marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
#5

Przejrzenie poczty było ostatnią rzeczą, o której myślał Kellan po powrocie ze swojej ostatniej morskiej podróży. Ważniejsze było dla niego odwiedzenie wszystkich znajomych, nadrobienie zaległości, no i jego ostatnie polowanie na krokodyle.
Któregoś jednak dnia, siedząc w swoim starym wypłowiałym fotelu, jego wzrok padł na białą kopertę z dobrze mu znanym pocztowym stemplem. Sydney. Tylko jedna osoba przychodziła mu na myśl, kiedy myślał o swoim rodzinnym mieście. Tylko czego ona mogłaby od niego chcieć po dziesięciu latach? Jones sięgnął po kopertę. Znaczek się zgadzał, stempel też, tylko adresówka informująca o tym, że kontaktuje się z nim kancelaria adwokacka – swoją drogą ta sama, z której korzystała jego była żona w trakcie rozwodu – nieco zbiła go z tropu. Niemal nerwowo otworzył kopertę, rozłożył kartkę i zaczął czytać. W sumie całe szczęście, że siedział, bo jakby stał to już by wylądował z ryjem we włochatym dywanie.
Ta pinda pozywała go o alimenty. Ale chwila moment. Jakie alimenty? Jakie dziecko? Przecież nie mieli dzieci. Kellan czytał dalej, ale za cholerę nie był w stanie dodać dwa do dwóch.
Decyzję o konsultacji z Ashwortem podjął w mgnieniu oka. W końcu kto, jak nie miejscowy pastor – co prawda lekko stuknięty – będzie wiedział co robił.
Nie uprzedził nawet kumpla, że się pojawi. Zresztą, Jeb zawsze był w domu. Może nie za każdym razem sam, ale był.
Jones miał nadzieję, że Jebediah mu pomoże. W końcu kto jak nie on, posiadacz pięciu narzeczonych na koncie, będzie w stanie rozwikłać zagadkę kellanowego dziedzica.
Marynarz podejrzewał, że warkot silnika jego Harleya zaanonsuje Jebowi, że ma gościa. Nie żeby Jones przyjechał bez wkupnego. Miał ze sobą sześciopak ulubionego browarka pastora, chociaż rozważał po drodze, czy nie wypić go, tak na odwagę.
– Jeb! - Zawołał, wparowując mu na chatę, jakby wchodził do własnego domu. Aż mu się przypomniało, jak kiedyś Ashwort pogonił go, strzelając do niego kapiszonami, kiedy widzieli się ostatnio pół roku temu.
Zastał go klęczącego przed tym absurdalnym krzyżem, wiszącym w jego domu. W sumie, Kellanowi przyszło do głowy, że Jeb, dla podniosłości chwili, powinien jeszcze klęczeć na grochu, kiedy odprawiał te swoje modły.
- Mamy problem. Znaczy się, ja mam problem, a ty mi pomożesz. - Stwierdził, przerywając przyjacielowi modły do Najwyższego.


Jebbediah Ashworth
sumienny żółwik
żuczek#2609
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Jeśli w przyrodzie mógł występować homoseksualizm – z czym Jebbediah się nie zgadzał, ale eksperci musieli mielić ozorem, co by wyszło na ich – to na pewno występował również stan, w którym Ashworth stwierdził, że Bóg sobie z nim pogrywa. I nie było to hiobowe nieszczęście, które opłaciłoby mu się w dwójnasób, ale wielka czarna dziura nieszczęść, z której nie szło się wydostać. Jakby ktoś z rozmysłem kopnął taborecik, nad którym stał i teraz dyndał bezwładnie jak tak kukiełka. Może i był za ciężki na takie obrazki, ale w wyobraźni przecież mógł być wiotką trzcinką, którą porusza delikatnie wiaterek znad oceanu. Tak właśnie pragnął się widzieć i jednocześnie starał się nie utopić w studni smutku, która zdawała się być ostatnio bez dna.
Wszystko zaczęło się od tego, że poszedł sobie do miasta. Pomysł karkołomny i niefortunny, ale przynajmniej miał dobre intencje. Stara Dorothy narzekała na kolana i postanowił temu zaradzić. Nie ona pierwsza miała problem z klęczeniem w jego obecności, ale sztuczna szczęka i osiemdziesiąt lat na karku sprawiały, że miał w stosunku do niej zgoła odmienne intencje. Z tego też powodu postanowił ulżyć nieboraczce w potrzebie i dostarczyć jej maść. Ostatnio wręcz był Matką Teresą od sąsiadów, więc już się cieszył z rozkoszy rajskich przez wzgląd na dobre uczynki na ziemi, gdy spostrzegł w ramionach, które sprawiły, że przeleciał przez niego cały obiad, który był zmielony tak dokładnie, że jeszcze brakowało jego starej matki, by zaczęła z wymiocin lepić pulpeciki. W takim stanie wrócił do domu i położył się na koszmarnie zimnej podłodze, błagając Pana i Stwórcę o cierpliwość, bo w innym wypadku weźmie tego skurwysyna i przemieli na karmę dla psów.
