Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Zaśmiała się dźwięcznie, słysząc komentarz blondynki.
- Jest całkiem przystojny i niezwykle sympatyczny… Ale ma też pięcioletnią córkę, a plotka mówi, że jej matka nadal mieszka z nim na jednej farmie, mimo iż oficjalnie się rozstali. - Wzruszyła ramieniem. Mieszkanie na jednej farmie z jej ojcem (niezwykle lubującym się w plotkach) jak i babcią Clarke (która na Carnelian Land znała chyba każdego) oraz bycie chyba jedynym weterynarzem w okolicy sprawiało, że panienka Clark była niezwykle dobrze poinformowana o najświeższych ploteczkach krążących po okolicy. - Na twoim miejscu raczej bym nic z nim nie kombinowała, wiesz, spore ryzyko wplątania się w coś dziwnego. - Dodała jeszcze, bo choć Jermaine posiadał swój urok, jakiekolwiek działania wobec niego w tym departamencie wydawały jej się niezwykle nierozsądne, przynajmniej z jej punktu widzenia. Uważniejsze spojrzenie powiodło po postaci blondynki i choć nie widziała w niej zagrożenia zbyt pewna uczuć swojego partnera, zwyczajnie nie mogła powstrzymać kolejnego pytania: - Mam nadzieję, że z zajętymi takich problemów nie masz? - … bo nie wiem, czy nie podrzucić ci paru tajpanów… przeszło jej przez myśl, chyba zwyczajnie według niepisanych zasad, które brunetce przyszło dopiero poznawać. Ufała pan Ahsworth, doskonale wiedziała, że ten by jej w żaden sposób nie skrzywdził… Chyba nie potrafiłaby jednak znieść faktu, że ktokolwiek mógłby się koło niego kręcić, nawet jeśli ten nie byłby zainteresowany.
Pokiwała głową na znak, że przyjęła jej słowa do wiadomości, choć nadal podobne posunięcie wydawało jej się… odważne. Albo głupie, nie była jednak pewna, które z tych dwóch bardziej.
- No to pewnie nie byli zadowoleni, jak usłyszeli o farmie, co? - Cień rozbawienia pojawił się w jej głosie. Jej ojciec z pewnością byłby zachwycony, jakby usłyszał podobne nowiny, doskonale jednak wiedziała, że nie każdy jest taki jak jej ojciec, do resztek przesiąknięty wiejską atmosferą i stanowczo za dużymi ilościami Strażnika Teksasu. - Kupiłaś tylko dom czy ziemię również? Jak pamiętam, poprzedni właściciele mieli całkiem spore pole… - Kolejne pytanie powędrowało z jej ust, z wyraźnym zaciekawieniem. Jakoś nie wyobrażała sobie tej kobiety pracującej w polu bądź hodującej zwierzęta. Nie, z pewnością do tego nie pasowała.
- A to nie jest przypadkiem tak, że dla każdego inne sprawy mają znaczenie? Wiesz, dla mnie ważne są kwestie dzikich zwierząt, ale dla wielu osób jest to kwestia nieistotna i mało interesująca. - Co nie podobało jej się w ogóle, co dało się wyczytać z chwilowego grymasu, jaki pojawił się na jej buzi. Nie raz miała do czynienia z przykładami paskudnej agresji względem zwierząt, które nie raz nie miały nawet jak się obronić. I za każdym razem irytowała się, że policja nic z tym nie robi. - Aha, chociaż pewnie prędzej będziesz mnie potrzebować, jak jakiś zwierzak włamie ci się do domu. - Odpowiedziała z cieniem rozbawienia, choć niezwykle wiele mogłaby powiedzieć w kwestii znęcania się nad zwierzakami i prób pozyskania składników z tych, które były objęte ochroną. Kolejne słowa Pearl sprawiły, że Audrey uniosła brew ku górze. - W takim razie życzę powodzenia w poszukiwaniach. I rozsądku, on zawsze się przydaje. - Zwłaszcza jeśli nie chciało się w pakować w środek bagna. Audrey Bree Clark z pewnością nie chciała, dlatego też nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu, zwyczajnie posiadając zbyt wiele swoich własnych trosk, do których nie chciała doliczać informacji, których nie powinna posiadać.

pearl campbell
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Pokiwała głową, nawet oddychając przy tym z pewnego rodzaju ulgą.
- Dobra, jak ma dziecko, to świetnie, te działają na mnie, jak czosnek na wampiry - zażartowała, bo niestety z najmłodszymi się nie dogadywała. Własnych dzieci... nie to, że nie chciała, co nawet nie miałaby z kim mieć, bo gdyby ktoś przygodny miał zostać ojcem... pewnie dość poważnie by się załamała. Jej życie i bez tego nie wyglądało najlepiej. - Spoko luz, będę trzymać ręce przy sobie - zapewniła jeszcze, bo nie chciała się mieszać w żadne skomplikowane układy miłosne. Generalnie w założeniu miała unikać mężczyzn, może poza Geordanem, bo akurat w niego wierzyła na tyle, by nie obawiać się z jego strony niczego. Był jej najlepszym przyjacielem i, jak sądziła, jednym z nielicznych przedstawicieli swojej płci, który nigdy by jej nie skrzywdził. - Nie, zajęci mnie nie kręcą... lubię mieć święty spokój, jeśli chodzi o relacje z innymi - bo jeśli chodzi o życie prywatne, czy zawodowe, to już niekoniecznie. - Więc jeśli martwisz się, to spoko... nie podrywam cudzych facetów, w zasadzie... wolnych też nie - podsumowała zgodnie z prawdą, bo chociaż ci byli jej słabością, to najchętniej niewiele miałaby z nimi wspólnego. Wiedziała w końcu, że nic dobrego z takich związków nie wynika. Nie w jej przypadku.
- Sam dom... pola mają komuś dzierżawić, czy coś - jej samej to nie interesowało. - No, a rodzice... nigdy nie są zadowoleni z moich decyzji - wzruszyła ramionami, bo na tym etapie swojego życia, nieszczególnie się tym przejmowała.
Pokiwała jeszcze głową, na jej stwierdzenie o znaczeniu różnych spraw. Niczemu nie chciała wcale umniejszać, ani w żaden sposób jej obrazić, bo też się z nią zgadzała. po prostu Pearl chciała pisać o tych wszystkich niebezpiecznych procederach, które w jakimś stopniu sprawiałyby, że źli ludzie obrywaliby po dupach.
- Dzięki wielkie - skinęła jej głową, bo rozsądek faktycznie by się przydał, w szczególności jej. Nie zatrzymywała też już dłużej Audrey u siebie, bo najważniejsze kwestie raczej sobie wyjaśniły, a ta pewnie chciała udzielić jakiejś lepszej pomocy poszkodowanemu zwierzęciu. Pożegnały się więc w zaskakująco przyjemnej atmosferze i cóż... Pearl po prostu pogodziła się z tym, że póki co jej płot nie prezentował się zbyt dobrze.

Audrey Bree Clark
<koniec> <3
ODPOWIEDZ