lorne bay — lorne bay
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
mechanik, który pół roku temu wyszedł z więzienia za kradzieże i próbuje od nowa ułożyć sobie życie, jednocześnie wciąż obarczając winą siostrę za śmierć ich młodszego brata
6
Choć minęły dwa lata, odkąd rozmawiał z Pearl po raz ostatni, tak naprawdę nigdy nie przestał o niej myśleć. W więzieniu zawsze zastanawiał się, jak się czuje, jak sobie radzi, czy może znalazła sobie kogoś innego, kogoś lepszego niż on. Zasypiając zaś na niewygodnym materacu, zawsze próbował przypomnieć sobie jej śmiech, roziskrzone spojrzenie i rozciągnięte w szerokim uśmiechu usta, z których tak uwielbiał spijać pocałunki — te szybkie i zupełnie niewinne, jak i gorące, przepełnione potrzebą jej bliskości. Katował się tymi wspomnieniami codziennie, samemu karząc się za to, jak cholernie ją skrzywdził. Wciąż jednak uważa, że podjął najlepszą decyzję i, zamiast trzymać ją przez lata w zawieszeniu, po prostu dał jej wolność; dał szansę na lepsze życie. I, choć widział ból w jej oczach, gdy jej to mówił, był pewien, że kiedyś wszystko zrozumie i będzie mu wdzięczna za tę decyzję — wtedy, gdy będzie miała cudownego męża, gromadkę dzieci i dom z białym płotem; coś, czego on nie byłby w stanie jej dać.
Powinien więc o niej zapomnieć. Powinien ruszyć dalej ze swoim życiem, szczególnie że wreszcie faktycznie może to zrobić, będąc już na wolności. Prawda jest jednak taka, że nadal o niej czasami myśli, zazwyczaj w trakcie tych wszystkich bezsennych nocy, podczas których prześladuje go przeszłość. Głupi jednak nie jest i wie, że skontaktowanie się z nią byłoby najgorszym pomysłem na świecie, wszakże nie chce rozdrapywać starych ran. A co jeśli naprawdę kogoś ma; co jeśli naprawdę jest szczęśliwa? Nic dziwnego, że woli trzymać się z daleka, unikając wszystkich miejsc, w których Pearl mogłaby się pojawić. Wystarczy, że parę tygodni temu zauważył ją gdzieś z daleka i sam jej widok sprawił, że wszystko wróciło do niego ze zdwojoną siłą. Chyba właśnie dlatego w ostatnich dniach większość wieczorów spędza w barze, próbując o wszystkim zapomnieć na dnie butelki whisky. I do tej pory nie było w tym nic szkodliwego — upijał się, a potem grzecznie wychodził z baru i wracał do swojego mieszkania, gdzie padał jak zabity na twardy materac. Czasem błąkał się chwilę wcześniej po ulicach miasteczka, próbując choć odrobinę wytrzeźwieć, ale zazwyczaj nie miał głupich pomysłów — w przeciwieństwie do dzisiejszego wieczora.
Naprawdę nie wie, w którym momencie pojawił się w Carnelian Land, pod domem z numerem pięćset czternaście, w którym nigdy wcześniej nie był, ale którego adres niefortunnie wyrył się w jego pamięci, gdy odkrył kto pod nim mieszka. Zdecydowanie powinien trzymać się od tego miejsca z daleka i zwykle nie było takie trudne, ale dzisiaj… Dzisiaj coś go naszło. Dzisiaj diabełek siedzący na jego ramieniu podpowiedział, że to będzie wręcz wyśmienity pomysł. Staje więc pod drzwiami niewielkiego domku — pijany, z włosami w nieładzie i poplątanymi myślami — po czym dzwoni dzwonkiem, opierając się ręką o framugę drzwi, aby przypadkiem się nie przewrócić, bo świat trochę kręci mu się przed oczami. I czeka — sekundę, dwie, trzy, a te dłużą mu się niemiłosiernie i naprawdę ma wrażenie, jakby czekał tak wieki.
W końcu jednak drzwi się otwierają, a jasność płynąca z wnętrza domku na moment go oślepia. Mruga z niezadowoleniem, próbując przyzwyczaić wzrok do tej nagłej zmiany, a gdy wreszcie zaczyna coś widzieć, unosi spojrzenie wyżej, by stanąć twarzą w twarz z osobą, która śni mu się po nocach.
Pearl...? — wyrzuca z siebie cicho, niepewnie, jakby nie był pewny, czy znowu śni, czy może tym razem naprawdę pojawił się na progu jej domu. I kiedy tak uzmysławia sobie, że to rzeczywistość, momentalnie blednie i zapomina języka w gębie.
Po co, do cholery, on tutaj przylazł?!

pearl campbell
ambitny krab
nonsens#5543
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
4.

