40 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
  • jeden
Chciała przyjechać od razu. Właściwie już się pakowała w chwili, gdy rozmawiali po raz ostatni przez telefon. Dwa miesiące temu. Gdyby tylko dziwnym splotem przypadków nie trafiła tamtego dnia, tuż po jego telefonie, do aresztu... To prawda, że podczas swoich podróży w ciągu ostatnich trzech lat pakowała się w przeróżne sytuacje, zawody i projekty, często (czyt. nigdy) nie sprawdzając nawet, czy wszystko jest legitne i zgodne z prawem, ale teraz pierwszy raz dopiero trafiła na najgorszy moment z możliwych. I kto wie, może wypuściliby ją już na drugi czy trzeci dzień, bo właściwie naprawdę nie wiedziała o żadnych złych uczynkach, dziejących się pod przykrywką niby zwykłej galerii sztuki, w której zatrudniła się na czarno, ale niestety bardzo uprzykrzała życie pilnującymi ją policjantom. Z całych sił i na różne sposoby próbowała po prostu się wydostać, tak? Skąd mogła wiedzieć, że jęczenie, nie odpowiadanie konkretnie na pytania podczas przesłuchań, błaganie, straszenie funkcjonariuszy swoją znajomą-detektyw, a w końcu nawet zaatakowanie (niegroźne!) jednego z policjantów (mógł trzymać ręce przy sobie, nie potrzebowała eskorty z powrotem do celi!) okaże się aż tak złym sposobem na wcześniejsze uwolnienie? W końcu jednak nie mogli tak przetrzymywać jej w nieskończoność. Wypuścili ją, by mogła dokończyć to, co zaczęła dwa miesiące wcześniej. Złapać pierwsze możliwe połączenie lotnicze do Cairns i znaleźć się w końcu tutaj, w Lorne Bay, pod jego domem. Pewnie śmierdziała, bo nie było czasu na inne prysznice, niż ten w areszcie. Rozładowana komórka prosiła o odrobinę chociaż prądu, ale jakoś o niej nie myślała. Włosy błagały ją o wyszczotkowanie. Mózg o długi sen. Jej żołądek domagał się porządnego posiłku, bo nie miała głowy do takich przyziemnych spraw, jak jedzenie.
Ale nieważne już to wszystko!
Była na miejscu.
Błagam, powiedz, że nie przyjechałam za późno! — rzuciła szybko, zamiast powitania, gdy tylko Walter otworzył drzwi i stanął przed nią w progu. Nie minęły jednak nawet dwie sekundy, gdy odstawiła ciężką walizkę, podbiegła i po prostu wskoczyła mu w ramiona. I nie planowała wcale za szybko go puszczać. Trzy lata musiała bez tego wytrzymać. Gdzieś tam, za oceanem, może w końcu jakoś do tego przywykła, ale teraz... Nie miała pojęcia, jak niby przetrwała cały ten czas. Bez niego gdzieś na wyciągnięcie ręki. — Wstrzymaj oddech, jeśli musisz, bo ja się stąd już nie ruszam — ostrzegła go lojalnie. A że już zsuwała się trochę z niego, to pozwoliła sobie stanąć na palcach na jego stopach.

