marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
#2

Nie było go prawie pół roku. Sześć miesięcy spędzonych na morzu, ponownie sprawiło, że Kellan wrócił do równowagi. Jego życie było silnie związane z oceanem. Tylko tam potrafił się uspokoić. Tylko tam potrafił zebrać myśli na tyle, by nie zastanawiać się nad swoją marną egzystencją.
Inny facet na jego miejscu zapewne znalazł by już sobie jakąś nową babę, ale Jones mimo upływu dziesięciu lat, nadal nie potrafił tego zrobić. Zdrada kobiety, która przysięgała mu wierność, siedziała w nim jak drzazga, niszcząc to, co powoli udawało mu się odbudować i sącząc jad w jego nadal puste serce.
Był czas, kiedy Kellan wręcz nie mógł patrzeć na kobiety. Był czas, kiedy nawet nie był w stanie ust do nich otworzyć, a teraz przemierzał miasteczko na swoim Harleyu, z dwoma sześciopakami najlepszego piwa w bagażniku, by odwiedzić najlepszą przyjaciółkę. Nie zdążył się nawet rozpakować. Nie miał na to w zasadzie czasu, bo spotkanie było ważniejsze. Potrzebował Evy. Rozmowy z nią, wypicia browara i obejrzenia najgłupszej komedii, jaką tylko uda im się znaleźć na Netflixie. Zastanawiał się też, jak Paxton radziła sobie bez niego przez te kilka miesięcy. Przecież kiedy przebywał w Lorne spotykali się dość często.
Dojechawszy na miejsce, Kellan zaparkował motocykl i wyciągnął piwo z bagażnika, po czym ruszył do drzwi.
Zakomunikował swoje przybycie, jednym krótkim sygnałem dźwiękowym, niemal nerwowo naciskając na dzwonek i nie czekając, aż ktoś mu otworzy, wparował do domu jak do siebie.
– Eva! - krzyknął, przestępując próg. – Wróciłem. Cieszysz się? Mam piwo i nadzieję na dobrą komedię. - gadał dalej, przechodząc przez hol i szukając wzrokiem przyjaciółki.


Eve Paxton
sumienny żółwik
żuczek#2609
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Na okład jest już za późno. – Oceniła Sue Ann, zwana również cioteczką, bo częściowo nią była. Nie krew z krwi, ale po samobójstwie ojca pomogła zająć się młodszym bratem Paxton i teraz od paru lat pomagała kobiecie w prowadzeniu ośrodka. Eve tresowała psy, zaś Sue Ann zajmowała się papierologią, księgowością, organizacją czasu i wyganianiem tych, którzy sobie na to zasłużyli. Była dobrą kobietą, nawet z tym swoim wtrącaniem się we wszystko, co nie wynikało z wścibstwa a z troski, z którą spoglądało na zaczerwienioną dłoń Eve.
- Co ty nie powiesz? – rzuciła z ironią. – Nic mi nie będzie. – Machnęła lekko obolałą ręką, którą dzisiaj zbyt mocno przywaliła jednemu gościowi w twarz i jakby nigdy nic otworzyła lodówkę w poszukiwaniu najlepszego leku na świecie – piwa.
- Kiedyś wyrośnie ci trzecia ręka i ją też zignorujesz. – Sue Ann przewróciła oczami i westchnęła ciężko zgarniając z krzesła swoją torebkę. Miała już wychodzić, kiedy Eve wróciła do domu z lekko obitą ręką, którą starsza kobieta od razu się przejęła.
- Nie wiem, nie wiem. Trzecia ręka brzmi, jak coś przydatnego – stwierdziła rozmyślając nad ów możliwością tak intensywnie, żeby Sue Ann myślała, że naprawdę to rozważa.
Eve otworzyła szufladę, w której trzymała otwieracz do piwa, lecz nim po niego sięgnęła najpierw usłyszała dzwonek do drzwi, a potem poczuła przeciąg i usłyszała swoje imię. Z zaskoczenia aż odstawiła piwo na blat i razem z Sue Ann wyjrzała z kuchni do przedpokoju.
- Kellan! Co za niespodzianka! – zawołała radośnie i nie czekając wyszła mu naprzeciw. Popatrzyła najpierw na sześciopaki, a potem na mężczyznę, który otworzył ramiona. Uściskała go niespodziewanie uzmysławiając sobie, że właśnie tego potrzebowała. Ciepłego i dobrego towarzystwa (ale też otwartego, szczerego i bezpośredniego).
- Eve. Mówi się Eve a nie Eva. – Sue Ann, choć również cieszyła się na widok Jones’a, jak to ciotka złota rada, musiała się przyczepić. – Wy z Sydney dziwnie gadacie. – Zawsze się tego czepiała, ale taki już jej urok. Mimo wszystko uśmiechała się i gdy tylko miała możliwość, również przywitała go uściskiem. Ten jednak różnił się od objęcia Paxton. Sue Ann emanowała rodzicielską dobrocią, którą przekładała na bliskich (a Kellana za takiego miała, z racji przyjaźni z Eve). – W porządku, dzieciaki. Bawcie się dobrze. – Machnęła do Eve i skierowała się do wyjścia.
- Nie mogę uwierzyć, że przyjechałeś – odparła Paxton, która przez cały czas przypatrywała się Jones’owi tak, jakby nie wierzyła, że tutaj był. A jeszcze tak całkiem niedawno (pół roku minęło jak z bicza strzelił) wypływał na Ocean. – Daj, wstawię do lodówki – zaproponowała sięgając po jeden z sześciopaków. Oczywiście, że chciała trzymać te dary w rękach. W sumie dobrze się stało, że zabrała jedną paczkę, bo gdy Sue Ann wyszła z domu, przez otwarte drzwi wbiegła Jello oraz Apollo. Wcześniej psiaki hasały po wielkim terenie farmy/ośrodka, ale szybko przybiegły na powitanie. Z początku niepewne, ale gdy tylko poczuły znajomy zapach zaczęły skakać radośnie dookoła Kellana. Wychowane nauczyły się nie skakać na kogoś, ale obok i dopiero, gdy człowiek zareaguje, pozwalały sobie na więcej swobody.
