Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Poważnie rozważała otwarcie butelki whisky, z którą wspięła się po schodach na górę, a na jaką szarpnęła się w sklepie w drodze do domu. Po wejściu na piętro zatrzymała kroku w przedpokoju i najpierw obrzuciła spojrzeniem drzwi do sypialni Neila. Pokój znajdował się tuż przy schodach, więc nie trudno go przegapić. Kolejno spojrzała na zamkniętą na amen sypialnię rodziców. Drzwi tkwiące na szarym końcu przypominały te tajemnicze wrota w horrorach, do których nikt nie miał klucza, bo i tu – w domu Paxton – ów drzwi były zamknięte. Od kiedy Eve znalazła tam zwłoki ojca i tuż po tym, gdy dom pogrzebowy je zabrał, zamknęła sypialnię rodziców i już nigdy do niej nie zaglądała.
- Wesoła chatka – rzuciła z nutką sarkazmu w głosie i weszła do środkowego pokoju, który sama zajmowała. Usiadła na skraju łóżka odstawiając butelkę whisky na szafkę nocną, a konkretniej na egzemplarz książki „Mały Książę”, do której wróciła wczorajszego wieczora. Westchnęła ciężko i rozejrzała się po pomieszczeniu uznając, że nawet gdyby chciała tu posprzątać, zanim ktoś do niej przyjdzie, to nie miała czego. Nie była wielką stylistką wnętrz. W pokoju stała szafa, łóżko, szafka nocna, kosz na brudne rzeczy i komoda, w której trzymała różne duperele a na niej stały pierdoły takie jak – zapachowa świeczka nie palona od roku, ogromny kubek z napisem „Wyjątkowej Osobie”, zaproszenie na wesele od jednego z chłopaków weteranów, sztuczny kaktus w mini doniczce i trzy ramki ze zdjęciami, z których tylko jedna nie była przewrócona.
Wstała, podeszła do komody i spojrzała na fotografię przedstawiającą ją, Neila oraz Isabelle. Jedyne zdjęcie, na które mogła patrzeć w przeciwieństwie do dwóch pozostałych, jakich nawet nie umiała wyrzucić. Po prostu tam leżały, chociaż już dawno powinny trafić do śmieci. To z rodzeństwem może też, bo najwyraźniej sobie nie zasłużyła, żeby jakiekolwiek posiadać, o czym jednoznacznie powiedział jej brat tuż przed tym, gdy znów wyjechał.
- Po chuj żyjesz? – zapytała samą siebie i położyła zdjęcie jak dwa poprzednie, dołem do komody, bo nie zasłużyła, żeby na nie patrzeć.
Wycofała się w stronę łóżka, pod którym chowała to po co żyła. Kiedy sprawa się rozwiąże.. sama nie wiedziała co zrobi. Nie będzie miała już celu, więc..
Z zamyślenia wyrwało ją głuche pukanie do drzwi na dole. Wysunęła pudło spod łóżka i dopiero wtedy sięgnęła po telefon wystukując krótką wiadomość „Wejdź. Jestem na górze”. Wiedziała, że to była Sameen. Niedługo po tym, gdy znów się rozeszły dostała wiadomość od Galanis, że ta wszystko załatwiła. Jednak nie mogły spotkać się od razu. Czy to przez konieczność wypoczynku (załatwienia spraw) Sam czy zlecenie Eve, które wypadło jej znienacka, nie ważne. Minęły cztery może pięć dni od kiedy się widziały, ale ostatecznie udało im się umówić na ten konkretny wieczór.
Jello i Apollo od razu przywitały gościnę merdając ogonami i domagając się głaskania po grzbiecie. Psiny były ciekawe tego, co działo się na górze, ale nie weszły po schodach jedynie wzrokiem odprowadzając kobietę, po czym wróciły na swoje kojce oddając się regenerującemu odpoczynkowi.
- Tutaj! – zawołała, gdy ostatni stopień zaskrzypiał oświadczając o przybyciu Sameen.
Paxton już siedziała na podłodze oparta o łóżko, z otwartym pudłem przy swych nogach i butelką whisky, z której zdążyła upić trzy gorzkie łyki.
- Śmiało. Nie mam nic do ukrycia. – Żadnej walającej się bielizny, śmierdzących skarpet lub rzeczy, o których nie chciała mówić. Nic bowiem nie przebije tego, że zgodziła się wspominać dzień zaginięcia Isabelle.
Uniosła wzrok starając się z uwagą przyjrzeć kobiecie i miała wrażenie, że coś nie grało. Z drugiej strony, czy cokolwiek grało, kiedy widziały się ostatnio? Przecież w tych parę dni Sameen nie wróci do formy. - Chowasz coś pod tą bluzą? - zapytała wprost, bo jeżeli kobieta przyszła z kolejnym postrzałem albo raną, to od razu schowa pudło z dowodami, bo nie miała zamiaru wykorzystywać rannej. Wystarczy, że nadal miała problem z pogodzeniem się, że wykorzystuje Sameen jakkolwiek w sprawie Isabelle i wciąż trawiła informację o tym, że była zabójczynią (w sprawie czego miała sporo pytań).

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
61.

Sameen tak jak obiecywała, sprawą dwóch panów zajęła się od razu. Wróciła tylko na chwilę do domu, żeby rzucić żarciem dla psa, wziąć broń i laptopa i żeby znowu zniknąć. Nie chciała narażać też Zoyi, więc odstawiła jej auto do garażu, a sama wypożyczyła sobie coś co nie rzucało się w oczy. Resztę dnia pracowała z auta. Sprawdziła kamery na drogach w poszukiwaniu zanotowanej rejestracji, a jak już znalazła odpowiedni samochód to ruszyła jego śladem. Ze względu na przemęczenie miała lekką obsuwę i nie zdążyła uśmiercić panów jeszcze tego samego dnia. Zostawiła to sobie na godzinny poranne. Ale jak już postanowiła tak zrobiła i misję zakończyła sukcesem. Resztę dnia spędziła na pozbyciu się śladów, ciał oraz auta, którym jeździły jej ofiary. Pod wieczór napisała tylko Eve smsa, zgodnie z obietnicą i dodała też, że wykorzysta trochę czasu, żeby jednak porządnie się wyspać. No i tak też zrobiła. Na zmianę spała i wychodziła na spacery z Tyfonem. Albo bieganie z Tyfonem za co jej nienawidził, bo chyba nie był psem, który lubił biegać, a ona nie lubiła psów, które tylko spacerują. Także dobrano ich naprawdę fatalnie. Albo po prostu Zoya go tak rozleniwiła i teraz Sameen musiała dilować z psem, który do niej nie pasował. Chociaż sama osobiście uważała, że żadne zwierzę do niej nie pasuje. W kwestii Tyfona nie miała jednak zbyt wielkiego pola do popisu jeśli chodzi o dyskusje. W końcu jak już doszła do siebie i pozałatwiała swoje sprawy, była gotowa na to, żeby spotkać się z Eve.
Postanowiła nieco zaszaleć i zabrała ze sobą Tyfona. Może nie chciał biegać z nią, bo jej nie lubił. Może wybiega się w towarzystwie innych psów. Sameen za to dostanie oficjalne potwierdzenie tego, że pies jej po prostu nie lubi. Z psem u boku stała pod drzwiami i czekała na cokolwiek. Dostała wiadomość, więc pozwoliła sobie na to, żeby wejść do środka. Trzymała Tyfona na smyczy kiedy obwąchiwał się z Jello i Apollo. Nie wiedziała jak zareaguje na towarzystwo innych psów i nie wiedziała jak one zareagują na jej psa. Po pierwszym wywąchaniu się, odpięła smycz i wsadziła ją do kieszeni bluzy. –Zachowuj się. – Powiedziała jeszcze do psa na odchodne i zaczęła się wspinać po schodach. Tej części domu jeszcze nie znała, więc szła powoli i się rozglądała. Po chwili nawet zobaczyła, że Tyfon do niej dołączył. Może jednak jej nienawidził.
