dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
#19

Jackson ostatnio czuł się coraz gorzej, ale podejrzewał, że to po prostu nadmiar pracy. I oczywiście leczył się starą, dobrą medycyną, polegającą na wlewaniu w sobie po prostu większej ilości trunków. We wszystkich starych filmach, jak ktoś był ranny czy coś, podawano mu butelkę, więc oczywiście że ta metoda musiała działać. Mówi się też o koniaczku na różne dolegliwości, czy nalewce na jeszcze inne, więc no coś w tym musiało być! A on nie chciał sprawdzać na ile i w jakim stopniu, bo przecież miał inne sprawy na głowie, na przykład swoją książkę. Odgrzebywał stare sprawy, opisywał te, które utknęły w martwym punkcie i tworzył z nich zbiór zagadek i niedokończonych historii ze swojej kariery. Jednocześnie po raz kolejny przeglądał stare dowody, zeznania świadków i odzywał się do osób, które były w te sprawy zaplątane (bo skoro w USA hitem były seriale jak dowody zbrodni i te inne akcje, które odgrzebywały sprawy z archiwum X i innych, niedokończonych, żeby w końcu po latach poznać prawdę, to może cos w tym jest i warto się zainspirować!), sprawdzał czy czegoś sobie nie przypomniały, czy czegoś nie pamiętają jednak inaczej... i oglądał gdzie go to zaprowadzi. Czasem mógł dodać jakieś nowe detale, czasem skreślić coś, do czego doszedł, a czasem jak w tym przypadku, miał jakiś nowy trop, który mógł poznać i odwiedzić. A jak mowa o starych sprawach i odwiedzinach, to oczywiście że w jego głowie musiał pojawić się Sal, bo zdecydowanie zbyt dawno się nie widzieli. Ostatnio więcej czasu spędzał z jego córką, której mentorował, ale ja nie wiem czy Harper mu o tym powiedziała, bo podobno trzyma to w sekrecie! A Jack się nad tym nie zastanawiał, więc to chyba było coś tylko między nimi. A teraz między Salvadorem, a Jacksonem był bardzo ładny rządek winogron, przy których Jack znalazł swojego przyjaciela. - No proszę, czasami zapominam skąd się biorą te wszystkie alkohole. A o robieniu własnej whisky nigdy nie myślałeś? - zagadał zamiast przywitania, a potem nachylił się, żeby popatrzeć na winogrona. - Skąd wiesz, że są dobre? Masz już jakąś intuicję po tylu latach? - zapytał, łapiąc się za bok, gdzie go coś ciągnęło, ale się przecież skarżyć nie będzie. Starość, ot co.
przyjazna koala
-
-
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
5.

Pomijając dzieci i nieistniejącą żonę, Jackson z pewnością był ulubioną osobą Salvadora. Sam nawet nie był pewien jak długo już się znają, ale powierzyłby Jacksonowi swoje życie. Zapewne życie swojej rodziny też, gdyby jednak nie czuł się zobowiązany do tego, że jednak życie jego rodziny spoczywa w jego rękach.
No tak czy siak Sal zapierdzielał na terenie swojej winnicy przez sześć dni w tygodniu i absolutnie z tego powodu nie płakał. Nie narzekał na nic. Może czasami sobie mruczał pod nosem przekleństwa jak się okazywało, że wziął sobie za dużo na barki. Ale pretensje mógł mieć tylko i wyłącznie do siebie. Cały czas stawiał sobie nowe wyzwania i cele, żeby rozwijać winnicę. Widział, że jego najstarszy syn miał ambicję, żeby przejąć rodzinny interes i było to coś co Salvadora cieszyło. Z drugiej jednak strony nie mógł na razie chłopaka niczym obarczać. Był za młody, żeby marnować swoje życie na nieustanną prace na terenie winnicy. Najpierw powinien sobie ułożyć i ustabilizować życie. Pewnie łatwiej by było gdyby chciał z Salem rozmawiać o czymkolwiek. Niestety nie chciał. No i naturalnie było to coś co Salowi spędzało sen z powiek. Nie miał ze swoim pierworodnym takich relacji jakie sam miał ze swoim tatą. Bardzo tego żałował.
