Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Rodzina. Zdecydowanie największa wartość w jej życiu, więc w dniu urodzin córki nie wyobrażała sobie nie zorganizować dużego przyjęcia w ogrodzie. Od samego rana mała Lily była tak podekscytowana, że nie mogła znaleźć sobie miejsca. Trudno ją było nawet zagonić do rzeczy, które na co dzień tak kochała. Zamiast tego pomagała przystrajać werandę, która na ten specjalny moment została ozdobiona kolorowymi girlandami i lampionami. Na stole pojawił się odświętny obrus, na którym z każdym kolejnym momentem pojawiał się kolejny półmisek z potrawami. Nawet mała solenizantka nieco niezdarnie nalała lemoniadę do dzbanków i przy pomocy mamy wyniosła wszystko na ogród. Chwilę później pojawili się pierwsi goście; dziadkowie i Jerry, jej rodzice i rodzeństwo, kilka koleżanek z przedszkola, dzięki którym całe przedpołudnie wypełnione było dziecięcym śmiechem i piskiem.
Kilka godzin później goście rozeszli się do domu a ich mała księżniczka spała wykończona w swoim pokoju. Przez chwilę, gdy Mari zmywała naczynia poczuła jak czas ucieka jej przez palce. Jeszcze niedawno trzymała niemowlaka w swoich ramionach a teraz jej córka kończyła pięć lat. Zaraz pójdzie do szkoły, potem studia i wyfrunie z gniazda a ona zostanie kompletnie sama. Musiała coś zrobić ze swoim życiem, coś bardziej skutecznego niż do tej pory. Jej rozmyślania przerwał jednak Jemi, który po upewnieniu się, że mała śpi wszedł do kuchni i chwycił za ścierkę by zacząć opróżniać suszarkę.
- Nie chciałam psuć wcześniej atmosfery, ale muszę z Tobą o czymś porozmawiać – rzuciła luźno, bo nie była to jakaś przeraźliwie trudna rozmowa, która sprawiłaby, że oboje pójdą spać w gorszych humorach. W gruncie rzeczy dalej ją to bawiło i chciała by były partner wyczuł to z jej ciepłego spojrzenia i delikatnego uśmiechu. Wycierając mokre dłonie w ręcznik sięgnęła z półki dwa kieliszki na wino i na blacie postawiła schłodzony alkohol. – Musimy oboje stawić się w przedszkolu na rozmowę z wychowawczynią – obserwowała przez chwilę jak kieliszki wypełniają się białym winem, po czym usiadła sobie na blacie kuchennej wyspy. – Okazało się, że nasza córka włożyła wczoraj jednej z dziewczynek z jej grupy do pudełka śniadaniowego żabę. A ja chyba jestem złą matką, bo strasznie mnie to rozbawiło. Ta Julia podobno dokucza wszystkim dzieciom – zawsze próbowała wpajać córce, że powinna bronić słabszych, bezinteresownie pomagać innym i walczyć o swoje. Chciała by Lily wyrosła kiedyś na kobietę pewną siebie, która nie będzie chować się w tłumie. Czy jej się to udało? Na razie ta mała psotnica doprowadziła ich na dywanik a ma dopiero pięć lat!

Jermaine Lyons
towarzyska meduza
kwiatek
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Impreza dziecięca? Och, przecież Jerry był w swoim żywiole! To zawsze on był prowodyrem najbardziej głośnych i (nie)odpowiedzialnych zabaw, dlatego gdy tylko goście się zebrali, przejął na siebie obowiązek “doglądania” dzieciaków. Chociaż lubił rodzinę Mari, od kiedy się rozstali - mimo iż pozostali w pozytywnych relacjach - nie czuł się zbyt komfortowo w towarzystwie Hardingów. Dlatego rozmowy “dorosłych” zostawił “dorosłym”, a on dołączył do grona odpowiadającemu mu poziomem intelektualnym, czyli dzieciaków. I szczerze powiedziawszy dawno się tak dobrze nie bawił! Kładąc Lily do łóżka z nieskrywaną satysfakcją odnotował fakt, że tym razem to on bardziej wymęczył dzieciaka niż dzieciak jego, co nie zdarzało się często. Jednak i jego dopadło zmęczenie, kiedy sięgnął po ścierkę, aby pomóc Marianne w sprzątaniu po imprezie.