Walter Wainwright
powitalny kokos
ejmi
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Podczas tamtej nocy, która widniała w jego głowie jako mało wyraźne, mgliste już wspomnienie, naprawdę jej potrzebował. Świat nigdy nie wydawał mu się tak obcy, tak dobijający, jak właśnie w tamtej chwili — kiedy siedząc przed pokaźnych rozmiarów kominkiem, wpatrywał się trochę nieobecnie w pomarańczowo żółte płomienie, skaczące z jednego klocka drewna na drugi i docierało do niego, z początku opornie, a potem jak rozszalała ulewa, że nie taką przyszłość planował wspólnie z Dottie za czasów szkolnych. Mieli być razem, wspólnie już na zawsze; razem podróżować, razem rzucać nowe posady w poszukiwaniu innych, razem śmiać się z ograniczenia ludzi i razem ubolewać nad tymi przeżutymi przez życie osobami, które potencjał swój straciły pod ruinami nieudanych małżeństw, w które oboje przecież nigdy zgodnie nie wierzyli. A tymczasem on zaliczał się do tych nieszczęśników, nad którymi można było już tylko płakać, a Dottie spełniała ich wspólne marzenia, z dala od niego, z dala od ich przeszłości, która w tamtym momencie była mu tak szalenie bliska. Pogubili się gdzieś po drodze; on decydując się na spędzenie reszty życia z Rae, ona powierzając mu swe życie w jego ręce, czego nie potrafił wybaczyć sobie do dzisiaj. Przeprosił ją — najpierw w liście (który notabene do niej nie dotarł), potem podczas rozmowy telefonicznej, podczas której Dottie dążyła do konfrontacji, domagała się wyjaśnień tak wnikliwie, że w końcu je otrzymała. Przeprosił ją raz, potem drugi i zrobiłby to jeszcze tysiąc razy, ale nie wierzył już w to, by jakkolwiek mogło im to pomóc — nie kiedy w stawkę wchodziło cudze życie, które w pewnym stopniu przez niego już nie istniało. Wytworzył się między nimi przez to dystans; niewidzialna przepaść, której nie dało się niczym zasypać — ziemia mogła stać stabilnie przez kilka lat, ale w końcu i tak czeluść zaczęłaby się rozsuwać, przerażająco powiększać, aż w końcu pochłonęłaby ich oboje. Dlatego na ten błagający o ratunek telefon zdecydował się dopiero, kiedy za dużo procentów zaczęło krążyć w jego krwiobiegu, dlatego nie próbował już złapać jej, kiedy nagle zamilkła na dwa miesiące. Bał się, że ich ponowne spotkanie doprowadzić może do kolosalnej katastrofy, okropnie tragicznej w skutkach dla każdego z nich. Starał się więc nie poświęcać jej za dużo myśli w swojej głowie ostatnimi czasy — nie zawsze się to udawało, ale chyba zaczął godzić się z myślą, że Dottie dostrzegła towarzyszące tej relacji zagrożenia i nie zamierzała zjawić się w jego życiu już nigdy. I choć decyzja ta nasiąknięta była swoistym bólem, tak szanował ją z całego serca, bo była jej decyzją.
Wpatrywał się ślepo w niezapisane kartki papieru, które od miesiąca powinny zdobić już kolejne rozdziały jego książki, a które straszyły swoją bezgraniczną pustką i napawały jego serce i rozum niepokojem, kiedy to do uszu jego dotarł dzwonek domofonu. Dostrzegłszy na niewielkim monitorze łączącym się z kamerą wychodzącą poza mury jego domu Dottie, poczuł się tak, jakby wszystkie jego wnętrzności najpierw podskoczyły chaotycznie w górę, a potem z impetem rozbiły się na daleko poza granicami jego ciała. Otworzył jej jednak bez ani chwili zawahania, przyglądając się jeszcze przez moment temu, jak olbrzymich rozmiarów brama otwiera się przed nią i jak kobieta przekracza próg jego posesji. A naciskając już klamkę od drzwi, nie czuł niczego poza wdzięcznością i rozradowaniem. Wydał z siebie niemy jęk, kiedy tak rzuciła mu się nagle w ramiona, ale nie narzekał — patrząc na ostatnie wydarzenia, to było najprzyjemniejszym doznaniem, jakie go spotkało. Zaplótł ręce na jej plecach, po chwili sunąc po nich tkliwie jedną dłonią w miarowych odstępach i oparłszy delikatnie podbródek na czubku jej głowy, trwał tak chwilę w ciszy, nie odpowiadając nawet na jej początkowe słowa. Kiedy kobieta postanowiła już wyswobodzić się z tego uścisku, pozwolił zasunąć się na jego stopy i uniósł kąciki ust w uśmiechu. — Dobiegłaś tu przez las deszczowy? — zapytał, marszcząc czoło, ale tylko się z nią droczył — był z niej zadowolony w każdym wydaniu, nawet tym mniej świeżym. Na moment też zwiększył między nimi odległość, by zamknąć drzwi, które w tym uniesieniu pozostawały otwarte na oścież i by wsunąć jej walizkę w głąb mieszkania. — Jesteś w samą porę, jak zawsze — zapewnił jeszcze, nawiązując do jej wcześniejszych słów, ale resztę rozmowy postanowił zostawić na później. — Musisz być zmęczona — zauważył, mierząc ją wzrokiem z góry do dołu z wyraźnym zmartwieniem wymalowanym na twarzy. — Weź kąpiel, ja przygotuję coś do jedzenia i wtedy na spokojnie porozmawiamy — zarządził, już kierując się w stronę kuchni, w której zamierzał podgrzać gotowy już posiłek, bo przecież sam gotować nie potrafił.

