właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#24

Rozmowa, którą przeprowadziła kilka godzin ze swoim nowym klientem mocno zbiła Blackwell z pantałyku. Był dziwny. Biła od niego aura psychola, szczególnie w momencie, w którym zaczął wypytywać się o Paxton i jej relacje z Gin. Brunetka czuła się bardzo niekomfortowo w tej sytuacji i oczywiście kłamała, że nie widziała się z Eve od lat i mało ją interesuje co u niej słychać, bo już dawno nie są koleżankami. Facet chyba nie do końca uwierzył w jej kłamstwa, może nie była jednak tak dobrą aktorką jak podejrzewała do tej pory? Mogło być różnie. Po tym jak mężczyzna opuścił farmę, to od razu pozamykała się na cztery spusty przerażona, że ten psychopata może się tu jeszcze kręcić i nie daj boże będzie chciał jej zrobić krzywdę. Nie czuła się wtedy bezpiecznie, chociaż miała zamontowany alarm, który w razie czego mogłaby włączyć.
Lepiej poczuła się dopiero po kilku godzinach, gdy okazało się, że nikt nie dobijał się do niej z siekierą. To właśnie wtedy postanowiła napisać do Paxton i umówić się z nią na spotkanie. Sądziła, że Eve powinna o tym wszystkim wiedzieć, tak na wszelki wypadek. Nie wiadomo kim był ten podejrzany człowiek, lepiej żeby miała świadomość tego, że jakiś mężczyzna łazi po jej sąsiadach i zadaje dziwne pytania na jej temat. Gin mogła mieć tylko nadzieję, że jej eks rzeczywiście nie wplątała się w nic pojebanego, chociaż znała ją na tyle, by wiedzieć, że jest to mało prawdopodobne. Niestety Eve przyciągała kłopoty, a Blackwell doskonale zdawała sobie z tego sprawę, pewnie nie raz i nie dwa śmiała się z tego, że Paxton jest jak Harry Potter i to kłopoty zawsze znajdują ją.
Ginevra chociaż raz chciała zostać perfekcyjną panią domu i trochę w sumie zdziwić Paxton swoimi umiejętnościami kulinarnymi, które od jakiegoś czasu starała się rozwijać. Nie chciało jej się, ale pracowała w większości z domu, więc miała czas na to, by próbować coś tam ugotować. No i dzisiaj zrobiła sama... zapiekankę mięsną. Szaleństwo co nie? Jak na nią to był to naprawdę spory wyczyn, z którego była dumna. W całym domu unosił się wspaniały zapach domowego obiadu, który Eve mogła poczuć, gdy tylko Gin otworzyła jej drzwi. - Siadaj - wskazała jej na barowe krzesła przy kuchennej wyspie. - Przykro mi Eve, ale absolutnie nie wierzę, że tak po prostu sobie pracowałaś i nagle w moich drzwiach pojawia się jakiś kripi facet wypytując mnie o Ciebie - powiedziała nawiązując do ich wymiany smsów. - Napijesz sie czegoś? - Miała nadzieję, że Paxton nie przyjechała samochodem, bo przecież mieszkała niedaleko, lepiej żeby przyszła pieszo, to przynajmniej się napiją.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ostatnio nie sypiała najlepiej. Nie dość, że rozgrzebała sprawę Isabelle, to jeszcze miała na głowie milion innych problemów, od których nie mogła uciec. Nie miała pojęcia, jak się w to wszystko wpakowała i jakim cudem dotarła do tego punktu swego życia, w którym rozważała kto nachodził jej ex. Brała pod uwagę parę możliwości:
a) Facet, który poturbował ją w lesie. Dokładnie ten sam, który żywcem zakopał panienkę Lorenza (ex Eve), któremu pomogła ją znaleźć.
b) Nekrofil od jakiegoś czasu szalejący po Lorne Bay, o czym oficjalnie nie mówiono w mediach, bo w miasteczku wybuchłaby niepotrzebna panika.
c) Rudolf Junior. Synalek gościa, u którego ojciec Paxton zaciągną spory dług. Nikomu o tym nie mówiła, ale kiedy wreszcie rozkręciła biznes na rodzinnej farmie, Rudolf przyjechał do niej żądając dalszej spłaty. Miałaby go w dupie, gdyby nie jego pawi ogon wypełniony testosteronem i udawanie mafijnego bosa. Facet był szalony i ostro popieprzony, zaś jego synalek był jeszcze gorszy.
d) Ktoś ze świata Galanis, ale tej opcji nie brała na poważnie, bo co Gin miała do tego wszystkiego? Co ona sama do tego miała? Nic.