Zerknął kątem oka na kobietę, gdy wyskoczyła z tą “poważną rozmową” i uniósł zaciekawiony brew, ale bez słowa oczekiwał na rozwinięcie sprawy. Kącik ust drgnął mu nieznacznie, gdy wydało się, co takiego zaprzątało jej głowę. - Oj tam, oj tam. Nie jesteś złą matką. Ja uważam się nieskromnie za najlepszego ojca pod słońcem, a osobiście podsunąłem jej ten pomysł. - Zagryzł wargi, żeby się nie roześmiać, co i tak mu się nie udało. - Tylko proszę bez umoralniających gadek! I tak wybraliśmy mniejsze zło, jedną z opcji był wąż, a drugą skorpion! Doceń, że złapaliśmy tylko żabę! - mówił śmiertelnie poważnie celując w nią wycieranym przez siebie widelcem. - Widziałem tę Julię w akcji. Mówię ci - rozejrzał się na boki czy przypadkiem Lily ich gdzieś nie podsłuchuje - wredna i bezwzględna, nie mogłem tego zostawić bez odzewu. Lily już kilka razy mówiła, co z niej za aparatka. Dlatego biorę rozmowę z przedszkolanką na siebie. - Uderzył się dwa razy dłonią w klatkę piersiową pokazując, że jest gotowy do konfrontacji, chociaż trzymany w ręce ręcznik nieco zepsuł efekt “bohaterstwa”. - Już ja sobie z nią pogadam o tym, dlaczego na okrutne zachowanie jednych dzieci przymyka się oko, a jak ktoś inny zrobi mały żarcik, to od razu wzywa się rodziców - był zdeterminowany do przeprowadzenia tej rozmowy. A skoro został “zaproszony”, to nawet lepiej! Żyłka złości wyskoczyła Jerry’emu na skroni. No co zrobić, że przesiąkł już tą “ideologią” feminizmu i równości od najmłodszych lat! - Jej matka jest radną w ratuszu - wywrócił oczami, bo oczywiście to tłumaczyło, dlaczego właśnie Lily została pokarana rozmową wychowawczą, a nie Julia. - Zapomnij o tym - machnął ręką, odrzucił ścierkę na bok, wziął oba kieliszki w dłonie i jeden wyciągnął w jej kierunku. - Nie wkurza cię to, że dzień urodzin to święto tylko solenizanta? A przecież bez rodziców nie byłoby tego potworka - wskazał ruchem głowy w kierunku pokoju, w którym spała córka. - Szczególnie bez mamy. Dlatego pozwolę sobie wznieść inny toast. Za najlepszą mamę, jaką Lily mogła sobie wymarzyć. - Stuknął swoim kieliszkiem o jej kieliszek, upił łyka i przełknął szybko, bo zaraz musiał coś dodać: - No bo najlepszym rodzicem bezkonkurencyjnie jestem ja, to się rozumie samo przez się! - puścił jej oczko ze śmiechem, trącił biodrem jej kolano.

Marianne Harding
lisowa
A.
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
- Wiedziałam, że maczałeś w tym palce. Lily waleczność ma zdecydowanie po Tobie – jej cichy i zarazem dźwięczny śmiech rozniósł się po kuchni, bo wcale nie miała zamiaru rozpoczynać umoralniających kazań. Cieszyła się, że Jemi ma tak dobry kontakt z córką, że mu się zwierza ze swoich problemów i słucha jego (nie zawsze cennych) rad. A przecież tego bała się najbardziej. Nigdy by sobie nie wybaczyła gdyby koniec ich związku miał jakikolwiek wpływ na córkę. Właśnie z tego powodu zgodziła się zostać w tym domu, który należał przecież do niego i jego rodziny. Chciała by pięciolatka miała kontakt z ojcem, kiedy tylko będzie miała na to ochotę. I chociaż czasami widok byłego partnera dalej łamał jej serce to robiła wszystko dla dobra, bezpieczeństwa i szczęścia córki. – Opowiedziałeś jej już historię jak radzisz sobie ze złodziejami? Wystarczą widły i bojowe spojrzenie – tym razem powstrzymała śmiech przygryzając dolną wargę. Zrobiła to specjalnie? Wspomnienia sprzed lat połączone z zalotnym uśmiechem nie mogły być przypadkowe.
Słuchała jego wyjaśnień i zgadzała się z tym w stu procentach. Już kilka razy zauważyła jak ta mała próbuje porozstawiać swoich rówieśników po kątach. Czy była dumna z córki, że potrafiła się postawić? Oczywiście! Czy zamierzała zganić ją za ten dowcip? Niekoniecznie, w końcu umiejętność obrony przed złośliwymi rówieśnikami to cenna cecha, dzięki której poradzi sobie w życiu.
- Oczywiście, że jesteś bezkonkurencyjnie najlepszym rodzicem! Ja tylko wypchnęłam z siebie ponad trzy kilowego noworodka i od tamtej pory zajmuje się wszystkimi kupkami, bólami brzucha i pozdzieranymi kolanami – szturchnęła go z rozbawieniem w bok, bo tylko się wygłupiała. Uważała swojego byłego za najlepszego ojca i nawet nie zawsze mądre i odpowiedzialne pomysły nie mogły tego faktu zakwestionować. Był dobry, czuły, kochający i pełen troski. Dokładnie jak teraz, gdy mówił te wszystkie miłe słowa. Upijając łyk alkoholu zerknęła w jego kierunku i uśmiechnęła się delikatnie. – Nie mów takich rzeczy Jemi – zganiła go, delikatnie klepiąc go w ramie. – Za każdym razem jak tak patrzysz i mówisz te miłe słowa to mieszasz mi w głowie… A może to już któryś z kolei kieliszek wina to robi? – kolejny raz obróciła wszystko w żart, chociaż większa prawda leżała w tej pierwszej przypadłości. Jer posiadał szczególną umiejętność i potrafił dobrze wyczuć moment i dobrać słowa by sprawić, że serce brunetki zabiło mocniej. Nawet po tylu latach od ich pierwszego spotkania i tylu miesiącach od ich rozstania robił to bardzo skutecznie.

