chirurg ogólny — carins hospital
37 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
I used to think that I was made out of stone, I used to spend so many nights on my own, I never knew I had it in me to dance anymore...
outfit

Nie wiedziała na co się pisze, kiedy postanowiła dać szansę Lorne. Teraz było za późno na krok w tył, a bałagan jedynie rósł. Co z tego, że nikt za bardzo jeszcze nie miał tej świadomości? Wystarczyło, że ona wiedziała i to aż za dobrze. Teoretycznie między nią, a Dawseyem trwał miesiąc miodowy, pomimo permanentnego zdenerwowania Louise wynikającego stresami związanymi z nową pracą. Szefowa oddziału chirurgii ogólnej... Brzmiało tak poważnie, tak kusząco. I kompletnie ją przerastało. Już po pierwszych dwóch tygodniach. Ciągłe zmiany - to była jej codzienność. Teraz, próbowała odnaleźć się w roli gospodarza. Ogromna zmiana. Może za dużo ich na raz? Zwłaszcza, gdy ukradkiem tymczasowe życie, starało się wkraść do tego nowo-starego, które wreszcie odzyskała. Przyjazd Verniego to nie było coś, czego kiedykolwiek Cumberbatch, by się spodziewała... Kiedykolwiek...
Tak więc to nic, że swoim ubiorem zupełnie tu nie pasowała. To nic, że z nikim się nie umówiła. To też nic, że rano miała wstać do pracy... To wszystko nic. Potrzebowała chwili. Chwili dla siebie. Zamiast więc wrócić prosto do Tingaree, znalazła się w zupełnie innej części miasteczka. Wysłała krótką wiadomość do Dawseya, że umówiła się z Yvone na drinka. Wróci sama, albo poprosi go o podwózkę, jak nie będzie za późno. Trochę skłamała. Ale nie uważała, że to coś złego, skoro planowała wypić kieliszek ulubionego wina, siedząc samotnie przy barze. To żaden grzech. A jedynie drobna cena, za niepowtarzalną okazję do pozbierania myśli. A przynajmniej próby tego uczynienia.
Blondynka przekroczyła niepewnie próg lokalu, w którym nie była od lat. Nie zmienił się za wiele, wciąż z głośników sączyła się ta sama muzyka. W kącie dalej była niewielka scena, gdzie można śpiewać karaoke, ale dziś nie zamierzała tego robić. Choć tak, spojrzała tęsknie w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się do barmana, gdy zajęła już odpowiednie miejsce na uboczu. Był nowy, ona poniekąd też. Złożyła zamówienie, widziała jego zaskoczenie, ale jedynie wzruszyła bezradnie ramionami. Zerknęła na telefon z odpowiedzą Dawseya. Mimowolnie wpatrywała się dłuższą chwilę w wyświetlacz, jakby chciała tam znaleźć coś jeszcze. Wreszcie wyciszyła telefon, wrzuciła go do środka torby i przymknęła na chwilę powieki. Stanął przed nią kieliszek, rozpoznała ten charakterystyczny dźwięk- zetknięcie szkła oraz blatu. Uśmiechnęła się w podzięce do obsługującego ją mężczyzny, a następnie obróciła głowę w bok. Pozwoliła sobie napawać się wzrokiem beztroskich ludzi. I zazdrościła im tego, ściskając pełen kieliszek. Zazdrościła im tej beztroski, na którą nie było jej aktualnie stać. Na którą tak naprawdę nie było jej stać od lat, choć wmawiała sobie inaczej dzięki dobrym pozorom...Zaśmiała się cicho sama do siebie, nie przejmując się tym, że ktoś mógłby wziąć ją za kretynkę. Albo niezrównoważoną, kiedy tak pod nosem wymamrotała: -co ja robię... - i zamiast się napić, co pewnie powinna uczynić, zagryzła wargę, niepewna wcale czy dziś przełyk posmakuje tej odrobiny goryczy.