- Dawno wróciłeś?! – zawołała z kuchni, kiedy Kellan witał się z psami. Schowała jeden sześciopak do lodówki, której stan oceniła wzrokiem. – Jesteś głodny? Jeżeli tak, to będzie trzeba coś zamówić. – Ostatnio mało jadała i choć Sue Ann wciskała w nią śniadania, to na tym posiłku zazwyczaj się kończyło. – Mam tylko mrożone frytki. – Sam ziemniak do piwa to za mało. Wypadało mieć coś więcej, dlatego wyciągnęła komórkę i wybrała numer do ulubionej knajpki. Pośladkami oparła się o blat w kuchni i patrzyła na Jones’a, który właśnie szedł do kuchni. – Brzuch ci wyrósł? – zapytała zaczepnie zanim ktokolwiek odebrał telefon i podkreślając swoje słowa poklepała mężczyznę po brzuchu.

Kellan Jones
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Poniekąd, Kellan nie spodziewał się, że zastanie kogoś u Eve. W sumie jego myślenie było błędne, biorąc pod uwagę to, czym zajmowała się jego przyjaciółka. Sue Ann nie była jednak zwykłym kimś. Choć szorstka w obejściu, Jones uwielbiał z nią od czasu do czasu rozmawiać. Zawsze była to jakaś dodatkowa rozrywka.
– Widzę Sue Ann , że nadal jesteś w formie. - Zaśmiał się, odwzajemniając uścisk kobiety. – Eve, Eva... dla mnie nie widać żadnej różnicy, jednak nie będę się z tobą kłócił. My ludzie, pochodzący z Sydney łatwo się poddajemy. - Dodał ze śmiechem, podnosząc ręce w geście poddania.
Kellan odprowadził wychodzącą kobietę wzrokiem, ciesząc się w duszy, że sobie poszła, bo czułby się dość niezręcznie, gdyby miała z nimi zostać. Nawet z całą sympatią, jaką żywił do starszej kobiety, czułby się dziwnie, gdyby towarzyszyła im podczas nadrabiania półrocznej rozłąki.
– A czemu miałbym nie przyjechać? - Zapytał zaskoczony. - Pół roku mnie nie było. Wypadało odwiedzić przyjaciółkę. A poza tym...- zawahał się przez chwilę, nie wiedząc jak ubrać w słowa swoje uczucia. Nigdy mu to jakoś zgrabnie nie wychodziło. – trochę mi ciebie brakowało. - zakończył nieco koślawo, aczkolwiek szczerze.
Dopiero kiedy Eve wzięła od niego piwo dostrzegł jej dłoń i nieznacznie zmarszczył brwi, kręcąc przy tym głową.
– Mam nadzieję, że ten, który od ciebie oberwał wygląda dużo gorzej. - mruknął, kręcąc głową. A tyle razy jej tłumaczył, żeby nie startowała do większych i silniejszych od siebie. - Nie wiem ile jeszcze razy muszę ci powtarzać, że jak chcesz komuś dać w ryj z zaciśniętej pięści, to nie powinnaś chować kciuka do środka, bo wtedy zrobisz większą krzywdę sobie, niż jemu. - Wyjaśnił tonem znawcy. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale akurat wtedy do środka wpadł Apollo z Jello, skutecznie odwracając uwagę Jones od rzeczy istotnych. Trzeba było mu wybaczyć tak wielką ignorancję w obliczu cierpienia przyjaciółki, jednak Kellan uwielbiał wszystkie czworonogi, o czym Eve doskonale wiedziała już od ich pierwszego spotkania. Mężczyzna przystąpił więc do witania się z psiakami, drapiąc je za uszami i głaszcząc zawzięcie. Pewnie zajęłoby mu to dużo więcej czasu, gdyby nie to, że Paxton się do niego odezwała.
- Dopiero kilka dni temu. - Odpowiedział na pytanie Eve, jednocześnie starając się uwolnić od obskakujących go psiaków. Kiedy w końcu mu się to udało, poszedł za brunetką do kuchni i stanął naprzeciwko niej. - W sumie możemy ogarnąć jakąś pizzę, albo jakieś tajskie żarełko, bo po półrocznej marynarskiej diecie mam ochotę na coś naprawdę dobrego. - Stwierdził w końcu, bo też mrożone frytki do piwa jakoś za bardzo nie pasowały.
Wyraz oburzenia pojawił się na twarzy Kellana kiedy usłyszał uwagę o jej brzuchu.
- Czy ty właśnie stwierdziłaś, że jestem gruby? - Zapytał, udając rozhisteryzowanego, po czym uniósł koszulkę, odsłaniając przy tym idealnie umięśniony brzuch. - Sugerujesz, że przytyłem? - Dopytał jeszcze, chwytając jej dłoń i przykładając ją do nagiej skóry na swoim brzuchu. - Zobacz. Pomacaj sobie. Same mięśnie. - No kto to widział. On miałby przytyć. Gdzie tam. Może Eve odniosła mylne wrażenie, bo jednak nie widziała go pół roku, albo Kellan zapomniał po prostu, że zwyczaj chodził z wciągniętym brzuchem.