Jermaine Lyons
towarzyska meduza
kwiatek
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Parsknął śmiechem, bo do dziś śmieszyła go tamta przygoda. Nie opowiedział jeszcze o tym małej, ale może to już najwyższa pora? Zamiast wymyślonym przygód, mógłby opowiedzieć Lily o przygodach jej rodziców? Z pominięciem tych nieprzeznaczonych dla dziecięcych uszu.
- No dokładnie o tym mówię! Że w urodziny powinno się doceniać bardziej matkę niż dziecko i to mamie dawać prezenty! Kurczaki, mogłem pomyśleć o tym wcześniej. Ale zaraz to naprawimy! - rozejrzał się na szybko po pozostałościach z przyjęcia leżących jeszcze na stole i zorientował się o swoich możliwościach. Wbił w cztery pojedyncze winogrona wykałaczki, które miały stanowić nogi, jako korpus wykorzystał cały owoc kiwi, a w ramach głowy wykorzystał małą dorodną śliwkę. Nawet wbił dwa ziarenka anyżu jako oczy. Na uszy, grzywę i ogon zabrakło mu już pomysłu. Miał być koń, a wyszło… no cóż, koniem tego nie można było nazwać. - Za słabe? - popatrzył na swoje “dzieło” zanim postawił je przed Mari. - Ech, mała pewnie byłaby zachwycona, ale nie ma z czym startować do ciebie. W przyszłym roku postaram się bardziej! - zrobił rozczarowany grymas twarzy. Westchnął, kiedy Mari wspomniała o mieszaniu w głowie. On nie potrzebował do tego alkoholu. Nie byłby jednak sobą, gdyby cały czas brał to na poważnie. - Jak patrzę? Tak patrzę? - wytrzeszczył oczy, zrobił zeza i raz przekręcił zeza do lewego oka, a raz do prawego. - A może tak patrzę? - przekręcił głowę bokiem, aby po raz tysięczny pochwalić się, że mięśnie uszne zostały u niego zachowane i potrafi poruszać małżowinami. Zaśmiał się i sięgnął z powrotem po jej kieliszek. - W takim razie zabieram, ja jestem jeszcze zbyt trzeźwy. - Autentycznie zabrał jej szkło z ręki i przelał jego zawartość do swojego kieliszka. Oczywiście, wypił zawartość jednym duszkiem. Nie miał pojęcia, ile Marianne wypiła w trakcie przyjęcia, on - bawiąc się z dziećmi - miał w ustach tylko oranżadę, która nie posmakowała Lily i jako “odkurzacz” ją dokończył oraz kubek cholernie kwaśnej lemoniady przygotowanej przez jego własną córkę, której przecież nie mógł odmówić. - Jutro mi podziękujesz. - Uniósł brwi ku górze z miną “zobaczysz, że mam rację”.
Nie mógł jednak ciągle pajacować. Marianne poruszyła temat, który wracał jak bumerang. Prowokował sytuacje, w których lądowali w łóżku, przez chwilę było cudownie, żeby zepsuć się jeszcze bardziej paskudnie niż poprzednim razem. Pokręcił głową nalewając sobie do kieliszka więcej wina. - Minns, wiesz dobrze, że to nie ma prawa się udać. Za dużo razy próbowaliśmy i za dużo razy polegliśmy. Lily jest już duża, cholernie bystra i wszystko rozumie, a nie chcę, żeby za każdym razem cieszyła się z naszego powrotu do siebie i cierpiała po rozstaniu. Jesteście dla mnie najważniejsze na świecie, ale my… to już zamknięty rozdział. Nie powinniśmy tak bawić się swoimi uczuciami, a już na pewno nie możemy bawić się uczuciami dziecka. - Uśmiechnął się blado kącikami ust, choć uśmiech nie sięgnął oczu. Nienawidził mieć racji, nie w takich sprawach, ale tym razem… cholera, to było bardziej skomplikowane i sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
lisowa
A.
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Jej dźwięczny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu, gdy Jerry zaczął jak zwykle wszystko obracać w żart. Mówiła poważnie, że zbyt często mącą sobie w głowach pozwalając na te słodkie spojrzenia czy dwuznaczne żarty. Powinni dawno tego zaprzestać gdyż na dłuższą metę przeszkadza im to w budowaniu nowych relacji. Jednak czy aby na pewno Marianne chciała budować nową relację z nowym mężczyzną? Nawet dziś, po takim czasie od rozstania nie potrafiła sobie siebie wyobrazić przy boku kogoś innego. A on? Miał mieć nową kobietę, która stałaby się również częścią życia ich córki? To bardziej wyglądało na koszmar niż na wizję szczęśliwej przyszłości.
