Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Muszę na chwilę.. – Nie dokończyła zdania mając wrażenie, że gubi własne słowa tak samo, jak równowagę w momencie próby przycupnięcia na poboczu drogi. Przewróciła się czując jak rzeczy z plecaka wrzynają się w plecy, co skutecznie zignorowała na rzecz myśli o woreczku z lodem, który musiała zgubić po drodze. Szkoda, bo trzymanie czegokolwiek przy głowie sprawiało, że nie traciła koncentracji a tak nie była pewna, czy w ogóle dotrze do domu.
Była blisko, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo gdy leżąc na poboczu spojrzała na gwiazdy pomyślała, że przed nią jeszcze długa droga. W jednej sekundzie ładne widoki zamieniły się w ciemną plamę, którą kojarzyła z chwili, gdy została brutalnie pchnięta na stary drewniany stół w chatce leśniczego. Poczuła jak bolą ją obite miejsca i nieco bardziej głowa, która oberwała drewnianą ramą z przyczepioną do niej wypchaną głową jakiegoś zwierzęcia.
- Muszę.. – Znów zgubiła słowo, którego próbowała poszukać, lecz wtedy poczuła na twarzy śliski język wciąż towarzyszącej jej Jello (klik). Niedbale ręką pogłaskała ją po sierści mając wrażenie, że cofa się w czasie do momentu, w którym straumatyzowana po powrocie z frontu robiła wszystko, żeby się wyniszczyć. Piła i brała co popadnie. Tamtego konkretnego wieczora w ustach miała tysiące tabletek i nieco mocniejszy proszek w nosie, który wciągnęła z pępka jakiegoś kokainisty. Wracając do domu poszła skrótem przez las, w którym straciła przytomność i tak samo jak teraz została przebudzona przez Jello. Wtedy jeszcze małego szczeniaka, który nie dawał jej spokoju i tylko dzięki temu Paxton wciąż żyła.
- Zdrzemnę się – stwierdziła markotnie i ostatni raz spojrzała na gwiazdy. Musiała odpocząć.
Jello próbowała wszystkich sztuczek. Szturchała nosem, lizała po twarzy, zaczepiała łapą, ale Eve ją olewała i mamrocząc kazała odejść. Psina spanikowana rozglądała się po panujących wokoło ciemnościach. Odeszła dwa kroki i mocno wciągnęła powietrze – raz, drugi i trzeci. Kiedy dotarł do niej znajomy zapach, wysoko postawiła uszy i pędem pognała w jego kierunku. Gdzieś tam na farmie, którą znała i kojarzyła, trafiła na człowieka. Być może po tym, jak drapała w frontowe drzwi lub na tę zbłąkaną duszę, która w nocy lubiła przechadzać się po swoich włościach. Na dwunożną istotę, która kiedyś podkarmiała ją frykasami - Gin. Nie przywitała się jak zwykle ani nie pozwoliła na głaskanie. Od razu zębami złapała nogawkę spodni i mocno pociągnęła. Szarpnęła raz, puściła i odeszła dwa kroki patrząc czy Blackwell za nią idzie. Nic. Powtórzyła manewr i tym razem odeszła dalej znów sprawdzając, czy Gin wreszcie pojęła o co chodziło. Kiedy tak się stało przyśpieszyła kroku prowadząc ją prosto do półprzytomnej Paxton.
Eve znów poczuła śliski język na policzku a wraz z nim do uszu dotarły odległe słowa. W pierwszej sekundzie pomyślała, że Jello wreszcie powie jej co o niej myśli, ale niestety to nie był wigilijny cud. Rozchyliła wargi próbując wszystko wytłumaczyć, ale nie potrafiła znaleźć słów. Nie umiała spleść jednego konkretnego zdania, które i tak byłoby kłamstwem. Wcale nie było dobrze (co chciała powiedzieć) i z pewnością przemilczałaby niespodziewane poczucie ulgi wywołane obecnością kogoś, od kogo powinna trzymać się z daleka.
- Chyba mam – Wzięła głęboki wdech znów patrząc na gwiazdy na niebie, które nagle zniknęły pod wpływem wymuszonego przez Gin uniesienia tułowia. – wniebowstąpienie.wstrząśnienie. - Wzięła kolejny wdech czując, że uniesienie się do siadu kosztowało ją całe pokłady energii, które teraz w sobie miała. - Posiedzę - zapewniła mało przekonująco i niby w ramach gestu "luzik" poklepała ręką. Miało być po ramieniu Gin, ale pewnie trafiła w biust. Pomimo swego marnego przekonania, że chwilę posiedzi na poboczu i pójdzie, kiwnęła głową na pytanie, czy chciałaby zostać stąd zabrana. Teraz zgodziłaby się na wszystko i choć nie przyzna tego na głos, to potrzebowała cholernej pomocy. Musiała odetchnąć, wziąć tabletkę i za żadne skarby świata nie powinna teraz zasypiać. Tylko, że sen był taki kuszący...

