prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Tęskniła za rodziną. Dzieliła ich zaledwie ponad godzina drogi a i tak Janelle brakowało domowego klimatu, rozmów, sposobu bycia i wszystkiego czym otaczała się przez ostatnie lata. W miasteczku, choć niegdyś rodzinnym, czuła się obco. Patrzyła jak bardzo nieprzyjemnie zmieniło się Lorne Bay albo to ona uległa przeogromnej przemianie, wraz z którą wizja tego miejsca stała się mniej sympatyczna i znośna. Praca w nowej kancelarii także. To nie w niej chciała być, ale też nic nie mogła poradzić na to, że druga z opcji dosłownie ją olała i to dość bezczelnie, czego szczerze nienawidziła. Tak bardzo jak myślenia o tym, ale w tej chwili nie miała innej opcji.
Siedziała przy barze pijąc kolejnego shota czystej wódki zagryzanej cytryną. Potrzebowała się odciąć przed weekendem i zarazem za cel obrała sobie rozeznanie się po barze, w którym jeszcze nieoficjalnie miała grać. Nie ustaliła szczegółów z właścicielem, ale dziś to mogło się zmienić. Liczyła na to, bo potrzebowała oderwania się w postaci czegoś, co naprawdę kochała a co kiedyś może i byłoby jej metodą na zarobek. Ostatecznie jednak zdecydowała się na coś poważniejszego co zadowoli rodziców i sprawi, że stanie się finansowo niezależna.
- Nie jestem pewien, czy dopuszczą cię na scenę. – Barman zdążył zapoznać się z tematem. Sama przyznała się mu, co tutaj robiła dostrzegając jego powątpiewające spojrzenie, czy aby na pewno ma do czynienia z muzykiem, który pasowałby do klimatów Moonlight. Jego zdaniem Janelle wyglądała zbyt poważnie, co nie było źle wystawioną oceną. Wyprostowane włosy i koszula wciśnięta pod spódnicę z zestawu z marynarką. Przyszła tu prosto z kancelarii i prezentowała się bardziej jak ktoś, kto lubił się rządzić i wydawać nadmiar pieniędzy stawiając drinki młodym chętnym panom.
Zmarszczyła brwi z cieniem pytania widocznym w ciemnych oczach.
- Nasza gwiazda – Barman łypnął na scenę, na której występowała wspomniana przez niego gwiazda. – nie lubi się dzielić zwłaszcza z pseudo czarnymi artystkami, które myślą, że jazz im się należy. – Pierwszy raz Janelle słyszała takie bzdury, ale nie były one jedyne, których w swym życiu musiała wysłuchać. Z początku sądziła, że barman ją obraża, ale ten natychmiast uniósł obie ręce pokazując, że to nie on ją atakował. – Ja tylko powtarzam to co usłyszałem. – Znów rzucił spojrzeniem w stronę sceny dając do zrozumienia, że te słowa padły z ust pięknie śpiewającej panny. – Gadała też, że nie pozwoli wygryźć się przez kogoś tylko dlatego, bo akurat jest moda na wspieranie mniejszości.
Jakiej mniejszości?; pomyślała wskazując barmanowi na puste kieliszki. Musiała zapić gorycz.
- Mówiłem jej, że nie powinna tak źle wyrażać się o innych ludziach, więc zapytała mnie „To jak mam na nią mówić? Asfalt? A może jeszcze lepiej? Człowiek?” – Pokręcił głową na boki, jakby sam niedowierzał temu co podobno usłyszał od Evans. Tylko on sam wiedział, czy to była prawda i jakie intencje się za tym kryły. Wcale nie musiał o niczym mówić, a jednak to zrobił albo mając zranione przez Judy uczucia (która złamała mu serce) albo chciał wykurzyć nową artystkę byleby nikt nie odbierał Evans czasu antenowego, bo im jej więcej tym częściej on sam mógł na nią patrzeć. Zakochany drań.
Janelle nie miała podstaw, żeby mu nie wierzyć a jej złość podsycana nienawiścią innych od razu zablokowała wszelkie drogi rozsądkowi, który powinien się w tej chwili pojawić. I był. Jego przebłyski ujawniały się pomiędzy kolejnymi kieliszkami alkoholu, aż wreszcie całkowicie przepadł. Powinna radzić sobie z tym w inny sposób, ale tu – w Lorne Bay – nie miała nikogo, z kim mogłaby o tym porozmawiać.