Eve Paxton
sumienny żółwik
żuczek#2609
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Gdyby tylko dowozili, zamówiłabym burgery z knajpy Jasmine. – Na moment się rozmarzyła, bo nie było co ukrywać, ale starsza para prowadząca w miasteczku knajpkę, robiła w niej naprawdę dobre jedzenie. Cokolwiek Eve tam jadła było przepyszne. Powiedziałaby, że jak u mamy, gdyby tylko pamiętała, jak smakowały posiłki przygotowane przez rodzicielkę. Jones na pewno też je kojarzył. Eve nie omieszkała podzielić się odkrytym miejscem z dobrym jedzeniem, z którego sama często korzystała. Gotowanie dla samej siebie nie było czymś, co lubiła robić. Umiała, nie jakoś wybitnie, ale nigdy żadnego garnka nie spaliła.
Wzruszyła ramionami walcząc z uśmiechem, który cisnął się na usta. Specjalnie zaczepiła przyjaciela gdzieś tam podświadomie chcąc, żeby udowodnił jej, że było inaczej. Spodziewała się pokazu, ale niekoniecznie już dotykania, do czego podeszła bardzo entuzjastycznie. Kto by nie chciał pomacać wyrzeźbionego męskiego sześciopaku? Właściwie to nawet damskim by nie pogardziła. Macanie to macanie a rozgrzana skóra Kellana tym bardziej działała na wyobraźnię.
- Piękne – stwierdziła wreszcie i pozwoliła sobie na uśmiech, przed którym wcześniej się broniła. – Jędrne i twarde – dodała akurat w momencie, gdy po drugiej strony ktoś odebrał i chyba zapomniał formułki powitania słysząc takie a nie inne słowa na dzień dobry. – Dzień dobry. – przywitała się do słuchawki dwuznacznie machając brwiami na znak, że podobało jej się to co dotykała i jakoś wcale nie chciała zabierać dłoni. – Dwa razy duża pizza. Coś z kurczakiem byle bez ananasa a druga z szynką i bekonem? – Tym razem posłała przyjacielowi pytające spojrzenie. Może miał ochotę na coś innego? Na przykład na salami? W razie czego skorygowała zamówienie i przy podawaniu adresu schowała rękę za siebie zauważając, że Jones przygląda się zaczerwienionej skórze, zwłaszcza w miejscu otarcia naskórka.
- Nie schowałam kciuka do środka pięści. – Westchnęła ciężko i przewróciła oczami wyjaśniając coś, co wcześniej przemilczała. Była w wojsku, więc nauczono ją tam uderzać z pięści, ale.. – Po prostu za mocno go uderzyłam. Facet w pracy wziął nas z zaskoczenia. – Nie szukała zaczepki. Nie była taka. Chroniła siebie i psy najlepiej jak umiała. Nie potrzebowała dodatkowych atrakcji, które przeżyła w wojsku. Teraz jej praca polegała na tym, żeby znaleźć cel i odejść. Zero interakcji z niewłaściwymi typami lub ryzykowania życia. – To miało być rutynowe wywęszenie przemytnika, ale agent prowadzący był strasznie narwany. Na lotnisku powstał chaos.. a jeszcze wcześniej spotkałam znajomą.. i nagle jeden z przemytników w panice chciał ją złapać, żeby się nią osłonić przed policją. Jello zareagowała od razu – Bez cackania wgryzła się w jego przedramię. – a ja odruchowo dałam mu po pysku. – Ostatni raz zaprezentowała swoją rękę, po czym odebrała resztę piw od Kellana. – Ryzyko zawodowe. – Wzruszyła ramionami i otworzyła dwie butelki. Ze swoim piwem opierając się o blat w kuchni przyjrzała się Jones’owi tak, jakby oceniała jego stan po pół roku nieobecności.
- Czasami, gdy wypływasz myślę sobie, że tym razem nie wrócisz – wyznała cicho tłumacząc, czemu tak się mu przyglądała. – Wiem, że pokochałeś Lorne, ale widzę jak kochasz Ocean i wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś jednak zdecydował się przedłużyć swój pobyt tam na wodach niż spędzać czas tutaj na lądzie. – Delikatnie uniosła kącik warg w nostalgicznym grymasie kryjąc nutkę zazdrości miłością, którą darzył swoją pracę. Nie, żeby nie lubiła swojej. Lubiła, ale kochała zwierzęta a nie samo robienie za przewodnika, co nieraz wiązało się z nieprzyjemnymi sytuacjami.
Uniosła spojrzenie na zielone tęczówki Kellana. Nie wyraziła się wprost, ale właśnie w ten pokręcony sposób chciała powiedzieć, że za nim tęskniła i byłoby jej niezwykle przykro gdyby jednak nie wrócił lub zrobiłby to później.

Kellan Jones
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Nie żeby Kellanowi takie dotykanie jego brzucha nie odpowiadało. Eve go sprowokowała, a on musiał udowodnić, że się myliła, twierdząc iż przytył. Bardzo pilnował, żeby do tego nie doszło, bo jednak łasuchem był niesamowitym i potrafił zjeść naprawdę bardzo dużo. A po drugie, jak każdy facet uwielbiał, kiedy kobiety doceniały jego wyrzeźbione mięśnie. Po coś przecież to robił, a dłoń przyjaciółki, przesuwająca się po jego brzuchu w ogóle mu nie przeszkadzała. Dotyk zawsze był przyjemny.
Skinieniem głowy potwierdził, że zje pizzę z szynką i bekonem, przy okazji powstrzymując śmiech, bo domyślał się, że informacja o twardych i jędrnych mięśniach jego brzucha musiała dotrzeć do osoby po drugiej stronie.