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#14

Dla Ginevry Blackwell ostatnie dni były jakieś dziwne. Nie potrafiła się odnaleźć, coś było po prostu nie tak i nie do końca wiedziała co i w jaki sposób ma określić to co się z nią dzieje. Chodziła jakaś poddenerwowana, a sytuacja finansowa jej farmy tylko pogłębiała to odczucie stresu, które się w niej kumulowało. Szczerze mówiąc to miała nadzieję, że będzie mogła po prostu iść spać i obudzić się jak cała ta sytuacja gdzieś przeminie. Łapała się trochę na tym, że myślała czasem o Willu, czego oczywiście robić nie powinna, bo ich relacja była wystarczająco mocno skomplikowana. Musiała jak najszybciej zapomnieć o tym co ostatnio się między nimi wydarzyło i wrócić do normalnego życia, jakie sobie wiodła zanim dowiedziała się o tych strasznych rzeczach, które jej eks przyjaciel przeżywał. Może to był ten czas kiedy całą swoją uwagę powinna skupić na swojej farmie i sadzie. Nigdy nie sądziła, że bycie właścicielką czegoś takiego może być aż tak problematyczne, a jednak było. Miała milion rzeczy do naprawy, tysiące różnych dokumentów do uzupełnienia, tu jakies podatki, tam jakies dotacje... zupełnie nie miała do tego głowy. Czasem żałowała, że dalej nie była barmanką, wtedy życie było po prostu łatwiejsze.
Nie spodziewała się, że jej gorączkowe zmagania z papierami zostaną zakłócone przez drapanie drzwi. Dobrze, że akurat usłyszała! Mocno się zdziwiła widząc w progu znajomego pieska. – Jello? – Zapytała widząc znajomego pieska. Rozejrzała się nawte dookoła, ale nikogo poza zwierzakiem w najbliższej okolicy nie było. – Co Ty tu robisz słodziaku? – Tak, bo na bank, by pies jej odpowiedział. Dobrze Gin, Ty to jednak jesteś mądra. W każdym razie kobieta poszła za psem, który wyraźnie chciał jej coś pokazać, a niestety Gin raczej podejrzewała do kogo Jello mogła ją prowadzić. Nie wiedziała tylko czego Eve mogła od niej chciec. Może pies jej się zgubił? Takie rzeczy się zdarzały... no albo coś się stało, ale chyba wtedy nie byłaby osobą, u której Paxton szukałaby pomocy.
- Kurwa... – jęknęła sama do siebie widząc leżącą na ziemi kobietę. Brunetka podbiegła do niej i z ulgą odkryła, że Eve chociaż trochę kontaktuje. To był jakiś plus. – Co? – Zapytała, bo przez chwilę nie załapała o co może dziewczynie chodzić. – Musiałabyś miec najpierw mózg, a dobrze wiemy, że z tym jest raczej ciężko – oczywiście nie mogła być tak całkowicie miła nawet w tej sytuacji. Nie wiedziała co się powinno robić jak ktoś ma wstrząs mózgu. – Nie, połóz się. Zadzwonię po pogotowie – plus był taki, że Blackwell zawsze miała przy sobie komórkę. – Jezu Eve, dlaczego Ty się zawsze musisz w coś wpakować – bo oczywiście Gin sądziła, że to pewnie jej wina! Mogła bezpiecznie siedzieć w domu, a nie się szwędać bóg wie gdzie.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Była otępiała i nieco przerażona tym stanem. Nie lubiła tracić kontroli, bo wtedy stawała się bezbronna, jak teraz kiedy zastanawiała się nad własnym oddechem. Przez chwilę była pewna, że nad nim nie panuje. Że nie potrafi nabrać powietrza do płuc i na pewno zaraz się udusi. Starała się odnaleźć w myślach przycisk uruchamiający tę funkcję, ale nigdzie go nie mogła namierzyć. Powstały chaos prawie wprowadził ją w atak paniki, lecz zanim ta mała bomba wybuchła, do uszu Eve dotarły zgryźliwe słowa Blackwell.
Odruchowo prychnęła wypuszczając z płuc nadmiar powietrza. Racja. Najpierw wydech, a potem dopiero wdech.
- Poczucie humoru nadal jest.. – Wzięła głęboki wdech. – ..na swoim miejscu. – Mózgu może i nie miała, ale doskonale zrozumiała komentarz Gin i przyjęła go z ogromnym dystansem do samej siebie. Paxton nie miała niskiej samooceny, ale wysoką samokrytykę i choć walczyła o swoje oraz bywała niezwykle uparta, to teraz nie miała siły na kłótnie. Przyjęła więc krytykę na jej temat w najlepszy możliwy sposób; z humorem uznając to za świetny żart sytuacyjny. Szkoda, że jednak ten mózg miała. Wtedy nie musiałaby się martwić o swój stan.
- Nie.. żadnego.. popotowia. – Ciężko jej było skupić się na słowach. Potrzebowała dłużej chwili, żeby skleić sensowne zdanie, a kiedy się śpieszyła mówiła jak po udarze i przekręcała słowa. – Do domu. Zawieź. – Zamrugała parę razy próbując odzyskać rezon, ale to nic nie dało. Było gorzej, bo zachciało jej się wymiotować i gdyby tylko miała siłę to odgryzłaby się Gin mówiąc, że to na jej widok. Od rozstania nie umiały inaczej rozmawiać. Zazwyczaj unikały jakiejkolwiek konfrontacji, ale czasami na siebie wpadały i były strasznie niemiłe. Cała ich relacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i ekscytacja, którą czuły przebywając razem zamieniła się w konieczność obronienia siebie i skopania tej drugiej. Nie za mocno, ale tak żeby dać do zrozumienia, że już nie będzie jak dawniej.