Dottie Heughan
sad ghost club
skamieniały dinozaur
40 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ona nie analizowała tego wszystkiego - nie tak, jak on to robił. Może w jej chaotycznym życiu i zabałaganionym umyśle brakowało już miejsca, by zastanawiać się mogła dłużej nad tym, jakie decyzje podjęła pod jego większym czy mniejszym wpływem. A może oszukiwała sama siebie, podświadomie odrzucając to, co mogłoby ją zranić i co doprowadzić mogłoby do tych fatalistycznych wizji, jakie miał Walter. Tak naprawdę tylko jego radę o wyjeździe te trzy lata temu zaczęła brać odrobinę pod wątpliwość. Tak, zgodziła się z nim wtedy oraz dość sprawnie i szybko rzeczywiście wyjechała, ale ciemne chmury rzucające cień na ich relację podążyły za nią aż do Europy. Wiedziała, że zawsze miał na uwadze przede wszystkim jej dobro. Znał ją jak nikt inny - lepiej, niż ona samą siebie. Z tego też powodu nigdy nie pytała go wcześniej dlaczego. Ale wtedy, w początkowych miesiącach wyjazdu, pierwszy raz tak długo i tak daleko będąc od niego, jej umysł sam kierował się w te rejony. Nieważne, jak próbowała go zajmować innymi rzeczami. Rozmowa, którą w końcu odbyli i podczas której uparła się, by wszystko sobie wyjaśnić, trochę pomogła, ale mimo to jakaś zadra w jej sercu pozostała. Chociaż tego nie powiedział i mimo że starała się w ten sposób do tego nie podchodzić, wciąż czuła odrobinę, jakby ją odesłał. Jakby jej chaotyczne życie i kolejne problemy, zawirowania w końcu go przerosły. Jakby miał jej dosyć...
Gdyby to było możliwe, nie wypuściłaby go z objęć już nigdy. Wiedziała, że nieco przeciąga strunę, że jej przyjaciel do przytulaśników nie należy i że sama siebie naraża na odepchnięcie, gdy zbyt mocno wydłuży tę chwilę, ale... Musiała. Mimo bogatego niby słownictwa, nie umiałaby nazwać uczuć, które zawładnęły nią w momencie, gdy znów mogła go dotknąć, poczuć, usłyszeć na żywo. Tęsknota nie oddawała tego kalejdoskopu, radość brzmiało w ich kontekście jakoś niedorzecznie, a ulga nawet nie stała obok. Ostatni raz w podobny sposób - chociaż wciąż tak dalece różny - czuła się w chwili, gdy Jim wracał do domu ze swojej ostatniej wojskowej misji. Ale to nadal nie było to...