Najgorsze z tego wszystkiego było to, że nagle któraś ze spraw dotknęła Blackwell. Ze wszystkich wymienionych potencjalnych zagrożeń Eve bała się swojej ex. Poważnie. Ta to potrafiła przypierniczyć, co już nieraz zademonstrowała (czyt. pani weterynarz).
- Na pewno? Wiesz, w sumie zawsze marzyłam o tym, żeby mieć stalkera. – Kłamała, ale próbowała obrócić sytuację w żart. Ostatnio chwytała się humoru jak tylko mogła, bo nie miała nic więcej. Poza prawdą, posiadała tylko głupie żarty. – Zwłaszcza po tym, jak ostatnio zostałam wystawiona na randce. – O czym Gin wiedziała, bo wcześniej jej się pożaliła. – Piwo. – Przytaknęła i dała sobie chwilę na przemyślenie sprawy. Nie chciała musieć wymieniać wszystkich możliwych zagrożeń. Wolała zawęzić je do jednego konkretnego, o ile w ogóle takowe istniało. Może serio to był jakiś przypadkowy facet? Taa.. jasne.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć Gin. Zmęczyły mnie już poważne rozmowy. Ostatnio moje życie kręci się tylko wokół takich i już nie pamiętam, kiedy ostatni raz dobrze się bawiłam. – Znów się żaliła, ale w tej chwili była tak zmęczona, że nie miała siły na udawanie. Mogłaby ciągnąc dalej żarciki z sms’ów (co zresztą próbowała robić), ale z drugiej strony potrzebowała też szczerej rozmowy. Przynajmniej częściowo szczerej.
- Naprawdę coś ugotowałaś? – Zdziwiła się widząc coś, co z wyglądu przypominało zapiekankę. – Wiesz, że tylko sobie żartowałam? – Upewniła się patrząc na Blackwell, która nie pokroiła potrawy. Odsunęła ją na znak, że nie nakarmi Eve dopóki ta nie zacznie gadać.
Westchnęła ciężko i postawiła na jedną kartę. Na pierwsze co było najbardziej prawdopodobne.
- Czy ten facet był obleśny i miał czerwony duży nos? Na jego widok powiedziałabyś, że jest najebany, ale to tylko cecha jego urody. – Postawiła na Rudolfa Juniora. Synalka godnego swego ojca, który najwyraźniej już nie trzymał młodziaka na smyczy. – Poczekaj. – Z kieszeni ramoneski wyciągnęła telefon i znalazła zdjęcie wspomnianego typka. Pokazała je Gin i czekała na werdykt.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- To nie jest zabawne, widzisz żebym się z tego śmiała? - Zapytała, bo nie chciała sobie teraz żartować z bezpieczeństwa zarówno swojego jak i Paxton, o którą najnormalniej w świecie się martwiła. - Niech Cię stalkują w necie, a nie na mojej farmie - prychnęła, bo w obencości tamtego faceta czuła się bardzo niekomfortowo. Coś w nim sprawiało, że miała ochotę uciec i zamknąć się na klucz w bezpiecznym miejscu, bo obawiała się, że typ ją zaraz zacnie macać i się ślinić, a później ją zabije i zarucha jej ciało póki jest jeszcze ciepłe. Pojebane to było. Jeszcze nie miała takiego dziwnego odczucia względem nikogo, a przecież pracowala w barze przez lata i natrafiała na różnych psycholi. Ten jednak był mocno specyficzny. - Uwierz mi z tym byś się nie chciala umówić, ale na bank, by Cię nie wystawił - bo pewnie nigdy nie usłyszał miłych słów od kobiety i jak tylko jakaś się do niego uśmiehcnęła to dostawał erekcji. No okej, nie był aż taki brzydki, ale dla Gin już był skreślony i sobie go obrzydzała.
- Mogę Cię zabrać na imprezę jak będę wiedzieć, że nic Ci nie grozi, nie chcę być zabita w ciemnym lesie razem z Tobą - chociaż gdyby już miała być zamordowana to jednak we dwoje zawsze raźniej. Wolała jednak nawet o tym nie myśleć. - Rozumiem, że to może być przytłaczające i bardzo mi przykro, ale nic na to nie poradzisz. Pewne sprawy trzeba rozwiązać, zamknąć i zostawić za sobą, a wtedy będzie można się dobrze bawić - bo niestety życie dorosłego człowieka nie było takie łatwe. Blackwell coś o tym wiedziała, albo przynajmniej się starała, bo od niedawna próbowała być tą dorosłą wersją siebie, a nie Gin, która większość czasu spędzała w barze polewając drinki, albo samej je pijąc.