- Ratowałam kogoś – wyrzuciła z siebie po dłuższej przerwie i znów ponowiła próbę uniesienia tułowia do siadu. Nie mogła leżeć. Zaśnie. Siedzenie też nie było najlepsze, ale tylko tak poczuje, że nad czymś panowała. – Chcę tylko.. do domu. – Nie była rozsądna. Nie umiała dbać o siebie, bo nigdy nie uważała, że na to zasługuje. Wierzyła też, że sobie poradzi. Jak zawsze. – Proszę. – Spróbowała spojrzeć na Gin, ale kiedy tylko poruszyła oczami ból głowy się nasilił, co wyraziła krzywym grymasem.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Dokładnie tam, gdzie je zostawiłaś – odpowiedziała sucho, bo przecież oczywiste jest, że za ich rozstanie obwiniała Eve. To ona się zmieniła, pewnie mając kogoś na boku. Nagle zaczęła się zachowywać dziwnie, nie tak, jak gdy zaczęły się ze sobą widywać i to była dla Blackwell oznaka, że coś jest nie tak. Oczywiście nigdy nie zapytała jej o to wprost, bo przecież nie była typem człowieka, który otwarcie mówi o swoich uczuciach czy problemach, wolała się wkurwiać i obrażać. Typowa Gin. Z biegiem lat nic się nie zmieniło, dalej była na nią zła, zraniona i obrażona.
- Yhym jasne – bo oczywiście, że i tak zrobi po swojemu i zadzwoni na pogotowię gdy tylko Eve nie będzie patrzeć. Brzmiało jak dobry plan, co nie? Gin daleko było do pielęgniarki czy kogokolwiek kto pamięta jak udzielić pierwszej pomocy...co było złe i zdecydowanie powinna się tego nauczyć. Może zapisze się na jakiś specjalny kurs? Albo zapyta brata, który przecież był strażakiem więc na bank wiedział jak takowej udzielić. Remi zawsze był najbardziej ogarnięty z całego ich rodzeństwa, a przynajmniej Gin tak uważała. – Jak mam Cię zawieźć, jak ty ledwo siedzisz – no, bo najpierw musiałyby dojść jakoś do samochodu. To było bardzo ciężkie zadanie, ale Gin postanowiła jakoś spróbować je wykonać. – Dobra, wstawaj – westchnnęła i pomogła kobiecie jakoś stanąć na równe nogi trzymając ją w pasie. Przełożyła sobie jej rękę przez swoje ramię i jakoś w ten sposób próbowała ją prowadzić w stronę własnego domu. – Super, ciekawe kto teraz Ciebie uratuje – no najwyraźniej tym kimś była Blackwell. Miała szczęście, że Gin akurat była w domu. – Jello, chodż – odezwała się do psa, który już i tak je wyprzedził kierując się w stronę farmy.
- Trochę jesteś ciężka, może powinnaś schudnąć jak masz w planach częściej w ten sposób zwracać na siebie moją uwagę – rzuciła kąśliwie, bo nie mogła iść w takiej głuche ciszy, a żadne miłe słowa niepojawiały się w jej głowie.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Skoro sama dotarła do tego punktu, nie widziała problemów w dojściu do samochodu. Nie wzięła pod uwagę tego, że teraz czuła się gorzej niż przed piętnastoma minutami, ale nadal w siebie wierzyła. Była Zosią samosią i gdyby Jello nie przyprowadziła tu jej ex, to zapewne kiedyś ruszyłaby dalej. O ile w międzyczasie by nie zasnęła i może nigdy by się nie obudziła (ku uciesze Gin).
- Będę się czołgać – sapnęła z ledwością, jakby to stwierdzenie kosztowało ją wiele wysiłku (i dumy). – Pod twoimi stopami – dodała i nawet postarała się o uśmiech, ale ten wyszedł krzywo wraz ze zmrużonymi oczami, co wyglądało tak jakby poczuła bardzo nieprzyjemny zapach. Brakowało tylko wymownego „bleh” z wywalonym na wierzchu językiem.
Jęknęła przypominając sobie, że nie tylko z głową miała teraz problem, ale także bolało ją obite przez nieznanego napastnika ciało. Wolała nie wiedzieć jak teraz wygląda pod koszulką. Wiedziała, że było kiepsko po tym, jak facet się na nią rzucił, pchnął całym ciałem na stół i jak przewaliła się na krzesło oraz podłogę przy okazji uderzając w jakiś inny mebel i narażając się na atak spadającej wypchanej głowy jelenia.
- Najwspanialsza kobieta na świecie – rzuciła niby poważnie i zaraz miała to sprostować wredną uwagę w stylu „ale teraz takiej tu nie widzę”, lecz przez niepewny krok nieco wygięła ciało w bok, przez co zabolało ją mocniej w okolicach żeber. Syknęła i zapomniała o sprostowaniu komplementu, który wcale nie miał nim być, acz kiedyś miała w nawyku mówić tak o Gin. Ta albo to przyjmowała albo udawała, że nie słucha; w przypadku tego drugiego Eve powtarzała to w kółko, bardziej w ramach droczenia się (chociaż wtedy naprawdę tak myślała).
- To same mięśnie. – Bo przecież super intensywnie ćwiczyła po ich zerwaniu, a nawet wcześniej biorąc pod uwagę to, że podobno miała kogoś na boku i musiała postarać się o swój wygląd. Do tej pory nie rozumiała zarzutów Gin. Właściwie nie pojmowała całego ich rozstania, ale nie umiała też przejść obojętnie obok oskarżeń jakoby miała kochankę albo kochanka. Wkurzyła się niemiłosiernie zamiast wyjaśnić całą sytuację i czemu tak naprawdę podczas ich związku niespodziewanie się zmieniła.
