrada się trochę takiego uroczego zmieniania głosu.
- Jeśli chcesz Jerry to Ciebie też mogę przelecieć! - zaproponowała entuzjastycznie, by po chwili zrobić wielkie oczy i spalić najczerwieńszą cegłę w historii. - Znaczy Was przele... Znaczy polatać z Wami.
Odwróciła się i ruszyła w kierunku swojego domu. Dobrze, że mieli do przejścia kilkadziesiąt metrów od niewielkiego hangaru w którym zazwyczaj stał samolot i motocykl, oraz inne maszyny. Głupia, głupia, głupia! Czemu Ty się nie potrafisz wysławiać?

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Jerry obserwował Lily, która zastanawiała się, jaką wersję woli i niemal widział tok myślowy rozpędzający się w głowie dziewczynki, co skwitował krótkim parsknięciem wraz z jej decyzją: - Gazelot! Brzmi czadowo. - Podparła się pod boki niczym prawdziwy superbohater - przynajmniej tak to wyglądało w oczach Jerry’ego - a oczy jej się zaświeciły, gdy Cobie zaproponowała przelot. To znaczy zaproponowała przelot po sprostowaniu pierwszej wersji, której Lily nie miała prawa zrozumieć, w przeciwieństwie do ojca. Ach, słodka naiwności dzieciństwa! Lyons w tym czasie stłumił chichot przyłożeniem dłoni do ust i udając, że odchrząka.
- Tym razem nie skorzystamy - odpowiedział wesoło żartując i poklepał Cobie pokrzepiająco po ramieniu, żeby się nie przejmowała tym przejęzyczeniem. - Jej matka urwałaby mi głowę - żeby tylko głowę! - gdyby się dowiedziała, że pozwoliłem na takie szaleństwo - spojrzał na córkę wzrokiem, który jasno świadczył o tym, że absolutnie nie wyraża zgody na takie ekscesy! Poza tym to “nie mam do siebie jeszcze zaufania” nieco ostudziło jego zapędy, nawet jeśli w pierwszej chwili pomyślał “a co mi tam!”. Lily najwyraźniej podzielała tę szaloną myśl, bo już ekscytowała się na pomysł o lataniu.
- Tatusiu, ja chcę wysoko, nad chmury! - uniosła ręce do góry i obróciła się dookoła kilka razy i ostatecznie zrównała krok z Cobie. - Ja już latałam samolotem. Z tatą. I będę lecieć niedługo znowu! Ale chcę też teraz, mogę? - odwróciła się w drugą stronę, pociągnęła Jerry’ego za nogawkę spodni i zrobiła oczy kota ze Shreka, którym w pewnym sensie była dzięki swojemu "makijażowi". - Proszę, proszę, proszę! - Tym razem Jerry nie zamierzał ulegać jej urokowi i stanowczo pokręcił głową przecząco, co pięciolatka podsumowała obrażonym skrzyżowaniem rąk na klatce piersiowej i nadąsaną miną.
- No i widzisz, co zrobiłaś? Obudziłaś potwora - rzucił konspiracyjnie z rozbawieniem do Cobie, żeby Lily tego nie usłyszała, po czym złapał dziewczynkę za rękę, coby mu nigdzie nie uciekła, bo z tym diabłem nigdy nie było wiadomo, czy zaraz się nie odwinie i nie zniknie gdzieś z oczu przepadając w ogromnym obszarze farmy. - Dla tej panny zdecydowanie woda, od lemoniady byłaby jeszcze bardziej pobudzona. Ja za to chętnie napiję się kawy. To znaczy… jeśli nie przeszkadzamy? - zapytał dość niepewnie, bo w sumie wpakował się do niej w środku dnia, ale teraz, kiedy Lily miała zostać u niego do samego wyjazdu, nie miałby pewnie czasu na dłuższe pogawędki, a i tak zabrał dziecko ze sobą. - Nie chcę odciągać cię od obowiązków, na pewno masz dużo na głowie...