Podążyła za głosem kobiety i zamiast od razu wejść do pokoju to jeszcze zapukała we framugę. Wolała się upewnić, że rzeczywiście może wejść. –Cześć. – Przywitała się i skorzystała z zaproszenia i weszła do środka. –Wszystko w porządku? – Zapytała, bo jednak widok Eve siedzącej na ziemi z butelką alkoholu przy boku był dosyć zaskakujący. Mimo wszystko prezentowała się bardzo dobrze. –Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale zabrałam ze sobą Tyfona. – Wskazała na psa, który akurat pojawił się u jej boku. –Myślałam, że pójdzie biegać czy coś, ale wychodzi na to, że jest po prostu leniwy. – Wzruszyła ramionami.
Zmarszczyła brwi na sugestię, że coś ukrywa. Powoli wyciągnęła dłonie z kieszeni. –Telefon, klucze do auta i smycz. – Powiedziała i rzeczywiście wszystko trzymała w dłoniach, kieszeń pozostawiła pustą. Nie spodziewała się, że Eve mogło chodzić o jakieś obrażenia. Nadal leczyła złamaną rękę, ale był to uraz po porwaniu, nic świeżego. Podeszła bliżej opuszczając ręce i kucnęła przy kobiecie. –Nie musimy tego robić teraz jeśli nie jesteś pewna. – Powiedziała ostrożnie i wyciągnęła dłoń w stronę Paxton.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Siedzę przy pudle pełnym akt zamordowanych dziewczynek, w tym mojej siostry. – Rzuciła okiem na karton, który wysunęła spod łóżka. Idealna rzecz do trzymania w miejscu, w którym człowiek powinien się zrelaksować. Idealny sen murowany. – Jasne, że wszystko w porządku. – Posłała Sameen uśmiech i upiła kolejny łyk whisky. Oto objawił się na nowo czarny humor Paxton, który ratował ją przed postradaniem zmysłów, chociaż wiedziała, że to była jedna z gorszych jego odsłon. Żaden typowy żart, którym kiedyś się wymieniały a stwierdzenie okrutnego faktu od bardzo dawna ciążącego na Eve.
Zanim Sameen wspomniała o psie Paxton już opuściła na niego wzrok. Odstawiła butelkę na bok, bo nie chciała trzymać w rękach czegoś, co według futrzaka mogło stanowić zagrożenie i nieznacznie wyciągnęła rękę. Nie jakoś mocno, jakby chciała dosięgnąć psa, ale lżej bez napinania mięśni.
- Psy są tu mile widziane – oznajmiła czekając aż czworonóg podejdzie, obwącha jej dłoń i dopiero po tym podrapała go między uszami. – Albo po prostu nie czuje się pewnie na nowym terenie. – Wyjaśniła możliwe lenistwo Tyfona. – Widzisz. Ma podkulony ogon i macha tylko jego końcówką. – Wskazała na zadek psiaka. – To znaczy „Chcę cię polubić, ale cię nie znam i nie wiem czy mnie nie skrzywdzisz”. – Bo człowiek mógł skrzywdzić, krzyknąć, być niebezpieczny i na dodatek na dole były inne psy, które mogły go zaatakować. Pogłaskała go po grzbiecie i parę razy bardzo ciepłym i wesołym głosem powtórzyła „Good boy”.
Znów przyjrzała się kobiecie i ledwie rzuciła okiem na rzeczy trzymane w dłoniach.
- Czyli już nie muszę cię przeszukiwać – stwierdziła wciąż porywając się na jako taki żart. – Chodziło mi bardziej o ciebie. O to czy ukrywasz jakąś świeżą dziurę po kuli, ranę po nożu albo wielkiego krwiaka. – Obiecała samej sobie, że nie pogoni Sameen do pracy, jeżeli ta jakkolwiek zraniła się podczas „załatwiania sprawy” z dwoma facetami, o których Eve nawet nie chciała pytać. Wystarczyła jej informacja, że tamci już nie będą problemem. Nie musiała znać szczegółów. Im mniej wiedziała na ten temat tym mniejsze zagrożenie stanowiła dla Galanis. Tak, dla niej. Osoby, o którą ktoś mógłby pytać a Eve nie może mówić o czymś, o czym nie wiedziała. – Poza tym jest ciepło a ja nigdy nie pytałam, czemu ciągle chodzisz w golfach lub teraz w bluzie. Uważałam to za uroczą cechę, która cię wyróżniała. – Czy nadal tak o tym myślała? Tak, ale nigdy nie powiedziała o tym na głos zwłaszcza, że już kiedy spotkała się z Sameen w jej mieszkaniu, kiedy ta miała zranioną rękę, domyśliła się skąd te wszystkie zakrywające wszystko stroje.
Tyfon (podpowiedz mi proszę jaka to rasa) po porządnym przywitaniu poczuł się nieco pewniej i zaczął obwąchiwać całe pomieszczenie.
Paxton zacisnęła wargi i wzięła głęboki wdech opuszczając wzrok na pudło, od którego przewracało się jej w żołądku. Zamknęła oczy mając wrażenie, że słyszy deszcz; wielkie krople głośno spadające na dach samochodu, w którym znów się znalazła.
- Nie mogę tego odwlekać – powiedziała cicho i otworzyła powieki niepewnie spoglądając na Sameen, która tylko raz widziała ją w podobnym stanie. A przecież jeszcze nie było z nią źle. Nawet nie uroniła łzy, które zebrały jej się, gdy Galanis pytała o to zanim zniknęła za pierwszym razem. – Otwieram to pudło za każdym razem, gdy odkrywam podobną zbrodnię i kiedy jestem pewna, że to on. – O nieszczęsnym kartonie wiedziały tylko dwie osoby. Sue Ann i Neil. Przynajmniej do tej pory. - Zawsze boli tak samo. Nic na to nie poradzisz. – Znów opuściła wzrok nie wiedząc, kiedy nagle jej dwie dłonie trzymały tę należącą do Galanis. Tak, jakby się czegoś chwytała, bo tonęła.. tonęła od bardzo dawna, ale nigdy się do tego nie przyznawała. Nie narzekała, nie marudziła ani nie truła nikomu o historii swojego życia. Nie była taka. – Miejmy to już za sobą. - Znów wzięła głęboki wdech. - Chcesz się napić? - Wskazała na butelkę, bo jak widać, nie miała przy sobie szklanek, ale w każdej chwili mogła zejść na dół.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen przez dłuższą chwilę gapiła się przed siebie nie wiedząc jak powinna na to zareagować. Chwilę zajęło jej połączenie wszystkich kropek i domyślenie się, że Eve była nieco sarkastyczna. Raczej nie spotkała się z tą wersją Paxton. A przynajmniej nie pamiętała co też przecież było możliwe. Dodatkowo musiała wziąć pod uwagę to, że na nią pudło pełne akt zamordowanych dziewczynek nie działało tak samo jak na innych ludzi. Zapewne nawet jakby się dowiedziała, że jej prawdziwa prawdziwa rodzina została zamordowana to nie przejęłaby się tym tak bardzo jak normalni ludzie. –Przepraszam. Nie pomyślałam. – Powiedziała zgodnie z prawdą. Już przed przyjściem tutaj mogła się przygotować na bycie bardziej ludzką niż zwykle. A tak to będzie musiał teraz reagować w spontaniczny sposób. Obserwowała jak Eve sięga po butelkę i upija z niej sporego łyka. Niczego nie skomentowała nie chcąc powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Eve była dorosłą kobietą i Sameen zakładała, że jest świadoma tego co robi.