Wystarczająco pijana zsunęła się z wysokiego barowego krzesła. Starała się nie myśleć o wrednej białasce ani o tym, co faktycznie przywiodło ją do baru. Szum w głowie w przyjemny sposób umożliwiał zapomnienie o tym wszystkim i gdyby nie śmiech, który przykuł jej uwagę tuż po wyjściu z baru, do niczego by nie doszło.
Stała na zewnątrz intensywnie skupiając się na zamówieniu taksówki przez aplikacje, gdy tylko na chwilę rzuciła okiem na roześmiane palące towarzystwo, wśród którego była albo po prostu stała obok rasistko wokalistka. Zadowolona, dumna, z drinkiem w ręce i w świeżo co wydmuchanym dymie papierosowym kogoś, komu nie przeszkadzało dmuchanie nikotyną prosto w twarz.
- Hej! Pani muzyk! - zagadnęła stojąc niecałe dwa metry od towarzystwa. - Bolało jak spadałaś z nieba? - Brzmiało jak wstęp do beznadziejnego tekstu na podryw, na który nigdy by się nie porwała. Nigdy też nie wypowiedziałaby kolejnych słów tak jawnie, przy ludziach i ledwo co stojąc na nogach. Dobrze, że jeszcze trzymała pion. - Bo masz twarz jak asfalt. - Nie popisała się próbą bycia wredną, ale w aktualnym stanie upojenia nie wymyśliła niczego lepszego.

Judy Evans
sumienny żółwik
Sekani
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Czerwona satyna eleganckiej sukienki miękko otulała jej ciało, gdy stała na scenie wyśpiewując kolejne zwrotki w stronę publiczności. Lubiła to - występy przed publicznością, gdy mogła swoim dźwięcznym głosem opowiadać o różnorodnościach; te zadowolone spojrzenia bądź widok półprzymkniętych powiek delektujących się jej głosem. A ten przywodził umysłowi kolejne barwy przypasowane odpowiednim dźwiękom, tworząc dla pani muzyk wyjątkowe przedstawienie. Tak, z pewnością uwielbiała występować i zapewne gdyby posiadała w sobie trochę więcej ambicji próbowałaby podbić wielkie, światowe sceny zdobiąc swoją twarzą niejedną ścianę, z której jej plakatowa kopia przyglądałaby się przechodniom… Jej jednak było dobrze tak, jak teraz - w niewielkiej chatce Sapphire River oraz tym barze, który zdążyła już polubić. Śpiewała więc, przygotowywała oprawę muzyczną na dni, gdy klienci mogli pogrążyć się w ekstazie tańca zakrapianego kolejnymi drinkami.
Dziś jednak było spokojniej. Wyśpiewywała subtelne, kuszące melodie z gitarą przewieszoną przez drobne ciało, nie zauważając nawet ramiączka sukienki, które filuternie opuściło się odrobinę po jej ramieniu. Była pochłonięta muzyką i to właśnie muzyka miała grać dzisiejszego wieczoru pierwsze skrzypce. I grała przez pierwsze półtorej godziny podczas których Judy trwała na scenie, w końcu nadszedł jednak moment na krótką przerwę. Nieświadoma poczynań barmana podeszła do baru, aby przechylić się przez jego ladę i wyszeptać kilka słówek do męskiego ucha… Wiedziała, owszem, że ten wodzi za nią swoim spojrzeniem i często wybiera zmiany, na których przyjdzie im pracować w podobnych godzinach… A Evans bezczelnie to wykorzystywała. Lubiła pożądliwe spojrzenia. Lubiła dawać nadzieję a później czerpać garściami z męskiego zainteresowania oraz ich niebywałej chęci do ratowania damy z opresji. I gdyby tylko wiedziała jakie słowa na jej temat przyszło mu mówić ledwie kilkanaście minut wcześniej, wieczór zapewne potoczyłby się inaczej. Evans trwała jednak w słodkiej nieświadomości, by już kilka minut później stać przed barem, z papierosem między pociągniętymi czerwoną szminką wargami, wymieniając żarciki z kolegami po fachu.