Albo dla krokodyli, skoro przygnało już do niego jego starego druha. Marynarze mieli jedną zasadę – chlali na potęgę, więc Ashworth czuł się tak jakby witał syna marnotrawnego w swoich progach. A wiadomo- gość w dom, Bóg w dom, flaszka na stół, więc podniósł się do klęku i już kombinował jak podkraść bimberek ukochanej mamusi, gdy zjawiła się ta zaraza.
Z problemem. Jasne, bo odwiedzić kamrata z dobrą nowiną i trunkiem to nie, ale ze zmartwieniem to zawsze. Przewrócił popisowo oczami, zastanawiając się, gdzie się podziała dobra strzelba po dziadku.
- Znowu ci wyszły syfy na kutasie? Jak zawijasz do nieznanego portu to zawsze wkładaj sobie lateks, mówiłem ci – i co, że było to niezgodne z chrześcijańską nauką. Jebbediah nie tylko w tym był obrzydliwym hipokrytą i całkiem dobrze na tym wychodził.
Jak na razie dzieci, kiły i AIDS brak. Żoną też się nie zaraził, a był przekonany, że przechodzi jak wirus, bo nikt o zdrowych zmysłach nie pakuje się w ożenek, nawet jeśli sam obiecywał to rzeszom narzeczonych, które były gdzieś pochowane w Lorne.
Znaczy nie jak w bajce o Sinobrodym, bo żyły nadal i go nienawidziły, ale motyw ten sam. Boże, jak on był wkurwiony i nieszczęśliwy, gdzie ta wódka?!

Kellan Jones
towarzyska meduza
enchante #8234
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Kellan do dziś nie wiedział dlaczego przyjaźni się z kimś pokroju Jeba. Owszem, kiedy przybył do Lorne Bay, jego sąsiedzi ostrzegali go przed lekko postrzelonym pastorem, ale dla Jonesa – marynarza z krwi i kości, który przygód wszelakich się nie boi – pastor Ashworth jawił się jak indywiduum, które wprost wpasowywało się w kellanowe gusta dotyczące przyjaźni. A że wiele wspólnego mieli, to i szybko się zaprzyjaźnili. Kto jak kto, ale Jeb był chyba jedynym żyjącym na tym ziemskim padole człowiekiem, który potrafił dotrzymać Kellanowi kroku, jeśli chodziło o picie. I nie wybrzydzał, jeśli chodziło o pijany trunek. Wprost idealne połączenie.
Jones uwielbiał wspominać ich wspólne pijackie rozmowy. Przekomarzania, czasami mordobicie, bo jednak poglądy na różne kwestie mieli zgoła inne. Koniec końców jednak, potrafili się dogadać.
Nic więc dziwnego, że pierwsze swe kroki, zamiast do adwokata Kellan skierował do Jebbediaha. I proszę tu pana marynarza nie obrażać, bo przygotowany był. Wszak, sześciopak mógł być nic nieznaczącym wstępem do długiej popijawy, ale Jones, w bagażniku swego motoru, miał coś ekstra. Coś, co na pewno Ashworthowi przypadnie do gustu.
I już, na samo dzień dobry, miał ochotę trzepnąć pastora w czerep.
– Syfy jak syfy. Mam poważniejszy problem. - Stwierdził, stawiając przed przyjacielem sześciopak z piwem, żeby zaraz marudzić nie zaczął, że przyjechał z pustymi rękoma. - O tym pamiętam zawsze. Gorzej, że ta raszpla z Sydney żąda ode mnie alimentów... - podjął po chwili temat, który najbardziej go nurtował. - … na moje kurwa dziecko... - pokręcił głową, po czym klęknął przy Jebie.
Nie miał zamiaru się modlić. Nie był z tych, co to swe życie oddają w ręce Najwyższego, ale może zobaczyłby nieco inną perspektywę, medytując przed tym cudacznym krzyżem, tak jak miał to w zwyczaju jego przyjaciel.
- A coś ty taki struty? - Zapytał po chwili, przyglądając się twarzy Jeba. - Tylko mi nie mów, że przygruchałeś sobie nową narzeczoną, bo kolejnych przygotowań do weseliska to ja nie zniosę. - Przerażenie na twarzy Kellana było oczywiście żartem, jednak znając Anshwortha, jego mina nie mogła wróżyć niczego dobrego. A kolejna, szósta chyba już narzeczona mogłaby być tego powodem.