-No wiesz… ktoś musi dbać o to, żeby mieszkańcom życie wydawało się piękniejsze. – Zażartował, ale wyprostował się i posłał przyjacielowi szeroki uśmiech. Uwielbiał takie niezapowiedziane wizyty od ludzi, których uwielbiał. Gorzej jakby przyszedł komornik czy coś. Wtedy by się nie cieszył. Tym bardziej, że komornika się nie spodziewał. –Jeszcze nie. – Zastanowił się przez chwilę i spojrzał gdzieś na grządki jakby naprawdę na szybko teraz rozważał czy nie zając się produkcją whisky. W końcu jednak machnął ręką. –Nie podsuwaj mi żadnych pomysłów. – Wycelował w Jacksona palec i chwilę mu nim pogroził. Na razie Sal miał za dużo na głowie. –Winogron zbiera się między wrześniem, a październikiem. Nie ma tu większej filozofii. – Uśmiechnął się. –Podobno im później jest zerwany tym jest słodszy. Ale są też źródła, które twierdzą, że to nieprawda. – Wzruszył bezradnie ramionami. Naukowcem to on nie był. Lekarzem też nie, ale zauważył pozę przyjaciela. Też miał swoje lata i czasami wskakiwał mu jakiś ból. –Coś ci dolega? – Zapytał kiwając głową w stronę miejsca, za które Jackson się chwytał.
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Tyle mi zajęło odpisywanie, że nawet żona się znalazła! To dobrze, bo Jack też miał jedną widmo, a jedną martwą i to nie była wcale fajna sprawa, zwłaszcza jak dzieciaki miały na głowie różne zagwozdki i problemy, które przez to spadały na niego. Lubił rozwiązywać problemy w życiu, ale… no jak dotyczyły jego dzieci, to jednak było bardziej skomplikowane. Podchodził do nich wciąż jako.. no on, Jackson, a one ewidentnie nie tego oczekiwały. I z tego powodu dostał ogromną awanturę od Sienny. Paradoksalnie Jack się lepiej dogadywał z córką Salva, nawet jeśli ich relacja jest pełna sprzeczek i dogryzania sobie. Niemniej Jack robił z Harper o wiele lepszą dziennikarkę i przy okazji dawał jej porządne tipy na przeżycie w razie kłopotów. Przerobił z nią już otwieranie zamkniętych zamków i wydostawanie się z więzów. Za to był pewien, że Salv wie o tym programie mentorskim, mimo że najwyraźniej Harper zatrzymała ten detal dla siebie…
- Wszyscy to doceniamy - rzucił z rozbawieniem, bo wino miało same dobre korzyści! Niektórzy nawet twierdzili, że było prozdrowotne.
- Szkoda, mógłbym być wtedy Twoim najlepszym ambasadorem i polecałbym ją wszystkim dziennikarzom. My bardzo dużo pijemy, ale niekoniecznie wina - przyznał, chociaż Salvador doskonale znał ulubione trunki przyjaciela, w końcu niemal nigdy się z nimi nie rozstawał.
- To zbyt skomplikowane, zapomniałbym że miałem coś zbierać - przyznał z lekkim rozbawieniem. A potem westchnął cicho. - Coś innego niż starość? - zapytał z rozbawieniem - chyba zbyt długo siedzę w Lorne, moje ciało chce się poruszać i zaczyna protestować, że nie gonimy za żadnym nowym tematem - podsumował, chociaż dobrze wiedział, że to naciągana teoria. - Ale chyba wyskoczę na tydzień do Kabulu, sprawdzić kilka tropów. Wziąłem na tapet kilka starych spraw, w których uzyskałem przed laty zbyt mało odpowiedzi i może wygrzebię coś nowego po latach… - przyznał, drapiąc się po brodzie. Na starość chyba można złapać kilka takich nawyków, drapanie się po brodzie, bawienie okularami w trakcie myślenia. I te pe!
przyjazna koala
-
-
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Tak, to dopiero plot twist XD
Sal przez całe życie miał jedną żonę i w sumie to każdego dnia był wdzięczny za to, że właśnie Jenny jest jego żoną. Naprawdę nie mógłby trafić lepiej. Jenny była spełnieniem jego marzeń i pewnie byłaby spełnieniem marzeń wielu mężczyzn. Była nadal seksowna, rodzinna, przedsiębiorcza, kochała dzieci i chętnie się nimi zajmowała, Salvador nie miał wątpliwości co do tego, że kochała i go. Naprawdę nie mógłby wymarzyć sobie lepszej żony. W sumie nic więc dziwnego, że ich małżeństwo tyle przetrwało. Nie mieli jakiś problemów czy wątpliwości co do siebie. Chcieli tego samego i razem to tworzyli. Byli idealnie dobranym teamem. Pewnie to był ich sekret udanego małżeństwa.