-Może. – Wzruszyła ramionami i obserwowała psa i jego podkulony ogon. Nie zauważyła tego. W domu się tak nie zachowywał. Nawet na spacerach się tak nie zachowywał. Po chwili przypomniało jej się jak kiedyś Eve jej powiedziała, że psy wyczuwają intencje i charakter człowieka. A przynajmniej tak to zapamiętała. Może Tyfon obawiał się Eve, bo piła alkohol. Ciężko powiedzieć. Tyfon to owczarek grecki jak coś. Obserwowała jak Eve zajmuje się Tyfonem i miała kolejny powód, żeby wierzyć, że po prostu nie miała ręki do zwierząt i te o tym wiedziały i jej po prostu nie lubiły. Wiedziała, że fatalnym pomysłem było wręczenie jej psa. Domyślała się, że mężczyzna, który w spadku tego psa jej przypisał, doskonale o tym wiedział.
-A miałaś zamiar to zrobić? – Zapytała zmieszana. Oczywiście pomyślała o tym, że po jej ostatnim wyznaniu Eve będzie obawiała się tego, że Sam zawsze ma przy sobie broń. No i normalnie nie byłaby w błędzie. Zawsze miała przy sobie broń. Teraz jednak była bliżej emerytury i próbowała się przyzwyczaić do nieposiadania przy sobie obciążającego metalu. Parsknęła lekkim śmiechem kiedy Eve wyjaśniła o co jej chodziło. –Niczego takiego nie chowam. Spokojnie. To była czysta robota. – Wyjaśniła i miała nadzieję, że dla Eve też taka informacja wystarczy. Nie chciała się w to zagłębiać i nie chciała obciążać jej niepotrzebnymi informacjami.
-Urocza cecha? Czy może to ja byłam urocza z moim dziwactwem? – Zapytała z lekkim uśmiechem. –Ze względu na częste rany i blizny. – Powiedziała, bo skoro Eve wiedziała już czym się zajmuje to nie było powodu w ukrywaniu czegoś takiego. –Dlatego też ostatecznie nie pozwoliłam sobie na to, żebyśmy poszalały… wtedy w kuchni. – Wyjaśniła teraz z lekkim zażenowaniem. –Nigdy nie wiem jak ktoś zareaguje na te blizny, a ja nie lubię się tłumaczyć. Więc jeżeli korzystam z jednorazowych przygód to po prostu każę się ludziom zamknąć, bo i tak nie będę ich więcej widzieć. Ciebie nie mogłabym zbyć, bo chciałam cię jeszcze zobaczyć. – Zdawała sobie sprawę z tego, że ta wymówka była niesamowicie głupia i nie pasowała do dorosłej kobiety, która jeszcze wtedy raziła pewnością siebie. Wszystko jednak było fasadą i wieloletnim szkoleniem. –Teraz bluzy ze względu na utratę wagi. – Siniaki już zniknęły, więc ich nie ukrywała. Przybranie na wadze trochę jej zajmowało, a wolała wrócić do swojej standardowej wagi.
Pokiwała głową. –Wiesz, że jest szansa, że jeżeli coś odkryjemy i go znajdziemy i zajmiemy się wszystkim to… nic się nie zmieni. – Spojrzała na Eve i uniosła swoją drugą dłoń, żeby objąć jej dłonie. –Ludzie mówią o jakimś zamknięciu czy coś, ale po wszystkim nic się nie wydarzy. Nie przywrócimy nikomu życia, rodziny tych dziewczynek może będą wdzięczne jak się dowiedzą, ale poza tym… nic może się nie zmienić. Chcę żebyś wiedziała, że tak może się wydarzyć, okej? – Zacisnęła lekko dłonie Eve. –Pomogę ci przez to przejść, okej? – Upewniła się jeszcze i zaraz usiadła obok Eve. Nie musiała długo czekać, a zaraz przy niej pojawił się Tyfon, który położył się przy jej nogach. Może jednak ją lubił. Na propozycję alkoholu pokręciła głową. –Czekam na ciebie. – Wskazała dłonią na pudło. Nie chciała go otwierać dopóki Eve nie będzie na to gotowa.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- A to nie chodziło o zbyt małe zaufanie? – wtrąciła między słowa Sam, która wspominała, że niby to przez blizny nie pozwoliła się dalej całować. Paxton domyślała się, że jedno i drugie było ze sobą powiązane, ale jeszcze wtedy nie spodziewała się usłyszeć słów o „małym zaufaniu’ od kogoś, kogo nie wydała rodzinie Barlowe. Kogoś, kogo ‘zranionego’ ramienia od postrzału nikomu nie zgłosiła. Nie wyjawiła żadnego dotychczasowego jej znanego sekretu blondynki a jednak wciąż była klasyfikowana jako ktoś, komu „mało się ufało”.
Wymieniła z Sameen długie spojrzenie nie odpowiadając na pytanie, czy wiedziała o tym, że nic się nie zmieni. Przez tyle lat nic nie uległo zmianie, że i teraz nie miała nadziei. Nie wierzyła w zamknięcie. Wiedziała, że to nie istnieje, bo już tego doświadczyła; jego braku. Sądziła, że jeżeli poinformuje wszystkie rodziny zmarłych kolegów z oddziału o tym co się stało, to jakoś jej ulży. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Nie liczyła więc, że i tym razem będzie jej lżej na myśl o Isabelle, ale wiedziała, że jednak coś się skończy. Jedna rzecz ulegnie zmianie i nie miała pojęcia, co z tym faktem zrobi. Czuła, że pustka, którą w sobie nosiła jedynie się pogłębi i już nic nie będzie miała do zrobienia. Że ta jedna rzecz, to całe zadręczanie się śmiercią Isabelle i próba znalezienia mordercy, trzymała ją w ryzach i przy życiu.
Nic już nie zostanie.
Kiwnęła głową.
- Dziękuję, ale mną się nie przejmuj – Mogła po prostu przyjąć pomoc bez zbędnego gadania, ale nawet jeśli znała powód zniknięcia Sameen, to świadomie odcinała się od bliższych relacji. Miała problem. Ciążącą pseudo klątwę, której nie umiała się wyzbyć a jaka powielała się przez lata. Ludzie znikali i to konkretnie z jej życia. Rodzina, bliscy, a nawet dalsi znajomi. Była tylko ona i choć wiele razy wierzyła w przełamanie schematu to ostatnie, całkiem niedawne, wydarzenia związane z przyjaciółmi, bratem i nawet Sameen potwierdziły, że to gówna prawda. – Twoja rodzina – postanowiła podjąć ten temat, żeby odsunąć go od siebie. Skierować „pomoc” Galanis na kogoś innego. – Raine.. wspominała o przyjaciółce, która nagle zniknęła. Jej siostry.. wasze siostry.. wyjechały i młoda została sama. Potrzebuje kogoś, z kim dobrze jej się rozmawia a wy chyba byłyście blisko. – Domyśliła się kimże była wspominana przez Barlowe przyjaciółka, bo tylko jedna osoba mogła dać dziewczynie wypasioną furę. Wystarczyło powiązać fakty a Eve, może udawała nieświadomą, ale wcale nie była głupia. Po prostu czasem wolała coś przemilczeć.
Spojrzała na pudło, którego wieko podniosła z należytą ostrożnością, jakby zawartość miała wybuchnąć im prosto na twarz.
Pierwszą grubszą teczkę wyjętą ze środka położyła sobie na nogach. Resztę, dokładnie jedenaście, znacznie cieńszych wyjęła i rozłożyła tuż przed Galanis.