Jebbediah Ashworth
sumienny żółwik
żuczek#2609
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Pastorem Jebbediah nie był żadnym. W końcu tylko jego ojciec i imiennik jednocześnie piastowali tę zacną funkcję, ale biorąc pod uwagę to, ile on kazań w swoim życiu wygłosił, to był z niego pierwszorzędny kaznodzieja. Zresztą czy mogły być bardziej święte ręce od tych, które strugają trumny?! Zawsze tak wmawiał kolejnym pokoleniom naiwnych dzierlatek, które skuszone jego boską powierzchownością kręciły się rojem wokół niego. Rozgrzeszenie gratis to była całkiem uczciwa oferta, prawda? Jeśli dodać do tego słodkie i urocze żyjątka, które żyły na jego farmie, to już był jednym z bardziej pożądanych kawalerów w mieście. Tak przynajmniej określały go periodyki chrześcijańskie, które tak zawzięcie prenumerował.
I właśnie one radziły, żeby nie przynosić do gości z pustymi rękami. Może tym pokręconym wyznawcom chodziło bardziej o dłonie, złożone do modlitwy, ale Ashworth raczej interpretował Pismo po swojemu, wierząc, że życie bez trunku jest smutne. Inna sprawa, że nawet hektolitry alkoholu nie pomogłyby na jego obecny stan ducha, któremu blisko było do depresji. Oczywiście jako chrześcijanin nie wierzył w jakieś psychiczne dyrdymały, ale najwyraźniej cały dzień na powietrzu niewiele pomógł.
Zabrał więc sześciopak z miną dziecka, który otrzymuje prezent świąteczny na Gwiazdkę i od razu wyzerował puszkę, bo czuł, że na trzeźwo tego nie zniesie. Jak znał Kellana, to jego marynarskie przygody były wycieczką w nieznane tereny, pełnej terminologii w stylu rzeżączka, zapalenie, swędzi mnie jak cholera!.
Jeśli chodzi o d z i e c k o to było to jeszcze gorsze niż wszystko wymienione. Oczywiście, potomstwo było solą ziemi Pana i trzeba było się rozmnażać, ale Jebbediah nie był w ciemię bity i znał się na genetyce tyle, by wiedzieć, że uwaga, ten potworek bez zębów dziedziczyłby po jego przyjacielu jakieś cechy charakteru. Co znaczyłoby, że byłby okropny. Tego żadnemu dziecku by nikt nie życzył.
- Dziecko?! Twoja była żona miała dziecko?! Czy czekaj, to tak jak w Jane The Virgin, że ta twoja ropucha wzięła twoją spermę i sobie pipetą do indyka wsadziła?! – za wiele oglądał seriali i za dużą miał wyobraźnię, zdecydowanie. Właśnie ten obraz będzie prześladować go, gdy zacznie oglądać amerykańską wersję Święta Dziękczynienia.
Machnął ręką jednak na jego pytania, zabrał piwo i wziął je do ogrodu, na huśtawkę, tam gestem zaprosił Jonesa.
- Jordan znalazła sobie kogoś i się ruchają aż miło – wyjaśnił śpiewnie, niemal pogrzebowym tonem. Pollard była jego miłością z liceum i może mu przeszło, ale sypiać z kimś taki jak jego stary przyjaciel Polanski?!
Najwyraźniej nie miała gustu, a on już nie miał trzech piw.

Kellan Jones
towarzyska meduza
enchante #8234
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Jebbediah może i dobrą partią był, Jones nie miał zamiaru w to wnikać. Mógł obracać kogo chciał, ale ta jego patologiczna mania zakochiwania się w co drugiej panience i oświadczyny po miesiącu znajomości, zakrawało już o szaleństwo. Do ślubów wszak nigdy nie dochodziło, a Kellan nie zliczał już pieniędzy, które wydawał na prezenty ślubne. Jeb albo miał jakąś awersję do instytucji małżeństwa, albo po prostu, najzwyczajniej w świecie był nienormalny. Naszemu marynarzowi jednak to nie przeszkadzało, o ile Ashwort dotrzymywał mu kroku w chlaniu, a to było niezmienne już od wielu lat.
Rozmnażanie, rozmnażaniem, ale kiedy jest świadome. Zresztą, która normalna baba odzywa się do byłego męża po latach dziesięciu, żądając od niego alimentów na dziecko, o którym nie miał zielonego pojęcia. No chyba jakaś nienormalna. Nogi rozkładała przed każdym, ale szukała jełopa, który teraz płacić by musiał na nieswoje dziecko. A Kellan idiotą nie był ( no może nie zawsze), ale bez odpowiednich testów na ojcostwo, nie miał zamiaru blond raszpli z Sydney płacić ani grosika swoich ciężko zarobionych pieniędzy.