- Do samochodu – zarządziła, jakby miała jakieś prawo głosu w kwestii tego dokąd powinna iść. To nie tak, że nie chciała wchodzić do domu Blackwell. Teraz przyjęłaby każdą obecność, nawet swojej ex, byleby poczuć się nieco pewniej i bezpieczniej, ale nie przyzna się do tego. Tak samo, jak nie dała rady odburknąć na komentarz Gin, która miała teraz nad nią przewagę. Mogła dogryzać Eve jak wlezie a ta i tak nie będzie potrafiła odpowiednio się obronić.
- Od kiedy tu mieszkasz? – zapytała tak, jakby nie kojarzyła tego miejsca, ale równie dobrze mogło jej się coś pomieszać. – Czemu nie śpisz? – Nie bywała wścibska, ale tak samo jak Gin musiała czymś zagłuszyć ciszę i zarazem rozbudzić samą siebie. Chociaż bardzo chciała, to nie mogła zasnąć zwłaszcza po tym, jak Gin na moment porzuciła ją na kanapie (zapewne chciała zostawić ją na wycieraczce. Najlepiej na zewnątrz).

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Na to już za późno, powinnaś to robić lata temu - pokręciła głową i westchnęła, bo cóż, oczywiście sądziła, że Eve ją zdradzała więc może gdyby po fakcie przyszła i zaczęła ją błagać o przebaczenie to Blackwell by się łaskawie na to zgodziła i chciałaby spróbować z nią stworzyć związek na nowo. Niestety, nic takiego się nie przytrafiło i teraz były w takiej, a nie innej sytuacji w swoim życiu. Gin przez lata nienawidziła Eve za to, że tak naprawdę to złamała jej serce. Oczywiście kobieta nie chciała się jej do tego przyznać, obarczała Eve za dosłownie każdy problem, jaki pojawił się w jej życiu, od momentu ich rozstania. - Najwspanialsza, co do tego nie mam wątpliwości, pewnie jest Ci głupio, że taką straciłaś - przynajmniej teraz mogła jej wszystko wyrzygać, bo Paxton i tak nie była w stanie się jej odgryźć i była zależna od dobrej woli Ginevry. Pewnie powinna ją tu zostawić i mieć ją gdzieś za to co jej zrobiła. Wychodziło chyba jednak na to, że Gin Blackwell miała dobre serce wbrew temu co starała się pokazać.
- To spróbuj się ich pozbyć, jak masz zamiar częściej zdychać mi pod drzwiami - no dobra, trochę było daleko do jej farmy, ale to nieważne! - Tak, tak... do samochodu - oczywiście nie miała absolutnie w planach jej prowadzić do auta i zawozić do domu. Nie chciała mieć później na sumieniu jej zdrowia. Plan był taki żeby spróbować dodreptać jakoś na farmę i tam zamówić odpowiednie służby, które miałyby zająć się kobietą.
- Odkąd zginęli moi dziadkowie, kilka miesięcy - odpowiedziała, chociaż mówić jej było cięzko, bo próbowała ją jakoś utrzymać i prowadzić. - Zajmowałam się dokumentami, a później Jello zaczęła się dobijać do drzwi i o... chyba dla Ciebie to dobrze - na dalszą rozmowę nie miała teraz siły. Co jakiś czas sprawdzała tylko czy Eve kontaktuje, a chwilę później pojawiły się pod drzwiami jej domu. - Dobra nie marudź teraz, ale nie pojedziemy do Ciebie, położysz się na kanapie i zobaczymy co dalej - nie pytała jej o zdanie, Gin sama podjęła decyzję. W końcu znalazły się w środku i Blackwell zaprowadziła kobietę do salonu, gdzie usadowiła ją na kanapie. - Dobra, dam Ci może wody - na chwilę więc ją zostawiła żeby niedługo później wrócić ze szklanką wody. Przykucnęła przy kobiecie podając jej szklankę. - W coś Ty się znowu wplątała co? - Zapytała, a o dziwo w jej głosie pojawiła się jakaś nutka troski i smutki. - Coś Ci grozi? - Wiedziała, że Eve lubiła się czasem wjebać w jakieś niebezpieczeństwo, czy jej się to podobało? Absolutnie nie. Położyła jej dłoń na policzku i pokręciła lekko głową. - Zawsze musisz mieć jakieś kłopoty - westchnęła będąc praktycznie pewną tego, że nie pierwszy i nie ostatni raz Eve oberwała, zapewne z jakiegoś głupiego powodu.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Kiedy została sama na kanapie siedząc popatrzyła w dół i ostrożnie uniosła koszulkę. Z niezadowoleniem przyjęła do wiadomości, że do poprzedniego siniaka na boku dochodziły kolejne powoli przybierające barwę soczystej śliwki. Wyglądała tak, jakby została pobita na ulicy, co też nikogo by nie zdziwiło. Nie miała predyspozycji do agresji, bo nie chciała wpaść w kłopoty, ale sprawa miała się inaczej, kiedy kogoś broniła. Wtedy była zdolna do wszystkiego. A że przy okazji miała miękkie serce i nie umiała odmawiać pomocy.. to kończyła posiniaczona na kanapie swojej ex, którą zauważyła w progu ze szklanką wody. Szybko puściła koszulkę i przejęła szklankę z wodą, którą wypiła duszkiem. Nie spodziewała się, że była aż tak spragniona, jak na kacu z czym łączył się także światłowstręt, na który jednak nie narzekała bo jedynym źródłem światła była tylko ciemna lampka z ciepłą żarówką.