- To akta spraw, które jak sądzę są powiązane z tym samym mordercą. Dzięki swojej pracy mam jako takie znajomości w policji, więc w niektórych teczkach jest coś więcej niż tylko wycinki z gazet. – Trafią się raporty z autopsji, akta policyjne i maila z notatkami prowadzącymi sprawę. Czasami było tego więcej a czasami mniej. Kontrolnie spojrzała na Galanis dając jej zgodę na przejrzenie tego wszystkiego, bo najważniejszą teczkę trzymała na swoich nogach. Opuściła więc na nią wzrok i poświęciła chwilę ciszy, podczas której zbierała się w sobie, żeby raz jeszcze spojrzeć na wszystko co zebrała na temat śmierci siostry. Wycinki z gazet, wszystkie możliwe akta/raporty związane ze śledztwem i nawet zdjęcia z miejsca zbrodni zrobione przez policjantów.
- To teczka Isabelle. – Po dłużej chwili przekazała ją Sameen. – To był deszczowy dzień. Nad wybrzeżem unosiła się ciemna chmura.. – Przerwała, bo szybko pojęła, że takie rzeczy nie były ważne. Że nie tego potrzebowała Galanis w poszukiwaniu mordercy. – Isabelle porwano spod przydrożnego baru przy drodze.. – Podała numer drogi, dokładną datę i nawet godzinę, ale darowała sobie osobiste wstawki. To też na pewno nie interesowało Sam. – Znaleźli ją trzy dni później niecały kilometr od miejsca, w którym zaginęła. Była.. – Przełknęła ślinę i sięgnęła po butelkę whisky, z której jednak nie upiła łyka. Eve pamiętała, że akurat byli nieopodal przeszukując pobliskie leśne tereny, więc bardzo szybko znaleźli się w miejscu, w którym porzucono zwłoki Isabelle. Widziała ją. Widziała jej ciało porzucone w rowie, co uwieczniono na fotografii znajdującej się w teczce. Sameen mogła dokładnie się mu przyjrzeć. – Przebrano ją w koszulę nocną. Była posiniaczona, ale.. zadbano o nią jak o cholerną lalkę do zabawy. Według raportu była umyta, wysmarowana kremem nawilżającym i.. nie, to było po wszystkim. Po tym co jej zrobił a.. zrobił jej wiele rzeczy, których dziesięcioletnia dziewczynka nigdy nie powinna doświadczyć. – Paxton nie wyobrażała sobie, jak bardzo jej siostra musiała się bać. – Molestował ją, penetrował, zgwałcił i zabił – wyrzuciła z siebie bardzo szybko po czym odwróciła wzrok. Potrzebowała chwili, żeby zebrać się w sobie i kontynuować rozmowę. Była gotowa odpowiedzieć na wszelkie pytania. - Mam tylko dwanaście akt. Możliwe, że było ich więcej. Czuje, że było więcej, ale niekoniecznie w Australii. - Od śmierci Isabelle minęło aż dwadzieścia lat. To dużo i choć bywało, że seryjni mieli przerwy w zaspokajaniu swych morderczych i seksualnych potrzeb, to Paxton instynktownie czuła, że dwanaście dziewczynek w dwadzieścia lat to mało. - Możliwe, że facet dużo podróżuje. Może to polityk, biznesman albo jakiś tajny agent. - Albo ktoś z branży Sameen, kto między zleceniami zaspokajał swe żądze pedofila. Musiał to jednak być ktoś ważny, bo niemożliwe, że po tylu identycznych zbrodniach jeszcze go nie złapano. Ktoś go krył i to porządnie.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie pamiętała dokładnie co powiedziała na głos, co zaserwowała Eve jako wymówkę. Pamiętała tylko co czuła i znała prawdziwy powód. –Wiem tylko, że chciałam cię jeszcze zobaczyć, a gdybyśmy wtedy uprawiały seks to byśmy się już nie zobaczyły. – Znała siebie i swoje głupie zasady, których się trzymała z nieznanych nikomu powodów. Mogła oczywiście robić co chciała, ale i tak miała jakąś wewnętrzną blokadę, która nie pozwalała jej na przełamanie niektórych schematów. Wiedziała, że olałaby Eve po wszystkim. A jeśli wróciłaby kierowana tylko i wyłącznie tym, żeby zamknąć sprawę spłaty długu Barlowe to byłaby okropną i oschłą osobą i Paxton z pewnością nie chciałaby mieć z nią do czynienia.
Usiadła sobie wygodniej, jedną nogę podciągnęła do siebie tak, że brodę mogła oprzeć na kolanie. Wolną ręką odszukała łeb psa. Ułożyła na nim dłoń i mimowolnie zaczęła go głaskać jednym kciukiem. Wpatrywała się w pudło z aktami dając Eve czas na decyzję czy rzeczywiście jest gotowa to zrobić czy nie. Była gotowa na każde możliwe rozwiązanie. –Myślałam, że kwestię martwienia się o siebie mamy wyjaśnioną. – Odpowiedziała i leniwie przeniosła wzrok na Eve. Przyglądała jej się przez chwilkę, a na słowa Twoja rodzina zmarszczyła brwi. Przecież nie miała żadnej rodziny. Oficjalnie. Nie wiedziała więc początkowo o czym mówi Paxton. Dopiero jak padło imię Raine to Sameen momentalnie odwróciła wzrok i zacisnęła szczęki czując jak jej twarz i uszy oblewają się czerwienią. Sama nie była pewna dlaczego. Przecież nie była zawstydzona wzmianką o siostrze. Prawdopodobnie chodziło o wściekłość jaka na nią spadała kiedy myślała o zrujnowanej relacji z Barlowe. –Lepiej jej beze mnie. – Odpowiedziała bez przekonania. Nawet jeżeli to była prawda, to Sameen z pewnością nie było lepiej bez Raine. O niczym tak nie marzyła jak o zebraniu w sobie odwagi, chociaż małej części, takiej, która pozwoliłaby jej na stanięcie w progu Barlowe. Obiecała sobie, że jeżeli kiedykolwiek będzie jej jeszcze dane zobaczyć się z siostrą to powie jej prawdę. Całą prawdę. W końcu co złego może się stać? Eve zna prawdę i jej nie odrzuciła. Wręcz przeciwnie. Siedzą sobie tutaj razem i Paxton nie sprawia wrażenia jakby się jej bała, albo jakby się nią brzydziła. Może Raine zareagowałaby podobnie.
Cieszyła się, że ostatecznie Eve sięgnęła do pudła. Dzięki temu Sameen mogła się skupić na nim, a nie na myśleniu o Raine i o tym jak potraktowała ją i całą ich relację. Miała tylko nadzieję, że jej odejście nie wpłynęło na nią za bardzo. Będzie musiała tylko pamiętać o tym, żeby przekazać Raine papiery odnośnie Jaguara. Nie miała okazji nigdy tego zrobić, a lepiej, żeby Barlowe jeździła nim legalnie.
Pokiwała głową. –Czyli jest szansa, że coś z tego może ostatecznie nie być powiązane z twoją siostrą, tak? – Upewniła się i sięgnęła do tylnej kieszeni spodni skąd wyjęła mały, rażąco różowy notatnik i czarne pióro. –Mogę? – Zapytała sugerując, że będzie chciała robić notatki. Sameen otworzyła pierwszą teczkę i spisała datę zaginięcia dziewczynki. To samo zrobiła z pozostałymi teczkami. Określenie przedziału czasowego mogło być istotne. Zmarszczyła brwi kiedy usłyszała pierwsze słowa Eve. Nie wiedziała jak na to zareagować. Zerknęła na Paxton i domyśliła się, że ta sama nie wiedziała czemu tak zaczęła swoją „opowieść”. A raczej opowieść Isabelle. –Właściwie to… – Zatrzymała się na chwilę. –Czy w momencie, w którym Isabelle zniknęła padało? Lało? Czy po prostu to był deszczowy dzień, który mógł zapowiadać opady? – Spojrzała na Eve. –Jeżeli lało albo padało to będziemy mogły wykluczyć okularników, albo osoby z wadami wzroku. – Mała sprawa, ale później mogła okazać się przydatna. A z reguły filmy czy seriale bardzo często przedstawiają pedofilów jako osoby noszące okulary. Dziwna zależność. –Hm. – Mruknęła sama do siebie i zanotowała sobie, że będzie potrzebowała mapę. To, że porzucił ciało niedaleko miejsca uprowadzenia Isabelle było istotne. Zanotowała kolejną uwagę, skoro Isabelle była przebrana to z pewnością jej ciało zostało podrzucone. Tyle lat później, ale i tak wiedziała, że będzie musiała pojechać na miejsce odnalezienia zwłok dziewczynki. Najpierw jednak przepuści wszystko przez sobie znane systemy, żeby w międzyczasie wyszukiwało jej kolejne poszlaki albo tropy.