-Z pewnością. – Zaśmiał się cicho pod nosem. –A mi naturalnie żyje się lepiej ze świadomością, że dzięki mnie miasto ma w czym topić smutki. – Zażartował, bo naturalnie nie chciałby, żeby ktoś przez jego wino został alkoholikiem. Wiadomo, że te super fajne kobietki kochają topić smutki w butelkach z winem, ale taki Salvador oczywiście uważał, że wino nie jest alkoholem, którym się człowiek upija. Dla niego wino to alkohol, którym należy się delektować, a jeszcze w ogóle byłoby naprawdę idealnie gdyby to wino było idealnie dobrane do tego co się akurat jadło. No i naprawdę lubił ludzi, którzy wyczuwali nutki odpowiednich owoców. Ehhh. Pogadałby z takimi ekspertami.
-Jackson, przestań. – Rozbawiony wycelował w przyjaciela palec. –Wiesz jak bardzo lubię się zabierać za nowe rzeczy. -Westchnął ciężko. –Na szczęście za mało wiem w tym temacie, żeby na chwilę obecną zacząć to rozważać na poważnie. – Uśmiechnął się. Był człowiekiem, który tworzył sobie listę z planem i po prostu podążał za tą listą. Rzadko kiedy łamał ustalone rzeczy, a teraz musiałby naprawdę odłożyć na bok wiele rzeczy, żeby zająć się produkcją whisky. Oczywiście musiałby zacząć od wyedukowania się w tym temacie, a to zajęłoby naprawdę sporo czasu. Bo przecież to nie tak, że zejdzie teraz do piwniczki i się tym zajmie. Nie, nie. Sal chciałby od razu osiągnąć perfekcję. Nic innego nie wchodziło w grę.
-Nie zapomniałbyś. To się tak tylko wydaje. Ale gdybyś wiedział, że w dużej mierze to od tego zależy ile zarobisz, to pamiętałbyś o każdym owocu. – Sal nie wyobrażał sobie innego życia. Głównie dlatego, że farma jednak była po jego ojcu. Tutaj się wychował i nawet nie przeszłoby mu przez myśl, że mógłby teraz pracować w jakiejś korporacji. Nawet o dalszej swojej karierze w wojsku nie myślał. Wszystko się zmieniło w momencie, w którym na świat przyszła najmłodsza Harper. To przez nią chciał być na miejscu i obecny w życiach swoich dzieci.
-Nie jesteśmy jeszcze aż tak starzy. – Zaśmiał się, ale wiedział, że bliżej im tej starości. Sal jednak wierzył, że starość zaczyna się w wieku 60 lat. Ale pewnie mówił też w wieku 40 lat, że starość zaczyna się w wieku 50 lat. Chociaż starość to pewnie też stan umysłu. Ani Salvador ani Jackson nie wyglądali na swój wiek. –W małym miasteczku nie dzieje się nic ciekawego co zainteresowałoby gazety? – Uniósł brwi z poważną miną. Zaraz jednak się uśmiechnął. Lorne Bay było stosunkowo spokojne i wiadomo, że dziennikarze raczej nie znajdą tu jakiś smakowitych kąsków. –Myślisz, że to rozważne? – Zapytał martwiąc się o przyjaciela. –Wyjeżdżać do Kabulu w tym wieku? – Teraz sobie z niego zażartował i machnął ręką na przyjaciela. –Chodź. Napijemy się czegoś. – Pewnie miał jakąś domową lemoniadę, bo wstyd, żeby w takim domu nie było domowej lemoniady. –Myślisz, że stare tropy będą jeszcze aktualne? – Dopytał naturalnie martwiąc się o to, że kumpel może się tam wybrać.
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
I na dodatek ładna ta żona! Trochę podobna do Jennifer Aniston. No ale, wracając do tu i teraz, bo powroty po nieo są jednak trochę ciężkie, więc trzeba się skupić!
No nie było to marzenie Jacka, bo on nie miał po prostu żony wśród swoich marzeń. Wiedział, że powinien mieć, pół życia miał z tego powodu pewne wyrzuty sumienia, że coś jest z nim nie tak, że woli gonić po świecie, niż zajmować się żoną i dziećmi. Że nie jest szczęśliwy w takim życiu, które jest normą dla tak wielu innych. Miał wrażenie, że jest coś z nim nie tak. Bo kochał swoją pracę, najbardziej z tego wszystkiego… no i to nie tak przecież, że nie kochał swoich żon, nie bez powodu się z nimi ożenił! To nie był jakiś obowiązek, jak u księcia, który przedłużał ród. Naprawdę były dla niego ważne i naprawdę próbował. Ale nie był do tego jak widać, ani trochę stworzony.