Kolejny śmiech rozbrzmiał gdy zabrał jej kieliszek z winem. Podczas takich rodzinnych spotkań nalewki babci Lyons były ich częścią i może faktycznie trochę za mocno szumiało jej w głowie? Przez nadmiar obowiązków dzisiejszego dnia nawet porządnie nie zjadła, więc picie kolejnego kieliszka nie było najmądrzejszym posunięciem. Przynajmniej raz Jemi okazał się być tym bardziej odpowiedzialnym rodzicem. Szybko jednak żartobliwy klimat uległ zmianie i Mari widziała to znacznie wcześniej niż padły pierwsze słowa z jego ust. Minns; nie zapowiadało się dobrze, więc spoglądała na niego z poważną miną wiedząc, że wszystko co właśnie mówi jest szczerą prawdą.
- I właśnie dlatego bez zawahania mogę powiedzieć, że jesteś najlepszym ojcem na świecie. Lily nie mogła lepiej trafić – uśmiechnęła się nieco bardziej niemrawie niż poprzednim razem, ale wciąż zachowując w tym geście swój urok i delikatność. Zeskakując z blatu podeszła do niego i układając jedną dłoń na jego ramieniu musnęła ustami delikatnie jego policzek. Nigdy nie miała wobec niego wątpliwości. To był zdecydowanie najlepszy facet w jej życiu i może właśnie tak trudno było jej się pogodzić z tym, że nie potrafią stworzyć stabilnego związku? Zapewne łatwiej byłoby trzymać się od niego z daleka gdyby okazał się być dupkiem i nieodpowiedzialnym ojcem. A Jemi? Kochał córkę nad życie i gdzieś tam w głębi serca chciała wierzyć, że wciąż kocha także ją. Przecież łączyły ich same wspaniałe wspomnienia i o tym tak łatwo nie da się zapomnieć. – Żałujesz czasami, że oddałeś nam ten dom? Bo w gruncie rzeczy wszystko tutaj jest Twoje. Działka, dom. Wiem ile Cię kosztowało zbudowanie go i czasami mam wyrzuty sumienia, że to Ty się z niego wyprowadziłeś – spojrzała wprost w jego piękne i wciąż hipnotyzujące oczy - Jemi…. Może łatwiej byłoby gdybyśmy mieszkali od siebie nieco dalej? – wzruszyła ramionami, z sentymentem podchodząc do okna i spoglądając na widok za nim. Było już ciemno, ale delikatnie zarysowane pagórki wciąż były widoczne dla bystrego oka. Mieszkanie tak blisko siebie miało niezliczoną ilość plusów, ale może to była główna przyczyna, że żadne z nich nie ułożyło sobie na nowo życia? - Powinnam to zrobić, ale nie mogę. - powinnam zacząć żyć z daleka od Ciebie, ale jednocześnie chcę byś był zawsze blisko. Ale czy te słowa cokolwiek by zmieniły w ich relacji? Koniec końców i tak skończyliby ze złamanym sercem. Chwilami Mari naprawdę czuła się samotna, nawet wśród całej rodziny i przyjaciół, i miała wrażenie, że ukojenie znajdzie tylko w jego ramionach. - Lily jest taka szczęśliwa mając Ciebie tak blisko. Wystarczy, że przebiegnie na drugą stronę farmy i to dla niej tak, jakbyś się nigdy nie wyprowadził.

Jermaine Lyons
towarzyska meduza
kwiatek
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Utrzymanie przyjacielskich stosunków po rozstaniu, kiedy oboje nie mieli nikogo na poważnie, było cholernie trudne; przynajmniej dla niego. Takie drobne gesty jak całus w policzek, które w innych okolicznościach nie powinny wzbudzać niepotrzebnych uczuć, u niego wywołały łaskotanie żołądka i pojawienie się nieprzyjemnej guli poczucia winy w gardle. No i dlaczego każda taka drobnostka z jej strony, w jego oczach wyglądała tak bardzo zmysłowo? Wiele wysiłku kosztowało Lyonsa, aby nie zareagować bardziej energicznie ponad szeroki uśmiech w podziękowaniu za jej słowa. Nie wspominając o tym prowokującym zapachu włosów, skóry, płynu do płukania ubrań, przez które czuł się na właściwym miejscu na świecie. Czuł się jak w domu. Który - jak Mari słusznie zauważyła - już nie należał do niego. A raczej on nie był jego częścią.
- Nawet nie opowiadaj takich głupot - oburzył się. Nigdy, ale to przenigdy nie żałował, że zostawił im dom i sam przeprowadził się do dziadków. Biorąc pod uwagę dobro małej oraz bliskość w razie potrzeby pomocy, to było idealne rozwiązanie. - Budowałem ten dom z myślą o was. Wszystko tu jest wasze - zapewnił stanowczo z naciskiem na ostatnie słowo. - Możesz tutaj zostać, do kiedy tylko będziesz chciała. - No i nie wspomnę o tym, że babcia osobiście pognałaby mnie z widłami, gdyby miało dojść do wyboru, kto zostanie na farmie - “ja” albo “wy”… Stracił jednak nastrój do żartów, gdy tylko Marianne zasugerowała, że powinni zamieszkać w większej odległości od siebie.