- Lorenzo. - Z niechęcią wypowiedziała jego imię, bo dziś facet schrzanił na całego. Ten sam, za którym jako nastolatka Eve pognała do wojska i jaki ją tam zostawił. Gin na pewno o nim słyszała jak i o pierwszym poważnym miłosnym zawodzie Paxton. – Ktoś porwał jego dziewczynę i poprosił mnie o pomoc. - Nie policję a ją, co już samo w sobie zalatywało nielegalem i przepisem na udane kłopoty. – Była w lesie.. żywcem zakopana w trumnie. - Miękła. Nie powinna tego wszystkiego mówić, ale dotyk Gin pomimo zawrotów głowy ją uspokajał; jak zawsze. Kiedyś w takich chwilach była zdolna powiedzieć wszystko. Jak widać.. teraz też, ale zrzucała to na swój kiepski stan zdrowotny i niezdolność do wykłócania się.
- Nie - zaprzeczyła od razu na pytanie, czy coś jej groziło. – Chyba nie. - Nie miała pewności, ale w ciemnościach panujących w lesie człowiek odpowiedzialny za to wszystko mógł jej nie rozpoznać. – To sprawca tak mnie urządził. - Skrzywiła się, jednak nie mając obaw, że koleś będzie ją ścigać. Po tym co wcześniej usłyszała od Lorenzo zrozumiała, że to osobiste porachunki a ona po prostu dostała rykoszetem. Wątpiła aby ktoś chciał ją za to dopaść. Jeżeli już, to podejrzewałby lichwiarzy (u których zadłużył się ojciec) o napaść na nią niż tego palanta z lasu, którego Lorenzo puścił wolno. Eve była za to zła, ale nie miała jak tego okazać. Nawet nie chciała, tylko machnęła ręką na Lorenzo żeby ten jechał ze swoją dziewczyną do szpitala a sama postanowiła pójść na piechotę do domu(!). Jeszcze wtedy nie odczuwała skutków wstrząśnienia, ale kiedyś adrenalina i wszystkie emocje opadły, uleciała z jej także cała energia. Mimo wszystko spisała się docierając pieszo aż tutaj.
- Przynajmniej nie jest nudno. – Postarała się o uśmiech, ale ten wyszedł niemrawo i nijako przez ból głowy i ciała. Czuła się dezorientowana i nie miała nawet czasu, żeby zastanowić się nad bliskością Gin, o którą nigdy by o to nie podejrzewała. Nie po ich burzliwym zerwaniu. Przez chwilę patrzyła w ciemne oczy chcąc pokazać, że wszystko było w porządku i wcale nie martwiła się swoim własnym stanem ani tendencją do wpadania w kłopoty. W środku jednak czuła, wręcz pragnęła chwilowego spokoju, którego dawno nie doznała i możliwe, że Blackwell do dostrzegła.
- Zerkniesz na Jello? Chyba już ją sprawdzałam, ale.. – Nie pamiętała tego, chociaż każdy znający Eve wiedział, że najpierw zajmowała się psami. Że te stały na pierwszym miejscu nie ważne jak ona sama się czuła. – Próbowała zatrzymać tamtego typka i nie wiem czy coś jej zrobił. – Na pierwszy rzut oka sunia wyglądała dobrze, ale możliwe, że Paxton nie dostrzegała jakiejś krwawej rany. Resztą, czyli porządniejszymi oględzinami zajmie się weterynarz; jutro na pewno do niego pojadą.
- Przykro mi z powodu twojego dziadka. Był spoko gościem. – Przynajmniej na tyle na ile go poznała. Odchyliła głowę do tyłu wygodniej kładąc ją na głównym oparciu kanapy. – Cały sad jest na twojej głowie? – dopytała chcąc jakoś podtrzymać się w pełni świadomości. Wiedziała, że nie mogła zasnąć, nawet jeśli bardzo chciała.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Nie wierzę, że znów za nim polazłaś - wywróciła oczami - nie uczysz się na błędach zupełnie... ten facet zawsze zwiastuje kłopoty albo złamane serce - o złamanym sercu to akurat Gin o dziwo dość sporo wiedziała. Miała kilka relacji, żadna z nich nie zakończyła się szczęśliwie. Chris? Frajer. Eve? Zdradzała ją. William? Nigdy jej nie kochał, nie chciał i wolał blondynki. Same problemy. Chyba pisane jej było zostanie singielką. I czy to byłoby takie złe? Absolutnie nie. - Współczuję jej, ale Eve... takimi sprawami zajmuje się policja, a nie byłe dziewczyny. Sama się w to wpakowałaś i nic dziwnego, że się doigrałaś - prychnęła, bo absolutnie jej nie rozumiała. Znając Gin to ta, by tego Lorenzo pewnie jebła w ryj niż mu w czymkolwiek pomogła. - Wspaniale, więc oprócz pogotowia zadzwonię też od razu na policję - mogła być teraz w niebezpieczeństwie i chociaż Blackwell miała do niej ogromny żal to jednak nie chciała żeby coś jej sę stało z rąk jakiegoś psychopaty. Jak ktoś miał ją zabić to powinna to być Gin.
- Oj zdecydowanie, ale wolałabym żebyś nie wiem... kolekcjonowała znaczki - to było absolutnie pojebane hobby, ale w tym wypadku to przynajmniej mogłaby się tylko zaciąć kawałkiem kartki i nic więcej. Nuda czasem była dobra. - Jasne - kiwnęła głową i zawołała pieska, który podszedł do nich i Gin zaczęła go głaskać jednocześnie sprawdzając czy nic mu nie jest. Całe szczęście wyglądał na okaz zdrowia, a już na pewno był w o wiele lepszym stanie niż jego właścicielka. - Wszystko z nią w porządku, nie wygląda na ranną - odpowiedziała Eve cały czas głaszcząc Jello, która wesoło merdała ogonkiem. - Jesteś mądrzejsza niż Twoja pani... - powiedziała do pieska i pocałowała ją w małą główkę, bo zdecydowanie psina zasługiwała na nagrodę.