Prawie — przyznała rozbawiona jego porównaniem. Właściwie trochę tak się czuła i pewnie też wyglądała. Jakby przebiegła tu całą trasę na piechotę. Gdy on zajął się drzwiami i jej walizką, ona zrobiła dwa kroki w głąb domu. Zjawiła się tu trochę bezmyślnie, nie zastanawiając się nawet, czy w progu zamiast Waltera nie natknie się jednak na jego żonę. Byłą już żonę? Albo na nich oboje. — Czyli jeszcze nie... Bałam się, że już po wszystkim — westchnęła. Nie uważała wcale, że bez niej by sobie nie poradził... no, nie tak zupełnie... ale przez telefon brzmiał tak, jakby potrzebował wsparcia bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. — Zdążę się jeszcze wyspać — machnęła lekceważąco ręką. Tak, była zmęczona, ale nie sądził chyba, że odeśle ją do łóżka przed rozmową? Kąpieli - a przynajmniej jakiegoś odświeżenia się - nie mogła już jednak tak łatwo odmówić. — Dobra, ale to będzie szybka kąpiel! — zawołała za nim, jeszcze przed tym, jak zniknął w kuchni, a sama skierowała się do jednej z łazienek.
Wzięła prysznic, zamiast kąpieli. Nie tylko dlatego, że był szybszy, ale obawiała się też trochę, że w gorącej wodzie i wygodnej wannie po prostu odpłynie. Przez ostatnie trzy lata nie żyła w luksusach - z własnego wyboru decydując się na tanie moteliki, wynajmowane pokoje lub nawet kąpiele w jeziorze i sen pod gołym niebem - ale skłamałaby mówiąc, że trochę za tymi wygodami nie tęskniła. Relaks musiał jednak poczekać, aż napełni żołądek posiłkiem i - co najważniejsze - duszę znów wypełni najlepszym przyjacielem.
Przez całe zaaferowanie zapomniała zgarnąć z bagażu jakichś ubrań na przebranie, więc z braku innych możliwości owinęła się wiszącym w łazience szlafrokiem Waltera, a wciąż mokrym, odsączonym tylko trochę z wody włosom pozwoliła opaść po prostu na plecy. Do salonu, w którym siedział już Wainwright, z dwoma parującymi pudełkami gotowych dań przed nim, przydreptała już boso.
A już myślałam, że zacząłeś gotować — odezwała się rozbawiona od progu do jego pleców, którymi był akurat do niej zwrócony. — Ale niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają — dodała już z większą czułością. Może zabrzmiała przy tym jakoś dziwnie i sentymentalnie, ale... Mimo że w teorii (i w praktyce również) lubiła zaskakiwać i być zaskakiwaną, to jednak bardzo ceniła sobie te momenty, kiedy przez krótką chwilę człowiek ma wrażenie, że przeniósł się gdzieś w przeszłość. Właśnie tak się teraz czuła - nawet, jeśli zwykle to był jej salon, jedzenie przywiezione na wynos, nie odgrzewane, a na tapecie ich spotkania był znów zaginiony Jim... Słodko-gorzkie wspomnienia, ale nie potrafiła ich zapomnieć. Może nawet nie chciała. — Walt... Co tu się wydarzyło podczas mojej nieobecności? — zapytała, podchodząc do kanapy i przysiadając się obok niego. Chciała od razu przejść do konkretów, nim odwróci przypadkiem jej uwagę pytaniami o jej wyjazd i przygody. Teraz były najmniej ważne ze wszystkich tematów, jakie mogliby podjąć.

Walter Wainwright
powitalny kokos
ejmi
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Widmo Jima unosić się miało nad nimi już zawsze, tak samo jak nieznośne poczucie — wypełniające Waltera za każdym razem, kiedy w przebywał w towarzystwie Dottie — że niewystarczająco uwagi poświęcał Raelynn, zaniedbując ją przy tym niewybaczalnie. Przez większość lat ich znajomości tak przecież wyglądały te spotkania — rozhisteryzowana Heughan szukająca swojego męża wspólnie z Wainwrightem, który na rzecz tej pomocy porzucił swą żonę w restauracji, na bankiecie, podczas zakupów czy w jakimkolwiek innym nienadającym się do przemierzania go samotnie, miejscu. Tym razem także kłuło go wrażenie, że zamiast z nią, powinien być teraz z Raelynn, choć była to już tylko pozostałość po przeszłości, dawno zresztą utraconej. Zastanawiał się, czy i ona myślała podczas tych spotkań o Jimie; czy zapominała się czasem na tyle, że gotowa była wyjść znów na mroźne ulice miasta, by odnaleźć go w najczarniejszej alejce. Jak dotąd nie odważył się jednak jej o to zapytać.