jackson hargreeves
sumienny żółwik
leośka#3525
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
#12

Tak, Lorne było specyficznym miejscem, w którym Jack… czasami znajdował coś dobrego, a czasami miał naprawdę kurwa dość tego miejsca. W takich chwilach musiał wyjechać, poszukać szczęścia za granicą, podążyć jednocześnie za jakąś porywającą historią… A potem wracał. Wracał i przez chwilę znów był ojcem, przez chwile ta okolica znowu była całkiem okej, wystarczała mu. Na chwilę. Aż znowu nie pojawiło się to znajome swędzenie. Ostatni tydzień spędził za granicą, bo szukał tropów, sprawdzał czy pod starymi kamieniami nie czai się coś nowego. Jakiś ślad, nawet najmniejszy, najbardziej niepozorny. Nic jednak o ty mnie świadczyło, więc wrócił. To była część jego najnowszego projektu, z potencjałem na nową książkę. Poruszał stare drzewa, zerkał do zapomnianych dziupli i z nierozwiązanych spraw chciał stworzyć książkę. Oczywiście jeszcze nie wiedział, czy to będzie opowieść o drogach wiodących w las, czy jednak jego poszukiwania i odgrzebywanie starych trupów coś ujawni, zwłaszcza że w wielu tych sprawach minęło sporo czasu. A po odpowiednim czasie ludzie czuli się pewniej, chętniej chcieli rozmawiać o tym co się działo. Więc tak, obie opcje były kuszące, jeszcze nie wiedział jak to się rozwiąże, ale był podekscytowany! Nawet bardzo. .Więc miał dobry humor po powrocie i żeby go uczcić, skierował swoje kroki oczywiście do baru. Po wejściu zlustrował lokal, poszukując swojej córki, żeby sprawdzić czy dzisiaj pracuje, ale nigdzie jej nie było. Więc poszukał barmana, który właśnie obsługiwał jakąś blondynkę, więc korzystając z okazji usiadł obok niej i zamówił whisky. Nawet nie zwrócił na nią uwagi, dopóki się nie zaśmiała. - Chyba dobrze wpada ten drink - rzucił z lekkim rozbawieniem, a potem sięgnął po swojego drinka i uniósł go, w ramach toastu - chociaż trochę mnie zaintrygowałaś tym co powiedziałaś. Szukasz przygód? - zapytał, może i nieco flirciarsko, ale co z tego! louise cumberbatch była bardzo piękną kobietą, wiec why not, mógł troche popodrywać!
przyjazna koala
-
-
chirurg ogólny — carins hospital
37 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
I used to think that I was made out of stone, I used to spend so many nights on my own, I never knew I had it in me to dance anymore...
Kiedyś była taka jak on. Niespokojna. Szukająca swojego miejsca. Wrażeń. Nowych doznań. Później myślała, że się zmieniła. Odnalazła swoją oazę, bezpieczną przystań... Pierwszy, poważny sztorm, jednak nakazał Louise ewakuację. Teraz wróciła. Tylko po co? Może to był błąd... Kolejny błąd... Czy to możliwe, że nie nauczyła się niczego w całym swoim życiu?
Z zamyślenia wyrwał ją głos mężczyzny, który siedział tuż obok. Skupiła już wcześniej na nim swoje spojrzenie, może i to sprowokowało go do odezwania się, ale wcale nie zrobiła tego celowo. To wynik zanurzenia się we własnym umyśle... Dającym jedynie więcej pytań niż odpowiedzi.
-Jeżeli brak wpadania można nazwać dobrym wpadaniem... - mruknęła z przekąsem, bo nie, nie zdążyła napić się chociażby kropli. I nie była pijana. A zraniona. Zdesperowana. Zagoniona w ciemny kąt, niepewna czy decyzje przez nią podjęte były właściwe... Ze stanem wiedzy sprzed czterech godzin uznałaby, że pozostanie tu z Dawseyem to najlepsze co zrobiła przez ostatnie lata. Teraz jednak, wiedząc jak łatwo przyszło mu budować życie z inną kobietą pod jej nieobecność, uważała, że to największa głupota ostatnich miesięcy. A może i całego życia. Tak więc tak, może wariowała. Albo kopało i bez alkoholu. -Niestety, dziś nie - dodała, uśmiechając się niby to załamana, ale czy taka była? Nie do końca. Chociaż dobrze wiedziała, że gdyby natrafili na siebie w jakimkolwiek barze, parę miesięcy wcześniej... Odpowiedź mogłaby być zupełnie inna. Może właśnie przez tę świadomość, Lou kierowana starym, skrywanym sentymentem za utraconymi możliwościami, dorzuciła: -ale gdybym jednak była... Miałbyś ciekawą propozycję na przygodę? - choć nie sądziła, że blondyn przed nią mógłby ją zaskoczyć czymś wyszukanym. Chociaż... Nigdy nie mów nigdy?