- Z takim sloganem to nigdy nie wypadniesz z branży - zauważył z rozbawieniem. Sam też się właśnie w ten sposób rozprawiał z demonami przeszłości i trudnymi wspomnieniami. Utopić! Sto procent skuteczności. Tyle, że wcale nie, ale wiadomo że o wiele lepiej jest się po prostu okłamywać. Przynajmniej w tej kwestii.
- Jak chcesz to możemy się kiedyś wybrać do Szkocji i zrobić mały research - zaproponował z lekkim uśmieszkiem, chociaż… no kto wie, może to wcale nie był żarcik? Może on sam zainwestuje? Będzie mógł testować wszystkie partie! To na pewno pomoże na jego wszystkie bóle. Tak, bycie starej daty (aka mężczyźni nie rozmawiają o problemach, tylko rozwiązują je przy alko lub na wojnie), więc i jakiś alkohol na każde schorzenie powinien być w jego rytuałach. I w sumie fajnie by było spróbować czegoś nowego, może w ten sposób przytłumi chociaż na chwilę głód przygód.
- No dobra, coś w tym jest… - rzucił, kiwając głową - w mojej pracy sprawdza się za to z taką uwagą wszystkie fakty - dodał, bo w sumie rozumiał takie podejście. Nawet jeśli jego branża była trochę inna, to i tak ogólny zarys był dla niego do pojęcia. - Ale nie mam ich tylu hektarów - dodał z rozbawieniem, bo jednak winnica była naprawdę okazała. No ale, co się dziwić! Albo na całego albo wcale, jak się za taką robotę brać. Jak ci padnie jeden krzaczek z miliona to mały problem, jak jeden z trzech… cóż. No dobra, na pewno nikt nie ma winnicy z trzema krzakami, ale wiadomo o co chodzi!
- Tak, tak sobie wmawiaj - mruknął z rozbawieniem. On tam lubił, że był stary ale jary! Chociaż no wiadomo, chciałby znów mieć 30 lat i tyle energii do biegania tu i tam, ale oj tam oj tam, przecież wciąż da radę, okej!
- O proszę cię, to miasteczko nigdy nie inspirowało moich artykułów - pokręcił głową. Bo co mógł napisać? O ćpaniu w Shadow? To małe płotki. Wolał powiązania z politykami i znanymi ludźmi, międzynarodowe skandale, dreszczyki emocji pełne tajnych służb. Tak, był dziwny.
- Myślę, że to rozważniejsze niż siedzenie tutaj. Jak nie mam co robić, czuje się jakbym się zbliżał do osiemdziesiątki. A tam? Znów poczuje że żyję - przyznał, a potem uśmiechnął się lekko. - Poza tym jak ginąć, to w ciekawszym miejscu, żeby ktoś chciał nakręcić o mnie film - dodał, chociaż nie był to tak w stu procentach żart, Nie wyobrażał sobie emerytury bez pracy i z powolnym umieraniem. Poza tym, jego rodzice też nagle zginęli, miał to pewnie w genach.
- Tego nie odmówię - pokiwał głową, a potem za nim podążył. - Niektóre tak, niektóre nie. A niektóre mogą się dopiero teraz pokazać, jak ktoś pomyśli, że można na głos mówić - przyznał, unosząc brwi. - Niektóre tajemnice leżą w płytkich grobach - dodał, bo w tym zawodzie zawsze było jakieś 'ale', które można było pociągnąć dalej.
przyjazna koala
-
-
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Uśmiechnął się i w sumie na chwilę zapadł w lekką zadumę. Nigdy o tym nie myślał, że mógł doprowadzić do czyjegoś alkoholizmu. Jak produkował swoje wina, to naturalnie wyobrażał sobie jak ludzie dodają je do potraw, jak dobierają bukiet wina do odpowiedniego posiłku, z którym je wypiją. Wyobrażał sobie jak jego wino jest konsumowane przez ludzi, którzy po pracy zachodzą do jakiegoś baru czy restauracji na kieliszek czy dwa. Nigdy nie pomyślał o tym, że jego wino mogło doprowadzić do czyjegoś alkoholizmu. No i jak o tym myślał to istniała szansa, że tak właśnie było. Ktoś jego win używał do tego, żeby się upijać i zapominać o świecie. Niby nie powinno go to obchodzić, bo co go to obchodzi jak ktoś korzysta z jego win skoro on sam czerpie z tego zyski. Salvador Callaway jest jednak facetem z sumieniem i w tym momencie zaczął mieć wyrzuty sumienia. Oczywiście nie na tyle duże, że zacznie kwestionować swój fach i rzuci robotę w pizdu. Nigdy w życiu. Po prostu… no było mu przykro.