- Łatwiej dla kogo? - zapytał uszczypliwie, zanim zdążył ugryźć się w język. Ta propozycja go zabolała, chociaż miała w sobie mnóstwo słuszności. Byłoby łatwiej. Tylko że jednocześnie trudniej. Mając ją obok siebie prościej było Jerry’emu wrócić do “normalności” po rozstaniu - w końcu zawsze była obok, cokolwiek by się nie działo. Wykluczało się to jednak z otwarciem na nowe relacje. Nie mógł mieć ciastka i zjeść ciastka. A jednak za wszelką cenę chciał dla siebie obu tych warunków. - Ja nie mam możliwości się stąd wynieść; nie, dopóki dziadek nie odzyska sprawności po wypadku. A jak wrócicie do miasta, nie będę mógł spędzać tyle czasu z Lily, co do tej pory. - Sama podróż samochodem w jedną stronę trwała kilkadziesiąt minut. I będzie wiązało się to z opłacaniem konkretnych alimentów, zamiast codziennym dokładaniem się do wszystkich wydatków na małą, a nie był pewien czy będzie mógł pozwolić sobie na wyłożenie większej sumy raz w miesiącu, zwłaszcza teraz, kiedy na farmie więcej było wydatków niż przychodów. Zacisnął jednak zęby nie podrzucając tego argumentu. - Ale to twoja decyzja. Nie mam już prawa mieszać się w twoje życie ani namawiać cię do żadnej z opcji. - Żeby ukryć rozdrażnienie pod pozorem spokojnej obojętności - co zupełnie mu nie szło, nie umiał ukrywać niczego, szczególnie w wyrazie twarzy, szczególnie przed nią - przyłożył do ust kieliszek z winem i bezmyślnie opróżnił - już drugi! - do końca. Nie podobał mu się pomysł wyprowadzki stąd dziewczyn. Nie podobało mu się także to, jak bardzo sama sugestia wpłynęła na jego samopoczucie. Nie podobało mu się że sam odebrał sobie prawo do mieszania się w jej życie.

Marianne Harding
lisowa
A.
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
I tak się właśnie czuję Jemi. Jak w domu.
Uśmiechnęła się tylko niemrawo, bo od samego wszystko czego się podejmował było z myślą o nich. Nawet teraz, tyle czasu po rozstaniu w swoich decyzjach brał pod uwagę dobro nie tylko córki, ale również kobiety, z którą spędził kilka lat swojego życia. Mało która para po zerwaniu potrafiła zachować normalne relacje a co dopiero mówić o czymś na wzór… przyjaźni?
Argumenty przytoczone przez mężczyznę były bardzo trafne, ale czy aby na pewno to chciała usłyszeć? Racjonalnego podejścia do tematu w postaci odległości i czasu straconego na dojazdy? Wolałaby usłyszeć, że chciałby je mieć dalej blisko bo nie wyobraża sobie każdego kolejnego dnia spędzonego bez jego dziewczyn. Znała go jednak na tyle dobrze by wiedzieć, że tak się właśnie czuje jednak wypowiedzenie na głos takich wyznań doprowadziłoby tylko do jednego; kolejnego powrotu i szybkiego rozejścia.
- Nigdy nie prosiłabym Cię żebyś zostawił farmę i swoich dziadków – zerknęła na niego, bo nie była kobietą, która puściłaby swojego byłego z torbami zagarniając cały jego majątek dla siebie. Gdyby mogła nie brałaby od niego żadnych pieniędzy a sama dokładała się do codziennego życia tutaj na farmie. W końcu dostała dom praktycznie za darmo, poza bieżącymi opłatami, jedzeniem i potrzebami małej nie miała innych wypadków. Jednak Jemi ani słowem nie zająknął się o problemach finansowych farmy, w takim przypadku pewnie porzuciłaby dotychczasowe zajęcia, które co prawda sprawiały jej wiele przyjemności i pozwalały spełniać marzenia to jednak nie były nadzwyczaj dochodowe. By pomóc państwu Lyons wróciłaby do zawodu i podjęła się etatu w klinice. – Lily kocha to miejsce – westchnęła odwracając się w jego kierunku i z powrotem ruszając do kuchni – Ja też kocham to miejsce i nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. To był głupi pomysł, zapomnijmy że w ogóle o tym wspomniałam – tym razem uśmiech był już bardziej szczery i pogodny. W końcu to był dzień gdzie powinni dobrze się bawić i napawać dumą, że udało im się nie tylko spłodzić takie cudowne dziecko ale wychować je na charakterną pięciolatkę, która na pewno w życiu sobie poradzi. Jerry miał rację, to było także ich święto, więc powinni świętować.
Łapiąc za swój kieliszek dopiła jego zawartość i wymijając kuchenną wyspę przeszła przez salon i włączyła grający sprzęt. Wybrała spokojną piosenkę, jednak niezbyt wolną i smętną.