W jej życiu nic się nie układało i powoli godziła się z tym, że jest to stan, który już się nie zmieni. Nie należała do kobiet nieśmiałych, którymi mężczyźni chcieli się opiekować. Nie była też z tych ułożonych, które z kolei dawały poczucie bezpieczeństwa i dlatego doskonale nadawały się do roli żony czy matki. Nie była nawet z tych cwanych i ponętnych, które potrafiły obrócić sobie wokół palca każdego. Była w tym wszystkim gdzieś po środku, mając po trochu z każdej i dlatego też, będąc skazaną na porażkę. Jej relacje z mężczyznami kończyły się źle bądź tragicznie, Nicky był tego doskonałym przykładem. Kiedyś usłyszała, że przyciąga tylko nieodpowiednich mężczyzn i, że to nic dziwnego, skoro sama stale sprawia kłopoty... smutna to była prawda, ale parsknęła wówczas śmiechem, jak wszystko obracając w żart, bo przecież tak było najłatwiej. Nawet gdy wracała do przyszłości, próbowała podchodzić do tego z humorem, bardziej śmiać się z siebie, niż rozpaczać, ale różnie jej to wychodziło. Zwykle parsknięciom bliżej było do histerii, dowcipom z samej siebie do bolesnych oskarżeń i podkopywania własnej wartości. W chwilach, w których pozwalała sobie na wspomnienia, zwykle coś w niej pękało, a potem ocierała oczy, klepała się w policzki i mówiła sobie, że jest już dobrze, chociaż nie pamiętała nawet co to znaczy. Też zbyt często sięgała po alkohol, dołączając do tego zbyt duże ilości papierosów, które podobno jej nie pasowały... tak przynajmniej mówiła jej matka, krzywiąc się na każdym rodzinnym spotkaniu. Mimo to nałóg był czymś stałym, papierosy były zawsze pod ręką, gotowe ją uspokoić, podobnie, jak wino.
Kiedy pierwszy raz zobaczyła Nicka na ulicy Lorne Bay, wmawiała sobie, że jej się przewidziało. Powinien być w więzieniu, które odwiedzała kilka razy po tym, jak ją rzucił, mimo, że nie wychodził już na spotkania. Była wówczas dość żałosną wersją siebie, z resztą nie pierwszy i nie ostatni raz. Czasem błagała strażników, innym razem rzuciła o kilka nerwowych epitetów za dużo, więc zmuszono ją do wyjścia, aż w końcu dała sobie spokój. Miała własne życie, swoje obowiązki, wówczas jeszcze studia i cel, który od niedawna realizowała. Może to, jak ją potraktował było jednym z tych sprawczych kopniaków bez których by sobie nie poradziła? Wolała tak o tym myśleć, by nie zwariować i nie zadawać sobie pytań, czy ją kochał, a jeśli tak, to dlaczego przestał?
Tej nocy wróciła do domu dość późno, po tym jak cały dzień spędziła w jakimś barze w Cairns, tylko po to, by nie spotkać informatora, który najwyraźniej ją wystawił. Nie miała więc najlepszego humoru i słysząc dzwonek do drzwi, zamarła z butelką wina do której zdążyła wbić już korkociąg. Odkąd włamała się do kontenera w porcie, każda taka wizyta przyprawiała ją o zawał, to też idąc, aby otworzyć, zgarnęła po drodze jakąś figurkę, którą - znając jej szczęście - w razie potrzeby i tak by się nie obroniła. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, ale kiedy dostrzegła Regalado, po prostu skamieniała. Krew spłynęła z jej twarzy, płuca przestały wypełniać się powietrzem. Nic nie rozumiała.
- Co ty tu robisz? - nawet nie wiedziała, że o to zapytała, zrobiła to tak samoczynnie, że jej głos zaskoczył ją samą. Dopiero kilka innych faktów sprawiło, że się w końcu poruszyła. Dobrze, sentymenty na bok, nie mogła się im poddać. - Jesteś pijany? - miała nadzieję, że zabrzmiało to oskarżycielsko, bo tak powinno. Musiała unieść się dumą, nie pozwolić sobie na słabość, nawet jeśli wśród tych największych, jakie posiadała, Nicky zajmował niegdyś podium.

