płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
58. + Outfit

Mogłoby się wydawać, że powroty dla Sameen nie były jakimś specjalnie wielkim wydarzeniem. W końcu co chwilę wyjeżdżała i za jakiś czas wracała. Tym razem jednak było inaczej. Kiedy w zeszłym roku opuszczała Lorne informując Eve o tym, że wróci za 2 miesiące, nie przeszło jej przez myśl to, że nie będą się widzieć tak długo. Nie wliczając krótkiego spotkania, które ostatecznie nie było najprzyjemniejsze, a które Sameen w panice zakończyła. Oczywiście liczyła na to, że zobaczą się wcześniej. Życie miało jednak inne plany. A może nawet i nie życie, a po prostu zawód Sameen.
Wizytę u Eve odkładała tak długo jak się tylko dało. Nie była pewna czy Paxton kiedykolwiek będzie chciała się z nią jeszcze zobaczyć. To samo było z Raine. Ale z Raine to inna sprawa. Tam było więcej naprawiania i do tej wizyty Galanis będzie potrzebowała przygotować się co najmniej tak solidnie jak do jakiejś swojej najgorszej walki. Tak czy siak postanowiła najpierw "zmierzyć się" z Eve. Tutaj obawiała się, tak jak w przypadku Zoyi, że może fizycznie oberwać w twarz. A jej twarz za dużo przeszła, żeby znowu się na to narażać. No, ale trudno. Raz się żyje. Czego się nie robi dla ludzi, na których ci zależy?
Nie mogła się zapowiedzieć, bo nie miała telefonu, a nie chciała korzystać z telefonu Zoyi, więc postawiła na niezapowiedzianą wizytę. Nie miała za bardzo siły i ochoty na to, żeby bawić się w jakieś szpiegowanie i udawanie, że wpadnie na Paxton w najbardziej randomowym miejscu świata. Pożyczyła auto od Henderson i pojechała na farmę Paxton. Nie była jednak tak odważna jak myślała, więc postanowiła, że będzie udawać, że zwraca książkę, którą wcześniej "pożyczyła". Po wyjściu z auta nie pamiętała czy powinna do drzwi zapukać czy wejść bez pukania jak do pierwszego lepszego lokalu. Założyła kaptur na głowę i ruszyła w stronę budynku i na jej szczęście drzwi były otwarte, co brzmiało jak zaproszenie więc po prostu sobie weszła. Kobieta, którą Eve jej przedstawiała, a której imienia Sameen nie pamiętała przywitała ją i od razu na wstępie poinformowała, że Paxton nie ma, ale niedługo powinna wrócić. Sameen w odpowiedzi pokiwała głową i odłożyła na miejsce książkę o różnych rasach psów. Poinformowała kobietę, że poczeka na Eve na zewnątrz.
No i tak też zrobiła. Wyszła z budynku, zaciągnęła sznurki od kaptura, wsadziła ręce w kieszenie i gapiła się przed siebie. Stała tak kilka minut żałując, że nie wzięła ze sobą Tyfona. Wybiegałby się. Chociaż też nie wyglądał na psa, który fantazjował o jakimkolwiek bieganiu. No, ale nic. Stanie i gapienie się przed siebie szybko stało się nudne, więc Sameen odnalazła jakąś skrzynkę, postawiła ją sobie w cieniu przy domu i usiadła na niej wyciągając przed siebie nogi. Przez chwilę patrzyła na upierdzielone kurzem i błotem buty, ale po chwili przymknęła oczy i przycięła sobie komara.
Nie wiedziała ile ostatecznie spała, ale obudził ją dźwięk podjeżdżającego auta. Zareagowała jak Lupin śpiący w Express Hogwart, a wyczuwający obecność Dementorów. Jestem po maratonie HP i nie mam innych porównań więc przepraszam. Nawet nie drgnęła, ale otworzyła oczy, żeby kątem oka rozpoznać auto Paxton. Była nawet zadowolona z tego jak zareagowała. Może ostatecznie nie straciła wszystkich swoich instynktów. Tak czy siak wstała i złapała się za nos mając nadzieję, że rana, którą zostawiła jej Zoya nie rzucała się za bardzo w oczy. Podniosła skrzynkę i odstawiła ją na miejsce i podeszła do Paxton, która właśnie wysiadała z auta.
-Cześć. - Przywitała się. -Przyjechałam oddać książkę. - Skrzywiła się zaraz po zakończeniu wypowiedzi, bo naturalnie godzinami myślała nad jakimś fajnym przywitaniem, które wywołałoby uśmiech na twarzy Eve, ale zamiast tego pierdolnęła randomowym kłamstwem. Eh.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit

Kochała swoją pracę. Zwłaszcza wtedy, gdy mogła przekazać wyszkolonego psa osobie szczerze uwielbiającej swego pupila. Komuś, kto doceniał jaki wysiłek pies włożył byleby być niezawodną częścią czyjegoś życia. Kimś, kto był bezcennym skarbem zwłaszcza dla osoby niewidzącej. Bo właśnie dla kogoś takiego Eve miała okazję tresować psa. Nie robiła tego często skupiając się głównie na psach poszukiwawczo ratowniczych, ale ostatnio zainteresowała się również tymi będącymi pomocą dla chorujących lub właśnie niewidomych.
Dzisiejsze końcowe przekazanie czworonoga było pełne emocji. Pierwszy raz ktoś w taki sposób dziękował Paxton za jej wkład. Do tej pory po prostu pomagała znajdować rzeczy albo ludzi, zaś resztę pracy zostawiała ratownikom albo policji. Nie czuła żadnej wdzięczności, bo nie było na nią okazji a ona sama nigdy tego nie potrzebowała. Praca jak praca. Płacono jej za to, a jednak dzisiejsza wymiana nadała Eve nieco większego sensu w życiu, które ostatnio było strasznie dziwaczne. Zakręcone, smutne i nerwowe przez co po kolejnym wyjeździe brata, który zniknął bez słowa, była gotowa spakować rzeczy i jako ochotniczka pojechać na wojnę na Ukrainie.
Sue Ann w porę ją zatrzymała. Ta sama kobieta, która powitała Sameen przekazując informację, że Paxton teraz nie było w domu i o ile cichaczem nie poleciała na Ukrainę albo wyspę Salomona ostatnio coś kręcącymi z Chinami, to na pewno wróci. Zaproponowała Galanis coś do picia jak i zaczekanie w środku na kanapie, w pseudo salonie przypominającym raczej poczekalnie dla potencjalnych zleceniodawców, ale tamta odmówiła.
- Downtown hotspot halfway up the street. I used to be free, I used to be seventeen. Follow my shadow around your corner. I used to be seventeen, now you're just like me. – Śpiewała w aucie zmotywowana dzisiejszymi emocjami i świadomością, że oddała psa w kochające ręce. Nakręciła się tym (chociaż przez chwilę) wokalizując w stronę siedzących na tylnym siedzeniu psów. Odwracała się do Jello i Apollo, którzy merdali ogonami zadowolone z dobrego humoru swej pani. Jello z ekscytacji aż skakała z tyłu na przód i z powrotem, jakby tańczyła w samochodowej imprezie zainicjowanej przez kawałek Sharon van Etten, który wcale nie był taki super party, a jednak z jakiegoś powodu dla Eve wydawał się bardzo pozytywny.