- Chodź, musimy uczcić ten ważny dzień – jej uśmiech pełen dziewczęcego uroku miał go ostatecznie przekonać. W końcu nigdy nie potrafił jej odmawiać, więc liczyła, że i tym razem jego silna wola okaże się równie słaba co zawsze. Gdy Jemi pokonał trasę kuchnia – salon jedną dłoń położyła na jego ramieniu a drugą powoli splotła z dłonią mężczyzny. Czy to był najlepszy pomysł by pozwalać sobie na taką bliskość? Zdecydowanie nie. Czy Mari zamierzała się powstrzymywać? Tego jeszcze nie była do końca pewna. – Dziękuję, że jesteś tak wspaniałym ojcem. I wspaniałą osobą. Wiem, że Lily dorastając z takim wzorem mężczyzny znajdzie kogoś z kim przeżyje tyle wspaniałych momentów. I kogoś kto będzie się nią opiekował i dbał o nią nawet gdy uczucie wygaśnie i każde z nich pójdzie w inną stronę – wciąż delikatnie poruszając się w tańcu uniosła głowę i ponownie posłała w jego stronę szczery uśmiech.

Jermaine Lyons
towarzyska meduza
kwiatek
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Jerry znał ten scenariusz. Lampka wina, przyjemna melodia lecąca z głośników, obydwoje wymęczeni dniem pełnym wrażeń, z delikatnym poalkoholowym szumem w uszach zagłuszajacym myśli. Powinien wrócić do sprzątania, a najlepiej wyjść, póki nic nie zaszło za daleko. Zamiast tego uśmiechnął się i dołączył do Marianne na “parkiecie” obejmując ją w pasie. - Dobrze, dobrze, już mi tak nie słodź. Absolutnie niech nie bierze przykładu z żałosnego ojca! Stać ją na więcej - zbagatelizował komplement tym krótkim komentarzem, w głowie buntując się także przed czymś innym. Czy ich uczucie wygasło? Nigdy nie powiedział, że przestał ją kochać. Od miesięcy jednak nie powiedział, że ją kocha. Miał poważne wątpliwości co do swoich uczuć, kiedy była tak blisko. Wystarczyło przyciągnąć ją mocniej do siebie, pochylić głowę, a ich usta połączyłyby się w ciepłym, słodkim pocałunku z nutką cierpkości wytrawnego wina. Tak samo jak niespełna sześć lat temu, gdy świętowali jej dwudzieste drugie urodziny. Przez te lata stała się jeszcze piękniejsza, o ile było to w ogóle możliwe. Finał tamtego wieczoru był dziś na wyciągnięcie ręki. Tylko że minęło sześć lat i wiele w ich życiu się zmieniło.
- Co się z nami stało, Mari? - zapytał poważnie, ale błysk rozbawienia rozświetlił jego oczy, gdy zawiesił głos w dramatycznej pauzie. - Ja robię wszystko, żeby powstrzymać cię od kolejnego błędu, a ty usilnie próbujesz do niego doprowadzić. Świat właśnie stanął na głowie? Nadchodzi apokalipsa? Czy to tylko mi się śni, a jak się obudzę… - nie dokończył, bo takie dywagacje zupełnie nie były na miejscu. - No dobra, niech ci będzie, to i tak nieuniknione - wywrócił oczami i jak gdyby nigdy nic schylił się, wsunął dłoń pod jej kolana i uniósł ją do góry, jakby zupełnie nic nie ważyła. Kilkanaście kroków później znaleźli się w jej sypialni. Przyklęknął na brzegu łóżka, położył ją na nim niezbyt ostrożnie, a chwilę później już nad nią wisiał patrząc wprost w oczy. Przez ułamek sekundy był przekonany, że się złamie. Że odrzuci wszystkie swoje blokady, zasady, przekonania i uczucia i odda się chwili. Znał jednak konsekwencje. Z bijącym mocno sercem w klatce piersiowej pochylił się do dołu tylko po to, aby rozproszyć jej uwagę. A gdy zamknęła oczy… przykrył ją kołdrą po samą szyję i pocałował w czoło. - Śpij, Harding, bo ci słonko za mocno dziś w główkę przy… - ...grzało. Mówił troskliwym tonem, jakiego zwykle używał w stosunku do Lily, kiedy czymś się martwiła przed snem.
Tylko że nie zdążył dokończyć, bo nagle wpadła do środka sypialni łuna światła, a w drzwiach pojawił się cień małej sylwetki. Jermaine odruchowo odwrócił głowę w tamtą stronę i dostrzegł córkę zmierzającą w ich stronę z misiem trzymanym za rękę, którego dolne łapki ciągnęły się po podłodze. Zatrzymała się przy samym łóżku i spojrzała ciekawie najpierw na ojca, później na matkę. - Ciebie też trzeba całować przed spaniem, bo inaczej nie zaśniesz? Kto to robi, kiedy nie ma taty? - zapytała rezolutnie wdrapując się na łóżko, aby ułożyć się koło nich. Piąstką przetarła zaspane oczy i pociągnęła Jerry’ego za rękaw. - Tato, tak się nie śpi! - przyłożyła rączkę do buzi i zachichotała uroczo, a Jermaine z opóźnieniem sobie przypomniał, że hmmm… ciągle wisi nad Mari z zaskoczonym wyrazem twarzy. Mała nic sobie z tego nie robiła, przytuliła do siebie mocno misia i zrobiła najbardziej niewinno-anielską minę na świecie. - Zostaniesz dzisiaj z nami, tatusiu?