Skądże. Spokojnie, to dopiero początek — wyjawił z trochę ponurym uśmiechem. Ten rozwód, który nie działał na niego najlepiej (szok), potrwać miał przecież jeszcze kilka tygodni czy nawet miesięcy — to w głównej mierze zależało od jego silnej woli i samozaparcia. Nie zamierzając dłużej przekonywać jej do zdrzemnięcia się i odpoczynku, po prostu rzucił jej rozbawione spojrzenie, bo nie spodziewał się po niej niczego innego i to sprawiło, że samoistnie na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Dopiero teraz tak silnie odczuwał bowiem, jak dawno się nie widzieli i jakim okropnym było to błędem. Tęsknota za jej obecnością była tak silna, że nawet kiedy zniknęła za drzwiami łazienki, Walter trochę się niecierpliwił — odnosił niejasne wrażenie, że zaraz coś lub ktoś znów mu ją odbierze i nie zdąży się nią nacieszyć.
Parsknął też na to jej błędne założenie, kiedy na nowo do niego dołączyła i pokręcił głową. — Daj spokój. Z każdym dniem chyba coraz bardziej tym gardzę — wyjawił bez oporów, bo przecież Dottie była jedyną osobą, przy której tak szczerze mógł być sobą, a nie facetem przykładającym zbyt dużą wagę do wymaganej kultury i zastanawiającym się, co wypada w danym towarzystwie powiedzieć, a co nie. Miło było zrzucić z siebie choć na moment tę maskę. Odwrócił głowę w jej kierunku i przyglądał jej się przez moment w ciszy, po raz pierwszy od dawna czując zaskakujący spokój w sercu. — Widzisz, tyle lat minęło, a ja jeszcze nie znalazłem nikogo, kto by mnie do gotowania przekonał — westchnął, jakby głęboko zawiedziony, ale naturalnie tylko sobie żartował. Choć prawdą było, że niejedni już próbowali namówić go do tej mistycznej, tajemnej sztuki i za każdym razem niechlubnie polegali. Jej następne pytanie lekko go zdziwiło; był przekonany, że tę rozmowę odłożą na jutro, a teraz zajmą się mniej wymagającymi tematami. Bo czy kwestia rozwodu byłaby dla niej dobrym kompanem do zjedzenia (zapewne pierwszego tego dnia) posiłku? — Och, to nie wiesz? Roboty przejęły władzę, Donald Trump potwierdził, że jest reptilianiem, a Space Needle okazało się statkiem kosmicznym i odleciało — powiadomił ją, śmiertelnie poważnie, bo biedaczkę tyle ominęło w tych deszczowych lasach! — Naprawdę masz siłę, żeby teraz o tym słuchać, Dottie? Nie wolisz opowiedzieć, co cię tak długo trzymało z dala od Lorne Bay? — zapytał, nie mając na myśli powodu, dla którego go nie odwiedzała (to było zbyt boleśnie oczywiste), a co powstrzymywało ją przed przybyciem tu zaraz po jego telefonie. Obawiał się trochę odpowiedzi, ale ostatecznie zdecydował się zaryzykować.