Wjeżdżając na posesję zauważyła nieznaną postać siedzącą gdzieś pod domem. Przez kaptur nie mogła dostrzec twarzy, ale po aucie mogła domyślić się, że to syn pieprzonego lichwiarza, u którego lata temu zadłużył się jej ojciec. Nie pierwszy raz ją nawiedzali. Nie pierwszy też raz Paxton pożyczała pieniądze od przyjaciół, czego szczerze nienawidziła i trochę przez to pokłóciła się z Kellanem (niestety już nieistniejącym), który jak brat również zniknął z radarów. Doprawdy nie miała szczęścia do ludzi. Wszyscy przepadali jak kamień w wodę.
Poważniejąc wysiadła z auta zaparkowanego tuż przed garażem. Ledwie rzuciła okiem na sylwetkę, która jednak sugerowała kobietę i najpierw wypuściła psy z pick-upa. Te zainteresowane gościną od razu do niej podbiegły i przywitały ciepło, co było sugestią dla Eve, że to ktoś znany i najwyraźniej lubiany przez czworonogi. Przede wszystkim – bez złych intencji – co te psy wyczuwały na kilometr.
Nieco uspokojona ruszyła dalej i kiedy uniosła wzrok skupiając się na zbliżającej postaci skrytej pod kapturem.. na moment zamarła.
Książkę? Jaką książkę? Paxton zdążyła już o niej zapomnieć głównie dlatego, bo pozbyła się złudzeń, że jakiekolwiek bliskie osoby przy niej zostawały. Matka opuściła rodzinę, ojciec strzelił sobie w łeb, brat znów wyjechał i nie dawał znaku życia, przyjaciele zniknęli i Sameen, którą nie wiedziała jak skategoryzować, chociaż powinna nazwać ją po prostu znajomą. To chyba już jej klątwa, do której ostatnio przywykła (albo i nie skoro chciała jechać na wojnę). Miała tylko psy. Na psy zawsze mogła liczyć.
- Wyglądasz fatalnie – rzuciła odrobinę obojętnie, jakby to ją nie obchodziło. – To musiały być męczące miesiące – dodała sama nie wiedząc do czego zmierza. Równie dobrze mogła przytaknąć albo powiedzieć „super, dzięki” i sobie pójść. Powinna tak zrobić. – po których ty akurat pomyślałaś o książce. – Ciężko było jej w to uwierzyć, bo sama świadomie i umyślnie to wszystko wyparła.
Westchnęła sięgając po torbę, którą wyciągnęła z paki pick-upa. Nie miała pojęcia, co mogłaby powiedzieć. Stała między młotem a kowadłem. Młotem było wypierdolenie Sameen za teren farmy a kowadłem ludzki odruch zainteresowania się jej kiepskim staniem.
Cmoknęła ni to niezadowolona ni to niezdecydowana, bo za cholerę nie wiedziała co ronić.
- Jeżeli potrzebujesz przyjacielskiej rozmowy to Sue Ann przygotowała obiado-kolacje. – Kiwnęła głową w stronę domu na znak, że ją zaprasza. – Oczywiście, powiem jej że jesz jak ptaszek. – To akurat pamiętała, więc porcja będzie wyjątkowo mała. Zależy też od tego, co ugotowała Sue Ann, bo może Sameen posmakuje.
Niezależnie od decyzji Galanis to było wszystko na co aktualnie było stać Eve, która minęła kobietę i ruszyła w stronę domu. Gdyby Sam się zdecydowała, to wskazała jej na pseudo salon na znak, żeby tam poczekała. Idąc do kuchni kupiła samej sobie trochę czasu, nalała wodę, przekazała Sue Ann, że zje w towarzystwie i wróciła do Galanis przekazując jej jedną ze szklanek, bo posiłek jeszcze się grzał.
- Długo cię nie było. - Innymi słowy "znów spierdoliłaś, ale spoko - przywykłam - bo gram obojętną".

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen lekko spanikowała na widok psów zmierzających w jej stronę. Nie miała przy sobie żadnej broni, narkotyków i niczego co mogłoby je zaalarmować, ale mimo wszystko spanikowała. Żeby je nieco uspokoić schyliłą się, żeby nieco niedbale poklepać je po łebkach. Teraz jeszcze bardziej żałowała, że nie wzięła ze sobą Tyfona. Psy zajęłyby się wąchaniem własnych tyłków, a Sam nie musiałaby się skupiać na pilnowaniu, żeby żaden nie zaczął na nią naskakiwać. Psy były nieprzewidywalne. Przynajmniej w jej opinii, a co ona tam o nich wiedziała.
przestała oczekiwać, że od kogokolwiek, kiedykolwiek dostanie ciepłe przywitanie. Tutaj zdecydowanym plusem było to, że nie doszło do rękoczynów. Na uwagę Eve skinęła tylko głową. Nie miała zamiaru jakoś się z tego wybraniać. Jej pewność siebie ulotniła się. A każde zaprzeczenie do tego komentarza byłoby po prostu kłamstwem. A Sameen obiecała przecież, że nie będzie okłamywać Eve. Chociaż już wyskoczyła kłamstwem na temat powodu swojej obecności tutaj. –Były. – Przyznała uznając, że zbędne rozwijanie się na ten temat mogła sobie podarować. –Nie do końca. – Wyjaśniła i podeszła bliżej, ale nadal zachowywała bezpieczny dystans. Głównie dlatego, że może z daleka nie wyglądała aż tak fatalnie jak wyglądała z bliska. Musiała zachować pozory. Nie chciała rzucać łzawej pogadanki o tym jak przez te ostatnie męczące miesiące nie raz myślała o Eve. Brzmiałoby to jak kłamstwo, którym chciałaby udobruchać Paxton. Oczywiście nie byłoby to kłamstwo, ale Sameen już miała świadomość tego, że Eve widzi w niej nie tylko kłamcę, ale też kogoś kto pojawia się tylko i wyłącznie wtedy kiedy czegoś potrzebuje. Tak nie było oczywiście. Chociaż fakty mówiły swoje. Tak czy siak, książka była tylko i wyłącznie pretekstem i idealną wymówką w razie gdyby Eve postanowiła Sameen od razu wypierdolić za próg.
-Nie potrzebuję przyjacielskiej rozmowy. – Wyjaśniła, bo znowu wyglądało to jak sytuacja, w której Sameen się pojawia, bo nie ma komu się wygadać. –Po prostu chciałam cię zobaczyć. – Dodała podążając za Eve. Chciała odmówić zaproszenia na jedzenie. Nawet jakby rzeczywiście była głodna to nie była w stanie niczego przełknąć. A jak już się jej udawało to żadnego posiłku nie utrzymywała. Próbowała, bo przez ostatnie miesiące straciła na wadze i próbowała wrócić do normalnego stanu rzeczy. Niestety na razie bez skutku. Zatrzymała się na progu. Wiedziała, że jak odmówi to równie dobrze mogłaby wrócić do domu i przestać nękać Eve. –Okej, zjem. – Westchnęła zdając sobie sprawę z tego ile będzie to kosztowało ją wysiłku. Najwyżej pobawi się widelcem sprawiając wrażenie, że rzeczywiście coś zjadła. Weszła do środka za Eve, zdjęła kaptur z głowy i skierowała się do salonu, który wskazała jej Paxton. Znalazła sobie najmniej rzucające się w oczy miejsce i tam sobie stanęła. Nie miała nawet odwagi usiąść. Czekając na Paxton spoglądała w najbliższe okno, które akurat wychodziło na drogę dojazdową do farmy.
Wzięła od Eve szklankę uważając, żeby nawet opuszkiem palca nie dotknąć jej dłoni. Podziękowała i od razu upiła niewielki łyk.