- Dzięki, był spoko gościem - uśmiechnęła sie niemrawo, a później kiwnęła głową. - Tak, Remi czasem pomaga mi z jakimiś naprawami, ale poza tym to owszem, robię wszystko sama, a w sumie to na razie się tego uczę - było jej wstyd, że tak wielu rzeczy jeszcze nie była w stanie ogarnąć. - Mam jakieś leki przeciwbólowe jeżeli chcesz? - Blackwell absolutnie nie znała sie na tym jak pomóc komuś w takim stanie. - Tylko nie przedawkuj, bo nie chcę później być posądzona o morderstwo, okrzyknęliby mnie mściwą eks, a po co to komu - chociaż w sumie trochę mściwa była i złośliwa też więc za wiele, by się nie pomylili.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie.. – jęknęła, bo głowa mocniej ją zabolała na myśl, że policja mogłaby być w to wplątana. Nie dość, że sama miałaby kłopoty to jeszcze ściągnęłaby je na Lorenzo. W pewnym stopniu sobie zasłużył, ale sama też chciała uniknąć kłopotów. – Żadnej policji. Nic mi nie będzie. To osobista sprawa i bardziej martwiłabym się o nich. – O Lorenzo i jego dziunię. Umyślnie jednak powiedziała „że by się martwiła” a nie „że się martwi”. Mimo wszystko, jak Gin zauważyła, Lorenzo to same kłopoty i nadal był u Eve na czarnej liście. Nie życzyła mu bardzo źle (na pewno nie śmierci przez uduszenie w trumnie), ale kiedy miał okazję dopaść faceta, to sobie odpuścił, więc.. sam sobie zafundował dalsze piekło.
- Lubię krzyżówki. Liczy się? – Niestety ani z kolekcjonowania znaczków ani z rozwiązywania krzyżówek nie była fortuny. Nikt jej nie będzie płacić ani za jedno ani za drugie. Do jej pracy też nie należało pomaganie innym, a jednak w tym momencie rozchodziło się o ludzkie życie. O nieznajomą kobietę, która na pewno nie zasłużyła sobie, żeby ktoś ją zakopał żywcem.
- Jasne, że jest mądrzejsza – skomentowała, bo akurat co do tego zgadzała się w pełni. Szanowała i kochała swoje psy. W domu były dla niej pupilami i dużą opoką. Na co dzień to zwyczajne psy, ale w pracy (tak samo jak ludzie) były w pełni skupione i poważne. – Zdradzasz mnie? – rzuciła luźno do Jello, która w odpowiedzi na buziaka podarowała Gin tego psiego liżąc ją po policzku.
Nie była pewna, czy może wspominać dziadka Blackwell. Lubiła tego faceta, ale przywoływanie jego pamięci przez kogoś, za kim Gin oficjalnie nie przepadała, to raczej kiepski pomysł. Przynajmniej Eve tak uważała, bo od ich rozstania rysowała się jako ktoś, kogo Blackwell nienawidziła.
- Jak się z tym czujesz? Muszę ogarniać to wszystko? – Kiedyś miała wrażenie, że prowadzenie farmy/sadu nie było marzeniem Gin ani też zajęciem, które chciałaby kiedykolwiek robić. Teraz została do tego zmuszona i.. Paxton była ciekawa czy się z tym męczyła czy jednak powoli przyzwyczajała?
- Jeżeli są bez opiatów to z chęcią. – Zgodziła się wziąć leki przeciwbólowe, ale nie te najmocniejsze. Była partnerka na pewno wiedziała o przeszłości Eve, która choć nie uważała, że uzależniła się od narkotyków, to jednak takowe przedawkowała kiedy nie radziła sobie z PTSD, więc wolała nie łykać niczego co mogłoby jej przypomnieć, jak dobrze się wtedy czuła. – Jestem pewna, że skutecznie wybroniłabyś się przed tymi oskarżeniami. Zawsze miałaś gadane. – I potrafiła na milion sposobów wyrazić jak bardzo nie znosiła Paxton. – W spadku dostałabyś psy. – Jello i Apollo. – Cieszysz się? W sumie to byłaby kara, bo przypominałyby ci o mnie. – Chciała uśmiechnąć się w miarę radośnie, ale kiepsko jej to wyszło. Krzywo i trochę niemrawo; dokładnie tak jak się czuła.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Pokręciłą głową i wywróciła oczami, bo sprawa byłą dla policji jeżeli ktoś był zakopywany żywcem, albo poturbowany. To jest właśnie to czym policja powinna się zajmować, za to się tym patałachom płaci. Blackwell chyba od razu sie podniosło ciśnienie, bo poczuła dziwnie uderzenie gorąca, a widząc to w jakim stanie jest Eve, raczej nie podejrzewała, że byłaby to jej zasługa. - Nie chcę przepowiadać jakiś tragedii, ale to całkiem możliwe, że następnym razem Ty skończysz zakopana żywcem - absolutnie, by jej to nie zdziwiło, żałowałaby tylko, że nie mogłaby Eve wtedy powiedzieć czegoś w stylu "a nie mówiłam". Uwielbiała wytykać ludziom błędy.