jackson hargreeves
sumienny żółwik
leośka#3525
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Wciąż mogła być. To nie było takie złe. Było to oryginalne, wymagało podejmowania ryzyka i wiecznego bycia nie-u-siebie, ale takie życie jest najlepsze do wspominania, przez ciebie lub innych. Trzeba mieć oczywiście nadzieję, że nie skończy się jak typek z Into the wild, bo to na pewno była przygoda niespokojnego człowieka, której nie należy powtarzać… chociaż akurat Jack nie powinien oceniać, bo nie raz i nie dwa pakował się w o wiele, wieeele gorsze tarapaty w swoim życiu dla sprawy, za którą podążał. Więc może dla niektórych to po prostu był taki jednorazowy zew przygody, który mógł człowieka zepchnąć z klifu. A dla innych, takich osób jak Jack, był to wiatr w skrzydła, który nieustannie unosił go na innej orbicie. Skomplikowana sprawa, ale może właśnie to było piękne w tym niespokojnym życiu i pogonią za wiecznie nową przygodą? Możliwości.
- To czas to nadrobić i wtedy ocenić - zauważył, bo był typem człowieka, który widzi problem, więc wdraża rozwiązanie. I nie do końca wiedział, jak ludzie funkcjonują inaczej, bo jego wersja była przecież o wiele fajniejsza!
- Szkoda - zauważył, bo jednak z louise cumberbatch była piękna kobieta, więc przygody z nią byłyby czystą przyjemością! I tak, Jack był powierzchowny w tym momencie, ale był przyzwyczajony, że w barach szuka się zapomnienia i przygód na chwilę, a nie… no właściwie nie wiedział czego.
- Możliwe - rzucił z lekkim rozbawieniem. - Ale póki co mogę zaproponować wysłuchanie, skoro i tak tu siedzimy i pijemy, a słowa same ci się wyrywają - zauważył, unosząc lekko brew. Był człowiekiem opowieści. Słuchał ich, podążał za nimi, spisywał je i publikował. Więc szkoda przegapić okazję na nową, co nie?
przyjazna koala
-
-
chirurg ogólny — carins hospital
37 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
I used to think that I was made out of stone, I used to spend so many nights on my own, I never knew I had it in me to dance anymore...
Problem polegał na tym, że choć większość życia Louise uważała, że te nieskończone możliwości oraz bycie obywatelem świata to jest właśnie to, czego od codzienności chce to... Dawsey Carleton skutecznie pokazał blondynce w jak wielkim błędzie się znajdowała. Wyszło mu to tak doskonale, że nawet, kiedy po ich rozwodzie, definitywnym więc rozstaniu, znalazła się setki tysięcy kilometrów od niego to wciąż - tęskniła. Za tym, co mieli razem. Za tamtym mężczyzną, którym był przed pięcioma laty. Próbowała wrócić do dawnej rutyny, przyzwyczajeń uznawanych niegdyś za wyśmienite... Nie umiała. I nie chciała w pełni oddać się temu co nowe, bo tęskniła za tym co stare. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko zaświeciła się lampeczka sygnalizująca możliwość powrotu Lou nie zastanawiała się dwa razy. Tyle że praktyka pokazywała, że to co w teorii miało wyglądać pięknie, wcale takim nie było. Działo się to, co się działo, o wiele za szybko. Za intensywnie w pewnych sferach, kiedy inne, zwłaszcza te wymagające rozmowy, pozostawały nietknięte... Więc oto była tu. I zastanawiała się nad sensem lub bezsensem swoich ostatnich poczynań..
Nie odpowiedziała nic, po prostu zrobiła to, co tak dobrodusznie poradził nowy towarzysz. Przechyliła kieliszek, skosztowała całkiem spory łyk wina i zamruczała z rozkoszy. Może nie kopało, ale wciąż smakowało tak dobrze, jak to pamiętała. Dokładnie takie, jak lubiła. Nie musiało kopać, nie o to chodziło w wyborze alkoholu, przynajmniej według blondynki.
Uśmiechnęła się, słysząc tak wprost wypowiedziany żal spowodowany nie czym innym, a jej odmową. To głupie. Po raz kolejny, do tego w tak krótkim czasie, lapała się na tym, że cieszyła ją świadomość tzw. "bycia wciąż w grze". Co z nią nie tak? Miała, przecież u swojego boku mężczyznę, za którym tęskniła latami. To na nim powinna się skupiać oraz na emocjach wywoływanych przez jego słowa, a nie obcych mężczyzn w barze... Niepokoiło to Cumberbatch, ale pomimo tego dyskomfortu i tak... Czuła dziwną, ale jakże przyjemną satysfakcję. Może jednak była taką kobietą, której zadowolić ostatecznie się nie dało? Zawsze musiała za czymś gonić? Tym co nieuchwytne... Nic nie mogło być satysfakcjonujące w pełni... ale przecież życie rodzinne takie było. Kiedyś. Później je utraciła. I dziś... Chyba wciąż nie miała tego "swojego miejsca".