No i tyle by było z nieigrania z uczuciami dziecka.
Chociaż z drugiej strony Lyons nie był pewien, kto bardziej igra z czyimi uczuciami.

Marianne Harding
lisowa
A.
Weterynarz — Animal Wellness Center
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach odkurzyła swój dyplom i wróciła do weterynarii, przejęła klinikę, którą chciałaby wykupić a do tego wychowuje pięciolatkę i wciąż próbuje zacząć wszystko od nowa.
Co się z nami stało, Mari?
Rzucone retoryczne pytanie zawisło gdzieś w przestrzeni pomiędzy nimi. Wiele razy zadawała sobie to samo pytanie i tak naprawdę nigdy nie znalazła na nie odpowiedzi. Przecież uczucia między nimi nie wygasły! Może były nieco słabsze i lepiej ukryte, ale nawet nie ukrywali tego jak bardzo ważnymi ludźmi są w swoim życiu. Przestali się dogadywać bez słów, wiele razy małe szczegóły, na które do tej pory przymykali oko powodowało sprzeczki, ale czy aby na pewno to było główną przyczyną ich rozstania? Co się wydarzyło? Co się z nimi stało? Na te pytania chyba nigdy nie znajdą odpowiedzi.
Tylko, że chciała popełnić ten błąd. Na co dzień była silną i niezależną kobietą, jednak pod koniec dnia, zwłaszcza po takich emocjonujących wydarzeniach jak urodziny córki, była tylko słabym człowiekiem. Człowiekiem, który potrzebował nieco uwagi, czułości i bliskości. A Jerry zawsze jej to dawał, nawet jeśli z początku oboje się opierali wiedząc, że prowadzi to do kolejnej katastrofy. Zazwyczaj po wspólnych nocach ona miała złamane serce a on oddalał się na kilka dni by niepotrzebnie nie wywoływać uczuć w swojej byłej partnerce. A cierpiała na tym tylko ich córka. Jednak teraz, gdy unosił ją do góry i niósł w stronę sypialni nie umiała myśleć o niczym innym jak o tym palącym uczuciu, który ją do wszystkiego popychał. Chciała zedrzeć z niego ubrania, chciała chociaż na chwilę poczuć się kochaną i pożądaną. Nic takiego jednak nie nastąpiło, ale zanim zdołała tak naprawdę się rozczarować usłyszała ciche kroki, które poprzedziło skrzypnięcie drzwi.
- Jak nie ma taty to biegnę do mojego małego skrzata i skradam mu największego i najbardziej całuśnego buziaka – uśmiechnęła się w stronę córki, która zachichotała cicho i bez żadnych skrupułów wspięła się na łóżku wtulając głowę w jej ramię. Mari sama nie wiedziała czy czuję ulgę, że Lily obudziła się właśnie teraz czy może jest zawiedziona, że nie pospała jeszcze kilkunastu minut. Zamiast tego zerknęła na mężczyznę, który już nie wisiał nad nią a na boku położył się obok pięciolatki. Po jego gestach widziała, że nie czuje się komfortowo w tej sytuacji, w końcu jeszcze chwilę temu obiecywali sobie, że nie będą małej mieszać w głowie a pozwolili żeby znalazła ich w takiej sytuacji… Nie. To ona na to pozwoliła mieszając w głowie byłemu partnerowi. Pytanie córki było kolejnym pytaniem, które ugrzęzło gdzieś pomiędzy nimi. Jemi nie mógł tutaj zostać. Wystarczyła jedna noc we trójkę by Lily chciała więcej i więcej. I cholernie bolało ją serce, że nie może jej tego dać. Przymykając na chwilę oczy powstrzymała napływające do nich łzy, bo właśnie w takich chwilach Marianne pokazywała swoją wrażliwą i emocjonalną stronę.
- Kotku rozmawialiśmy o tym wiele razy, pamiętasz? – spojrzała na córkę, cały czas delikatnie gładząc ją po głowie. Ściskając misia, wtulona w swoich rodziców wydawała się teraz taka mała i niewinna. Jemi miał rację, to inteligentna i bystra dziewczynka, której wystarczyła chwila nieuwagi by zinterpretowała źle ich zachowanie.
- Mamusiu, ale dzisiaj są moje urodziny… Oddam wszystkie prezenty, ale niech tylko tatuś zostanie do jutra. Proszę zgódź się… - i jak miała jej odmówić? Rano i tak miała udać się do dziadków by spędzić z nimi przedpołudnie. Miała pomóc zbierać owoce i przygotować z nim pyszny placek, więc Mari po prostu skapitulowała i ucałowała ją w czubek głowy. - Dobrze, zostań tutaj z tatą a ja dokończę sprzątanie na dole – szepnęła, bo nie mogła zostać tutaj z nimi. Nie dziś. Nie pod wpływem tych wszystkich emocji, jakie się w niej nagromadziły. Unosząc delikatnie głowę posłała mężczyźnie przepraszające spojrzenie, bo to tylko wszystko bardziej komplikowało. Zanim jednak podniosła się, Lily protestując, mocno złapała ją za rękę. - Ty też tu śpij. Tata też tego na pewno chce, prawda tatusiu? Przecież rodzice śpią razem w jednym łóżku!