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Ach te niedopowiedzenia, Cobie chodziło o to, że nie ma do siebie zaufania jeśli chodzi o niskie przeloty nad polami do oprysków, bo to naprawdę trudne i bywa niebezpieczne, stąd jej treningi. Na codzienne latanie nie widziała przeciwwskazań. Z resztą dlatego zaproponowała, nie naraziłaby Jerry'ego, a już na pewno nie jego córkę.
- Lot z zawodowcem nie jest szaleństwem... - spróbowała zażartować, ale wyszło dość słabo. - Ech, przepraszam Cię, zawsze coś palnę, jak zależy mi, żeby dobrze wypaść.
Z miłym ciepłem i mrowieniem przyjęła jego poklepanie, chociaż zdecydowanie bardziej wolałaby, żeby to był mniej koleżeński gest, a bardziej... No wiesz... Ale zaraz zaraz! O czym Ty sobie, do jasnej cholery, Cobie myślisz. Przecież gość jest w związku i ma córkę. Jakoś tak nie skojarzyła, że królewna mieszkała w zupełnie innym zamku, co mogło sugerować, że doszło do jakiegoś rozłamu w królestwie.
- Jak Tatuś mówi, że teraz nie dacie rady, to tak musi być. Ale nie martw się, następnym razem, jak przyjedziecie we trójkę z Mamą, to osobiście postaram się ją przekonać by puściła Cię ze mną w chmury. - uśmiechnęła się do dziewczynki i wspięła się na werandę domu. - Daj spokój Jerry, tak jak mówiłam, po prostu trenowałam, bo jutro chcę zacząć własne opryski. Jesteście moimi mile widzianymi gośćmi i myślę, że lemoniada nie powinna nakręcić mocniej gazelota. Przecież to nie cola.
Zapewniła przyjaciela, otwierając przed nimi drzwi. Dom był duży i cichy, ale czego się spodziewać po domu samotnie mieszkającej dziewczyny. Brakowało nawet jakiegoś psa, albo kota, ale o tym pewnie Cobie pomyśli za jakiś czas.
Zaraz... Przecież Jerry mówił, że nie ma nikogo, kto mógłby być zazdrosny. Znowu coś palnęłam.
Rzuciła ukradkiem oko na chłopaka przyglądając się jego reakcji.
- Siadajcie w salonie, albo jak chcecie to chodźcie do kuchni. Mam taki fajny ekspres, myślę, że posmakuje Ci z niego kawa.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
- Spokojnie, Cobie, naprawdę nie ma się czym przejmować. Wyluzuj, dziewczyno, nie będę krzyczał ani bił, jak zrobisz czy powiesz coś nie tak. Najwyżej się uśmiechnę, a śmiech to podobno zdrowie! - zademonstrował zatem, jak się uśmiecha, choć bardziej się uśmiechnął, żeby ją podnieść na duchu, niż tylko dla samego uśmiechnięcia się. - Zresztą, mi zdarza się to notorycznie, prawda, Lils? - spojrzał w kierunku córki, która pokiwała głową potwierdzając jego słowa. - A jak coś ci nie podpasuje, to się nie patyczkujesz - bierzesz widły i wyganiasz natręta! - zaśmiał się krótko markując w powietrzu znak, że wygania kogoś widłami z posesji. Jakoś tak się złożyło, że miał w tym wprawę… ale tym razem to on był intruzem, więc powinien uważać tym bardziej, żeby nie skończyć zgodnie ze swoimi propozycjami!
Nie mógł sobie wyobrazić Marianne, która pozwala Lily na przelot samolotem do oprysków, ale widząc radość córki, nie chciał niszczyć jej entuzjazmu, więc kiedy zapytała "zapytamy mamę czy mogę?", pokiwał bezmyślnie głową znając odpowiedź. A niech tym razem Harding martwi się o wyjaśnienia, dlaczego nie można! On i tak był już złym ojcem świadomie i egoistycznie opuszczając córkę na kilka tygodni!