- Tak, jestem teraz perfekcyjną panią domu, a przynajmniej się staram nią być od czasu do czasu... jak mi się chce - to nie było jakoś super często, ale próbowała. Kto wie, może kiedyś jej się przyda taka umiejętność. Na razie nie miała zbyt wielu gości tutaj, mogła dokarmiać siebie, swoich rodziców no i najwyraźniej też Eve. W końcu podała kobiecie też to zimne piwo i jedno wzięła też dla siebie, bo na trzeźwo będzie ciężkoprowadzić tą rozmowę.
- Nie, to nie był ten - pokręciła głową energicznie - był szczupły, wysoki, trochę siwy i miał okulary, wydawał się być takim typem kripi intelektualisty, który jest zainteresowany jakimiś pojebanymi rytuałami składania ofiar z ludzi, czy coś w tym stylu - nie wiedziała jak miałaby to jeszcze wytłumaczyć dlatego zerknęła na Eve żeby sprawdzić jej reakcje, czy może kojarzy kogoś takiego. - Miał trochę brudne paznokcie - była to taka mała rzecz Gin, bo zawsze patrzyła na paznokcie ludzi i jakbyły obleśne to od razu człowiek też stawał się dla niej obrzydliwy.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Miała wrażenie, że ostatnio ciągle rozwiązuje jakieś problemy i już ma tego dość. Była zaradna i nigdy nie narzekała, ale nawet ktoś taki miewał chwile słabości. Kiedyś ktoś silny musiał się załamać a Eve czuła, że już dawno przekroczyła tę granicę. Że dzieje się to samo, z czym zmagała się po powrocie z Afganistanu. Miała ochotę się załamać. Choć raz popłakać cały wieczór i nie czuć na sobie osądzającego spojrzenia (głównie samej siebie) albo słów w stylu „weź się w garść”. Wystarczy, że non stop sama to sobie powtarzała.
Ogarnij się, pindo. Weź się w garść, głupia. Przestań się mazać, lamusie.; Non stop katowała samą siebie i wcale nie czuła się lepiej, kiedy ludzie powtarzali jej to samo zwłaszcza, gdy czuła, że już nie miała sił. Dotarła do kolejnej granicy i nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić.
A jednak zamiast to wszystko powiedzieć posłała Gin niemrawy uśmiech.
- Starasz się nią być – powtórzyła i rozejrzała się dookoła. W domu było w miarę czystko, jak na osobowość Blackwell, która za sprzątaniem nie przepadała. – Dla kogo to wszystko robisz? – zapytała wprost i wbiła ciekawskie spojrzenie w kobietę. – Zgaduje, że ta zmiana jest z czyjegoś powodu chyba, że nagle wzięło cię na samodoskonalenie. – Nie zawsze musiało chodzić o drugą osobę, ale Eve doskonale pamiętała jak Blackwell starała się być nieco lepszą wersją siebie, kiedy były razem. Żadna nie wymuszała na drugiej całkowitej zmiany, ale uczyły się kompromisów i odstępstw.
Łatwiej zmieniać się dla kogoś.
Westchnęła ciężko i schowała telefon. Miała nadzieję, że szybko rozwiąże sprawę. Wskazanie Rudolfa Juniora przynajmniej wszystko by wyjaśniło a tak miała do czynienia z obcym facetem, którego nawet nie kojarzyła. Opis nic jej nie mówił poza wzmianką o rytuałach, która przypomniała jej słowa Sameen dotyczące tajemniczych typków. Czy możliwe, że to był jeden z nich?
Upiła łyk zimnego piwa dając sobie chwilę na przemyślenie sprawy.
- Widziałam, że zainstalowałaś alarm. – Od razu zwróciła na to uwagę. – Kamerę też masz? – Może gdzieś na terenie farmy? Przynajmniej jedną, która uchwyciłaby opisanego faceta.
Obejrzała się przez ramię tak, jakby spodziewała się ujrzeć w rogu sufitu kamerę i powróciwszy spojrzeniem na Gin, na trafiła na jej ostry wzrok.