-Nie mam nic ciekawego do opowiedzenia. Może się więc zamienimy? Ja posłucham, ty będziesz mówić - zaproponowała, przekazując pałeczkę mężczyźnie. Nie chciała zwierzać się ze swoich rozterek nowopoznanej osobie. Nie była ich pewna. Dopiero to się w niej pojawiało. Ziarno niepewności. Nie było więc sensu robić z niego niczego więcej. Niech zostanie na razie... I jeśli faktycznie coś oznaczało, to zacznie kiełkować. Prędzej czy później.. A teraz... Teraz było dobrze, jak było. Powiedzmy.

jackson hargreeves
sumienny żółwik
leośka#3525
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Jack chyba nigdy nie kochał nikogo w taki sposób, żeby żałować i chcieć wrócić. W końcu miał dwie żony, jeszcze więcej kobiet i kochanek na całym świecie, ale zawsze ważniejsza była dla niego praca. To jego totalnie największa miłość… i ciężko powiedzieć, czy to sprawiało, że był szczęściarzem, czy jednak nie do końca. Bo taka tęsknota to na pewno nic fajnego, ale miłość jak z filmów i książek już brzmiała naprawdę nieźle. No, przynajmniej do pewnego etapu, zanim się nie skończyła, skoro louise cumberbatch nie mogła się z tym etapem życia, ani uczuciami pożegnać. No przypał. Poza tym miał też za czym tęsknić i na co zerkać! No dobra, może nie tęsknić tak per se… bo jednak chodziło tu o jego stare, niedokończone sprawy, o których teraz pisał książkę. Tropy, które nigdy nie doprowadziły do celu, ślepe uliczki i pytania bez odpowiedzi. To frustrowało i sprawiało, że do nich wracał myślami. No ale tak samo jak u Lou pięć lat temu nagle nie wróci, tak samo pewnie i u niego sprawy po prostu zamarzły w tym punkcie i utknęły na dobre. I cóż, no czasu nigdy się nie da cofnąć, a przez pięć lat cholernie wiele się może przecież zmienić.
Kiedy ona zamruczała, on uniósł lekko z zaciekawieniem brew. - Widzę, że łatwo cię zadowolić - podsumował, chociaż nie miało to zabrzmieć aż tak drity jak wyszło. Ups.
- Nieprawda, na pewno masz coś ciekawego do powiedzenia - zauważył, posyłając jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów. A potem uśmiechnął się pod nosem. - Powiedz mi o jakim miejscu z mapy świata chciałabyś coś posłuchać - odpowiedział nieco enigmatycznie, ale hej, czasami w tym tkwiła najlepsza zabawa. W grze. Nie wiedział jeszcze jaka to gra, co jest stawką i jakie są zasady, ale nieważne. Miał czas. Noc była bardzo długa. A jednocześnie często zbyt krótka, ale nie o tym teraz!
przyjazna koala
-
-
chirurg ogólny — carins hospital
37 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
I used to think that I was made out of stone, I used to spend so many nights on my own, I never knew I had it in me to dance anymore...
Może to był problem, że nie do końca to z Dawseyem uwzględnili. Zmiany, które są w końcu naturalną rzeczą występującą po pięciu latach. Szczególnie podczas takiego okresu rozłąki. Nie byli obok, ale życie toczyło się dalej. Spotykali na swojej drodze różne osoby, doświadczali przeróżnych sytuacji, a to na nich oddziaływało. Kreowało na nowo. Nie mogli tego obserwować, te drobne zmiany nie stanowiły więc obecnie dla nich nic oczywistego. Musieli uczyć się siebie na nowo, a chcieli przecież tak po prostu wskoczyć w to, co mieli kiedyś. Ot, z rozpędu. Może postąpili zbyt lekkomyślnie? Może tak się nie dało... Choć bardzo chcieli... To chyba nie do końca sprawdzało się w praktyce, tak na nieco dłuższym dystansie... Inaczej, nie byłaby dziś tu, gdzie była, gdyby to faktycznie działało. Czyż nie?