-Przepraszam. – Odpowiedziała i odstawiła szklankę na jakiś stolik, ale przypomniało jej się, że niektórzy ludzie mają obsesje na punkcie stawiania szklanek na podkładkach, a żadnej nie widziała, więc ponownie wzięła szklankę do ręki. –Miałam problemy w pracy i…. pozwoliłam, żeby mnie pochłonęły. – Wyjaśniła nie wyjaśniając absolutnie nic.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Rzucił ją facet? – pytanie Sue Ann luźno zadane w kuchni wcale nie było takie głupie. Kobieta nie znała Sameen aż tak dobrze i w oczywisty sposób nawiązała do Audrey Bree Clark, która niedawno równie znienacka pojawiła się na farmie w bardzo podobnym (przynajmniej z wierzchu) stanie. Wychudzona, marna, przestraszona i ze złamanym sercem. Zajmowała teraz jedną z sypialni w domu Paxton zamiennie z łóżkiem u znajomej, o której młoda panna wspominała. Nic więc dziwnego, że Sue Ann pomyślała właśnie o tym a nie o możliwym porwaniu i przetrzymywaniu Galanis w jakiejś piwnicy.
Paxton wzruszyła ramionami nie znając odpowiedzi i jeszcze chwilę postała w kuchni przywołując się do porządku, żeby znów nie palnąć czegoś głupiego. Wystarczy, że ostatnio się zbłaźniła wywlekając na wierzch swe oczekiwania, których przecież mieć nie powinna, a raczej Sameen jej o tym przypomniała. Miała rację.
Powróciwszy do salonu zdziwiła się, że blondynka wciąż stała. Na drobną sekundę przytrzymała kroku próbując to wszystko przeanalizować. Nie była psychologiem, ale znała się na psach i nagle uznała, że dzięki tej umiejętności mogłaby czytać również ludzi. Jednak nie potrzeba wielkich psychologów ani jajogłowych od zachowania społecznego, żeby zauważyć pewne rzeczy.
- Chyba cię wyssały. – Wszystko co Galanis miała, a przynajmniej tę pewność siebie, która nie pozwoliłaby kobiecie chować się pod kapturem i stać prawie że w kącie tak, jakby ktoś tu miał zamiar zganić ją za to, że w ogóle istniała. - Co się dzieje? - Odłożyła swoją szklankę również wciąż stojąc, bo choć bardzo by chciała pokazać jak nonszalancko podchodziła do tego wszystkiego, to Sam rzeczywiście przypominała równie zmarnowaną Audrey. Nie licząc nosa, bo młodej Clark akurat nikt nie pobił (całe szczęście dla Jeba, bo gdyby tak się stało, to Eve przejechałby go swoim pickupem). – Tylko nie mów, że nic, bo jesteś cieniem samej siebie – Wcale nie mówiła z pretensją a bardziej z przejęciem. Podeszła bardzo ostrożnie wyciągając dłoń (bo pamiętała, że kobieta nie lubiła niespodziewanego dotyku), którą ułożyła na ramieniu blondynki i powoli nią przesunęła góra-dół. – I zachowujesz się jak zdezorientowany.. a nawet przerażony psiak. - Wcześniej chowała się pod kapturem nie jak gangster, o czym świadczyły mocno naciągnięte sznurki, trzymała dystans, stała gdzieś z boku jakby bała się usiąść a jej ramiona nie znajdowały się w górze wraz z pewną siebie dumnie wypiętą piersią. Postawa Sam nijak przypominała to wszystko, co Eve znała a bardziej psa bojącego się ludzi, otoczenia i wszystkiego innego. Paxton nawet nie brała pod uwagę, że Sam mogłaby bać się właśnie jej. Może słów, które mogłaby usłyszeć, ale nawet na to nie była odpowiednia pora, bo Eve nie miała tendencji do kopania leżącego.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen nawet jakby podsłyszała to pytanie to by na nie nie zareagowała. Prawdopodobnie to by się nawet cieszyła, że Eve ma towarzystwo kogoś tak niewinnego kto myśli, że największą tragedią jaka może spotkać kobietę jest zakończenie związku. Jeszcze ze strony faceta. Czasami żałowała, że nie żyje w takim świecie gdzie to jest serio jej największe zmartwienie. Pewnie szybciej pozbierałaby się po żałosnym związku z żałosnym mężczyzną niż po tym co się z nią dzieje codziennie. Nie chciała jednak podsłuchiwać i nie miała do tego głowy. Wolała skupić się na wyglądaniu przez okno i ewentualnym wyczuwaniu nadchodzącego niebezpieczeństwa. Liczyła oczywiście na to, że nic takiego się nie wydarzy. Z drugiej jednak strony, przez cały czas myślała, że jest sprytna i przebiegła i nie wejdzie w żadną pułapkę i nikt jej nic nie zrobi. Miała się za niezniszczalną. A jednak ktoś ją dopadł. Musiała przestać myśleć o sobie w tych kategoriach. Tym bardziej, że teraz wiedziała, że Inej wie o jej rodzinie. A od rodziny do Eve i Zoyi było niedaleko.
-Chyba. – Potwierdziła, a w kąciku jej ust pojawił się cień uśmiechu. Prawie niezauważalny. Ponownie wróciła wzrokiem za okno, bo wydawało się, że widziała w oddali unoszący się kłęb dymu albo kurzu. Może ktoś się zbliżał. Przeszedł ją zimny dreszcz na myśl o tym, że zostawiła broń w schowku w aucie. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że psy Eve mogłyby dostać kociokwiku wyczuwając broń. A nie chciała, żeby to była ich pierwsza reakcja w towarzystwie Eve na widok Sam. Upiła łyka wody i odstawiła szklankę ponownie. Tym razem na jakiś obrusik, albo gazetę czy coś. Naturalnie otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, że nic się nie dzieje, ale Eve ją uprzedziła. –Nie wiem co powinnam ci odpowiedzieć, bo ostatnim razem nie chciałaś słuchać o mojej pracy. – Uśmiechnęła się delikatnie. –”Nic”, jest więc bezpieczną odpowiedzią. – Dodała cały czas się uśmiechając. Uśmiech jednak szybko zniknął kiedy zobaczyła, że Eve się do niej zbliża. Chciała się uchronić i uciec od tego dotyku, ale jednocześnie wiedziała, że nie mogła tego zrobić. Przyszła naprawić swoje relacje z Eve, nie chciała ich ponownie spierdolić zachowując się jak dzikus. Nabrała więc powietrza i pozwoliła Eve na dotknięcie swojego ramienia. Po chwili wypuściła powietrze uspokajając się.
-Hmmm. – Nie wiedziała jak ubrać to wszystko w słowa, a nadal nie była pewna ile Eve chciała znać prawdy. –Załóżmy, że jestem na zwolnieniu lekarskim. – Zmarszczyła brwi. –Jeśli to ma sens. – Dodała wpatrując się w Eve. Pozwoliła sobie na wpatrywanie się w jej twarz przez kilka sekund. Zaraz jednak znowu spojrzała za okno i na kłąb kurzu. Albo jej się wydawało, albo robił się coraz większy. Podeszła do Eve i nachyliła się w jej stronę. –Masz w domu broń? – Zapytała szeptem nie chcąc, żeby Sue Ann usłyszała. Wolała nie wywoływać niepotrzebnej paniki.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Od ostatniego razu minęło dużo czasu. – Ponownie zauważyła, ale nie powiedziała tego z pretensją. Po ostatnim uznała, że nie będzie czepiać się Sam za jej nieobecność. Nie będzie od niej niczego wymagać ani oczekiwać, ale to wiązało się również z jej własnym postawieniem granicy między relacją znajomościowo przyjacielską a tym do czego prawie doszło na kuchennym blacie. – Sporo się też zmieniło i skoro pytam, to chcę wiedzieć. – Bo zapytała świadoma, że rozmawiały o tajemniczej pracy Sameen. O tej samej, która była niebezpieczna nie tylko dla osoby ją wykonującej, ale także dla otoczenia. O czymś, czego Paxton zaczynała się domyślać tuż po niespodziewanej wizycie gościa w garniaku, o którym wspomniała przy ich ostatnim dawnym spotkaniu, ale ów informacja rozmyła się podczas ich intensywnej dyskusji.