- W takim razie nie muszę mieć wyrzutów sumienia, że zabieram ci kilka minut życia. Wiem, że to ja obiecałem kawę, a sam się wprosiłem, ale nie wiem, czy udałoby mi się znaleźć kiedy indziej chwilę przed wyjazdem. Do soboty mała jest ze mną, a tej bestii nie można spuścić z oczu samej nawet na chwilę! - poczochrał z rozbawieniem włosy dziewczynki, kiedy przekraczał próg mieszkania i mimowolnie rozejrzał się ciekawie po meblach oceniając ich wykonanie oraz solidność - ach, to skrzywienie zawodowe!
Jerry był tym typem człowieka, który nie lubił być ustawiany w roli gościa specjalnego, dlatego chętniej skierował się za Cobie do kuchni i usiadł przy stole na drewnianym krześle. Mała Lily od razu wskoczyła mu na kolana, brudząc przy tym koszulkę ojca farbką z twarzy, jednak Jermaine wcale się tym nie przejął. Zanim wrócą do domu, czeka go pewnie jeszcze nie jedna powtórka z rozrywki.
- Hoho, kawa z ekspresu! Dawno nie byłem tak rozpieszczony! - podsumował wesoło bez cienia naigrywania się. U siebie czy w pracy nie miał takich bajerów, a ostatnimi czasy montowali kuchnie w niewykończonych i niezamieszkanych apartamentach, więc o kawie, ciastku i rozmowie można było pomarzyć!
- Mieszkasz tu sama? W takim dużym domu? Nie boisz się? - Lily wtrąciła się do rozmowy. W przerwie na oddech sięgnęła po postawioną na stole szklankę z lemoniadą i - machając luźno nogami pod stołem - opróżniła łapczywie prawie pół naczynia na raz. - Ja się nie boję, bo mieszkam z mamą, ale sama to pewnie bym się bała… - wytarła zamaszyście usta przedramieniem i odwracając głowę w stronę ojca uśmiechnęła się szeroko.

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Spojrzała na niego z lekkim rozczuleniem, uśmiechając się pod nosem.
- Gdybym potraktowała Cię widłami, to chyba odniosłabym zupełnie inny efekt, niż planowałam. - odpowiedziała nieco enigmatycznie, po czym nalała lemoniady Lily i wręczyła jej szklankę.
Odruchowo pogładziła ją po głowie nieco mierzwiąc jej włosy, a na jej twarzy pojawił się kolejny rozczulony uśmiech. Była taka urocza, chociaż pewnie potrafiła zajść za skórę, jak się z nią mieszkało. Niemniej wprowadzała do domu Cobie śmiech i hałas, którego zdecydowanie jej brakowało. Jej i temu domostwu. Aż się prosiło, żeby po tych pomieszczeniach biegały dzieciaki i pies. I koty! Dom bez zwierząt to nie dom. Z drugiej strony zwierzęta jednak utrudniają wyjazdy i inne takie.
- Dobrze zrobiłeś! Nie umówiliśmy się kompletnie i jak zwykle plułam sobie w brodę, że tego nie dopilnowałam - ekspres właśnie wypluł kawę, więc podała ją w dużym kubku.
Takie typowe dla ludzi, którzy wstają wcześnie rano i potrzebują dużo kofeiny, żeby móc funkcjonować na wysokich obrotach przez cały dzień. A dzień Cobie potrafił być bardzo długi, szczególnie podczas okresu siewu, bo potem dbanie o uprawy było mniej pracochłonne. Elegancki kubas w pastelowym kolorze mieścił chyba z pół litra w sobie.
- Potem Lily wraca do mamy? - zapytała, chociaż właściwie to się wydawało jedynym rozwiązaniem.
Wolała się jednak upewnić, że Jerry nie ma żony, albo dziewczyny, z którą razem mieszka i wychowuje córkę. Nawet jeśli byli tylko przyjaciółmi!