I dopiero jakiś glos wyrwał ją z zamyślenia. Całkiem przyjemny dla ucha lecz zupełnie nieznajomy, z ciekawością więc obróciła się, by zobaczyć z kim ma do czynienia. Filuterny uśmiech wyrysował się na jej ustach, a iskierki rozbawienia pojawiły się w jej oczach, gdy pierwsza część tekstu doleciała do jej uszu. Ile to razy słyszała podobne banały? Nie była w stanie sobie przypomnieć, z pewnością jednak miało to miejsce często - po uwielbiała prowokować nic nie robiąc sobie z jakichkolwiek barier bądź granic.
Tak jak teraz, gdy uśmiech nadal widniał na jej ustach mimo obraźliwego zwrotu akcji jaki przybrała jej wypowiedź. I choć dziewczyna była śliczna i Judy z przyjemnością poznałaby ją bliżej, tak złośliwość oraz wredota wylewająca się z jej słów skutecznie tę śliczność zakrzywiały… A mimo to podeszła do niej, z tym aż nazbyt słodkim uśmieszkiem, by ułożyć dłoń na jej policzku. Bez zawahania bądź choćby chwili skrępowania, gdy drobne palce przesuwały się po miękkiej, delikatnej skórze nieznajomej. - Słodka jesteś. - Bo była, skoro sądziła, że podobny tekst w jakikolwiek sposób na nią wpłynie bądź podburzy samoocenę - ta nadal miała się niezwykle dobrze. - Mojej twarzy pomoże każdy, w miarę ogarnięty chirurg plastyczny, ale ty… - Cmoknęła, z dezaprobatą kręcąc głową. - Tobie kochanie nic nie pomoże. - Bo nie mogło pomóc - mogła mieć buzię aniołka i figurę która przyprawiałaby o zawroty głowy, lecz podły charakter (a zakładała, że taki właśnie miała, zwłaszcza w tych ciuchach rodem z korporacji) niszczył to wszystko. Judy zabrała dłoń, by na potwierdzenie swoich słów zwyczajnie przechylić wysoką szklankę z drinkiem rocket fuel i wylać całą jej zwartość (bo zdążyła upić ledwie dwa łyki) wprost na głowę nieznajomej.
Och nie powinna była! Ale jednocześnie, najzwyczajniej w świecie, nie potrafiła się powstrzymać.

Janelle Reddick
niesamowity odkrywca
chaosem
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Automatycznie i gwałtownie ręką odtrąciła dłoń pani muzyk. Od razu też zrobiła krok w tył zła za gest, którego dopuściła się tamta. Nienawidziła, kiedy ktoś bez uprzedzenia lub pytania po prostu ją dotykał. Zwłaszcza gdy rozchodziło się o całkowicie obcą osobę nie mającą żadnego prawa do niwelowania dystansu. To jak męskie dłonie łapiące za pośladki każdej przechodzącej kobiety. To każde ręce, które od zawsze lądowały na niej lub w ciemnych kręconych włosach. Dotykano jej skóry, bo była ciemna oraz włosów, bo miały odmienną strukturę. Robiono to bez żadnej zapowiedzi albo pytania. Po prostu – pac! – czego nigdy nie rozumiała. Obserwowała otoczenie i nie widziała, żeby dzieciaki przechodząc korytarzem nagle do kogoś podchodziły i dotykały ich włosów. Tylko jej. Bo im się chciało. Bo mieli na to ochotę nie zważając na fakt, że właśnie przekraczali intymne granice sprawiając, że od małego w Janelle wytworzyła się obawa, że każda (w szczególności obca) zbliżająca się do niej dłoń była bezczelna, agresywna, brudna i pełna niezrozumienia.
Gniew wzniecony przez cytowane przez barmana rasistowskie komentarze wzmógł się, gdy do uszu Janelle dotarły słowa o tym, że „jej twarzy nikt nie pomoże”. Nie pomoże - bo była czarna - co dodała sobie sama podjuszana przez to wszystko co usłyszała wcześniej.