Nicky Regalado
lorne bay — lorne bay
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
mechanik, który pół roku temu wyszedł z więzienia za kradzieże i próbuje od nowa ułożyć sobie życie, jednocześnie wciąż obarczając winą siostrę za śmierć ich młodszego brata
Nigdy nie przestał jej kochać. I to właśnie dlatego, z wielkim bólem serca, musiał pozwolić jej odejść. Wiedział jednak, że sama z siebie tego nie zrobi, że będzie chciała przy nim tkwić, mimo jego pobytu w więzieniu. Już słyszał w swojej głowie, jak zapewnia go, że na niego zaczeka — a może nawet naprawdę mu to powiedziała? Sęk w tym, że nie chciał, aby czekała. Nie chciał, aby zmarnowała sobie przy nim życie, bo jego dalsza egzystencja po wyjściu na wolność stała pod znakiem zapytania. Czy znajdzie pracę? Czy ktokolwiek będzie chciał mieć z nim do czynienia? To nie tak, że kogoś zabił, ale przecież ludzie często omijają szerokim łukiem każdego, kto wylądował w więzieniu, nieważne za co. Nie miał zamiaru więc skazywać ją na niepewny los, a wiedząc, że sama go nie opuści, to on musiał zrobić ten bolesny krok. To on musiał ją od siebie odepchnąć, zerwać z nią i przestać się z nią widywać, co w jego sytuacji było akurat proste. Wystarczyło, że nie wychodził do niej, gdy przychodziła na wizytacje; wystarczyło, że poprosił strażników, aby za każdym razem odsyłali ją z kwitkiem, aż wreszcie da sobie spokój. I w końcu się to udało — po pewnym czasie zauważył, że jej wizyty stały się coraz rzadsze, aż po jakimś czasie ustały kompletnie. I może byłoby łatwiej, gdyby nie widok pierścionka, który kupił jej parę tygodni wcześniej, a który znalazła, gdy przeglądała jego rzeczy. Pierścionek bowiem coś oznaczał — pierścionek jasno wskazywał na to, że nie była dla niego po prostu kolejną dziewczyną, z którą jest, aby znaleźć tą jedyną; ona była tą jedyną. Niektórzy więc mogliby się zacząć zastanawiać, dlaczego w takim razie tak łatwo dał za wygraną? Właśnie dlatego — była dla niego najważniejsza i zrobiłby dla niej wszystko; dałby jej wszystko, co najlepsze. W tym wypadku tą najlepszą rzeczą była — jego zdaniem — wolność.
Czy po wyjściu z więzienia kusiło go ją odwiedzić? Codziennie. Wiedział jednak, że to zły pomysł, więc trzymał się z daleka, choć nie omieszkał podpytać paru znajomych, jak sobie radzi. Czy już o nim zapomniała? Czy już ma kogoś innego? Co teraz robi, czym się zajmuje? Jak się czuje? Milion pytań, na które najlepiej odpowiedziałaby zapewne sama zainteresowana. Nie raz był bliski wybrania jej numeru — tylko po to, by sprawdzić, jak się ma. Wiedział jednak, że byłoby to bez sensu, wszakże nie chce robić jej żadnej nadziei. Tak, wyszedł z więzienia, odzyskał pracę, ale prawda jest taka, że wrakiem człowieka. Kimś, kim sam wstydzi się być, a Peral zdecydowanie zasługuje na kogoś lepszego; dużo lepszego.
A jednak jest tutaj — stoi przed nią. Stoi i wpatruje się w nią z nagłą świadomością tego, gdzie jest. Niestety jego mózg cały czas zaćmiony jest dużą ilością alkoholu, który dzisiejszego wieczora w siebie wlał, więc jeszcze przez chwilę się na nią gapi, a potem gwałtownie odrywa się od framugi drzwi, cofając się o krok. Jest to jednak bardzo zły pomysł, bo ten nagły ruch sprawia, że zaczyna mocno mu się kręcić w głowie i musi znowu oprzeć się o framugę, aby przypadkiem nie wylądować twarzą na podłodze.
Ja… — zaczyna, ale nie jest w stanie dokończyć ani wypowiedzi, ani tym bardziej myśli, która umarła zanim jeszcze na dobre wykiełkowała. — Nie… To znaczy… Chyba. Trochę — odpowiada jej słabo, przymykając na moment oczy. Bierze parę głębokich wdechów i kiedy jest już pewien, że jakoś się trzyma i w najbliższych minutach się nie wywali, ani nie zrzyga, prostuje się nieco i ponownie spogląda na Pearl. — Nie powinno mnie tutaj być — mruczy cicho, pewnie odrobinę niewyraźnie, choć naprawdę stara się po sobie nie pokazać, jak bardzo jest pijany. Chociaż na to chyba jest już za późno, bo już sam fakt, że stoi na progu jej drzwi, jest idealnym dowodem na to, że jest naprawdę wstawiony. Jak również to, że zamiast odwrócić się na pięcie i uciec, wciąż stoi oparty o tę nieszczęsną framugę, nie czując się na siłach, aby ją puścić.
Przepraszam, Pearl… Ja… — Sam już nie wie, za co przeprasza. Za to, że pojawił się o tak późnej porze i bez zapowiedzi pod jej drzwiami, czy za to, że złamał jej serce, gdy półtora roku temu kazał jej dać sobie spokój. Gdy mówił, że pierścionek był błędem, choć tak naprawdę wcale nie miał tego na myśli. Chciał tego, cholernie tego chciał. Tak bardzo, że ten ostatni skok naprawdę miał być jego ostatnim. Już niemal czuł, jak ciężar tego całego gówna spada z jego ramion, a on wreszcie jest wolny. Nigdy więcej kradzieży, nigdy więcej życia na krawędzi — jedynie szczęśliwe życie u boku ukochanej kobiety.
Miało być tak pięknie.