Chwilę potem zaskoczona spojrzała na dziewczynkę i uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Czasem się boję, ale staram się być dzielna. Wiesz, że odwaga to nie jest brak strachu, tylko działanie pomimo niego? - wyjaśniła. - Ale mamy mają to do siebie, że potrafią być dzielne i wzmagać odwagę.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
- No nie wiem, życie potrafi być przewrotne - podsumował z rozbawieniem, bo wynikiem jego ataku z widłami (a może był to szpadel? krążyło już tyle wersji, że Jerry stracił pewność) summa summarum okazała się... Lily. - Nigdy nie wiesz, co przyniesie jakiś głupi gest, który wykonasz, więc polecam być sobą i robić głupoty, życie jest za krótkie na idealne i przemyślane zachowania - tak jeszcze nawiązał do tamtej sytuacji, po której Cobie czuła się niezręcznie, a która jego całkiem rozśmieszyła.
Z uśmiechem wdzięczności przyjął kubek z kawą uważając, żeby nie rozlać. Zapach roznosił się naprawdę aromatyczny i aż się chciało spróbować, ale wolał poczekać, żeby nie poparzyć sobie języka. - Kubek masz przekozacki! Przydałby mi się taki w stolarni, nie musiałbym non stop chodzić po dolewkę - ustawił go sobie uchem do siebie, żeby wygodniej było mu sięgnąć i spojrzał na Cobie. - Nie napijesz się ze mną? - zapytał zaskoczony, że przygotowała tylko jeden kubek. W końcu z tego jednego dużego mogła spokojnie przygotować dwie porcje dla obojga!
- Tak, wraca do domu - odpowiedział odruchowo, bo dla niego “powrót do domu” a “powrót do mamy”, to były synonimy. - Chciałem z nią spędzić trochę czasu przed wyjazdem. Nigdy nie zostawiałem jej na tak długo i próbuję teraz nakraść sobie jej osoby na zapas, żeby nie tęsknić za mocno - pogłaskał Lily po głowie z nieco nostalgicznym uśmiechem, zaczesał jej włoski za ucho, po czym sięgnął po kubek z kawą i napił się kilka łyków. Jak przyjemnie było napić się czegoś tak kremowego, co nie gryzło ziarenkami kawy w podniebienie! Uśmiechnął się z aprobatą patrząc na kubek, jakby był prawdziwym koneserem kawy.
Jerry’emu bardzo spodobała się odpowiedź Cobie i patrzył z zaciekawieniem, jak Lily analizuje ten przekaz. Aż żałował, że nie może zajrzeć do główki córki, bo istniała spora szansa, że mała wykręci z tego jakiś swój wniosek, który wszystkich zaskoczy, ale najwyraźniej na ten moment przyjęła wersję zaproponowaną przez Cobie i kontynuowała temat pustego domu. - Ale to musi być ci smutno tak być samej cały czas. Wiesz, moja mama zajmuje się zwierzętami. Mamy pod opieką nawet kangurka! Nazywa się Charlie i czasem go karmię. Ale mamy też kotki, zawsze jest dużo kotków. Możemy ci przywieźć z tatą jednego. Albo pieska, bo pieski też mamy. Żeby cię bronił, kiedy będziesz się bała! Chceeeeeeeeeesz?- zaproponowała z entuzjazmem uderzając rączkami o stół, oparła się na łokciach, a brodę oparła na dłoniach i patrzyła na Cobie zastanawiając się, które ze zwierzątek mogłaby jej oddać tak na zawsze.
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- A jeżeli przeżywanie głupich wpadek to właśnie to, jaka jestem? - odpowiedziała pytaniem, ale nie oczekiwała odpowiedzi.
W tym czasie zdążyła sama nalać sobie lemoniady, która przecież była jej ulubionym napojem. Postukała palcami w szklankę z kwaśnym płynem, jakby w ten sposób dawała znać, że dzisiaj zamiast kawy napije się tego i wreszcie przysiadła na stołku barowym na przeciwko Jerry'ego. Siedzieli dość blisko siebie, właściwie ich kolana prawie się ze sobą stykały. Oparła głowę na swojej ręce, której łokieć.