- Zawsze się w coś wpakujesz. - Stwierdził, kręcąc głową, kiedy Eve opowiedziała mu o tym, jak uszkodziła sobie rękę. - Ryzyko zawodowe, ryzykiem zawodowym, ale podejrzewam, że byli tam ludzie, którzy odpowiednio zajęliby się tym człowiekiem. - Dodał jeszcze, sięgając po swoją butelkę i upijając z niej spory łyk i z uwagą przyglądając się brunetce. Zastanawiał się, co też porabiała przez ostatnie sześć miesięcy.
- Wrócić na pewno bym wrócił. - Odezwał się po chwili. - Pół roku na otwartych wodach to wystarczająco dużo czasu. Zresztą, wytrzymanie z załogą dłużej, mogłoby skutkować u mnie trwałym uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym. - Roześmiał się i lekko wzruszył ramionami. Uwielbiał swoich kumpli, jednak spędzając ze sobą zbyt wiele czasu na tak małej przestrzeni, jaką był statek, na którym pracował, w pewnym momencie człowiek stwierdzał, że ma serdecznie dość.
Kellan kochał morze. Od dziecka go zachwycało. Była w nim zawarta jakaś tajemnica. Majestatyczna toń, gotowa pochłonąć każdego, kto nie zachowywał należytej ostrożności.
- Któregoś dnia, wydawało mi się nawet, że widziałem wieloryba. - Opowiadał dalej. - Załoga myślała, że dostałem udaru, albo mam omamy od zbyt długiego siedzenia na łajbie, ale trudno pomylić walenia z czymkolwiek innym. - Wyjaśnił. Rzadko udawało się spotkać takie monstrum na otwartym morzu, ale Jones wierzył w to, co zobaczył. Co innego mogłoby być większe od ich statku. Mężczyzna żałował trochę, że nikt inny nie zobaczył owego zwierza, bo może wtedy nikt nie zarzucałby mu, że jest pomylony.
- A ty? - Zapytał po chwili. - Jak spędziłaś ostatnie pół roku bez mojego towarzystwa, pomijając oczywiście sytuację z mordobiciem? - Naprawdę był ciekaw co działo się u jego przyjaciółki pod jego nieobecność. A będąc na morzu, zawsze tęsknił do znajomych, których zostawiał na lądzie.


Eve Paxton
sumienny żółwik
żuczek#2609
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Zanim by to zrobili, moja znajoma już byłaby w ramionach tamtego faceta. – Zareagowała od razu i dobrze się stało, bo była blisko i wszystko zadziało się bardzo szybko. Nawet nie doszło do dużej szamotaniny. Wystarczyło dać facetowi w pysk, żeby na moment stracił orientację, co również dało czas policjantom na reakcję. – Na moim miejscu zrobiłbyś to samo. – Zwłaszcza, że ryzyko utraty życia było znikome, a przynajmniej tak wyglądało na pierwszy rzut oka. Eve zrobiła to co uważała za słuszne, chociaż nawet nie miała czasu przemyśleć swej decyzji. Stało się, dała facetowi w pysk trochę za mocno przez co miała lekko zaczerwienioną rękę na skórze i obdarty na skórek, ale nic więcej. Na pewno nie wkładała palca do kciuka.. błagam.. próbowałaś to zrobić? To nienaturalne, a jeszcze bardziej nienaturalne dla Paxton, która była w wojsku i jakiejś szkolenie z walk na pewno miała.
- Zawsze w trakcie mógłbyś zmienić statek. – Różnie bywało i choć Eve chciała wierzyć przyjacielowi, że ten by wrócił to czy nie kusiłoby go znów wypłynąć choćby z inną załogą? Istniała taka możliwość, której nie wykluczała i wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Jones jednak z takiej opcji skorzystać niespodziewanie choćby za tydzień znów wypływając na szerokie wody.
- Wieloryb, poważnie? – zapytała, bo dużo słyszała o tych ssakach głównie z ust przyjaciela, który opowiadał, że ciężko zobaczyć coś takiego. – Myślisz, że to coś oznacza? Sama nie wiem.. – Zamyśliła się na chwilę. – Jaką symbolikę mógłby mieć wieloryb? Grube życie? Lepsze życie? Wolność? Oryginalność? – Dumała chcąc jakoś przemienić sytuację, w którą nikt nie wierzył, w coś bardziej znaczącego. Eve w przeciwieństwie do załogi nie negowała słów Kellana. Wierzyła mu, bo wiedziała, że nie miał powodów aby kłamać. Nawet jeśli miał wtedy omamy to co z tego? W takim wypadku wierzyła jego omamom – proste.
Wiedziała, że kiedyś temat zacznie się kręcić wokół niej i choć zawsze unikała takich sytuacji przy Kellanie jakoś mniej się krępowała. Nie żeby wstydziła się siebie. Po prostu nie uważała, że miałaby cokolwiek ciekawego do powiedzenia. W końcu była psiarą, która większość swego czasu poświęcała pracy.