Słuchała Eve i spuściła wzrok. Nie powiedziała tego na głos, ale myślała o tym, że koszmar Isabelle na szczęście nie trwał zbyt długo. Jasne, trwał o trzy dni za długo i nie powinien się nigdy wydarzyć, ale mogło być zdecydowanie gorzej. Zamiast powiedzenia czegokolwiek Sam odłożyła swój notatnik i pióro i położyła dłoń na karku Eve. –Naprawdę mi przykro, że was to spotkało. – Chciała nawet powiedzieć, że Eve nie musi jej wszystkiego opowiadać, że sama sobie o tym poczyta. Z doświadczenia jednak wiedziała, że Paxton może powiedzieć więcej niż to co jest w aktach. W tym przypadku liczyła się każda informacja. Nawet ta z pozoru banalna. Jak na przykład wzmianka o pogodzie.
W końcu zabrała rękę i ponownie chwyciła swój notatnik. –Albo jest po prostu inteligentny. – Powiedziała i zaczęła przygryzać końcówkę pióra. Na szczęście nie stalówkę, więc nie ubrudziła się atramentem. Znowu odłożyła notatnik i otwarte jedenaście teczek zaczęła rozkładać obok siebie, tak, że wszystkie miała otwarte na głównej stronie. –Nie pamiętam imienia i nazwiska, ale był seryjny morderca i gwałciciel, którego ścigali bazując na pięciu morderstwach i gwałtach, ale okazało się, że był odpowiedzialny za około pięćdziesiąt. Nie łączyli go z żadnymi innymi, bo uznali, że żaden seryjny morderca nie ma czasu podróżować w tą i z powrotem, żeby zabijać. Czego jednak nie skojarzyli to tego, że do morderstw i gwałtów dochodziło w pobliżu autostrady. Autostrady, którą błyskawicznie mógł się przemieszczać po całym wybrzeżu Ameryki. I teraz spójrz. – Zaczęła pokazywać fragmenty w teczce, gdzie opisane było miejsce uprowadzenia. –Stacje benzynowe, przydrożne bary, przystanek. – Spojrzała na Eve. –Szukał szybkiej drogi ucieczki. – Powiedziała i ponownie sięgnęła po notatnik, żeby coś szybciutko zanotować.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Lało jak z cebra. – Przytaknęła z ledwością poruszając sztywnym ciałem, które nieświadomie spinała. W uszach wciąż słyszała dźwięk dużych kropel uderzających o dach samochodu. Ojca krzyczącego do szumiącego radia i brata pod nosem czytającego książkę od babci. W tym całym hałasie zabrakło śmiechu. Radości Isabelle, którą Eve wolałaby zapamiętać właśnie tak. Nie zwłoki porzucone z dala od przydrożnego baru a dziewczynkę, która zaczepiała ją z tylnego siedzenia i w chwili przyłapania przez starszą siostrę mówiła jej, że to z miłości.
Nie. To musiał być deszcz. Ten pieprzony deszcz i ciało, którego nigdy nie powinna zobaczyć. To nie był widok dla czternastolatki.
Wzięła głęboki wdech zmuszając do opanowania i skupienia na przekazaniu tego, co wiedziała. Musiała być profesjonalna. Nie mogła oddawać się wspomnieniom znów siadając w samochodzie, w którym nie powinna być. Powinna wtedy odprowadzić Isabelle do toalety.
Poczuła dreszcz wywołany niespodziewanym dotykiem. Tym bardziej był on zaskakujący, że wyszedł on od Sameen.
- Dziękuję, ale.. nie zasługuje na to. – To Isabelle stało się coś złego. Eve była tylko siostrą, która zawiodła. – Spieprzyłam sprawę Sam. Pozwoliłam jej pójść tam samej a nie powinna. Miała tylko dziesięć lat a tam był tłum ludzi. – Wszyscy chowali się przed deszczem, w którym woleli nie jechać, więc parkowali pod barem korzystając z jego usług. – To by się nie stało, gdyby.. Przepraszam. Nie potrzebujesz tego. – Prywatne wycieczki nie pomogą w śledztwie. Nie dadzą Sameen nic czego potrzebowała a na pewno na nic nie zda się załamana Paxton, która żeby jakoś utrzymać się w ryzach znów sięgnęła po butelkę i wzięła z niej nieco mniejszy łyk. Nie mogła się upić, ale potrzebowała poczuć w ustach ten gorzki posmak, który mieszał się z goryczą wspomnień.
- Na tyle, że nie zostawiał żadnych śladów. Nawet spermy, co zdaniem tych – Wskazała na teczkę numer cztery. – akt potwierdza hipotezę użycia przez niego prezerwatywy albo nawet dwóch. – Nawet dokładne umycie nie dawało gwarancji pozbycia się spermy zwłaszcza z wnętrza ciała.
Znów poczuła gorycz, więc przełknęła ślinę i zamilkła pozwalając Galanis pobłądzić myślami w wyznaczonym przez siebie kierunku.
- A jednak lubił porywać dzieci spod nosa ich rodzin. – Ryzykował. Musiał to kochać, ale był też ostrożny wybierając miejsca, z których łatwo uciec. Możliwe, że parę razy mu się nie udało. Że ktoś mu przeszkodził. Jakaś matka, opiekunka albo rodzeństwo; weszli mu w drogę i odebrali cenną zdobycz. – W każdym z tych przypadków rodzina lub opiekunka były w pobliżu i żadne nie pamięta niczego charakterystycznego. - To jakiś kurwa fenomen. Człowiek duch. Facet, który nie rzucał się w oczy; był nijaki, pusty, bezosobowy albo zbyt przyjazdy z usposobienia, żeby w ogóle się nim przejąć. Bo nikt nie podejrzewał o złe rzeczy ludzi, którzy na pierwszy rzut oka wydawali się dobrzy, a jednak mordercy to głównie ci, którzy na nich "nie wyglądali". - Wiem, to mało pomocne. - Te akta to tylko puste słowa, które nie wnosiły zbyt wiele. Były ofiary i tyle. Nic konkretnego co mogłoby naprowadzić ich na jedną osobę. - Chcesz czegoś do picia? - zapytała, bo czuła, że potrzebuje przerwy (a raczej bycia z dala od tych teczek) a Sameen chwili sam na sam z aktami. Przy okazji weźmie ze sobą Tyfona, co by ten poczuł się nieco pewniej w obecności Jello i Apolla. Może psiak jednak pobiega po podwórku? Spróbuje go do tego przekonać zabierając na podwórko, ale najpierw należało zakumplować ze sobą czworonogi, w czym Eve była o wiele lepsza od trzymania się w ryzach przy otwartych aktach Isabelle. To nigdy nie było dla niej łatwe.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową i szybko zrobiła notatkę, żeby sprawdzić ewentualną pogodę w dni pozostałych porwań. Może to być fałszywy trop, ale może zabójca korzystał z pogody jako dodatkowej pomocy w celu uprowadzenia dziewczynek. Rzuciła okiem na fotografię ciała Isabelle, nic nie wskazywało na to, że w dniu odnalezienia ciała nadal padał deszcz.