– Ta pinda twierdzi, że to niby moje dziecko ma teraz jedenaście lat. - Aż się trząsł cały na możliwość posiadania potomstwa. - A nie pamiętam żebym zostawiał ją w Sydney z brzuchem. Albo, szuka jelenia, bo przecież puszczała się na prawo i lewo, zanim jej nie nakryłem. - Wyjaśnił, mając nadzieję, że tak w istocie było. Nie chciał mieć z tamtą nic do czynienia, bo ten etap dawno temu już miał za sobą i zamknął go raz na zawsze.
Dla Kellana historia życia Jeba, to było coś w stylu filmu Uciekająca panna młoda , tylko akurat tutaj mieli do czynienia z niezdecydowanym panem młodym.
- Dziwisz się? - Zapytał, zanim w ogóle zdążył się ugryźć w język. - Przecież nie przysięgała ci miłości i wierność do grobowej deski, a ty tak jakby... zjebałeś, kiedy do ślubu nie doszło. - Wyjaśnił, mając nadzieję, że w miarę racjonalnie to argumentował. No Jeb chyba nie sądził, że któraś z jego przyszłych niedoszłych będzie na niego czekała wiecznie.
Kellan, widząc w jakim tempie Jebbediah opróżnia puszki z piwem, postanowił na chwilę wyskoczyć do swojego motocykla, by uzupełnić zapasy alkoholu. Czuł, że za szybko dziś nie skończą, skoro jego przyjaciela spotkała taka tragedia.
– Mam dla ciebie pięć litrów, świeżo pędzonego bimberku. Sam robiłem. - Powiedział, kiedy ponownie znalazł się obok przyjaciela. Miał nadzieję, że chociaż taki prezent nieco poprawi mu humor. - A wracając do tematu, nie możesz sobie przygruchać jakiejś młodej dzierlatki, coby ci łoże ogrzała i może wzbudziła zazdrość w Jordan? - Zapytał. W końcu widział tu ostatnio jakąś rudą małolatę, ona pewnie uległaby urokowi Ashwortha. Zaraz też znalazł im jakieś dwie szklanki i szczodrze uzupełnił je trunkiem swojej roboty. Oby był dobry i porządnie ich sponiewierał, bo jednak trochę problemów na głowach mieli. Ach te baby. Skaranie boskie z nimi tylko było.


Jebbediah Ashworth
sumienny żółwik
żuczek#2609
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Tak naprawdę Jebbediah nigdy nie myślał przy oświadczynach, że to skończy się ucieczką, atakiem paniki bądź zawałem. Był zawsze pełen nadziei i entuzjazmu, wręcz przekonany, że oto znalazł chwalebną oblubienicę i od tamtej pory będą żyli długo i szczęśliwie. Z tym, że musiał przekonać się, że niestety życie to nie jest bajka i że po magicznym pocałunku nie zapada nagle ciemność. Tylko dochodzi do szeregu różnych i nieprzewidzianych okoliczności, które zazwyczaj kończyły się tak epicką porażką, że do dziś nie mógł bardzo ruszać kolanem po tym jak jedna mu przywaliła świecznikiem w zborze.
Całe szczęście, że nie chwytał się katoliczek, bo te mściwe…. Kobiety lekkich obyczajów by go zmasakrowały. Protestantki przynajmniej podchodziły do jego odmowy na luzie, ze skromnością godną swojego wyznania. Pan dał, Pan zabrał, niech pochwalone będzie imię Jego! Tak przynajmniej powinien wydrukować w swojej ulotce w poradni przedmałżeńskiej. Zawsze na jego widok pastor załamywał ręce i miną wyrażał więcej niż tysiąc słów, ale przecież Ashworth naprawdę wierzył, że ta kolejna będzie jednocześnie ostatnią i zamknie się ten przeklęty wężyk jego byłych narzeczonych. Potem jednak dochodziło do kolejnych oświadczyn, złamanego serca, obcasa i marnotrawstwa obrzydliwej ilości alkoholu.
I jakim cholernym cudem miał pozostawać trzeźwy, skoro nadal nie skończył przepijać trzeciego planowanego wesela?! Bardzo go to radowało, że przynajmniej znalazł niezły powód do pijaństwa, więc opowieści dziwnej treści z ust Jonesa nie robiły na nim wrażenia.
- A jak odjeżdżałeś to nie plątało się jej nic koło nóg? A może była w ciąży urojonej i to dziecko nie istnieje?! A duże te alimenty? – i jeszcze w koło Macieja, tyle miał pytań i tak mało odpowiedzi, a jego przyjaciel udzielał mu bardzo szczątkowych informacji. Zupełnie jakby zapomniał, że miejscowe plotkary – w tym Jeb – będą mielić ten temat na potęgę, wyciągając z niego coraz bardziej absurdalne teorie. Oczywiście sam Ashworth zamierzał przewodzić tej grupie śledczej. Trzeba było coś robić między żniwami a planowaniem kolejnych ślubów.