Po kolejnych słowach przyjaciela zaczął mu się bacznie przyglądać. –To brzmi jak żart w twoich ustach, ale ja to traktuję naprawdę poważnie. – No i żeby podkreślić powagę swoich słów, mówił to naprawdę poważnym tonem. Zaczął rozważać wyjazd do Szkocji i zrobienie researchu właśnie w tych kwestiach. –Właściwie to… – Zaczął i się nawet wyprostował. Zrobił parę kroków i podszedł do Jacksona. –Nie byłbyś tym zainteresowany? – Salvador od dawna marzył o otwarciu swojego baru. Teraz jakby miał serwować swoje wina i jeszcze whisky… jego marzenie nabierało sensu. –Moglibyśmy razem coś takiego zrobić. Oczywiście nie miałbym problemu z tym, żeby produkcję podpiąć pod moją farmę, ale mogłaby to być nasza wspólna praca. Moglibyśmy sobie też otworzyć bar, gdzie serwowalibyśmy tylko lokalne alkohole. Głównie moje wina i nasze whisky, ale jakby inni lokalni biznesmeni byliby zainteresowani współpracą to… czemu nie? – Pewnie aż oczy zaczęły mu się świecić. Zawsze myślał, że swoje marzenia musi spełniać w pojedynkę, a prawda była taka, że akurat to konkretne marzenie, mógł spełnić razem ze swoim przyjacielem. Jacksonowi ufał jak członkowi swojej rodziny.
-Może szukasz w złych miejscach, Jackson. – Klepnął przyjaciela w ramię. Salvador miał córkę pisarkę i córkę dziennikarkę, ale sam nigdy nie miał do tego smykałki. Nie potrafiłby znaleźć tematu, o którym mogłby pisać. Jasne, nawet przy ostatniej rozmowie z Harper wyszło, że mógłby pisać o winach, prowadzeniu winnicy i łączeniu tego obowiązku z rodziną, ale z drugiej strony… kto by czytał coś takiego? Pewnie samotne, upijające się winem czterdziestolatki, ale no nie. Dla Sala pisanie nie było marzeniem, ani nawet fantazją. Cieszył się jednak, że jego córki się w tym spełniały.
-Domyślam się, że życie w takim mieście jak to nie jest dla ciebie rozwijające ani nie jest czymś co rzeczywiście sprawia, że żyjesz. – Uśmiechnął się do kumpla. –Ale pamiętaj, że jak będziesz potrzebował miejsca, żeby gdzieś odpocząć między podróżami to mój dom jest dla ciebie zawsze otwarty. – Położył kumplowi dłoń na ramieniu. Wiedział, że życie jego i Jacksona różniło się diametralnie, ale nigdy nie przeszkodziło to w zbudowaniu pięknej i wartościowej przyjaźni. Takiej, za którą Salvador był gotowy walczyć. Czasami nawet Sal odnosił wrażenie, że Jackson był mu bliższy niż jego własny brat.
-Jeżeli twoje przeczucie tak ci podpowiada, to powinieneś to zrobić. – Callaway wierzył, że przeczucia nie można było ignorować tylko trzeba było za nim podążać. Mogło albo uratować życie, albo je urozmaicić. A jeżeli Jackson za tym tęsknił, jeżeli było coś co poprawiłoby jakość jego życia, to powinien spróbować. Takie szanse nie zdarzały się zbyt często.