- Można powiedzieć, że wyleczyłam się po ostatnim rozstaniu. – Powinna od tego zacząć, bo kiedy Kellan wypływał ona wciąż nieco przeżywała to jak doszło do zerwania. Nie jakoś wielce, ale złamanego serca człowiek nie przeskoczy ani tym bardziej nie zignoruje. Ciężko jednak było pogodzić się z tym, że to ona spieprzyła sprawę. Zaczynała się zmieniać, bo chciała być partnerką idealną i choć Kellan to zauważałam, to ignorowała jego słowa pewna, że robi dobrze. Że z kimś takim można zakładać rodzinę. Niestety przesadziła jednocześnie uświadamiając sobie, że wciąż trzymała w sobie wiele emocji, z którymi się nie uporała. – Nie wiem co mi wtedy odbiło. – Prychnęła z pogardą do samej siebie. – Trochę wiem, ale czy nie każdy na swój sposób chce być lepszą wersją siebie dla tej drugiej osoby? – zapytała i odepchnęła się od blatu kierując kroki w stronę większego pomieszczenia. To nie był typowy salon. Przypominał bardziej przyjemną poczekalnię w gabinecie terapeuty. Była kanapa, stolik, fotele i duża komoda wypełniona książkami. Brakowało jednak telewizora i prywatnych rzeczy, jak chociażby rodzinne zdjęcia właścicielki domu. Cóż, w tym miejscu Eve nieraz przyjmowała klientów lub rozmawiała z potencjalnymi pracodawcami, więc nic dziwnego, że nie chciała rozwieszać wszędzie śladów swej obecności. Nie chciała też, żeby ktokolwiek z zewnątrz ją poznał, dlatego wszystkie swoje prywatne rzeczy trzymała na górze i w szafce w kuchni, gdzie trzymała ulubiony kubek.
- Podpisałam też kontrakt z policją w Adelaide. To daleko, ale i tak chcą żebym szkoliła ich psy. – Co oznaczało, że była dobra, o czym świadczyły również dyplomy i certyfikaty wiszące nad kanapą (jak u każdego lekarza lub innego specjalisty). – Oh i Neil wrócił. – Jej brat po pięciu latach postanowił zjawić się w miasteczku. – Więc mam czas wielkich powrotów. – Posłała przyjacielowi uśmiech i nim usiadła na kanapie nogą przesunęła pudło (trochę tak, żeby schować je za fotelem), które zapominała zanieść na górę a jakie na pewno było znane Jones’owi. To właśnie w nim trzymała wszystkie akta spraw powiązanych ze śmiercią Isabelle (dokonanych przez tego samego mordercę).

Kellan Jones
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Kellan jakoś nigdy nie rozważał możliwości zmiany statku i załogi, by móc pozostać na morzu nieco dłużej. Dla niego te sześć miesięcy poza domem w zupełności wystarczało, chociaż jeszcze kiedy nie miał do kogo wracać, to może i zastanowiłby się nad taką opcją. Teraz jednak, w jego życiu pojawiła się kobieta, której raczej nie chciałby opuszczać, by samemu hulać wśród morskich fal. Ciężko mu było to sobie wyobrazić.
- Nigdy nie zastanawiałem się nad symboliką wieloryba. - Odpowiedział Eve, śmiejąc się cicho. Kellan nigdy też nie patrzył na świat przez pryzmat przepowiedni, czy przeznaczenia. Twardo stąpał po ziemi i nawet na chwilę nie odrywał się od rzeczywistości. - Być może oznacza on obfite życie, może wielkie pieniądze, a może po prostu jeden jego ruch oznaczałby wywrócenie statku do góry nogami. - Stwierdził, wzruszając ramionami. Chociaż zadowolony był z faktu, że Eve mu wierzy i w żaden sposób nie neguje tego, co widział na morzu tak jak reszta jego kompanów.
Mężczyzna poszedł za brunetką do drugiego pomieszczenia z uwagą słuchając tego, co miała mu do powiedzenia.
- Wiesz, wydaje mi się, że będąc w związku zawsze chcemy być lepszą wersją samych siebie. - Odpowiedział, popijając swoje piwo. - Zawsze chcemy dopasować się do drugiej osoby, zapominając często o samych sobie. Z miłości robi się różne głupoty. Idzie się na różne ustępstwa, jednak ważne jest to,żeby zachowywać w życiu równowagę. - Od kiedy on był tak szalenie mądry jeśli chodziło o związki? Od kiedy miał w ogóle cokolwiek do powiedzenia na ten temat. - I cieszę się, że nie próżnowałaś kiedy mnie nie było, a policja z Adelaide zuyskała świetnego trenera. - Same dobre wiadomości. Żadnych większych, czy mniejszych tragedii( pomijając oczywiście akcję z ręką), bo chyba większej ilości złych wieści Jones już by nie zniósł.
Eve musiała zdecydowanie za wolno chować owe pudełko, bo Kellan dostrzegł jej ruch.
- Co tam ukrywasz? - Zapytał, marszcząc brwi i podchodząc trochę bliżej. Karton był mu dobrze znany. - Dalej rozdrapujesz stare rany? - Było mu przykro z powodu straty, jaką poniosła jego przyjaciółka, jednak uważał, że dalsze drążenie sprawy mordercy Isabelle nie pozwala przejść Paxton żałoby tak, jak powinna.
– Co byś zrobiła, gdybym powiedział ci, że kogoś poznałem? - Zapytał, chcąc nieco zmienić temat.



Eve Paxton
sumienny żółwik
żuczek#2609
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Doradził facet, który ostatnie pół roku spędził na statku z ponad setką chłopa – skomentowała złote rady związkowe Kellana, który miał rację. Ludzie robili różne rzeczy z miłości a Eve była idealnym przykładem kogoś, kto już dwa razy postąpił w głupi sposób. Po pierwszym nauczyła się już nie gnać za kimś gdzieś daleko, zaś po ostatnim wreszcie pojęła, że nie może udawać kogoś, kim nie jest. Że nie powinna tego robić dla drugiej osoby tylko po to, żeby ją zadowolić. Jeżeli komuś nie pasowało, jaka była, to najwyraźniej oboje nie mieli co dalej tego ciągnąć. Szkoda, że tak długo zajęło Paxton zrozumienie tego; akurat po uzyskaniu ostatnich wyników badań, z których jasno i wyraźnie napisano, że była zdrowa jak koń.