I między fantazjami o uduszeniu Kellana, bo akurat Jordan to on nie zbrukał żadnym pierścionkiem zaręczynowym. Może to było całe sedno problemu? Gdyby ją zwyczajnie zmusił do wzięcia ślubu, to dziś nie mieliby takich problemów, a jemu nie burzyłaby krew wizja jej z kimkolwiek innym.
Miał wrażenie, że nastała jakaś pokręcona wizja apokalipsy i właśnie pokrył (ale nie w sposób seksualny) Jeździec, co nie miało sensu, bo on był dobrym i światłym w tej historii. Może trochę wstawionym (trochę bardzo), ale nadal znajdował się w strefie ludzi czystego serca.
- Jordan nie chciała nigdy ślubu. Tobie się już mylą te dziewczyny – odpowiedział więc z godnością, samemu starając się w myślach wyliczyć wszystkie byłe. Z przerażeniem odkrył, że imion to on nie pamięta. Może tylko ulubione pozycje seksualne, ale przecież nie wyobrażał sobie podejścia do nich do sklepu i zawołania hej ty, na jeźdźca, co słychać?. Może to początki demencji starczej?
Może powinien jednak paść na kolana przed krzyżem i modlić się o wybaczenie?
Albo zabierać skwapliwie bimberek od przyjaciela, który właśnie awansował do tego najlepszego.
- Nie trzeba było! – ale już chwytał szklankę, patrząc na mężczyznę z rozrzewnieniem, które może spotkać tylko dwóch samców na widok dobrego bimbru. – Właściwie jest taka jedna, w sąsiedztwie, młoda, śliczna… - i rozmarzył się, myśląc o panience Audrey, z którą ostatnio przyszło mu się zbliżyć.

Kellan Jones
towarzyska meduza
enchante #8234
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Kellan był w szoku, kiedy list wpadł mu w ręce i był w szoku teraz, kiedy opowiadał o tym Jebowi. Sądził, że przyjaciel jakoś pomoże mu rozwikłać tę zagadkę, chociaż pewniejsze było to, że szybciej zlegną pod stołem po wypiciu pięciu litrów kellanowego bimbru nim dojdą do jakichkolwiek wniosków. Więc teraz Jones kuł żelazo póki gorące.
- Był niby taki moment, że przez rok prawie nie pojawiała się na sprawach rozwodowych, tylko reprezentował ją adwokat. - Wyjaśnił, zastanawiając się nad tym przez chwilę. Czy faktycznie Kira mogła być wtedy w ciąży? - Zresztą, nawet jeśli była w ciąży, to już wtedy dorabiała mi rogi. Jaką mam pewność, że to na pewno mój dzieciak? - Zapytał z nadzieją w głosie, ale za bardzo odpowiedzi nie oczekiwał, bo skąd Jeb miałby to wiedzieć. - Wyobraź sobie, że zażyczyła sobie równowartość połowy tego, co dostaję za każde wypłynięcie w morze. Oszalała. - Dodał jeszcze. Udzielał szczątkowych informacji, bo nie chciał też, by wieść o jego rzekomym dziecku poszła dalej w świat, a znając Ashwortha mogłoby tak być. W końcu, na tej zapyziałej dziurze, gdzie znajdowała się farma przyjaciela, ludzie głównie zajmowali się plotkowaniem, jakby był to sens ich życia. Kellan nigdy nie potrafił tego do końca zrozumieć.
Romanse Ashworta zawsze niezwykle bawiły Jonesa. Nie śmiał jednak, albo przynajmniej rzadko mu się zdarzało, jawnie nabijać z kumpla, bo ten gotów by był znów pogonić go kapiszonami, albo nawet połaskotać widłami. Nigdy nie było wiadomo, co akurat Jebowi na myśl mogło przyjść. A z Jordan najzwyczajniej się pomylił. Już powoli nawet zapominał jak wyglądała, bo jednak pamięci do twarzy za bardzo nie miał.
- Nie moja wina, że tyle ich było i wszystko mi się poplątało. - Stwierdził, wzruszając ramionami, bo w przeciwieństwie do Jeba nie miał w życiu tylko jedną kobietę i on akurat doskonale tę małpę pamiętał. Jakby nie było, zniszczyła mu życie na kolejne dziesięć lat.
Wiedział, że Ashwort ucieszy się z prezentu. Nikt inny, tak jak on nie potrafił docenić smaku prawdziwego i pędzonego samodzielnie bimbru, a że Kellan był Świeżakiem w tych sprawach, to miał nadzieję, że przyjacielowi jego wytwór zasmakuje. Chociaż, mówimy o Jebie. Jemu smakowało wszystko, co dawało porządnego kopa.