Nie wiedziała jak zachować się i dokładnie przetworzyć stwierdzenie „bezpieczna odpowiedź”. Przed czym – nic – miało uchronić Galanis? Czy kobieta naprawdę jej się bała? Eve nie potrafiła w to uwierzyć, ale inaczej nie umiała odczytać tych słów.
- Częściowo. – Miało to sens i Paxton jedynie mogła domyślać się, że jeden z tych skutków pracy blondynki, o których kiedyś rozmawiały. Raz nawet wprost i była to wtedy postrzelona ręka, o którą Eve się martwiła pomimo kłótni i konsternacji związanej z całą prawdą o pochodzeniu Galanis (a raczej Gai Barlowe).
- Sam, nic ci nie zrobię. Ludzie czasami się unoszą i przeżywają różne emocje. – Tak jak Eve ostatnio, chociaż to nawet nie była super wybitna kłótnia. – Takie rzeczy się zdarzają, więc jeżeli chcesz coś powiedzieć to mów. – Zwłaszcza, że Eve zapytała. – Jeżeli nie, to siłą z ciebie tego nie wycisnę. – Nie zamierzała zwłaszcza, że teraz miała przed sobą kruchą skorupę po kimś, kto parę miesięcy temu z pełną dumą i gracją lansował się w nowej super furze albo umyślnie kręcił tyłkiem idąc do toalety.
Czekała na odpowiedz, ale zamiast tego kobieta spojrzała w stronę okna. Eve ledwie rzuciła okiem w tamtym kierunku, bo ostatnie o czym teraz myślała to o jakimkolwiek zagrożeniu. Poza tym, na zewnątrz były jej psy i na pewno dałyby znać, gdyby w okolicy pojawił się ktoś, kto wpadłby tutaj zrobić rozpierduchę. Chyba, że ten ktoś jeszcze nie wyszedł z auta.
Zmarszczyła brwi zaskoczona nagłą bliskością oraz pytaniem o broń.
- Mam – odpowiedziała niepewnie, bo nie wiedziała po co Galanis ta informacja. – O co chodzi? – Bo raczej nie o to, że podejrzewała Eve o chęć postrzelenia jej. Aż tak szajbnięta nie była.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zacisnęła na chwilę szczęki, ale po chwili skinęła głową. - W porządku. - Chciała już o wszystkim powiedzieć Eve kilka miesięcy temu kiedy piły kawę na kuchennej podłodze w mieszkaniu Sameen. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby wyznać jej prawdę. Dla Paxton może to być moment kulminacyjny, w którym ostatecznie zadecyduje czy chce sie nadal z Sameen zadawać czy nie. - Jako dziecko zostałam porwana przez... organizację. - Zmarszczyła brwi nie wiedząc jak dokładnie powinna ich nazwać. - Zajmowali się głównie handlem ludzkim ciałem. Na podstawie różnego rodzaju szkoleń i testów sprawdzali do czego uprowadzone dzieci się nadawały. Cześć szła na prostytucję i pedofilię, część na czarny rynek i narządy, część była wszystkim, a tych którzy nie nadawali się do niczego... po prostu mordowali. Z najsilniejszych budowali sobie armię żołnierzy, których sprzedawali za grube miliony. Był też mały procent dzieci, które z jakiegoś powodu wracały do swoich rodzin. - Słyszała o takich przypadkach, ale nigdy się w to nie zagłębiała, bo po co miałaby ingerować w życia dzieci, które miały szansę na kontynuowanie normalnego życia. Sameen, poza byciem dawcą narządów miała ta nieprzyjemność być wszystkim, a ostatecznie skończyła jako wyszkolony asasyn, którego sprzedano za kilka milionów. - Ja trafiłam do armii. - Uznała jednak, że oszczędzi Eve tragicznych szczegółów. Chociaż logiczne mogło wydawać się to, że robili tym dzieciom wiele okropności żeby "wyrobić ich charakter". - Jestem zabójcą do wynajęcia. - Dotychczas mówiła szeptem rozglądając się po pomieszczeniu, albo skupiając wzrok gdzieś na podłodze. Nie chciała żeby Sue Ann usłyszała cokolwiek. Tym razem jednak spojrzała na Paxton chcąc wybadać jej reakcje. Zakładała, że Eve mogła się już dawno domyślić prawdy o jej zawodzie więc równie dobrze mogła żadnej reakcji nie zobaczyć.
- Przez ostatnie kilka lat nie pracowałam dla nikogo konkretnego. Sama sobie wybierałam kontrakty i je wykonywałam. - Postanowila oszczędzić Eve historii o tym jak wymordowała swoich pracodawców i jednocześnie oprawców. Historię o wytropieniu pozostałych uprowadzonych dzieci też zostawiała na inny dzień. - W ciągu ostatniego roku miałam... przyjemność poznać inna zabójczynie. Spotykalysmy się z reguły przy wykonywaniu kontraktów. Najczęściej wychodziło na to, że byłam szybsza w wykonaniu zleceń, do ktorych zostalysmy zatrudnione obie. Myślę, że w końcu jej pracodawcy się wkurwili, że wykradam im możliwość potencjalnego zarobku i zaczęli na mnie polować. Nie jestem jednak pewna czy to oni. Pracuje nad tym. - Nie chciała niepotrzebnie oskarżać Inej, wujka Vesemira i ich bandy. Nie miała jednak nigdy do czynienia z Rosjanami, więc naturalnie obstawiała ich. Zwłaszcza, że podczas misji we Włoszech wujek Vesemir pojawił się tylko po to żeby uratować Inej, a Sameen zostawić na pastwę wkurwionych Włochów. - Jakiś czas temu zaskoczyli mnie, złapali i przetrzymywali. Cudem udało mi się uciec. No ale uciekłam. Wydaje mi się, że będą próbowali mnie znaleźć, żeby dokończyć zadanie. - Wyjaśniła mając nadzieję, że to nieco rzuci światła na to gdzie była przez ostatnie miesiące, dlaczego jest taka jaka jest i dlaczego tak bardzo interesuje ją chmura kurzu w oddali. W jej zawodzie nie było miejsca na pozostawianie niedokończonych kontraktów czy zleceń.
Uśmiechnęła się słysząc, że Eve jej nic nie zrobi. Mimowolnie dotknęła swojego nosa. W sumie po Zoyi też się nie spodziewała, że ta coś jej zrobi a jednak... - Nie boję się ciebie, Eve. - Odpowiedziała spokojnie. - Mimo wszystko mam małe pojęcie o tym jak działają ludzkie emocje. Bardziej boję się o ciebie. - Tym bardziej, że mężczyzna w garniturze widział twarz Paxton. Wiedział o niej całkiem sporo.