-Przestań, Eve. Oczywiście, że na to zasługujesz. – Westchnęła. Domyślała się co czuła Eve, domyślała się, że wyrzuty sumienia były z nią od dnia zaginięcia jej siostry. –Nie mogłaś nic zrobić. Sama byłaś wtedy dzieckiem. – Jasne, była starszą siostrą, więc poczuwała się do chronienia tej młodszej. Sameen jednak wiedziała, że teraz już można było tylko gadać co się mogło wtedy zrobić. Nic z tego jednak nie cofnęłoby czasu, a z pewnością nie przywróciłoby życia jej siostrze. –Nie sądzę, żeby był tutaj ktokolwiek kto zawinił. Poza oczywiście samym zabójcą. – Wzruszyła lekko ramionami. Ona była po tej drugiej stronie, była kimś kogo porwano. Pamiętała jak początkowo miała żal do najbliższych, że jej nie szukali, że nie chcieli jej odzyskać. W końcu jednak przestała o tym myśleć, a prawdę poznała ponad dwadzieścia lat później. Dowiedziała się, że rzeczywiście jej rodzina jej szukała. Do tego stopnia, że prawie doprowadzili się do bankructwa. W końcu nadszedł też moment, w którym Sameen zrozumiała, że nie ma nikogo kogo mogłaby obwiniać o to, że została porwana. Poza sprawcami zamieszania. Ich zabiła, ale nie przyniosło jej to żadnej ulgi. –Wydaje mi się, że ty tego potrzebujesz. – Znowu odłożyła swój notatnik. –Jeśli chcesz się wypłakać, albo nie wiem… wygadać w związku z tym wszystkim to mogę ci użyczyć ramię. – Zaproponowała z lekkim uśmiechem. Pewnie była najgorszą możliwą kandydatką do wypłakiwania się, ale kto wie… może przez te dwadzieścia lat Eve nie miała z kim porozmawiać i ten gniew i emocje po prostu się w niej kumulowały.
-Brano pod uwagę to, że sprawczynią mogła być kobieta? – Zapytała. W większości przypadków pedofilami byli mężczyźni. Zdarzały się jednak sprawy, gdzie to właśnie kobiety były sprawczyniami. Do gwałtów używały ciał obcych. Mogło to też tłumaczyć fakt, że po wszystkim Isabelle była nakremowana, przebrana i zadbana. Oczywiście nie wykluczało to mężczyzny z jakimiś chorobami, ale nie mając żadnego konkretnego podejrzanego, trzeba było brać pod uwagę wszystkie możliwości.
-Hmmm… Może dodatkową frajdę sprawia mu sam akt porwania dziecka. – Podrapała się po czole. –Gdyby chodziło o samo wykorzystywanie seksualne to myślę, że swoje ofiary trzymałby dłużej. A z tego co widzę to w większości przypadków dziewczynki, a właściwie ich ciała, były odnajdywane po tygodniu. Mniej więcej. – Westchnęła cicho. Wiedziała, że będzie musiała wejść do tej części darkwebu, na którą nie chciała wchodzić. Siedlisko pedofilów, którzy lubili się chwalić swoimi zdobyczami, wymieniali się materiałami, a często nawet ofiarami. –Może nie był sam. – Powiedziała próbując odgonić od siebie myśli o wchodzeniu w środowisko pedofilów. –Może był z dzieckiem. Dziecko zaufa nieznajomemu jeśli ten jest już z dzieckiem. Może wykorzystał jakąś poprzednią ofiarę do bycia przynętą. Albo… wykorzystał swoje dziecko. – To były tylko domysły. –Był jakiś monitoring przy tym barze? – Zapytała nie chcąc szperać w aktach Isabelle. Chciała, ale krępowała się robić to przy Eve. Tym bardziej, że tej konkretnej teczki Paxton strzegła.
Chciała odmówić picia. Rzuciła jednak okiem w stronę Eve chcąć wstać i towarzyszyć jej w kuchni, ale zrozumiała, że nie chodziło tu o samą gościnność, ale o okazję, żeby się stąd wyrwać. –Jasne. Chętnie. Może herbaty? – Zaproponowała, bo nie pijała herbaty, ale zaparzenie jej dałoby Eve trochę czasu, którego potrzebowała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie. Statystycznie to mało prawdopodobne. – Nie chodziło tylko o statystyki i akty gwałtów czynionych przez kobiety, ale też wszystko inne. Profil sprawcy nie zgadzał się z kobietą, a przynajmniej tak mogła wywnioskować Paxton opierając swą wiedzę jedynie na tym, co przeczytała w książkach. Ekspertem nie była, ale zagłębiała się w temat i jeżeli jakimś cudem sprawcą była kobieta, to trzeba by zaktualizować wszystkie dotychczasowe profile psychologiczne w książkach naukowych. – Poza tym, nie wiem co do powiedzenia ma policja na temat innych spraw. Myślę, że władze tych poszczególnych miejsc nawet nie biorą pod uwagę seryjnego pedofila – Wszystko to dzieje się na terenach Australii i nie każdy interesował się tym, co działo na wybrzeżu po drugiej stronie kraju. – Ale kto wie? Może agencje już prowadzą jakieś śledztwo, ale jak na razie nikt nie przyjechał i nie powiedział mi, kto zabił Isabelle. – Pomyślała, że nie tylko praca trzymała ją w Lorne Bay, ale także dostępność jej osoby pod rodzinnym adresem. Nie kryła, że codzienna nietypowa wizyta kogoś spoza miasta była również małą nadzieją na to, że sprawa najmłodszej Paxton została rozwiązana.
Słuchała analiz Galanis i choć bardzo chciała brać w tym czynny udział, to coraz gorzej znosiła rozmowę o Isabelle. Wcześniej nieraz przesiadywała przy tych wszystkich dokumentach, ale od kiedy brat wyjechał uznając, że popadła w paranoję, czuła się z tym wszystkim coraz gorzej. Wszystkie ostatnie wydarzenia również nie pomogły jej trzymać się w ryzach. Wiedziała, że była w rozsypce, ale przyznanie się do tego było dla niej zbyt trudne.
- Nie było kamer – odpowiedziała cicho, raczej nie musząc dodawać, że dwadzieścia lat temu monitoring to była droga sprawa i nie każdy go posiadał. Nie to co teraz. Kamery były prawnie wszędzie. – Rozważałam teorię z dzieckiem, ale jeżeli rzeczywiście podróżuje dużo poza Australię, to nie wiem czy to miałoby sens. – Podróżowanie z dzieckiem jest podejrzewane. Nawet ze swoim. Ale samemu na przykład pod pretekstem wyjazdów służbowych – już nie. Ale co tam Eve wiedziała? Nie była śledczą. Wiedziała tyle, ile przeczytała w książkach, ale brak jej doświadczenia.
Zanim wstała podała Sameen teczkę swojej siostry, zostawiła butelkę i w drzwiach zawołała Tyfona. Psiak na początku był niepewny, ale zachęciła go słowami i jedzeniu.
- Weź się w garść głupia pindo – rzuciła do samej siebie jeszcze na schodach, czego nie umiała powstrzymać i być może powiedziała to za głośno, jak na osobę, która nie była sama w domu. Z początku zainteresowała się głównie psami. Pokazała Jello i Apollo, że Tyfon był przez nią akceptowany i na odwrót. Pozwalała im się obwąchać, odsuwała, kiedy robiły coś nie tak, a kiedy po odczytaniu ich postawy zrozumiała, że nie było powodów do obaw (że się pogryzą), poszła do kuchni i wstawiła wodę na herbatę. W oczekiwaniu na wrzątek powróciła myślami do słów Sameen. Do jej analizy i wielu zmiennych, o których wspomniała: kobieta, drugie dziecko, deszcz, miejsce, z którego łatwo uciec. Niespodziewanie te słowa przeplotły się z wizją mężczyzny bez twarzy, który prowadził Isabelle do swego samochodu. Szła obok niego, pod parasolem, niewiele widząc przez ścianę deszczu Zaufała komuś, kto obiecał zaprowadzić ją do rodziny a zamiast tego doprowadził do swego auta. Do swego pieprzonego samochodu..