- Dobra, dobra. Już ja cię znam. Wiedziałem, że z pustymi rękoma nie mogę przyjechać. - Skwitował ze śmiechem, bo kumpel wyglądał, jakby wpadł w pewnego rodzaju ekstazę. - I jak, smakuje? - Zapytał, obserwując bacznie Jeba. - Mam dalej prowadzić produkcję, czy to nie dla mnie? No i opowiedz mi o tej nowej panience. - Dodał jeszcze, chociaż chyba lepiej dla Jebbediaha by było, gdyby imienia Audrey przy Kellanie nie wspominał, bo jak nic skończyłoby się to mordobiciem.


Jebbediah Ashworth
sumienny żółwik
żuczek#2609
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Logika Ashwortha istniała i zawsze była mocnym punktem jego charakteru. Owszem, rozłaziła się w szwach, gdy dorwali się do napojów wyskokowych, ale dla Jebbediaha wówczas nabierała całkiem nowego sznytu. Tak, tego związanego z filozofią życiową, etyką i religią, która zakładała, że wszystko prędzej czy później się ułoży. Ewentualnie przybiją go do krzyża i wszyscy wokół będą z niego drwić. To też był całkiem możliwy scenariusz.
- Ciąża trwa dziewięć miesięcy, nie oglądałeś Nastoletnich mam na MTV? – pokręcił głową z niesmakiem, jakie to były podstawy. Wiadomo, że wpada się na początku roku, żeby urodzić przed balem na zakończenie szkoły i jeszcze zgubić brzuszek po ciąży. Może jego żona też miała podobne zainteresowania? Albo rozkładała nogi, bo nie miała kompasu moralnego w sobie? Dlaczego ich nigdy ze sobą nie poznał? Postanowił jednak skupić się na tym, co było obecnie w tej sprawie najważniejsze. Podrapał się po głowie i zerknął na niego.
- Ach, gdyby tylko istniał jakiś sposób, by się przekonać, czy mówi prawdę… Debilu, bierzesz dzieciaka niby na łódkę, zrywasz mu dla pewności pół skalpów i rzucasz się na jakieś dobre laboratorium. Tam wychodzi ci, że jest nie twoje, więc machasz jej kasą przed wzrokiem i zarywasz kolejną w porcie. Proste? – aż się rozmarzył na myśl o czekającej gdzieś dziewczynie. I wcale mu się nie podobało, że Kellan skąpił mu tak kluczowych informacji, które potem mógłby rozgłaszać w celach wymiany. Na przykład, by dowiedzieć się, co słychać u jego najdroższej. Poza tym był przekonany, że takie plotki to najlepsza broń. I fakt, był prowincjonalnym pijakiem, który poza hodowlą, uprawami i kolejnymi ślubami na wiosnę nie miał co robić. Nic więc dziwnego, że żywił się pogłoskami jak bimbrem. Upajał się każdą pikantną historyjką, a potem wyrzygiwał ją dalej, cóż, zupełnie jak alkohol, gdy już rano mu nie podszedł.
Sam jednak o swoich podbojach mówił niewiele poza szczątkowym biorę z nią ślub w sobotę, nawet Jordan – kiedyś miłość jego życia – nie stanowiła wyjątku. Na cholerę było opowiadać o dziewczynie, która go rzuciła dla kariery prawniczej w Melbourne? Jego gumofilce i jej szpilki pasowały do siebie jak pięść do nosa i mimo że Bóg znał wiele sposobów, to tutaj już nie liczył na szczęśliwy koniec.
Tak sobie dywagował, bujając się na huśtawce i pijąc bimber domowej roboty.
- Moja matka robi lepszy – wydawał wreszcie profesjonalny osąd, ale beczułkę przytulił do siebie, w razie gdyby Jones postanowił mu ją odebrać. – Musisz ćwiczyć, zostanę twoim zawodowym degustatorem – uśmiechnął się w miarę czystymi zębami (zainwestował w mycie po pocałunkach) i zastanowił się, co może powiedzieć o Audrey. Bezpiecznego, bo jak się rozniesie to jej ojciec urządzi mu FMA w dźganiu się widłami, więc romans był ściśle tajny.
- Młoda, ładna, nie znasz – och, jakże się mylił. – A ty poza dziedzicem okrętu masz jakąś panią serca i rozporka? Tam też masz takie kudły? – tak, to był właśnie ten czas, gdy włączał mu się filozof, a w szklance bimberku ubywało.

Kellan Jones
towarzyska meduza
enchante #8234
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
To chyba przez ten cały stres związany z listem znalezionym w skrzynce, Kellan wyzbył się ostatnich resztek logiki i szarych komórek pałętających się po jego mózgu. Jak dobrze jednak, że przyszedł do Jeba. On zawsze miał gotowe rozwiązanie i chociaż jego pokrętna logika nie zawsze się sprawdzała, to tym razem mężczyzna trafił w sedno.