- Potrzebuję żebyś poszła po tą broń i mi ją dała. Przy okazji weź tą kobietę i nie wzbudzając żadnych podejrzeń poproś ją żeby poszła do jakiegoś najbezpieczniejszego pomieszczenia w tym domu. Nie wysyłaj jej do hali z psami. - Istniała szansa, że być może druga część farmy też już została obstawiona. Poza tym być może Sam wpadała teraz w niepotrzebna paranoję. - Gdzie byłaś teraz? Zanim wróciłaś do domu? Jest szansa, że ktoś cię śledził? - Zapytała i podeszła bliżej okna i zaczęła rozglądać się po terenie szukając czegoś co mogłoby sugerować nadchodzące kłopoty. Cieszyła się, że swoje auto zaparkowała tak, żeby nie było widoczne od razu. Oczywiście nie wykluczała tego, że ona też mogła być śledzona. -Zawołaj psy do środka. - Poleciła wiedząc, że psy prawdopodobnie rzucą się na napastników i zginą najszybciej. Nie wybaczyłaby sobie gdyby dopuściła do czegoś takiego. Poza tym pewnie Eve by ją zabiła.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Skłamałaby mówiąc, że opcja z „zabójcą” nigdy nie wchodziła w grę. Za każdym kolejnym razem, kiedy dowiadywała się o Galanis czegoś nowego, weryfikowała informacje, które już miała i tworzyła listę możliwych zawodów. Było ich wiele. Jedne mniej a drugiej bardziej znane, ale były i z jakiegoś powodu Eve odrzucała ten najbardziej oczywisty. Nawet wtedy, kiedy facet w garniaku niespodziewanie zjawił się na jej farmie zadając dziwaczne pytania, odrzuciła pewne pomysły, o kogo mogło chodzić. Brała je pod uwagę, ale starała się nie zawierzać w pełni swym przypuszczeniom, bo właśnie tym były – tylko przypuszczeniami. Facet równie dobrze mógł mieć dziwaczną metodę podrywu albo był powiązany z Lorenzo. Paxton nie mogła być pewna na sto procent, dlatego postawiła na ostrożny dystans między teoriami spiskowymi a rzeczywistością. Trzymała te wszystkie myśli na smyczy, dopóki nie padły słowa echem odbijające się w jej głowie.
Zabójczyni.
Wreszcie to usłyszała i nie istniała żadna stosowna reakcja poza tą, że chyba powinna wezwać policję. Nie chyba a na pewno, ale Eve nie była służbistką, nie była nikomu nic dłużna, nie czuła potrzeby ochrony społeczeństwa i do cholery poznała Sameen, niebezpiecznie się do niej zbliżyła i nawet jeśli teraz z relacji sprzed pierwszego wyjazdu nie zostało zbyt wiele, to co? Miałaby zadzwonić po gliny, bo randomowa laska przyznała się do bycia zabójcą? Na dodatek było to coś, co Eve brała pod uwagę, więc równie dobrze mogłaby się przyznać do tego, że mentalnie wspierała Galanis (w ten czy inny sposób) w jej zawodzie. Że założyła klapki na oczy, bo tak było łatwiej. Dzięki temu unikała sytuacji podobnej do tej co teraz stojąc między młotem a kowadłem. Między Sameen Galanis a moralnością.
Tylko czym była moralność i czy naprawdę nie istniała żadna inna reakcja na wielkie obwieszczenie „Jestem zabójcą do wynajęcia”?
Stała. Po prostu stała i patrzyła na kobietę nie robiąc żadnych min. Żadnego zniesmaczenia, przerażenia, radości albo wielkiego zaskoczenia. Była lekko skonsternowana, bo jak wszystko co zaskakujące musiała przetrawić, ale nic więcej. Cisza; bo jedyne słowa, który przychodziły jej do głowy, to jakiś głupi żart o tym, że jak na super zabójczynię to Sam ma kiepską pamięć czy coś.
- Okay. – Albo to. Bardzo wymowne i wyrażające wszystko OKAY.
Brawo.
Kolejne newsy nie były mniej szokujące. OKAY na wszystko. Okejki dookoła. Gdyby tylko mogła to Eve rzucałaby je na prawo i lewo, bo nic innego aktualnie nie przychodziło jej do głowy. Nie takie znowu – nic – ale nie chciała palnąć niczego głupiego, nieprzemyślanego lub działać pod wpływem mieszkanki emocji oraz myśli, których było tak dużo, że już czuła nadciągający ból głowy.
- Ostatnio ciągle to słyszę – rzuciła w chwili, gdy Galanis przyznała, że się o nią bała. – Uwierz lub nie, ale nie jesteś jedyną osobą, która może ściągnąć na mnie kłopoty. – Albo już ściągnęła, ale na razie wolała zachować spokój.
- Sam, przyhamuj. – Uniosła dłoń w geście stopu i zanim zrobiła cokolwiek innego dyskretnie wyjrzała przez okno. Na zewnątrz stało nieznane auto, które mogło zwiastować wszystko. – To może być każdy. Mój znajomy, nowy klient, policja chcąca spisać zeznania z ostatniej akcji albo jakiś inny palant. – Tylko, że kobieta nie słuchała dalej drążąc swe śledztwo. – Byłam w Cairns. – Nie miała pojęcia czy ktoś ją śledził, bo nie zwracała na to uwagi zbyt szczęśliwa z powodu dzisiejszej roboty, z której entuzjazm już dawno gdzieś przepadł. – Sam, chyba nie mówisz poważnie? – jęknęła kiedy wspomniano o psach i długo mierzyła się z jasnymi oczami tocząc z nimi niemą walkę o to, czy warto było brać pod uwagę najgorszą opcję.
Paxton zacisnęła szczękę i wreszcie wsunęła dwa palce do ust, z których wydobył się długo oraz głośny gwizd.
- Sue Ann! Potrzebuje, żebyś poszła do piwnicy. – Sama dobrze wiedziała jak powinna poinformować o tym kobietę, bo już znały ten system.
- Dzieciaku, mówiłam ci, że nie boję się Rudolfa Juniora. – Sue Ann wyjrzała z kuchni zanim Eve ruszyła w jej kierunku a przez klapkę w tylnych drzwiach wbiegły dwa psy ciekawe, po co ich wołano.
- Nie wiem, czy to on – rzuciła do czarnoskórej kobiety i na moment zanurkowała pod zlewem. – Po prostu tam idź i czekaj. – Po kuchni rozległ się dźwięk rozrywanej taśmy a wraz z nią w rękach Eve pojawiła się broń kiedyś tam schowana. – Weź telefon i zamknij się od środka. – Zgarnęła z blatu komórkę Sue Ann, którą wcisnęła w jej dłonie i od razu ściągnęła taśmę z pistoletu.
Zanim ruszyła w kierunku Sameen upewniła się, że broń była naładowana. Nie zamierzała jej oddawać. Zignorowała wyciągniętą jasną dłoń i schowała pistolet z tyłu, za swoje spodnie pod flanelową koszulą.
- Może i jesteś zabójczynią, ale to jest mój dom. – Minęła blondynkę i ruszyła w stronę drzwi. Zanim jednak je otworzyła, odwróciła się wskazując palcem na psy. – Zostań – nakazała im i niespodziewanie ten sam palec wycelowany został w Galanis. Bo ona też miała zostać zwłaszcza, że żadna z nich nie wiedziała, z kim miały do czynienia. Może to nic takiego? Może akurat nie przyjechali po nią? – Mówię poważnie. – Na ile się Sameen do tego zastosuje – to jej.
Paxton otworzyła drzwi i wyszła przed dom od razu zawieszając spojrzenie na nieznanym pojeździe, z którego wyłoniło się dwóch mężczyzn. Nie znała ich, więc ekipa Rudolfa Juniora odpadła. Zostały więc jeszcze dwie opcje w tym ta należąca do Sameen.
- Panowie po odbiór psa, czy zlecenie tresury? – zapytała jakby nigdy nic i rzuciła okiem na tablice rejestracyjne. Nie byli stąd ani tym bardziej z okolicy.