- Przepraszam, ok? – Co innego mogła powiedzieć? – Masz prawo być zła, ale zapewniam cię, że nie wiem, co to za typ. Pierwszy raz o nim słyszę i bardzo żałuje, że przyszedł do ciebie. Postaram się jak najszybciej to ogarnąć. – Jeszcze nie wiedziała jak, ale to zrobi. – Tymczasem.. cholera.. mogę u ciebie przenocować – O ile już ktoś tego nie robił. Nie chciała się wciskać, ale skoro była odpowiedzialna za tę całą sytuacje, to czuła się w obowiązku zapewnić Gin bezpieczeństwo. – Przyprowadzę też Apollo. Zamieszka z tobą i będzie cię pilnować. – To była dobra opcja, bo duży wilczur był naprawdę czujny i potrafił atakować zbirów. – Albo najlepiej zamieszkaj u kogoś innego. Może u brata? Przynajmniej na trochę aż się zorientuje się w sytuacji. – Od razu się za to zabierze.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Staram się dla samej siebie – westchnęła z uśmiechem. – Dostałam farmę, sad, dom... wypada się trochę podszkolić w byciu „dorosłą” – chyba to był najwyższy czas, bo jak nie teraz to kiedy. Może nie była jeszcze super stara, ale nie miała już tez tych 20 lat. Chciała być szanowaną kobietą biznesu i powoli musiała się zacząć się zachowywać jak taka. – Nie warto się zmieniać specjalnie dla kogoś, bo jeżeli jakaś osoba Cię nie akceptuje taką jaka jesteś to trzeba ją kopnąć w dupe – wzruszyła ramionami, bo takie było jej podejście. Ona nie wymagała od nikogo zmian swojej osobowości, tak jak to było własnie z Eve. Kochała ją taką jaka była i dlatego nie rozumiała zmian w jej charakterze. Teraz jednak chciała sama dla siebie być nieco bardziej poważną. Tak po prostu, żeby poczuć się lepiej i pewniej.
- Tak, już zdążyłam zapomnieć kodu i zleciała się ochrona – to było do przewidzenia z Gin, której pamięć nie nalezała do najlepszych. To pewnie zasluga wielkiej ilości alkoholu, który wlała w siebie podczas swojego, nie tak długiego, dorosłego życia. – Nie mam kamer, ale chyba sobie jakąś założę, skoro takie rzeczy się dzieją – pewnie wtedy będzie się czuć bezpieczniej. Chociaż ten alarm i tak dawał jej już wiele.
Kiwnęła głową na jej kolejne słowa i westchnęła sobie. – Po prostu się o Ciebie martwię, wiem, że masz dużo na głowie, ale znam Cię na tyle dobrze żeby wiedzieć, że nie zawsze ładujesz się w bezpieczne sprawy – nie chciała żeby za jakiś czas ktoś wyłowił ciało Paxton z pobliskiego akwenu. – A może ma to coś wspólnego z Twoim wstrząsem głowy – zapytała, bo to była ostatnia sytuacja, która wydawała się być dla Gin mocno podejrzana. Trochę była zaskoczona jej propozycją, ale szczerze mówiąc czuła się z nią jakoś tak dość dobrze. – Jasne – przytaknęła – mam wolną sypialnię dla gości – kto, by się spodziewał, że kiedyś będą nocować na jej farmie... gdyby taką rewelację ktoś sprzedał Blackwell kilka lat temu, to by się w głos zaśmiała. – Okej, zaopiekujemy się sobą wzajemnie – ona pieskiem, a piesek nią. Dadzą radę. – Nie chcę mieszkać u brata, ma swoje życie, a na dodatek wzbudziłoby to tylko niepotrzebne pytania. Poradzę sobie tutaj. Mój dziadek miał gdzieś schowaną jakąś strzelbę, ktorą przeganiał lisy... może jej poszukam i nauczę się nowej umiejętności – nigdy nie trzymała broni w rękach, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz. – A skoro już i tak jestem w to zamieszana w jakiś sposób, to może Ci pomogę? – Zapytała, bo była pewna, że czułaby się lepiej, gdyby znała więcej szczegółów niż mniej.


Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Możliwe. – Nie wykluczała opcji z nieznajomym z lasu, który ją nieco poturbował. Nawet chuderlak dałby sobie radę pchnąć ją z zaskoczenia na stół. Nic specjalnego, kiedy weźmie się odpowiedni rozpęd. Nie potrzeba wielkiej siły ani techniki zwłaszcza, że największą robotę odwaliły stare meble i łeb martwego zwierza, który spadł jej na głowę. – Nie wykluczam żadnej z opcji. – Trochę ich miała, ale ta oraz facet powiązany z aktualną sprawą, przy której pomagała policji, były najbardziej prawdopodobne. – Popytam na komisariacie. Może ktoś mi pomoże. – Sama sobie z tym nie poradzi. Nie mogła przecież siedzieć na ganku i czekać ze strzelbą. To nie Teksas, gdzie takie rzeczy uchodziły na sucho. Musiała zasięgnąć po poradę i pomoc. Może ktoś kojarzył gościa? Może już mieli kogoś na oku w sprawie nekrofila? Dowie się tego.