- Tak, zdecydowanie. Może zacznij to hobby bardziej rozwijać zamiast robić rzeczy, przez które możesz zginąć - aczkolwiek wiedziała, że ona to sobie teraz może co najwyżej pogadać. Nie miała na Paxton żadnego wpływu, była przecież dorosła i dobrze wiedziała co powinna robić ze swoim życiem. Może kiedyś słowa Gin miały na nią jeszcze jakiś wpływ, ale Blackwell dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że te czasy minęły. Oczywiście z winy Eve, bo gdyby jej nie zdradzała to nie wiadomo jakby obecnie wyglądało ich życia. Wstyd się przyznać, ale Ginevra autentycznie w swojej głowie układała dla nich wspólną przyszłość gdy jeszcze były parą. Kochała ją, chciała z nią być, ale Eve wybrała inaczej i to dla Blackwell było w tym wszystkim najgorsze, bo nagle poczuła się niewystarczająca dla osoby, którą darzyła silnym uczuciem. Tak to wyglądało ze strony Gin przeświadczonej o tym, że w czasie ich związku kobieta miała kogoś na boku. Tylko w ten sposób mogła wytłumaczyć sobie tą nagłą zmianę jej zachowania.
Gin zawsze miała dobry kontakt ze zwierzętami więc nic dziwnego, że i z Jello złapała wspólny język. Była pocieszną psiną, która na pewno wnosiła do życia Eve wiele radości. - To pewnie ma po właścicielce - rzuciła pod nosem, gdy Eve oskarżyła pieska o zdradę. Może powinna ugryźć się w język, ale nie mogła się aż powstrzymać. To było silniejsze od niej.
- Bywało gorzej - rzuciła podnosząc się z ziemi przenosząc się z siedzeniem na kanapę obok Eve. - Ale to nie jest cos czym musisz sobie zaprzątać głowę - w końcu to jak sobie radzi nie było jej zmartwieniem. Długo się nie nasiedziała, bo wstała i zawędrowała do kuchni po to żeby z apteczki wyciągnąć leki przeciwbólowe, które później podała Paxton, gdy już wróciła na swoje miejsce. - Mam nadzieję, nie chciałabym skończyć w więzieniu rzez Ciebie - stwierdziła uśmiechając się delikatnie, bo sama ta wizja była dla niej dość irracjonalna. Nie wyglądała dobrze w pomarańczowym więc nie mogłaby trafić za kraty. - Jest pełno rzeczy, które mi o Tobie przypomina i jakoś z tym żyję - już pomijając jakieś stare zdjęcia, które gdzieś miała odłożone na strychu zamknięte szczelnie w pudełku. Było dożo miejsc w Lorne, do których wspólnie chodziły, filmy które razem oglądały, wspólnie jedzone potrawy, to wszystko potrafiło w niej obudzić stare wspomnienia i być może jakąś nutkę sentymentu. - Możesz zostać na noc jeżeli chcesz, mam parę wolnych pokoi, a nie wiem czy powinnam Cię zostawiać samą w takim stanie - po prostu nie chciała mieć jej później na sumieniu. Tylko tyle! To wcale nie tak, że przez małą, krótką chwilę poczuła się jak kiedyś, za starych lat, gdy pozbawiona była wielu trosk i zmartwień.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Sama nieświadomie się podłożyła i szybko pożałowała słysząc docinkę Gin, która przypomniała Paxton z jakiego powodu się rozstały. Z początku Eve uniosła się dumą. Była zbyt urażona sugestią partnerki, żeby chcieć jej wszystko wyjaśnić, w efekcie czego zaczęły się kłócić. Ze sprzeczek nic nie wynikało i w późniejszym czasie po rozstaniu ograniczały się jedynie do docinek albo ignorowania siebie. Nie porozmawiały na spokojnie, nie wyjaśniły sobie niczego; obie zbyt uparte, żeby to zrobić i zarazem zbyt głupie, bo sprawę można było rozwiązać dawno temu.
Na moment uniosła wzrok odprowadzając na moment znikającą Blackwell. Miała rację, jej życie nie było zmartwieniem Eve, a jednak ta nadal kumplowała się z Remi’m. Na swój sposób nadal była z nimi powiązania, nawet jeśli nigdy nie zapytała czy to nie wpłynęło na relacje między rodzeństwem.
- Dziękuję. – Nie zastanawiając się wzięła dwie tabletki i od razu wrzuciła sobie do ust. – Ładnie byłoby ci w stroju więziennym, marcheweczko. – Tym razem uśmiech wyszedł jej lepiej i Gin na pewno dobrze wiedziała co oznaczał; droczyła się. Pewnego roku tuż przed Halloween wstąpiły do wypożyczalni kostiumów i dały porwać się zabawie przebierania. Do tej pory Eve ma różne zdjęcia z Gin - w tym w stroju marchewki. Sama Paxton nie była lepsza. Była brokułem, hot dogiem i trochę zbyt wysokim Hobbitem.
Odwróciła głowę w bok, żeby móc spojrzeć na kobietę spod lekko przymkniętych oczu. Wyglądała jak ktoś zbyt pijany na rozmowy i trochę tak się czuła z tą różnica, że zapamięta cały ten wieczór.
- Nie powinnaś, o ile nie chcesz mieć mnie na sumieniu. – Znów uśmiech, tym razem cwany, jakby od początku wszystko zaplanowała. – Kanapa będzie wystarczająca. Nie musisz się kłopotać. – Bardziej niż do tej pory, co zostało wymuszone na Gin przez suczkę dobijającą się do jej drzwi (albo tę sukę leżącą na poboczu, jak mam być dosadna).