- To nic takiego. – Zamierzała zbyć Kellana, ale ten był zbyt wielki, żeby mogła go tak łatwo zatrzymać. Musiałaby go chyba walnąć krzesłem, lecz do tego nigdy nie dojdzie, nawet jeśli wolała ukryć to co ostatnio znów ją dręczyło. – Nie rozdrapuje – jęknęła niezadowolona. – On to robi. – Machnęła ręką na pudło, które niedawno przesunęła za mebel. – Znów zabił małą dziewczynkę. Rozumiesz, Kellan? Ten sam facet, który siedemnaście lat temu zamordował moją siostrę, wciąż to robi i najwyraźniej nie zamierza przestać. – Nie była zła, ale skołowana. Jak niby miałaby przejść do porządku dziennego, kiedy koszmar rodziny Paxton wciąż żył, swobodnie chodził po tej ziemi i dalej robił okropności, które uczynił Isabelle? Nie umiała. Nie tylko z powodu siostry, ale także reszty dzieci, które czekał podobny los, dopóki policja nie weźmie się w garść i go nie znajdzie. Problem jednak polegał na tym, że facet wiedział co robić. Nigdy nie zabił dziecka w tym samym mieście ani okolicy. Czasami policja dowiadywała się po podobnych zbrodniach dopiero od Paxton, która śledziła wszystkie podobne morderstwa. Miała nawet alert ustawiony w komórce na ów wiadomości. – Nie ważne. – Pokręciła głową. – To bez sensu, bo on znów nie zostawił śladów. Jest jak pieprzony duch. – Zapiła to wszystko porządnymi trzema łykami i bezradnie opadła na kanapę świadoma, że jedyne co jej teraz pozostało to czekanie, aż umrze kolejne dziecko. Co za syf..
Uniosła wzrok na sufit, znów napiła się piwa i z zaskoczeniem spojrzała na przyjaciela.
- Zapytałabym, kim jest ta zołza, która chce mi zabrać przyjaciela? – rzuciła nie kryjąc żartu w głosie, chociaż nie od dziś było wiadomo, że była dobrą przyjaciółką i broniła Kellana przed zołzami. Prześwietlała każdą laskę, którą przyprowadził. – Mam nadzieję, że nie mówisz o tamtym wielorybie – dodała nieco zmieszana, bo kiedy niby Kellan kogoś poznał? Czy tych parę dni od powrotu wystarczyło, żeby wpadł po uszy w początkowej fazie zauroczenia, a potem kto go wie co jeszcze. – Dobrze, już dobrze. Przestaje sobie żartować. Powiedź, kiedy ją poznałeś, jaka jest i czemu to akurat ona rzuciła się ci w oczy na tyle, że chcesz mi o niej powiedzieć. – A skoro Jones wyznawał, że kogoś poznał, Eve traktowała to bardzo poważnie. Wierzyła, że nie mówiłby o byle kim.

Kellan Jones
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Być może i Kellan nie był odpowiednią osobą, która powinna doradzać komukolwiek jeśli chodziło o kwestie związków. W końcu, on sam rozwiódł się z kobietą, którą uważał za miłość swojego życia, a to że się pomylił to już nie była jego wina. Po dziesięciu latach, stał się jednak bardziej doświadczony, a przede wszystkim bardziej świadomy tego, jak powinien wyglądać normalny i zdrowy związek. Jones miał czasami wrażenie, że ludzi zacieśniając relację z partnerem, kompletnie zapominają o sobie, co zdrowe nie jest, tym bardziej, że kiedy bajka się kończy, nie zostaje człowiekowi kompletnie nic. Jeszcze ciężej jest się wtedy pozbierać i ruszyć do przodu ze swoim życiem.
– Chciałaś raczej powiedzieć : doradził facet, który był wierny jednej kobiecie ponad dziesięć lat, i która nim pogardziła, woląc puszczać się na prawo i lewo. - Sprostował słowa Eve, śmiejąc się cicho. Nie lubił rozmawiać o Kirze, już i tak wystarczająco długo wałkował ten temat przez ostatnie dziesięć lat i niechętnie do tego wracała. Z drugiej strony, kto chciałby wracać do przeszłości. Należało raczej skupić się na teraźniejszość i próbować nie popełniać poprzednich błędów. On starał się do tego stosować.
– Wiem, że ta sprawa jest ci szalenie bliska. - Powiedział, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki, by chociaż w ten sposób ją pocieszyć. Sprawa była tak trudna i zawiła, że nawet on nie wiedział, co mógłby więcej w tej sprawie powiedzieć. – Sama go nie znajdziesz. Tym musi zająć się policja. Miejmy tylko nadzieję, że zrobią to szybciej, niż później. - dodał jeszcze po chwili, bo w sumie co innego mógłby powiedzieć w takiej sytuacji. Jako przyjaciel Paxton sam też interesował się tą sprawą, jednak nie był zaangażowany w nią tak emocjonalnie jak sama Eve.
– Nie zołza tylko Patti. - Uściślił, śmiejąc się cicho. Dobrze było wiedzieć, że choć jedna osoba zawsze stała po jego stronie i robiła wszystko, by po raz kolejny nie wpakował się w jakąś związkową kabałę. - Poznałem ją rok temu. - Zaczął, siadając na kanapie. - Nie wiem czy kojarzysz program, w którym możesz wysyłać listy do wybranego więźnia. Tak się poznaliśmy. - wyjaśnił lekko wzruszając ramionami. - A od kilku tygodni mieszka razem ze mną. Obiecałem jej, że pomogę jej stanąć na nogi. - Dodał jeszcze. Nie wspomniał tylko o tym, że chyba się zakochał. Że nie mógł przestać o niej myśleć, i że po cichu liczył na to, że Patti będzie tą kobietą, z którą w końcu będzie mógł planować wspólną przyszłość. Bez większych dramatów, zdrad i tysiąca innych problemów.