Nie do końca była pewna swej propozycji. Nie żeby nie chciała, bo przecież powinna pomóc Blackwell poczuć się bezpiecznie, ale nie miała pojęcia jak to wszystko ogarnie. Pracę u siebie i spanie tutaj bez pilnowania własnego ośrodka. Musiała jednak to przeboleć i może po prostu poprosi Sue Ann, żeby przez parę dni u niej przenocowała.. nie, lepiej nie. Skoro ktoś rzeczywiście szukał Eve, to lepiej żeby nie znalazł kogoś innego.
- Wezmę parę rzeczy i przyjadę do ciebie z Apollo. Chyba, że będziesz chciała jechać ze mną? – Może tak byłoby bezpiecznie, chociaż Paxton była ostatnią osobą, która powinna oceniać poziom „bezpieczeństwa”.
- O nie. Nie dotykaj strzelby bez przygotowania. – Gin mogła być super barmanką i jeszcze lepszą tancerką, ale nikt nie dawał gwarancji, że broń w jej rękach nagle nie wystrzeli. – Jeszcze by tego brakowało, żebyś się postrzeliła w stopę. – To wydawało się durne i prawie niemożliwe, ale niestety występowało wśród ludzi i to wcale nie głupich. Niby byli po paru magistrach a i tak nie ogarniali podstawowych zasad używania broni machając nią gdzie popadnie. – Poszukamy jej razem. Zobaczę czy jest cała, czy w środku nie tkwi jakiś nabój i wtedy poćwiczymy. – To nie był wcale taki głupi pomysł, ale najpierw Eve chciała mieć pewność, że Gin wie jak się posłużyć strzelbą. Jak ją trzymać, czego nie dotykać i w co nie celować. Upiła łyk piwa przez cały czas w głowie analizując całą sprawę. Jednocześnie nie chciała wyjść na zołzę, ale już trochę czekała na to jedzenie a się biedna nastawiła i pewnie nic nie dostanie. Co za feler..
- Dziękuję, ale to ja cię w to wpakowałam, więc nic nie musisz robić. – Trochę tak, jakby Eve sama nasyfiła i kazała sprzątać Gin. Nie ładnie. - Zadzwonię do Lorenzo i zapytam, czy wie kim był tamten facet z lasu. – Naprawdę uwielbiała kontaktować się ze swoimi byłymi, kiedy wpadała w kłopoty. Miała wrażenie, że przez takie akcje w ich oczach uchodziła za kogoś, kto przyciągał same nieszczęścia i to dlatego ją zostawiali. Wprawdzie wyjaśniła to już sobie z Lorenzo oraz Gin, ale kto wie czy powiedzieli jej całą prawdę.
Nie zwlekała tylko od razu sięgnęła po telefon, wybrała odpowiedni numer i czekała patrząc na swoją ex nieco błagalnie w stylu „Wiem, że się pochrzaniło, ale staram się wszystko naprawić. Sama widzisz”.
- Nie odbiera. Spróbuję później. – Odłożyła komórkę na blat stołu, o który oparła łokieć zaś dłonią przetarła czoło. – Jak sama widzisz, bycie dorosłą jest przereklamowane. – Posłała kobiecie uśmiech starając się nieco zażartować. Lada moment zacznie walić głową w stół; tak bardzo nie rozumiała swojego życia. – Jest jeszcze jedna opcja, która może się sprawdzić. Nie powinnam ci o niej mówić, bo to trwające w Lorne Bay śledztwo, ale po miasteczku grasuje nekrofil i być może widział mnie, kiedy znaleźliśmy jego ostatnią zdobycz. – Nerwowo zacisnęła wargi odwracając wzrok gdzieś w bok i próbując sobie przypomnieć, czy był jakiś moment, który o tym świadczył. W lesie każdy mógł się schować i to jest problem.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Mam nadzieję, że to wszystko okaże się jakąś głupotą, nie chciałabym żeby coś Ci się stało – mimo wszystko co się między nimi wydarzyło w ostatnich latach, życzyła jej jak najlepiej i autentycznie się martwiła o jej życie i zdrowie. To chyba normalne, nie była dla niej obcą osobą i patrząc na reakcję Eve wiedziała, że działa to w dwie strony. W końcu nie przyjechałaby tu, gdyby miała w dupie bezpieczeństwo Blackwell, a przynajmniej brunetka chciała tak myśleć.
- Chociaż może będzie prościej jak na kilka dni się zabunkruję u Ciebie? Nie będziesz musiała wtedy targać psa, a moje drzewa nie są aż tak wymagające. – Może nie powinna tego proponować, bo trochę to mogło wyglądać jakby się do niej wpraszała. – Przynajmniej do czasu aż zamontuje kamerę – wtedy pewnie poczuje się lepiej wiedząc, że gdyby ją ktoś zamordował to przynajmniej byłoby nagranie sprawcy.