Nim w pijanej głowie ułożyła odpowiednie słowa riposty niespodziewanie nad nią pojawiła się szklanka. Odruchowo zamknęła oczy i lekko skuliła ramiona czując jak zimny drink wkradła się pod koszulę, leci po plecach, szyi, włosach i twarzy.
W sądzie nauczyła się nie reagować przesadnie lub przemocą, chociaż teraz bardzo mocno miała ochotę dać kobiecie prosto w twarz.
Powoli otworzyła oczy czując zaczepione na rzęsach kropelki drinka. Spojrzała na bezczelną jasną twarz jednocześnie mocno zaciskając szczękę. Pani muzyk nawet nie wiedziała, jak bardzo Reddick powstrzymywała się przed ugryzieniem jej w te bezczelne rączki. Zamiast tego wyprostowała się nie odrywając spojrzenia od kobiety i z powagą oraz niewzruszeniem oblizała usta, na których czuła posmak rocket fuel.
- Parszywe i obrzydliwe. – Czuła, że nie musiała dodawać „jak ty”. Mogła, ale nie zrobiła tego, bo po swojej stronie nie miała grupki znajomych, którzy buczeli, gwizdali i radowali się rozrywką zafundowaną im przez Evans. Janelle obrzuciła ich ostrym spojrzeniem, bez słowa zgrabnie odwróciła się na obcasach i ruszyła w przeciwnym kierunku od tego okupowanego przez ziomków rasistowskiej żmii.

Zaskoczona twarz kasjera mierzyła się z powagą i obojętnością, z którą Janelle podeszła do tego jak wyglądała. Mężczyzna wydawał się oczekiwać jakichkolwiek wyjaśnień, ale nie uzyskał niczego poza parunastoma dolarami w zamian za butelkę wódki.
Alkohol dopity w nowym mieszkaniu skutecznie wymazał jego twarz, reakcje pani muzyk oraz jej własne brzydkie słowa, którymi uraczyła kobietę. Pozostała tylko gorycz wywołana przez relacje barmana, który skutecznie wszczepił w Janelle obraz muzyczki rasistki.

- W niedziele mamy mniejszy ruch, ale najpierw sprawdzę, jak sobie radzisz na scenie – stwierdził menager lokalu dając Janelle szansę na wykazanie się. Jeżeli dobrze jej pójdzie, będzie mogła grać regularnie. Nie tak, jak ich wielka gwiazda, o której wspomniał, ale z czasem na pewno zdołają się dogadać.
Reddick przystała na jego warunki zastanawiając się, czy wymieniona gwiazda to laska w czerwonej kiecce, o której nie słyszała najlepszej opinii (a raczej to ów gwiazda nie miała dobrej opinii o czarnoskórych osobach). Nie pamiętała jednak dalszego ciągu. Nie potrafiłaby powiedzieć, co robiła po odejściu od baru nie licząc przebłysku z powodu opuszczonej butelki wódki, która całe szczęście upadła na kanapę, o którą Reddick wcześniej się zaczepiła.
- Cztery piosenki na dobry początek? – Rozpoczęła negocjację, bo pomimo złego zdania na temat jednej z osób nie zamierzała rezygnować z dodatkowej pracy. Nie potrzebowała jej. Zarabiała wystarczająco, a jednak w przerwie od prawniczej powagi i buńczuczności pragnęła robić coś, co przypomni jej o dawnych mniej nerwowych czasach. O rodzinnym życiu w Lorne, w którym nie mieli dużo, a jednak nie byli tak nerwowi i zestresowani jak dzisiaj.
- Myślałem o trzech, ale za piękny uśmiech dostaniesz cztery. – Puścił do niej oczko i nagle przesunął wzrok w bok dostrzegając nieco dalej kogoś, kogo przywołał machnięciem ręki.
Reddick myślami powędrowała do wyboru czterech piosenek i zanim zwróciła uwagę na podchodzącą do nich osobę, ta już stała obok i.. było za późno na ucieczkę.