- Eve Paxton? – zapytał jeden z nich, który co rusz zerkał w kierunku drzwi.
- Tak, a co?
- Jakiś czas temu był u pani nasz kolega. Jack Trainer, kojarzy go pani?
- Owszem, nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Strasznie wypacykowany. – Przywołanie faceta w garniturze przechylało szalę na stronę Galanis, która była pewna, że przyjechali właśnie po nią.
- Taaa, nie sprawdził się, więc przejęliśmy jego zadania i..
- Panowie są z policji? – wtrąciła krzyżując ręce na piersi, czym okazała swe niezadowolenie tą nagłą wizytą.
- Nie.
- Więc nie muszę z panami rozmawiać. Trainer na pewno ma raport czy co tam robicie w swojej nieznanej robocie. - Machnęła ręką w kierunku wyjazdu z farmy. - To prywatna posesja a ja mam dużo pracy. - Innymi słowy - wypierdalajcie - tylko, że ten który ciągle gadał znów zerknął w kierunku drzwi, jakby spodziewał się, że ktoś stamtąd wyskoczy.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
- Okej. - Odpowiedziała na jej okej. Przez chwilę przyglądała jej się badawczo próbując rozkminic jak powinna interpretować jej reakcje. Jeżeli zawsze miało się skończyć tylko i wyłącznie na "okej" to mogła jej o wszystkim powiedzieć już dawno. Uniknęłyby niepotrzebnych spin, a Sameen nie musiałaby brylować między kłamstwami, które wymyślała, żeby chronić swoją tożsamość.
Westchnęła ciężko. –Okej, ale nie interesuje mnie czyjś syf. – Odpowiedziała wkurwiając się na to, że Eve miała życie poza nią i kogoś kto mógł sprowadzać na nią kłopoty. Zacisnęła szczęki i pięści do tego stopnia, że aż poczuła ból w kilku miejscach. Nienawidziła też siebie za to, że w ogóle pozwoliła sobie na takie uczucie względem Eve. Nie miała do tego żadnego prawa.
Skinęła tylko głową. Rzeczywiście nie do końca słuchała teorii o tym kto mógł właśnie zmierzać na farmę. Sameen miała swoje przekonania i chciała je wykluczyć. –Czy kiedykolwiek sprawiłam wrażenie osoby, która lubi żartować? – Zapytała prawdopodobnie niezbyt miłym tonem, ale nie stać ją była na chwilę obecną na nic innego. Była przerażona chociaż starała nie dawać tego po sobie poznać. Ręce wsadziła do kieszeni bluzy, żeby ukryć to jak nerwowo je zaciska i jak jej się trzęsą. Nie byłą gotowa do powrotu do walki czy jakiejkolwiek konfrontacji ze swoim życiem zawodowym. Widziała jak psy usłyszały gwizdnięcie Eve i jak zerwały się do tego, żeby przybiec do domu.
Sameen stanęła bliżej okna, ale przylgnęła do ściany. Z ukrycia obserwowała wjeżdżający na teren posesji samochód, a w międzyczasie nasłuchiwała rozmowy Eve z Sue Ann. Rozpoznała wysiadających z auta mężczyzn. Nie była w stanie w stu procentach powiązać ich ze swoim ostatnim zniknięciem, ale wiedziała, że byli współpracownikami mężczyzny w garniturze. Nie odrywając od nich wzroku wyciągnęła dłoń w stronę Eve, usłyszała kroki, więc liczyła na to, że ta przyniosła jej broń. –Co? – Zapytała oburzona i spojrzała na Paxton. –To jest naprawdę pojebana decyzja i uwierz mi… będziesz jej żałować. – Syknęła wściekła, a w momencie, w którym kobieta zaproponowała, żeby Sam została z psami to prychnęła oburzona. Od kilku lat nie słuchała już czyichś poleceń czy rozkazów. A była pewna tego, że ten syf, który zawitał na teren farmy Paxton, był zdecydowanie jej syfem.
Z tego okna, z którego korzystała dotychczas, nie miała zbyt dobrego widoku ani na mężczyzn ani na Eve. Słyszała rozmowę, ale to jej nie wystarczyło. Sięgnęła po długopis leżący na jakiejś półce i podwinęła rękaw bluzy, żeby zapisać sobie rejestrację, którą później sprawdzi. Jeżeli nie namierzy ich w ten sposób, to może będzie musiała zwrócić się do Inej. Sam przewróciła słysząc ton głosu Paxton i jej wyzywające odpowiedzi. Oderwała się w końcu od okna i ruszyła w stronę kuchni. Trzęsącymi się rękoma otwierała każdą szufladę, aż w końcu znalazła tą z nożami. Wzięła dwa niewielkie noże i ukryła je w rękawach. Nie były idealne, ale nie potrzebowała wiele, żeby wyrządzić komuś krzywdę, albo odebrać życie. Słyszała, że rozmowa nadal trwała, ale była zbyt daleko, żeby wyłapać z tego coś konkretnego. Ostrożnie zaczęła zbliżać się do drzwi i stanęła przy nich jeszcze nie wychodząc na zewnątrz. Mężczyźni akurat zaczęli wypytywać czy Paxton jest sama i czy mogą się rozejrzeć. To dla Galanis dało pewność, że jeżeli mieliby zabić Eve to zrobiliby to od razu, bez zbędnego pierdolenia i bawienia się w grzeczne rozmowy. Sameen przymknęła oczy, oparła się o drzwi i zaczęła głęboko oddychać. Panikowała. Nie zdążyła się przyjrzeć czy mężczyźni mieli broń i jeżeli ją mieli to ile zajęłoby im sięgnięcie po nią. Zapominała o podstawowych rzeczach. W końcu jednak wzięła się w garść i wyszła z domu. Mężczyźni od razu na nią spojrzeli. Zauważyła jak jeden nieznacznie się prostuje i spina. Nie sięgnął jednak po broń, ani nie wykonał gestu, który mógłby to sugerować. Zbliżyła się do Eve stając za nią tak, że dotykała ją ramieniem. W pewnym momencie uniosła dłoń i objęła Eve. Był to jednak zamierzony gest, którym chciała po prostu zabrać broń Paxton. I tak też zrobiła. Z początku jej gest był delikatny i wolny, dopiero pod koniec szybkim ruchem podniosła koszulę Paxton i sięgnęła po pistolet. –To prywatna posesja. – Powtórzyła słowa Eve chcąc zakończyć tą wizytę jak najszybciej. Trzymała broń tak, żeby panowie mogli ją zobaczyć. Wiedzieli, że nie zdążą sięgnąć po broń. Sameen byłaby szybsza. A nikt nie chciał ginąć w bezmyślny sposób. W końcu zaczęli się wycofywać. Ten który dotychczas mówił najmniej uśmiechnął się szeroko do Paxton i przeprosił ją za najście tłumacząc, że to pomyłka. Drugi skinął głową i oboje po jakimś czasie wycofali się do auta. Nie spuszczali wzroku z kobiet, a Sameen nie przestawała obserwować ich. Postanowiła, że nie przerwie kontaktu wzrokowego dopóki ci nie znikną. Kiedy przejeżdżali obok Sameen uśmiechnęła się w ich stronę i uniosła wolną rękę. Z palca wskazującego, środkowego i kciuka zrobiła pistolet i wycelowała w kierowcę, po chwili udała, że w niego strzela. Wydała na nich wyrok śmierci, który będzie musiała zrealizować jak najszybciej. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj. Obserwowała odjeżdżające auto i dopiero jak zniknęło jej z oczu to obróciła się, żeby spojrzeć na Eve. Była wściekła. –Rozumiem, że byłaś gotowa zabić nas wszystkich? – Zapytała i zbliżyła się do kobiety. –Co to miało kurwa być? – Wysyczała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Sekundę przed wyjściem z domu pomyślała - W którym momencie jej życie źle zakręciło? Bo jak inaczej nazwać to, że przed paroma chwilami w głowie rozważała opcje, kto taki niewygodny mógł nawiedzić jej posesję. Lista powinna być krótka, max jednoosobowa a nie rozwijać się z każdą kolejną sekundą. Był Rudolf Junior, którego ojciec wiele lat temu pożyczył pieniądze tacie Eve i raz po raz domagał się coraz wyższych spłat. Był facet, który napadł na nią, kiedy z Lorenzo szukali jego zakopanej żywcem panienki. Facet w garniaku już raz ją nawiedzający i pojeb od zwłok wykopanych na cmentarzu, chociaż to świeży temat i Paxton szybko odrzuciła tę możliwość.