Nie miała pojęcia kim jest mężczyzna przed nią. Obstawiała, że mógł być tutaj stałym bywalcem, ot lokalnym zagadywaczem. Takim, co to lubi spędzać wieczory w barze i opowiadać o swoich wielkich doświadczeniach. Może to też bardzo krótkowzroczone oraz powierzchowne ze strony blondynki, ale Lou podejrzewała, że całkiem możliwe, iż niekoniecznie wszystko co wychodziło z ust owego pana musiało zgadzać się z rzeczywistością. Tak, podejrzewała go o koloryzowanie oraz pewnego rodzaju bajdurzenie, ale nie mówila tego głośno. Pozory bywały mylące. Niemniej, nie mogła odmówić mu pewności siebie. I braku zahamowan. On, w końcu ze swoimi pozornymi wnioskami, nie krył się wcale. Co skwitowała jedynie uśmiechem, bez wyprowadzania z błędu odnośnie tego, jak to jest z tym zadawalaniem osoby Cumberbatch. Niech sobie myśli, że i łatwo. Nie mogła, przecież nic stracić na tym. A może mogła? -Meksyk - zaproponowała w ciemno, będąc jednak wewnątrz pewną, że nieznajomy, bezimienny mężczyzna przed nią na sto procent uraczy ją jakąś anegdotką. Sprawiał wrażenie, jakby miał zawsze w rękawie asa. I jak już zostało wspomniane... Jeśli tam nie był, na pewno coś jakoś wytworzy w swojej wyobraźni, by spróbować sprzedać w miarę rzeczywiście. Właściwie Louise całkiem się zdziwi, gdy blondyn przed nią powie pas..

jackson hargreeves
sumienny żółwik
leośka#3525
dziennikarz śledczy — freelance
53 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Stary dziennikarz, który niszczy swoją wątrobę i nawiązuje same dziwne relacje z ludźmi dookoła.
Ludzie się zmieniają, wyrastają z pewnych rzeczy. I troche tak jest, że niektórzy ludzie powinni nam towarzyszyć tylko na niektórych etapach życia, bo potem się po prostu wyrasta z relacji, zmieniają się priorytety. I ludzie często wkurzają się z tego powodu, że relacja zanika, zamiast cieszyć się, że była. Nie ma takiego… normalnego sposobu na zakończenie relacji. Zawsze ktoś się czuje zdradzony, oszukany lub wkurzony z jakiegoś powodu. Zawsze temu towarzyszą jakieś intensywne emocje, a to przecież całkiem naturalne, że skoro niektóre zainteresowania przemijają i priorytety, to relacje też powinny. Jack starał się to w ten sposób tłumaczyć, nie traktować swoich małżeństw po prostu jak jedną wielką porażkę, a po prostu uznawać, że na tym etapie byli razem szczęśliwi, ale na dłuższą metę nie wyszło. Nie rozumiały tego oczywiście jego dzieciaki, bo dla nich istniała tylko wizja ojca, która była gdzieś tam pokazywana w telewizji. Jeden wielki dom, jedno wielkie drzewo, spłodzony syn i ojciec, zawsze na straży i pod ręką w tym wszystkim. Nawet jeśli większość tych filmów pokazywało tego ojca jako generalnie nieszczęśliwego, matkę podobnie, to one i tak widziały tylko dzieci, które mają pod ręką komplet rodziców. No ale to była jego perspektywa, a on… no jego życie było bardzo niestandardowe i nietypowe, więc louise cumberbatch miała pełne prawo myśleć zupełnie inaczej.
Jack raczej by się oburzył na taką metkę kogoś, kto koloryzuje! Jako dziennikarz zawsze był niezwykle rzetelny i oddawał w swoich artykułach wydarzenia takie, jakimi były. Nie dodawał smaczku, nie kłamał, kierował się swoim kodem etycznym. Nie wybielał nikogo, nie krył nawet osób, które znał. Bardzo dobrze za to krył swoje źródła, więc dziwne, że kobieta nie poczuła, że warto mu zaufać! Bo totalnie było warto. Nie był pijaczyną, który zagadywał wszystkich, naciągał na piwka, a potem się narzucał…. zdecydowanie źle go oceniła.
- Ah, Meksyk. Trzeba uważać na jakie plaże się wchodzi, zwłaszcza jak w okolicy są czaszki. Kiedy zatrzyma cię policja, musi być przygotowana łapówka. Za to kurorty turystyczne są w miarę bezpieczne, gangi o to dbają. Trochę mniej dbają o osoby, które wtrącają nos w nie swoje spray, raz nieomal swój tam straciłem… gdybym nie uciekł przed maczetą - przyznał, bo cóż, maczeta była popularnym gadżetem wielu zbiorów w różnych miejscach świata, gdzie trzeba było się przedzierać przez gęstą roślinność, żeby dotrzeć do tajnych kryjówek. Dwa w jednym. A Jack na razie powiedział tyle, oceniając jak bardzo jest zainteresowana dalszą opowieścią.
przyjazna koala
-
-
ODPOWIEDZ