- Judy, to Janelle. Zagra przed tobą i zobaczymy czy nada się do tej roboty. – Menager posłał im obu szeroki uśmiech dopiero po chwili zauważając dziwną atmosferę, która niespodziewanie zgęstniała. Żadna nie wyciągnęła do tej drugiej ręki, nie uśmiechnęły się ani nie przywitały słowami. Chyba widział minimalne kiwnięcie głową, ale to wszystko. Poczuł się niezręcznie, bo ostatnie czego chciał to stanie pomiędzy dzikimi babami.
- Okeeej.. Judy, pamiętaj, że scena nie należy tylko do ciebie. – Musiał wykazać się jako stanowczy menager, ale najchętniej po prostu by je tu zostawił i zobaczył, co stanie się potem.
Ostatnie czego chciała Reddick to granie przed panią muzyk. Czy w Lorne Bay nie było innych artystów? Dlaczego to musiała być właśnie ona? Ta sama, która prezentowała się równie dobrze co wcześniej, chociaż była okropnym człowiekiem. Przynajmniej zdaniem barmana, którego Janelle nie podejrzewała o kłamstwo. Zwłaszcza nie o takie, bo o ludziach można mówić wiele rzeczy, ale wkładanie do ich ust podobnych słów było.. okropne. Równie okropne jak to spotkanie, którego Reddick powinna się spodziewać podobnie jak początkowego chwilowego zaskoczenia w zielonych oczach. W końcu wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnim razem. To było zaledwie w piątek, tuż po pracy, a teraz bez wyprostowanych włosów jej głowę zdobiły krótkie czarne loczki, zaś ubiór nijak miał się do szytej na miarę garsonki (klik, bo nie znalazłam dobrego zdjęcia).

Judy Evans
sumienny żółwik
Sekani
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Judy Evans zawsze uwielbiała przekraczanie wszelkich, możliwych granic. Nie była w stanie wskazać ku temu powodu, posiadała jednak talent do podważania wszelkich autorytetów i przekraczania wytyczanych granic, zwłaszcza tych których linia była umowna i płynna zależnie od przypadku. Nic więc też dziwnego, że jej drobna dłoń sięgała w stronę buzi Janelle która, gdyby nie podłe zachowanie, zapewne wpadła by jej w oko. Teraz jednak wzbudzała w niej jedynie wstręt, ten jednak nie miał nic wspólnego z kolorem jej skóry, a każda, niezadowolona minka bądź reakcja wariatki (bo za taką uznała Reddick atakująca ją paskudnymi tekstami, zwłaszcza teraz gdy była po zmianie i mogły ten wieczór spędzać w przyjemniejszy sposób) wiązała się z wyrazem zwykłej satysfakcji jaka pokazywała się na twarzy Evans.
- Paskudne i obrzydliwe? - Powtórzyła aż nazbyt słodkim tonem słowiczego głosu, nie odrywając od kobiety uważnego spojrzenia zielonych oczu. - W takim razie niezwykle do siebie pasujemy, nie sądzisz? - Doskonale wiedziała (a przynajmniej tak się jej wydawało) co dziewczyna ma na myśli i że nie chodzi o drinka (który dla wielu faktycznie był paskudny) a o nią samą… A że zachowanie nieznajomej wydawało się być dla Judy jeszcze gorsze niż ten drink, śmiało połączyła fakty.
I nie przejmowała się zupełnie zachowaniem znajomych, którym na tyle były znane zachowania Judy, że chyba zwyczajnie już przywykli do jej najróżniejszych wyskoków - a tak przynajmniej się jej wydawało. Obserwowała więc, jak dziewczyna obraca się na pięcie aby ruszyć swoją stronę, a krótkie - Miło było cię poznać! - Uleciało z jej ust w stronę oddalającej się sylwetki z nadzieją, że wbije się w nią równie mocno, niczym wisienka na przysłowiowym torcie.
Bo Judy Evans nigdy nie miała łatwego charakteru.
I jakby nigdy nic po tym zajściu brunetka wróciła do swoich zajęć, by przed wyjściem ponownie na scenę znów przechylić się przez bar, z tym słodkim uśmieszkiem kobiety wykorzystującej męską słabość.
- Joe, co to była za laska, znasz ją? - Spytała, wskazując głową na drzwi, bo z tego punktu z pewnością widział całe zajście.
-Nie mam pojęcia.