pearl campbell
ambitny krab
nonsens#5543
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Nie potrafiła do końca tego przepracować. Zawsze miała problemy z zaufaniem, mówiła o sobie wiele, a jednocześnie nie zdradzała niczego konkretnego, ale od tego czasu, odkąd Nicky zakończył to, co było między nami, jeszcze bardziej wrosła w poczucie, że nie wolno jej przed nikim w pełni się otworzyć. Kochała go. Może nawet dzięki niemu zrozumiała, z czym naprawdę wiąże się to uczucie, bo przecież w jej życiu była tylko ta jedna poważna relacja, a większość innych związków ograniczało się tak naprawdę do kilku wspólnych chwil. Z nim było inaczej. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, wsparcia na które, jak sądziła - nie zasługiwała. Wiedziała, że była wrakiem, że nie należała do tych kobiet, którym mężczyźni się oświadczają, naprawdę była tego świadoma, ale na litość boską, widziała pierścionek! Tamten widok, nawet jeśli wystąpił w złym momencie, uświadomił jej jak bardzo chciałaby być przy nim szczęśliwa. Może nawet potrafiłaby zrezygnować z tego swojego śledztwa, do którego wcale się nie nadawała, przestać zasypiać w wannie z o jedną butelką wina za dużo, stać się nieco bardziej dojrzałą, ułożoną wersją siebie, która na każdym kroku nie przyciąga kłopotów... tylko, że w jej życiu nigdy nie było miejsca na takie historie. Na szczęśliwe zakończenia i nadzieje na zmiany. Wszystko zawsze musiało się spierdolić i po tym, jak się rozstali, obiecała sobie, że już nigdy więcej nie będzie liczyć na żadnego mężczyznę, że nikogo już nie pokocha, bo koniec końców wiąże się to tylko z cierpieniem.
Rezygnacja z odwiedzin w więzieniu nie przyszła jej łatwo, często, by utwierdzić się w swoim postanowieniu, sięgała po alkohol, bo przecież po pijaku nie pojedzie. Tak to wyglądało i system ten, chociaż niezbyt rozsądny - sprawdzał się doskonale. Sądziła, że już nigdy go nie zobaczy, jednocześnie wracając co jakiś czas do wspólnych zdjęć, nienawidząc siebie za ten sentymentalizm, do którego - zapytana na głos - nigdy by się nie przyznała. Zgrywała twardziela, ale nigdy nim nie była. Teraz też byłoby łatwiej, gdyby bez wzruszenia patrzyła, jak wisi na jej framudze, ale do cholery, nie potrafiła! Serce waliło jej szybciej, dłonie trzęsły się lekko, co próbowała ukryć przed samą sobą, zaplatając je pod biustem, ściśle przyciśnięte do ciała. Jakby samej sobie nie ufała, obawiają się, że zaraz którąś z rąk do niego wyciągnie. Sam jego głos burzył w niej coś z siłą, do której nie powinien już mieć prawa. Jak dawno nie słyszała jego głosu? Poczuła niebezpieczne pieczenie pod powiekami, ale oczywiście przełknęła to. Głupota. Jej reakcje są głupie, to tylko pijana przeszłość kołysząca się na progu - to sobie wmawiała.
- Myślisz? - rzuciła sarkastycznie, jak zawsze sięgając po tą manierę, jak po jedyną broń, którą miała opanowaną. Nieco cięty język, nie pasujący do uroczej buzi, może i zabawny, ale na dłuższą metę nieodpowiedni dla kobiet. - To przynajmniej się zgadzamy - dodała, jakby wierzyła, że tą rozmowę mogą prowadzić w taki sposób, a jednak, po całej tej przerwie, podobne frazesy wydawały jej się tak bardzo nie na miejscu, jakby odrealnione od rzeczywistości. Jej imię w jego ustach znów zaatakowało niespodziewanie. Powinna go była wywalić, jak te dumne kobiety do których chciała należeć. Kiedy ryczała po ich rozstaniu, lubiła sobie wyobrażać, że rozegrała to wszystko inaczej, bez zająknięcia, z pewnego rodzaju nonszalancją, jakby nie straciła niczego ważnego. Tylko, że straciła i chociaż bardzo chciała, by był dla niej nikim... nie był.
- Wejdź - otworzyła szerzej drzwi. - Chociaż może powinnam odesłać cię w diabły... ale w tym niezmiennie jesteś ode mnie lepszy - uszczypliwa uwaga nie miała zrobić na nim wrażenia, bardziej na niej. Przypomnieć, jak przez niego cierpiała, nakłonić do tego, by patrzyła na niego przez pryzmat rozstania, tego, jak ją ignorował, nie wychodząc na spotkania. Powinna tak na niego patrzeć, ale nie było to tak proste, nie teraz, gdy została przyłapana na nieprzygotowaniu, bez możliwości obmyślenia strategii przed spotkaniem.