- Kupiłam z dziesięć takich, dam Ci jeden, jeśli chcesz. - uśmiechnęła się pod nosem, wodząc spojrzeniem za biegającą dookoła Lily.
Trochę podważyła autorytet Jerry'ego, dając jej jednak lemoniadę, ale przecież nie mogła temu gazelotowemu aniołkowi odmówić jakiegoś smakołyku.
Kiedy opowiadał o tym, jak bardzo będzie tęsknił za swoją córką, uśmiechnęła się rozczulona i całkowicie wzruszona. No przecież wlał w jej serce mnóstwo ciepłego czegoś, co zaczęło promieniować na całe jej ciało i już chciała coś powiedzieć, już chciała by jej ręka powędrowała na jego kolano, kiedy Lily zadała kolejne pytanie, które totalnie ją zaskoczyło i wybiło z tegoż dziwnego nastroju. Tak, było jej cholernie smutno, kiedy była sama przez cały czas. Przełknęła gulę, która urosła jej w gardle, próbując zwalczyć łzy, które zaczęły cisnąć się jej na oczy. Wyszło nawet całkiem nieźle.
- A wiesz, że to nie jest zły pomysł Lily? Ale może nie będę zabierała zwierzątek Tobie i Twojej mamie. - zaproponowała czując, że kryzys został zażegnany. - Myślę, że Twój tato chętnie mi pomoże znaleźć psa...
Zerknęła na wspomnianego ojca z tajemniczym uśmiechem.
- Poza tym, jak jest straszno w nocy to mam do kogo zadzwonić, więc nie jest tak źle.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
A Jerry właściwie zamierzał jej odpowiedzieć na to pytanie, na które ona sama nie oczekiwała żadnej odpowiedzi: - Więc taka jesteś i to jest super! Zamiast płoszyć się na głupie słowo, przekuj to na swoją korzyść - powiedział z przekonaniem opierając się łokciami o blat. Był już gotowy wyłożyć jej cały elaborat na temat wyższości szczęścia i wolności z bycia sobą w porównaniu do robienia dobrej miny do złej gry, ale ostatecznie się powstrzymał i z wydechem pozbył się bojowego nastawienia. - Wybacz, niepotrzebnie się tak rządzę, masz prawo robić to, co chcesz i jak chcesz. Mój ojciec jest psychiatrą, od gówniarza wpoił mi pewne zachowania, którymi kieruję się w życiu, a teraz ja próbuję zarzucić nimi ciebie, bo widzę, że niepotrzebnie przejmujesz się nieistotnymi błahostkami. - Zrobił nieco zakłopotaną minę, ale z jakiegoś powodu odniósł wrażenie, że Cobie potrzebuje jakiegoś bodźca, który popchnie ją do przodu.
Na propozycję prezentowania mu kubka w sumie pokiwał ochoczo głową. Podobała mu się ta faktura, dobrze trzymało się go w dłoni i miał solidne dno, które będzie solidnie stało na stole stolarskim pełnym trocin, papierów i skrawków drewna czy płyt.
- Można i tak! - przyznał ze śmiechem. Jak na razie odbyli tylko jedną nocną rozmowę, ale w sumie była całkiem przyjemna, więc gdyby Cobie miała podobną potrzebę, nie widziałby przeciwwskazań, żeby porozmawiać z nią także następnym razem. - Chociaż mała ma rację. Nie znam się na zwierzętach, a Marianne opiekuje się takimi wymagającymi rekonwalescencji, więc jak któryś z psiaków od niej wydobrzeje, to na pewno chętnie odda go w dobre ręce - uśmiechnął się szeroko, bo nie wątpił, że psiak miałby z Cobie dobrze. - No chyba że chcesz jakiegoś rasowego? Masz owce? Albo bydło? Dziadkowie mają starego owczarka australijskiego, co gania zawsze za owcami i pilnuje, żeby się za bardzo nie rozchodziły od stada. Piękny, choć stary, chcesz zobaczyć? - wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni, pogrzebał w galerii i pochylając się nad stołem w kierunku Cobie tak, że ich ramiona się zetknęły, pokazał na ekranie zdjęcie co prawda starego, ale ciągle bardzo żywotnego Marleya. - Mój aparat ma jakoś kalkulatora, na żywo jest piękniejszy!