- Cholera jasna! – warknęła strącając kubki na bok. Złapała za koszyk ze sztućcami i nimi też rzuciła w bok. Dwoma zamachami strąciła wszystko co było na blatach w kuchni, a kiedy to okazało się za mało, kopnęła krzesło i przewróciła nieduży stół.
- Ja pierdole. – Cofnęła się i po natrafieniu pośladkami na blat kuchennych szafek opadła na dół siadając na podłodze.– Nie mogę. Już nie mogę. – Była pewna, że mówiła do siebie kompletnie zapominając o psach, które całe szczęście hasały sobie na zewnątrz i o Sameen, której stopy zauważyła dopiero po przetarciu łez z policzków. Kiedy zaczęła płakać? – Trochę nabrudziłam – spróbowała zażartować dodając jeszcze. – Kiepska ze mnie gospodyni. – Znów dłońmi przetarła policzki oraz oczy i pociągnęła nosem. – Za to Tyfon biega na zewnątrz. Jeden sukces za nami. - Postarała się o uśmiech, który wyglądał marnie na tle urządzonego przez nią pobojowiska i ciągłego przecierania łez, których dawno nie czuła na twarzy (od lat wmawiała wszystkim, że nie miała kanalików łzowych).

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową. Nie znała statystyk, ale zgadzała się z Eve. Było to naprawdę mało prawdopodobne. Nie miała zamiaru się wykłócać. Mimo wszystko postanowiła, że skoro ma zbadać tą sprawę ze swoimi środkami to będzie ją badać pod każdym możliwym względem. Miała informacje, które podała jej Eve, ale zbada sprawę tak, jakby prowadziła śledztwo od samego początku. Jasne, może być ciężko, bo jednak miała badać coś co wydarzyło się dwadzieścia lat temu. Ze względu jednak na swoją relację z Eve, miała zamiar zrobić wszystko, żeby zdobyć jak najwięcej informacji. A być może uda jej się doprowadzić sprawę do końca. –Nie wiem czy będę rozmawiała o tym z policją. – Odparła po chwili. –Jeżeli ci, którzy pracowali nad sprawą żyją, ale są na emeryturach to okej, porozmawiam z nimi. Ale jeżeli są aktywni zawodowo to będę musiała odpuścić. – Nie lubiła policji i detektywów. Uważała ich za zgraję nierobów, którzy nie wykorzystują tego co mają, żeby rozwiązać śledztwa, tylko korzystają z łapówek i chronią bogatych i uprzywilejowanych. Oczywiście mogła się mylić, bo teraz bardzo generalizowała. Jeżeli jednak byli tacy, którzy byli już na emeryturze to prawdopodobnie łatwiej będzie im rozwiązać języki. Ewentualnie mogłaby ich torturować, albo nawet zabić nie zwracając na siebie uwagi. Jakby jednak pojawiła się na posterunku, nawet podając się za prywatnego detektywa czy coś, zwróciłaby na siebie uwagę. A naturalnie nie miała zamiaru tego robić. Musiałaby tworzyć całą historię, kolejne alter ego. –Mam kontakt w ACIC. Sprawdzę tam. Jeżeli masz podejrzenie, że być może jest to ktoś kto działał na świecie to sprawdzę z FBI i MI6. Jeżeli choć jedna osoba gdziekolwiek podejrzewała seryjnego pedofila to na pewno mają jakieś akta. – Zaczęła masować sobie czoło i przymknęła na chwilę oczy. –Wydaje mi się, że najwięcej dodatkowych informacji dostanę od rodzin. – Powiedziała w końcu, nieco cicho. Nie chciała jeździć po tych rodzinach i nie chciała rozdrapywać ran, które być może się zagoiły. Patrząc jednak na Eve, naprawdę wątpiła, żeby tak było. Gdzieś w środku obawiała się tego, że być może te dzieci, te wszystkie dziewczynki, na których akta patrzyła, były ofiarami tych samych ludzi, którzy porywali ją. Jej oprawcy nigdy nie kryli się z tym, że porywali kogo się dało, a jeżeli ktoś w ich oczach był „słaby” to się go pozbywali. Może sprzedawali te dzieci pedofilom, a ci, po tym jak się nudzili, pozbywali się ciał. Bała się tego, że w pewnym momencie trop doprowadzi ją do mamy Barlowe i będzie musiała ją przesłuchać, wiedząc, że tata Barlowe nie będzie w stanie powiedzieć niczego sensownego.
Notowała wszystko co mówiła jej Eve. Nawet jeżeli były to tylko i wyłącznie podejrzenia to musiała je zanotować, żeby ostatecznie gdzieś pójść tym tropem. Potrzebowała spojrzenia na sprawę kogoś kto nie miał tak spaczonego umysłu jak ona. Kogoś, kto kierował się innymi instynktami. Tak, miała świadomość tego, że Paxton też nie była w tym przypadku odpowiednią osobą. Nie była obiektywna, w sprawę była zaangażowana emocjonalnie. Mimo wszystko było to lepsze niż nic. Bardziej obiektywnymi osobami będą pracujący nad sprawą detektywi i policjanci, którzy obecnie są na emeryturach, a którzy jeszcze niewiedzą, że niedługo pojawi się duch przeszłości w postaci Sameen.
Galanis nie od razu otworzyła teczkę Isabelle. Poczekała aż Paxton wyjdzie. Nie wystarczyło jednak opuszczenie pokoju. Sam siedziała i nasłuchiwała kroków kobiety, aż w końcu upewniła się, że ta rzeczywiście jest na dole. Sama nie była pewna czemu tak zrobiła. W końcu to nie tak, że zaglądała w tą teczkę w sekrecie przed Eve. Gdyby Eve tego nie chciała to zabrałaby wszystko ze sobą. Albo po prostu nie pokazywałaby tego Sameen. Teczka rzeczywiście była grubsza niż pozostałe. Zawierała dodatkowe informacje, nawet te, które były zwykłymi, niby nic niewartymi poszlakami. Tej teczki nie traktowała jak pozostałych. Nie przejrzała jej na szybko. Wręcz przeciwnie. Usiadła po turecku i na jednym kolanie ułożyła notatnik, a na drugim trzymała teczkę. Czytała wszystko uważnie. Skupiała się na wszystkim. Notowała imiona i nazwiska, nawet osób, które były przesłuchane tylko raz. Na tym etapie, w jej oczach, każdy był podejrzany. Nawet ludzie, którzy policji, te dwadzieścia lat temu, zaserwowali niepodważalne alibi.