- Stary... - Kellan był niemal gotów uściskać Ashwortha, gdyby nie fakt, że ten jak nic potraktowałby go widłami, albo zrobił jeszcze coś innego. - Stary... jak ty mi w tym momencie zaimponowałeś. Ty jednak jak pijesz, to czasami myślisz. - Stwierdził, waląc ręką w tą swoją pustą głowę. Testy DNA. Czemu on od razu o tym nie pomyślał, tylko biadolił nad swoim losem. - Że też ja na to nie wpadłem. Druhu mój najdroższy. Ratujesz mnie od bulenia na tą szmatę. - Radość biła od niego niezmierna, a potem niewiele myśląc w chwili tej jakże wielkiej euforii, wycałował Jebbediaha w oba policzki. Alkohol też już zrobił swoje, więc Kellan nie do końca myślał nad tym, co czyni.
Widział przecież, że Jebowi oczy aż się zaświeciły na widok baniaczka z bimberkiem. Podejrzewał więc, że nawet największy badziew by mu zasmakował, byleby tylko człowieka porządnie sponiewierał i ryj wypalił, co by się nie przejmować niczym innym.
- Jasne, a potem będziesz chodził wiecznie napruty po okolicznych farmach z widłami i będziesz dźgał w dupsko każdego, kto ci kiedyś krzywdę zrobił. - Stwierdził, żartując sobie trochę ze swojego przyjaciela. Chociaż to do Jeba akurat podobne by było. Nawet bardzo. Niemniej jednak, Kellan był zadowolony, że kumpel zaaprobował jego trunek. - Następnym razem się poprawię i może nawet ulepszę nieco recepturę. - Dodał, już teraz zastanawiając się w jaki sposób dokonać zmian i upędzić jeszcze lepszy samogon.
Mężczyzna tylko pokręcił głową. Coś czuł, że za tą młodą i ładną panienką mogła kryć się narzeczona numer sześć. Ashworth jakoś dziwnym trafem, bardzo szybko przechodził od zakochania do oświadczyn, a potem spierdzielał w dniu ślubu gdzie pieprz rośnie. A Kellan za każdym razem bawił się wtedy setnie.
– Tylko daj mi wcześniej znać, jak zdecydujesz się na ożenek, żebym zdążył prezent ślubny przygotować. - Oznajmił, zastanawiając się, kiedy też ta szczęśliwa chwila mogłaby nastąpić.
Chociaż pewnie gdyby dowiedział się, kim jest najnowszy obiekt westchnień Jeba, zamiast planować z przyjacielem weselicho, dołączyłby do ojca Audrey żeby ganiać za Ashworthem z widłami, bo jak to tak on i Clark. To by mu się w głowie nie mieściło.
- A pani serca i rozporka może jest, a może jej nie ma. - Odpowiedział, nie chcąc zbyt wiele zdradzać o Patti, bo jednak Jeb pleciuchem był i zaraz całe Lorne by o wszystkim wiedziało. - Może nawet bliżej niż myślisz. - Dodał tajemniczo, nie zdradzając nic więcej. - Ty... a co cię zaczęły interesować moje intymne zakątki? - Zapytał, rechocząc głupio. - Chcesz zobaczyć? - Zapytał, ledwo podnosząc się ze swojego miejsca i zabierając się za rozpinanie paska.


Jebbediah Ashworth
sumienny żółwik
żuczek#2609
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Zawsze uważał, że picie pozbawia go szarych komórek, rzecz jasna. Ale jak przystało na osobę światłą i wyposażoną w łaskę Bożą wiedział, że dzięki alkoholowi pozbywa się tych najsłabszych, więc pozostaje sama elita, którą wręcz nadużywał do rozwiązywania takich dylematów. A może sam już nieraz otarł się o próby zagarnięcia jego farmy przez gówniary, które wmawiały mu, że są jego córkami. Tak, sądził, że wiele z nich chciało, by nazywał je tatusiu, ale to na pewno nie było w tym znaczeniu, o którym myślał.
Rzucił Kellanowi rozbawione spojrzenie, bo tak, on myślał, za to jego przyjaciel chyba już całkiem przestał. – Ty serio byś bulił na nią bez testów? – zapytał zdegustowany i mało brakowało, a faktycznie złamałby mu rękę, gdy rzucił się do całowania go. – Kilka miesięcy na morzu i wychodzi z ciebie pedał?! Gdzie z tymi łapskami, człowieku? – kompletnie nie rozumiał tych włoskich zwyczajów, w mafii też nie byli, więc nie miał w obowiązku znosić woni z paszczy swojego druha.
Może i razem pili alkohol, ale to nie był ten poziom znajomości, prawda?