Ostatecznie okazało się, że chodziło o Jacka Trainera. Na pewno nie miał tak na imię, ale facet w garniaku już na zawsze pozostanie Jackiem. Tym samym, który parę miesięcy temu strzelał do osoby na motorze. Do kogoś, kto pozostawił w domku w lesie zmasakrowane zwłoki i choć Eve miała pewne podejrzenia to dopiero gest, który teraz zobaczyła potwierdził wszystkie jej przypuszczenia.
W swoim życiu widziała wiele, ale nikt kogo znała nie robił czegoś takiego. Może w świecie Galanis tak, ale nie u Paxton, która zawiesiła na niej spojrzenie w głowie powtarzając sobie „Miałaś rację. Miałaś – kurwa – rację”.
Stała jednak spokojnie podobnie jak blondynka czekając aż samochód całkowicie zniknie im z oczu.
- Ja byłam gotowa nas zabić? – Wskazała na siebie palcem nie pozostając dłużną na gniew Galanis. – To ty chciałaś wziąć broń i co? Pójść ich powystrzelać? Postraszyć? – Co takiego Sameen zamierzała zrobić z bronią? Jatkę? Pomachać? Postrzelać w opony? Czy lufa pistoletu miała być wstępem do negocjacji? - Jeszcze chwila i by sobie pojechali. – Nie wykazywali chęci zrobienia rabanu nawet kiedy stanowczo odmówiła im rozejrzenia się, co uważała za idiotyczną prośbę i zasugerowała, że jeżeli dalej będą to ciągnąć to wezwie policję. – Może i jesteś wyszkolonym zabójcą, ale popatrz na siebie. – Sama automatycznie przesunęła wzrokiem od góry do dołu i z powrotem na gniewne jasne oczy. – Wyglądasz jak cień, chowasz się pod bluzą, stoisz po kątach i.. – Drżałaś jak przerażony psiak, ale nie chciała przyznać, że to zauważyła. – ..nie jesteś niezniszczalna, Sam. Nie wyobrażam sobie, co ci robili, ale widzę tego skutki. Tamci goście załatwiliby cię w pięć minut. – Chyba. Może. Bardziej przysłowiowo, bo skąd miała wiedzieć jak ten świat działał i jak zdolna była Sameen? – Więc przestań grać robocopa i pozwól innym się tobą zająć. Nie wszyscy są takimi ścierwami, jak ludzie, którzy cię porwali. – Kiedyś, kiedy była małą dziewczynką i teraz. – Nie wszyscy życzą ci śmierci – W tym ona. – więc na chwilę sobie odpuść. Po prostu.. sobie odpuść. – Przez cały czas była bardzo zdeterminowana. Na początku nawet uniosła głos, ale ostatnie słowa wypowiedziała z wyraźnie słyszalną prośbą. Martwiła się o stan Galanis i pomimo iż przez ostatnie miesiące w ogóle się nie widziały, to nie upoważniało Paxton do tego, żeby nie być człowiekiem. Po prostu człowiekiem dla drugiego człowieka, który brał na siebie zbyt wiele i potrzebował przerwy. Choćby pięciu minut, bo czuła w kościach, że na więcej Sam sobie nie pozwoli.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi. –Co w ogóle zasugerowało ci, że planowałam wyjść i ich wystrzelać? – Zapytała szczerze nie ogarniając całej sytuacji. Może jeszcze te parę miesięcy temu rzeczywiście wyszłaby na zewnątrz i cwaniakowała jaka to jest niezniszczalna i nieustraszona. Teraz jednak chowała się w środku, robiła wszystko, żeby nikt jej nie zauważył i cieszyła się, że zaparkowała na tyłach. –Broń miała być ostatecznością. – Powiedziała wzdychając ciężko. Ostatnią rzeczą jaką by zrobiła to wyszła i strzelała do bóg wie kogo, w obecności cywilów. Nigdy nawet chyba nie strzelała w obecności Zoyi. Nawet kiedy wykonywała kontrakt na Bora Bora to Zoya miała zakaz opuszczania pokoju. Sameen nie chciała, żeby ktokolwiek ją widział podczas zabijania. Nie chciała stracić tej „niewinności”. –Nie. Nie pojechaliby. – Odpowiedziała siląc się na spokojny głos, nie chciała się kłócić, nie miała na to siły.
-Myślisz kurwa, że tego nie wiem? – Warknęła oburzona, ale też nieco zraniona, bo naturalnie to przykre jak ktoś ci tak wytykał, że wyglądasz jak gówno. A jednak dla Sameen było to zachowywanie się jakby była całkiem innym człowiekiem. –Myślisz, że odpowiada mi coś takiego? Że podoba mi się jeżdżenie… takim autem? – Pewnie wielu ludzi oddałoby wiele, żeby móc na takie auto popatrzeć z bliska. Sameen jednak gustowała w innych samochodach, więc jeżdżenie takim było dla niej męczące. Znowu czuła się jak zagubione dziecko, które najbardziej na świecie chce wrócić tylko i wyłącznie w objęcia rodziców. Wkurwiała ją ta bezsilność. Zawsze wolała unikać walki i konfrontacji niż doprowadzać do takich sytuacji. Teraz też miała zamiar tego uniknąć. Więc to całe wytykanie bolało ją dodatkowo. Parsknęła śmiechem i pokręciła głową z niedowierzaniem. –Nie, Eve. Nie zabiliby mnie w pięć minut. Ciebie też nie. Obezwładniliby nas, a później zmusili cię do oglądania wszystkiego co robiliby… – Zacięła się, bo nadal nie potrafiła sobie przypomnieć imienia Sue Ann. –… tej kobiecie. – Skończyła w końcu i traciła już cierpliwość do samej siebie. –Torturowaliby ją tak długo, aż w końcu powiedziałabyś im to co chcą usłyszeć, a co już wiedzą. Sprawdzaliby cię. Po wszystkim wypuściliby was obie i pozwoliliby na to, żebyście obie doszły do siebie. I kiedy już wróciłybyście do zdrowia to pewnego dnia przyjechaliby na farmę podczas twojej nieobecności i zrobili sobie pierdolony ołtarzyk z tej kobiety i twoich psów. Torturowaliby ją tak długo, aż zmarłaby z bólu. Później, z chirurgiczną precyzją pozbawiliby ją wszystkich narządów i ułożyli w pierdolony ołtarzyk, żebyś nigdy nie mogła pozbyć się tego widoku z twojej pamięci. Naturalnie upewniliby się, żebyś to ty znalazła ciało. Kto wie… może nawet zmusiliby psy do zjedzenia jej organów. Albo pochowaliby je w tak randomowych miejscach, że przez następne pół roku znajdowałabyś jakieś fragmenty. – Może i nie musiała być aż tak dokładna w opisywaniu tego wszystkiego, ale wolała, żeby Paxton wiedziała przed kim właśnie zgrywała cwaną. –A najzabawniejsze w tym wszystkim byłoby to, że absolutnie nie chodziłoby im o żadną z was. Zrobiliby to, tylko i wyłącznie dlatego, że są popierdoleni. – Zaśmiała się. –Nie zgrywam robocopa, kimkolwiek jest ten