Drgnęła w momencie, w którym usłyszała hałas dochodzący z parteru. Odruchowo sięgnęła na dolną część pleców, gdzie normalnie miała broń. Tym razem jej nie miała. Została w aucie. Wstała powoli, bezszelestnie i stanęła w drzwiach nasłuchując kolejnych hałasów. Już miała pewność, że na dole nie było nikogo poza Paxton. Zaczęła powoli schodzić na dół. Po chwili stanęła w progu i spoglądała przez chwilę na Eve. Zaraz przeniosła wzrok na wszystko co się działo. Schyliła się i podniosła dwa, niewielkie fragmenty potłuczonego kubka, albo kubków, które miała najbliżej. Odłożyła odłamki na blat i powoli ruszyła w stronę Paxton. Po drodze jeszcze podniosła kilka kawałków, postawiła krzesło i stolik. W końcu kucnęła naprzeciwko Eve. –Myślę, że na dziś mam wszystko czego potrzebuję. – Skłamała, bo najchętniej jeszcze posiedziałaby nad tym wszystkim. Widziała jednak, że nie jest to dobry pomysł. Wyciągnęła dłoń w stronę Eve i czekała na decyzję kobiety. –Chodź, przewietrzymy się. Zobaczę jak szybko Tyfon się poci i męczy. – Zaproponowała. Oderwie to trochę myśli Eve od całej sprawy, a Sameen pośmieje się ze swojego psa. –Gdzie jest Sue Ann? – Zapytała jeszcze z ciekawości i żeby zmienić temat.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nieźle kręcisz. – Nie wierzyła, że Sameen skończyła. Za krótko siedziała z dokumentami a Paxton czuła, że w niczym nie pomogła. Nie tak to miało wyglądać. Wierzyła, że da radę przynajmniej choć trochę podobnie, jak kiedyś. Pojawiało się nowe morderstwo, kolejna zabita dziewczyna identyczna do jej siostry, wykorzystana i stracona w ten sam sposób; Eve otwierała pudło, analizowała i chowała w nim nowe akta. Bywało, że wspomagała się alkoholem, jak teraz, ale nigdy nie pozwoliła sobie na aż takie załamanie. To nie była ona. Nie zachowywała się tak. A może jednak? Nie umiała.. nie chciała się przyznać do tego, że była przytłoczona. Nie tylko wydarzeniami związanymi z Isabelle, ale swoim własnym życiem, tym wszystkim co działo się ostatnio a było tego za dużo. Zbyt wiele zmartwień, które bardzo mocno chciałaby zignorować. Stłumić obawy i własne myśli byleby dalej jakoś funkcjonować.
- Dasz mi chwilę? – poprosiła, bo z nerwów czuła jak drży jej ciało, które mogłoby odmówić posłuszeństwa podczas wstawania. – Możesz wrócić na górę. Do pracy. To trzeba skończyć. Wiem, że trzeba i jeżeli tego nie zrobimy, to będę się nienawidzić jeszcze bardziej, chociaż w tej kwestii skala już się skończyła. – Uważała, że bardziej się nie dało. Że większej winy i niechęci do siebie już nie mogła czuć. – Chwilę tu posiedzę i przyjdę. – Zapewniła, bo wiedziała, że zaraz weźmie się garść. Umiała to robić. Była najlepsza w tłumieniu i zbieraniu sił w sobie byleby przeżyć kolejny dzień. Tym razem również sobie poradzi, nawet jeśli z boku wyglądało to tragicznie. Nie mogła jednak siedzieć i się załamywać. Wiedziała o tym, dlatego lada moment kopnie się w tyłem. Potrzebowała tylko paru minut, żeby doprowadzić się do porządku. Uspokoić ciało i zepchnąć na dno umysłu wszystkie niepotrzebne myśli.
Znów dłońmi przetarła policzki z nadzieją, że nie miała już na nich nic prócz delikatnych rumieńców od pocierania.
- Była tu rano, a na resztę dnia dałam jej wolne. – Co oczywiście spotkało się z podejrzeniami Sue Ann, że Eve coś przednią ukrywała. – Uznała, że się jej pozbywam, bo chce tu ściągnąć sobie jakąś pannę. – Prychnęła postarawszy się o nutkę rozbawienia i niedowierzania, bo Sue Ann cały czas miała nadzieję, że Paxton jakkolwiek ułoży sobie życie poza pracą. Nadzieja matką głupich. – Dziękuję. – Pokazała palcem na odstawione przez Sameen rzeczy. Nie musiała sprzątać jej burdelu, a jednak to zrobiła.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Nie kręcę.- Westchnela ciężko. -Mam wszystko czego potrzebuje żeby przeprowadzić moje własne śledztwo. Nie mogę się sugerować wszystkim co jest w teczkach, bo zawężę sobie pole widzenia.- Zmarszczyła brwi nie wiedząc czy użyła odpowiednich słów żeby opisać to o co jej chodziło. Mogła mieć tylko nadzieję, że Eve rzeczywiście ja zrozumie. Z drugiej strony walczyła też z pokusa szerokiego uśmiechu. Obiecała sobie, że weźmie trochę wolnego i powróci do zdrowia, ale jednak przeglądając te teczki czuła że żyje. Chciała nawet Eve opowiedzieć o tym jaka jest podekscytowana tym, że będzie prowadzić swoje pierwsze śledztwo. Nie chciała jednak, żeby Paxton sobie pomyślałam, że dla Sameen, prowadzenie śledztwa w sprawie śmierci jej siostry, było zabawa czy czymś czego nie traktuje poważnie. Po prostu chyba ta część życia przynosiła jej prawdziwe szczęście.
Przyglądała się przez chwilę Eve. Widziała, że ta zmaga się z wieloma rzeczami i Sameen chciałaby być osoba, której ludzie się zwierzają. Nie mogła tego jednak wymagać od Paxton. Chciała jej pomóc, pod każdym względem, ale nie mogła. A naciskać nie chciała. Sama nie chciałaby żeby ktoś naciskał ja, więc nie chciałaby robić tego komuś innemu.
-Oczywiście.- Zgodziła się po chwili namysłu. Bardziej miała jednak ochotę na to, żeby postawić się Eve i zmusić ją do tego, żeby jednak zrobiły sobie przerwę. No i żeby Sam nie musiała zostawiać jej tu samej. Cofnęła rękę i opierając dłonie o kolana wstała. Nie wiedząc co powinna zrobić zebrała jeszcze kilka większych fragmentów potłuczonych kubków i odłożyła je na blat. Nie wiedziała czy Eve, jak większość ludzi, ma śmietnik pod zlewem. -Na razie muszę uruchomić moje kontakty. To mój następny krok, więc nie musimy serio kontynuować.- Spojrzała na Eve. -Nie chciałabym też zabierać ci zbyt dużo czasu, więc przemyśl czy byłabyś gotowa na pożyczenie mi tych akt.- Nie chciała o to prosić ani niczego sugerować. Widziała jak z kartonem obchodziła się Eve. Domyślała się, że uzyczenie ich komuś na wyłączność mogłoby sprawić, że Paxton czułaby dziwna pustkę albo niepokój.
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc domysły Sue Ann. -Może powinnaś.- Spojrzała na nią obracając się. -Ciągle pracujesz i skupiasz się na potrzebach innych zapominając o sobie.- Wzruszyła ramionami. Może było inaczej, bo jednak Sameen długo była nieobecna, wielu rzeczy nie wiedziała i nie widziała. Odkąd jednak znała Eve to odnosiła wrażenie, że ta skupia się tylko i wyłącznie na pracy. Teraz jeszcze miała potwierdzenie tego, że spora część czasu Eve była zajmowaną przez karton z aktami. -Poczekam na zewnątrz.- Powiedziała decydując się ostatecznie na to, że rzeczywiście na dzisiaj był koniec pracy. Na podziękowanie zasalutowała. -Nie jestem kopalnia pomysłów jeśli chodzi o jakieś nie wiem... rozrywkowe spędzanie czasu, ale myślę, że powinnyśmy zrobić coś takiego.- Powiedziała na odchodne i jeszcze stała i gapiła się gdzieś na podłogę w okolicach Eve. -Okej.- powiedziała jeszcze sama do siebie, skinęła głową i wycofała się w głąb domu, żeby dołączyć do psów na dworze.
Na zewnątrz było ciepło. Stała przez chwilę i marszczyła brwi rozglądając się za Tyfonem. Gwizdnela na niego i za jakiś czas pies pojawił się u jej boku. Pogłaskała go i dała mu spokój, a sama ruszyła w stronę auta. Zdjęła bluzę zostając w koszulce na cienkich ramiączkach i zaczęła ściągać bandaż elastyczny że zranionej ręki.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