Nicky Regalado
lorne bay — lorne bay
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
mechanik, który pół roku temu wyszedł z więzienia za kradzieże i próbuje od nowa ułożyć sobie życie, jednocześnie wciąż obarczając winą siostrę za śmierć ich młodszego brata
Można rzec, że byli siebie warci — z problemami i popieprzonym życiem, pasowali do siebie, jak ulał. A jednak, zamiast ściągać się przez to na dno jeszcze bardziej, oni próbowali się nawzajem posklejać. On starał się odciągnąć ją od jej śledztwa, ona robiła wszystko, aby pogodził się ze swoją siostrą. Ona dla niego ograniczała alkohol, on chciał wreszcie zostawić za sobą życie złodzieja, by żyć uczciwie u jej boku. I, kto wie, może by im się udało; może stworzyliby normalną, naprawdę szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Może każdego roku razem spędzaliby święta w towarzystwie swoich najbliższych, zamiast oddzielnie, próbując zapić wszystkie swoje smutki. Bo wie, że w tym roku tak właśnie będzie, przynajmniej w jego przypadku. Pójdzie napić się do baru, a potem wróci do swojego mieszkania i spędzi święta w towarzystwie butelki whisky, którą kupił w dniu, w którym wyszedł z więzienia i odstawił na specjalną okazję. Nigdy nie sprecyzował, co to ma być za okazja, ale ta wydawała się być wręcz idealna. Nie wierzy bowiem w to, że dostanie swoje szczęśliwe zakończenie. Raz już miał na to szansę i wszystko spieprzył, a wyrzuty sumienia prześladują go do tej pory. Poniekąd właśnie dlatego nie chciał spotkać się z Pearl — nie potrafiłby jej po wszystkim spojrzeć w oczy. I nadal nie potrafi, czego dowodem na to jest fakt, że swoje spojrzenie wbija w podłogę. Już i tak czuje się paskudnie, nie chce poczuć się jeszcze gorzej, widząc w jej oczach żal, złość, ból, a może nawet i nienawiść. Sęk w tym, że nie musi na nią patrzeć, aby wiedzieć, że tak się czuje — słyszy to w jej głosie. Bo, choć zapewne chce brzmieć chłodno, jakby jego widok nie zrobił na niej żadnego wrażenia, zna ją tak dobrze, że wie, że to tylko gra.
Krzywi się lekko pod nosem, niemal pewny tego, że jeszcze chwila i zatrzaśnie mu drzwi przed nosem. Wcale nie miałby jej tego za złe — zasłużył sobie na to w stu procentach. Nie wie tylko, gdzie w takiej sytuacji by poszedł, bo ma wrażenie, że w tym stanie raczej do siebie nie dojdzie. Prędzej zatrzyma się parę kroków od jej domu i położy się gdzieś na trawie, dopóki w miarę nie wytrzeźwieje. Całe szczęście, że na zewnątrz jest ciepło, przynajmniej nie zmarznie. Gorzej, gdyby ktoś zadzwonił po policję, biorąc go za jakiegoś bezdomnego — tego zdecydowanie woli uniknąć. Problem ten wydaje się jednak zostać rozwiązany w tej samej chwili, w której Pearl zaprasza go do środka. Tylko, że nawet pijany w trzy dupy wie, że nie jest to dobry pomysł i ta jego rozsądniejsza część podpowiada mu, aby zebrał się w garść, powiedział dobranoc i wrócił do siebie. Już nawet otwiera usta, aby się pożegnać, ale wtedy jakaś niewidzialna siła sprawia, że odpycha się od framugi i rusza za Pearl do wnętrza jej domu.
Co ty robisz, idioto?! Wracaj! Wracaj, do cholery!
Ale jest już za późno. Drzwi zatrzaskują się za nim z hukiem, a on stoi na środku jej przedpokoju niczym ostatnia sierota, próbując utrzymać równowagę. Nawet nie ma jej za złe tej złośliwej uwagi, którą rzuciła w jego stronę zanim jeszcze wszedł do środka — bo przecież ma rację, tak? Zastanawia się tylko, dlaczego w takim razie wpuściła go do środka?
Powinnaś. Dlaczego więc tego nie zrobiłaś? — pyta, korzystając z odwagi i nieumiejętności trzymania języka za zębami, jaką daje mu alkohol. Wreszcie też pozwala sobie na nią spojrzeć. Nie zerknąć, a naprawdę spojrzeć — przyjrzeć jej się od góry do dołu, ignorując nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej, gdy dociera do niego, że nic się nie zmieniła; że to wciąż jego Pearl, choć tak naprawdę przestała być jego w tej samej chwili, w której ją odrzucił.

pearl campbell
ambitny krab
nonsens#5543
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Jej własne święta nie miały wyglądać inaczej, chociaż mogłyby. Gdyby się postarała, pojechałaby do rodziców na dłużej, niż dwie godziny i przynajmniej próbowała być taką córką, jak ta, którą stracili. Tylko, że starszej siostrze nigdy nie mogła dorównać. Nie była idealna, wiedziała o tym od dawna, ale przy Nickym zyskała nadzieję, że może wcale nie musi taka być, bo będzie ktoś, kto zaakceptuje jej naturę, będzie się śmiał z jej nieśmiesznych żartów, albo przewracał oczami, gdy te były wybitnie nietrafione, ale bez tej maniery osądzania, spojrzeń pełnych politowania... brakowało jej tego, za każdym razem gdy przychodziła na widzenie, a później wychodziła z kwitkiem... brakowało jej najbardziej jego spojrzenia. Nie musiałby jej nic mówić, wystarczyły jej te błękitne oczy, które czasem przybierały stalową barwę i wówczas wydawało jej się, że jeśli ktoś potrafi przemówić jej do rozsądku, to tylko on. Nic więc dziwnego, że ostatnimi czasy podejmowała możliwie najgorsze decyzje, każdego dnia popisując się brakiem instynktu samozachowawczego.