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Ach to dlatego! Przez moment myślałam, że pomyliłeś powołania i powinieneś zostać psychologiem zamiast rolnikiem. - puściła mu oczko, uśmiechając się pod nosem szelmowsko.
Przez moment przeszło jej przez głowę, że teraz pewnie się obrazi, ale z drugiej strony to były jego własne rady, żeby nie przejmować się błahostkami.
- Czasem błahostki przestają być błahostkami przy pewnych osobach. - dodała sięgając po swoją szklankę.
Odstawiła ją po upiciu małego łyczka i podeszła do jednej z kuchennych szafek, z której wyciągnęła wspomniany kubek. Po chwili zastanowienia wzięła jeszcze markera, który stał w kubeczku z długopisami i naskrobała na nim "Od przyjaciółki, Cobie <3". Miała ładne, nieco wydumane pismo, widać, że kiedyś ktoś przyłożył sporo uwagi i wysiłku, żeby opanowała jakieś "podstawy kaligrafii", albo po prostu wytrenowała ładny charakter. Wróciła z kubkiem i wręczyła go Jerry'emu.
- Super, nie mogę się doczekać! I nie nie mam już bydła, pewnie będę miała, ale wydaje mi się, że psy raczej sprawdzają się przy trzodzie i owcach. Bydło trzeba zaganiać konno, albo quadem. - chyba nie potrzebowała rasowego psa pasterskiego, z drugiej strony na pewno fajnie byłoby mieć takiego towarzysza. Zawsze byłoby do kogo otworzyć gębę, mogłaby przestać dzwonić po rodzinie i... Jerrym.
- Jaki cudny! - odpowiedziała, przejmując na chwilę telefon z rąk Jerry'ego, przez co ich dłonie się spotkały na moment, a on przy tym zbliżeniu mógł poczuć zapach wanilii przemieszany z wiatrem, którego przecież, tak "romantycznie" miała pełno we włosach.
Zapach jednak szybko ustąpił paliwu lotniczemu i pewnie jakiemuś smarowi. Nie ma co, mieszanka absolutnie wybuchowa.
- Jest przepiękny! Przekonałeś mnie zacznę się rozglądać za psem. A taki odratowany to świetny pomysł. Tylko Lily będzie musiała się za mną wstawić. Pewnie Marienne nie oddaje zwierzaków byle komu tak bez referencji.
Rzuciła okiem na dziewczynkę, obserwując czy ta zorientuje się, że została wspomniana.
- No to opowiadaj o swoim wyjeździe.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Podziękował z uśmiechem za kubek i postawił go przed sobą na stoliku, żeby przy wychodzeniu o nim nie zapomnieć.
- W sumie pies nie musi pełnić funkcji strażnika na farmie, moim zdaniem ma być w głównej mierze przyjacielem człowieka. - Co prawda sam był bardziej kociarzem, ale psiaki też lubił i zawsze uważał je za domowników pozwalając im zdecydowanie na za dużo w porównaniu do okolicznych farmerów z psami. Uśmiechnął się, gdy Cobie z takim entuzjazmem wypowiedziała się o Marleyu i zaaferowana zdecydowała się jednak na psiaka. - No to ustalone. Myślę, że Mari nie będzie miała nic przeciwko, czasem naprawdę trudno znaleźć dla jakiegoś zwierzaka dobry dom, więc jak coś pojawi się na horyzoncie, to Lils pewnie szepnie mamie słówko - również zerknął kątem oka na córkę, która na dźwięk swojego imienia odwróciła głowę w ich stronę i pokiwała szybko głową.