Zaśmiała się słysząc jej protest i kiwneła głową. – No dobra, niech będzie, nie będę niczego dotykać, chyba, że strzelba będzie nalegać – puściła do niej oczko żartując sobie w ten sposób, bo poczuła się jakoś trochę lżej, gdy porozmawiały na temat tego dziwoląga, który się tu kręcił. – Trzymam Cię za słowo – uśmiechnęła się ładnie spoglądając na twarz Eve.
Uśmiech jednak szybko spełzł z jej twarzy, gdy kobieta zaczęła opowiadać o śledzctwie. Zrobiła wielkie oczy i nie za bardzo wiedziała jak na to wszytsko zareagować. To było chore i szalone, mogło być wątkiem jakiegoś kryminalnego serialu, a nie życia w Lorne Bay! – Słucham... – musiała się napić żeby to jakoś ogarnąc więc wzięła piwo i wypiła kilka wielkich łyków, chociaż być może potrzebowała czegoś o wiele mocniejszego. – Chryste, takie rzeczy w Lorne? Ale mają dowody na to, że on tak serio ze zwłokami się zabawia? – To było bardziej niż obrzydliwe i nie wiedziała czy chce wiedzieć więcej czy mniej. – Czyli w razie gdyby mnie zamordował to po wszystkim jeszcze miałabym ostrą jazdę – znów musiała się napić, bo nie wierzyła, że ktoś taki mógł być w jej domu. – Eve to jest popierdolone, dlaczego ludzie robią takie rzeczy? – Nie była w stanie tego pojąć swoją małą głowką. – Nie dziwię się, że jesteś tym wszystkim zmęczona, może impreza nie byłaby takim złym wyjściem, odstresowałabyś się – już postanowiła, że gdzieś ją kiedyś wyciągnie!

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Pasowałoby ci to? – Nie ukrywała, że tak byłoby jej wygodniej. Praca wymagała od niej prawie ciągłej obecności w ośrodku. Większość dnia spędzała właśnie tam, więc nocowanie w innym miejscu znacznie utrudniłoby jej sprawę. Była jednak w stanie poświęcić się w ramach zadośćuczynienia za to, że najwyraźniej ściągnęła na Blackwell kłopoty. Całkowicie nieświadomie, bo przecież skąd mogła wiedzieć, że jakiś nekrofil byłby nią zainteresowany? To nie miało sensu zwłaszcza, że facet nie pałał się w żywych ofiarach ani tym bardziej sam ich nie zabijał. Może dotychczasowe działanie go znudziło? – Gdybyś musiała wracać do siebie, to brałabyś Apollo. – Psiak nadawał się do ochrony. Był wyszkolony i w każdej chwili, kiedy poczuje zagrożenie, mógł pacnąć. Z nim Eve czułaby się pewnie i miała nadzieję, że Gin również to poczuje, bo przecież wiadomo, że nie będzie siedziała u Paxton 24/7. Miała swoje obowiązki i znajomych. Nie mogła nagle zmienić całego życia, bo jakiś wariat szukał jej ex.
- Dotknij broni a obiecuje, że tego pożałujesz. – Wycelowała w nią palcem, bo mimo wszystko była bardzo odpowiedzialna i nie chciała, żeby Gin zrobiła sobie krzywdę. – Znajdziemy ją, weźmiemy do mnie i pokażę ci jak z niej korzystać. – To był warunek, na który kobieta musiała przystać. Strzelba nie była zabawką. Mogła taką się wydawać, kiedy za dzieciaka widziało się własnego ojca ganiającego za wronami, ale Paxton przyglądała się zbyt wielu złym rzeczom, żeby teraz móc tak po prostu machnąć ręką i powiedzieć swojej ex „Śmiało. Bierz i strzelaj w co chcesz”.
- Wiem, to brzmi nieprawdopodobnie. – A raczej zbyt dziwacznie jak na Australię. To w Ameryce działy się same największe zbrodnie, ale przecież Lorne Bay również nie było wolne od legend i dziwnych przypadków. To miasteczko było szalone, więc nic dziwnego, że ściągało do siebie samych wariatów. – Niestety tak. Widziałam jeden na własne oczy. – Skrzywiła się z niesmakiem na samą myśl o starszej kobiecie, a raczej jej gnijącym już ciele rozebranym do naga. – Nie, Gin. On nie morduje ludzi. Przynajmniej nie robił tego do tej pory. Po prostu wykopywał w miarę świeże zwłoki z cmentarza. – Brał te, które ledwo co zostały pochowane, bo z takimi jeszcze dało się coś z działać. – Jeżeli facet, którego opisujesz, to faktycznie on.. cóż, raczej nie próbowałby swoich sił z mordowaniem. Nie dałby rady. – Może znalazłby sposób, ale na razie facet działał bardzo ostrożnie. Jego ofiary były już martwe. Z nikim nie musiał się szarpać – tylko z łopatą podczas ich wykopywania.