Zamknęła za nim drzwi, wstrzymując oddech, jakby się bała wyczuć jego zapach w powietrzu, nawet jeśli ten aktualnie przesiąknięty byłby alkoholem. Mimo to pachniałby pewnie tak samo, jak ta stara bluza, której nigdy mu nie oddała i która, cholera, nadal leżała w jej szafie. Materiał w prawdzie teraz nosił już tylko zapach proszku, ale wyobraźnia dopowiadała sobie resztę, była tylko prostą kobietą, a on mężczyzną za którego naprawdę mogłaby oddać życie, tak jej się wydawało, a teraz... teraz byli tutaj, niby znajomi, a przy tym całkowicie obcy. Kiedyś łączyło ich tak wiele, ale dziś równie dobrze mogliby nazwać siebie obcymi i nie popełniliby żadnego błędu.
Nie chciała odpowiadać na jego pytanie, niemalże poczuła irracjonalną złość za to, że je w ogóle zadał. Nie znała odpowiedzi, a raczej nie chciała jej poznawać, bo wiedziała, że wówczas przegrałaby z miejsca. Żadna nowość, nigdy nie była typem zwycięzcy, ale ten jeden raz naprawdę chciała przynajmniej udawać, że jest inaczej, że nie jest tak żałosna, jakby się zdawało.
- Nie chcę, żeby sąsiedzi gadali - burknęła więc nieszczerze, wzruszając przy tym niedbale ramieniem, ale zaraz otuliła się dłońmi, jakby zrobiło jej się chłodno. Niby nieistotny gest, a jednak w ten sposób mogła dodać sobie nieco otuchy, której naprawdę teraz potrzebowała, nic z tego spotkania nie rozumiejąc. Patrzyła na niego, jakby sam pijany Regalado miał jej wszystko rozjaśnić, ale przecież było to niemożliwe. - Najwyraźniej nadal jestem idiotką... tak jakbyś się zastanawiał, czy coś się zmieniło - dodała, nie wiedząc, czy bardziej do siebie czy do niego. W zasadzie ta kolejna gorzka uwaga coś w niej uruchomiła, powinna siedzieć cicho, ale jak już wezbrało... - No, ale przecież się nie zastanawiasz, nie? W ogóle wiedziałeś, że przychodzisz do mnie, czy może zupełnym przypadkiem, jakimś cholernie pechowym zrządzeniem losu trafiłeś pod moje drzwi i teraz jesteś zawiedzony? - wywaliła z siebie kolejne słowa, próbując podtrzymać kontakt wzrokowy, chociaż powinna tego unikać. Mimo, że postawa jej krzyczała jaka jest wściekła, w oczach, jak banalnie to nie brzmiało, czaiło się znacznie więcej. Urażona duma, ale też złamane serce, niezagojone rany, niepewność, a nawet to, że nie potrafiła patrzeć na niego tak, jakby to wszystko, co kiedyś było między nimi nigdy nie istniało. Na co dzień tak właśnie funkcjonowała, ale wystarczyło, by zalany się tutaj pojawił i wszystko zaczęło wracać, a ona nie miała czasu się przygotować.

Nicky Regalado
lorne bay — lorne bay
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
mechanik, który pół roku temu wyszedł z więzienia za kradzieże i próbuje od nowa ułożyć sobie życie, jednocześnie wciąż obarczając winą siostrę za śmierć ich młodszego brata
On też mógłby spędzić inaczej te święta — mógłby pogodzić się z siostrą i, po raz pierwszy od wielu lat, spędzić je właśnie z nią. Mógłby też wpaść do któregoś ze swoich przyjaciół, bo przecież co roku zapraszają go do siebie, aczkolwiek, chociaż parę razy przyjął ich zaproszenie, w tym roku chyba nie ma ochoty na ich towarzystwo. Bez Pearl to nie byłoby to samo; bez Pearl nic nie jest takie samo.
Cholernie ciężko było mu się przyzwyczaić do życia bez niej. W więzieniu było łatwiej, bo i tak wszystko było inaczej, ale kiedy już wyszedł i wrócił do swoich dawnych przyzwyczajeń, cały czas czegoś mu brakowało — jak się później okazało, nie czegoś, a raczej kogoś. Brakowało mu jej zaspanego spojrzenia, które witało go niemal każdego ranka, brakowało mu jej śpiewu, gdy brała prysznic albo kąpiel, a także jej zapachu, który zostawiała na jego ubraniach. Przede wszystkim jednak brakowało mu jej towarzystwa — tego, że mógł do niej w każdej chwili podejść i się przytulić, wyżalić się po ciężkim dniu i zamknąć ją w ramionach, gdy to ona wracała do mieszkania zmęczona.