I nie ten poziom bimberku, bo Jebbediah po latach chlania na umór tak naprawdę był koneserem znakomitym i umiał docenić rękodzieło, jeśli faktycznie z takim miał do czynienia. Tu jednak przeważyła za duża nutka kwasowości i czuł, że to nie jest wszystko, na co stać jego kumpla. Może mógłby rozwodzić się dalej nad bukietem, ale to nie była właściwa publiczność. Taki zapijaczony marynarz na pewno nie doceni poziomu jego elokwencji.
- Już nikogo nie dźgam, bo Jordan mi wytłumaczyła, że mogą mnie za to zamknąć. Co za porypane czasy – mruknął z niesmakiem, dawniej bywało i tak, że kilku osobom wybiło się zęby i nikt nikogo nie skarżył. Ta poprawność polityczna nikomu nie wyjdzie na dobre. Jak i kolejne zakochanie się Ashwortha, ale akurat teraz nie było ono związane z chęcią posiadania żony bądź zrobienia na złość Pollard. Z panienką Clark łączyła ich kilkuletnia historia i dzięki temu wszystko szło naturalnie, w zgodzie z jego impulsywnym charakterem i zanosiło się na coś zgoła poważnego.
O ile, oczywiście, tacy wścibscy ludzie jak jej ojciec i Jones będą się trzymać od tego z daleka. Śmiał wątpić, ale póki to była tajemnica to miał śladową przewagę. Jakoś go nie urządzało zostanie męczennikiem, choć wówczas zapewne trafiłby do strzału do nieba.
Nie sądził jednak, że potrzebuje takich rozrywek. Jego marzeniem było proste życie farmera.
Które mogło ulec znaczącemu pogorszeniu, gdy jego przyjaciel zaczął rozpinać pasek.
- Boże, gdzie ty mi z tym?! Znajdź sobie chłopaczka, ręce precz ode mnie, duchu ty nieczysty! – i zanim mężczyzna zdążył jakoś zareagować, to pochwycił krucyfiks i zaczął nim machać jakby faktycznie jego druha coś opętało.
Być może jednak ten bimber miał cholernie zły wpływ.

Kellan Jones
towarzyska meduza
enchante #8234
marynarz — Port
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuję bez celu po oceanie życia i staram się poukładać swoje życie na nowo...
Być może faktycznie, chlanie Kellanowi wyłączyło na chwilę mózg, albo pozbawiało go szarych komórek. Istniała również opcja, że po latach chlania na statkach, a potem w domu z Jebem, pod jego bujną czupryną nie zostało nic, co pomogłoby Jonesowi myśleć. Na szczęście, w takich sytuacjach miał Ashwortha i to on zazwyczaj pomagał mężczyźnie rozwiązywać trudne sytuacje życiowe.
- No widzisz... jakoś tak mi z głowy te testy wyleciały. - Powiedział, wzruszając lekko ramionami. - Bardziej przejąłem się tym, skąd ona ma do cholery mój adres i jakim cudem mógłbym mieć dziecko, skoro wtedy się na to nie zapowiadało. - Wyjaśnił. Miał trochę racji, bo teraz, po tylu latach, nie potrafił sobie nawet dobrze wyobrazić, jak wyglądała Kira, a co dopiero pamiętać, czy nie miała może wtedy większego brzucha. Lata nie te, to i pamięć powoli zaczynała mu szwankować. Na starość pewnie skończy z Alzheimerem albo inną przypadłością wieku geriatrycznego.
– Oszalałeś! - Krzyknął, odsuwając się od Jeba na bezpieczną odległość, kiedy ten zaczął mu wymachiwać przed nosem krucyfiksem. Nie mógł się jednak powstrzymać od głośnego rechotu, który wydobył się z jego gardła. Zapiął pasek, bo nawet mu się nie śniło pokazywać kumplowi swojego przyrodzenia. I tak by go przecież nie docenił. - Weź tym nie majtaj, bo mi zaraz oko wybijesz. - Stwierdził jeszcze dość racjonalnie, zważywszy na fakt ile już zdążyli wypić. Jakoś mu się udało wyrwać ten kawałek drewienka z jego rąk i odrzucić gdzieś w kąt.
- Dopijmy to, co mamy i się rozejdźmy, bo za chwilę zaczniesz mnie gonić z widłami po polu, twierdząc, że wypędzasz ze mnie siły nieczyste. - Zaproponował, bo w ich przypadku takie przygody już miejsce miały. Jednak Kellan wiedział, że bez Jebbediaha jego życie było by strasznie puste, a przede wszystkim strasznie nudne. Czasami, dobrze było mieć takiego oryginała w swoim otoczeniu.


Jebbediah Ashworth
sumienny żółwik
żuczek#2609
ODPOWIEDZ