Opuściła wzrok, westchnęła i w dłoni pokręciła butelką zastanawiając się nad pytanie Gin. Wiedziała, że ta rzuciła to czysto retorycznie, ale sama nieraz zastanawiała się, czemu ludzie robią niektóre rzeczy. Czemu ranią się nawzajem albo krzywdzą samego siebie.
- Nie brzmi źle. – Postarała się o uśmiech, ale kiepsko jej to wyszło. – Ostatnio jednak.. sama nie wiem.. ciągle chce mi się płakać, wiesz? Ale tego nie robię, bo mam mnóstwo pracy, obowiązków i ludzi, którzy na mnie polegają. – Spychała więc swoją potrzebę na samo dno. – Nie ważne. – Pokręciła głową, bo przecież – jak zawsze – upora się ze swymi uczuciami. – Na jakiś czas przenieś się do mnie – Postanowiła wszystko podsumować. – Jeżeli gdzieś będziesz jechać, to weźmiesz ze sobą Apollo, nauczę cię korzystać ze strzelby i postaram się jak najszybciej załatwić całą sprawę. Jeszcze tego brakowało, żeby coś ci się stało. Ja pierdole. – Warknęła zła na samą siebie, że w ogóle doprowadziła do takiej sytuacji. Ją ludzie mogli bić i oszukiwać, ale jej bliskich; za nich była w stanie zabić, chociaż jeszcze tego nie wiedziała (mogła tak myśleć, ale nigdy nie zrobiła).

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Tak, to nie jest problem... to Ty mi pomagasz więc dostosuje się do Ciebie – nie chciała jej się narzucać, ale z drugiej strony trochę bała się tu siedzieć samej. Nie pasowało jej też to, żeby zapraszać tu brata lub rodziców, bo wtedy musiałaby im się tłumaczyć ze swoich obaw, a lepiej ich było w to wszystko nie wciągać. Im mniej osób było zamieszanych w całą tą sytuację tym lepiej. Jeszcze komuś stałaby się krzywda i Blackwell miałaby ich na sumieniu, a po co to komu? – Dobrze – kiwnęła głową, bo nie miała problemu z psem. Lubiła i Jello i Apollo. – Kto, by pomyślał, że koniec końców wyląduje na Twojej farmie – kiedyś miały spróbować tam wspólnie pomieszkiwać, ale jakoś nie wyszło z wiadomych przyczyn, a teraz o. Niektóre sytuacje zmuszały ludzi do zmiany swoich przekonań i Blackwell była tego idealnym przykładem. Kiedyś tak bardzo nie chciała mieszkac na farmie, a teraz sama był właścielką jednego z takich przybytków. Fascynujące.
- Ukarzesz mnie jak będe niegrzeczną dziewczynką? – Zapytała unosząc brew wyraźnie rozbawiona. Teraz już tylko posmiać się mogła, bo płakac nie miała zamiaru. – Dobra, obiecuje, że jej nie dotknę. Zaraz jej poszukamy, tylko może najpierw wrzucę do walizki jakieś potrzebne rzeczy – nie będzie tego brała dużo, bo przeciez mieszkały niedaleko siebie, w razie co to sobie po coś podejdzie z Apollo.
Czuła wielkie obrzydzenie rozmawiając i myśląć o całej sytuacji z tym dziwnym facetem. Trochę chciało jej się rzygać, więc dobrze, że jeszcze niczego nie zdażyła zjesć. – Jezu, obrzydliwe – aż zatkała usta dłonią i pokręciła głową z dezaprobatą. – Nigdy nie wiadomo, cicha woda brzegi rwie – a Gin uważała, że skoro ktoś jest tak psychiczny żeby robic tak obrzydliwe rzeczy, to prędzej czy później coś mu może wpaśc do głowy żeby wypróbować bardziej świeże osoby. – Policja nie może dopasować do nikogo DNA? – Zapytała, bo obstawiała, że facet pewnie się nie zabezpieczał w swoich zabawach i być może pozostawił po sobie jakiś „znak” na ciele ofiary. Okropne.