Jermaine Lyons
towarzyska meduza
kwiatek
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Patrzył na Marianne wyczekująco. Wręcz pragnął, żeby wygoniła go z domu, ale ona również nie potrafiła odmawiać tej małej bestii. Jerry uśmiechnął się z lekkim przekąsem tym kątem ust, którego Mari nie mogła dostrzec ze swojej strony łóżka. A w sercu poczuł przeogromną miłość do dziecka, które ponad prezenty wolało obecność ojca. Tuż obok tego rozczulenia znalazło się poczucie przegranej, że zawodzi raz za razem własną córkę nie zapewniając jej tego, czego potrzebuje - prawdziwej rodziny, której tak bardzo domagała się zatrzymując mamę i tatę przy sobie.
Jerry widział, że Mari nie jest w stanie wytłumaczyć dziecku skomplikowanej relacji łączącej jej rodziców, dlatego przejął ten obowiązek na siebie. Położył się bokiem koło córki, oparł głowę na ręce zgiętej w łokciu i przykrył ją kołdrą, która pachniała jej mamą.
- Kochanie, nie wszyscy rodzice muszą spać w jednym łóżku - zaczął tłumaczyć drugie pytanie, celowo ignorując to pierwsze, bo sam nie znał na nie odpowiedzi. - Czasem życie układa się tak, że mama z tatą nie mieszkają ze sobą. - Sięgnął dłonią do jej włosków i zaczął bardzo powoli, usypiająco głaskać ja po główce. - Pamiętasz, co to znaczy? Że jaką jesteśmy rodziną? - zagaił małą chcąc włączyć ją w rozmowę. - Orginalną - pisnęła dumna, że pamięta. - Tak, oryginalną - poprawił ledwo zauważalnie z lekkim uśmiechem. - A w oryginalnych rodzinach mama nie zawsze śpi z tatą, choć są tak samo super jak rodziny, w których rodzice śpią razem. Ale oczywiście oboje kochamy cię najbardziej na świecie, nie musimy do tego spać w jednym łóżku.
- Ciocia Hannah i wujek też są oryginalną rodziną, bo mają Milę, a śpią w jednym łóżku - zauważyła marszcząc brewki, zupełnie jak ojciec.
- Ale oni… - się kochają. Prawie palnął bezmyślnie, jednak w porę ugryzł się w język. Już słyszał jej pytanie "a ty kochasz mamę?", a na to nie potrafił odpowiedzieć, na pewno nie na głos. - To prawda. A wiesz, co różni mnie i ciocię Hannah? - odwracając uwagę małej od głównego tematu, zaczął opowiadać jej o różnych przygodach, w jakich udział brali on albo Hannah, byleby tylko więcej nie wracać do kwestii spania w jednym łóżku. Dał Mari znać, że uśpi Lily i może wyjść jeśli chce, z czego kobieta - co zauważył z ukłuciem w sercu - chętnie skorzystała. Do córki mówił coraz ciszej i coraz wolniej, aż w końcu zasnęła. Jerry odetchnął z ulgą, bardzo ostrożnie wstał z łóżka i wyszedł z sypialni i dołączył do Marianne na dole, gdzie znów zaczęła panować niezręczna atmosfera.
- Wybacz. Nie powinienem… - wykonał nieokreślony gest ręką w powietrzu mając na myśli całe to zamieszanie, w wyniku którego Lily nakryła ich w sypialni i podrapał się po głowie skonfundowany. - Już wiesz, co mam na myśli mówiąc, że mieszamy jej w głowie. Nie możemy na przyszłość doprowadzać do takich momentów, nawet w żartach. - Westchnął ciężko i zrobił coś, co wydawało mu się niemożliwe. Podniósł głowę i spojrzał jej bezpośrednio w oczy. - Mari, pogódźmy się z tym, między nami nic już nie będzie. Dla dobra Lily musimy to wreszcie zamknąć na dobre. - Mówił poważnie i z determinacją, choć w środku krajało mu się serce. - Obiecałem małej, że zostanę, ale będzie lepiej, jeśli już pójdę. Dobranoc - nie czekając na reakcję odwrócił się i wyszedł, bo gdyby zaczęli rozmawiać, jak nic by się złamał. A i bez tego było mu cholernie ciężko.
Gdy zamknął za sobą drzwi, oparł się o nie plecami i odetchnął głęboko. Kilkukrotnie w trakcie tego wieczora był o włos od przekroczenia granicy, zza której trudno byłoby wrócić. Odepchnął się dłońmi od drzwi i opuszczając dom, który kiedyś wybudował dla nich zastanawiał się, czy przypadkiem Mari nie ma racji co do jednego - że jeśli mieli ruszyć od nowa, na jakiś czas powinni zdystansować się od siebie bardziej. A on chyba wiedział, jak do tego doprowadzić nie wzbudzając żadnych podejrzeń.

Marianne Harding
/zt
lisowa
A.
ODPOWIEDZ