Eve Paxton
sumienny żółwik
żuczek#2609
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Hej, nie mów tak o moim przyjacielu. – Ona mogła, ale Kellan sam o sobie już nie. – Nie pogardziła tobą – sprostowała od razu. – Po prostu nie była wystarczająco zakochana i wiem, że to mało pocieszające, ale lepiej, że wyszło to po dziesięciu latach niż później. – Musiała to wszystko powiedzieć. Nie mogła pozostawić Kellana w przeświadczeniu, że był nieodpowiednim facetem. Mógł być nieodpowiedni dla Kiry albo ona dla niego. Może to ona nie umiała kochać wystarczająco tak samo, jak Lorenzo nie (wystarczająco) nie kochał Eve. Doszukiwanie się winy w sobie lub faktem, że ktoś nimi pogardził, było najgorszym co można zrobić. Paxton nie pozwoli, żeby Kellan tak o sobie myślał. Nigdy.
- Moja wiara i nadzieja w ich pracę już przepadła – stwierdziła wprost nie kryjąc rezygnacji, z którą opuściła ramiona. Minęło siedemnaście lat od śmieci Isabelle. Przez ten czas sprawca zabił kolejnych dwanaście dziewczynek i to tylko w samej Australii. Evenie chciała sobie wyobrażać, ile dzieci mordował gdzie indziej, bo właśnie takie miała przeczucie.. że polował również na innych kontynentach, co znacznie utrudniało pracę policji oraz jej samej. Nie umiała się od tego odciąć, przejść do porządku dziennego i sobie żyć. Zatracała się w tym i miała coraz mniej siły.
- Tak, kiedyś wspominałeś, że z kimś piszesz. – Nie chciał jednak wyjawić szczegółów, bo razem ze swą partnerką korespondencyjną obiecali dyskrecję, którą Eve uszanowała. Nie jej sprawa, co takiego pisali ze sobą przez ten czas, lecz teraz wszystko się zmieniło. Teraz to już była jej sprawa.
- Mieszka z tobą? I niczego mi nie powiedziałeś? – Była zaskoczona tak bardzo, że zapomniała o kolejnym łyku piwa, który miała wziąć a to poważna sprawa. – Nie, Kellan. Żadnych wymówek. Mieszka z tobą jakaś kobieta, na dodatek po odsiadce.. nie oceniam, ale chodzi mi o to, że mogłeś coś powiedzieć. – Westchnęła ciężko kręcąc głową. – Mam chociaż nadzieję, że nie siedziała za morderstwo. – Z premedytacją rzecz jasna; pytając o to spojrzała na przyjaciela wyraźnie zmartwiona, bo dbała o niego i nie ufała każdej nowej osobie, która pojawiała się w otoczeniu Jonesa.
I koniecznie muszę ją poznać. – Nie ma że nie. Musi wiedzieć, z kim mieszkał przyjaciel, jaka ta osoba była i czy nie chciała zranić Kellana. Broniła go, bo już taka była i może tylko trochę poczuła zazdrość, że ma obok siebie jakąś inną babę. – Nie obiecuje, że będę wtedy grzeczna, ale się postaram. – Dla Kellana zrobi wszystko, ale to nie oznaczało, że ot tak zacznie ufać jakiejś obcej osobie, nawet jeśli ta była dla mężczyzny bardzo bliska.
- Poza dachem nad głową, to jeszcze jakoś jej pomogłeś? – zapytała z czystej ciekawości. Naprawdę nie oceniała. Uważała, że to szlachetne z jego strony, a jednak była bardzo ostrożna wobec nieznajomej (znów przez potrzebę ochrony Kellana).

Kellan Jones
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Łatwo było jej mówić, by nie mówił o sobie w taki sposób. A co innego miał myśleć? Poświęcił Kirze pół życia, wierząc że była tą jedyną, a ona tymczasem wyrwała mu serce, zgniotła w drobny pył i oddała, tak jakby nic się nie stało. Rany lizał długo i dopiero przyjazd do Lorne i poznanie Eve pozwoliło mu nieco poukładać jego zagmatwane życie. Paxton była chyba jedynym stałym punktem w jego życiu. Prywatnym słońcem, które skutecznie odganiało z jego życia mrok, kiedy robiło się naprawdę bardzo źle.
Serce mu się krajało, bo wiedział, że Eve nie przejdzie spokojnie żałoby po siostrze, póki jej morderca nadal będzie na wolności. Minęło siedemnaście lat, ale przez ten czas nic nie zmniejszyło cierpienia kobiety, a Kellan doskonale to widział.
– Wierz mi, że gdybym mógł sam bym go znalazł i wymierzył sprawiedliwość gołymi rękoma, za to co zrobił tobie i twojej rodzinie. - Powiedział z mocą, chociaż wiedział, że nie było to możliwe. Skoro nawet policja nie potrafiła go znaleźć to i on sam był w tej sytuacji bezradny.
To jak Eve wypytywała o Patti, jak się o niego troszczyła było naprawdę urocze. Kellanowi aż się ciepło na sercu zrobiło. Chociaż ich relacja od samego początku wyglądała w taki sposób. Oboje szalenie się wspierali i niemal zazdrośnie strzegli szczęścia tej drugiej osoby. Choć Jones, miał ograniczone do tego pole, przynajmniej podczas swoich wyjazdów.