jackson hargreeves
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Dobrze, niech duma. Taki Hugh Jackman na pewno bardzo pięknie wygląda, jak sobie tak zerka w dal i wzdycha nad swoim życiem. Albo zachwyca się pięknym zachodem słońca nad swoim dobytkiem, bo przecież, trzeba też dopisać coś pozytywnego, skoro Sal zrobił prze wspaniałą rzecz! Pewnie patrząc na swoje gotowe butelki czuł się trochę tak, jak Jack patrząc na swoje artykuły i książki. Dumny i… tak… no przynależący? Nie wiem czy to dobre określenie, ale Jack w takich chwilach wiedział, że jest dokładnie tu, gdzie powinien być, że spełnia swoje przeznaczenie i że po prostu ma to swoje miejsce na ziemi i rzeczy do robienia na tej ziemi. A co do alkoholizmu.. cóż. To chyba nawet nie sama produkcja jest problemem tak naprawdę, a raczej kultura picia, szeroka reklama picia i po prostu mała dbałość o zdrowie psychiczne i zdrowe rozwiązywanie problemów w swoim życiu. Bo tak naprawdę to właśnie tym jest dla wielu osób alkohol, ucieczką od problemów, lekiem na całe zło, sposobem na stres, czy na emocje, których nie potrafi przepracować. I znów reklama robi swoje. Przecież ile kobiet w ciąży paliło, bo reklama im mówiła, że może? Albo piło lampkę wina, bo znów, reklama mówiła że to okej i nie zaszkodzi, a wręcz pomoże na serce? Te wszystkie reklamy, gdzie alkohol był łączony z pewnością siebie, z atrakcyjnością, z relaksem i dobrą zabawą. Te wszystkie seriale i filmy, które ogląda się od dziecka. Stereotyp matki z butelką wina, chlejących studentów. To wszystko jest część jednej, wielkiej machiny, a sami producenci.. oni po prostu są kawałkiem tego koła… niemniej Sal jednak nie reklamował się w ten sposób raczej, nie był gigantem, nie wyzyskiwał ludzi w pracy, nie niszczył środowiska swoją zachłannością. No nie było źle!
- Nie, nie żartuję. Mówię to z rozbawieniem, ale jak najbardziej jestem chętny na taki trip - pokiwał głową, bo no serio serio, Szkocja jest piękna, alkohol to tylko dodatkowy plus! Jack może i był chlejusem, ale wiedział jak docenić piękno tego świata przecież. Zwiedził cholernie wielki jego kawałek, ale wciąż jeszcze miał tak wiele miejsc do odwiedzenia. I tak, w każdym zakątku próbował lokalnych alkoholi, bo jolo. I czasem nie było alternatywy.
- Wiesz, za produkcją jestem jak najbardziej za, ale kolejny bar w Lorne Bay może się nie utrzymać - przyznał całkiem szczerze. - No ale zawsze można je zaopatrywać - dodał, bo to na pewno byłoby coś, czym byliby zainteresowani lokalni właściciele. Samo prowadzenie baru nie do końca było dla Jacka, miał jeszcze zbyt wiele innych rzeczy do zrobienia. A jako cichy inwestor chyba też by nie umiał działać, za bardzo by wolał sam jednak wkładać swoje pomysły w ten biznes. No ciężka sprawa.
- Już bardziej restauracja, z klasą - dodał, bo w sumie tego chyba tu akurat brakowało. Pewnie dlatego, że to mała mieścina i nic sie tak długo nie utrzyma, ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. A jednak Jack lubił dobre jedzenie w połączeniu z dobrym alkoholem! No i nie chciał tak gasić pomysłu przyjaciela. Poza tym winnica i knajpa, to szansa na cały rynek wesel i ekskluzywnych imprez, na które przyjadą ludzie z okolicznych miast. Raczej.
- Jedyne miejsce to Shadow, ale tamtejsze dramy to jak małe rybki w stadzie rekinów, do których jestem przyzwyczajony - przyznał, wzdychając. Działania wojenne, szpiegowskie akcje, krzywda ludzi i korupcja polityków, no nie bez powodu Jack tyle razy oberwał w swoim życiu i omal nie zginął. Pakował się tam gdzie nie powinien! Czy raczej gdzie najwyraźniej bardzo powinien.
- Dzięki, będę korzystać, zwłaszcza jak uda się wprowadzić ekspansję w życie - rzucił z lekkim rozbawieniem. Miał też swój dom, którego nie planował sprzedawać, nawet jak wyjedzie. A z drugiej strony kto wie, może jak wyjedzie, to jednak nie będzie chciał wracać? Niemniej, coś na pewno się wymyśli w tym temacie.
- A jak tam Twoje przeczucia? - lekko zmienił temat, zaciekawiony. Inna sprawa, że już postanowił, że kolejnym krokiem w pisaniu jego książki, jest właśnie odkrywanie na nowo starych spraw osobiście. Więc tak, Jack pojedzie. I wróci. Miejmy nadzieję… w tej robocie nigdy nie ma 100% pewności…
przyjazna koala
-
-
ODPOWIEDZ