Wyprostowała głowę i znów wygodnie położyła ją na głównym oparciu. Miała ogromną ochotę się położyć, ale jeśli to zrobi – zaśnie – a nie powinna. Chwilę patrzyła przed siebie, aż nagle acz cicho powiedziała:
- Nie zdradziłam cię. – Tym razem tego nie wykrzykiwała. Nie miała siły, więc może to był dobry (nie najlepszy, ale dobry) moment na normalną rozmowę. – Jestem wierna i lojalna jak pies. – Gdyby już miała się do kogoś przyrównać to tylko do czworonogów, które z całego serca szanowała. – Wiem, że mi nie wierzysz, ale to prawda. Po takim czasie.. każdy by się przyznał, gdyby zrobił coś tak okropnego. – Bo przyznanie prawdy już na nic by nie wpłynęło. Ta zdrada (do której oczywiście nie doszło) nie wpłynęłaby na nic, bo związek się skończył, więc dalsze kłamanie nie miałoby sensu. Tylko dureń upierałby się przy kłamstwie zamiast przyznać do błędu. Eve durna bywała, nawet bardzo, ale uparcie nie trzymałaby się kłamstwa aż tak długo. Wreszcie by się przyznała tylko, że.. nie miała do czego. – Bolało mnie, że tak myślisz. Rozpieprzyło mnie to od środka. – Bardziej niż wcześniej się przyznawała. – Ale cię nie winię – dodała, żeby sprostować tę kwestię. Bolało, ale nie tylko ją. Gin również czuła się zraniona, a nawet zdradzona, czego Paxton sobie nie wyobrażała. Nie sądziła też, że mogłaby przyjąć na siebie całą winę. Większość na pewno, ale nie całą. Obie trochę spieprzyły sprawę.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Przestań, nie potrzebuję takich komplementów - odpowiedziała, bo okej, może to było miłe, ale zdecydowanie czuła się dziwnie, gdy takie rzeczy wychodziły z ust Paxton. Ostatnie lata nie były dla nich łaskawe, nie potrafiły ze sobą porozmawiać, wszystko kończyło się wielką kłótnią i do tego była już przyzwyczajona. Taka zwyczajna, spokojna pogawędka była dla Blackwell pewnego rodzaju nowością. Może dlatego czuła się nieswojo. Wiele można było o Gin powiedzieć, ale jednak nie chciała żeby Eve stało sie coś poważnego i dlatego schowała dumę w kieszeń i zaproponowała zostanie na noc. Będzie miała przynajmniej spokojną głową bez zbędnego zastanawiania się czy aby na pewno wszystko jest z nią w porządku. W końcu nie chciała myśleć o swojej eks więcej niż było to potrzebne w najmniejszym minimum. Chyba... a może trochę chciała? Nie, na pewno nie. Była na nią zła, chociaż jej widok w takim stanie trochę brunetkę zasmucał i miała ochotę przytulić Eve i powiedzieć, że wszystko będzie w porządku. Nie powinna tego jednak robić, bo byłoby to tylko niepotrzebne komplikowanie spraw. - Nie chcę, jeszcze byś mnie nawiedzała po nocach. - Dręczona przez ducha eks też, by nie chciała być! Wtedy już na bank byłaby wieczną singielką. - No dobrze, jak uważasz -kiwnęła głową - spróbuje znaleźć coś do jedzenia dla Jello i dam jej wody - bo o pieska też trzeba było zadbać, szczególnie, że psinka pewnie też najadła się stresu i nerwów.
Słysząc wyznanie kobiety, Gin trochę się zdziwiła. Nie spodziewała się, że w takich warunkach wrócą do rozmowy o tym co się między nimi wydarzyło. Słyszała wiele razy to zdanie, ale dobrze wiedziała, że była to bujda, a przynajmniej w czasie ich związku tak właśnie sądziła. No, bo dlaczego tak nagle się zmieniła? Zachowywała się inaczej, coś przecież musiało być na rzeczy! - Tak sobie powtarzałam przez wiele tygodni, mówiłam sobie, że nie zrobiłabyś mi tego, że tylko mi się wydaje, ale to było jedyne wytłumaczenie tego co się działo - powiedziała cicho i na chwilę zakryła sobie dłońmi twarz. Nie wiedziała, czy to dobry moment na przeprowadzanie tej rozmowy, ale być może już żaden lepszy się nie przytrafi? - Kochałam Cię i szanowałam dokładnie taką jaką byłaś - odezwała się po kilku chwilach głuchej ciszy spoglądając na kobietę z powagę i trochę takim bólem wymalowanym na twarzy. - Nagle wszystko sie zmieniło, Ty się zmieniłaś, zaczęłaś się zachowywać... dziwnie, zupełnie nie jak Ty i starałam się zrozumieć o co chodziło, ale nie umiałam. To było jedyne wytłumaczenie, musiałam po prostu Ci nie wystarczać, może chciałaś być tak naprawdę z kimś innym, trochę mniej popierdolonym niż ja - z kimś przy kim mogłaby być idealną panią domu, nawet jeżeli ta rola, w oczach Gin, zupełnie do niej nie pasowała. - Nie chciałam Cię skrzywdzić, ale w tamtym momencie czułam się jak zraniony wilk, który nie pozwala udzielić sobie pomocy, bo od razu zaciska szczęki, warczy i gryzie - skoro już sobie leciały takimi zwierzęcymi porównaniami. Trochę to było dziwne, bo Ginevra nie spodziewała się takiego obrotu spraw, ale pojedyncza łza jakoś wydostała się z kącika jej oka i zleciała samotnie po jej policzku. Ta rana dalej nie była wyleczona, a Blackwell była teraz w naprawdę ciężkim okresie.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