Janelle Reddick


Judy przeciągnęła się niczym kotka wstając z barowego stołka. Nie, nie raczyła się jeszcze alkoholem doskonale wiedząc, że czeka ją wyjście na scenę, to jednak nie przeszkadzało jej w wypiciu kwaśnego, bezalkoholowego drinka jaki przyrządził dla niej Joe.
- Słyszałaś, że mamy mieć tu nową? - Zagadnął ją mężczyzna, opierający się o blat i wlepiający spojrzenie w jasną twarzyczkę Judy.
- Jaką nową? - Zaskoczona spojrzała na barmana o niczym podobnym nie wiedząc… A przecież wiadomości rozchodziły się niezwykle prędko.
- Jakaś laska chce cię wygryźć, mówiła, że nie masz za grosz talentu i pora cię wymienić - Joe kiwnął głową jakby chciał potwierdzić swoje słowa. Plan jaki pojawił się w jego głowie był niemal idealny - skoro ta chciała odebrać obiektowi jego westchnień czas antenowy zamierzał doprowadzić do starcia, by później niczym rycerz na białym koniu uratować piękną pannę z opresji która w zamian… Tu już wchodziły bajki dla dorosłych, gdyż Joe niejednokrotnie wyobrażał sobie, co też będzie z Evans robił na zapleczu baru.
I plan sprawdzał się do pewnego momentu, gdyż w Evans zawrzało okrutnie a nogi ubrane w wysokie szpilki same poprowadziły ją na zaplecze, gdzie nonszalancko oparła się o framugę drzwi, krzyżując ręce na piersi. Niedoczekanie, aby ktokolwiek wygryzł ją z ukochanej pracy… I rozpowiadał, że jest pozbawiona talentu w momencie, gdy to właśnie on przepełniał jej życie.
- Do mnie nie należy, lecz nie sądzę, aby było w niej miejsce dla kogoś o kulturze neandertalczyka. - Odpowiedziała miękko, z aż nazbyt słodkim uśmiechem wyrysowanym na ustach, od którego z pewnością można było dostać próchnicy.
Brwi managera powędrowały ku górze.
- Ma być spokój, jasne? - Och, Judy już doskonale znała ten ton to też wywróciła jedynie zielonymi ślepiami i kiwnęła głową, wyraźnie niezadowolona z obrotu spraw. Bo z przyjemnością w niezbyt kobiecy sposób pokazałaby dziewczynie co też o niej myśli, zamiast tego niechętnie podeszła do konsolety, nawet nie obdarzając jej choćby cieniem spojrzenia.
- Wiesz, w jakiej tonacji śpiewasz? Muszę ustawić mikrofon. - Proste pytanie dotyczące pracy uleciało z jej ust niemal żołnierskim tonem i dopiero wtedy kątem oka zerknęła na dziewczynę… I nadal nie rozumiała, jak ktoś o tak ślicznej buzi potrafił mieć tak paskudny charakter. - Nie mamy całego dnia więc namyślaj się szybciej. Chyba że nie wiesz, wtedy przestawię podczas występu. - Dodała wywracając oczami… I mając nadzieję, że dziewczyna naprawdę nie wie. Chciała ją wygryźć? Proszę bardzo, Judy jednak nie miała zamiaru się poddawać i oddawać wygodnego stołka bez jakiejkolwiek walki.
Nawet jeśli ta miała nie być do końca fair.

Janelle Reddick
niesamowity odkrywca
chaosem
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Przeszywała Judy wzrokiem nawet nie starając się pojąć, skąd w dziewczynie tyle niechęci. Nie pamiętała całego piątkowego wieczora, więc z góry założyła, że wszystko to – zachowanie dziewczyny oraz jej bezczelne słowa – powiązane były z rasizmem. Z czymś, o czym tak jawnie mówił barman niekryjący zniesmaczenia postawą Evans. Wydawał się tego nie popierać i dlatego Janelle ślepo mu uwierzyła. Obdarzyła go kartą zaufania, bo nie miała podstaw by sądzić inaczej zwłaszcza, że Judy całą sobą potwierdzała jego słowa. Była wręcz odzwierciedleniem tego, co on opisał. Idealnym obrazem utkanym z kłamstw stanowiącym jedynie odpowiedź na to, czego Reddick nie pamiętała. A nawet gdyby kojarzyła własny beznadziejny tekst o asfalcie, to i tak miałaby dziewczynę za skończoną rasistkę.