Nie trzeba go było bardzo zachęcać do opowiadania o wyjeździe, Jerry lubił mówić, a z Cobie rozmawiało mu się tak lekko, jakby się znali już dłuższy czas, więc słowa same płynęły mu ust. Bez wchodzenia w szczególnie osobiste szczegóły, opowiedział pokrótce, jak przerwał studia i przyjechał do Lorne Bay po zawale dziadka, żeby pomóc mu na farmie, jak później się zakochał i zdarzyła mu się wpadka, która zatrzymała go na dłużej w Lorne. Oraz o możliwości powrotu na studia dzięki pomocy dobrego znajomego rodziny, którego ojciec jest dość sławnym i znaczącym w środowisku archeologiem, dzięki wstawiennictwu którego udało się znaleźć staż w Adelaide. - Jeszcze muszę zdać egzamin komisyjny z tych semestrów, które mam za sobą i będę mógł znów nazwać się studentem. Chociaż w moim wieku trochę dziwnie się z tym czuję… - przyznał z rozbawieniem pociągając kolejny łyk ciepłej jeszcze kawy, który nawilżył mu gardło po dość obszernej historii. W międzyczasie Lily wierciła się niespokojnie, a wyczuwając, że ojciec zrobił przerwę, wtrąciła swoje trzy grosze. - Tato, obiecałeś mi samolot! - ewidentnie nudziła się, kiedy nikt nie zwracał na niej większej uwagi, jakiej musiała domagać się sama. Jerry uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.
- Ale to nie mój samolot, rozmawiaj z Cobie… - umył ręce zgodnie z zasadą nie wyręczania dziecka w zadaniach, które może już zrobić samodzielnie.
- Możemy zobaczyć samolot? Proszę, proszę, proszę! - cwana Lily użyła swojego proszącego spojrzenia, które na jej rodziców już nie działało, ale na większość innych ciotek/wujków/dziadków/babć jak najbardziej i najwyraźniej oczekiwała, że podziała także na Cobie, co Jerry obserwował z nieskrywaną ciekawością.

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Uśmiechnęła się pod nosem i kiwnęła głową. Fajnie będzie mieć futrzastego przyjaciela w domu.
- Kota też chętnie przygarnę. Może z kangurem nie wiedziałabym co robić i jak się nim opiekować, ale tradycyjne zwierzęta, jak najbardziej!
Zaśmiała się wesoło na gorliwe potakiwanie Lily, no nic nie mogła poradzić na to, że ta dziewczynka ją rozczulała.
- No to mamy sprawę załatwioną, z takim wsparciem na pewno znajdziemy mi przyjaciela i domownika.
Cobie była wdzięczną słuchaczką, która albo świetnie odgrywała zainteresowanie, albo rzeczywiście żywo reagowała na ciekawsze kąski, które opowiadał Jerry. Często zadawała pytania, czasem głupie i naiwne, ale nie bała się wyjść na idiotkę, tym bardziej, że to chyba sprawiało, że jej rozmówca chętniej wszystko tłumaczył i jeszcze bardziej zapalał się w swojej pasji. A to jej się bardzo podobało. Nie ma chyba nic seksowniejszego, niż facet z pasją, który o niej opowiada w tak zajmujący i energetyczny sposób. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cały czas czaił się na jej ustach, a cała jej uwaga skupiała się na Jerrym.
- Jakbyś potrzebował pomocy w nauce, albo żeby Cię odpytać to jestem chętna, chociaż myślę, że Lily z mamą zrobią to znacznie lepiej. - puściła oczko dziewczynce.
Niemalże podskoczyła na wspomnienie o samolocie i zaśmiała się.
- Jasne, możemy obejrzeć, ale lot tylko za zgodą obojga rodziców. - zakomenderowała, wstając ze swojego miejsca.
Zawahała się na moment i nachyliła do Jerry'ego.
- Lily może jeść lody? - zapytała, bo chciała małą uraczyć smakołykiem, mającym wynagrodzić brak przejażdżki żółtym samolocikiem.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
ODPOWIEDZ