Teraz, gdy ma ją znowu na wyciągnięcie ręki, również ma cholerną ochotę po prostu do niej podejść i ją przytulić. Schować twarz w jej włosach, wdychając przyjemny zapach jej szamponu i perfum i po prostu zapomnieć o ostatnich dwóch latach. Udawać, że nigdy nie wziął udziału w tym cholernym skoku, nie został złapany przez policję i nie poszedł do więzienia, rujnując ich wspólną przyszłość. Znowu chciałby się poczuć szczęśliwy i spełniony — tak, jak czuł się przy niej każdego dnia w trakcie ich związku. Nawet kiedy się kłócili i mieli ciche dni, wciąż cieszył się, że ma ją przy sobie i, mimo ostentacyjnego milczenia, starał się o nią dbać na każdy możliwy sposób. Wiedział jednak, że nie będzie mógł robić tego zza kratek, że nie da jej tego poczucia stabilności i bezpieczeństwa, a zamiast tego wieczne oczekiwanie i niepewność. Ale, chociaż nadal uważa, że zrobił dobrze, pozwalając jej odejść, poniekąd cholernie tego żałuje.
Na moment otwiera usta, chcąc coś powiedzieć, ale czując, że może to zostać w tej chwili źle przez nią odebrane, szybko je zamyka, dławiąc dopiero co narodzoną myśl. Bo niby kto miałby go tu zobaczyć? Każda z farm jest tak duża i zazwyczaj zasłonięta przez jakieś drzewa, że ciężko byłoby wypatrzeć kto przyszedł w odwiedziny do sąsiada. Przynajmniej tak zakłada, bo stojąc jeszcze chwilę temu na werandzie, ledwo widział, co się dzieje na posesjach jej sąsiadów. Ale to może wina zbyt dużej ilości wypitego alkoholu?
Nigdy nie byłaś idiotką, Pearl — mówi cicho, nie znosząc tych sytuacji, gdy mówiła o sobie niepochlebne rzeczy. Zawsze się starał, aby widziała w siebie osobę, którą on widział w niej — czułą, przyjazną i mądrą kobietę. Nawet jeśli czasem popełniała błędy, dla niego była idealna. Odsyłając ją z kwitkiem, wcale nie chciał podkopać jej pewności siebie, a raczej zaznaczyć, że ktoś taki, jak ona zasługuje na kogoś lepszego. Najwidoczniej mu nie wyszło, ale wini za to tylko i wyłącznie siebie. Bo to wszystko jest jego wina i będzie musiał z tym żyć. I zasługuje na każde ostre słowo z jej strony, na każdą obelgę, każdy niemiły komentarz — nawet jeśli nie ze wszystkimi się zgadza.
Chciałem tu przyjść — przyznaje wprost, bo nigdy nie potrafił jej okłamywać i teraz również nie. — Chciałem cię zobaczyć odkąd wyszedłem z więzienia — dodaje, mimowolnie robiąc krok w jej stronę, chociaż rozum krzyczy, że nie powinien się zbliżać. Ciało jednak decyduje za niego. — Wcześniej… Po prostu nie miałem odwagi. Bałem się, że mnie wyrzucisz, że trzaśniesz mi drzwiami przed nosem… Powinnaś to pewnie zrobić, tak. Chciałem tylko powiedzieć, że… Nie. Chciałem… — wzdycha ciężko, bo nie tylko myśli zaczynają mu się plątać, ale język też odrobinę odmawia posłuszeństwa. Sam już nie wie, co tak naprawdę chciał jej powiedzieć, wie tylko tyle, co chciałby zrobić. I, niewiele myśląc, zanim ta głupia odwaga opuści go całkowicie, postanawia zrobić to, na co ma ochotę. Wie, że nie będzie zadowolona. Wie, że najprawdopodobniej dostanie w twarz. Kiedy jednak w mgnieniu oka pokonuje dzielącą ich odległość, nic go to nie obchodzi. A już na pewno nie wtedy, gdy chwyta jej twarz w swoje dłonie i łączy ich usta w pełnym tęsknoty pocałunku, który w głównej mierze smakuje zapewne alkoholem.