Dottie Heughan


zt
sad ghost club
skamieniały dinozaur
40 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że myślała czasem w takich momentach o Jimie. Choć to nie za pośrednictwem jej męża rozpoczęła się jej przyjaźń z Walterem, ani nawet nie z jego pomocą się ugruntowała, scementowała... To jednak jego zniknięcia z domu i problemy z narkotykami doprowadziły do tego, że Wainwright raz po raz udowadniał jej, że może na nim zawsze polegać. ZAWSZE. Nigdy nie rozpatrywała tego w ten sposób, ale może poniekąd właśnie dlatego przychodziła potem do niego z każdym problemem, czy dylematem? Nie tylko dlatego, że byli tak bliskimi przyjaciółmi i znał ją jak nikt inny, ale też po to, by nie stracić tego poczucia, że cokolwiek by się nie działo, Walt zawsze będzie gdzieś obok? Zawsze po jej stronie. Jego propozycja, by wyjechała, oczywiście sporo zmieniła, ale teraz, kiedy na powrót byli razem, znów to poczuła. Może tym razem to nie z jej powodu się zebrali i nie jej problemy miały grać pierwsze skrzypce, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w końcu byli w odpowiednim miejscu i czasie - tym samym miejscu i czasie.
- To jeszcze dało się bardziej? - zaśmiała się, mimowolnie wracając wspomnieniami do wielu scen z przeszłości, w których ta awersja Waltera do gotowania się ujawniała. Tak naprawdę nie wyobrażała sobie w tej chwili jeść czegoś choć odrobinę bardziej wystawnego. Takie przesiadywanie na kanapie i ciężkie rozmowy zawsze miały smak obcej, nie zawsze dobrej kuchni. - I dobrze. Niektóre rzeczy nie powinny się zmieniać - zapewniła go jeszcze.
- Ty pamiętasz, że Europa nie jest odcięta od reszty świata, prawda? - zaśmiała się, szczerze rozbawiona tym, co wymyślił. Sięgnęła po pudełko z odgrzanym posiłkiem, nogi podwinęła pod siebie i obróciła się tak, by mieć przyjaciela na wprost. - To, że Space Needle okazało się statkiem kosmicznym nawet mnie nie zaskoczyło. Zawsze uważałam, że z tego miejsca muszą się rozchodzić jakieś dziwne wibracje - dodała jeszcze, pozwalając mu na ten krótki moment rzeczywiście odwrócić jej uwagę czymś tak absurdalnym. Na szczęście, tylko na moment. - Oczywiście - odpowiedziała szybko. Tak, była zmęczona, ale jednocześnie także pobudzona. Nawet jakby spróbowała, nie byłaby w stanie zignorować tego tematu. Musiał czekać na nią dwa miesiące. Nie zamierzała odkładać tego nawet o jedną noc. - Myślałam… - że nie chcesz, żebym wracała, zaczęła i dokończyła już w myślach. Wcale nie chciała tego mówić. Nie chciała nawet tak myśleć. Na szczęście prawie w tej samej chwili doszła do wniosku, że Walt nawet nie o to pytał. Nie o te trzy lata, kiedy jej nie było, a te dwa miesiące od ich ostatniej rozmowy, którą tak nagle urwała. Mieszaniny dziwnych, mało przyjemnych uczuć, która ją w tym momencie ogarnęła, nie bardzo wiedziała, jak wyjaśnić. Przysłoniła je uśmiechem. - W wielkim skrócie - moja kartoteka nie jest już taka czysta, jak kiedyś - stwierdziła beztrosko. - Tuż po tym, jak się rozłączyłam, wylądowałam w areszcie. Niesłusznie! Przynajmniej początkowo… - wyjaśniła dość krótko i raczej niejasno, ale to nie o niej mieli rozmawiać przecież. Trąciła go w ramię niegroźnym końcem widelca, zanim zabrała się w końcu do jedzenia. - Nie zmieniaj tematu, Walt. Co się dzieje? - rzuciła jeszcze twardo przed pierwszym gryzem. Ona miała jeść i słuchać, a on mówić. No, przynajmniej w jej głowie tak prezentowało się najbliższe... kilkanaście minut. Może dłużej, jeżeli historia Wainwrighta miała się okazać bardziej skomplikowana. I o ile sama miała wytrzymać, niczego w między czasie nie wtrącając.

Walter Wainwright
powitalny kokos
ejmi
ODPOWIEDZ