- Może powinnaś? – Zapytała przyglądając się kobiecie. – Podobno to pomoga, jak się z siebie wyrzuci negatywne emocje – nie żeby Gin coś o tym wiedziała, bo absolutnie nie stosowała czegoś takiego. Ona była typoem, który się wkurwiał i krzyczał, w ten sposób się wyładowywała. Czasem zdarzało jej się płakać, ale udawała, że wcale nie i, że nigdy łzy nie uroniła. Musiała trzymać fason. – W razie co to służę ramieniem – Eve powinna wiedzieć, że może się jej ze wszystkim wyżalić, a Blackwell nie będzie jej oceniać. – Nic mi się nie stanie, bardziej bałabym się o Ciebie – znów się napiła kilka łyków piwa. – To Ciebie ten człowiek szuka najwyraźniej – Gin była tylko półśrodkiem, stacją pośrednią. – Jedzenie... – bo w końcu miała Eve nakarmić! Gin po rozmowie o nekrofilu straciła apetyt, ale za to wstała żeby nałożyć porcję swojej towarzyszce. – Smacznego, zjedz sobie na spokojnie, a ja się pójdę spakować okej? – W razie co, jak będzie niedobre, to będzie mogła się tego pozbyć i wyrzucić gdzieś tak żeby Gin nie widziała.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Jeszcze nie wiem. – Nie śledziła działań policji. Po prostu robiła swoje. – Zajadę tam i zapytam, ale skoro nadal go nie złapali, to raczej nie mogą z nikim dopasować tego DNA. – Facet do tej pory mógł być niekaralny lub nie pobierano od niego próbek. Paxton się na tym nie znała, ale patrząc jak ostrożnie działał względem aktualnych działań, to facet po prostu był cicho ciemny. Nie rzucał się w oczy i wydawał się zbyt inteligentny na to, żeby robić podobne rzeczy. A jednak działał nocą, wykopywał zwłoki, które nie będą się szarpać ani uciekać.. to brzmiało jak na działanie kogoś, kto nie chciał mieć do czynienia z żywymi ofiarami (bo by sobie z nimi nie poradził).
- Tam mówią, ale wiesz, że ja tak nie umiem. – A raczej tego nie stosowała nauczona jeszcze jako nastolatka, że jej własne łzy jedynie dołowały innych. Przynajmniej to zaobserwowała w rodzinie, tuż po śmierci Isabelle, dlatego przestała płakać. Jeżeli już to robiła to sama dla siebie, chociaż też nie zawsze, bo za żałosne uważała wylewanie łez do poduszki. Samo okazanie smutku było dla niej mało komfortowe a wszystko przez zachowanie w rodzinie, które weszło jej w krew. Może gdyby spróbowała.. – Dzięki, ale znasz mnie. Nie lubię zrzucać na innych swego ciężaru. – Nie nauczyła się tego w dzieciństwie, więc i teraz miała z tym trudność. Jedni wstydzili się pokazać nago (z czym ona nie miała problemów) a Eve krępowały niektóre uczucia a wszystko przez złe podejście rodziców, którzy sami przeżywali żałobę po śmierci córki.
- Skoro mnie szuka, to może kiepskim pomysłem jest przeniesienie się na moją farmę? – zasugerowała ostrożnie, ale z drugiej strony poczuje się lepiej, jeżeli będzie miała Gin na oku. Przynajmniej mogłaby zareagować. Na odległość niewiele zdziała. – Równie dobrze możesz je zapakować. – Zabrałaby jedzenie do siebie, ale z drugiej strony skoro nie jadła, to z chęcią teraz nadrobi zaległości. W przeciwieństwie do Blackwell ona nie miała problemów z rozmowami o nekrofilach i jedzeniem. Nie dlatego, że nie uważała faceta za ostrego pojeba, ale osiem lat w wojsku nauczyło ją, że kiedy ktoś daje jedzenie, to trzeba zjeść, bo potem nie będzie na to czasu albo nie dostanie się posiłku przez trzy dni.
Kiwnęła głową i zajęła się jedzeniem jednocześnie zastanawiając się, czy istniała jeszcze inna opcja. Czy mógł szukać jej ktoś niepowiązany z dwiema sprawami, o których myślała. Te jednak opcje były zbyt mało prawdopodobne, dlatego musiała ostać przy aktualnych, czyli nekrofilu i facecie z lasu. No tak.. jeszcze raz napisała wiadomość do Lorenzo, żeby koniecznie od niej oddzwonił i pomyślała z kim z policji najlepiej byłoby się skontaktować.
Kiedy Gin wróciła z torbą, poprosiła żeby ta zapakowała jedzenie, bo jej smakowało (tragedii nie było). Poszły szukać strzelby, która nie była mocno ukryta. Gorzej z nabojami, za którymi nieco dłużej się rozglądały, ale i te ostatecznie wylądowały w aucie Paxton.
Z całym ekwipunkiem i bagażem Gin pojechały na farmę Paxton.

z/tx2 Gin Blackwell
ODPOWIEDZ