pearl campbell
ambitny krab
nonsens#5543
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Może powinna była sobie zaplanować, co zrobi, jeśli kiedyś przyjdzie im się spotkać i porozmawiać? Przygotowałaby się wówczas jakoś do tej rozmowy, teraz nie byłaby taka zaskoczona, ale zamiast tego miotała się jak głupia, nie wiedząc co i jak. Stała, niby z miną hardą, ale stanowiło to tylko fasadę, bo w głowie miała istny mętlik. Wydawało jej się to takie nierealne... to, że w ogóle tutaj był, że rozmawiać z nią, nawet jeśli mówił niewiele i ledwo trzymał się na nogach przez wypity alkohol. Mimo to był tutaj, człowiek za którego kiedyś oddałaby wszystko, a który... z niej zrezygnował. Wcale się nie zmienił i chyba tego nienawidziła jeszcze bardziej. Miał te ciepłe spojrzenie, otoczone charakterystycznymi dla niego zmarszczkami, które niegdyś uwielbiała. Nie potrafiła oderwać wzroku od jego oczu, a przynajmniej nie na dłuższą chwilę, bo za każdym razem gdy odwróciła głowę, zaraz znów wracała, uważnie mu się przyglądając. Przynajmniej próbowała sobie wmawiać, że to przez jego stan, musiała kontrolować, żeby nie zrobił sobie krzywdy, nie upadł, nie... cokolwiek, co pozwalało jej lepiej sobie radzić z tym wszystkim.
- No nie wiem - mruknęła, nie chcąc wchodzić z nim tutaj w jakąś większą polemikę na tak trywialny temat, z resztą i tak wątpiła, by on sam był w stanie to zrobić, ale po prostu... nie umiała patrzeć na siebie inaczej. Już na pewno nie w chwilach, w których analizowała ich związek. Wiele razy wyrzucała sobie, że było zbyt dobrze, że mogła to przewidzieć, że mogła unieść się dumą, a nie jak ten zbity pies przychodzić stale na widzenia, na które Nicky nie raczył do niej wyjść. Przegrała to wszystko, ich rozstanie, była wtedy żałosna i gdyby nie siedział w więzieniu, byłaby tą panną, która dzwoni po nocach zapłakana i mówi, że tęskni za jego głosem. Wiedziała o tym, nawet jeśli podobne wnioski były dość zawstydzające.
Przechyliła delikatnie głowę do boku, nie wiedząc czy z tej wypowiedzi Nicky'ego cokolwiek wyniknie. Wydawał się mieć duży problem ze sklejaniem ze sobą zdań, jednak nie mogła przewidzieć tego, jaki będzie finał tej plątaniny. Poza tym... serce zabiło jej nieco szybciej, gdy powiedział, że chciał ją zobaczyć. To jedno wystarczyło, by była całkowicie skołowana, o ile już wcześniej nie była właśnie w takim stanie. Kompletnie się już pogubiła, chciała mu jakoś odpowiedzieć, zrobić cokolwiek, ale nim się na coś zdobyła, dotarło do niej, co robi Nicky. Może z lekkim opóźnieniem, może też nie wierzyła w to, co widzi, ale w chwili, w której poczuła jego usta na swoich własnych, nie miała już wątpliwości. Sparaliżowało ją, otworzyła szerzej oczy, ale mimo smaku alkoholu... pamięć zadziałała zbyt dobrze. Jakby te lata nie minęły, jakby był tutaj cały czas. Zakołowało jej się w głowie, a pocałunek zdawał się być jedynym źródłem wsparcia. Nie wiedzieć kiedy przymknęła oczy, pozwoliła się temu otoczyć, pogłębić nieco zbliżenie, aż w końcu... w końcu, gdy tęsknota zachłysnęła się tym wszystkim, rozsądek w końcu doszedł do głosu. Natychmiast odskoczyła w tył, ale nie mogła zmienić tego, że jeszcze chwilę temu sama go pocałowała, pozwoliła mu na to. Z trudem łapała oddech.
- Co ty wyprawiasz?! - o wiele łatwiej całą winę było zrzucić na niego, nawet jeśli takie zagranie zakrawało o tchórzostwo. Chciała być silna i niewzruszona, ale szczypanie pod powiekami zapowiadało, że wcale tak dobrze nie było. Opuściła więc głowę, nie wiedząc, co zrobić. - Miałeś tysiące okazji, by mnie zobaczyć! Tysiące! - wyrzuciła mu. - Byłam tu cały czas, nie wyjechałam, nie chowałam się, gdybyś tylko chciał... byłam tu cały czas - zaplątała się teraz we własnych słowach i nieco więcej łez napłynęło jej do oczu, ale boleśnie zagryzła polik od wewnątrz, by żadna z nich nie ważyła się spłynąć po jej poliku. - Jesteś pijany! Przyszedłeś tu, by zamieszać mi w głowie, a jutro znów o mnie zapomnisz i będziesz żył tak, jakby mnie nigdy nie było - wyrzuciła mu niby ostro, ale jednak zgodnie z tym w co wierzyła. Przerażało ją to... to, że wciąż czuła dotyk jego ust na swoich własnych, że mimo alkoholu, zapach jego skóry zdawał się ją otaczać... że wszystko mogłoby być takie, jak kiedyś, a jednocześnie nic już takie nie było, bo przeszłość nie istniała i to on sam ją zniszczył, nie pytając jej o zdanie. Powinna więc go nienawidzić i miała do tego prawo, więc... dlaczego było to takie trudne?

Nicky Regalado
ODPOWIEDZ