człowiek. Nie mogę sobie odpuścić! – Krzyknęła znowu zaciskając dłonie na broni, którą trzymała. –Mam Zoyę, mam Raine, rodzinę i ciebie i muszę myśleć o tym, że możecie być niepotrzebnymi ofiarami. Jeżeli doszłoby do strzelaniny to wiesz co by zrobili? Pojechaliby do najbliższych farm i po ciuchu pozabijali tych ludzi nie pozwalając na to, żeby istniał jakiś świadek. Nawet jeżeli strzały by się nie rozeszły. Wiesz kto mieszka na najbliżej farmie? Moja mama. Przez twoje zachowanie mogłabym stracić każdego i nie mogłabym nic zrobić, bo byłabym trzymana w jakiejś pierdolonej piwnicy. Więc nie, nie mogę sobie odpuścić. – Westchnęła ciężko próbując się uspokoić. W końcu też rozluźniła broń i oddała ją Eve. Wyjęła też z rękawów noże, które zdążyły porobić jej niewielkie ranki. –Gdybym chciała zrobić rozpierduchę to pobiegłabym do auta, gdzie mam broń. – Dodała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- A bo ja wiem? – Rozłożyła ramiona w geście sfrustrowanej bezradności. – Dopiero co dowiedziałam się, że jesteś.. zabójczynią.. – To konkretne słowo wyszeptała, jakby ktoś na tak wielkiej farmie mógł je usłyszeć. – Nie wiem jak pracujesz i jakie masz metody. – Właściwie to wiedziała. Nie całość, ale na własne oczy widziała zwłoki pozostawione w domku w lesie. Nie miała pojęcia co zrobić z tą wiedzą ani z tym wszystkim co wcześniej usłyszała w domu. Z tym nie dało się tak po prostu przejść do porządku dziennego. Już teraz wiedziała, że dzisiaj nie zaśnie przetwarzając w głowie wszystko, czego dzisiaj się dowiedziała. Będzie miała dylemat. Zagadkę, co z tym fantem zrobić niezależnie od tego, jak się sama czuła. Bo mogła czuć dużo. Mogła dobrze wspominać spotkania z Sameen i nieco gorzej myśl, że zniknęła bez słowa, ale żadna z tych sytuacji nie powinna przechylać szali. Paxton nie była mściwa, ale też nie głupia i nie mogła kierować się tylko tym, że przez parę spotkań świetnie bawiła się z Galanis.
- Jasne, że ci nie odpowiada. Okazywanie słabości i bezsilność nie odpowiada nikomu, ale czasami tak bywa i trzeba pozwolić innym, żeby ci kurwa pomogli. – Przeszła dwa kroki w bok nie mogąc ustać w miejscu i rzuciła okiem na swoje auto, które zaparkowała pod garażem. Pomyślała, że skoro Sameen narzekała na samochód, który teraz miała, to jak źle musiała czuć się gdy Eve podwoziła ją swoim marnym pickupem. Po cholerę o tym myślała?
Zmarszczyła brwi i nie wierzyła w to co słyszała. Opis Galanis był jak wyrwany z taniego slashera. Do cna przesadzony, bo kto miałby na to wszystko czas? Kto traciłby go na dwie kobiety, które nie miały znaczenia (zgodnie ze słowami Sam)? To mało ekonomiczne i bezsensowne, więc jeżeli faktycznie istnieli na świecie ludzie, którzy to robili to Paxton ciężko uwierzyć, że akurat na takich dwóch natrafiła. Musiałaby mieć zajebistego pecha. A miała. Ostatnio nawet więcej niż chciała to przed sobą przyznać, ale nie pozwalała, żeby ktokolwiek to zauważył.
- Oh, więc teraz stałam się odpowiedzialna za śmierć twoich bliskich? – Naprawdę cudownie. Równie cudownie jak poprzednie dosadne opisy, które nie przeraziły Eve tak, jak powinny. Raczej przypomniały o tym co już widziała. O ciele Isabelle, o rozwalonej czaszce ojca i rozerwanych szczątkach kolegów z oddziału. Na domiar złego Galanis przywołała swoja mamę, co dodatkowo zabolało Paxton, bo jasne, że wiedziała kto tam mieszkał. Przecież zgodnie z obietnicą spłaciła długi pani Barlowe, porozmawiała z Raine, a nawet zatrudniła ją jako pomoc w ośrodku (skoro młoda miała wakacyjną przerwę od uczelni). Czasami wpadała na kawę do mamy Sameen i nieco częściej widywała jej siostrę u siebie na farmie, więc źle przyjęła oskarżenia o zagrożenie ich życia.
- W porządku. Nie wiedziałam, okay? – Przyznawała się do tego, bo nigdy nie była w podobnej sytuacji z Sam ani nie wiedziała, jak ta się zachowa. Pod tym względem jej nie znała i nie mogła przewidzieć, co kobieta zrobi. – Tak jak ty nie wiesz, że już taka jestem. – Wychodziła przed szereg, ryzykowała i nie bała się tego. Wiele lat temu nie chciała zrobić czegoś, co uważała za niekomfortowe. Nie odprowadziła siostry do toalety, bo sama nie chciała zmoknąć na deszczu. Niezwykle mocno tego pożałowała i od tamtej pory obiecała sobie, że nie będzie się bać, chować, marudzić na małe lub większe niedogodności. – Wychodzę przed szereg, ryzykuje i nie patrzę na to, czy mam szansę. Jeżeli mogę coś zrobić, to robię. – Głupio czy nie, ale tak czyniła co dosadnie wyliczyła na palcach. Jeden po drugim. – To jest mój dom i będę go chronić, tak jak będę próbować chronić ciebie. - Wskazała na Sam, do której podeszła, ale nie tycnęła jej tym palcem w mostek. Wiedziała, że takie gesty nie były odpowiednie w przypadku tej konkretnej osoby. - Czułam, że tego potrzebujesz tak jak jedzenia, picia, drzemki i kto wie.. może też masy kroplówek ze szpitala, żebyś odzyskała energię. I może się pomyliłam – Sameen dosadnie jej to wytknęła. – Może wcale tego nie potrzebujesz albo znakomicie udajesz, ale ja nie będę strugać debilki wmawiając sobie, że nie widzę czegoś, co mam przed oczami. I wiesz, co? Nie przeszkadza mi to. – To w jak fatalnym stanie była teraz Sameen. – Nie mierzi, nie wadzi i wcale nie zmienia tego, kim jesteś. Dla mnie nadal jesteś tą samą osobą i to akceptuje. Pytanie więc brzmi, czy ty jesteś w stanie zaakceptować to jaka ja jestem? - Bo się nie zmieni. Dopóki miała siły - działała. Dopóki mogła - pomagała - nawet jeśli były to najgłupsze decyzje w życiu. Jednak zdaniem Eve żadna z tych decyzji nie dorówna tej jednej konkretnej, której już nigdy nie cofnie. Nie zmieni jej, ale mogła zmienić siebie, dlatego przestała być leniwą łajzą, która w najważniejszej chwili w swoim życiu uznała, że była z pieprzonego cukru i nie wyjdzie na deszcz.

Sameen Galanis
ODPOWIEDZ