Takim nigdy nie odpuszczała. Nie teraz.
Zdjęła z ramienia pokrowiec z gitarą starając się skupić na pracy. Na dodatkowej fusze, której wcale nie potrzebowała, ale miło byłoby po prostu wyrwać się z okowów prawniczej powagi i sztywniactwa. Nie była pewna, na ile jej to wyjdzie. Wsiąkła w nowy świat tak bardzo, że już zapomniała jak żyło się kiedyś. Jak wyrozumiała, dobra, przemiła i radosna była, pomimo iż świat wciąż im dosrywał. Po latach przybrała inną formę. Otoczyła się drutem kolczastym i cała zesztywniała. Gdyby jednak Judy była milsza (i nie była rasistką) to Janelle zesztywniałoby co innego (gdyby była facetem).
- Poradzę sobie z tym. – Wreszcie się odezwała; ostro i stanowczo w ten sam sposób patrząc na Evans. – Nie jestem głupia. Wiem, że coś kombinujesz. – Bo co? Nagle tamta stała się miła i zamierzała dla niej nastawić mikrofon? I co jeszcze? Nastroi jej gitarę? A niech tylko ją dotknie, to dostanie po łapach tak, że przez kolejny miesiąc nie będzie mogła szarpać strun. – Niczego nie dotykaj – nakazała, kiedy zauważyła, że Judy nadal stała przy konsolecie.
Reddick odstawiła gitarę na bok i podeszła do głównego panelu jednocześnie całą swą mentalną energię odpychając od siebie Judy. Nawet nie musiały się dosłownie przepychać. Atmosfera między nimi była tak gęsta, że wzajemnie odrzucało je niczym magnesy o tych samych biegunach.
Obrzuciła wzrokiem konsolę, w głowie starając się przypomnieć sobie wszystko co o tym wiedziała, a raczej pamiętała. Kiedyś grywała często, prawie codziennie. Od lata robiła to coraz rzadziej i choć niektórych rzeczy się nie zapominało, to część z nich należało sobie przypomnieć. Jak teraz, chociaż nie dała tego po sobie poznać, bo.. za cholerę nie poprosi Evans o pomoc. Prędzej zje stuletnie jajo.
Sięgnęła do pierwszej gałki i kontrolnie zerknęła na dziewczynę, której osobę wciąż czuła nieopodal. Przez ten jej zapach.. cholerny zapach, który był ładny. Reddick nie wiedziała czy to tak intensywny szampon czy delikatniejszy perfum. Jednak nie oddała się tej myśli zbyt długo czując jak czerwienieją jej policzki (a raczej, przy tej karnacji, bardzo lekko różowieją).
- Zabieraj łapy od mojej gitary! – warknęła wściekle. Była to typowa klasyczna gitara oklejona przeróżnymi nalepkami, które po dłuższej analizie i znajomości Janelle sugerowałyby, że to nie ona ją obkleiła. Były tam dwa loga australijskich drużyn, znaczki z komiksów oraz kreskówek, motor i nawet sexy babeczka w kostiumie. Naklejki nie były duże, więc z daleka ciężko było dostrzec szczegóły wraz z zarysowaniami i zniszczeniami sugerującymi lata użytkowania. Jedynie struny stanowiły nowy element całości, której nikt nie miał prawa dotykać bez pytania.
Szybko podeszła do dziewczyny i szarpnięciem zabrała gitarę z miejsca.
- Miałam dzisiaj świetny wieczór, ale potem się pojawiłaś i wszystko trafił szlag. - Zacisnęła zęby nie bojąc się mierzyć spojrzeniem z zielonymi tęczówkami. - Spodziewam się, że nie tylko ja tak z tobą mam. - Skoro była tak wredną i pełną nietolerancji osobą. Aż dziw, że ktokolwiek zatrudnił Evans, a raczej.. nic dziwnego, że nie miała innej roboty. Kto by chciał pracować z kimś takim?

Judy Evans
sumienny żółwik
Sekani
ODPOWIEDZ