- Czyżbym słyszał zazdrość w twoim głosie? - Zapytał z lekkim uśmiechem na ustach. Pochlebiało mu to, że Eve tak bardzo się o niego martwi. Miło było czuć, że jest na tym świecie jeszcze ktoś, komu na nim zależało. - Wiesz przecież, że jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu, i żadna inna tego nie zmieni. - Stwierdził, nie do końca zastanawiając się nad tym co mówi, a jego słowa mogły zostać odebrane przez Paxton na dwa różne sposoby. Kellan kochał Eve na swój własny, lekko pokręcony sposób i nawet pojawienie się w jego życiu Patti kompletnie niczego w tej kwestii nie zmieniało. - To nie było morderstwo, a raczej uporczywy stalking. - Wyjaśnił, chociaż nie chciał mówić nic więcej, bo jednak obiecał Nelson, że nie będzie na prawo i lewo opowiadał historii jej życia. - No cóż... pomogłem jej znaleźć pierwszą pracę i pożyczyłem trochę pieniędzy, bo jednak pięćdziesiąt dolarów, które dostała przy wyjściu na zbyt wiele jej się nie przydadzą. No i pomagam jej znaleźć mieszkanie. - Dodał jeszcze, wzruszając ramionami. Kellan bał się trochę, że Patti mu ucieknie. Ostatnio, była strasznie rozkojarzona i niespokojna, jakby dusiła się w jego towarzystwie. A on, nawet nie wiedział jak jej pomóc, choć ona coraz częściej uciekała od niego, potrzebując chwil samotności. Co wtedy robiła? Nie wiedział. I chyba nie chciał wiedzieć, bo bał się, co mógłby usłyszeć w odpowiedzi.

Eve Paxton
sumienny żółwik
żuczek#2609
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Chciałbyś – odpowiedziała uprzednio prychając z pogardą, jakby obraził ją słowami o zazdrości. Gdzie ona tam zazdrosna o Kellana? Na pewno nie powie mu o tym wprost, chociaż nie miała się czego wstydzić. Nie była o niego zazdrosna w sposób przekraczający ich relacje. Jasne, był świetnym facetem, z chęcią by go schrupała i może w innym życiu próbowaliby stworzyć wspólnie jakiś związek, ale w aktualnym świecie się przyjaźnili. Eve nie lubiła niszczyć takich relacji seksem. Za bardzo je szanowała i przede wszystkim szanowała Jones’a. Mogła macać go po brzuchu, podziwiać w samym ręczniku i czasami zastanawiać się, jaki był w łóżku, ale to nie oznaczało, że się na niego rzuci. Nie chciała tego. Nie chciała tracić przyjaciela, o którego była zazdrosna tylko w kontekście świadomości, że gdy na horyzoncie pojawi się inna kobieta, to przyjaciółkę zazwyczaj odstawiało się na bok. Tak to już było zwłaszcza, gdy przyjaciele mieli tak bliskie relacje jak oni. Raczej żadna panna nie byłaby zadowolona z tego, że przyjaciółka jej partnera maca go po sexy sześciopaku.
- Liczę na to. – Upiła łyk piwa kryjąc fakt, że właśnie zaznaczyła swe miejsce w życiu Kellana. Że chciała być najważniejszą kobietą w jego życiu i jasne, podzieli się tym stanowiskiem, ale na pewno go nie odda. Potrzebowała Jones’a. Bez niego ostatnie lata byłyby zbyt trudne do przetrawienia zwłaszcza po wyjeździe brata Eve. Została wtedy sama i kompletnie nie wiedziała, co pocznie.
Zacisnęła wargi słysząc o stalkingu. Nie chciała palnąć żadnej głupoty, ale słowa same cisnęły się na usta.
- Chcesz mi powiedzieć, że mieszkasz z kobietą, która kiedyś kogoś prześladowała? – Na domiar złego za to siedziała w pace, bo jak inaczej Eve mogłaby odebrać te słowa? Właśnie tak. Nawet do głowy jej nie przyszło, że niejaka Patti mogła być ofiarą stalkingu.
- Jesteś za dobry, wiesz? Tak dobry, że mnie to przeraża i Bóg mi świadkiem, że urwę jej łeb, jeżeli tego wszystkiego nie doceni. – W duchu czuła, że to szaleństwo obcej osobie znajdować pracę, dawać kasę i pozwalać jej ze sobą mieszkać. To dobry uczynek, ale nie wierzyła w miłe zakończenia i racjonalnie podchodziła do sprawy; z ogromną dozą ostrożności. – I tylko trochę uważam, że to szaleństwo. Poprawka, to szalone na maksa i powinnam cię kopnąć, ale jesteś dorosły i podobno wiesz co robisz. – Umyślnie dodała ‘podobno’, przy którym posłała Kellanowi wredny uśmieszek. – Wiem, że z nią korespondowałeś, ale to mimo wszystko nadal jest obca osoba, więc proszę.. uważaj na nią. – Mógł znać Patti z listów, ale nie miał pojęcia kim była Patti na żywo. Patti, która jada normalne śniadania bez obaw, że ktoś je zabierze albo dorzuci do niego szkła. Patti, która po latach znów żyła na wolności i zapewne nie wiedziała co z nią zrobić. Patti, która teraz go potrzebowała, ale kiedy się uniezależni, to może go zostawić.. zupełnie jak Kira i tego Eve się bała. Nie chciała, żeby przyjaciel znów przez to przechodził.
Upiła kolejne łyki piwa zastanawiając się, czemu w około tworzą się same problematyczne sytuacje. Lubiła jak coś się działo, ale nagle wszystko się nawarstwiało i nie wiedzieć kiedy martwiła się o tak wiele osób, że trochę to ją przytłoczyło. Czasami wolałaby nie mieć uczuć albo mieć ich mniej.
- Przyniesiesz jeszcze jedno z lodówki? - Zapytała stawiając pustą butelkę na stoliku w momencie, gdy po domu rozległ się dźwięk dzwonka. Dostawca z pizzą uratował im wieczór. Głodni na pewno nie będą.

Kellan Jones
ODPOWIEDZ